Wystarczy nie chodzić do lekarzy. W końcu oni zawsze coś znajdą. Tak twierdzi Marvin, dinozaur, który zrodził się spod pióra Marty Guśniowskiej i nagle, ni stąd, ni zowąd, zupełnie niechcący dowiedział się, że najczęstszą przyczyną umierania dinozaurów jest wyginięcie.Bezlitosna statystyka zmusiła Marvina do natychmiastowego podjęcia decyzji o życiu tu i teraz. I tak pocieszny dinozaur, dotąd spędzający wolne chwile niemal wyłącznie na jedzeniu lodów, zapragnął mieć przyjaciela. Przypadkiem znalazł aż dwóch i z tego przypadku zrodziło się najbardziej egzotyczne trio świata dinozaur, żółw i motyl. Odtąd przyjaciele będą podróżować, by znaleźć sposób na pokonanie strachu, samotności i śmierci. Różnice gatunkowe między Marvinem, Finnem i Ulissesem, a także wynikające z nich różnice osobowościowe, stworzą nietuzinkowe przypadki i pozwolą szerzej spojrzeć na znane nam wszystkim sytuacje.Marta Guśniowska prowadzi tę historię w typowy dla siebie sposób osadza ją w konwencji komedii, doprawiając sporą ilością żartów budowanych na dosłownym rozumieniu języka. Dlatego Marvin, gdy mówi, że budzi się w doskonałej formie, ma na myśli formę do keksu, w której sypia, a gdy zasięga języka to faktycznie wyciąga łapki do siedzącego wysoko na bibliotecznej półce czerwonego języka. Charakterystyczny styl autorki sprawia, że utwór czyta się szybko i przyjemnie, tu i ówdzie napotykając grę słów, która odbiera poważnym tematom trochę niepotrzebnej powagi.Historia Marvina to pełna wrażliwości i ciepła lekcja oswajania cierpienia, samotności i odchodzenia. Forma jej podania łagodzi trudny temat, a niezwykli bohaterowie czynią tę historię jeszcze bardziej fantastyczną. Dziecko nauczy się z niej o wartości przyjaźni, pomagania i doceniania chwil, które bardzo szybko pryskają. Co więcej, jest to po prostu ciekawa historia przygodowa, w której bohaterowie napotykają na mnóstwo zaskakujących, nieoczywistych przypadków. Podoba się na przykład moment spotkania z Diabłem dla tych, którzy się go obawiają, to gotowy poradnik zbicia reprezentanta złej mocy z pantałyku.Z moralizatorskim przesłaniem i dawką dobrego humoru Guśniowskiej idą w parze ilustracje autorstwa Roberta Romanowicza. Jego pomysł na charakterystyczne zobrazowanie nie tylko trzech głównych, ale też wszystkich pobocznych postaci, sprawdził się doskonale. Mamy kolorową, precyzyjnie zilustrowaną bajkę, w której na pyszczkach bohaterów widać każdą najdrobniejszą emocję, choć pozostają one wciąż bardzo umownymi wizjami dinozaura, żółwia i motyla. No i postać Diabła, która sama w sobie jest już dość fascynująca, dodatkowo z pomocą Romanowicza zyskuje nieoczywisty, nieco prześmiewczy sznyt. Przygarnijcie Marvina. To w końcu ostatnia szansa, by poznać tak blisko jakiegokolwiek dinozaura.
Seria książeczek ma za zadanie uświadomić dziecku, że uczenie się kolejnych czynności niezbędnych w życiu dorosłych wcale nie musi być nudne albo przerażające! A dorosłych z kolei ? że dziecko może powoli, świadomie i bez lęku nabywać umiejętności, których co do zasady ? nabywać nie chce. Malina Prześluga proponuje kilka prostych, zabawnie opisanych instrukcji „obsługi” małego buntownika. To one w nienachalny, ale prosty sposób podpowiedzą rodzicom, w jaki sposób przełamać w dzieciach niechęć lub nieuzasadniony lęk wobec niektórych obowiązków. A każda zdobyta sprawność zostaje uhonorowana specjalnym medalem ? kartą znajdującą się na tylnej okładce każdej części, którą można powiesić na ścianie i, pękając z dumy, chwalić się swoją odwagą przed gośćmi!Autorka prowadzi tę opowieść lekko i bez zbędnego nadęcia ? do dzieci mówi bowiem językiem dziecięcym, nie ubierając w poetyckie słowa tego, co oczywiste i biskie każdemu człowiekowi. Nie szuka metafor ani hiperboli, kibelek nazywając po prostu kibelkiem, a kupę ? kupą. Lęk przed korzystaniem z toalety zostaje więc w końcu szczęśliwie opanowany, ale zanim do tego dojdzie, Lenio musi poznać konsekwencje unikania tego, czego się boi. Kolejna natomiast historia dotyczy już nieco innej czynności, znienawidzonej przez maluchy ? ubierania się. Lenio będzie stawiał czoła lewej i prawej stronie koszulki, skomplikowanym układom pięt i palców na skarpetkach czy węższym i szerszym częściom bielizny. I choć na początku wydaje się to być dla niego nie do przeskoczenia, to w końcu daje sobie radę i obronną ręką wychodzi z trudnej misji zakładania rękawów i nogawek.Przygody Lenia spadają z nieba strapionym rodzicom, którzy nie mogą znaleźć sposobów, by z mozolnych, codziennych czynności uczynić frajdę - albo przynajmniej obowiązek nieokupiony łzami. Prześluga nie sili się na uciążliwy dydaktyzm, ale z pomocą swojej wrodzonej literackiej empatii i ? prawdopodobnie wiedzy zdobywanej odkąd została mamą ? trafnie i swobodnie opowiada o tym, co zna każdy rodzic.Nie tylko dopełnieniem, lecz równowartościowym elementem przygód bohaterów z Góry Deli Meli są Ilustracje Roberta Romanowicza, jak zwykle barwne i wymowne w formie. Tym razem jednak artysta tu i ówdzie mruga do czytelników, zwracając uwagę na takie detale w obrazowaniu przygód Lenia, które wychwyci tylko wprawne oko. To dobry powód, by przygody bohaterów z Góry Deli Meli przeczytać i obejrzeć przynajmniej kilka razy. Trzeba też dodać, że kreskowy wizerunek małego Lenia, jak i całe jego otoczenie, wzbudzają tkliwość coraz mocniej z każdą kolejną kartką.
Lenio i Straszny Kibelek oraz Lenio, który sam się ubiera to dwie z siedmiu części przygód małego „Lenia z Góry Deli Meli”. Malina Prześluga, ceniona pisarka literatury dla najmłodszych, a prywatnie ? mama Lenia, stworzyła nową propozycję serii dla rodziców i ich dzieci. Tym razem zaprasza do świata mieszkańców tajemniczej góry, którzy wraz z małym bohaterem cieszą się, gdy ten zdobędzie kolejną sprawność w stawaniu się coraz odważniejszym.Bo właśnie o zdobywanie sprawności się tu rozchodzi ? seria książeczek ma za zadanie uświadomić dziecku, że uczenie się kolejnych czynności niezbędnych w życiu dorosłych wcale nie musi być nudne albo przerażające! A dorosłych z kolei ? że dziecko może powoli, świadomie i bez lęku nabywać umiejętności, których co do zasady ? nabywać nie chce. Malina Prześluga proponuje kilka prostych, zabawnie opisanych instrukcji „obsługi” małego buntownika. To one w nienachalny, ale prosty sposób podpowiedzą rodzicom, w jaki sposób przełamać w dzieciach niechęć lub nieuzasadniony lęk wobec niektórych obowiązków. A każda zdobyta sprawność zostaje uhonorowana specjalnym medalem ? kartą znajdującą się na tylnej okładce każdej części, którą można powiesić na ścianie i, pękając z dumy, chwalić się swoją odwagą przed gośćmi!Tak więc na Górze Deli Meli mieszkają Delimki i Melimki, które słyną z nieprzeciętnej odwagi ? nie inny jest wcale mały Lenio, choć jak na razie jeszcze obawia się pewnej rzeczy. Korzystania z toalety, jak prawdziwy dorosły. I właśnie o tym strachu, a właściwie o próbach jego przezwyciężania, traktuje „Lenio z Góry Deli Meli ? Straszny Kibelek” ? czyli pierwsza z przygód tej serii.Tak więc na Górze Deli Meli mieszkają Delimki i Melimki, które słyną z nieprzeciętnej odwagi ? nie inny jest wcale mały Lenio, choć jak na razie jeszcze obawia się pewnej rzeczy. Korzystania z toalety, jak prawdziwy dorosły. I właśnie o tym strachu, a właściwie o próbach jego przezwyciężania, traktuje „Lenio z Góry Deli Meli ? Straszny Kibelek” ? czyli pierwsza z przygód tej serii. Autorka prowadzi tę opowieść lekko i bez zbędnego nadęcia ? do dzieci mówi bowiem językiem dziecięcym, nie ubierając w poetyckie słowa tego, co oczywiste i biskie każdemu człowiekowi. Nie szuka metafor ani hiperboli, kibelek nazywając po prostu kibelkiem, a kupę ? kupą. Lęk przed korzystaniem z toalety zostaje więc w końcu szczęśliwie opanowany, ale zanim do tego dojdzie, Lenio musi poznać konsekwencje unikania tego, czego się boi.
Podłóżkowicz i zaskrzyszaf nie są już wyzwaniem dla smoka Dago o jego przyjaciela Lo. W tej części przygód bohaterowie pokonają jednego z największych dziecięcych wrogów - najciemniejszą ciemność.
Dago. Daleki krewny smoka wawelskiego i bazyliszka. Bohater, który wraz ze swoim przyjacielem Lo – żółtym balonikiem – zmienia się na oczach czytelnika. Wyjątkowe pióro Doroty Kassjanowicz i charakterystyczna kreska Roberta Romanowicza stworzyły dziewięć historyjek, składających się jak w puzzle w jedną kolorową całość, która wspiera rodziców w wychowywaniu. Dzięki zadaniom typu „porównaj obrazki” książeczki rozwijają spostrzegawczość maluchów, a słowniczek tłumaczący język Lo zachęca je do poprawnego mówienia. Wszystkie części spaja również bliźniaczy początek i koniec, a także obraz tej samej ulicy, na której zachodzą zmiany wymagające uważności czytelnika. Dla dzieci w wieku 1–5 lat.
DAGO, LO I ZABAWA W PUZZLE.
TYŁ OKŁADKI WSZYSTKICH 9 CZĘŚCI UŁOŻY SIĘ W JEDEN DUŻY OBRAZEK!
„Smacznego, proszę wilka!” to pełna ciepła i serdeczności opowieść o przełamywaniu barier, o niemożliwym, które staje się możliwe i przyjaźni ponad podziałami. Przy okazji pojawiają się tu również momenty mrożące krew w żyłach, stawiające naszych bohaterów przed niecodziennymi zadaniami. Jak im podołają? Na pewno będą musieli wykazać się sprytem i dużą cierpliwością – a czytelnicy wziąć głęboki oddech, bo będzie się działo! Co jednak ważne, dla dzieci ta historia będzie nie tylko ciekawą opowieścią, ale też źródłem nowej wiedzy, którą zdobędą niemal niepostrzeżenie.
Guśniowska bawi się słowem i jego znaczeniem, pokazując, jak elastyczny i nieoczywisty może być język polski, gdy odpowiednio się o nim pomyśli. Dialogi Wilka i Zajączka stają się przez to niebanalne i zaskakujące, tym bardziej, że Zajączek dopiero poznaje świat, a przez to też poznaje i język. Nieporozumienia wynikające z tych prób są urocze, a przy tym kształtują jeszcze mocniej charaktery obu bohaterów – Zajączek dzięki nim uczy się coraz więcej, a Wilk… uczy się cierpliwości. Autorka buduje kilka poziomów komunikatów i kilka poziomów dowcipu – dzięki czemu żarty będą mogły trafić do odbiorców w różnym wieku. Z tej wspólnej podróży, którą Wilk jest poniekąd zmuszony odbyć wraz z Zajączkiem, rodzi się niesamowicie bliska więź, pełna wzajemnego uczenia się od siebie, przemian i przebaczania.
Książka będzie doskonałym prezentem dla każdego małego czytelnika, który nie tylko nacieszy się tą cudowną historią, ale też zakocha w sposobie jej zobrazowania. Dzięki ilustracjom Jagi Słowińskiej dostajemy skontrastowany świat stereotypowo złego Wilka i nieco jeszcze naiwnego Zajączka. Stąd właśnie ciężkie, ciemne i statyczne scenki przedstawiające Wilka oraz pełne dynamizmu i lekkości, pastelowe rysunki Zajączka. Co jednak ciekawe, kiedy historia zaczyna układać się bardziej pomyślnie, zmienia się również świat Wilka na ilustracjach, i z mrocznego, ciężkiego staje się coraz bardziej kolorowy. To ilustracje nieoczywiste, pozostające w sferze bajkowości i dyskretnej symboliki.
Nieco gapowata, ale serdeczna i uparta Gęś to postać rozpisana tak, że trudno jej nie polubić. Ma dziewczęcy urok, godny podziwu dystans do siebie, autoironię i otwartość wobec otoczenia. Największą jednak zaletą naszej Gęsi jest to, że – nietypowo dla swojego gatunku – niechętnie się szarogęsi. Ma natomiast zupełnie inny atrybut – olbrzymią, pierzastą, okrągłą i czarną… depresję.
Historyjka, która z pozoru wydaje się być jedynie mądrą przypowieścią o ponadczasowych wartościach i sile przyjaźni, jest również elementarzem rozumienia prawd o świecie – rozciąga przed czytelnikami cały wachlarz postaw, filozofii i refleksji o tym, jak w tym świecie się odnaleźć. Marta Guśniowska, autorka, która sama stawia sobie literacką poprzeczkę coraz wyżej, w przypadku Gęsi przekroczyła ją kilkakrotnie. To, co w tym tekście należy docenić, to z całą pewnością jego wielowymiarowość, czyniąca „Gęś” nie wyłącznie książeczką dla dzieci. Dorośli przejrzą się w niej, jak w zwierciadle, przy okazji doceniając trafną ironią, dwuznaczność i językowe zacięcie, dzięki któremu słowa pod piórem Marty Guśniowskiej nabierają nowego znaczenia. Kolejną zaletą tej opowieści jest jej warstwa wizualna – wydawnictwo Tashka zadbało o przyjemną dla oka oprawę, wykonanie ilustracji powierzając Robertowi Romanowiczowi. Dzięki jego pracy „Gęś” jest tworem spójnym i konsekwentnym, bowiem jej graficzna strona jest dokładnie taka, jak sama historia – bardzo nieoczywista, a przez to wyjątkowa.
Przeniknięta humorem i lekkością mówienia o trudnych sprawach „Gęś” to lektura obowiązkowa dla każdego, komu wydaje się, że w literaturze dla dzieci istnieją granice i bariery – nie tutaj.
Przez kontynenty ze zwierzętamiCzy wiecie, po co koala schodzi z drzewa? Czy wiewiórka zbiera grzyby? Komu gościny w swoim futrze udziela leniwiec? Dlaczego nie warto drażnić lamy? Odpowiedzi na te pytania i wiele innych, fascynujących ciekawostek ze świata zwierząt kryją w sobie Kontynenty nowa seria wydawnictwa TASHKA.Niewielkich rozmiarów książki zostały pomyślane jako miniprzewodniki po świecie najbardziej charakterystycznych zwierząt zamieszkujących wybrane lądy. Każda z nich, a jest ich sześć, w krótkich opisach przedstawia ciekawostki i mało znane informacje o ich życiu. Są one podane w prosty, zrozumiały sposób, przez co stają się łatwe do zapamiętania przez dzieci. Mogą być zachętą do poszukiwania obszerniejszej wiedzy o zwierzętach i środowisku, w którym żyją w naturze, a także stać się pretekstem do zabaw (np. quizów) z rodzicami i rówieśnikami. Na każdy kontynent pojedynczą książeczkę przypada osiem zwierząt.Siłą Kontynentów są ilustracje, których autorem jest Piotr Nowacki, znany twórca komiksów. Dzięki niemu książki nie są statycznym zbiorem ciekawych informacji z obrazkami, lecz wypełniają je żywe, kolorowe historie. Sylwetki zwierząt zostały ukazane w kontekście informacji na ich temat, ale też każdemu nadana została osobowość. Nikt nie mógł zrobić tego lepiej niż osoba, której talentem jest przemawianie rysunkiem. Dzięki wprawnej ręce rysownika zwierzęta żyją, a każde z nich jest rozpoznawalnym indywidualistą. Na ilustracjach dużo się dzieje, pełno tu ruchu, akcji, uchwyconych w locie sytuacji.Seria daje nieograniczone możliwości wykorzystania jako materiał edukacyjny (np. w dziedzinie ekologii). To niebanalny pomysł na zainteresowanie dzieci pięcio- czy sześcioletnich przyrodą i geografią, obudzenie fascynacji zwierzętami. Dzięki wiele mówiącym, dbającym o detal ilustracjom to również świetna pozycja dla młodszych dzieci, którym śledzenie obrazków postaci i akcji z pewnością dostarczy wiele radości, ale też korzystnie wpłynie na ich ogólny rozwój.Czymś, co dodatkowo wyróżnia Kontynenty, jest ich wielojęzyczność: opisy podane są w wersji polskiej, angielskiej i niemieckiej. Mogą więc być pomocne nie tylko w nauce czytania, ale i w poznawaniu języków obcych.Komplet Kontynentów (jak i każdą książkę z osobna) śmiało można potraktować jako zajmujący miniatlas zwierząt, rozbudzający dziecięcą ciekawość, jako zachętę do czytania, nauki języków, pretekst do zabaw w zgadywanie i zapamiętywanie, a także oryginalny pomysł na prezent dla dzieci obcojęzycznych, mieszkających w Polsce lub za granicą.
Przez kontynenty ze zwierzętamiCzy wiecie, po co koala schodzi z drzewa? Czy wiewiórka zbiera grzyby? Komu gościny w swoim futrze udziela leniwiec? Dlaczego nie warto drażnić lamy? Odpowiedzi na te pytania i wiele innych, fascynujących ciekawostek ze świata zwierząt kryją w sobie Kontynenty nowa seria wydawnictwa TASHKA.Niewielkich rozmiarów książki zostały pomyślane jako miniprzewodniki po świecie najbardziej charakterystycznych zwierząt zamieszkujących wybrane lądy. Każda z nich, a jest ich sześć, w krótkich opisach przedstawia ciekawostki i mało znane informacje o ich życiu. Są one podane w prosty, zrozumiały sposób, przez co stają się łatwe do zapamiętania przez dzieci. Mogą być zachętą do poszukiwania obszerniejszej wiedzy o zwierzętach i środowisku, w którym żyją w naturze, a także stać się pretekstem do zabaw (np. quizów) z rodzicami i rówieśnikami. Na każdy kontynent pojedynczą książeczkę przypada osiem zwierząt.Siłą Kontynentów są ilustracje, których autorem jest Piotr Nowacki, znany twórca komiksów. Dzięki niemu książki nie są statycznym zbiorem ciekawych informacji z obrazkami, lecz wypełniają je żywe, kolorowe historie. Sylwetki zwierząt zostały ukazane w kontekście informacji na ich temat, ale też każdemu nadana została osobowość. Nikt nie mógł zrobić tego lepiej niż osoba, której talentem jest przemawianie rysunkiem. Dzięki wprawnej ręce rysownika zwierzęta żyją, a każde z nich jest rozpoznawalnym indywidualistą. Na ilustracjach dużo się dzieje, pełno tu ruchu, akcji, uchwyconych w locie sytuacji.Seria daje nieograniczone możliwości wykorzystania jako materiał edukacyjny (np. w dziedzinie ekologii). To niebanalny pomysł na zainteresowanie dzieci pięcio- czy sześcioletnich przyrodą i geografią, obudzenie fascynacji zwierzętami. Dzięki wiele mówiącym, dbającym o detal ilustracjom to również świetna pozycja dla młodszych dzieci, którym śledzenie obrazków postaci i akcji z pewnością dostarczy wiele radości, ale też korzystnie wpłynie na ich ogólny rozwój.Czymś, co dodatkowo wyróżnia Kontynenty, jest ich wielojęzyczność: opisy podane są w wersji polskiej, angielskiej i niemieckiej. Mogą więc być pomocne nie tylko w nauce czytania, ale i w poznawaniu języków obcych.Komplet Kontynentów (jak i każdą książkę z osobna) śmiało można potraktować jako zajmujący miniatlas zwierząt, rozbudzający dziecięcą ciekawość, jako zachętę do czytania, nauki języków, pretekst do zabaw w zgadywanie i zapamiętywanie, a także oryginalny pomysł na prezent dla dzieci obcojęzycznych, mieszkających w Polsce lub za granicą.
Przez kontynenty ze zwierzętamiCzy wiecie, po co koala schodzi z drzewa? Czy wiewiórka zbiera grzyby? Komu gościny w swoim futrze udziela leniwiec? Dlaczego nie warto drażnić lamy? Odpowiedzi na te pytania i wiele innych, fascynujących ciekawostek ze świata zwierząt kryją w sobie Kontynenty nowa seria wydawnictwa TASHKA.Niewielkich rozmiarów książki zostały pomyślane jako miniprzewodniki po świecie najbardziej charakterystycznych zwierząt zamieszkujących wybrane lądy. Każda z nich, a jest ich sześć, w krótkich opisach przedstawia ciekawostki i mało znane informacje o ich życiu. Są one podane w prosty, zrozumiały sposób, przez co stają się łatwe do zapamiętania przez dzieci. Mogą być zachętą do poszukiwania obszerniejszej wiedzy o zwierzętach i środowisku, w którym żyją w naturze, a także stać się pretekstem do zabaw (np. quizów) z rodzicami i rówieśnikami. Na każdy kontynent pojedynczą książeczkę przypada osiem zwierząt.Siłą Kontynentów są ilustracje, których autorem jest Piotr Nowacki, znany twórca komiksów. Dzięki niemu książki nie są statycznym zbiorem ciekawych informacji z obrazkami, lecz wypełniają je żywe, kolorowe historie. Sylwetki zwierząt zostały ukazane w kontekście informacji na ich temat, ale też każdemu nadana została osobowość. Nikt nie mógł zrobić tego lepiej niż osoba, której talentem jest przemawianie rysunkiem. Dzięki wprawnej ręce rysownika zwierzęta żyją, a każde z nich jest rozpoznawalnym indywidualistą. Na ilustracjach dużo się dzieje, pełno tu ruchu, akcji, uchwyconych w locie sytuacji.Seria daje nieograniczone możliwości wykorzystania jako materiał edukacyjny (np. w dziedzinie ekologii). To niebanalny pomysł na zainteresowanie dzieci pięcio- czy sześcioletnich przyrodą i geografią, obudzenie fascynacji zwierzętami. Dzięki wiele mówiącym, dbającym o detal ilustracjom to również świetna pozycja dla młodszych dzieci, którym śledzenie obrazków postaci i akcji z pewnością dostarczy wiele radości, ale też korzystnie wpłynie na ich ogólny rozwój.Czymś, co dodatkowo wyróżnia Kontynenty, jest ich wielojęzyczność: opisy podane są w wersji polskiej, angielskiej i niemieckiej. Mogą więc być pomocne nie tylko w nauce czytania, ale i w poznawaniu języków obcych.Komplet Kontynentów (jak i każdą książkę z osobna) śmiało można potraktować jako zajmujący miniatlas zwierząt, rozbudzający dziecięcą ciekawość, jako zachętę do czytania, nauki języków, pretekst do zabaw w zgadywanie i zapamiętywanie, a także oryginalny pomysł na prezent dla dzieci obcojęzycznych, mieszkających w Polsce lub za granicą.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Uczta z łakomą pandąSą książki do czytania lub do oglądania, takie, które działają na wyobraźnię i te, które pobudzają zmysły, służą do zabawy albo zachęcają do nauki. Bywają też takie, które łączą wszystkie te cechy. Tak jest w przypadku Kuchni łakomej pandy.Tytułowa panda to tylko jeden ze zwierzaków należących do grupy bohaterów tej uroczej książeczki. Są jeszcze m.in. zające, niedźwiedzie, lis. Wszystkie poznajemy w sytuacjach związanych z jedzeniem lub przygotowywaniem posiłków, a właściwie deserów i przekąsek.Niewielkich rozmiarów książka w kartonowym trwałym i estetycznym wydaniu przeznaczona jest już dla dzieci dwuletnich. Dlatego tekstu jest tu niewiele pojawia się on w postaci haseł, które opisują przedstawiane obrazami sytuacje. Ich rolą jest sygnalizowanie tematów, zachęcanie do rozmów i opowiadania. One również konsekwentnie jak wszystko w całej książce działają na kulinarną wyobraźnię. Przykładem niech będą chociażby Ciasteczkowi pomocnicy czy Kruche fantazje.Siłą Kuchni są jednak przede wszystkim ilustracje subtelnie zarysowane postacie i kulinaria czy delikatne, pastelowe kolory wprost kojarzą się ze smacznymi deserami, pozwalają niemal poczuć ich zapach czy konsystencję.Cała książka jest małą ucztą dla zmysłów słowem i obrazem uruchamia wyobraźnię i pobudza apetyt. Dorosłym, którzy będą czytać ją z dziećmi, pomoże budować sugestywne opowieści o jedzeniu, rozmawiać z nimi o smakach czy potraktować ją jako pretekst do pierwszych wspólnych kulinarnych eksperymentów. To również znakomita pozycja do pracy z małymi niejadkami.Co ważne, każde z pojawiających się haseł zapisane jest w jednym z czterech języków, podobnie jak znajdujące się na końcu książeczki pojęcia. A że najłatwiej przychodzi uczenie się języka na podstawie skojarzeń, ta smakowita pozycja może stać się zaczątkiem dziecięcego słownika języków obcych.
Czy pamiętacie dziewczynkę z jednym okiem szarym, a drugim zielonym? Której pomysły przychodziły do głowy przez pępek? Tak, to właśnie Ziuzia. Wraca odrobinę starsza ma już 8 lat, mierzy się z nowymi sytuacjami, kształtuje swoje podejście do nich. Nie przestaje być uroczą, pełną fantazji dziewczynką, ale teraz jest jeszcze bardziej rezolutna, bo wiele się u niej zmieniło, a poza tym starszeństwo zobowiązujeZiuzia i dom na głowie jest jak jej bohaterka: pogodna, ale z bardzo wyrazistym charakterem, o nieskrępowanej wyobraźni i mocno zindywidualizowana, żeby nie powiadzieć niezależna. Ta wyczekana pozycja nie zawiedzie miłośników Ziuzi i znów podsyci ochotę na więcej, na kolejne opowieści. Z pewnością będzie kochana przez dzieci równie mocno, jak poprzednie dwie części opowieści. Zaskarbi sobie też sympatię rodziców, bo będzie nieocenioną pomocą w radzeniu sobie z dziecięcymi problemami: niechęcią do szkoły czy zazdrością o młodsze rodzeństwo.Recenzja: Anna Stasiak
E2rd, czyli przyjaźń jak malowanieCzy można zaprzyjaźnić się z rysunkiem i przeżywać z nim niezwykłe przygody? Tak, jeśli ma się wrażliwość dziecka i łatwość przyjmowania rzeczy takimi, jakie są. Wtedy nawet naszkicowany chłopiec stanie się prawdziwym przyjacielem, a niecodzienna z pozoru relacja przerodzi się w silne więzy, wszystko stanie się możliwe i prawdopodobne zarówno wniknięcie do świata książki, jak i kosmiczna podróż, pokonanie własnych lęków, jak również zrozumienie cudzych postaw i ograniczeń.Tytułowy E2rd to chłopiec narysowany kiedyś przez dziecko na ścianie za szafą w tajemnicy przed dorosłymi nietolerującymi bazgrania. E2rd spędza tam całe swoje życie, aż któregoś razu odkleja się od ściany i ożywa. W tym samym dniu, kiedy to się staje, w wyniku zbiegu okoliczności poznaje Marka, dziesięciolatka, i odtąd zaczyna się ich relacja, która z czasem przeradza się w przyjaźń.Ta historia to nie tylko zapis niezwykłych zdarzeń będących udziałem obu bohaterów, to również refleksyjne spojrzenie na świat ludzi dorosłych, ciekawa obserwacja zbiorowych zachowań, typowych reakcji będących wynikiem wejścia w określoną rolę. E2rdowi udaje się uchwycić i pokazać ten moment, kiedy dzieci są jeszcze dziećmi, choć już świadomie i krytycznie widzą świat dorosłych, kiedy kształtują się ich postawy. I jeśli nie zapomną, jakie uczucia towarzyszyły ważnym wydarzeniom w dzieciństwie, jest szansa, że ocalą w sobie wrażliwość i wniosą ją do dorosłego życia. To również opowieść o tym, jak ważna jest potrzeba zrozumienia i akceptacji, jak różne okoliczności, zdarzenia, a w szczególności nastawienie do nich może kształtować rozmaite postawy, jak zwyczajność może zamienić się w niezwykłość, a nawet bohaterstwo. Wszystko to podane jest w sposób naturalny i lekki, bez cienia odstręczającego dydaktyzmu.Niecodzienna, wciągająca i zabawna opowieść o przyjaźni tytułowego E2rda postaci rysunkowej i Marka chłopca ze świata realnego to efekt twórczych działań podjętych przez znanych i cenionych autorów sztuk teatralnych, scenariuszy, książek dla dzieci i dorosłych. Wszyscy, zachowując charakterystyczny dla siebie styl, czerpiąc z własnej wrażliwości i wyobraźni, stworzyli spójną i dynamiczną opowieść o rodzącej się przyjaźni, pełną przygód i niespodziewanych zwrotów akcji.
Wykozaczona Niebieska KapturkaKto założy, że to kolejna wersja znanej wszystkim bajki, będzie miał rację, ale... tylko trochę. Bo osnuta na jej motywach ""Niebieska Kapturka"" to zupełnie nowa opowieść: oryginalna w pomyśle, brawurowa w wykonaniu, hiphopowa w formie, uniwersalna w treści.Nieczęsto zdarza się trafić na książkę, której okładka wywołuje na twarzy uśmiech, nieschodzący z ust do samego końca lektury... Rzadko trafia się na budzący zachwyt oryginał w sytuacji, gdy tytuł brzmi znajomo, a fabuła wykazuje uderzające podobieństwo do znanej historii. Ale to możliwe - dowodem jest ""Niebieska Kapturka"" autorstwa trzech wszechstronnych twórców: Piotra Nowackiego, Łukasza Mazura i Bartosza Sztybora. To książka wyjątkowa: spójna, bezkompromisowo szczera, autentyczna. Jej twórcy, konsekwentnie trzymając się przyjętej konwencji, perfekcyjnie zrealizowali swój zamysł.Mamy więc dziewczynkę, która z koszykiem pełnym jedzenia rusza przez las, by odwiedzić babcię, mamy wilka i myśliwego, którzy konfrontują się ze sobą w kluczowej scenie - jednak na tym podobieństwa do znanej bajki się kończą. Bohaterowie osadzeni są w innej rzeczywistości , a ich działaniom przyświecają motywy zupełnie różne od znanych powszechnie z bajki o dziewczynce w czerwonym czepeczku. ""Kapturka"" w formie i treści jest zupełnie nową opowieścią - brawurową i bardzo aktualną. Dość powiedzieć, że przybrała formę komiksu i została napisana slangiem młodzieżowym. Jej przekaz jest prosty: to pochwała odwagi bycia sobą, otwartości i szczerości. Można ją czytać na wielu poziomach: jako manifest ekologiczny - Kapturka lubi zwierzęta, uratowała wilka, feministyczny - wszak jest Kapturką, nie Kapturkiem, w dodatku Niebieską (czyż przywdziewając kolor tradycyjnie zarezerwowany dla chłopców nie wpisuje się w ideologię gender...?). Można snuć mniej lub bardziej żartobliwe rozważania o wymowie tej opowieści i naturze nowej bohaterki naszych czasów, ale będą one tylko jednymi z wielu możliwych, a przecież niekoniecznie potrzebnych interpretacji. Historia zamknięta w komiksowej formie nie ogranicza grupy potencjalnych odbiorców, lecz przeciwnie - poszerza ten krąg. W tej lekturze odnajdą się bowiem nie tylko młodzi ludzie, których językiem opisana jest znana im rzeczywistość, ale i ich rodzice czy dziadkowie - dołączony do książki słowniczek może być swoistym międzypokoleniowym mostem.Dobrze by się stało, gdyby to minidzieło (""mini"" tylko ze względu na rozmiar) dzięki przyjętej konwencji dotarło z pozytywnym przekazem do czytelników wiekowo pretendujących do grupy młodzieży. By posłużyć się językiem Kapturki: mając ją za bohaterkę, z pewnością wiedzieliby, jak uniknąć muki i nie robić siary, żyć na czilu i dobrej fazie. Czego warto życzyć wszystkim czytelnikom ""Niebieskiej Kapturki"".
Ile znacie bajek o królewnach, księżniczkach i rycerzach?
Bardzo wiele.
Czy w tych bajkach występują rumaki?
Oczywiście, przecież rycerze nigdzie nie chodzą piechotą.
A co potraficie o tych rumakach powiedzieć? Jak mają na imię? Czy są sympatyczne? Ile lubią zjeść na śniadanie? Czy znają się na czarach? Nic nie wiemy o rumakach z bajek... A to takie niesprawiedliwe!
Dlatego rumak Romuald jest rozczarowany.
I gdy zaczyna się jego własna, osobista bajka długo nie może w to uwierzyć. Dopóki nie usłyszy cichutkiego "ratunku, ratunku", dochodzącego gdzieś z drugiego końca miasta... Tylko jak ruszyć z kopyta, gdy nie ma nikogo, kto zawoła: "Wio!"?
Od zawsze każdym miejskim podwórkiem rządzi jakaś banda gołębi. Waleczne, odważne, honorowe, co chwila wznoszą dumne okrzyki: ""Rządzą gołębie, zawsze gołębie, tylko gołębie!"". Przerywają tylko wtedy, gdy ktoś sypnie bułką... Albo gdy na rewir wkroczy ich odwieczny wróg - kot. I to właśnie kot rozbił Bandę Zbigniewa: pożarł gołębia Janusza! Nikt tego nie widział. Nie było śladów. Dowodów brak. Ale gołębie nie potrzebują dowodów, by się zemścić. Na szczęście w odpowiednim (a może najmniej odpowiednim?) momencie na podwórko wkracza Przemek - samotny, młody wróbel. Przemek jest dobroduszny i niewinny. Słabeusz bez własnej Zgrai. Nigdzie nie pasuje i nie ma prawa głosu, bo przecież nie jest gołębiem! A jednak jego dobre serce i wiara w ptaki pozwala mu uchronić Bandę przed katastrofą i dociec prawdy. Przemek raz na zawsze zmieni zasady i udowodni, że warto iść przez życie razem, dziób w dziób. Bo przecież ptak to ptak, a każdy problem da się rozwiązać pokojowo... Albo można odkryć, że tak naprawdę problem nie istnieje!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?