Arcydzieło, nie bardzo daje się definiować. Arcydziełem jest to, co do czego zgadzamy się, że jest arcydziełem. Musi zatem zyskać odpowiednią liczbę entuzjastów, a niekiedy trwa to długo. Musi przejść próbę czasu, a bywa przecież, że popada na pewien okres w zapomnienie. A przede wszystkim musi mieć w sobie to nieuchwytne coś, co pozwala mu spełnić powyższe warunki. Nie musi przy tym wcale zostać dokończone i ostatecznie wycyzelowane przez autora, by wspomnieć, obok Prousta, choćby Kafkę i Musila – ba! może być w połowie przerwane jak "Tristram Shandy". Jednym z jego atrybutów jest to, że umyka gatunkowej klasyfikacji, a do tego nabiera z czasem nowych walorów. W poszukiwaniu utraconego czasu stało się dla nas, poza wszystkim innym, arcyciekawą powieścią historyczną – jednym z najdoskonalszych literackich świadectw epoki, przede wszystkim zaś tego, co ukrywała uwodzicielska fizjonomia fin de siecle’u. Myślę, że o prawdziwej wielkości dzieła przekonujemy się, kiedy pozwalając mu się – nierzadko z trudem – porwać, spostrzegamy nagle, że nie tyle my czytamy, ile to ono podstępnie nami czyta, a najdziwniejsze nawet przypadki bohaterów w najbardziej nawet osobliwych dekoracjach ("Guliwer" Swifta na przykład) opowiadają o nas samych – i potem nigdy już nie potrafimy pozbyć się ich z pamięci. Jestem najgłębiej przekonany, że W poszukiwaniu utraconego czasu spełnia z naddatkiem wszystkie te kryteria. Wawrzyniec Brzozowski
Mój przekład nie jest (i nie może być) ostateczny. Nie staram się poprawiać poprzednich tłumaczeń ? gdyż nie były błędne. Oddawały one język czasów, w których powstały, były ówczesną interpretacją sztuk Czechowa i dały mu intensywną obecność w historii polskiego teatru. Od tamtego czasu zmieniła się jednak polszczyzna. Zmienił się także sposób gry aktorskiej. Pogłębiliśmy wiedzę na temat życia i twórczości autora. Natomiast nie zmienił się sam Czechow ? jest wciąż współczesny, aktualny w swej wymowie i języku. Niniejsze przekłady są wynikiem moich wieloletnich studiów nad jego twórczością i oddają Czechowa, jakim go słyszę, czuję, odbieram. Nie słyszę w nim praktycznie archaizmów (pojedyncze frazeologizmy), nie słyszę poetyzmów. Staram się też być jak najwierniejsza oryginałowi, który się nie zestarzał, gdyż język rosyjski przeszedł inną drogę rozwoju niż język polski, nie uległ tak głębokim zmianom. […] Pragnę, by polski Czechow przemówił językiem naszych czasów. Ale też w żadnym wypadku go nie uwspółcześniam, nie stylizuję, „nie podkręcam”, staram się oddać rytm i tempo współczesnej polszczyzny.Agnieszka Lubomira Piotrowska
"Księga pocałunków" to obszerny wybór wierszy jedynego jak dotąd czeskiego laureata literackiej Nagrody Nobla, Jaroslava Seiferta, o którym Roman Jakobson, znawca wielu literatur, bez śladów zawahania napisał, że jest „największym lirykiem w tysiącletniej historii literatury czeskiej”. Wybór i tłumaczenie to dzieło Leszka Engelkinga, który dorobkiem praskiego poety zajmuje się od wielu lat. Tom zawiera poezje ze wszystkich okresów twórczości Czecha, szczególnie uwypukla jednak jej trzeci, najdojrzalszy etap. Seifert osiągnął w swej późnej poezji niekwestionowaną wielkość. Utwory z ostatnich tomów, sprozaizowane, surowe, ogołocone z ozdób i poetyckich pięknostek, pisane jak gdyby z perspektywy brzegu śmierci, bliskości przeprawy na drugą stronę, ale zarazem zmysłowe i nasycone erotyzmem, pełne są ogromnej prostoty, jak wiadomo, dostępnej nielicznym pisarzom, prostoty nigdy nie ocierającej się o uproszczenia, pełne są również łagodnej autoironii i statecznej ludzkiej mądrości, za którą stoi doświadczenie całego życia w niełatwych czasach i nieuchronnego zbliżania się jego kresu.Drugi element Seifertowskiej publikacji to pełniąca rolę posłowia pierwsza w naszym kraju monografia poety. Jej autorem jest również Leszek Engelking. Wybór poezji i posłowie stanowią jedną całość, która pozwala śmiało wejść w dzieło czeskiego twórcy i od razu pogłębić wiedzę o nim i o przemianach jego poezji.
"Książka Kandyńskiego pomyślana była jako podręcznik i przeznaczona przede wszystkim dla studentów. Dziś stanowi ona klasyczną pozycję w literaturze światowej, jest nieodzowną i poszukiwaną pomocą w studiach teoretycznych i w malarskiej praktyce" - Stanisław Fijałkowski. "Rozwijane na stronach tej książki analizy są odzwierciedleniem eksperymentalnej metody nauczania, przyjętej przez Kandyńskiego w czasie jego pracy w Bauhausie. W centrum tej metody pozostaje doświadczenie i obserwacja, ukierunkowana na to, co pozornie najprostsze i najbardziej elementarne. Wszystko jednak, począwszy od owych podstawowych składników formy, w toku analiz wprawione zostaje w ruch, uzmysławiając niewyczerpaną różnorodność możliwych powiązań i oddziaływań, tak w sferze plastycznej formy, jak i poza nią... Choć praca ta stanowi „przyczynek do analizy elementów malarskich”, elementy wizualne opisywane są w niej przy pomocy licznych paralel do innych sztuk: muzyki, tańca, architektury, a także form przyrodniczych. Poszukiwana przez Kandyńskiego „jedność sztuk” przejawia się tu na poziomie ekspresyjnych pokrewieństw, odkrywanych w podstawowych środkach, które artysta na powrót pragnie ożywić" - Agnieszka Rejniak-Majewska.
Poza dobrem i złem oraz Z genealogii moralności są niewątpliwie najważniejszymi, wzajemnie dopełniającymi się dziełami Nietzschego rozwijającego w nich główne idee swej dojrzałej myśli. W Poza dobrem i złem Nietzsche wypracowuje jej podstawy teoretyczne (teoria woli mocy i teoria sił jako podstawa dionizyjskiej wizji świata), czyniąc to w kontekście uogólnionej krytyki nowoczesności. Natomiast Z genealogii moralności, najbardziej, obok Narodzin tragedii, spójne tematycznie i koncepcyjnie dzieło Nietzschego jawi się jako kontynuacja Poza dobrem i złem w tej mierze, w jakiej teoria woli mocy zostaje w tym genealogicznym dziele zastosowana do analizy pochodzenia wyobrażeń religijno-moralnych, i w jakiej przedstawiona w Poza dobrem i złem krytyka nowoczesności jako zwieńczenia europejskiego nihilizmu w dziele tym znajduje swe uzasadnienie genealogiczne.
Podobno tłumacz musi się zakochać w umyśle poety, aby poświęcić ogrom czasu jego emocjom i myślom. I przełożyć je na własny język możliwie najżarliwiej. A własny język powinno się rozumieć nie tylko jako język rodzimy, ale też język tłumaczowi współczesny, w jakim sam myśli i którym mówi na co dzień; naturalny, niearchaiczny, nieupozowany na epokę nieznaną mu z autopsji.
Zachwyt tłumacza poezji i jego sztuka przekładu mogą zastąpić, skompensować myśli i formy „zgubione w przekładzie”. Bo przekładanie poezji nie jest aktem w najwyższym stopniu twórczym, nie jest też samotnym, ponieważ otwiera się na współpracę z mistrzem.
Umysł Dickinson wydaje się mózgiem, sercem, duszą i dodatkowym zmysłem w jednym. A każde z nich służy, szczerej do bólu, ekspresji uczuć, choćby przesłanie zabrzmiało grzesznie, makabrycznie lub bluźnierczo.
(fragment wstępu)
„Galicyjskie żywoty” to zbiór esejów historycznych, literackich i podróżniczych. Wszystkie one dotyczą twórczości, ale również miejsc bliskich takim ludziom, jak Paul Celan (Czerniowce), Joseph Roth (Brody), Joseph Conrad (Berdyczów), Jerzy Stempowski (Szebutyńce). W książce autor opisuje nie tylko ich losy, ale również wieloetniczną i skomplikowaną historię obszarów, na których się urodzili, jak również dzisiejszy charakter tych ukraińskich miast i miasteczek.
Eseje składają się na jedną opowieść wpisaną w historię, przestrzenie i różne ludzkie losy. Dawid Szkoła opisuje zatem miejsca, które już nie istnieją, życie pisarzy, a czasem też bohaterów ich książek, postaci historycznych, ale również dzisiejszą rzeczywistość Ukrainy. Skupia się także na zwykłych ludziach, tych bezimiennych bohaterach historii, na którą nie mieli wpływu, a jej skutki dotykały ich najbardziej. Dużą uwagę zwraca również na los wschodnioeuropejskich Żydów, jak również całą wieloetniczną historię galicyjskich oraz podolskich miast i miasteczek.
Du côté de chez Swann – pierwsza, ukończona powieść Marcela Prousta, ukazała się we Francji tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej, zaś jej przekład na język polski – dwa lata przed wybuchem drugiej. Autorem tłumaczenia był Tadeusz Boy-Żeleński, niekwestionowany autorytet w dziedzinie przekładów literatury francuskiej. Dla co najmniej dwóch, lub trzech pokoleń czytelników polskich, nie znających języka oryginału, był przez wiele lat, aż do dzisiaj, jedynym i niezastąpionym mediatorem, wprowadzającym ich w świat niepowtarzalnej prozy Prousta, którą tłumacz chciał przerobić w polszczyźnie na „normalną” w zapisie powieść. Tymczasem W stronę Swanna i cały siedmiotomowy cykl W Poszukiwaniu utraconego czasu, zwany „powieścią”, należy do gatunku utworów prozatorskich, żywiących się różnymi językami: eseju i poezji, filozofii i krytyki społecznej, bezlitosnej analizy ludzkich charakterów i religii Piękna, zaszyfrowanego w malarstwie, literaturze i muzyce.
Czy lektura Prousta – jednego z największych pisarzy XX wieku – może przekazać nam dzisiaj coś ważnego? W czasach zdominowanych przez konsumpcjonizm, zorientowanych na karierę, stawiających na operatywność w działaniu, zżeranych przez podziały ideologiczne i polityczną nowomowę?
Otóż w najbardziej ponurych czasach – stalinowskiego terroru – w obozie dla polskich oficerów w Griazowcu, malarz i pisarz Józef Czapski wygłaszał dla swych współbraci w poniewierce wygłaszane po francusku prelekcje o Prouście, cytując im z pamięci fragmenty Poszukiwania. Zatytułował je: „Proust przeciwko poniżeniu”. Chciał wzmocnić w swych towarzyszach ducha oporu i utrzymać ich – wbrew wszystkiemu – w formie intelektualnej. Pamięć o koncertach na salonach przeciwko więziennej pryczy!
Na zasadzie kontrastu z dookolną rzeczywistością, ten wielowymiarowy francuski pisarz uczy także i nas dostrzegać walor cierpliwości, spowolnienie w działaniu na rzecz uważności w patrzeniu, ukazuje jak delektować się zmysłową stroną świata i jak odczytywać jego znaki, zapisane w naturze i w sztuce.
Dlaczego nowy przekład? Każde pokolenie odbiorców wielkiej literatury ma prawo do odczytywania, interpretowania jej na nowo. Dzieło wybitnego pisarza ma prawo uzyskać drugie, i kolejne życie.
Krystyna Rodowska
Joseph Conrad oparł „Tajnego agenta” na autentycznych wydarzeniach z 15 lutego 1894 r., gdy w parku otaczającym królewskie obserwatorium w Greenwich doszło do eksplozji bomby. Miała ona wysadzić mury budynku obserwatorium, lecz wskutek przedwczesnej detonacji wybuchła w rękach niedoszłego zamachowca. Wypadek uruchamia ciąg zdarzeń, wykazujących powiązania pomiędzy tytułowym agentem a politykami, funkcjonariuszami policji oraz anarchistami, ukazując świat brudny, oparty na sile, kłamstwie i wyrachowaniu. Świat, w którym gra pozorów prawdziwych psychologicznie, a zarazem groteskowych postaci doprowadza do autentycznej tragedii.
„Tajny agent” jest utworem niezwykłym w dorobku Josepha Conrada. Dzięki niespotykanej wcześniej u tego pisarza tematyce, niezwykłej kompozycji oraz wyrafinowaniu stylistycznemu został doceniony przez środowiska akademickie, krytykę i czytelników. Stawiany obok innego arcydzieła Korzeniowskiego, „Jądra ciemności”, pomimo osadzenia akcji w Londynie czasów autora pozostaje powieścią zaskakująco aktualną, m. in. z powodów politycznych; dość powiedzieć, że tuż po 11/09 była to jedna z trzech najczęściej cytowanych książek w prasie anglojęzycznej.
Joseph Conrad oparł „Tajnego agenta” na autentycznych wydarzeniach z 15 lutego 1894 r., gdy w parku otaczającym królewskie obserwatorium w Greenwich doszło do eksplozji bomby. Miała ona wysadzić mury budynku obserwatorium, lecz wskutek przedwczesnej detonacji wybuchła w rękach niedoszłego zamachowca. Wypadek uruchamia ciąg zdarzeń, wykazujących powiązania pomiędzy tytułowym agentem a politykami, funkcjonariuszami policji oraz anarchistami, ukazując świat brudny, oparty na sile, kłamstwie i wyrachowaniu. Świat, w którym gra pozorów prawdziwych psychologicznie, a zarazem groteskowych postaci doprowadza do autentycznej tragedii.
„Tajny agent” jest utworem niezwykłym w dorobku Josepha Conrada. Dzięki niespotykanej wcześniej u tego pisarza tematyce, niezwykłej kompozycji oraz wyrafinowaniu stylistycznemu został doceniony przez środowiska akademickie, krytykę i czytelników. Stawiany obok innego arcydzieła Korzeniowskiego, „Jądra ciemności”, pomimo osadzenia akcji w Londynie czasów autora pozostaje powieścią zaskakująco aktualną, m. in. z powodów politycznych; dość powiedzieć, że tuż po 11/09 była to jedna z trzech najczęściej cytowanych książek w prasie anglojęzycznej.
Federico García Lorca (1898-1936) to najczęściej wydawany na świecie poeta języka hiszpańskiego. Coraz to nowi tłumacze próbują zmierzyć się z jego poezją, jak również z jego dziełami scenicznymi, chętnie grywanymi przez liczne teatry. Kolejnym polskim poetą i tłumaczem, który w swoim wyborze proponuje czytelnikom „swojego” Garcíę Lorkę, jest Leszek Engelking, autor przekładów wielu klasyków poezji światowej oraz poetów współczesnych. Zatytułowany Gips i jaśmin wybór zawiera utwory ze wszystkich okresów twórczości hiszpańskiego poety, od debiutanckiej Księgi wierszy, która powstawała od roku 1918, po Lamentację na śmierć Ignacia Sánchez Mejíasa i wydane pośmiertnie tomy Poeta w Nowym Jorku i Dywan tamarycki, akcent położony jednak został na dzieła najpóźniejsze, jak się wydaje, najdojrzalsze, najbardziej oryginalne i najdoskonalsze.
Dzieło poety łączy wpływy folkloru hiszpańskiego (zwłaszcza andaluzyjskiego), nie tylko słownego, lecz również muzycznego, z nowatorstwem awangardy lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Mroczna, sensualna i namiętna poezja Lorki, operująca często śmiałymi zestawieniami słownymi, pełna jest motywów i tematów, rekwizytów i archetypicznych obrazów najbardziej podstawowych dla kultury dowolnego czasu. To pozwala jej potrącać głęboko ukryte struny wrażliwości bardzo różnych i naprawdę licznych czytelników i słuchaczy. Jak pisał wielki amerykański poeta William Carlos Williams, García Lorca „był popularny w Hiszpanii jak żaden poeta od czasów Lopego de Vegi”.
Józef K., oskarżony bez podania zarzutów, to nie żaden skromny urzędnik ani człowiek bez winy – choć tak się zwykło czytać Proces. Siła, która niszczy karierę i życie ambitnego bankowca, to – także wbrew tradycyjnej lekturze – ani biurokracja, ani dyktatura. O co tu w takim razie chodzi?
By znaleźć własną odpowiedź, trzeba i warto uważnie czytać arcydzieło Kafki, odkrywając w nim niewyczerpane bogactwo sensów i bezsensów. W tym wydaniu przydatne w tym celu szkice dołączyli tłumacz, a także prof. Łukasz Musiał, który za swoją książkę Kafka. W poszukiwaniu utraconej rzeczywistości otrzymał prestiżową nagrodę „Literatury na Świecie”.
Świeżej daty przekład Procesu unika filologicznych pomyłek wcześniejszego i uwzględnia rozdziały zarzucone przez Kafkę. Stara się też odtwarzać symboliczny charakter tej odrealnionej prozy, ale i jej rzeczowy język, ironię i humor.
W swej klasycznej książce Rudolf Arnheim, autorytet psychologicznej interpretacji sztuk wizualnych, zwraca swój doświadczony wzrok w stronę wizualnych aspektów budowli, przykładając swoją teorię do specyficznych cech medium jakim jest architektura. Arnheim tropi nieoczywiste percepcyjnie wytwory architektury z typową dla siebie jasnością i precyzją. W kręgu jego zainteresowań znalazła się m.in. analiza porządku i nieporządku w dizajnie, natura wizualnego symbolizmu, relacja między funkcjonalnością a percepcyjną ekspresją.
Arnheim nie traktuje architektury jako tworu wyizolowanego z innych sfer życia, lecz przy okazji poddaje krytyce zatomizowane współczesne życie społeczne i polityczne, które jego zdaniem znajduje odbicie w architekturze – zarówno w przypadku pojedynczych wybitnych dzieł, jak również przypadku częstego braku jednoczącej myśli estetycznej, która mogłaby stać się źródłem ogólnego porządku architektonicznego.
"Arnheim był najlepszego rodzaju romantykiem. Jego mądrość, cierpliwe wyjaśnienia i liryczny entuzjazm przynależą najlepszym nauczycielom"
- New York Times
Ten zbiór tekstów, z których jedne nie zostały wydane, a inne już się ukazały, został zorganizowany wokół pewnych problemów. Problemu pisania: pisarz, jak mówi Proust, wynajduje w języku nowy język, swego rodzaju język obcy. Ujawnia nowe moce gramatyczne bądź syntaktyczne. Wyrzuca język z jego zwyczajowych kolein: przyprawia go o obłęd. Dlatego też problemu pisania nie można oddzielić od problemu widzenia i słyszenia: gdy inny język powstaje w języku, to w istocie cała mowa zmierza do granicy „asyntaktycznej”, „agramatycznej” bądź komunikuje się z własnym zewnętrzem.
Granica nie znajduje się na zewnętrz mowy, jest jej zewnętrzem: zrobiona jest z nie-językowego widzenia i nie-językowego słyszenia, które jednak ona sama umożliwia. Istnieją również malarstwo i muzyka właściwe pisaniu, będące efektami barw i dźwięków, które wznoszą się ponad słowa. Widzimy i słyszymy właśnie poprzez słowa, między słowami. Beckett mówił o drążeniu dziur w mowie, aby widzieć bądź słyszeć „to, co jest poza nią ukryte”. O każdym pisarzu należy właśnie powiedzieć: to widzący, to słyszący, „źle widziane, źle powiedziane” to kolorysta, to muzyk.
(fragment przedmowy)
Nietzsche seminarium [http://nietzsche.ph-f.org/] to cykl pozainstytucjonalnych, corocznych konferencji kilkudziesięciu czołowych badaczy i miłośników dzieła Friedricha Nietzschego, zainicjowanych wspólnie przez Cezarego Wodzińskiego, Bogdana Banasiaka oraz Pawła Pieniążka.Intencją inicjatorów są spotkania, stała współpraca i wymiana myśli tych badaczy (nie tylko filozofów, lecz także reprezentantów innych dyscyplin humanistycznych), dla których istotną inspiracją i obiektem dociekań są pisma, osoba i fenomen niemieckiego myśliciela. Efektem konferencji jest seria książek
Widziałem już nieraz łzy kapiące po kryjomu w ciemności kinowej sali. Małe, batystowe chusteczki, wyciągane wstydliwie, służące do ukojenia objawów wzruszenia. Ale zdarzyło mi się tylko raz jeden, że cała sala, sala pełna ludzi – zawyła. W ciemności rozległ się jęk gromadny, jakieś „Uch…” zduszone i chrapliwe, nieopanowane, pod którym czuć było drżenie setek ciał, skurcz wszystkich serc. Jest istotnie rzeczą ciekawą sprawdzić, co jest w stanie wstrząsnąć tak jednolicie i nieodparcie masą ludzi najbardziej różnych.
(Fragment recenzji z Psa andaluzyjskiego)
Oddawany do rąk Czytelników zbiór recenzji filmów europejskich z lat 1918–1939 jest próbą odniesienia się do kinematografii obecnej w polskich kinach dwudziestolecia międzywojennego. Lektura tekstów w nim zawartych przynosi nowe i interesujące spostrzeżenia na temat recepcji kina Europy, stanu świadomości filmowej Polaków i poziomu kultury audiowizualnej w Polsce. […]
Wszystkie ważniejsze tytuły prasowe rezerwowały stałe łamy na tematykę kinową, tak więc prawie zawsze można było liczyć na wzmiankę o repertuarze czy recenzję z aktualnie granego filmu. Standardem dzienników centralnych, czasopism społeczno-kulturalnych i literackich stały się działy filmowe, a nawet specjalne dodatki, w którym zamieszczano refleksje teoretyczno-krytyczne i szersze omówienia granych filmów. Przybierały one różną formę, od rozbudowanych anonsów reklamowo-promocyjnych, przez drobiazgowe streszczenia, po pogłębione intelektualnie analizy rozwiązań formalnych i treściowych. W publicystyce dwudziestolecia międzywojennego nie zabrakło ponadto rozważań o filmie jako sztuce europejskiej i jej wpływie na otoczenie człowieka współczesnego.
Klasyczna, wydana po raz pierwszy w 1954 roku rozprawa z pogranicza psychologii i teorii sztuki. Książka, która zrewolucjonizowała myślenie o wszelkich przejawach artystycznej aktywności człowieka. Sztuka nie jest dla wybranych - jest demokratyczna, ponieważ wszyscy w jednakowym stopniu podlegamy obiektywnym prawom percepcji świata przez ludzką świadomość. Skąd wiemy, że narysowana głowa jest okrągła? Którędy biegnie granica między abstrakcją a realizmem? Dlaczego karykatury naszkicowane paroma kreskami przypominają konkretne osoby? Chcąc odpowiedzieć na te oraz inne pytania, Arnheim rozpatruje dziesięć aspektów percepcji wzrokowej - równowagę, kształt, formę, rozwój, przestrzeń, światło, kolor, ruch, dynamikę i ekspresję - i dowodzi, że postrzeganie jest czymś więcej aniżeli mechaniczną rejestracją. Twórcze oko, w odróżnieniu od kamery czy aparatu fotograficznego, nie jest bezstronne. Posiłkując się zdobyczami psychologii, Arnheim formułuje zasady odbioru sztuk wizualnych, udowadnia, że widzenie przypomina rozumienie, a wzrok każdego człowieka antycypuje umiejętności, które zwykliśmy przypisywać wyłącznie artystom.
przekład Marta Kopij i Grzegorz Sowinski, przedmowa Artur Lewandowski. Przedostatni tom Nachlassu Nietzschego obejmuje zapiski z okresu od jesieni 1885 roku do wiosny 1886. Zamieszczone w nim szkice odnoszą się zarówno do kategorii filozoficznej ""wola mocy"" i jej wielopłaszczyznowej wykładni, jak też do planowanego dzieła Wola mocy. Znajdują się tutaj pomysły odnośnie do tytułów samego dzieła, jak i poszczególnych ksiąg. Chronologia i częstotliwość tytułu: Wola mocy. Próba przewartościowania wszystkich wartości. W czterech księgach, pozwala przypuszczać, że właśnie taki tytuł zamierzał Nietzsche nadać planowanemu dziełu. Inne tytuły-projekty to Wola mocy. Próba nowej wykładni wszelkiego dziania się, Wola mocy. Próba nowej wykładni świata, Wola mocy. Oznaki pewnej filozofii przyszłości. W tomie dwunastym znajdują się również liczne odniesienia do wcześniejszych dzieł, jak Narodziny tragedii czy Niewczesne rozważania, co daje możliwość prześledzenia rozwoju myśli autora Ecce homo i krytycznego, analitycznego obcowania z nią. Daje też pewien obraz żywej myśli, rodzenia się pomysłów, ich modyfikacji. W sumie lektura prac nieopublikowanych stanowi doskonałe tło, na którym tym lepiej i tym pełniej można odczytywać zawiłą, wieloznaczną i niekiedy aporetyczną, ale ogromnie inspirującą myśl ""wielkiego filologa"". Każdy tom Nachlassu ten to wręcz kopalnia dla badaczy i miłośników Nietzschego.
Ostatni tom Notatek jawi się jako paradygmatyczny i kluczowy. Zawierając notatki Nietzschego z ostatnich dwóch lat jego świadomej, zakończonej szaleństwem twórczości, ukazuje podziemny, niezauważalny w pismach opublikowanych (opartych na zawartym w nich materiale ? Zmierzch bożyszcz, Antychryst, Ecce homo, Przypadek Wagnera) rozkład, jeśli nie porażkę dzieła Nietzschego, a mianowicie uwiąd teoretycznego zamysłu napisania dzieła głównego (Wola mocy), stopniowy zanik problematyki woli mocy, ustępującej miejsca wzmożonej refleksji nad dekadencją i nihilistycznymi procesami w kulturze nowoczesnej, nad rolą sztuki i doświadczenia dionizyjskiego w kształtowaniu egzystencji ludzkiej, jak również nad egzystencjalno-kulturowym znaczeniem chrześcijaństwa znajdziemy tu również ekscerpty z dzieł m.in. Dostojewskiego, Tołstoja, Baudelaire?a, Bourgeta, co ma znaczenie nie tylko dla zrozumienia myśli samego Nietzschego, ale i pozwala uznać omawianą pozycję za źródłowy dokument epoki, gdyż myśl tę ukazuje on w całym bogactwie związków znaczeniowych konstytutywnych dla okresu modernizmu. Każdy tom Notatek to wręcz kopalnia dla badaczy i miłośników Nietzschego.
Mają Państwo przed sobą kolejną publikację, która stara się zmierzyć z tematem przedstawiania ludobójstwa, stawiając, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, pytania związane z kulturowym wymiarem ludobójstwa. Czy powinniśmy przywoływać i po raz kolejny przedstawiać potworności historii, w nadziei zrozumienia ich i upamiętnieniaofiar, ryzykując emocjonalny paraliż, wtórną traumę? Czy może powinniśmy zapomnieć, uwolnić się od tego ciężaru, niszcząc jednakże dużą część tego, kim jesteśmy dziś, i odbierając możliwość poznania przeszłości sobie samym i naszym dzieciom? A jeżeli przedstawiać, to jak?Na tym można skończyć lub kontynuować, jeśli starczy miejsca na okładce:Czy wszelkiej reprezentacji nie grozi estetyzcja, zaciemnienie, manipulacja? Gdzie leżą granice tego, co możemy pamiętać, i tego, jak to przedstawiać: zarówno za pomocą opisu historycznego, fikcyjnego, obrazuczy teoretycznej analizy? Czy takie holistyczne, kulturowe podejście do problemu ludobójstwa nie zaciera specyfiki tego potwornego zjawiska, wrzucając wszystkie opisane tu potworności do jednego, przysłowiowego worka?
przekład Dorota Stroińska, wstęp Artur Lewandowski W początkach XX wieku Nietzschego widziano raczej jako pisarza lub/i filologa, nie dość dostrzegając refleksyjny wymiar jego pism. Szersze uznanie ich za ściśle filozoficzne, a zarazem filozoficznie nader doniosłe, tym samym więc kulturową nobilitację Nietzschego historycznie zawdzięczamy autorom niemieckim, spośród których dwóch to także wielkiej miary filozofowie. Tzw. ""pierwszy renesans"" Nietzschego dokonał się bowiem za sprawą pracy Karla Jaspersa, Nietzsche. Wprowadzenie do rozumienia jego filozofii, wydanej w roku 1936 (a także prac Martina Heideggera oraz Karla Löwitha). Już więc sam fakt, iż książka Jaspersa należy do pierwszych, ważnych i poważnych interpretacji myśli Nietzschego, oraz że o znamienitym myślicielu pisze inny znamienity myśliciel stanowi o jej wyjątkowości. Uznawszy spuściznę Nietzschego za swoistą mozaikę, za swego rodzaju budulec (""gruzy""), z którego sam autor nie zdążył zbudować gmachu, lecz pozostał tylko na poziomie podwalin, Jaspers próbuje niejako dokończyć jego dzieło, tj. podejmuje wysiłek interpretacji całościowej. Co zaś szczególnie ważne, wychodzi od życia Nietzschego, następnie stara się wydobyć główne, konstytutywne wątki jego myśli, by finalnie zarysować jego sposób myślenia niejako w całości.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?