Szkoła dla diabłów, złośliwe duchy przynoszące nieszczęścia i sprowadzające na złą drogę, łapacz węży – to tylko mały fragment baśniowego uniwersum odtworzonego przez Karola Maliszewskiego w książce „Diabeł z Wilkowca. Baśnie i legendy z okolic Nowej Rudy”. Tekst Maliszewskiego i uzupełniające całość ilustracje Tatiany Tokarczuk składają się na literacką podróż, która przenosi nas do magicznej krainy – wchodzących w skład Sudetów Wzgórz Włodzickich.
Nakreślony tutaj obraz rzeczywistości starszym czytelnikom może przywodzić na myśl baśnie Braci Grimm, przed młodszymi otworzy świat magii i legend, który zostanie z nimi na długie lata. W opowiadanych przez Maliszewskiego historiach splatają się losy ludzi, zwierząt i fantastycznych istot, fakty z historii regionu i istniejące miejscowości stanowią tło dla wydarzeń, w których rzeczywistość zdrowy rozsądek każe wątpić. Ale czy zdrowy rozsądek jest zawsze najlepszym doradcą?
Zabawna, błyskotliwa i odpowiednio przerażająca podróż przez czasy i wierzenia.
Przez trzydzieści lat najczęściej pisałem o wierszach poetów, a tylko okazjonalnie próbowałem rozumieć lirykę kobiet. Kiedy dostrzegłem tę rażącą dysproporcję, dojrzałem do rewizji, do ponownej lektury pominiętych, a może zlekceważonych, zasobów. Mówię o zasobach mojej biblioteki, w której kilku wielkim półkom z tomikami mężczyzn odpowiada tylko jedna z poetyckimi książkami kobiet. Nie wymyśliłem tej dysproporcji, ona wynika ze średniej statystycznej dotyczącej publikacji autorstwa kobiet. Nie ma jednak potrzeby jej dodatkowego celebrowania. Powinno się ją analizować i w miarę możliwości także kontestować.
Z takiej idei wyrasta ta książka – z pragnienia kontestowania wspomnianej dysproporcji i jednocześnie chęci zrewidowania własnej pracy krytycznoliterackiej. Tym bardziej, że te statystyczne uogólnienia zaczynają się kruszyć. Coraz więcej kobiet publikuje, a w ostatnich latach liczba tomików ich autorstwa zaczyna dorównywać liczbie publikacji mężczyzn. Tak, jakby wspomniane poetki chciały zaprzeczyć tezie, że podobno nie można nadrobić zaległości związanych z nieobecnością w kulturze. A ta nieobecność, czy raczej „słaba” obecność, wynikała z uwarunkowań społecznych akcentujących kobiecą uległość i bierność, w efekcie – nieistotność. I tu widać poważne zmiany, wskazujące na wysiłek kobiet walczących o swoją podmiotowość. Wiersz, czy nawet cały ich zbiór, jest tylko fragmentem rosnącej w siłę aktywności, wycinkiem większej przestrzeni artystyczno-społecznych działań kobiet.
Z „Wprowadzenia” Karola Maliszewskiego
Najnowsza poezja wydaje się znacznej części odbiorców bezkształtną magmą; diagnoza Maliszewskiego stwarza możliwość jej względnego uporządkowania, choćby dlatego zasługuje na miano mocnej. Swoją diagnozę uzasadnia autor Bez zaszeregowania w sposób niezwykle prosty: wskazuje kilkadziesiąt poetek tworzących obok nas, zapisujących tu i teraz własne odczuwanie świata, mówiących nowe rzeczy nowymi językami. Rozpoznania Maliszewskiego są punktowe i konkretne; są raczej momentalnymi wglądami w światy piszących kobiet, niż rozbudowanymi analizami ich twórczości. Poznawczy potencjał takich wglądów bywa wielki.
Z recenzji prof. Mariana Stali
bo kosmos potrzebuje mojego szaleństwa
bo kosmos potrzebuje mojej ha ha śmierci!
Kamila Janiak
Proza Karola Maliszewskiego ma już swój rozpoznawalny idiom - jest mocno zakorzeniona w języku, niespokojna, zacierająca granice między poetyckością a konkretnością, osadzona w przestrzeni.
Tym razem drobne okruchy narracyjne składają się na coś w rodzaju gabinetu osobliwości, fantazyjnych postaci, portretów mieszkańców pewnego - znanego nam i nieznanego zarazem - miasteczka, które mogłoby być każdym miasteczkiem, ale jest tym jednym, wybranym przez grę fikcji i fantazji.
Przemyśl-Szczecin to nowa proza literackiego człowieka-orkiestry i zarazem pierwsza, która została zbudowana jak rasowy film drogi. Zamiast kabiny cadillaca mamy jednak wysłużone przedziały PKP, w roli przydrożnych mordowni występuje tu Wars, a w zastępstwie szeryfa napotkamy w tej książce kontrolera biletów. Jest też cała formacja bohaterów - z księdzem egzorcystą na czele - ale Maliszewski wybiera się również w wycieczki osobiste, dzięki czemu wątki autobiograficzne tworzą mieszaninę z dziarskim żywiołem fikcji. Przemyśl-Szczecin to książka o wielu prędkościach, gdzie luźno fruwające cytaty z rzeczywistości przetykane są osobliwymi historiami ludzi, których można spotkać tylko w pociągu. A pociąg rządzi się zasadą karnawału i transgresji. Dzięki temu wymuszone rozmowy zamieniają się w pikantne dialogi, relacje między wyalienowanymi ludźmi zacieśniają się zbyt mocno, a niewinni pasażerowie wcielają się w role nieledwie degeneratów.
Gdy zacierają się szczegóły wcześniejszego życia, dzieciństwo staje się pomysłem na człowieka, poetycką średnią, konfabulacją. Ta książka pokazuje, jak można walczyć z niepamięcią o wiarygodny kształt dzieciństwa, jak po latach rozumieć i odzyskiwać ojca. Jest to również opowieść o szukaniu własnego głosu, o wysuwaniu się na plan pierwszy pewnych, nieraz przypadkowych, form życia i narracji. Jeżeli więc konfabulacja, to symboliczna i mityczna, czyli taka, w której życie zapisuje się samo przez się i głęboko.
Pewnie to jest najlepszy, jak dotąd, tekst prozatorski Karola Maliszewskiego. Jakieś mi się to wydaje dojrzalsze, spokojniejsze, pełne fajnego humoru, autoironii w dobrym gatunku. Obecność Schulza jest ewidentna, ale jakby autor rozbrajał go, a jego Wywyższenie obniżał i sprowadzał z mitycznego Drohobycza do chachłackiego Miłogrodu.
Olga Tokarczuk
?Manekiny? wprawiają w ruch wyobraźnię, a ich intensywność oszałamia. Każde zdanie niesie ze sobą ładunek dodatkowych znaczeń. To proza zadbana w każdym elemencie, gotowa jak noworodek.
Agnieszka Wolny-Hamkało
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?