om 32 ślady ku to wielowątkowa opowieść o ludziach i zdarzeniach, które zaskakują swoją nieoczywistością i wzbudzają bunt. Gniew jest najważniejszą emocją książki pulsującej od uczuć i oczekiwań na to, co ma nadejść. Autor skomponował tom precyzyjnie i drobiazgowo: odyseja rozpoczyna się od narracji o ojcu, a kończy informacją o kobiecie w ciąży. Nasz los to zdanie bez finału, każdy moment życia to ludzka inicjacja, wejście w nieodgadniony nurt egzystencji. Pisać znaczy na nowo zaczynać swoje bytowanie, wędrować przez kraj uczuć i opowiadającego o nich języka, podróżować po cudnych manowcach przeżyć. Według poety zamieszkujemy sny psów, a wiersze są onirycznymi peregrynacjami. Miłosz Waligórski stworzył przedziwne, senne krajobrazy i historie, zapukał do drzwi horyzontu. Warto w ten świat się zanurzyć i przemierzać go w całej jego jaskrawości.
Najtrudniejsze są proste historie, nie jest łatwo je opisać, przełożyć na słowa. Izabela Szolc w nowej książce opowiada o miłości, samotności w pojedynkę i we dwoje, przemijaniu, które trapi, rozmijaniu się z sobą samym i innymi... Jednak zwykłe opowieści autorki Śmierci w hotelu Haffner mają drugie dno (a może i kolejne), bo Szolc, jak mało kto w naszej prozie, umie uchwycić drobne drgnienia emocji, przebłyski myśli i przyszpilić je trafnym słowem. Proste historie, a jednak poruszające. Do przeczytania. Do przemyślenia.
Książka przede wszystkim o kobietach, choć nie tylko dla kobiet. Książka przede wszystkim o miłości, choć raczej dla tych, którzy wolą opowieści o „niebezpiecznych związkach”. Książka przede wszystkim o dojmującej niepewności istnienia, choć niepozbawiona nadziei (skrywanej, ledwie przeczutej). Przejmująca, mądra, przykuwająca.
Robert Ostaszewski
Bydgoszcz, czyli mały Berlin. Wiek XXI. Kibole (nie tylko „Zawiszy”!). Pogłosy legendy yassowej, trochę mgły, trochę znajomych, sporo piwa. Dworzec kolejowy w stanie rozkładu. Na tym tle para barwnych postaci: charyzmatyczny wykładowca filmoznawstwa i piękna, młoda Żydówka, powszechnie podejrzewana o bycie Arabką albo Rumunką. Tu właśnie jest centrum świata. Melancholijny urok miasta nad Brdą rozsnuwa się na kartach powieści Emilii Walczak jak duch potężny, choć nie ujawniający własnego imienia. Nie-pamięć i nie-zakorzenienie toczą tu ukrytą walkę z dążeniem głównych bohaterów do stania się w pełni sobą, do urzeczywistnienia. Ironia, humor, erudycja i zmysł satyrycznego podpatrywania świata sprawiają, że chętnie sięgnęlibyśmy po kolejną część opowieści o wypadkach bydgoskiego losu Em. i Czarnej.
Kazimiera Szczuka
Brzemię jest zapisem podróży duchowej „do” i „przez” dziwne miasteczko En, miejsce, w którym faktyczny zastój i skostnienie równoznaczne są z ciągłą rewolucją i niekończącym się cyklem końców świata. En w swoim odizolowaniu od otoczenia, wciąż ulega gwałtownym przemianom w sferze czasu i przestrzeni, stając się tym samym furtką do innych światów-zaświatów. Jednak tego typu fatalne perpetuum mobile musi nieuchronnie się degradować. W tak złożonej rzeczywistości swoje życia-wyroki odbywają ludzie zdeformowani, zagubieni gdzieś między typowymi rozmowami przy bimbrze a wyrafinowanymi dysputami teologicznymi. Rzeczywistość jest dla nich konglomeratem wspomnień, wizji, snów i przede wszystkim wrażeń dostarczanych przez rozchwiane zmysły. Taka konstrukcja jawi się jako przerażająca i fascynująca literacka Kunstkammer.
Sytuacją idealną byłoby czytanie takich książek w skupieniu równym temu, które towarzyszy pisarzom podczas pracy. Tylko w ten sposób czytelnik będzie w stanie rozeznać się w materii tekstu skonstruowanego gęsto z wielu zawiłości i aluzji. Z tej perspektywy fantastyczna historia przedstawiona w Brzemieniu staje się również metaforą lekcji czytania lub w ogóle obcowania z tekstem-książką. W tej sytuacji obecna jest zawsze pewna dwuznaczność, której istnienie powinno być oczywiste dla wszystkich świadomie sięgających po Literaturę. Biorąc więc do ręki Brzemię należy o tym pamiętać, by nie stać się we własnym miasteczku En trybikiem mającym czelność myśleć, że żyje. Wtedy już nie sposób będzie dostrzec całej misterności i cudowności tej Literatury.
Paweł Orzeł
W naszej prozie było już wiele powieści o dysfunkcjonalnych rodzinach, o traumach, które fundują rodzice dzieciom, albo dzieci rodzicom, o bliskich ludziach, którzy – czasem wbrew sobie – robią wszystko, by tę bliskość zniszczyć, o osobach, które przez dziesięciolecia tkwią w emocjonalnym klinczu, nie potrafiąc odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytanie: „dlaczego jest źle, skoro wszyscy chcą, by było dobrze?”. Czy można jeszcze cokolwiek z tego tematu „wycisnąć”?
Łukasz Suskiewicz powieścią Zależności udowodnił, że jest to jak najbardziej możliwe. W tej książce znajdują się wątki typowe dla tego rodzaju prozy: alkoholizm, fizyczna i psychiczna przemoc domowa, walczący ze sobą rodzice, którzy przy okazji niszczą psychikę swoich dzieci... Ale jest w tej powieści coś jeszcze. Niby prosty zabieg konstrukcyjny, ale nadający tej prozie wyjątkową wartość. Narrator Zależności wciąż musi wysłuchiwać swojej matki i starszego brata, którzy obsesyjnie powracają do sprawy rodzinnych traum (rodziny bliższej i dalszej), bez końca rozkładając je na czynniki pierwsze. Z rezygnacją poddaje się nieskutecznemu rytuałowi oczyszczenia. Pozostawia monologi matki i brata bez komentarza. Ten brak komentarza jest – paradoksalnie – komentarzem najdobitniejszym. Mocna proza, bardzo, która na pewno poruszy wielu czytelników.
Robert Ostaszewski
Powieść Małgorzaty Gwiazdy-Elmerych to historia samotności. Renata, której życie obserwujemy od lat dziecinnych, określana mianem „Toto”, „Coś” albo „Głupek”, skazana jest na życie na uboczu. Po traumie domu rodzinnego, przestrzenią w której żyje bohaterka są dworce, pociągi i pustostany. Fatum ciążące nad nią, co jakiś czas daje o sobie znać i tylko całkowity brak nadziei pozwala jej dalej żyć.
Ostrożnie humorystyczna i nieostrożnie zakręcona opowieść Miłki Malzahn, przenosi czytelnika do już nieistniejącego (albo istniejącego) białostockiego hotelu Ritz, w którym znajduje się (lub nie) portal, a za nim inne wymiary, chociaż najdziwniejsze rzeczy wydarzają się po "naszej" stronie. Warto wybrać się w podróż, zwłaszcza do nas (i po nas) samych. Ignacy Karpowicz?
Pan Swen albo wrocławska Abrakadabra to zbiór opowiadań odwołujący się do tradycji prozy surrealistycznej. Zarówno tej, która ma za patrona Henri?ego Michaux jak i Brunona Schulza czy Franza Kafkę. Ale Kamiński nie koncentruje się na surrealistycznych efektach czy budowaniu nastroju niesamowitości. Interesuje go raczej poetyckość oraz dziwność opisywanego świata. Świata zarazem bardzo rzeczywistego, zaludnionego żywymi ludźmi. A także pełnego szczegółów związanych z czasem akcji oraz konkretną, wrocławskią topografią, co pozwala umieścić opowiadania z tego zbioru w obszarze realizmu magicznego. Przestrzeń magiczną stanowi tu jednak Wrocław niepokazywany w turystycznych przewodnikach. Szary, zaniedbany, ale zaskakujący, stwarzający możliwość podróżowania w czasie postaciom występującym na kartach książki. Choćby tytułowemu panu Swenowi, który jest dziedzicem barona Münchhausena i potomkiem literackich bohaterów literatury małych ojczyzn.
Artur Daniel Liskowacki
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?