Pan Świnka jest pozytywnie zakręcony niczym jego ogonek. Ma wiele zainteresowań i wciąż odkrywa nowe pasje wcielając się w zaskakujące role. Podejmij wyzwanie i poznaj 14 państw w trzech językach jednocześnie! Podróżuj z Panem Świnką i poznaj nowe miejsca na mapie świata! W książce "Pan Świnka... i państwa, Mr Pig... and countries, Monsieur Cochon... et les pays" znajdziecie:- 14 państw z towarzyszącymi atrybutami;- mnóstwo słówek w 3 językach: polskim, angielskim i francuskim;- niepowtarzalne ilustracje Roberta Romanowicza ćwiczące spostrzegawczość;- specjalny kod QR z dostępem do lektorów języka polskiego, angielskiego, francuskiego.
Pan Świnka jest pozytywnie zakręcony niczym jego ogonek. Ma wiele zainteresowań i wciąż odkrywa nowe pasje wcielając się w zaskakujące role. Podejmij wyzwanie i poznaj 12 miesięcy w trzech językach jednocześnie! Z Panem Świnką znajdziesz swój ulubiony miesiąc, a w każdym z nich zanotujesz ważną dla Ciebie datę! W książce "Pan Świnka... i miesiące, Mr Pig... and the months, Monsieur Cochon... et les mois l'année" znajdziecie:- 12 miesięcy z towarzyszącymi atrybutami;- mnóstwo słówek w 3 językach: polskim, angielskim i francuskim;- niepowtarzalne ilustracje Roberta Romanowicza ćwiczące spostrzegawczość;- specjalny kod QR z dostępem do lektorów języka polskiego, angielskiego, francuskiego. "Pan Świnka... i miesiące" to drugi tom z serii TASHKI.
Dago jest niejadkiem. Ale gdy pewnego dnia na jego talerzu pojawia się niespodzianka kolorowy obrazek do zjedzenia, smok nie może się doczekać kolejnych zaskakujących posiłków. Czy rodzice i jego przyjaciel Lo zdradzą mu sekret, jak i z czego się je robi?Dago. Daleki krewny smoka wawelskiego i bazyliszka. Bohater, który wraz ze swoim przyjacielem Lo żółtym balonikiem zmienia się na oczach czytelnika. Wyjątkowe pióro Doroty Kassjanowicz i charakterystyczna kreska Roberta Romanowicza stworzyły dziewięć historyjek, składających się jak w puzzle w jedną kolorową całość, która wspiera rodziców w wychowywaniu. Dzięki zadaniom typu porównaj obrazki książeczki rozwijają spostrzegawczość maluchów, a słowniczek tłumaczący język Lo zachęca je do poprawnego mówienia. Wszystkie części spaja również bliźniaczy początek i koniec, a także obraz tej samej ulicy, na której zachodzą zmiany wymagające uważności czytelnika. Dla dzieci w wieku 15 lat.DAGO, LO I ZABAWA W PUZZLE.TYŁ OKŁADKI WSZYSTKICH 9 CZĘŚCI UŁOŻY SIĘ W JEDEN DUŻY OBRAZEK!
Pan Świnka jest pozytywnie zakręcony niczym jego ogonek. Ma wiele zainteresowań i wciąż odkrywa nowe pasje wcielając się w zaskakujące role. Podejmij wyzwanie i poznaj 14 profesji wtrzech językach jednocześnie! Może razem z Panem Świnką znajdziesz swoje hobby lub spróbujesz czegoś zupełnie nowego?W książce Pan Świnka i zawody"" znajdziecie:- 14 zawodów z towarzyszącymi im atrybutami;- aż 168 słówek w 3 językach: polskim, angielskim i francuskim;- niepowtarzalne ilustracje Roberta Romanowicza ćwiczące spostrzegawczość;- specjalny kod QR z dostępem do lektorów języka polskiego, angielskiego, francuskiego.Pan Świnka i zawody"" to pierwszy tom z nowej serii TASHK
Dago jest przekonany, że filmy i zabawki są o wiele ciekawsze od książek. Lecz wkrótce zmienia zdanie dzięki swojemu pomysłowemu przyjacielowi Lo. Balonik sprawia, że czytanie książek okazuje się fascynującą przygodą.Dago. Daleki krewny smoka wawelskiego i bazyliszka. Bohater, który wraz ze swoim przyjacielem Lo żółtym balonikiem zmienia się na oczach czytelnika. Wyjątkowe pióro Doroty Kassjanowicz i charakterystyczna kreska Roberta Romanowicza stworzyły dziewięć historyjek, składających się jak w puzzle w jedną kolorową całość, która wspiera rodziców w wychowywaniu. Dzięki zadaniom typu porównaj obrazki książeczki rozwijają spostrzegawczość maluchów, a słowniczek tłumaczący język Lo zachęca je do poprawnego mówienia. Wszystkie części spaja również bliźniaczy początek i koniec, a także obraz tej samej ulicy, na której zachodzą zmiany wymagające uważności czytelnika. Dla dzieci w wieku 15 lat.DAGO, LO I ZABAWA W PUZZLE.TYŁ OKŁADKI WSZYSTKICH 9 CZĘŚCI UŁOŻY SIĘ W JEDEN DUŻY OBRAZEK!
Dago szybko się przekonuje, że bieganie bez czapki i szalika w chłodny dzień może się skończyć chorowaniem, leżeniem w łóżku i nudą. Na szczęście jego przyjaciel Lo ma ciekawe pomysły na wesołe spędzanie czasu mimo choroby.Dago. Daleki krewny smoka wawelskiego i bazyliszka. Bohater, który wraz ze swoim przyjacielem Lo żółtym balonikiem zmienia się na oczach czytelnika. Wyjątkowe pióro Doroty Kassjanowicz i charakterystyczna kreska Roberta Romanowicza stworzyły dziewięć historyjek, składających się jak w puzzle w jedną kolorową całość, która wspiera rodziców w wychowywaniu. Dzięki zadaniom typu porównaj obrazki książeczki rozwijają spostrzegawczość maluchów, a słowniczek tłumaczący język Lo zachęca je do poprawnego mówienia. Wszystkie części spaja również bliźniaczy początek i koniec, a także obraz tej samej ulicy, na której zachodzą zmiany wymagające uważności czytelnika. Dla dzieci w wieku 15 lat.DAGO, LO I ZABAWA W PUZZLE.TYŁ OKŁADKI WSZYSTKICH 9 CZĘŚCI UŁOŻY SIĘ W JEDEN DUŻY OBRAZEK!
Dago jest przekonany, że filmy i zabawki są o wiele ciekawsze od książek. Lecz wkrótce zmienia zdanie dzięki swojemu pomysłowemu przyjacielowi Lo. Balonik sprawia, że czytanie książek okazuje się fascynującą przygodą.Dago. Daleki krewny smoka wawelskiego i bazyliszka. Bohater, który wraz ze swoim przyjacielem Lo żółtym balonikiem zmienia się na oczach czytelnika. Wyjątkowe pióro Doroty Kassjanowicz i charakterystyczna kreska Roberta Romanowicza stworzyły dziewięć historyjek, składających się jak w puzzle w jedną kolorową całość, która wspiera rodziców w wychowywaniu. Dzięki zadaniom typu porównaj obrazki książeczki rozwijają spostrzegawczość maluchów, a słowniczek tłumaczący język Lo zachęca je do poprawnego mówienia. Wszystkie części spaja również bliźniaczy początek i koniec, a także obraz tej samej ulicy, na której zachodzą zmiany wymagające uważności czytelnika. Dla dzieci w wieku 15 lat.DAGO, LO I ZABAWA W PUZZLE.TYŁ OKŁADKI WSZYSTKICH 9 CZĘŚCI UŁOŻY SIĘ W JEDEN DUŻY OBRAZEK!
Tym razem Dago odkrywa, że segregacja śmieci jest nie tylko pożyteczna, ale i przegania nudę. Wspólnie ze swoim przyjacielem Lo i z rodzicami smok w magiczny sposób zmienia zużyte przedmioty w niepowtarzalne zabawki i konstrukcje.Dago. Daleki krewny smoka wawelskiego i bazyliszka. Bohater, który wraz ze swoim przyjacielem Lo żółtym balonikiem zmienia się na oczach czytelnika. Wyjątkowe pióro Doroty Kassjanowicz i charakterystyczna kreska Roberta Romanowicza stworzyły dziewięć historyjek, składających się jak w puzzle w jedną kolorową całość, która wspiera rodziców w wychowywaniu. Dzięki zadaniom typu porównaj obrazki książeczki rozwijają spostrzegawczość maluchów, a słowniczek tłumaczący język Lo zachęca je do poprawnego mówienia. Wszystkie części spaja również bliźniaczy początek i koniec, a także obraz tej samej ulicy, na której zachodzą zmiany wymagające uważności czytelnika. Dla dzieci w wieku 15 lat.DAGO, LO I ZABAWA W PUZZLE.TYŁ OKŁADKI WSZYSTKICH 9 CZĘŚCI UŁOŻY SIĘ W JEDEN DUŻY OBRAZEK!
Seria książeczek ma za zadanie uświadomić dziecku, że uczenie się kolejnych czynności niezbędnych w życiu dorosłych wcale nie musi być nudne albo przerażające! A dorosłych z kolei ? że dziecko może powoli, świadomie i bez lęku nabywać umiejętności, których co do zasady ? nabywać nie chce. Malina Prześluga proponuje kilka prostych, zabawnie opisanych instrukcji „obsługi” małego buntownika. To one w nienachalny, ale prosty sposób podpowiedzą rodzicom, w jaki sposób przełamać w dzieciach niechęć lub nieuzasadniony lęk wobec niektórych obowiązków. A każda zdobyta sprawność zostaje uhonorowana specjalnym medalem ? kartą znajdującą się na tylnej okładce każdej części, którą można powiesić na ścianie i, pękając z dumy, chwalić się swoją odwagą przed gośćmi!Autorka prowadzi tę opowieść lekko i bez zbędnego nadęcia ? do dzieci mówi bowiem językiem dziecięcym, nie ubierając w poetyckie słowa tego, co oczywiste i biskie każdemu człowiekowi. Nie szuka metafor ani hiperboli, kibelek nazywając po prostu kibelkiem, a kupę ? kupą. Lęk przed korzystaniem z toalety zostaje więc w końcu szczęśliwie opanowany, ale zanim do tego dojdzie, Lenio musi poznać konsekwencje unikania tego, czego się boi. Kolejna natomiast historia dotyczy już nieco innej czynności, znienawidzonej przez maluchy ? ubierania się. Lenio będzie stawiał czoła lewej i prawej stronie koszulki, skomplikowanym układom pięt i palców na skarpetkach czy węższym i szerszym częściom bielizny. I choć na początku wydaje się to być dla niego nie do przeskoczenia, to w końcu daje sobie radę i obronną ręką wychodzi z trudnej misji zakładania rękawów i nogawek.Przygody Lenia spadają z nieba strapionym rodzicom, którzy nie mogą znaleźć sposobów, by z mozolnych, codziennych czynności uczynić frajdę - albo przynajmniej obowiązek nieokupiony łzami. Prześluga nie sili się na uciążliwy dydaktyzm, ale z pomocą swojej wrodzonej literackiej empatii i ? prawdopodobnie wiedzy zdobywanej odkąd została mamą ? trafnie i swobodnie opowiada o tym, co zna każdy rodzic.Nie tylko dopełnieniem, lecz równowartościowym elementem przygód bohaterów z Góry Deli Meli są Ilustracje Roberta Romanowicza, jak zwykle barwne i wymowne w formie. Tym razem jednak artysta tu i ówdzie mruga do czytelników, zwracając uwagę na takie detale w obrazowaniu przygód Lenia, które wychwyci tylko wprawne oko. To dobry powód, by przygody bohaterów z Góry Deli Meli przeczytać i obejrzeć przynajmniej kilka razy. Trzeba też dodać, że kreskowy wizerunek małego Lenia, jak i całe jego otoczenie, wzbudzają tkliwość coraz mocniej z każdą kolejną kartką.
Lenio i Straszny Kibelek oraz Lenio, który sam się ubiera to dwie z siedmiu części przygód małego „Lenia z Góry Deli Meli”. Malina Prześluga, ceniona pisarka literatury dla najmłodszych, a prywatnie ? mama Lenia, stworzyła nową propozycję serii dla rodziców i ich dzieci. Tym razem zaprasza do świata mieszkańców tajemniczej góry, którzy wraz z małym bohaterem cieszą się, gdy ten zdobędzie kolejną sprawność w stawaniu się coraz odważniejszym.Bo właśnie o zdobywanie sprawności się tu rozchodzi ? seria książeczek ma za zadanie uświadomić dziecku, że uczenie się kolejnych czynności niezbędnych w życiu dorosłych wcale nie musi być nudne albo przerażające! A dorosłych z kolei ? że dziecko może powoli, świadomie i bez lęku nabywać umiejętności, których co do zasady ? nabywać nie chce. Malina Prześluga proponuje kilka prostych, zabawnie opisanych instrukcji „obsługi” małego buntownika. To one w nienachalny, ale prosty sposób podpowiedzą rodzicom, w jaki sposób przełamać w dzieciach niechęć lub nieuzasadniony lęk wobec niektórych obowiązków. A każda zdobyta sprawność zostaje uhonorowana specjalnym medalem ? kartą znajdującą się na tylnej okładce każdej części, którą można powiesić na ścianie i, pękając z dumy, chwalić się swoją odwagą przed gośćmi!Tak więc na Górze Deli Meli mieszkają Delimki i Melimki, które słyną z nieprzeciętnej odwagi ? nie inny jest wcale mały Lenio, choć jak na razie jeszcze obawia się pewnej rzeczy. Korzystania z toalety, jak prawdziwy dorosły. I właśnie o tym strachu, a właściwie o próbach jego przezwyciężania, traktuje „Lenio z Góry Deli Meli ? Straszny Kibelek” ? czyli pierwsza z przygód tej serii.Tak więc na Górze Deli Meli mieszkają Delimki i Melimki, które słyną z nieprzeciętnej odwagi ? nie inny jest wcale mały Lenio, choć jak na razie jeszcze obawia się pewnej rzeczy. Korzystania z toalety, jak prawdziwy dorosły. I właśnie o tym strachu, a właściwie o próbach jego przezwyciężania, traktuje „Lenio z Góry Deli Meli ? Straszny Kibelek” ? czyli pierwsza z przygód tej serii. Autorka prowadzi tę opowieść lekko i bez zbędnego nadęcia ? do dzieci mówi bowiem językiem dziecięcym, nie ubierając w poetyckie słowa tego, co oczywiste i biskie każdemu człowiekowi. Nie szuka metafor ani hiperboli, kibelek nazywając po prostu kibelkiem, a kupę ? kupą. Lęk przed korzystaniem z toalety zostaje więc w końcu szczęśliwie opanowany, ale zanim do tego dojdzie, Lenio musi poznać konsekwencje unikania tego, czego się boi.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika!Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza.Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających.Zwiedzanie, które dzięki Przewodnikom może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach.Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Początkiem każdego twórczego działania jest pomysł. Wspomagany wyobraźnią i talentem może rozwinąć się z jednego obrazu w ciekawą opowieść.
Tak było w przypadku Miszy i Griszy – bohaterów powołanych do życia przez Roberta Romanowicza, artystę malarza, grafika, twórcę ilustracji do książek dla dzieci, fotografika i rzeźbiarza. Jego obraz stał się inspiracją do opowiedzenia o przyjaźni, odwadze i oddaniu. O tym, że przygoda może zdarzyć się wszędzie, a bohaterem może zostać każdy – nawet mały pluszowy miś.
Wykonana ręcznie, a następnie sfotografowana scenografia złożyła się na niezwykłe ilustracje. Do jej stworzenia posłużyły różne, z pozoru nieprzydatne już materiały: skrawki tkanin, fragmenty nici, muliny, kawałki drewna, korka, druciki, gałązki, resztki filcu... Recyklingowy rodowód mają też główni bohaterowie.
Historia Miszy i Griszy pobudza dziecięcą wyobraźnię, rozwija kreatywność, uczy wrażliwości na przyrodę i pomaga w nauce liczenia.
Tekst: Redakcja
--------------------
Razem łatwiej
Nie zostawia się przyjaciela w potrzebie, nie można być obojętnym na fakt, że przyroda jest zagrożona… Tak w skrócie można podsumować treść najnowszej książki wydawnictwa Tashka. Choćby się było pluszowym misiem i choćby przyjaciela poznało się kilka chwil temu. Niedźwiadek o imieniu Misza, wiedziony głodem, rusza na spacer po lesie. Zamiast ulubionego miodku znajduje… pszczółkę Griszę, która opowiada mu o swoim zmartwieniu. Razem postanawiają uratować świat przed wielką burą chmurą (smogiem?).
Ta prosta historia z łatwością trafi do dzieci. Pomogą w tym przepiękne ilustracje Roberta Romanowicza. Artysta ręcznie wykonał trójwymiarowych bohaterów i scenografię, a następnie to wszystko sfotografował, kreując poszczególne kadry. Świat zbudowany z nieskomplikowanych przedmiotów, może nawet takich, które wielu uznałoby za bezwartościowe, jest dowodem na to, że tworzyć można ze wszystkiego; że najważniejszy jest pomysł, a materiały właściwie każdy znajdzie u siebie w domu lub podczas jednego spaceru: nici, skrawki materiałów, patyczki, guziki… Fotografie sprawiają, że postacie stają się niemal realne, a książka nosi znamiona quasi-reportażu. Aż chciałoby się misia pogłaskać, aż chciałoby się wejść do tego świata…
Tekst Anny Stasiak jest rymowany, melodyjny. Oprócz optymistycznej fabuły niesie w sobie jeszcze walor edukacyjny – troskę o środowisko naturalne i naukę liczenia do dwunastu. Misza i Grisza przejęli się losem świata i postanowili go uratować przed czymś, co w języku dorosłych moglibyśmy nazwać katastrofą ekologiczną. Powtarzalne czynności lub przedmioty – można liczyć wszystko. Autorka umiejętnie wplotła w tekst kolejne cyfry. Małe dzieci z radością je śledzą i podejmują zabawę, a każde dobrze wykonane rachowanie sprawia im wiele satysfakcji.
Książeczkę można czytać i oglądać wielokrotnie, a pomoże w tym jej kartonowa forma. By zabawa mogła trwać dłużej… Polecam!
Recenzja: Agata Hołubowska
Różne znać rzeczy imiona.
Naukowcy dowiedli, że mózg człowieka jest najbardziej elastyczny do 6. roku życia. Wtedy z łatwością chłonie wiedzę i języki obce, i nigdy później nie będzie w stanie przyjąć aż tak dużej dawki informacji. Wtedy też najlepiej uczyć dzieci akcentu, gdyż niewykształcony jeszcze w pełni aparat mowy jest w stanie wypowiedzieć właściwie wszystkie dźwięki. Im starszy, tym – tak samo jak mózg – coraz mniej elastyczny.
Wynika z tego, że zapoznawanie maluszków z obcą mową już od pierwszych dni życia nie jest wcale fanaberią ani przejawem nadmiernych ambicji rodziców, jak niektórzy próbują to traktować. To raczej gimnastyka dla umysłu i aparatu mowy niż robienie z dziecka geniusza na siłę. Nawet więcej – powinno to być obowiązkiem rodziców, bo wczesne poznanie obcego języka ułatwi dzieciom jego naukę. Warunek jest jeden: nauka powinna odbywać się przez zabawę i w żaden sposób nie może kojarzyć się z przykrym obowiązkiem. Powinna być podejmowana niejako przy okazji i tylko wtedy, gdy maluch ma na nią ochotę.
Wydawnictwo Tashka wyszło z propozycją takiej właśnie nauki i zawarło ją w czterech książeczkach, które stworzył Robert Romanowicz, ilustrator związany z wydawnictwem niemalże od początku jego istnienia. Są to: „Pojazdy”, „Zwierzęta”, „Przedmioty” i „Jedzenie”. Przedmioty z życia codziennego zostały pogrupowane, a każdy z nich podpisany jest w czterech językach: hiszpańskim, francuskim, angielskim i polskim. Tak właśnie może wyglądać pierwsze spotkanie z językiem obcym. Spotkanie tym bardziej atrakcyjne, że znakomicie zilustrowane – wielobarwnie, z lekkością i dużym poczuciem humoru.
U Roberta Romanowicza produkty spożywcze są radosne, nawet gdy za chwilę mają być zjedzone, a kierowcy pojazdów uśmiechają się od ucha do ucha, ciesząc się z jazdy. Ponadto na ilustracjach ukrytych jest wiele zaskakujących szczegółów, które niełatwo odkryć za pierwszym razem. Dzieci są zdecydowanie lepszymi wykrywaczami takich niuansów i to im należy zostawić pierwszeństwo.
Sam dobór przedmiotów tworzących poszczególne książeczki bywa również zaskakujący. Na przykład w „Pojazdach” pojawiają się monocykl, balon i batyskaf, czyli mało popularne środki komunikacji. W „Przedmiotach” czuć pewną nutkę sentymentu – telefon starego typu z okrągłą tarczą czy też śmieszny telewizor dalekie są od tego, co widać we współczesnych sklepach z elektroniką. Romanowicz zazwyczaj przywołuje w swych ilustracjach przeszłość, nie goni za nowoczesnym designem. Jest w tym pewna przewrotność, nawet melancholia, ale też mała lekcja historii…
Te książeczki-słowniczki mogą także pomóc w komunikacji pomiędzy dziećmi z różnych krajów. Nie tylko Polacy coraz częściej wychowują swoje dzieci za granicą, ale też
i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj. Dzieci w przedszkolach porozumiewają się na różne sposoby. Taka książka to całkiem przyjemny prezent w multikulturowym i wielojęzycznym świecie.
Recenzja: Agata Hołubowska
Różne znać rzeczy imiona.
Naukowcy dowiedli, że mózg człowieka jest najbardziej elastyczny do 6. roku życia. Wtedy z łatwością chłonie wiedzę i języki obce, i nigdy później nie będzie w stanie przyjąć aż tak dużej dawki informacji. Wtedy też najlepiej uczyć dzieci akcentu, gdyż niewykształcony jeszcze w pełni aparat mowy jest w stanie wypowiedzieć właściwie wszystkie dźwięki. Im starszy, tym – tak samo jak mózg – coraz mniej elastyczny.
Wynika z tego, że zapoznawanie maluszków z obcą mową już od pierwszych dni życia nie jest wcale fanaberią ani przejawem nadmiernych ambicji rodziców, jak niektórzy próbują to traktować. To raczej gimnastyka dla umysłu i aparatu mowy niż robienie z dziecka geniusza na siłę. Nawet więcej – powinno to być obowiązkiem rodziców, bo wczesne poznanie obcego języka ułatwi dzieciom jego naukę. Warunek jest jeden: nauka powinna odbywać się przez zabawę i w żaden sposób nie może kojarzyć się z przykrym obowiązkiem. Powinna być podejmowana niejako przy okazji i tylko wtedy, gdy maluch ma na nią ochotę.
Wydawnictwo Tashka wyszło z propozycją takiej właśnie nauki i zawarło ją w czterech książeczkach, które stworzył Robert Romanowicz, ilustrator związany z wydawnictwem niemalże od początku jego istnienia. Są to: „Pojazdy”, „Zwierzęta”, „Przedmioty” i „Jedzenie”. Przedmioty z życia codziennego zostały pogrupowane, a każdy z nich podpisany jest w czterech językach: hiszpańskim, francuskim, angielskim i polskim. Tak właśnie może wyglądać pierwsze spotkanie z językiem obcym. Spotkanie tym bardziej atrakcyjne, że znakomicie zilustrowane – wielobarwnie, z lekkością i dużym poczuciem humoru.
U Roberta Romanowicza produkty spożywcze są radosne, nawet gdy za chwilę mają być zjedzone, a kierowcy pojazdów uśmiechają się od ucha do ucha, ciesząc się z jazdy. Ponadto na ilustracjach ukrytych jest wiele zaskakujących szczegółów, które niełatwo odkryć za pierwszym razem. Dzieci są zdecydowanie lepszymi wykrywaczami takich niuansów i to im należy zostawić pierwszeństwo.
Sam dobór przedmiotów tworzących poszczególne książeczki bywa również zaskakujący. Na przykład w „Pojazdach” pojawiają się monocykl, balon i batyskaf, czyli mało popularne środki komunikacji. W „Przedmiotach” czuć pewną nutkę sentymentu – telefon starego typu z okrągłą tarczą czy też śmieszny telewizor dalekie są od tego, co widać we współczesnych sklepach z elektroniką. Romanowicz zazwyczaj przywołuje w swych ilustracjach przeszłość, nie goni za nowoczesnym designem. Jest w tym pewna przewrotność, nawet melancholia, ale też mała lekcja historii…
Te książeczki-słowniczki mogą także pomóc w komunikacji pomiędzy dziećmi z różnych krajów. Nie tylko Polacy coraz częściej wychowują swoje dzieci za granicą, ale też
i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj. Dzieci w przedszkolach porozumiewają się na różne sposoby. Taka książka to całkiem przyjemny prezent w multikulturowym i wielojęzycznym świecie.
Recenzja: Agata Hołubowska
Różne znać rzeczy imiona
Naukowcy dowiedli, że mózg człowieka jest najbardziej elastyczny do 6. roku życia. Wtedy z łatwością chłonie wiedzę i języki obce, i nigdy później nie będzie w stanie przyjąć aż tak dużej dawki informacji. Wtedy też najlepiej uczyć dzieci akcentu, gdyż niewykształcony jeszcze w pełni aparat mowy jest w stanie wypowiedzieć właściwie wszystkie dźwięki. Im starszy, tym – tak samo jak mózg – coraz mniej elastyczny.
Wynika z tego, że zapoznawanie maluszków z obcą mową już od pierwszych dni życia nie jest wcale fanaberią ani przejawem nadmiernych ambicji rodziców, jak niektórzy próbują to traktować. To raczej gimnastyka dla umysłu i aparatu mowy niż robienie z dziecka geniusza na siłę. Nawet więcej – powinno to być obowiązkiem rodziców, bo wczesne poznanie obcego języka ułatwi dzieciom jego naukę. Warunek jest jeden: nauka powinna odbywać się przez zabawę i w żaden sposób nie może kojarzyć się z przykrym obowiązkiem. Powinna być podejmowana niejako przy okazji i tylko wtedy, gdy maluch ma na nią ochotę.
Wydawnictwo Tashka wyszło z propozycją takiej właśnie nauki i zawarło ją w czterech książeczkach, które stworzył Robert Romanowicz, ilustrator związany z wydawnictwem niemalże od początku jego istnienia. Są to: „Pojazdy”, „Zwierzęta”, „Przedmioty” i „Jedzenie”. Przedmioty z życia codziennego zostały pogrupowane, a każdy z nich podpisany jest w czterech językach: hiszpańskim, francuskim, angielskim i polskim. Tak właśnie może wyglądać pierwsze spotkanie z językiem obcym. Spotkanie tym bardziej atrakcyjne, że znakomicie zilustrowane – wielobarwnie, z lekkością i dużym poczuciem humoru.
U Roberta Romanowicza produkty spożywcze są radosne, nawet gdy za chwilę mają być zjedzone, a kierowcy pojazdów uśmiechają się od ucha do ucha, ciesząc się z jazdy. Ponadto na ilustracjach ukrytych jest wiele zaskakujących szczegółów, które niełatwo odkryć za pierwszym razem. Dzieci są zdecydowanie lepszymi wykrywaczami takich niuansów i to im należy zostawić pierwszeństwo.
Sam dobór przedmiotów tworzących poszczególne książeczki bywa również zaskakujący. Na przykład w „Pojazdach” pojawiają się monocykl, balon i batyskaf, czyli mało popularne środki komunikacji. W „Przedmiotach” czuć pewną nutkę sentymentu – telefon starego typu z okrągłą tarczą czy też śmieszny telewizor dalekie są od tego, co widać we współczesnych sklepach z elektroniką. Romanowicz zazwyczaj przywołuje w swych ilustracjach przeszłość, nie goni za nowoczesnym designem. Jest w tym pewna przewrotność, nawet melancholia, ale też mała lekcja historii…
Te książeczki-słowniczki mogą także pomóc w komunikacji pomiędzy dziećmi z różnych krajów. Nie tylko Polacy coraz częściej wychowują swoje dzieci za granicą, ale też
i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj. Dzieci w przedszkolach porozumiewają się na różne sposoby. Taka książka to całkiem przyjemny prezent w multikulturowym i wielojęzycznym świecie.
Recenzja: Agata Hołubowska
Różne znać rzeczy imiona.
Naukowcy dowiedli, że mózg człowieka jest najbardziej elastyczny do 6. roku życia. Wtedy z łatwością chłonie wiedzę i języki obce, i nigdy później nie będzie w stanie przyjąć aż tak dużej dawki informacji. Wtedy też najlepiej uczyć dzieci akcentu, gdyż niewykształcony jeszcze w pełni aparat mowy jest w stanie wypowiedzieć właściwie wszystkie dźwięki. Im starszy, tym – tak samo jak mózg – coraz mniej elastyczny.
Wynika z tego, że zapoznawanie maluszków z obcą mową już od pierwszych dni życia nie jest wcale fanaberią ani przejawem nadmiernych ambicji rodziców, jak niektórzy próbują to traktować. To raczej gimnastyka dla umysłu i aparatu mowy niż robienie z dziecka geniusza na siłę. Nawet więcej – powinno to być obowiązkiem rodziców, bo wczesne poznanie obcego języka ułatwi dzieciom jego naukę. Warunek jest jeden: nauka powinna odbywać się przez zabawę i w żaden sposób nie może kojarzyć się z przykrym obowiązkiem. Powinna być podejmowana niejako przy okazji i tylko wtedy, gdy maluch ma na nią ochotę.
Wydawnictwo Tashka wyszło z propozycją takiej właśnie nauki i zawarło ją w czterech książeczkach, które stworzył Robert Romanowicz, ilustrator związany z wydawnictwem niemalże od początku jego istnienia. Są to: „Pojazdy”, „Zwierzęta”, „Przedmioty” i „Jedzenie”. Przedmioty z życia codziennego zostały pogrupowane, a każdy z nich podpisany jest w czterech językach: hiszpańskim, francuskim, angielskim i polskim. Tak właśnie może wyglądać pierwsze spotkanie z językiem obcym. Spotkanie tym bardziej atrakcyjne, że znakomicie zilustrowane – wielobarwnie, z lekkością i dużym poczuciem humoru.
U Roberta Romanowicza produkty spożywcze są radosne, nawet gdy za chwilę mają być zjedzone, a kierowcy pojazdów uśmiechają się od ucha do ucha, ciesząc się z jazdy. Ponadto na ilustracjach ukrytych jest wiele zaskakujących szczegółów, które niełatwo odkryć za pierwszym razem. Dzieci są zdecydowanie lepszymi wykrywaczami takich niuansów i to im należy zostawić pierwszeństwo.
Sam dobór przedmiotów tworzących poszczególne książeczki bywa również zaskakujący. Na przykład w „Pojazdach” pojawiają się monocykl, balon i batyskaf, czyli mało popularne środki komunikacji. W „Przedmiotach” czuć pewną nutkę sentymentu – telefon starego typu z okrągłą tarczą czy też śmieszny telewizor dalekie są od tego, co widać we współczesnych sklepach z elektroniką. Romanowicz zazwyczaj przywołuje w swych ilustracjach przeszłość, nie goni za nowoczesnym designem. Jest w tym pewna przewrotność, nawet melancholia, ale też mała lekcja historii…
Te książeczki-słowniczki mogą także pomóc w komunikacji pomiędzy dziećmi z różnych krajów. Nie tylko Polacy coraz częściej wychowują swoje dzieci za granicą, ale też
i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj. Dzieci w przedszkolach porozumiewają się na różne sposoby. Taka książka to całkiem przyjemny prezent w multikulturowym i wielojęzycznym świecie.
Recenzja: Agata Hołubowska
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?