Publikowane w tej książce teksty powstawały na przestrzeni niemal 20 lat. Są swoistym pamiętnikiem z podróży od studiów teologicznych, fascynacji patrystyką i Thomasem Mertonem, po zanurzenie w religijność starożytnych Greków.
Twardym spoiwem wszystkich poszukiwań pozostaje filologia - miłość słowa. Autor jest w podróży, w której szukanie znaczeń słów jawi się jako jedyna i w miarę bezpieczna droga szukania sensów.
"Największą ideą człowieka jest idea Boga, największą ideą Boga jest człowiek", pisał Bierdiajew. Jaki sens mają te słowa dzisiaj? Czy docierają gdziekolwiek i czy ktokolwiek je słyszy? A jeśli tak, czy na nie odpowiada? Co po GUŁAGU i "śmierci Boga" można powiedzieć o Bogu? Na te i inne pytania staramy się odpowiedzieć w tej książce.
Neurobiologia jest dziś jedną z najważniejszych i najbardziej wszechstronnych nauk. Odpowiada lub pomaga odpowiedzieć na wielkie pytania, z którymi od dawien dawna mierzyła się filozofia, teologia, psychologia i nauki społeczne, a także małe pytania, które zadajemy sobie na co dzień. Co jest kryterium człowieczeństwa? Gdzie mieszka dusza? Skąd bierze się moralność? Gdzie rodzi się przyjemność? Dlaczego jesteśmy agresywni? Jak działa pamięć? Od czego i dlaczego się uzależniamy? Dlaczego lubimy seks? Czy zakochani myślą rozsądnie? Dlaczego dziewczynki wolą bawić się lalkami, a chłopcy samochodzikami? Czy w świecie nowych technologii zdołamy zachować prywatność myśli? Nieskończonym źródłem odpowiedzi lub podpowiedzi, jak również nowych fascynujących pytań, jest mózg, odsłaniający dzięki coraz bardziej zaawansowanym metodom badawczym kolejne swe tajniki, a w studiach nad nim można widzieć wręcz antropologię XXI wieku. Jerzy Vetulani oprowadza nas po naszym "centrum dowodzenia", ukazując z erudycją i wdziękiem, że "szare komórki" to pole zainteresowań zarówno "twardej" biologii, jak i subtelnej humanistyki.
Książka zawiera 2 płyty CD z dramatem liturgicznym Ludus Passionis w oryginalnym wykonaniu Scholi Teatru Węgajty.
Książka zestawia obok siebie trzy odrębne dziedziny, rzadko ze sobą na co dzień sąsiadujące: liturgię, teatr współczesny i kulturę alternatywną. Splata ze sobą awangardę i tradycję.
Schola Teatru Węgajty realizuje od prawie dwudziestu lat we wnętrzach kościołów średniowieczne dramaty liturgiczne. Dramat ten, w którym upa-truje się początków nowożytnego europejskiego teatru, rozwijał się od mniej więcej X wieku w strukturze nabożeństw Kościoła rzymskokatolickiego, by w końcu zostać przez Sobór Trydencki (w XVI wieku) ?wyrzucony? ze świą-tyń. Po wiekach Schola Teatru Węgajty spróbowała na powrót włączyć ten dramat w krąg celebracji kościelnych ? czyli w jego naturalne miejsce. Ale czy to jeszcze jest możliwe?
By opisać i zanalizować spektakle Scholi autor książki prowadzi czy-telnika niezależnymi ścieżkami. Najpierw zadaje kilka podstawowych pytań: czym był teatr w rozumieniu Biblii i doktryny Kościoła katolickiego i czym jest liturgia? Następnie przedstawia dotychczasowe próby wykorzystywania struktur liturgcznych i inscenizowania dramatów liturgicznych w polskim teatrze dramatycznym, operowym i poszukującym (m. in. Schiller, Dejmek, Grotowski, Gardzienice). Przedstawia wreszcie krąg kultury alternatywnej, z której wyrosła Schola Teatru Węgajty.
Najważniejszą partią książki jest opis i analiza inscenizowanych przez Scholę Teatru Węgajty dramatów liturgicznych. Przedstawione wcześniej za-gadnienia dopełniają się w tej części. Pozwala to dostrzec ogromny obszar poszukiwań i dążeń twórców Scholi, którzy starają się robić na wskroś współ-czesny teatr wywiedziony jednak z najstarszych tradycji.
Podobnie jak inne języki, łacina zawierała wyrazy i określenia uważane za wulgarne, a także wielkie bogactwo eufemizmów i metafor odnoszących się do cielesności i seksu. J.N. Adams czyni wyłom w językowej cenzurze, która kazała dotąd filologom i autorom słowników pomijać pola semantyczne związane ze sferą objętą kulturowym tabu. Tymczasem takie pomijanie równało się niemożliwości właściwego zrozumienia i trafnego przekładu nie tylko wytworów piśmiennictwa popularnego, jak choćby pompejańskich graffiti, ale wielu niuansów klasycznej literatury, która - okazuje się - bynajmniej nie stroniła od seksualnych aluzji, a niekiedy od gruboskórnej dosłowności. Barwny i bogaty w materiał źródłowy leksykon J.N. Adamsa ułatwi zadanie wszystkim czytelnikom i badaczom dawnych tekstów, a miłośnikom kultury antycznej umożliwi bardziej całościowe na nią spojrzenie.
Anty-Odyseja spośród różnych oblicz Emmanuela Lévinasa ukazuje to najważniejsze – oblicze myśliciela, który kolejny raz usiłuje odpowiedzieć na kantowskie pytanie: kim jest człowiek? Czyni to w sytuacji wyjątkowej, ogromu zła, którego paradygmatycznym przejawem stał się Holokaust. Dominik Rogóż poprzez analizę trzech dzieł: Istniejący i istnienie, Całość i nieskończoność oraz Inaczej niż być lub ponad istotą ukazuje Lévinasowską koncepcję podmiotu wezwanego do odpowiedzialności, który odmiennie niż Odyseusz nigdy nie powraca do siebie. Wezwany przez Dobro nie wie, dokąd jest prowadzony. W czasach, w których wielokrotnie ogłoszono śmierć człowieka i śmierć podmiotu, autor ma odwagę bronić konstruktywnej koncepcji człowieka u Emmanuela Lévinasa, czyli przekonania, że to nie etyka jest podstawą filozofii człowieka – podstawą etyki.
Prof. dr hab. Tadeusz Gadacz
W pierwszym znaczeniu wcielenie dotyczy wszystkich żyjących na ziemi bytów, ponieważ są one wszystkie bytami wcielonymi. I już za sprawą tej pierwszej, bardzo ogólnej uwagi stajemy wobec ogromnych trudności. Wcielone byty cechują się tym, że mają ciała. Tyle tylko, że cały wszechświat składa się z ciał, które zarówno z punktu widzenia zdrowego rozsądku oraz wielu filozofów, jak i niemal ogółu uczonych są od dawna uważane za ciała materialne. Czy ciało, które należy do bytów żyjących, jest tym samym, co ciało materialne, którym zajmuje się fizyka kwantowa, służąca za podstawę takim innym twardym naukom, jak chemia i biologia? Wielu ludzi tak myśli w naszych czasach, które są właśnie czasami nauki; tym niemniej przepaść oddziela od zawsze ciała materialne, zaludniające wszechświat, od ciała takiego bytu „wcielonego”, jakim jest człowiek.
Chcąc rzucić światło na tę przepaść, podejmujemy pierwszą decyzję: pozostawiamy poza polem naszych dociekań inne niż ludzie byty żyjące. Nie jest to decyzja arbitralna. Uzasadnia ją metodologiczny wybór, aby mówić raczej o tym, co wiemy, niż o tym, czego nie znamy. Albowiem każdy, każdy mężczyzna i każda kobieta, w każdej chwili swego istnienia ma bezpośrednie doświadczenie własnego ciała (...).
Ze Wstępu
Jakkolwiek różnie można nazywać Mertona: eseistą, krytykiem społeczeństwa, działaczem ekumenicznym, poetą, fotografem, artystą, autorem listów, tym niemniej Merton był przede wszystkim mnichem. O wiele więcej czasu spędzał na mszy, na modlitwie i na medytacji aniżeli na pisaniu książek i listów bądź na zajmowaniu się czymś, co zwracałoby nań uwagę opinii publicznej. Albowiem przez większą część swojego życia zakonnego dźwigał w klasztornej wspólnocie rozliczne, pochłaniające czas obowiązki. Na równi z innymi uczestniczył w uświęconych tradycją pracach fizycznych wspólnoty. A treść zwykłego życia jest tym, co w biografiach, w sposób nieunikniony, najbardziej się pomija; bardziej eksponuje się wydarzenia niż to, co "wydarzeniem" nie jest. A Mertona głównie ciekawiło właśnie to drugie.
Książka niniejsza, z powodu swych rozmiarów, nieuchronnie pomija wiele z tego, co było ważne w życiu Mertona i w jego twórczości. A nic nie sprawi mi większej przyjemności niż świadomość, że uchyliła ona drzwi do twórczości samego Mertona i, być może, do paru innych książek jemu poświęconych."
Z Przedmowy Jima Foresta
Czy można powiedzieć jeszcze coś nowego na temat cierpienia?
Andreoli przedstawia wnikliwą analizę tego fenomenu na płaszczyźnie biologicznej, psychologicznej i duchowej, kreśląc przejmujący obraz człowieka jako istoty egzystencjalnie naznaczonej wieczną niepewnością i lękiem. Świadom jest niemożności oddania cierpienia słowami oraz ułomności wszelkiej interpretacji, która zakłamuje jednostkowe doświadczenie, jednak z pokorą i odwagą prowadzi czytelnika przez pełne bólu miejsca, o które ociera się każdy, a niewielu wykazuje dla nich zrozumienie.
Ukazuje bezmiar ludzkiego bólu we wszystkich jego przejawach. Mówiąc o cierpieniu wierzących, niewierzących i wątpiących, rodziców i dzieci, mieszczan i nędzarzy, chorych i zdrowych, mistyków i narkomanów, zbrodniarzy, prostytutek i innych osób wiodących zmarginalizowane lub zupełnie standardowe żywoty, odwołuje się zarówno do osobistego doświadczenia „lekarza dusz”, jak i do rozległej tradycji myśli, literatury i sztuki. Jego wizja ludzkiego bytowania na tym świecie mogłaby wydawać się skrajnie pesymistyczna, gdyby nie towarzyszył jej postulat nowego humanizmu, opartego na prawdziwym współodczuwaniu, a nie na chłodnym wolontariacie. Towarzysząc innym w cierpieniu — twierdzi Andreoli — odnajdujemy prawdziwy sens i radość życia, płynącą z dawania tego, kim jesteśmy, a nie tego, co posiadamy.
Dlaczego duchowni odchodzą z Kościoła? Dlaczego tak wielu księży, mnichów, zakonnic zrzuca sutannę czy habit, "schodzi ze ścieżki powołania"? Do niedawna był to temat tabu; obecnie takim decyzjom towarzyszy niejednokrotnie rozgłos medialny i społeczna dyskusja, jednak większość wiernych i obserwatorów życia kościelnego wciąż nie uświadamia sobie - albo nie chce dostrzec - skali i znaczenia tego zjawiska. Tym mniej wiedzą oni, jakie są motywacje i uczucia tysięcy osób, które zasłużyły w najlepszym wypadku na nieco lekceważące miano "eksów", a w najgorszym - na łatkę przeniewierców i ptaków kalających własne gniazdo. Dominują stereotypowe, uproszczone oceny, na czele z nieśmiertelnym "cherchez la femme", równie słuszne co jakakolwiek kategoryczna odpowiedź na pytanie, dlaczego, na przykład, ludzie się rozwodzą.
Maciej Bielawski odważył się spojrzeć na problem zarazem osobiście i obiektywnie. Osobiście - bo w 2004 roku, po bez mała 25 latach życia w rozmaitych strukturach kościelnych, sprawowania posługi kapłańskiej i stałego rozwoju duchowego - sam wystąpił z zakonu benedyktynów. Obiektywnie - bo przywołał na świadków kilkanaście postaci, dla niektórych będących symbolami wolności wiary i myślenia teologicznego, dla innych - osławionymi enfants terribles Kościoła. Ich życiorysy i wypowiedzi - deklaracje, listy, autobiografie, badania naukowe - posłużyły jako kanwa opowieści o istocie odejścia, o psychologicznych, społecznych, teologicznych i moralnych aspektach skomplikowanego procesu odchodzenia.
Autor unika absolutyzowania swoich spostrzeżeń czy wniosków. Nie pozostawia jednak wątpliwości co do intencji swojej książki: musimy zrozumieć, że problem odejść dotyczy wszystkich: nie tylko tych, co odchodzą ("kto podejmuje ryzyko wstąpienia, podejmuje też ryzyko odejścia"), ale i tych, co zostają; nie tylko samych "eksów", ale również ich rodzin, przyjaciół, sąsiadów; ich uczniów i ich mistrzów; ich zwolenników i ich sędziów.
ORFIZM to ruch religijny, który od lat fascynuje uczonych. Jeszcze do niedawna traktowano go z przymrużeniem oka, raczej jako zjawisko niż jako ruch religijny. Było tak głównie ze względu na brak bezpośrednich dokumentów orfickich. Ten stan uległ jednak zmianie w 1962 roku, kiedy w jednym z grobów niedaleko Salonik, w małej miejscowości Derveni na terenach dawnej Macedonii znaleziono pewien papirus — najstarszy papirus zawierający tekst grecki, jaki do tej pory odczytano, datowany na lata 340–320 przed Chr. Nikt nie przypuszczał, że dokona on swoistej rewolucji w poglądach na literaturę, religię i filozofię starożytnej Grecji, a jednak tak się stało, orfizm zaś na stałe powrócił do badań naukowych.
W Polsce nie ukazała się dotąd żadna dotycząca orfizmu publikacja naukowa uwzględniająca najnowsze odkrycia tekstologiczne (papirus z Derveni oraz złote i kościane tabliczki orfickie). Tylko pojedyncze artykuły sygnalizowały zainteresowanie tą tematyką i potrzebę szerszego opracowania, uwzględniającego rozmaite płaszczyzny działalności starożytnego Greka, które dzisiaj przekładają się na różne dziedziny nauki: filologię klasyczną, historię, historię sztuki, filozofię, socjologię, pedagogikę, a także wpływ religii orfickiej na Biblię czy literaturę.
Niniejsza publikacja jest owocem projektu kilkunastu polskich uczonych, reprezentujących różne dziedziny nauki i różne ośrodki badawcze, oraz — mamy nadzieję — początkiem systematycznych badań nad tradycją orficką w Polsce.
Problematykę esejów zebranych w przedstawionym tomie łączy kluczowe wydarzenie tak zwanej „śmierci Boga”. Obecne w tytule nawiązanie do Nietzscheańskiej frazy Gott ist tot nie wynika bynajmniej z zamiaru posłużenia się zapożyczoną figurą stylistyczną. Idea Boga oraz odniesienie do Absolutu organizowały od podstaw tożsamość i świadomość Europy, wyznaczając tok i sens dziejów Zachodu. Znajdowało to bezpośredni wyraz w refleksji filozoficznej i teologicznej, począwszy od pierwszych apologetów chrześcijańskich, przez filozofów i teologów średniowiecza, myślicieli nowożytnych, reprezentantów współczesnej teologii „śmierci Boga”, po przedstawicieli postmodernistycznej, nomadycznej a-teologii. W tym kontekście wydarzenie „zniknięcia” Boga z horyzontu ideowego Europy pozostaje wyzwaniem domagającym się zrozumienia, a zarazem - o czym przekonują bohaterowie prowadzonych rozważań — zobowiązuje do podejmowanej ciągle i na nowo wielorakiej jego interpretacji.
Clifford Geertz w jednym z rozdziałów Interpretacji kultury próbuje uchwycić istotę dociekań naukowych, parafrazując maksymę Whiteheada ?Szukajcie prostoty i nie ufajcie jej? - stwierdza, że w odniesieniu do nauk społecznych bardziej adekwatne jest wskazanie: ?Szukajcie złożoności i porządkujcie ją?. Wydaje się, że właśnie w taki sposób rozumienia nauki wpisują się niniejsze rozważania.
Czytelnicy poszukujący ogólnych sądów na temat fenomenu, jakim jest bunt, rozpatrywany również w kontekstach reformatorskich, bez trudu odnajdą tego rodzaju podpowiedzi, ale jest to także dobra lektura dla zainteresowanych opisami egzemplifikacji buntu. Ta wielowątkowość i wieloaspektowość prowadzonych rozważań wskazuje na złożoność zagadnienia, ale z drugiej strony, sposoby ujmowania problematyki proponowane przez poszczególnych autorów pozwalają na uporządkowanie namysłu. Mamy nadzieję, że zebrany materiał okaże się inspiracją do bardziej złożonego rozumienia zjawiska buntu i reformy oraz ich wzajemnych powiązań.
?Teologia moja jest pracą i ćwiczeniem. To niezliczone godziny lektur i rozmów oraz tropienie śladów Boga Ukrytego w naturze, w historii, w kulturze. To pełne słów i obrazów rozmyślania, jak i długie spacery po niewymownej pustce. To ciągłe przechodzenie, od zniechęcenia do entuzjazmu, od emocji do spokoju, po kładce Słowa nad przepaścią rozpaczy ku ziemi nadziei. Teologii tej towarzyszy nie kończąca się praca oczyszczania mego serca, na którego obrzeżu czasami wyrasta źdźbło zrozumienia."
Teologia, którą uprawia i którą żyje Maciej Bielawski jest, jak napisał w posłowiu do książki Michał Paweł Markowski, trudna do uchwycenia w jednej formule. To próba rozumienia siebie poprzez Boga, ale i Boga przez własne życie. ?Wiara - bowiem - jest wiarą w zdarzenie, nie w instytucję. Wiara jest wiarą w Niewidzialne, a nie w widzialne. Wiara jest wiarą w Chrystusa, a nie w Kościół. Skoro tak, to Kościół nie może być jedyną drogą prowadzącą do Zdarzenia. Jest raczej tak, że Zdarzenie musi być odtwarzane nie za pomocą martwego języka, lecz za pomocą innych zdarzeń, które Bielawski nazywa spotkaniami."
Teologia wczesnych filozofów greckich to dzieło przełomowe zarówno dla badań nad grecką myślą filozoficzną z czasów przed Sokratesem, jak i dla rozważań nad pojęciem teologii, niesłusznie zawężanym wyłącznie do dokonań pisarzy chrześcijańskich. Jak pisze Jaeger, teologia jest szczególnym wytworem umysłowości greckiej i wiąże się z wielką wagą, jaką greccy myśliciele przykładali do pojęcia logosu - ponieważ teologia to próba przybliżenia się do Boga lub bogów (theoi) za pośrednictwem logosu. Odniesienie pojęcia "teologia" do filozofii przedsokratejskiej nie jest anachronizmem. W ujęciu Jaegera presokratycy byli teologami: podejmowali trud dociekania istoty physis, do której w ich pojęciu należało bóstwo.
W wyniku takiego odczytania pozostałości pism i tradycji wczesnej greckiej filozofii otrzymujemy panoramę całego obszaru myślenia, które leży u podstaw rozwoju zarówno filozofii i refleksji teologicznej pogańskiej, jak i chrześcijańskiej. Takie przedstawienie tej sfery zagadnień ma charakter niezwykle oryginalny i pozwala oglądać ją w zupełnie nowym świetle.
Wydaje się wręcz, że bez znajomości tej niezmiernie wnikliwej i nadal aktualnej syntezy Jaegera trudno współcześnie wyobrazić sobie uprawianie jakiejkolwiek teologii.
Życie nie jest "dziedziną" czy "konkurencją", choć niektórzy traktują je jak konkurs. Redaktor (encyklopedii) o tobie nigdy się nie dowie. Wielkość twego życia objawia się w codzienności, najczęściej poza wszelką publicznością. Tymczasem dla niego, jeśli nie jesteś "wielki" w jakiejś konkurencji, w ogóle nie jesteś wielki. Jednakże jego ślepota na twoją wielkość nie ma charakteru zawinienia, błędu, który można by naprawić już w następnym wydaniu. Po prostu zwykła wielkość człowieka jako człowieka, a nie jako piosenkarza, jako ministra, jako matematyka itd., jest czyś z istoty nie-publicznym, nie-klasyfikowanym i nie-konsumowanym (jako tzw. Sukces). I tak to musi pozostać.
Książkę Benoit Standaerta, benedyktyna z Opactwa św. Andrzeja w Zevenkerken w Belgii, można traktować jako swoisty przewodnik po życiu wiary. Autor stara się bowiem, rozwijając i komentując oparty na starożytnej
żydowskiej maksymie schemat nauka – modlitwa – uczynki, stworzyć model dobrego i pełnego chrześcijańskiego życia. Przykłady z życia wybitnych postaci z historii Kościoła przeplatają się tutaj z analizą współczesnych przemian kulturowych i ich wpływu na sposób przeżywania wiary, komentarze biblijne zilustrowane są analizą arcydzieł malarstwa, wypowiedzi Doktorów i Ojców Kościoła zestawiane są z wyjątkami z dzieł rabinów okresu talmudycznego. Całość tworzy bogatą i mądrą opowieść o fundamentach życia wiary, tym ciekawszą, że język autora daleki jest od suchego stylu dyskursu akademickiego. Prosty i obrazowy wywód unika nadmiernej abstrakcji i opiera się na przykładzie, dostarczając zarówno tematów do przemyśleń, jak konkretnych wskazówek postępowania.
Emigracja — gasi ducha czy zmienia perspektywę?
Wody Atlantyku to podnoszą się o kilka metrów, atakując wybrzeże Irlandii, to znów opadają. Zjawisko pływów ma odzwierciedlenie w falach ludzi, opuszczających i napływających na Zieloną Wyspę. W tę podwójną falę — przypływu i odpływu — włączyli się niedawno Polacy. Niektórzy rozbijają się o obce brzegi, inni jednak szybko odnajdują się w nowych realiach. Z jednym może wyjątkiem: znacznie bardziej niż innym, grozi im samotność i wewnętrzna pustka.
Z perspektywy posługi kapłańskiej, umożliwiającej obserwację zarówno kondycji psychicznej rodaków, jak i meandrów wiary w nowoczesnym, coraz bardziej świeckim świecie, Marcin Lisak upomina się przede wszystkim o dwie rzeczy. Po pierwsze, nieporzucanie duchowego wymiaru życia. Po drugie, o bardziej ludzkie, rozumniejsze, mocniej stojące na ziemi chrześcijaństwo. Jeśli wiara ma ostać się — i być ostoją — we współczesnym świecie, definiowanym często przez pogoń za pieniądzem, rozłąkę z rodziną i obojętność otoczenia, musi wyjść mu naprzeciw i rozsadzić granice wyuczonych regułek. Jeśli ma być światłem, zdaje się mówić Lisak, to latarnią w ciemności, nie oślepiającym reflektorem w pokoju przesłuchań.
Jak każdy przewodnik — to lektura dla zagubionych lub po prostu ciekawych, niestrudzonych wagabundów lub dopiero wyprawiających się w nieznane. Raz na fali, raz pod falą.
Instrumenty muzyczne Biblii to kolejna, po świetnie przyjętych opracowaniach na temat muzyki antycznej autorstwa J. Landelsa i M. Westa oraz książce B. Matusiaka o teologii muzyki św. Hildegardy, cenna monografia z zakresu historii, a właściwie archeologii muzyki. Autor, posiadacz bogatej kolekcji starożytnych instrumentów, łącząc kompetencje muzykologa z analizą filologiczną, identyfikuje i omawia instrumenty występujące w różnych kontekstach w Starym i Nowym Testamencie, by w efekcie umożliwić czytelnikowi, przyzwyczajonemu do nieprecyzyjnych czy wręcz mylnych przekładów tekstów biblijnych, lepsze „wsłuchanie się” w bogactwo rozbrzmiewających w psalmach czy księgach prorockich dźwięków rogu, cytry, fletu i bębna.
Aniołom i światu widowisko to książka o teatrze, który chce ?uderzać w niebo?. O teatrze, który nie tylko bawi, kształci intelekt, rozszerza horyzonty, ale także próbuje wykorzystywać ? umownie mówiąc ? kierunek wertykalny. Nie chodzi tu jednak o teatr religijny ani o wiarę. Raczej o zadawanie pytań. Nawet jeśli zakładana przez artystów odpowiedź miałaby brzmieć: ?Nic tam, po drugiej stronie, już nie ma?.
Obok Jerzego Grotowskiego i ?Gardzienic?, którym autor poświęcił najwięcej namysłu, znalazły się w tej książce szkice o artystach i recenzje spektakli, między innymi Krystiana Lupy, Kazimierza Dejmka, Jerzego Grzegorzewskiego, Krzysztofa Warlikowskiego, Józefa Szajny, Petera Brooka czy Jana Klaty. Wiele miejsca zajmują rozmowy z twórcami ? aktorami i reżyserami. Kornaś pisze także o specyficznych zjawiskach z pogranicza teatru ? o eurytmii, wskrzeszaniu dramatów liturgicznych, życiu i umieraniu pieśni obrzędowych czy nawet o filmach (Siergiej Paradżanow).
Z pozycji teoretyka, ale niejednokrotnie również świadka i uczestnika opisywanych przedstawień, projektów, akcji, wypraw i innych, wymykających się definicji, zdarzeń teatralnych i parateatralnych, Tadeusz Kornaś przedstawia fascynującą konstelację różnorodnych postaw artystycznych, światopoglądów i estetyk, dzieląc się z czytelnikiem zarówno ogromną wiedzą, jak i emocjami swoich poszukiwań i objawień.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?