Życie przypomina podróż pociągiem tyłem do kierunku jazdy. W oddali zostaje wszystko: szum, bieg, ambicje. Za plecami ściana. Pośrodku tej drogi jest przestrzeń.Starość to nie schyłek, lecz etap wolności, w którym odchodzą złudzenia i schematy, a zostaje to, co najważniejsze: świadomość chwili obecnej. "Do przodu tyłem" to refleksje nad tym, jak czas, pasje i suma zebranych doświadczeń kształtują nasze pojmowanie wiary i świata. Podążając osobistą ścieżką autora, odczytujemy różnice między Kościołem a religią, co pozwala na głębsze zrozumienie duchowości, wolnej od lęku i ograniczeń instytucji. To historia o dziecięcej "Bozi" i dorosłym Bogu, który przestaje wzbudzać strach. Dlaczego tak boimy się reform, nie pozwalając na adaptację do nowych realiów? W tej opowieści nie znajdziesz dogmatów, lecz wspomnienia, obserwacje i spokój człowieka, który przeżywa życie, mając oczy szeroko otwarte.Andrzej Zielski - ur. w 1940 r. w Brodnicy emerytowany nauczyciel akademicki, biolog. Pracował na macierzystej uczelni UMK w Toruniu i AGH w Krakowie. Książka powstała z potrzeby podzielenia się swoim dojrzewaniem w wierze i dochodzeniu do prawdy o sobie. Dedykowana jest osobom w jesieni życia i wszystkim zainteresowanym duchowością.
Wśród wierszy Gałczyńskiego mam „swoje” wiersze. Gdy natrafiam na nie w książce, wspominam ich wygląd pierwotny. Ich ojcostwo i macierzyństwo skupione są w jednej osobie, w osobie Poety. Oprócz jednak rodziców i piastunka patrzy na dorastające dziecko trochę jak na swoje. Byłem piastunką kilku nie najmniej ważnych satyrycznych wierszy Gałczyńskiego, pamiętam je, jak były noworodkami, niepodobnymi, oczywiście tylko zewnętrznie, do tych, które dziś znajdujemy w książkach. Wiersze Gałczyńskiego, gdy się rodziły, miały kolor zielony, kolor zielonego atramentu, kształt wielkich i bardzo czytelnych liter, z których specjalną uwagę zwracało „z”, ciągnące za sobą długi ogonek.
Miałem kilka listów od Gałczyńskiego i autografy tych jego „moich” wierszy. Zabrała je wojna. Mam je już tylko w pamięci, widzę je dobrze, pisane na dużych, nieliniowanych kartkach papieru formatu staroświecko zwanego kancelaryjnym, zawsze ręcznie i zawsze chyba zielonym atramentem. Nawet do ostatnich czasów, już w okresie realizacji planu sześcioletniego, gdy tak trudno było wybierać co się chce, Poeta w niewiadomy mi sposób umiał zaopatrzyć się w zielony atrament. Nie wynaleziono jeszcze sposobu kopiowania obrazów z ludzkiej pamięci. Takiego na przykład sposobu, że kładzie się na noc papier do odbitek fotograficznych pod głowę, a rano wyjmuje się z ramek kopię obrazu zachowanego już tylko w ludzkim mózgu. Gdyby taki wynalazek uczyniono, mógłbym ozdobić to wspomnienie licznymi autografami Gałczyńskiego. W mojej redaktorskiej praktyce rękopisy (zawsze rękopisy) dwóch autorów tak odbiły się w pamięci. To rękopisy Tuwima i Gałczyńskiego.
Hrabia Adam Ronikier, autor Pamiętników, został w polskiej historii postacią nieco zapomnianą. W czasie II wojny światowej ten konserwatywny działacz społeczny i polityczny odgrywał bardzo ważną rolę. Kierowana przez niego w latach 1940 – 1943 Rada Główna Opiekuńcza niosła pomoc głodnym, wypędzonym, aresztowanym, a opieką w różnych formach objętych było
– wedle szacunków historyków – od kilkuset tysięcy do prawie 2 milionów ludzi. Aby jego organizacja charytatywna mogła normalnie działać, musiał współpracować z hitlerowskimi władzamu i urzędnikami. Kierowała nim myśl zawarta w haśle: „Naszym najważniejszym obowiązkiem winno być bronienie substancji Narodu, Opatrzności pozostawiając opiekę nad państwem”.
Niektórzy, w tym także działacze Polskiego Państwa Podziemnego mieli mu za złe zbyt bliskie kontakty z okupantem, musiał utrzymywać bowiem kontakt m.in. z generalnym gubernatorem okupowanych ziem polskich Hansem Frankiem. Jednak już w końcu 1940 roku rząd polski na uchodźstwie zbadał zasadność tych zarzutów i stwierdził, że Ronikier działa odważnie i patriotycznie.
Osobiste powiązania Adama Ronikiera pomogły wyciągnąć z więzień i aresztów hitlerowskich w Polsce bardzo wiele osób. Wielokrotnie występował też w obronie Żydów. Domagał się wstrzymania budowy gett i deportacji. Po rozwiązaniu Żydowskiej Samopomocy Społecznej przechowywał w swym mieszkaniu poszukiwanego przez Niemców prezesa tej organizacji Michała Weicherta.
Protestując przeciwko terrorowi okupanta, pacyfikacjom i egzekucjom ulicznym, odmówił udziału w uroczystych dożynkach na Wawelu w październiku 1943 r. Doprowadziło to do odwołania go z funkcji szefa RGO. Gestapo na trzy tygodnie aresztowało wtedy Ronikiera i przesłuchiwało w Krakowie w lutym 1944 roku. Kiedy go zwolniono, hitlerowcy podjęli za jego pośrednictwem próbę nawiązania kontaktu z rządem emigracyjnym i powstrzymania wybuchu powstania warszawskiego.
Hrabia Adam Ronikier opuścił Polskę 18 stycznia 1945 r., tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Krakowa, zagrożony aresztowaniem i karą śmierci, które zapowiedziała w grudniu 1944 r. nadająca po polsku sowiecka rozgłośnia Kościuszko. Zmarł na emigracji w USA w 1952 roku, gdzie został pochowany.
Filozof i historyk idei prof. Bronisław Łagowski, napisał: „Gdyby trzeba było wskazać osobę, która podczas wojny zrobiła dla Polaków najwięcej, moim nominatem byłby Adam Ronikier”.
"Dzwony Nagasaki" to zapiski w formie pamiętnika japońskiego lekarza, który jako jeden z nielicznych przeżywa wybuch bomby atomowej w Nagasaki, spisane po.Jedyna chrześcijańska dzielnica miasta - Urikami, zostaje zmieciona z powierzchni ziemi, a grupa ocalałych lekarzy niesie rannym i umierającym pomoc. Wstrząsający obraz śmierci, który staje się symbolem odkupienia win za grzechy wojny.Mieszkańcy Urikmi jako ofiara przyjęta przez Boga. Książka ta to próba zrozumienia sensu cierpienia, walka o zachowanie człowieczeństwa w momencie, kiedy z dnia na dzień umiera wszelka nadzieja. Historia przesiąknięta głębokim symbolizmem i mądrością, którą posiąść może tylko człowiek prawdziwie doświadczony przez los.Opowieść szalenie wzruszająca i głęboka, którą warto przeczytać.
„Podróże z Badziczem” to pełna ciepła, humoru i dystansu opowieść o życiu w podróży – zarówno tej dalekiej, międzykontynentalnej, jak i tej codziennej między jednym przystankiem a drugim. To zbiór autentycznych, facebookowych relacji z wypraw, które zamieniły się w książkę pełną zabawnych anegdot, zaskakujących przygód, kulinarnych odkryć i przemyśleń snutych między jednym biletem a drugim talerzem. Do tego autorka przemyca też opowieści z dzieciństwa i młodości – pokazując, jak rodzi się pasja do odkrywania świata i opowiadania historii. To lektura idealna na wakacje, na długie wieczory i dla każdego, kto choć raz spakował plecak z myślą: a może by tak gdzieś pojechać… Zaraża miłością do podróży. Wzrusza i rozśmiesza. Bez lukru, ale z sercem. Barbara Szydłowska – podróżniczka, restauratorka i autorka. Od lat wspólnie z mężem Jackiem eksploruje świat, czerpiąc z podróży kulinarne inspiracje, które przenosi do swojej restauracji Forum Kulinarne we Wrocławiu. Jej ukochanym miejscem jest Afryka, do której regularnie powraca. Z wykształcenia biotechnolog i dietetyk, przez wiele lat pracowała w korporacjach, by w końcu oddać się pasji podróżowania, gotowania i pisania. Swoje przygody relacjonuje na Facebooku, a teraz opisała je w książce, która zabiera czytelników w niezapomnianą podróż pełną smaków i niezwykłych historii.
Wspomnienia Marii Rydlowej - prawdziwa skarbnica wiedzy o międzywojennych Bronowicach i młodopolskiej przeszłości KrakowaOsobista opowieść autorki, pochodzącej z bronowickiej chłopskiej rodziny - o dzieciństwie i młodości w Bronowicach Małych, o Krakowie w czasie okupacji i latach powojennych, naznaczonych terrorem stalinowskim, o edukacji, przyjaźniach i życiu codziennym.Bardzo ciekawe są rozdziały o bronowickich Żydach, o życiu w czasie wojny i po wojnie w sławnej Rydlówce, o służbie w Armii Krajowej. W książce przewija się mnóstwo znanych postaci, w tym postaci kobiet - Anny Rydlówny (pielęgniarki i pedagoga, siostry poety Lucjana Rydla), Teresy Kulczyńskiej (krakowianki, córki profesora UJ, pielęgniarki i społecznicy, autorki podręczników) i Pepy Singer (córki bronowickiego karczmarza, będącej pierwowzorem Racheli z Wesela Wyspiańskiego). Te trzy sylwetki kobiet z różnych środowisk społecznych dobrze ukazują zarówno bronowicką, jak i krakowską przeszłość, autorka zaś, pochodząca z ciekawie opisanej chłopskiej rodziny, jak gdyby jednoczy swoją opowieścią te trzy sfery, dzisiaj już słabo rozpoznawalne.Książka barwna, pełna ciekawych anegdot o ludziach zamieszkujących przedwojenne Bronowice, wieś obrosłą literacką legendą, bogato ilustrowana fotografiami z prywatnego archiwum autorki.Posłowie Jana Rydla.
Radiota, czyli skąd się biorą Niedźwiedzie – jeden z najlepszych radiowców wszech czasów w szczerej, chwilami bolesnej, ale zazwyczaj pogodnej i zabawnej książce, która wyjaśnia, skąd się biorą Niedźwiedzie.
Wszyscy znamy głos Marka Niedźwieckiego. Dla wielu to wzorzec radiowego brzmienia. Jest jednym z niewielu mistrzów tworzenia nastroju wyłącznie za pomocą dźwięku.
Ale nie wszyscy wiedza, jaka cenę ten chłopak z Szadku zapłacił za popularność. W swojej nowej książce Marek Niedźwiecki opowiada nie tylko o drodze, jaką rozpoczął w prowincjonalnym miasteczku, ale też o samotności z wyboru, w której żyje w Warszawie.
Mówi też dużo o muzyce, która nie odstępuje go na krok. W ‘Radiocie’ gra w piłkę na cmentarzu, mieszka w zapluskwionym akademiku, w lesie nadaje audycję dla samego siebie, skręca autem tylko w jedną stronę, odkrywa, że Australia to jego ląd wymarzony. Ucieka…
Dla fanów jego kultowego głosu to będzie wyjątkowa przyjemność. Marek Niedźwiecki sam opowiada swoja historię. A jak przystało na człowieka radia – na bieżąco komentuje i opowiada to, czego nie ma w tej książce.
Byli tacy w Szadku, którzy uważali mnie za dziwnego. Nie z powodu wyglądu, lecz zachowania. Jeśli chodzi o wygląd, to fryzurę musiałem mieć obowiązkowo „na jasia” – czyli włoski czesane do przodu i obcięte równo z tyłu, taka fryzura na garnek. Wolałbym być bardziej ekstrawagancki, czyli z przedziałkiem, ale przedziałek był dla starszych, nie dla takich dzieciaczków jak ja. Dlatego szło się na polecenie taty do pana Cajmera – fryzjera w Szadku – gdzie, siedząc na fotelu przed lustrem, przeżywałem traumy zupełnie jak u dentysty. Nienawidziłem „jasia” – w telewizji leciała wtedy bajka kukiełkowa Jacek i Agatka, bohaterowie mieli takie właśnie fryzury „na jasia” ze sznurkowych włosów. Noszenie fryzury „na jasia” sprawiało mi niemal fizyczny ból.
Nie bywałem w sklepach z ubraniami – mama wszystko kupowała sama. Moje pierwsze prawdziwe dżinsy to dopiero szkoła średnia. W podstawówce mogłem mieć polskie, pamiętnej marki Odra. Ale one się nie ścierały jak te prawdziwe. Pracowało się nad nimi cegłą – przecierało się dla efektu, ale prędzej można było zrobić w nich dziurę niż je zetrzeć.
Pierwsze dżinsy kupiłem sobie w Zduńskiej Woli w sklepie Pewexu – to były rifle i kosztowały siedem dolarów, siedemdziesiąt centów. Wranglery były o dolara droższe i to była znacząca różnica. Kupowało się więc te za siedem siedemdziesiąt. Potem kupowałem dżinsy podczas każdego wyjazdu za granicę, jakbym sobie wciąż kompensował ten brak dżinsów w podstawówce.
Mama robiła na drutach, więc my, całe rodzeństwo, chodziliśmy zawsze w takich samych, wydzierganych sweterkach. Może byliśmy nawet modni, bo wtedy się liczyło, że ktoś ma coś oryginalnego, a nie kupione w sklepie spod sztancy. Jednak trochę cierpiałem z tego powodu, bo wolałbym mieć sweter szetlandzki, a nie zawsze ten zrobiony przez mamę na drutach, brązowy, z wzorem w warkocze. Ale to mama decydowała. Może siostra jeszcze mogła coś wymóc, że chce na przykład taką czy inną sukienkę, ale ja nie. Postanowiłem więc, że będzie mi zupełnie wszystko jedno, że nie będę przywiązywał wagi do stroju. Mama robiła swetry, spodnie szył krawiec Glapiński w Szadku. Pan Glapiński szył mi też garnitury do komunii i na studniówkę.
fragment książka
Marek Niedźwiecki – urodzony w 1954 r., dziennikarz muzyczny, jeden z najwspanialszych głosów w historii polskiej radiofonii, przez lata związany z Programem III Polskiego Radia, twórca legendarnej „Listy Przebojów Trójki”, pomysłodawca wielu serii płytowych, m.in. Smooth Jazz Cafe i Muzyka ciszy.
Samotnik, podróżnik, wieczny prowincjusz, miłośnik Gór Izerskich, Australii i australijskiego wina. Zdjęcia własnego autorstwa z wypraw prezentuje na swoim blogu.
OPOWIEŚĆ NA DWA GŁOSYKrystyna Demska-Olbrychska i Daniel Olbrychski - jedna z najbardziej rozpoznawalnych par polskiego życia artystycznego, po raz pierwszy wspólnie opowiada o swoim życiu, przyjaźniach i niezwykłych ludziach, których spotkali na swojej drodze. To nie tylko wciągająca, osobista gawęda o miłości, pasji i wspólnym życiu - to także barwna kronika towarzyska, pełna soczystych anegdot i zakulisowych historii z udziałem największych postaci polskiej i światowej kultury. Andrzej Wajda, Adam Hanuszkiewicz, Agnieszka Osiecka, Krystyna Janda, Maryla Rodowicz, Jerzy Hoffman, Maja Komorowska, Michaił Barysznikow i wiele innych fascynujących osób na kartach tej książki pokazuje swoje mniej znane, prywatne oblicze.Chcemy się z Państwem podzielić naszymi skarbami, opowieściami o spotkaniach, przyjaźniach, przygodach z niezwykłymi ludźmi, których los postawił na naszej drodze i którzy sprawili, że bieg przez życie stał się fascynujący, a setki przystanków na trasie obdarowywały nas wiedzą, czułością i serdecznością fantastycznych przyjaciół. Mieliśmy i mamy szczęście. Do ludzi i do losu. Do siebie. Po prostu: dary losu.Zaczęłam czytać wieczorem, o 2:00 w nocy byłam nieszczęśliwa, że się skończyło. Dziękuję za nasz czas, nasze życie, naszych przyjaciół, nasze poczucie humoru, za codzienność i chwile wyjątkowe. To dzięki takim zapiskom i wspomnieniom trwa i przetrwa.Krystyna JandaLekkość pióra, lekkość szabli, lekkość serca. Ludzie, o których tak pięknie opowiadają Krysia i Daniel Olbrychscy, są także dla mnie "darami losu". Ale przede wszystkim są darami dla polskiej kultury, której przez lata nadawali i nadają treść i formę. Ta książka to świeckie sanktuarium miłości i wiary. Miłości do ludzi, zwierząt, miejsc i tradycji. Wiary w dobro, kulturę i przyzwoitość. A jak zaczniesz ją czytać, nie oderwą cię od niej nawet Danielowym konikiem.Jacek CyganW tej książce wszystko jest ciekawe, bo i autorzy są postaciami wielce fascynującymi. Daniel, mój szkolny kolega, rozmawiał, romansował, pił wódkę z wszystkimi, z którymi warto było to robić. Wybitny aktor - był idolem mojego pokolenia. Polska spsiała i, pogubiona, potrzebowała swojego Kmicica, który pokaże, jak można otrząsnąć się z konformizmu i przejść na jasną stronę mocy. Daniel do tego świetnie się nadawał i o tym między innymi jest ta książka.Adam Michnik
Oddajemy do rąk czytelników opowiadanie - miniaturę Renaty Klamerus. To wspomnieniowe opowiadanie, momentami o cechach dokumentu, ma na celu przybliżenie dzieciom urodzonym w XXI wieku, wnukom pokolenia naszych bohaterek, jak się żyło dzieciom w PRL-u, że można było przeżyć bez komórek i komputerów, że wiedzę czerpało się z papierowych książek. Opowiadanie nie ma na celu negowanie zdobyczy XXI wieku, ale ma pokazać, że bez tych wszystkich zdobyczy techniki, bez tych udogodnień dzieci żyły normalnie, rozwijały się, uczyły się języków, gry na instrumentach i wyrastały na porządnych ludzi. Kształciły się i dobrze sobie radziły. Autorka nie wybiela bohaterek, które były normalnymi dziećmi, które czasem robiły głupstwa, ale w trudnych sytuacjach potrafiły sobie poradzić i nie migały się od roboty.Nikt im niczego nie ułatwiał, a wręcz odwrotnie wymagano od nich pomocy.Dni były wypełnione obowiązkami i to według autorki jest tajemnicą zdrowej dorosłości. W tamtych czasach, zdanie rodziców było święte. Rodziców należało słuchać i szanować ich ciężką prace. Kiedy dzieci dorosły nie miały tak zwanych dwóch lewych rąk i ze wszystkim sobie radziły.
To jedne z najciekawszych wspomnień dotyczących pierwszej Wojny Światowej na morzu. Autor oddaje w nich hołd zapomnianej już dziś flocie Austro-Węgier, która znikła z mórz świata wraz z klęską monarchii w pierwszej wojnie światowej.
Platynowe włosy, stalowa wola i historia, która łamie stereotypy
Ikona polskiej logistyki. Pierwsza kobieta prezes polskich portów morskich stojąca na czele Zarządu Morskiego Portu Gdańsk. Autorytet w różowych szpilkach – czyli Dorota Raben, kobieta, która w świecie biznesu zdobyła logistyczny Mount Everest.
Droga na szczyt nie była jednak łatwa. W Polsce lat 90. – w zdominowanej przez mężczyzn branży – przypominała karkołomną wyprawę, podczas której największym wyzwaniem okazała się walka ze stereotypami i… własnymi demonami.
Dorota – w różowych strojach, z platynowymi włosami – nie dała się jednak złamać. Na tle panów w granatowych garniturach wyglądała jak kolorowy fajerwerk, a sukcesy osiągała równie efektownie.
Ta książka to opowieść o życiu pełnym burz i huraganów, wzlotów i upadków, o ludziach, którzy wspierali – i tych, którzy rzucali kłody pod nogi. O ekstremalnie ryzykownych decyzjach, jakich można się spodziewać podczas wyprawy na szczyt. I o kobiecej determinacji, która bywa silniejsza niż u niejednego generała.
Życie Franza Kafki obrosło wieloma mitami. Wpłynęła na to nie tylko jego sugestywna twórczość, ale także przekłamania, mające swoje źródła w najbliższym przyjacielu Kafki, Maxie Brodzie.Ernstowi Pawlowi udało się sportretować Kafkę jako człowieka, którego losy były bardziej poruszające niż powstałe wokół nich mistyfikacje. Tworzy obraz kogoś, kto sprawnie obracał się w świecie, niezwykle cenionego pracownika, którego kompetencje i zaangażowanie nagradzano awansami i podwyżkami. A także bardzo świadomego pisarza. Autor wychodzi poza legendę Kafki - bezbronnego, znerwicowanego urzędnika. Nie pomija jego twórczości, ale skupia się na życiu, korzystając z wielu źródeł, nie tylko dzienników i listów.Pawel niczego nie osądza, rzetelnie omawia wiele trudnych spraw: stosunek Kafki do judaizmu, jego relacje z rodzicami, zwłaszcza z ojcem, burzliwy związek z Felicją Bauer czy romans z Mileną Jesenską. Oto kronika życia pisarza, a jednocześnie portret środowiska i epoki.
W dzieciństwie przeżyła rzeczy, o których chciałaby zapomnieć. „Będziesz nikim” – słyszała wielokrotnie, nawet w domu rodzinnym. Te doświadczenia naznaczyły ją na zawsze. Mimo to już jako nastolatka stanęła na podium olimpijskim. Minęło ponad dwadzieścia lat od jej największych sukcesów i wciąż jest najbardziej utytułowaną polską sztangistką.
Agata Wróbel pojawiła się w polskim sporcie nagle, wyważyła drzwi, momentalnie stała się zawodniczką światowej klasy, mimo że wcześniej przerzucała tylko kamienie w rzece. Równie nieoczekiwanie zeszła ze sceny. Na swoich zasadach, po angielsku. Po prostu zniknęła.
Śmierć matki wywróciła jej życie do góry nogami. Straciła zapał, podupadła na zdrowiu. A sport wystawił jej ogromny rachunek: traci wzrok, czucie w rękach i nogach. Do tego wpadła w długi i depresję. Po latach życia w biedzie stara się wszystko uporządkować.
W spisanej przez Mateusza Skwierawskiego autobiografii wraca do pięknych sportowych chwil, szczerze rozlicza się ze sobą i opowiada otwarcie o rzeczach, które dotąd trzymała w ścisłej tajemnicy. Chce, by czytelnicy zrozumieli, co doprowadziło ją do obecnego stanu. Dźwiga życiowe ciężary, znacznie większe niż w czasie kariery. I walczy. Jeszcze nie upadła.
Boże, proszę Cię o silną wiarę, odwagę przyjmowania Twojej Woli, mądrość i pokorę. Panie, jeśli to już koniec mojego życia, to proszę, daj mi rękę i zabierz mnie do swojego domu, którego nie umiem sobie wyobrazić, ale na pewno chcę tam być z Tobą.Tak rozmawiałam z Jezusem za każdym razem, kiedy moje serce przyśpieszało do ponad stu uderzeń na minutę, ciśnienie krwi wzrastało do dwustu na sto, silny ból pojawiał się w klatce piersiowej i traciłam oddech. To skutki działania chemii o nazwie Sutent, którą zalecono mi, gdy nasiliły się dolegliwości związane z nowotworem jelita cienkiego GIST szóstego stopnia złośliwości. Dzięki chorobie moja relacja z Jezusem stała się bardzo bliska.Książka przedstawia historię Bożeny Dobrowolskiej, która od lat zmaga się z nowotworem jelita cienkiego. Niedawno zdecydowała się na zapisanie swoich przeżyć, aby dodać otuchy innym chorym i wskrzesić w nich nadzieję na lepsze jutro. Pokazuje przy tym, jak Bóg działa w jej chorowaniu i codziennym życiu, a także udowadnia, że z Nim wszystko może być łatwiejsze.
Tulia przez prawie 30 lat nie dostała prezentu urodzinowego.
Nie mogła nosić krótkich spódnic. Wyrażać głośno swojego zdania. Nie było jej wolno spotykać się z ukochanym chłopakiem. Bo nie należał do Świadków Jehowy.
Wiedziała, że ktoś od razu doniesie o jej „grzechach” i godzinami będzie musiała opisywać je przed komitetem sądowniczym. Wierzyła, że tak właśnie powinno być. Bo powinna być posłuszna Jehowie. Bo tak mówili jej wszyscy, którym ufała.
Czemu więc zaczęła wątpić? Co sprawiło, że w kloszu, pod którym żyła, pojawiły się pierwsze pęknięcia?
Osobista historia o życiu w świecie, gdzie radość jest grzechem, prywatność jest sprawą zboru, a odejście – zerwaniem ze wszystkimi, których się kocha. Opowieść o dziewczynie, która wybrała wolność.
Tratwa z pomarańczamiW tej autobiograficznej opowieści Maciej Hen wspomina epokę wczesnego PRL-u. Kreśli obraz życia codziennego widziany oczami dziecka. Chłopiec z warszawskiej inteligenckiej rodziny czyta książki, słucha Beatlesów, marzy o zostaniu artystą i przeżywa pierwsze miłości. Jednocześnie odkrywa swoją żydowską tożsamość i mierzy się z narastającym antysemityzmem, który zapowiada wypadki Marca '68. Obserwujemy, jak do świata bohatera powoli wdzierają się nieufność i strach. Żydzi są zmuszeni "podawać na wyjazd"."Tratwa z pomarańczami" pozostaje jednak pochwałą życia. Autor nie godzi się złożyć swojego dzieciństwa w ofierze Historii, jego książkę rozświetlają sceny pełne humoru, ciepłe wspomnienia miejsc i ludzi, czuły portret matki. W dziejowych zawirowaniach najpewniejszym ratunkiem okazuje się, nie po raz pierwszy, darząca się nawzajem troską mała, ludzka wspólnota.
Niewielki, ale najistotniejszy z utworów autobiograficznych Josepha Conrada (1857–1924) to niezwykle atrakcyjna literacko opowieść: autoironiczna, momentami nadzwyczaj emocjonalna. Widzimy chłopca wędrującego palcem po mapie i składającego sobie obietnicę: „Pojadę tam”; młodzieńca, którego fascynacją i przeznaczeniem staje się morze; młodego człowieka rozpoczynającego pisanie na poważnie; pisarza, który spotyka bohatera swojej pierwszej powieści. A to zaledwie kilka przebłysków z Conradowskiego notatnika, małego, jakże jednak gęstego od barwnych opowieści rodzinnych, prywatnej mitologii, galerii postaci na czele ze stryjecznym dziadkiem, który w czasie odwrotu wojsk napoleońskich z Moskwy zjadł litewskiego psa.
I wojna światowa widziana oczami chłopa żołnierzaNiezwykły pamiętnik i jedno z najbardziej przejmujących świadectw epokiO wyjątkowości wspomnień Karola Omyły decyduje kilka czynników. Po pierwsze to rzadki w polskiej literaturze przykład książki, opisującej losy żołnierza walczącego w I wojnie światowej. Po drugie, niesamowita jest postać samego autora - chłopa ze wsi Soblówka na Żywiecczyźnie, który postanowił spisać swoje dzieje. Czytając dziś tekst Omyły, odczuwamy nieustające zdziwienie: skąd u niego potrzeba pisania? I tak wysoki kunszt literacki?Pamiętnik obejmuje lata 1907-1918. Omyła zaczął go spisywać w 1927 roku, gdy miał 36 lat. Dystans czasowy nie spowodował w tym przypadku rozmycia opisywanych zdarzeń, przeciwnie - autor ukazuje Wielką Wojnę w konkretach i szczegółach: ataki na wroga, zdobywanie pożywienia, czyszczenie broni, odniesione rany. Czytelnik towarzyszy żołnierzowi armii austriackiej od wymarszu na front w 1914 roku, jego oczami obserwujemy bitwę pod Gorlicami, Przemyślem, Brześciem i we Włoszech nad Piawą.Omyła jest także ludowym filozofem. Wojnę przedstawia szczegółowo i chronologicznie, ale potrafi jednocześnie ukazać dramatyzm sytuacji, grozę działań wojennych i tęsknotę za rodziną. Rodzina zresztą zajmuje w tym pamiętniku szczególne miejsce. Karol Omyła wspomina swe dzieciństwo, pierwsze miłości, szczerze pisze o trudnych relacjach z ojcem i o swoim małżeństwie. Powstaje w ten sposób bezcenny obraz życia na wsi w I połowie XX wieku.Niewiele w polskiej literaturze tak mocnych i wyrazistych wspomnień. Jeśli jakąś książkę można nazwać "literaturą źródeł", to właśnie dzieło Omyły.Pamiętnik Karola Omyły, szeregowca, a następnie podoficera c.k. armii, należy do najcenniejszych ze względu na niebanalną formę i bogactwo treści. Dzięki żołnierskiej perspektywie okopów i marszów czytelnik otrzymuje zupełnie inny obraz wojny niż z perspektywy generałów, oficerów czy polityków i ma możliwość obcowania z tekstem prostym, uwodzicielsko pięknym i szczerym.Andrzej Chwalba
Dziwne jest serce kobiece... Wspomnienia galicyjskie to lektura dla czytelnika, który skądinąd znając dzieje polityczne Polski, odnajdzie tu zapis emocji, marzeń, nadziei, radości i smutków dziesiątków barwnych postaci z krwi i kości, których wielowątkowe losy wpisane są w kontekst ledwo co zarysowanych wydarzeń wielkiej historii. Matkę mego Ojca widziałem nie więcej niż dwa, trzy razy w życiu. Miałem wówczas lat kilka, Babcia odpowiednio więcej... Była więc osobą mało mi znaną i emocjonalnie dość odległą; tak poukładały się rodzinne losy. Ale wszystko się odmieniło, gdy okazało się, iż w zasadzie bez większego trudu potrafię odczytać dość specyficzny, zawiły charakter Jej pisma. A było co czytać i przepisywać; pozostawiła dwadzieścia jeden stukartkowych zeszytów zapisanych gęsto, trudno czytelnym pismem. Wspomnień obejmujących osiemdziesiąt lat życia, niemal dzień po dniu notowanych. Przepisując rękopis poznawałem nieznaną mi wcześniej Babcię, lepiej niż gdybym spędził z nią dzieciństwo. Poznawałem Jej myśli, marzenia i poglądy. Stawała mi się coraz bliższa z każdą przeczytaną i przepisaną stronicą. Dowiadywałem się o Jej dniu powszednim, o zajęciach domowych, dzieciństwie mego Ojca i jego rodzeństwa, o Jej pasjach społecznych, zamiłowaniach artystycznych, współpracy z prasą początkowo lwowską, później sądecką, krakowską, pomorską... Rafał Skąpski Książka została nagrodzona przez "Magazyn Literacki KSIĄŻKI" tytułem Wydarzenie Edytorskie 2019 roku oraz uzyskała nominację do Nagród Historycznych POLITYKI za rok 2019 w kategorii "Pamiętniki, relacje, wspomnienia".
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?