Zuzanna Ginczanka - gwiazda warszawskiej cyganerii i ofiara hitlerowskiej zbrodni, uważana za jedną z najzdolniejszych poetek dwudziestolecia międzywojennego - powraca w wyborze pod redakcją Tadeusza Dąbrowskiego. W jej utworach bezkompromisowość przenika się z sensualizmem, a niezwykła zmysłowość z szeroko rozumianym doświadczeniem kultury. Witalizm łączy się z katastrofizmem, egzystencjalnym niepokojem i obcością wynikającą z żydowskiego pochodzenia.
Dlaczego Jakub Grabiak? Bo nie było żadnych wątpliwości, że ten oto 'dobry chłopak', który wciąż jeszcze 'dzień dobry mówi na klatce, zakupy pomaga nosić', rocznik 2002, potrafi w wierszu poczarować. Jest w jego poezji coś psychodelicznego, kwasowego, choć nie za wszelką cenę. Jego wyobraźnia przemyka po różnych planach historycznych, archetypach i rekwizytach, żongluje żywiołami i obiektami, na zmianę obniża (wyśmiewa) i podwyższa rejestr.
Ola Lewandowska: poetka, typiarka. Z wykształcenia historyczka sztuki, z zawodu copywriterka. Laureatka Połowu 2021 i Pracowni pierwszej książki wierszem 2023. Tlenuje "Tlenowi Literackiemu" i lubi lato w mieście. Łobuzuje w Warszawie.
Wiersze wyprowadzające język: z domu, w pole, w szwendanie. Wyganiające myśl w intensywność, niech polata bez smyczy. Gesty goszczące, nieulegające kwestiom. Za to kwestujące na bogato, skupujące uwagę z rozproszeń. Teksty z debiutanckiej książki Joanny Łępickiej wpadają w oko nieproszone i o posłuch nie proszą, a przecież kładą fundamenty pod nową mowę, stawiają ściany wielonośne i na mapie poetyckiej odznaczają się solidnym gmaszyskiem. To całkiem spory zamach jak na „zeszyt ćwiczeń”!
Nagradzana, tłumaczona na wiele języków i wystawiana w teatrach książka Rumeny Bužarovskiej – pisarki macedońskiej uznanej za jeden z najciekawszych głosów prozatorskich w Europie. Na zbiór składa się jedenaście opowiadań ukazujących perypetie rodzinnego (małżeńskiego) życia. Choć w książce nie brakuje czułości okazywanej bohaterom i zrozumienia dla ich motywacji, to dominuje w niej przekonanie o ciemnej stronie ludzi, którzy są sterowani przez geny, mroczne popędy, nawyki oraz stereotypy. Mężczyzn autorka przedstawia jako egocentrycznych despotów, którzy nie poznali innych wzorców życia niż patriarchalne. Kobiety są niewiele lepsze – dzielnie walczą o własny głos, ale bywają próżne, zakłamane, podstępne, w ostateczności gotowe nawet zabić.
On mówi, że mnie nie zna a ja mam z nim dziecko. Skąd bym miała jego dziecko, gdyby mnie nie znał? Siedzieliśmy w samochodzie, głęboko w śniegu i trzymałam to dziecko na rękach, a on mówił, że przedstawi mnie Edycie i Luizie, jeśli tylko przyznam, że należę do niego. Zatem przyznałam, a on mówi teraz, że mnie nie zna. Więc przypominam mu święto jabłka, pierwsze święto, na które zabraliśmy nasze dziecko. Przypominam mu ofiarę z człowieka, który miał się macerować w wannie wypełnionej jabłkowym octem, aż zniknie. To jest więcej niż prawdziwe, to jest wręcz logiczne, a on nadal nie pamięta. Nie pamiętasz, pytam, jak twój syn laserami z oczu uratował tego człowieka przed niepotrzebną, barbarzyńską, męczeńską śmiercią, co prawda zabijając wszystkich dookoła? A więc nie pamiętasz. Grunt, że ja pamiętam i opowiem każdemu, kto mnie zechce słuchać. Fragment
Poezja, która próbuje się w znaczącym milczeniu, oscyluje na granicy zniknięcia. Wiersze zgładzone do minimum jak kamyki rzeźbione przez fale żeby można poczuć ich właściwy ciężar, na co dzień umniejszany w zalewie gadulstwa. Słowa demonstrujące swoją kruchość, a jednak zdolne udźwignąć najcięższe pytania: o miłość, o wojnę, o życie i śmierć. Książka Julii Szychowiak dociera do środka i zabiera nas ze sobą, byśmy mogli na chwilkę, na mgnienie, odzyskać samych siebie.
Minimalistyczne tomy Grzegorza Kwiatkowskiego przypominają cienkie teczki podsłuchanych zeznań czy wyznań. Wiersze-skrawki, pozbawione odautorskiego głosu, pozornie proste, wręcz formalnie nagie, okazują się niekiedy trudnymi do rozwikłania zagadkami. Tym razem tytułową zagadką interpretacyjną okazuje się temat relacji rodzinnych wypaczonych, skażonych przemocą i nieludzką (lub właśnie niestety ludzką) bezwzględnością. Wychowanie w książce Kwiatkowskiego zamienia się w tresurę w masce troski, więź przypomina myśliwską nagonkę, a jedyne dziedzictwo to sztafeta traumy.
Najnowszy tom mieszkającego w Kopenhadze poety, dramaturga i malarza skupia się na śmiesznostkach i wykolejeniach międzyludzkiej komunikacji, na byciu w kontakcie, które najczęściej zakrawa na absurd. Wiersze z Ra nie rezygnują jednak z awangardowych ambicji, wciąż chętnie konfrontują czytelników z logiką lustrzanego labiryntu (choć może nie abstrakcyjnych afektywnych plam), jednak dzieje się to z zachowaniem spójności narracyjnej poetyckich inscenizacji oraz schludności, a niekiedy wręcz klasyczności form użytych w innych tekstach. Z kolei klarowne, medytacyjne i spięte koaniczną puentą przypowieści Wróblewskiego zbliżają jego poezję do estetyk Dalekiego Wschodu, a przywołanie boga Słońca zachęca do czytania niektórych utworów jak zapisanych w kolumnie egipskich hieroglifów. Czyli nie labirynt, ale piramida? Tytułowe krwiożercze zawołanie Ra! zachęca do wejścia.
Bohaterka książki, jak mityczna Persefona, schodzi pod powierzchnię, w kryptodom. W tej wulkanicznej kopule magma gromadzi się wewnątrz, szczelnie, bez otwartego wybuchu i wypływu lawy. Ziemia unoszona od środka może kojarzyć się z puchnącą sylwetką kobiety ciężarnej, z miną przeciwpiechotną, ale też z trupami wepchniętymi pod dywan. Czy ciało kobiety, poprzestawiane przez chcianych i niechcianych gości, jeszcze jest domem dla niej samej, czy tylko taki nosi kryptonim? Czy jest domem dla innych a jeśli tak, to czy wyraziła na to zgodę? I jeśli teksty z książki są o depresji poporodowej, to czy bohaterka wyzdrowieje? A jeśli sprawa tyczy się matki ziemi, coraz gorętszej, coraz bardziej wybuchowej to czy zmiecie ona ze swojej powierzchni potomstwo, które zmieniło swój dom w kryptę?
Tom najważniejszej poetki koreańskiej stawia na głowie ideę śmierci jako doświadczenia jednostkowego i ukazuje je jako doświadczenie zbiorowe oraz polifoniczne. Podzielona na 49 dni Autobiografia śmierci opiera się na buddyjskim przekonaniu, że ludzka świadomość przebywa przez 49 dni w stanie pomiędzy zgonem a reinkarnacją. Książka to medytacja na temat śmierci, która nie jest ostateczna, lecz okazuje się cykliczna, rytmiczna, wielowymiarowa i tętniąca życiem. Każdy wiersz stwarza niekonwencjonalną przestrzeń językową, w której śmierć może ujawnić swoją energię i przejawić się jako napięcie w ciszy następującej po przymiotniku, przysłówku, przyimku, kaszlu, czkawce, krzyku. Język poezji Kim Hyesoon, na przemian powściągliwy, fragmentaryczny lub eksperymentalny, oddaje głos światu, który istnieje w nas. Umieranie „to coś, co wdziera się z zewnątrz. Wszechświat wewnątrz jest większy”.
Tom Joanny Roszak – pełen spokoju, światła, oddechu i wsłuchania w ciała, nie tylko te ludzkie – pokazuje, że poezja i joga mogą spełniać się w tych samych ruchach, doskonale się uzupełnia i wzajemnie przywoływać. Zgromadzone w „om” teksty – z których większość wzięła tytuły od nazw pozycji w jodze – uczą nas akceptować to, że nie wszystko, na czym nam zależy, może się wydarzyć (a już szczególnie: wydarzyć się dzisiaj), że rozciągnięcie, że wykrystalizowanie asany, znalezienie pola na medytację czy wypracowanie silniejszych wiązań w wierszu wymaga czasu. Każda kartka książki ma analogiczny kształt do maty i tak jak ona pozwala nawet w ciasnych przestrzeniach osiągać pewne formy wolności.
Co zrobić z poetą tak totalnym jak Tuwim? Poetą, który nie został zapomniany, przemilczany, odesłany do piekła klasyków? Przeciwnie – autor „Balu w Operze” jest wciąż czytany i inspiruje również poza światem poezji sensu stricto. Po słowa Tuwima sięgają chętnie muzycy – i to zarówno przedstawiciele muzyki klasycznej, jak i alternatywnego rocka, hip-hopu czy piosenki aktorskiej. Fragmenty jego tekstów bywają wykorzystywane w mowie codziennej i polskim życiu politycznym, co świadczy o tym, że współczesna „ojczyzna-polszczyzna” (jak nazwał ją sam poeta) to w pewnym stopniu mienie potuwimowe. Autor wyboru Aleksander Trojanowski pokazuje, że stawka, o którą Tuwim grał w swojej żywiącej się eksperymentem, humorem i wielogłosowością poezji w latach dwudziestych i trzydziestych – a stawką tą jest polskość będąca przedmiotem wyboru i akceptująca płynącą stąd wielość jako własną – nie tylko nie przestała być aktualna, lecz wręcz jest naszą palącą potrzebą. Także dziś – w latach dwudziestych.
W nowym tomie przekraczającym granice poezji i prozy Kacper Bartczak po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najbardziej osobnych i radykalnych poetów piszących dziś w Polsce. Czas kompost ukazuje przygody ponowoczesnego podmiotu, który w sposób bezwzględny wystawia się czy raczej jest wystawiany? na zanieczyszczające, wytrawiające i rozpuszczające bodźce, który przymierza się do ról i całkiem w nich zatraca. Autor w każdym tekście z żarliwością rozprawia się z uroszczeniami poezji konfesyjnej, z pomnikowością wielkiej Filologii, niestrudzenie bada wyporność wiersza, wnika w tkankę poetyckiego organizmu mówiącego, który jest dla niego narządem, zmysłem czy nawet regulatorem pracy zmysłów. Eksperymentuje z prywatnością i autobiografią, z przestrzenią Psychopolis, a także z czasem kompostem, na którym wykwita kwiatem, chwastem? kolejny świetny wiersz.
Almanach z wierszami pięciorga poetek i poetów oraz pięciorga prozaiczek i prozaików przed debiutem książkowym. W 2022 roku w projekcie Połów po raz drugi łączącym prozę i poezję w gronie najlepiej rokujących twórców i twórczyń znaleźli się: Marcin Czerniawski, Agata Dyczko, Miłosz Fleszar, Jakub Grabiak, Jakub Gutkowski, Karolina Krasny, Joanna Łępicka, Ewa Tondys-Kohmann, Łukasz Wojtysko oraz Amelia Żywczak. Zbiór w sposób dobitny pokazuje, jak rozmaicie najnowsza literatura przekracza granice: gatunkowe, formalne, obyczajowe itd. Dzieła prozatorskie przechodzą tu swobodnie w najczystszą poezję, a wersy są rozsadzane i przekształcane we fragmenty równe z prawej. W tekstach młodych autorek i autorów zaznacza się wrażliwość na krzywdy wszystkich istot, optyka równościowa, krytyczna perspektywa rejestrująca zmiany w świecie, a przy tym niesamowite wyczulenie językowe.
"Wielka i mała wężowa bogini" krnąbrne i kołyszące biodrami przez całą nocWielka i Mała Wężowa Bogini grabiły pustynięi tak co noc od wieków gdy śpimy wyczesują dla nas widmaz ziemi wypłoszone ruchem grabizacienione zmarszczki przemykają po piaszczystym grzbieciejakby na dnie coś gotowe na siew i jałowebezustannie goniło samo siebie ono drżypod wysokim słońcem ono prosi o ochronęamuletu przeciw złu parę cywilizacji późniejkiedy boginie pełne niewiary i przygięte pracąstaną w muzeum ich piersi zostawi się odkryteich zadanie zbędzie się jako zaklinanie węży i coś z płodnością
Wiersze będące próbą przyjrzenia się prowincjonalnej Galicji (głównie dawnej Łemkowszczyzny) oczami tutejszych kowbojów oraz kobiet, które chcą napisać do tego easternu własny scenariusz. Wiatry przynoszą z zachodu okruchy całkiem nowego świata. Nowe miesza się ze starym i powstaje chaos, do którego Katarzyna Szweda w swojej drugiej książce poetyckiej układa melodię: a kiedy przyszedł do nas z zachodu wschód/ zaczęliśmy śpiewać polskie piosenki country. Ironiczne nałożenie zewnętrznego wzorca kulturowego na lokalną materię defamiliaryzuje zastany obraz i pozwala zobaczyć go w nowym, rewitalizującym świetle.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?