Kim jest Zofia Bobowicz? Dzięki jej świadectwu, w którym opisuje swoją pracę edytorską w paryskim świecie wydawniczym, odkrywamy portret autorki - niezwykłej literaturoznawczyni, tłumaczki, redaktorki wydawnictw, pośredniczki między polskim a francuskim rynkiem wydawniczym"". (Czesław Porębski)""Ta opowieść wydawnicza, rodzaj ""dziennika profesjonalnego"", jest pasjonująca dla każdego, kto pracuje w świecie książki"". (L'Harmattan)""Przeczytałem książkę Zofii Bobowicz dwukrotnie - w oryginale i w przekładzie, za każdym razem z przyjemnością i w poczuciu, że mam do czynienia z istotnym przyczynkiem do dziejów recepcji literatury polskiej za granicą"". (Ireneusz Kania)""Jeżeli szeroko rekomenduję tę książkę, to również dlatego, że oprócz jej wartości historycznej i dokumentarnej, cennej dla naukowców interesujących się transferem interkulturalnym, pokazuje, jak ważna jest pasja w walce o literaturę w świecie, gdzie jest dla niej coraz mniej miejsca. Po przeczytaniu jej ma się ochotę powiedzieć: ""Bravo, Madame, merci za wypełnione zadanie!"""". (Danielle Risterucci-Roudnicky)
Wydany w 1932 roku "Marsz Radetzky'ego" to kronika schyłku i upadku Monarchii Austro-Węgierskiej opowiedziana przez pryzmat historii trzech generacji rodziny von Trottów. Jej początkiem jest bohaterski czyn Józefa Trotty, który ratując życie cesarza w bitwie pod Solferio, przeszedł do legendy, z którą będą musieli się zmierzyć jeszcze jego syn i wnuk.
„Pamiętam pogrzeb, któremu się przypatrywałam z okna Burgu – pisała we wspomnieniach Karolina Lanckorońska. – Przesuwał się przed naszymi oczami arcydługi pochód arcybiałych koni ciągnących karawan, wozy i powozy. Służba na koniach i powozach miała stroje hiszpańskie, znane nam z szesnastowiecznych portretów”. Gdy trumnę cesarza Franciszka Józefa I przewożono do krypty kapucynów, w miasteczku W. na Morawach składano do grobu – oczywiście tylko na kartach książki Rotha – ciało ostatniego z Trottów. Dla młodej Polki, której serce było przy Legionach Piłsudskiego, pogrzeb monarchy stanowił już tylko widowisko historyczne. Dla jej ojca, Karola Lanckorońskiego, austriackiego patrioty i admiratora „wielkiej narodowościowej mozaiki w ramach cesarstwa”, był zapowiedzią kolejnych katastrof. Dla starosty von Trotty i samego autora powieści był końcem świata. Świata, który Joseph Roth stopniowo coraz bardziej idealizował i któremu w Marszu Radetzky’ego wystawił niezwykły pomnik.
Tomasz Fiałkowski
Czytaja?c wielka?, ro´wna? prozie Gogola i Czechowa, proze? Szolema Alejchema, w rozbawieniu ulegamy podobnemu wraz˙eniu, jakiemu ulega czytelnik Dziejo´w Tewji Mleczarza i widz Skrzypka na dachu. Istnieje jakis´ los, jakas´ bieda, kto´ra jest cze?s´cia? s´wiata. Jest bohater, kto´ry postanawia cos´ zmienic´. Jest niero´wne zmaganie człowieka z prawem. Jest zły obro´t spraw. Lecz jest i czułos´c´, kto´ra ratuje cała? logike? i cały chaos zdarzen´ od szyderstwa, odrzucenia, a nawet buntu.
Czytaja?c humoreski Alejchema, przede wszystkim – jak to z humoreskami bywa – s´miejemy sie? i us´miechamy. Rozpoznajemy w sobie pamie?c´ Anatewki i miasteczek Marca Chagalla, udomowiony przez kulture? pejzaz˙przedpogromowych z˙ydowskich miasteczek. Wiosek kolorowych, roztan´czonych, rozmarzonych o Bogu i o tysia?cach spełnionych sno´w. Po lekturze całos´ci, z cieniem us´miechu na ustach, płaczemy. Opłakujemy do przodu, w przyszłos´c´. Wiecznie aktualne sylwetki biedako´w, kto´rzy o swej ne?dzy rozmawiaja? z samym Bogiem, jak ro´wni z ro´wnym. Jego przemieszanym, wielobarwnym i wielowa?tkowym je?zykiem.
(ze wstępu Jarosława Mikołajewskiego)
Wyjątkowy osobisty śpiewnik ułożony przez trzy kobiety, które pragnęły ocalić od zapomnienia tradycję rodzinnego muzykowania i coraz mniej znane melodie żydowskie oraz nazwiska ich twórców: znaną pisarkę i publicystkę Bellę Szwarcman-Czarnotę, jej siostrę Dorotę Szwarcman - dziennikarkę muzyczną i córkę Różę Ziątek-Czarnotę - skrzypaczkę.
Nuty, teksty pod nimi i biogramy kompozytorów spisała Róża Ziątek-Czarnota. Noty o pisarzach i poetach sporządziła Bella Szwarcman-Czarnota. Jest ona też autorką przekładów z jidysz. Osobny wstęp oraz rozdział o śpiewach chasydzkich przygotowała Dorota Szwarcman.
Piosenki, pieśni, kołysanki. Śpiewane i grane przez babcie, ciocie, rodziców i dzieci, w radości i smutku, przy pracy i od święta, dla zabawy i dla ukojenia, wspólnie i solo, są nie tylko na zawsze bliskimi sercu melodiami, ale także swoistym wehikułem czasu, rozmową pokoleń.
Coraz bardziej ulotne słowa żydowskich piosenek i nuty śpiewów chasydzkich zapragnęły ocalić od zapomnienia trzy kobiety złączone więzami krwi i tradycją rodzinnego muzykowania, która przetrwała czas Zagłady. Ułożony przez nie śpiewnik jest książką wyjątkową, bo głęboko osobistą. Autorki dzielą się swoimi refleksjami na temat wszystkiego, co domagało się utrwalenia na papierze. A to – oprócz pieczołowicie spisanych tekstów i melodii utworów – brzmienie języka, pamięć o bliskich, którzy odeszli, życiorysy pisarzy i kompozytorów, niekiedy zapomnianych, wspomnienia jasnych chwil dających nadzieję na przyszłość…
„Słowo jest jak złote jabłko otulone siateczką o maleńkich oczkach. Jeśli spojrzy się na nie z pewnej odległości – powiada Majmonides – albo niezbyt uważnie, wydaje się ono srebrnym jabłkiem. Wszelako uważny obserwator dostrzeże, że za srebrną siateczką kryje się złote jabłko. Takie są też słowa proroków, gdyż poza powierzchownym, prostym znaczeniem zawierają głębszą mądrość. Można by dodać, że proste znaczenie jest srebrem, ale to głębsze, ukryte – jest jak złoto. Jednak największą wartość mają wtedy, gdy zdołamy uchwycić oba. Podobnie jest z pieśnią – ważne tu są słowa, ale też muzyka. Co więcej, nie wystarczy odśpiewać pieśń, ona musi też być wysłuchana…”
Bella Szwarcman-Czarnota – pisarka, publicystka, redaktorka i tłumaczka. Jak nikt inny pisze, wykłada i opowiada o żydowskiej kulturze, tradycji, filozofii, duchowości, literaturze. Siostra Doroty i matka Róży.
Dorota Szwarcman – Jako publicystka i krytyk muzyczny współpracowała z wieloma opiniotwórczymi czasopismami; obecnie jest związana z tygodnikiem „Polityka”. Otrzymała dwukrotnie nagrodę Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków oraz Odznakę Honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.
Róża Ziątek-Czarnota – skrzypaczka. Ukończyła z wyróżnieniem studia magisterskie w Akademii Muzycznej w Katowicach, a także studia podyplomowe w specjalizacji skrzypce historyczne.
Trudno polubić tę postać. Nikołaj Tarabas zdaje się przeciwieństwem Mendla Singera, pamiętnego Hioba z powieści, którą Roth ogłosił cztery lata wcześniej. Mendel był pobożny, bogobojny, prosty. Był całkiem zwyczajnym Żydem, a jego życie, zanim Bóg zapragnął go wypróbować, płynęło spokojnie, niby nikły, nędzny strumyk pośród ubogich brzegów. Tarabas, niegdyś chrześcijanin, teraz bezbożnik o mrocznym sercu, któremu pozostała wiara w siłę, fatum i cygańskie wróżby, niekiedy czuł się jak stary człowiek, który tęskni za straconym życiem, któremu jednak nie zostało już dosyć czasu, by zacząć nowe. Tamten skromny nauczyciel o niewinnej duszy; ten znowuż zawodowy oficer, włóczęga, morderca i wreszcie święty pokutnik. Obydwaj nieszczęśni, tyle że Mendel nieszczęściem ludzi srogo chłostanych przez los, Tarabas zaś mocą własnej nienawiści i pychy, którą zagłuszał nikczemność, bezmyślność i pustkę swego hałaśliwego i heroicznego życia.Owo heroiczne życie jak to często w książkach bywa miało swój całkiem nieliteracki pierwowzór. Był nim pewien Polak, oficer armii Hallera, który na wojnie wytargał za brodę i upokorzył rudego Żyda, nieznanego nam ani z imienia, ani z profesji. Niegodziwość ta (czy jedyna, jakiej się wtenczas, w latach pierwszej wojny, dopuścił?) tak bardzo ciążyła na jego sumieniu, że postanowił odnaleźć poszkodowanego, uzyskać od niego przebaczenie, a nawet oddać mu cały majątek. Jeżeli Nikołaj Tarabas jest powieściowym odpowiednikiem hallerczyka, to rudym Żydem jest Szemaria, posługacz w bożnicy i strażnik świętych zwojów. Wdowiec, ojciec rewolucjonisty, największy nieszczęśnik w sztetlu. Prawdziwy Hiob tej historii.Pointa Tarabasa jest optymistyczna, dobra na przypowieść o występku, skrusze i odkupieniu. Jak było naprawdę, nie wiadomo(ze wstępu Piotra Pazińskiego)W Tarabasie rzeczywiście nie ma ani analizy, ani motywacji, a tylko przedstawienie. Psychologia sprowadzona jest do exemplum i jak w ewangelicznej przypowieści zawarta w czystym opowiadaniu. Nawrócenie Tarabasa nie jest analizowane ani usprawiedliwiane, tylko opowiedziane; Roth inspiruje sie gatunkiem literackim, który Martin Buber nazywa świętą anegdota, w którym wypowiedź może wyraźnie być powiązana ze zdarzeniem. W świetle takiej nierozdzielnej jedności faktów i sensów, życia i nauki, każde zasugerowane podobieństwo rozwiazuje się w jednym tylko z możliwych zakończeń: symbolika seksualna aktu strzelania z broni palnej zmienia się tedy w legendarna rzeczywistość bluźnierczych strzałów do malowideł przedstawiajacych akty kobiece, które zapowiadaja dwuznaczny cud, zwiastujacy przemoc i obserwowany oczyma przesadnego i podekscytowanego tłumu jako nadziemskie zjawisko wyrażone w formach ikonograficznych średniowiecznej sztuki sakralnej.Claudio Magris, Daleko, ale od czego? Joseph Roth i tradycja Żydów wschodnioeuropejskich
Nabu jest małym uchodźcą. Takim, jakich tysiące wędruje dziś do Europy, żeby znaleźć bezpieczny dom. Jakich tysiące tonie w Morzu Śródziemnym.
Poruszająca książeczka dla dzieci i dorosłych. Napisana przez Jarosława Mikołajewskiego, zilustrowana przez Joannę Rusinek.
Nabu mieszka za morzem. W wiosce, w której co i raz płoną domy. Również jej dom rodzinny. Pewnego razu postanawia uciec. Chce znaleźć dom murowany, który się nie spali. A kiedy go znajdzie, zaprosi do niego rodziców i brata.
Idzie bardzo długo i nadzwyczaj dzielnie. Podczas wędrówki nabija sobie guza o mur, którego nie widać. Kaleczy się o niewidoczne druty kolczaste. Dowiaduje się, że do pięknego jeziora mogą wejść tylko ci, którzy mieszkają po drugiej stronie. Na brzegu morza próbuje wsiąść do łódki, której nie ma, więc musi przepłynąć je wpław...
Jarosław Mikołajewski: „To już trzecia książeczka, jaką z Joasią Rusinek napisaliśmy i narysowaliśmy dla wydawnictwa Austeria o sprawach z pozoru wyłącznie dorosłych. Kreska i Kropek opowiadała o tej pierwszej chwili, kiedy w małym człowieku przyjaźń przeradza się w miłość. Trzy pierścienie – o tym, jak pewien Żyd odpowiedział na pytanie, która religia jest najlepsza. Wędrówka Nabu jest książeczką o uchodźcach i o tym, jak bardzo ich życie zależy od nas”.
Géza Röhrig (1967), który dzieciństwo spędził w budapeszteńskim sierocińcu i w rodzinie zastępczej, za młodu uprawiał muzyczny underground w legendarnym punkowym zespole Huckleberry, systematycznie prześladowanym przez komunistyczne władze Węgier. Później studiował filologię węgierską i polonistykę oraz reżyserię (w klasie Istvána Szabó). Ukończył szkołę teatralną. Pod wpływem rodziny Rosenthalów sprawującej nad nim opiekę, a także po wizycie w Auschwitz, gdzie znalazł się w ramach wycieczki studenckiej, postanowił zostać chasydem na Bronksie, dokąd wyjechał w 2000 roku. W nowojorskim Jewish Theological Seminary uzyskał dyplom nauczyciela Tory i podjął pracę mełameda.
Jeszcze na Węgrzech zagrał w kilku filmach, a w 2015 roku został odtwórcą głównej roli w węgierskim dramacie Syn Szawła (reż. László Nemes), uhonorowanym następnie Oskarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
Röhrig jest autorem sześciu zbiorów poezji i tomu prozatorskiego Oskubana papuga Rebego. Pisze po węgiersku.
O ile Żydzi z Juden auf Wanderschaft opuszczają ojczyznę, rozbitkowie wojenni starają się do niej wrócić. Ale droga tych ostatnich jest równie zwodnicza i nie kończy się odnalezieniem Heimatu, lecz stwierdzeniem braku i nieistnienia ojczyzny. Synowie, jak powiedziano w powieści Zipper i jego ojciec (1928), wracają do ziemi obcej, na której nie znajdują już niczego, ponieważ wszystko zostało im odebrane przez ojców winnych tego, że ich wysłali na wojnę. Synowie polegli pod Kartaginą, a ojcowie, którzy przeżyli, ukradli im wszystko, zdążyli spłodzić dzieci z dziewczynami, przeznaczonymi właściwie dla nich. Ci, którzy wrócili, czują się fremd, „obcymi w tym świecie, wracają bowiem z państwa cieni”, a błękitne światła na grobach poległych są okrutnym requiem dla uspokojenia tych, co pozostali przy życiu.
(Claudio Magris, Daleko, ale od czego? Joseph Roth i tradycja Żydów wschodnioeuropejskich)
Roth zamienia ustny przekaz chasydzki we fragmentaryczną i wielowątkową rekonstrukcję dokonaną przez postać narratora z nowoczesnej powieści: głos opowiadający o swoich dwu Icherzahler zaczyna od modelu magida chasydzkiego, by dojść do conradowskiego kapitana Marlowa.
Z prawa i z lewa, przypowieść o asymilacji, ukazuje nieodwracalne utożsamianie się Ostjude – i człowieka w ogóle – z fałszywą ojczyzną, w nacjonalistycznym bałwochwalczym podziwie. W tym znaczeniu asymilujący się Żydzi naśladują europejskie grzechy […]
Przeciwieństwem tego świata jest Nikołaj Brandeis ze swoją osobistą „egzotyczną” prawością, która pozwala mu zapanować nad tym zagrożonym światem, czyniąc z niego jedną z pierwszych postaci Rothowskich poza Historią, jak to pokazują jego „nieeuropejskie” związki z przyrodą; jedną z pierwszych postaci żyjących w wymiarze innym niż horyzontalno-historyczny. […] Pozostaje jednak sobą, choć jest to stan negatywny; umykająca wieloznaczność jego postaci („jeden, dziesięć, dwadzieścia, sto”) nie jest anonimowym spłaszczeniem, ale ciemnym i tajemniczym oporem, odmową zaszufladkowania, którego domaga się społeczeństwo. Paweł Bernheim to jego przeciwieństwo […] to znakomity „aryjski” przykład zasymilowanego Żyda, który w kompromisie ze światem utracił własną tożsamość: postać, jakiej literatura Europy środkowo-wschodniej pozostawiła niezliczone portrety…
Claudio Magris
Daleko, ale od czego? Joseph Roth i tradycja Żydów wschodnioeuropejskich
Hotel „Savoy” jest wielką powieściową metaforą drogi na Zachód, widzianej jako błędna ścieżka ku pustyni, coraz dalej od Ziemi Obiecanej, jak podróż do Sodomy; hotel i jego piętra uporządkowane wedle hierarchii społecznej, przypominające kręgi dantejskiego świata, symbolizują piekło i śmierć. [...]
Hotel „Savoy” jest zbudowany jak scenariusz filmowy, jak seria obrazów czy sekwencji (coś w rodzaju nemezis kina w stosunku do Rotha, który go nienawidził ze ślepą zaciekłością); można by zauważyć, że powieść jest skonstruowana jak nieskończona gra przenikań, które rozpadają się na okruchy, fragmenty i pojedyncze detale – odmalowane z suchą realistyczną precyzją godną Neue Sachlichkeit – w płynnym kontekście ogólnej irrealności i niepewności. Jak na obrazach Chagalla elementy świata żydowskiego są osadzone w ramach rozpadającego się świata paryskiego, tak też w Hotelu „Savoy” strzępy rozdrobnionej nowoczesności splatają się z epickim archaizmem motywów żydowskich: obojętność żebraków i pokątnych handlarzy walutą, dziwny pogrzeb w czasie zamieszek, cmentarz żydowski, majestat milionera Bloomfielda, niezepsutego Zachodem…
"Kiwka" to książka o swobodzie tworzenia, o poważnej ironii, o pożytkach ze śmierci Boga, o brazylijskim futbolu, o niezbędnych podpórkach pamięci, o przekładzie literackim, o fikcjach, które ratują życie i nauce, która od życia ucieka.
Zaczyna się od Jezusa na krzyżu, kończy sprawą Dreyfusa i opowiada o pułapkach egzystencji oderwanej od rzeczywistości. Jest wyznaniem wiary autora w wyzwalającą moc kulturowych mediacji, które nie wykrzywiają życia, lecz je podtrzymują. Jest pochwałą literatury i przekładu jako medium doskonałego.
Jej bohaterami są Friedrich Nietzsche, Gustave Flaubert, Garrincha, Arthur Conan Doyle, Fernando Pessoa, Tony Judith, Peter Sloterdijk, Albert Einstein, Robert Walser, Soren Kierkegaard, Marcel Proust i inni.
Michał Paweł Markowski
autor, wydawca i tłumacz kilkudziesięciu książek filozoficznych i literackich. Od 2010 szef Katedry Języka Polskiego i Literatury oraz Wydziału Slawistyki na University of Illinois w Chicago. Profesor wizytujący na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dyrektor Artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada. Ostatnio publikował "Politykę wrażliwości: wprowadzenie do humanistyki" (Universitas 2013) oraz "Dzień na ziemi" (Wydawnictwo Poznańskie 2014), tom złożony z fotografii, powieści i esejów podróżnych.
„Notatki komiwojażera to świetna bezspornie książka. (…) W tych czasami beztroskich na pozór, »obiektywnie« kreślonych obrazkach zamilkłej przeszłości Żydów, zawsze pod powłoką prostych i trafiających do przekonania słów, znajdujemy smutek tragicznego narodu. Mieszkaliśmy z tym narodem przez wiele wieków pod jednym dachem, znaliśmy go tak mało i widywaliśmy go w bardzo wypaczonych zwierciadłach.
Notatki komiwojażera tę przede wszystkim mają wartość, że przy całym swoim prostym i bezpretensjonalnym artyzmie są zawsze prawdziwe”.
(ze wstępu Jarosława Iwaszkiewicza)
„W ostatnim okresie twórczości Rotha, oddanego również osobiście „mitomańskiej” autodestrukcji (jak pisze David Bronsen), wschodnio-żydowski Ulisses zdaje się zauważać pustkę swojego punktu archimedesowego usytuowanego poza rzeczywistością i zdaje się zmieniać kierunek, dążąc w stronę umyślnego zatonięcia. (…)
Podobny jest los Nissena Pieczenika, który osiąga swój prawdziwy Heimat na dnie morza, obok Lewiatana (…). Jak na początku, tak również na końcu Roth powraca, by zidentyfikować Ostjudentum i Austriazität, metaforę habsburską i metaforę żydowską: bohaterem pieczętującym taki koniec może być zarówno Nissen Pieczenik czy ostatni Trotta, który decyduje się milczeć i strzelać, i rezygnuje z literatury, jako, że „przyjmuje na siebie los zaginionego”, ale nie los historyka zapomnianych wydarzeń. Na końcu swojej drogi Roth całkowicie rozmył wszelkie rzeczywiste punkty odniesienia i zniszczył teren, na którym można było budować jakąkolwiek konstrukcję narracyjną. Pozostaje mu już teraz tylko przestrzeń imaginacji: opowieść może być jedynie przypowieścią, stylizacja nicości, ironiczną ucieczką w książkę.”
Claudio Magris
Daleko, ale od czego? Joseph Roth i tradycja Żydów wschodnich
Wydawany w Warszawie tygodnik „Izraelita” był najważniejszą trybuną żydowskich środowisk integracyjnych na ziemiach polskich w XIX wieku, a drukowane tam przez pół wieku teksty są skarbnicą wiedzy nie tylko o tym środowisku, ale też o całej społeczności żydowskiej Królestwa Polskiego. Aby przybliżyć szerszemu gronu czytelników to niewystarczająco wykorzystywane źródło, zespół badaczy z Wrocławia i Warszawy przygotował obszerny wybór reprezentatywnych tekstów „Izraelity”, uporządkowanych w 17 rozdziałach, poprzedzonych wstępami i opracowanych w starannej edycji krytycznej.
Autor – dysponując niezwykłą, wielodyscyplinową i wielojęzyczną erudycją – dokonał wielu odkryć i przeprowadził samodzielnie (a konkurencja łatwa nie była, wszak Jabesa komentowali myśliciele i badacze wybitni) całościową lekturę zarówno dzieła Edmonda Jabesa, jak i, za jego pośrednictwem, na jego przykładzie, tak określonej przez siebie „żydowskiej filozofii nowoczesności”. Nie mówiąc już o ogromnej robocie tłumaczeniowej, bez której ta pierwsza po polsku i od razu tak ambitnie pomyślana monografia jednej z ważniejszych postaci nowoczesności byłaby nie do pomyślenia.
prof. dr hab. Krzysztof Kłosiński
(Uniwersytet Śląski)
"W banalnym łańcuchu konsekwencji negatywnych i przypadkowych rozbłyśnie chaos egzystencjalny i społeczny. Roth jest mistrzem w snuciu cienkich i ledwie widocznych nici maleńkich pomyłek, wydarzeń mało znaczących, przypadków banalnych i pozornie pozbawionych następstw, drobnych ustępstw i nieświadomych zaniedbań, które niepostrzeżenie oplatają jednostkę w sieć, z której nie sposób się uwolnić, w pułapkę bez wyjścia. W Historii tysiąca i drugiej nocy Roth osiągnie szczyt swoich poetyckich możliwości w tym kierunku, rysując z ukrytym, lecz porywającym potencjałem narracji błahy, ale fatalny łańcuch pomyłek i niewielkich upadków, które doprowadzą Taittingera do ruiny, a frywolny układ społeczny zastąpi tutaj, z nie mniejszą mocą, antyczne przeznaczenie". Claudio Magris
Pomyli się ten, kto po „Historię tysiąca drugiej nocy ” sięgnie, spodziewając się melancholijno-ironicznego obrazu c.k. Monarchii – choć będzie miał szansę powałęsać się po wiedeńskich knajpach, hotelach i burdelach, choć poczuje smak apfelstrudla i piwa okocimskiego, choć pozna logistyczne kulisy spontanicznych spacerów Franciszka Józefa po mieście i urzędniczo-armijne obyczaje tamtych czasów. Pomyli się również ten, kto da się uwieść tytułowi i pierwszym stronom książki, sugerującym, że oto mamy do czynienia z nieco uwspółcześnioną baśnią wschodnią, której akcja nie wiedzieć czemu przeniesiona została do najbardziej chyba mieszczańskiej stolicy Europy.
Owszem, na kartach powieści – jak w dawnej, niewinnej jeszcze literaturze erotycznej – pojawia się egzotyczny gość otoczony wezyrami, eunuchami i kochankami wybranymi spośród 365 kobiet, które tworzą harem cesarza „wszystkich krajów Persji”. Owszem, akcja nabiera tempa, gdy – jakby w niemym kinie – na morzu zaczyna szaleć niespodziewana burza. Owszem, jedna noc, którą szach spędza z wiedenką (nieświadomy oszustwa: nie z tą, którą wybrał), uruchamia ciąg zdarzeń. Niczym w klasycznym melodramacie, tanim romansie albo reportażu z bulwarówki (nota bene ten ostatni gatunek, wykorzystany niemal „postmodernistycznie”, spełnia w historii Rotha dość istotną, ponurą rolę).
Nie oczekujmy od austriacko-żydowskiego pisarza lektury łatwej i przyjemnej. Dostaniemy od niego obuchem wprost między oczy. Skonfrontowani zostaniemy z bezwzględną, ale i współczującą analizą ludzkiego losu – owej plątaniny przypadków i (najczęściej złych) decyzji, planów i zbiegów okoliczności, strachów i pożądań, oczekiwań i możliwości, złudzeń i rozczarowań. Będziemy musieli poradzić sobie z moralitetem, w którym nie znajdziemy prostego podziału na dobre i złe, który w niczym nam nie pomoże, nie ułatwi życia. Wprost przeciwnie.
Agnieszka Sabor
Wydany w 1932 roku Marsz Radetzky'ego to kronika schyłku i upadku Monarchii Austro-Węgierskiej opowiedziana przez pryzmat historii trzech generacji rodziny von Trottów. Jej początkiem jest bohaterski czyn Józefa Trotty, który ratując życie cesarza w bitwie pod Solferio, przeszedł do legendy, z którą będą musieli się zmierzyć jeszcze jego syn i wnuk.
Boi Kala! Przybywaj Oblubienico!Refren hymnu Lecha dodi Pójdź, mój ukochany, naprzeciw Oblubienicy powitajmy Szabat!, jest odniesieniem do talmudycznej opowieści jak mędrcy wiali Święty Dzień. Rabi Chinina wychodził na pole i mówił: Pójdźmy, wyjdźmy naprzeciwko Szabatu Królowej!, a rabi Janaj ubierał strój szabatowy i mówił: Boi Kala! Boi Kala! Przybywaj Oblubienico! (Bawa Kama 32b).Lecha dodi to hym liturgiczny śpiewany w synagodze, w piątek po zmierzchu, na przywitanie Szabatu. Pierwsze litery zwrotek hymnu tworzą imię jego autora rabiego Szlomo Halewi Alkabeca, szesnastowiecznego kabalisty z Safed.Mój ukochany może być odczytane jako odniesienie do Boga lub też do przyjaciela, z którym wychodzi się przywitać Oblubienicę, czyli Szabat.Arizal włączył ten hymn do swojego modlitewnika i z biegiem czasu pieśń te stała się integralną częścią piątkowego nabożeństwa. Jest ona śpiewna na różne melodie Żydzi sefardyjscy śpiewają ją na melodię starszą nawet niż sam tekst, a wśród Żydów aszkenazyjskich można usłyszeć melodie, w których pobrzmiewają wpływy ludowych pieśni niemieckich i polskich.Na początku Stworzenia każdy dzień tygodnia, za wyjątkiem Szabatu, miał swoją parę. Dzień pierwszy i czwarty łączy stworzenie światła i ciał niebieskich, drugi i trzeci stworzenie wody i zgromadzenie jej w postaci mórz, piąty i szósty stworzenie żywych istot w morzu i na ziemi. Tylko siódmy dzień, szabat, nie miał partnera. Wówczas Bóg obiecał Szabatowi, że partnerem dla niego będzie naród żydowski. Dlatego Żydzi wychodzą, by powitać Szabat tak, jak pan młody wychodzi na powitanie swojej Oblubienicy.Według Szaar hakawanot, wypowiadając ostatnią zwrotkę hymnu, należy obrócić się ku zachodniej stronie i przy słowach wejdź Oblubienico najpierw skłonić się na prawo, a następnie na lewo i ku przodowi. Zgodnie z nauczaniem mędrców Szachina Boska Obecność znajduje się na zachodzie. Gdy człowiek wypowiada słowa: Wejdź Oblubienico, wejdź Oblubienico! powinien uświadamiać sobie, że w tym momencie otrzymuje dodatkową duszę szabatową.Ponadto przejście powszedniego świata w święty Szabat odzwierciedla wyzwolenie Szechiny i narodu żydowskiego z wygnania. Hymn Lecha dodi kieruje się zatem ku czasom, gdy nawet podczas tygodnia będziemy doświadczać tej samej świętości, jakiej doznajemy w Szabat.Oby dzięki temu śpiewnikowi w każdym żydowskim domu rozbrzmiewał w Szabat głos radości i wesela, gdy będziemy się cieszyć obecnością Szabatu Oblubienicy żydowskiego narodu.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?