W jaki sposób opowiedzieć o Wielkiej Historii? Jak wpisać w nią małe historie narodów, rodzin i ludzi? Jak uchwycić momentalność bycia w świecie? Wielkie tryby mielące codzienność i przygodność życia? Konstelacje ludzkich istnień i przypadkowych życiorysów? Dlaczego życie Marii, poznanej gdzieś w nocy, podczas przejażdżki konnej, w przeddzień wojny światowej jeszcze ani nie pierwszej, ani nie drugiej, bo o przyszłości Maria nic nie wie potoczy się właśnie tak? Dlaczego historia licznej rodziny, trwająca na naszych oczach od tego momentu, aż po wejście Polski do Unii Europejskiej, układa się tak a nie inaczej? Biegnie od punktu do punktu, od jednego pokolenia do kolejnego, kluczy i pętli się, o włos przynosząc szczęście, a częściej dramat i pecha? Dlaczego jednym dane będzie żyć w spokojnych czasach, na uboczu, na wsi, a innym walczyć o przeżycie podczas wojen lub trwać w marazmie czasów komunistycznych? Dlaczego jedni będą mieli szczęście zapomnieć o wszystkim, a innym natrętna pamięć odbierze życie i przyszłość? Dlaczego? Jak?Powieść Krzysztofa Rudowskiego Konstelacje to fabularny zapis takich wielkich pytań, postawionych w niewielkich miniaturach literackich, prozaicznych scenach z życia, przedstawionych w dialogach, szczegółach i migawkach. Zza tych skromnych fragmentów, połączonych wiotką linią sensów, losów i życiorysów, wyłania się obraz rodziny wrzuconej w historię, tę wielką, i tę małą trwającą póki co bez końca.
Polsko-niemiecka historia Dolnego Śląska to temat rzeka, choć nie tylko ją w swojej nowej książce opisuje Wiesław Waszkiewicz. Wielu czytelników odnajdzie w tej barwnej, intensywnej i mocnej opowieści także znajome kształty, widoki czy zapachy dzieciństwa i dojrzewania w PRL-u. Akcja bowiem rozgrywa się na kilku płaszczyznach narracyjnych, które spajane są postacią jednego z głównych bohaterów - Juliusa Stillera. Jaka siła była w stanie skłonić tego Szwajcara, spadkobiercę niemałej fortuny na Zachodzie, do zamieszkania w siermiężnej Polsce Ludowej i powierzenia tragicznej historii swojego życia nastolatkowi z Kowar? Druga wojna światowa nie tłumaczy tutaj wszystkiego. Ważna jest także miłość, sztuka, nadzieja oraz pustka i żal - choć o to, by te dwie ostatnie nie przytłaczały nadmiernie, zadbał Waldi - narrator, postać może nie do końca krystaliczna, której jednak nie sposób nie polubić.
Epidemia ospy z 1963 roku bez wątpienia była jednym z ważniejszych wydarzeń w historii Wrocławia, zwłaszcza w XX wieku, po II wojnie światowej. To, jak wpłynęła ona na miasto, w zestawieniu z tym, jak mogła wpłynąć, do dziś robi wrażenie. Książka Jerzego Bogdana Kosa w plastyczny sposób przedstawia obraz ówczesnej rzeczywistości. Wyostrza ogólne wyobrażenie, jakie można mieć na temat trudnej sytuacji współczesnego miasta dotkniętego zarazą, unaocznia wiele szczegółów, które wraz z upływem lat zacierały się w ludzkiej świadomości lub zostały z niej wyparte, a które po lekturze uzmysławiają czytelnikom skalę grozy i wysiłku, jaki włożono w walkę z wirusem.Książka jest wznowieniem jednej z ważniejszych publikacji dotyczących wrocławskiej epidemii, tzn. Epitafium dla ospy (1991). Jest to edycja poszerzona, zaktualizowana i uzupełniona o nowe fakty i informacje, które ujrzały światło dzienne w ostatnich latach. Jest ona także poniekąd summą publikacji o tej tematyce, gdyż zawiera bogaty przegląd literatury poświęconej tej sprawie oraz cenną bibliografię.Publikacja prezentuje różnorodny materiał, od narracji reportażowej, po przytoczone rozmowy z pierwszoplanowymi uczestnikami wydarzeń, wspomnienia, kronikę, dziennik, ale i podsumowanie całokształtu refleksji nad ówczesną sytuacją miasta i służby zdrowia. Sam opis procedur i struktur reagowania godny jest odnotowania jako świadectwo historyczne. Książa ta to interesujący w wielu wymiarach dokument tamtych czasów.
Dystopia o świecie, w którym rządzi Kościół Jakie masz grzechy? Czy są to grzechy śmiertelne? Czy trafisz za nie do piekła? Czy uratowałaś kogoś, kto nie chciał żyć? I czy boisz się potężnej armii Mocarstwa Watykańskiego? W swojej najnowszej powieści Barbara Sadurska opisuje losy dorastającej dziewczynki i dorastającego razem z nią terroru. Bajka, Bajeczka łączy przenikliwą opowieść o rodzinie ze wstrząsającym political fiction. Na tle małych, codziennych lęków, niesmacznych obiadów, brzydkich ubrań i okrutnych kolegów wybucha Wielka Historia. Losy głównej bohaterki Balbiny splatają się z losami świata podzielonego na pół, świata ogarniętego wojną. Wokół bohaterki piętrzą się tajemnice, których lepiej nigdy nie poznać. Ale Balbina nie potrafi odwracać wzroku. Nawet gdy płonie jej dom. Jako dorosła kobieta usłyszy: "Jesteś śmiercią". A przecież przemoc nie tkwi w niej, tylko w otaczającej ją rzeczywistości. Bajka, Bajeczka to portret dzieciństwa jako czasu, w którym uczymy się zadawania i przyjmowania bólu, na zawsze żegnamy się z przyjaciółmi, wrogami i jesteśmy bardzo, bardzo samotni. To także zaskakująca dystopia o świecie, w którym rządzi Kościół. Barbara Sadurska prezentuje jeden z najbardziej przejmujących obrazów religijnego fanatyzmu i wynikających z niego konsekwencji, jakie znajdziemy w polskiej literaturze. Nauka chrześcijańskiej biologii jest obowiązkowa, ciało kobiet poddawane jest testom i torturom, dziewczynki boją się nawet kichnąć. Opresja puka do drzwi bohaterów i nie da się przed nią ukryć. Jesteśmy w alternatywnej wersji lat osiemdziesiątych XX wieku. A może wcale nie? Może jesteśmy w przyszłości? A może to wszystko dzieje się tu i teraz? Powieść Sadurskiej atakuje zmianami nastroju, zaciska się wokół szyi jak pętla. Przeraża i fascynuje jednocześnie. A my - jak mała Balbina - nie możemy przestać patrzeć.
"Nikt nie woła, każdy pamięta. Filmowy Dolny Śląsk" to z jednej strony pierwsza książka w portfolio Warstw dedykowana kinu, z drugiej kolejny element układanki składającej się na większą opowieść o Dolnym Śląsku, jaką snujemy praktycznie od początku naszego istnienia. Tym razem wspólnie z autorami - Lechem Molińskim (tekst) i Jerzym Wypychem (zdjęcia) - zabieramy czytelników w podroż po regionie, a za przewodników służą nam historie z planów zdjęciowych, opowieści o lokalnych kinach, twórcach i goszczących na Dolnym Śląsku gwiazdach polskiego filmu. Oto co o książce mówią sami autorzy: Oddajemy w ręce Czytelniczek i Czytelników książkę, której ostateczna forma kształtowała się dość długo. Chcieliśmy, by była ona z jednej strony kompleksowym spacerownikiem po śladach dokonań sztuki filmowej w regionie Dolnego Śląska, a jednocześnie selektywnym i subiektywnym przewodnikiem przybliżającym jego kinematograficzne dziedzictwo i specyfikę. Film to słowo i obraz, dlatego przedstawiamy wzajemnie się dopełniające zestawienie tekstów i fotografii. Co ważne, zdjęcia tu ukazane nie sprowadzają się jedynie do funkcji ilustracyjnej, a są wizualną interpretacją przestrzeni opisywanych słowem, wynikiem podróży i eksplorowania filmowego wymiaru Dolnego Śląska.
Mer de Glace to drugi najdłuższy lodowiec w Alpach zalegający po francuskiej stronie masywu Mont Blanc. Właśnie nazwę tego lodowca na tytuł swojego najnowszego tomu poetyckiego wybrała Małgorzata Lebda, laureatka m.in. Nagrody Literackiej Gdynia (2019). Od tytułu wypada tu zacząć, gdyż już on zdradza, że w kontekście wcześniejszych książek autorki mamy do czynienia z nowym otwarciem. Poezja Lebdy, dotąd mocno osadzona w lokalności, bazująca na relacjach rodzinnych, kojarzona z nurtem wiejskim (Granica lasu, Matecznik, Sny uckermӓrkerów), w Mer de Glace zabiera czytelnika w podróż po Polsce i Europie Środkowej. Fotograficzne ujęcia i metaforyczność, stanowiące znak rozpoznawczy tej liryki, przybliżają nam krajobrazy (głównie pozamiejskie), ale też składają się na wielowątkową opowieść o człowieku i otaczającym go świecie.
Bo książka ta to właśnie kilka narracji splatających się w całość, nachodzących na siebie. Mamy tu opowieść o ciele, jego kruchości i złożoności, o zmaganiu się i próbie zapanowania nad nim („Dzisiaj było niespokojne. Przed ruchem należy je nakarmić, / zapytać, jak spało i dlaczego tak krótko”), mamy metaforyczną opowieść o ludziach i ich postawach, radości mogącej płynąć z prostoty codzienności. Opowiada także Lebda w bardzo prozatorski sposób (choć językiem poetyckim) o przyrodzie i jej darach. Jednak opowieść główna – choć nie dominująca formą, za to subtelnie tkana na przestrzeni całej książki – to historia katastrofy, końca świata, który już się dzieje, ale my jeszcze nie chcemy zdać sobie z tego sprawy. Skupiamy się na ostatnich momentach względnego spokoju, ewentualnie oddajemy się zaangażowanym działaniom, których skuteczność ogranicza się tylko do uspokajania sumień („zjednoczone strachy tematów, o których chce się krzyczeć »miałam napisać – wyć, tak«; ruch głowy w stronę pohukiwań; pogrzeby lodowców – nakładanie na nie białych całunów odwracających uwagę słońca”).
Po opublikowanych w 2020 roku Zerwanych rozmowach – wyborze wierszy, który stanowi podsumowanie dotychczasowej twórczości poetyckiej Agnieszki Wolny-Hamkało – nadchodzi zmiana. Autorka „Rastra Lichtensteina” bierze w nawias wcześniej stosowane strategie: rozpoznajemy językowe, utopijne abstrakcje, zimne miejskie obrazowanie i swego rodzaju katastrofizm w stylu „pulp”. Tym razem świat, o którym opowiada, jest rozbity i odwrócony, a chwilowe harmonie, w jakie układa się ziarno rastra, bardziej przypominają raporty mniejszości niż efektowny przegląd kampowych estetyk. To bardzo trudne – zobaczyć piękno w porażce codzienności. Jednym ten tom wyda się surowy, niepokojący, inni dostrzegą w nim intensywność poetyckiego poszukiwania.
Zbiór opowiadań autorstwa cenionych wrocławskich twórców (autorami tekstów są Maciek Bielawski, Beata i Eugeniusz Dębscy, Tomasz Majeran, Jędrzej Pasierski, Krzysztof Rudowski, Nadia Szagdaj, Agnieszka Wolny-Hamkało, Filip Zawada, Andrzej Ziemiański). Opowiadania z pogranicza wielu gatunków i stylistyk oscylują wokół tematu domostwa: jako przestrzeni miłości i przyjaźni, często skomplikowanych relacji sąsiedzkich, tajemnic z przeszłości i zbrodni, a także co aktualne zwłaszcza ostatnio miejsca pracy. Książka objęta jest mecenatem Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Kilkanaście kobiet, a każda niezwykła. Zmagają się z życiem. Idą pod prąd. Kochają, buntują się, pracują i walczą. Biorą się za bary z ustalonym porządkiem świata. Niekiedy znaczy to nawet, że działają wbrew sobie.
Ta w płomiennej sukience to specjalistka od kobiecej poezji pisanej w jidysz, ta zamknięta w klatce z małpami wlazła tam na własne życzenie, do tego twórczyni pojednania polsko-niemieckiego i artystka po ASP, która przygotowuje zmarłych przed ich ostatnią drogą.
Te i kilka innych. Są jak komety. Przyciągają wzrok, intrygują. Obserwujemy je, zaglądamy pod podszewkę ich życia. Dzielą się z nami swoimi przemyśleniami, swoją siłą i swoim buntem. Zarażają entuzjazmem, determinacją, wytrwałością i wolą walki w najsłuszniejszych sprawach.
Nie ma takich kobiet?
Jak dobrze, że są!
Są wszędzie.
Nie ma takich kobiet Violetty Nowakowskiej, wrocławskiej dziennikarki, pisarki i publicystki, to zbeletryzowane biografie mieszkanek Dolnego Śląska, które zasługują na zaistnienie w pamięci zbiorowej.
Dobrze znany polskiej publiczności literackiej ukraiński pisarz Serhij Żadan powraca jako poeta. W październiku do rąk czytelników trafi jego najnowszy i pod wieloma względami wyjątkowy tom Antena. Ten poetycki reportaż z ostatnich lat, które dla Ukrainy okazały się bardzo trudne, przynosi niejedno zaskoczenie. Żadan, niegdysiejszy spadkobierca ruchów awangardowych, zmuszony jest przestroić się na nowe częstotliwości i mroczniejsze tonacje. I choć nigdy nie stronił od tematyki społeczno-politycznej i religijnej, to nowa „antena” wyczula jego wrażliwość, a tym samym poezję na wiele mniej oczywistych kwestii.
Serhij Żadan jest laureatem wielu nagród, m.in. Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus 2015 za powieść Mezopotamia, Nagrody „Mosty Berlina” oraz Nagrody im. Josepha Conrada. Za przekład tomu odpowiada Bohdan Zadura, wybitny polski poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki, laureat m.in. Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius za całokształt pracy twórczej.
Tytułowy Dom to pies, pudel, równolatek niepodległej Ukrainy, mieszkający wraz ze swoją ludzką rodziną w dwupokojowym mieszkaniu w starej kamienicy we Lwowie tym samym, w którym dzieciństwo spędził Stanisław Lem. To właśnie z perspektywy psa autorka czyni go bowiem narratorem poznajemy losy familii Ciłyków w burzliwym okresie gospodarczych i systemowych przemian. I jak to w rodzinie nie brakuje tu sekretów i dramatów oraz wiszącej w powietrzu tragedii.Dla przeciętnego mieszkańca Ukrainy uzyskana w latach 90. niepodległość okazała się być skokiem w nieznane. Zmienił się ustrój polityczny, język, obywatelstwo, pozamykano zakłady pracy. Jedni wieszczyli rychły koniec zmian i powrót w ramiona Rosji, drudzy snuli wizje błyskawicznego rozwoju i dogonienia Zachodu. Jedni i drudzy się mylili. A jak wygląda ta najnowsza historia naszych wschodnich sąsiadów, widziana oczami psa i nieuwikłanej w wielką politykę ukraińskiej rodziny?Wiktoria Amelina podchodzi do tematu w oryginalny sposób. Z obserwacji i refleksji nieprzeciętnie inteligentnego pudla dowiadujemy się o niejednoznacznym stosunku Ukraińców do współczesności, a także poznajemy ich historyczne traumy, jak w soczewce skupione w dziejach rodziny Ciłyków.
Stary dom przy cmentarzu pełen tajemniczych zakamarków, ekscentryczni krewni, dziwne rytuały – i przede wszystkim ojciec, którego alkoholizm wyznacza rytm życia.
Dominika Horodecka z perspektywy dorastającego dziecka snuje mozaikową opowieść o wielopokoleniowej rodzinie. Momentami zabawne, niemal pamiętnikowe historie tworzą obraz z dzieciństwa z przełomu lat 80. i 90., skomplikowanych relacji rodzinnych i dojrzewania w atmosferze dusznej religijności. Pod powierzchnią tych wydarzeń kryje się jednak opowieść o życiu w cieniu uzależnienia ojca, kształtującego życie bohaterki i jej relacje z innymi ludźmi.
To wciągająca, pełna emocji i wrażliwości historia, a zarazem nowy, poruszający głos w polskiej prozie.
Znakomicie opowiedziana historia polskiego wizjonera ukraińskiej państwowości!Tania Malarczuk, jeden z najciekawszych głosów współczesnej literatury ukraińskiej, pisarka niestroniąca od trudnych tematów, debiutuje nad Wisłą książką na wskroś przesiąkniętą motywami polskimi. Zapomnienie uhonorowane tytułem Książki Roku BBC Ukraine 2016 jest rozpisaną na dwie historie i rozciągniętą na przestrzeni lat opowieścią o ukraińskiej państwowości, jej niełatwym kształtowaniu się i jeszcze trudniejszych próbach jej obrony. Centralną postacią jest tu Wiaczesław Lipiński z pochodzenia Polak, z wyboru Ukrainiec, twórca nowoczesnego konserwatyzmu ukraińskiego i zagorzały przeciwnik myśli nacjonalistycznej. Śledząc losy tego niezwykle ciekawego filozofa i polityka, który pewnego dnia po prostu wymyślił sobie nową narodowość, polski czytelnik ma okazję nie tylko lepiej poznać dzieje państwowości naszych wschodnich sąsiadów, ale co istotniejsze, zrozumieć nieoczywistość i swoistą paradoksalność pojęcia naród.
Kochankowie Justycji, książka, która powstawała 27 lat, to zbiór opowieści tylko z pozoru osobnych. Historie ośmiu bohaterów żyjących na przestrzeni od XVII do XX wieku łączy znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Zbrodnie, których się dopuścili, a czasem „tylko” gwałty, rozboje, zdrady i pomniejsze wiarołomstwa, w nieunikniony sposób prowadzą ich do wspólnego celu, jakim jest najwyższy wymiar kary – niekoniecznie oznaczający tylko śmierć. Zbrodnia i kara nie są wszelako jedynymi motywami eksponowanymi przez Andruchowycza. Nie mniejszą rolę w łańcuchu zdarzeń odgrywa bowiem miłość, której, jak się niejednokrotnie okazuje, z całą pewnością można przypisywać sprawstwo kierownicze. Namiętnościom ulegają zarówno szlacheccy watażkowie, polityczni idealiści, jak i dekadenci końca XIX wieku, wszelkiej maści rebelianci, mistycy czy wyrachowani agenci KGB, by wymienić kilku z przedstawionej przez Autora bogatej galerii oryginałów.
Książka Andruchowycza to barwna mozaika literacka osadzona w galicyjskich realiach, łącząca w sobie stylistykę powieści łotrzykowskiej z elementami rasowego kryminału, czy nawet analizy historycznej bazującej na źródłach. Zabawa formą i dystans, tak typowe dla Autora, widoczne są tu na każdym kroku i twórczo rozwijają jego dorobek w tym zakresie.
Całość w subtelny sposób spaja ostatnia, dziewiąta – a właściwie ósma i pół – opowieść, która ma charakter autobiograficzny. Choć Autor z wielu powodów przyznaje w niej, że „Historia niedokończona przestaje być historią”, to choćby z racji miejsca na ziemi, które opisuje, należy mieć nadzieję, że poszukiwanie prawdy, nawet gorzkiej, fragmentarycznej i względnej, ma swój cel. Bo co innego nam pozostaje, tu w Europie Środkowo-Wschodniej czy gdziekolwiek indziej?
Kochankowie Justycji, książka, która powstawała 27 lat, to zbiór opowieści tylko z pozoru osobnych. Historie ośmiu bohaterów żyjących na przestrzeni od XVII do XX wieku łączy znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Zbrodnie, których się dopuścili, a czasem „tylko” gwałty, rozboje, zdrady i pomniejsze wiarołomstwa, w nieunikniony sposób prowadzą ich do wspólnego celu, jakim jest najwyższy wymiar kary – niekoniecznie oznaczający tylko śmierć. Zbrodnia i kara nie są wszelako jedynymi motywami eksponowanymi przez Andruchowycza. Nie mniejszą rolę w łańcuchu zdarzeń odgrywa bowiem miłość, której, jak się niejednokrotnie okazuje, z całą pewnością można przypisywać sprawstwo kierownicze. Namiętnościom ulegają zarówno szlacheccy watażkowie, polityczni idealiści, jak i dekadenci końca XIX wieku, wszelkiej maści rebelianci, mistycy czy wyrachowani agenci KGB, by wymienić kilku z przedstawionej przez Autora bogatej galerii oryginałów.
Książka Andruchowycza to barwna mozaika literacka osadzona w galicyjskich realiach, łącząca w sobie stylistykę powieści łotrzykowskiej z elementami rasowego kryminału, czy nawet analizy historycznej bazującej na źródłach. Zabawa formą i dystans, tak typowe dla Autora, widoczne są tu na każdym kroku i twórczo rozwijają jego dorobek w tym zakresie.
Całość w subtelny sposób spaja ostatnia, dziewiąta – a właściwie ósma i pół – opowieść, która ma charakter autobiograficzny. Choć Autor z wielu powodów przyznaje w niej, że „Historia niedokończona przestaje być historią”, to choćby z racji miejsca na ziemi, które opisuje, należy mieć nadzieję, że poszukiwanie prawdy, nawet gorzkiej, fragmentarycznej i względnej, ma swój cel. Bo co innego nam pozostaje, tu w Europie Środkowo-Wschodniej czy gdziekolwiek indziej?
Książka towarzysząca wystawie „1918–2018: stulecie niepodległości. Polska – światu”
Kuratorem i twórcą wystawy jest profesor Krzysztof Pomian.
„W ciągu stu lat, jakie minęły od odzyskania niepodległości, kultura polska stała się widoczna i znana poza Polską jak nigdy przedtem. Liczni polscy uczeni, myśliciele, pisarze, artyści, działacze społeczni i politycy – mężczyźni i kobiety – osiągnęli rozgłos światowy zaświadczony wpisami na listę światowego dziedzictwa UNESCO, wysokimi stanowiskami, prestiżowymi nagrodami, odznaczeniami, wyróżnieniami, zaproszeniami, przekładami, koncertami, spektaklami, wystawami, pokazami, recenzjami i omówieniami. Każde środowisko wie zazwyczaj o sukcesach w swojej dziedzinie. Niekiedy mówią o tym media, szybko jednak przychodzi zapomnienie. Toteż polska opinia publiczna nie zdaje sobie sprawy z rozmiarów uświatowienia kultury polskiej, z tego, że dotyczy ono nie kilku sławnych jednostek, ale setek nazwisk i tytułów.
[…]
Niniejsza wystawa pokazuje Polskę w świecie. Nie opowiada historii kultury polskiej w ciągu minionego stulecia. Opowiada o recepcji tej kultury przez kultury innych krajów i pod tym kątem dobiera eksponowane materiały. Pokazuje jej twórców, ale przez pryzmat ich obecności w odmiennym od pierwotnego otoczeniu. Przy tej okazji podkreśla rolę polskiej diaspory: fal emigracyjnych, które opuściły Polskę po 1939 roku, przeniosły ze sobą kulturę polską na wszystkie kontynenty, otworzyły przed nią nowe miejsca i krajobrazy, a zarazem wprowadziły ją w innym każdorazowo zakresie do kultury krajów osiedlenia. Podkreśla też niezastąpioną rolę łączników między różnymi kulturami – w tym organizacji międzynarodowych, takich jak UNESCO”.
Fragment Manifestu wystawy
Po entuzjastycznie przyjętym przez krytykę debiutanckim tomie „Atomy” (m.in. nominacja do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”), Urszula Zajączkowska, na co dzień adiunkt w zakładzie Botaniki Leśnej SGGW w Warszawie, ponownie wymyka się ze świata nauki i na moment pozostawia go na rzecz poezji i nieskrępowanej zabawy literackiej.
Wiersze Zajączkowskiej cechuje bowiem precyzja charakterystyczna dla ludzi nauki. Tu każde słowo, każdy przecinek są na swoim miejscu, tworzą logiczną całość. Sama poetka o swojej twórczości pisze: „Świadomość, że z każdym oddechem pochłaniamy tlen, który jeszcze niedawno był w liściu, zwykle gmatwa mi jasne i jednoznaczne spojrzenia. Naukowcy bowiem stoją twardo na ziemi. Jeśli nie mogą czegoś zmierzyć, to mówią, że tego nie ma. Mierzę więc rośliny i kroję. Liczę komórki i badam ich wytrzymałość na zgniatanie. A świat roślin nie jest zimnym światem we własnym zimnym świecie, jak mówił Herbert, czy jak wg. Szymborskiej: nie jest też wcale milczący. Wręcz przeciwnie on bez przerwy, bardzo wyraźnie: wyraża się. Całym swoim ciałem wyraża się. Poznanie języka roślin i translacja na język ludzi przypomina odszyfrowywanie znaków pradawnych symboli pisma. Ale mi ciągle brak ludzkich słów”.
Zbiór krótkich form prozatorskich (opowiadania, opowiastki, zdania zasłyszane i podsłuchane itd., czyli tzw. małe narracje) zawiera teksty drukowane przede wszystkim w latach 1995–2012 w autorskich zeszytach literackich Jerzego Pluty Przecinek oraz w latach 2013–2015 w dolnośląskim roczniku literackim Pomosty.
W tytule Pluta nieco ironicznie nawiązuje do znanego powszechnie wiersza z trzeciej części Dziadów Adama Mickiewicza (Opiewa tysiąc wierszy o sadzeniu grochu). „Pierdołka” to według autora zbioru nazwa gatunku literackiego, co prawda jeszcze nieuwzględnionego w słownikach terminów literackich, gatunku niezwykle popularnego w literaturze współczesnej (i w tej pisanej, i tej ustnej): to niby mało ważne historyjki, opowiastki i zasłyszane/podsłuchane zdania, które można czytać i dosłownie, i metaforycznie.
Czytelnikom prostodusznym, wierzącym jedynie w proste prawdy („nawet w nocy czarne zawsze jest czarne, a białe białe”) nie polecamy lektury opowiadań w godzinach porannych, lecz zawsze wieczorem, najlepiej z kanapką z kawiorem z kapelana atlantyckiego.
Eksperymentalna powieść Andrzeja Falkiewicza, jednego z najoryginalniejszych krytyków literackich i myślicieli, wydana została po raz pierwszy w 1998 roku.
Proza ambiwalentna, trudna do przyporządkowania gatunkowego, nazywana zbeletryzowanym, „ufikcyjnionym” esejem, traktatem metafizycznym, powieścią w listach, czy też wpisującym się w tradycję (neo)awangardy utworem autotematycznym.
Ledwie mrok to opowieść młodej, początkującej aktorki, która ulega wypadkowi i dla której pobyt w szpitalu i rehabilitacja stają się przede wszystkim doświadczeniem wywłaszczenia z własnego ciała. Po powrocie do domu, niejako buntując się wobec poczucia utraty, powołuje się na rzekome zalecenie lekarskie i nakazuje obłożyć gipsem nogi, by przez następne miesiące odgrywać komedię przed bliskimi osobami, które jej doglądają. Skupia się na ciele i ogranicza zewnętrzne kontakty, zagłębia się w opis kalectw, namiętne poetyzowanie cielesnych doznań (poetyckie „mantry”), rozwiązłość i śmiałość doświadczeń erotycznych, prowadzi także korespondencję z filozofem i krytykiem.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?