Utwory Lenca charakteryzuje niepoślednia dbałość o szczegóły i misterne wykończenie frazy, zarówno w płaszczyźnie stylistycznej, jak kompozycyjnej. To proza gęsto utkana, bogata w aluzje biblijne, filozoficzne i mitologiczne. Ważną jej cechą jest intertekstualność, a nawet swoisty recykling różnych tropów kulturowych.
Pan Bóg z Czeremchy
Chi
Kropla
Chimera
Patchwork
Dwie książki
Oblicze chwały
Doktor V.St.
Trzech na Skyros
Wieża. Dyptyk babiloński
Piąta Księga
Sen w Konstantynopolu
Pielgrzym
Sześć kryształowych rzek
Plac Różany
Murren
Akcja powieści toczy się w latach 1947-1980, a kończy w momencie wybuchu strajku w stoczni szczecińskiej. Bohaterowie spędzają w Szczecinie dzieciństwo, potem wyjeżdżają na studia do różnych miast. Część z nich powraca, część osiedla się poza Szczecinem, niektórzy emigrują, także wskutek wydarzeń roku 1968, niemniej cały czas pozostają ze sobą w kontakcie.
Splatające się losy bohaterów tworzą fabularną osnowę powieści, stanowiącą tło dla dyskusji i refleksji poświęconych przede wszystkim kwestiom tożsamościowym, ale też zagadnieniom związanym z losami Szczecina, Polski oraz z historią.
Jednym z głównych motywów tych rozmów jest dążenie do przezwyciężenia poczucia prowincjonalności i uczynienia ze Szczecina centrum własnego, suwerennego świata, w którym przeszłość miasta włączona zostaje w jego życie współczesne.
Twórczością Małgorzaty Południak rządzi chaotyczna dynamika zmienności. Są w niej obrazy przemijania i destrukcji oraz rozliczne choroby przygodnie dotykanego świata. Jest skarga na życie i melancholia, jest lament i ból, tęsknota i samotność. Obcość między zastygłą przestrzenią wspomnień a odrażającą teraźniejszością. Zewsząd wyziera brak i niespełnienie. Tymczasem gdzieś między przyrodą, nauką, filozofią, sztuką i codziennością przepływa życie, między wiedzą a doznaniem, koniecznością a pragnieniem kwitną wiersze jak róże: efemeryczne dowody piękna i bólu. Dowody chwilowej zgody i stałej nieufności, nieustannych przeczuć i przelotnej prawdy. z posłowia Piotra Michałowskiego?
Splątanie kwantowe, którego idea jest osią książki, to niezwykła teoria sugerująca, że upływ czasu jest złudzeniem, a co więcej, że czas płynie tylko wtedy, gdy istniejemy w konkretnym wszechświecie. Z perspektywy mieszkańców innych wszechświatów, nasz czas stoi w miejscu. Ta koncepcja wielości światów i czasu, który biegnie w różny sposób (a czasem w odmiennym kierunku), jest dla Autorki świetną pożywką, by snuć historie o splątanych losach bohaterów zmagających się ze swoją historią, stratą, poczuciem sensu, miłością i śmiercią, a przede wszystkim z paradoksem pamięci, którą czas potrafi wycierać jak gumka ślady ołówka. Splątanie Agnieszki Masłowieckiej to także opowieść o pisaniu, które wydarza się wyłącznie wtedy, gdy „jest tak cicho, że słychać litery wyrastające na kartce jak tropy zająca na zaśnieżonej ścieżce”. Owo snucie historii zaplątuje pisarza w szczególnym uścisku ze światami, które tworzy – na tyle intensywnym, że ostatecznie nie można mieć pewności, czy jest jeszcze jakaś droga wyjścia i dokąd prowadzi?
Paweł Sarna pisze o „Sarnie”, a więc w jakiejś mierze o sobie – minionym, teraźniejszym i przyszłym, ale oznacza to także: zapamiętanym i wyimaginowanym. Psychologiczne odnogi życia – treści snów i marzeń na jawie – tworzą pogranicze biografii najbardziej problematyczne, choć niektóre motywy pozwalają się wpisać w chronologię zewnętrznych faktów, a te układają się wzdłuż dwóch wektorów: pamiętnikarskiej przeszłości i diarystycznie odnotowywanej teraźniejszości. z posłowia Piotra Michałowskiego
Bruliony starej ziemi, tryptyk opowiadań Andrzeja Turczyńskiego, to dzieło ze wszech miar zasługujące na uwagę. Wczytując się w te rozległe jak stepowe równiny opowiadania, musimy być gotowi, aby zanurzyć się w meandrycznie wijący się nurt narracji – spieniony strumień refleksji, dźwięków, obrazów, fragmentami bliski technice strumienia świadomości, innym razem, nieodległy od tego, co Henryk Bereza (któremu dedykowane jest pierwsze z opowiadań) określił jako "snojawa". Właśnie sen oraz muzyczność (a może muzyka snów?) to słowa kluczowe dla tej gęstej, eseistycznie opalizującej prozy. Andrzej Turczyński tworząc coś na kształt prozatorskiej synestezji, a nawet mimetyzując niejako muzyczny porządek – zdaje się częściowo naśladować muzyczny rytm. Wymaga to jednak od czytelnika najwyższego stopnia skupienia, ponieważ tylko uważne ucho jest w stanie wychwycić głosy i pogłosy – echa tradycji muzycznej, ale i filozoficznej czy literackiej. Zwłaszcza odwołania do genialnych Rosjan, mistrzów Turczyńskiego – Puszkina, Turgieniewa, Bunina oraz wielu innych.
Killer Eugeniusza Sobola, to zbiór opowiadań, w którym autor ukazuje współczesne problemy Rosjan, Ukraińców oraz Polaków i dokonuje analizy przemian ustrojowych, zachodzących w opisywanych przez niego krajach. Czerpie przy tym zarówno ze swoich reporterskich jak i podróżniczych doświadczeń oraz z wiedzy czujnego obserwatora i znawcy współczesnej literatury, a także kultury rosyjskiej i ukraińskiej. Dzięki temu otrzymujemy niezwykle sugestywny, wielowymiarowy portret – portret, by tak rzec, odwrócony. Bo w opowiadaniach Eugeniusza Sobola to nie tyle Polacy patrzą na Wschód, ile mieszkańcy dawnego Związku Radzieckiego przyglądają się krytycznie Polakom. Takie odwrócenie narracyjnej perspektywy wydaje się chwytem nieco ryzykownym, jednak dzięki temu, iż autor odważnie wykracza poza obiegowe stereotypy narodowe i nie stroni od zadawania drażliwych i niewygodnych pytań, zabieg ów odczuwamy jako w pełni wiarygodny. To zaś sprawia, że możemy poznać lepiej nie tylko naszych najbliższych sąsiadów, ale i samych siebie.
Iluzje są zbiorem dwunastu opowiadań opisujących zdarzenia rozgrywające się na pograniczu jawy i snu. Przedstawione realia mieszają się z fikcją bliską mistyce, zaś niejednoznaczne zakończenia mają pobudzać fantazję czytelnika, umożliwiając dopełnienie fabuły jej magiczną mocą.
Praobrazy Krystyny Sakowicz nadają jej dotychczasowej twórczości nieco inny kierunek niż ten, który autorka wyznaczyła w Śnieniu i Księdze ocalonych snów. Nadal chodzi oczywiście o to, co zostało przez nią nazwane ?najbardziej nieznaną częścią świata?, a więc o umysł i świadomość. Zwłaszcza o te stany świadomości, do których rzadko odwołuje się racjonalny model poznania. W swoim najnowszym tomie, Krystyna Sakowicz przede wszystkim stara się ukazać, w jaki sposób rzeczywistość wyłania się z możliwych do rozpoznania źródeł, które ją poprzedzają. Obecna wiedza psychologiczna na to pozwala, przeobrażenie to chwytane jest więc często na gorącym uczynku. Wydaje się wręcz, że możliwe jest już do zauważenia w każdej chwili: w ruchu, w przechodzeniu z jednego stanu do drugiego, w życiu zewnętrznym i osobistym. Praobrazy są próbą literackiego potwierdzenia autentyczności tej sytuacji. Ukazują jak poetycki świat snu na naszych oczach zmienia się w prozę jawy. Czytając tę książkę mamy szansę na to, żeby znaleźć się dokładnie w tym miejscu, w którym dochodzi do zetknięcia obu tych światów.
Pierwsza część dyptyku MASZYNA DO PISANIA
Czym jest nieznana prawda utkana z ukrytych myśli? To filozoficzne pytanie zdaje się być fundamentalne przy interpretacji najnowszej powieści Romana Cieplińskiego, pisarza cenionego przez Henryka Berezę. Ukryte myśli to utwór nawiązujący do najlepszej tradycji powieści eseistycznych i metaliterackich. Rozpalający emocje temat teczek i lustracji, autor przenosi w uniwersalny, metafizyczny wymiar odwiecznej walki dobra ze złem, gdzie diabeł, niczym przebiegły pracownik służb bezpieki, rozpracowuje człowieka i szuka na niego haków. Zło stawia więc przed ludźmi przeróżne pokusy i uruchamia ich wyobraźnię. Powieść Cieplińskiego to wstrząsający rozrachunek z przeszłością oraz bolesną powojenną historią, na której piętno odcisnął sowiecki system totalitarny, którego echa są cały czas obecne. Autor zdaje się mówić, że wszyscy jesteśmy zarażeni komunizmem, a cały świat naznaczony jest moralną skazą. Ukryte myśli to także niezwykła i wciągająca powieść o wewnętrznych demonach, ale jak pokazuje Ciepliński, istnieją psychologiczne autoegzorcyzmy, które pozwalają się przed nimi bronić.
Damian Romaniak
Rzeźnik z Niebuszewa to swoista odyseja grozy. Błahy misternie łączy ze sobą literaturę konfesyjną, autobiograficzną oraz filozoficzną i niczym zręczny akrobata żongluje trzema rodzajami literackimi. Faktografia błyskotliwie miesza się tutaj z eseistycznymi talentami autora. Ten nietuzinkowy zbiór tekstów, który jest właściwie minipowieścią, fascynuje, wciąga i skrajnie przeraża. Błahy w sposób bezczelny i prowokacyjny łamie literackie schematy, oferując czytelnikom dużo więcej. W efekcie powstało dzieło wyjątkowo transgresyjne, które odważnie, bez żadnej autocenzury, sięga w głąb mroków ludzkiej duszy oraz pokazuje irracjonalny i niemal nieuchwytny charakter zła. Autor obsesyjnie powraca do szczecińskiej dzielnicy Niebuszewo, miejsca okrytego złą sławą i nieustannie pobudzającego wyobraźnię mieszkańców miasta. W książce nierzadko występują prozaizmy i ostre wulgaryzmy, ale są one konieczne, albowiem tylko w taki sposób można wiarygodnie oddać język ludzi z nizin społecznych oraz bunt wobec patologicznej rzeczywistości. Tytułowy Rzeźnik staje się poręczną metaforą bestii, tkwiącej w każdym z nas. Pojawiające się pod latarnią widmo legendarnego mordercy, odsłania również palimpsestowy charakter słynnej dzielnicy, w której nakładają się naznaczone traumami polska i niemiecka historia. Autor proponuje czytelnikom wstrząsającą podróż przez wewnętrzne piekło, trudny do zniesienia fetor rozkładu i śmierci, jednak na końcu tej budzącej grozę peregrynacji można osiągnąć katharsis.Damian Romaniak
Zbiory z cyklu City to seria wyjątkowa, zawierająca krótkie formy narracyjne pisane przez wielu autorów, utrzymane przede wszystkim w konwencji grozy. Koncepcja taka rzeczywiście dominowała do tej pory i zdawała egzamin w stu procentach, a przy tym olbrzymią zaletą było uczynienie leitmotivem obszaru miasta.Tak jak rozkwitają, ewoluują i pożerają przestrzeń metropolie, tak i same antologie City musiały tym regułom ulegać, skoro reprezentować miały to, co dla terytorium zurbanizowanego charakterystyczne. I choć nie zmienia się drobiazgowość i elegancja doboru tekstów, to czwarta odsłona zbioru pokazuje czytelnikowi zupełnie nowe pomysły artystyczne, a przede wszystkim wychodzi już dobitnie i wyraźnie poza ścisłe ramy dotychczasowo prezentowanych konwencji i wkracza nie tylko w odmienne realizacje, ale też często pokazuje charakterystyczne dla współczesnego pisarstwa przemieszanie porządków, motywów, figur, twórczych rozwiązań.City 4, to nie tyle dominium grozy, co fantastyczny tygiel konwencji, zrealizowany w duchu szeroko pojętej ponowoczesności. Sama motywika jest równie rozległa, jak rozległe bywają terytoria metropolii i tak jak wielkie miasta pochłaniają istniejące wokół nich peryferia czy małe ludzkie skupiska, tak i autorzy opowiadań zawłaszczają kolejne toposy albo realizują zupełnie nowe pomysły. Ta szczególna kreatywność jest taką cechą-wyróżnikiem City 4, w którym bez żadnych ? czy to formalnych, czy motywicznych ? ograniczeń buzuje wyobraźnia, króluje rzetelne pisarstwo i artystyczna pasja.Ksenia Olkusz
To książka o godzeniu się! O godzeniu się na i o godzeniu się z.
36 i 6 wydaje się być stanem normalnym. Ale co jest normą? Czy jest nią stan uśpienia cywilizacyjnego, czy może stan nieustannego borykania się?
36 i 6 to stan pomiędzy tym, co jest i co nie jest rzeczywistością.
A może jest po prostu stanem życia.
Jest życiem.
Napisana wiosną 1989 roku Szalona Monika należy do tych powieści Jana Drzeżdżona, które nie doczekały się książkowego wydania ani za życia autora, ani długo po jego śmierci, jednak nie można jej zaliczyć do całkiem nieznanych dzieł pisarza, ponieważ w roku 1991 ukazała się na łamach miesięcznika Twórczość. Mieli więc możliwość poznania Szalonej Moniki czytelnicy ekskluzywnego pisma literackiego, choć dla ogółu czytelniczego pozostawała niedostępna wtedy i aż do dziś. Szkoda, bo pod kobiecą maską ukrył w niej Drzeżdżon swoją, być może, najbardziej dramatyczną twarz.
– Poczekaj, nie odkładaj na bok tego zdjęcia – mówię do mego wnuka, Jasia. – Pamiętasz może, gdzie i kiedy je robiłeś? To zdjęcie będzie na okładce mojej książki.
– Pamiętam, bo to był bardzo ważny dla mnie wieczór. Uliczki Filadelfii, zasypane pierwszym w tamtym roku śniegiem, w świetle księżyca wyglądały pięknie i tajemniczo. Następnego dnia rano miałem wyznaczony termin obrony pracy doktorskiej. Wybrałem się na krótki spacer przed snem. Oświetlone puste wnętrze kawiarni i para w środku przyciągnęły mój wzrok. Powodowany niewyjaśnionym impulsem zrobiłem przez szybę zdjęcie kobiecie w zielonym swetrze i towarzyszącemu jej mężczyźnie. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Był to niekontrolowany odruch. Nie miałem pojęcia kim są, a oni na pewno nie wiedzieli, że są fotografowani.
– Aha. Czyli Akrazja. Któreś z nich, kiedyś, może zobaczy książkę napisaną w obcym języku. Wyobraź sobie, że wszystko, co stać się może, kiedyś się zdarzy.
– No tak. Teoretycznie tak. Kiedy fotografowałem, nie przyszło mi to do głowy. Po prostu zrobiłem zdjęcie maleńkiej, cichej kawiarenki w zimową noc. Przyznaj, że to ładne nastrojowe zdjęcie.
Pergamonia to jedna wielka rozmowa człowieka z człowiekiem. Rozmowa, w której chodzi o prawdziwe odczucia, a nie wydumane nazwy odczuć; o żywe prawdy, a nie martwe formułki, bez wewnętrznej treści. To rozmowa, w której człowiek słucha i słyszy człowieka; jest słuchany i słyszany.
Mikroelementy napisane zostały w czasie środkowoeuropejskim, a wybrzmiewa w nich i europejski wschód, i trochę reszty świata. To opowieści z krainy, której mieszkańcy zostali obrabowani i sami siebie okradli z wszystkiego: z miłości, z pieniędzy, z przyszłości, z wiary, a przede wszystkim z nadziei. Swoje życie oparli na obojętności i rezygnacji. Przyznaję, niezwykły i niecodzienny opowiadacz z tego Łukasza Suskiewicza! Wprost oderwać się nie mogłem od jego książki, w pogoni za kolejnym opowiadaniem, za kolejną postacią przechadzającą się po piekle samotności. Bo tym razem piekło to nie inni, piekło to my sami. I tylko w piekle czujemy się jak w domu.
Dariusz Muszer
Krzysztof T. Dąbrowski z właściwą sobie przekorą zwodzi czytelnika na manowce, kluczy, zaskakuje. Anomalia to mroczna opowieść o unoszącym się nad nami, ponurym widmie śmierci... Polecam miłośnikom horroru i wszystkim tym, którzy cenią niebanalne rozwiązania fabularne.
Olga Haber
O rozpadzie wielkich i małych narracji, sypiących się w gruzy małych oraz wielkich ojczyznach, nędzy świata kultury zamieniającego się w gettowy światek dla hobbystów, kryzysie męskości i ponowoczesnej niepewności pisano już nie raz, nie dwa. I zapewne pisać się będzie jeszcze wielokrotnie. Każdy z autorów stara się dobrać do tych tematów na swój sposób, dołożyć nową cegiełkę sensu. Choćby wpisując je w jakże zwyczajny, nieco nawet trywialny kołowrót damsko-męskich perypetii oraz przyziemnych problemów z pracą i w pracy. Dlatego warto poznać Kamila, dziennikarza, który jest „moralnym bankrutem” i „zwyczajną melepetą”, w pewnym stopniu zwyczajnie niezwyczajnego (albo odwrotnie), sięgając po Szczerego faceta Alana Sasinowskiego. I chociaż jest to powieść pełna goryczy, znaleźć można w niej swoiste pocieszenie, bo koniec końców gorycz przełamana jest w niej słodyczą zrozumienia.
Robert Ostaszewski
"Bo ja – szkicowałem w głowie – bo ja, panowie, wrócę. Wrócę, ale tak, żeby nie jechać do tyłu, żeby się, broń Boże, nie zapętlić, ponieważ pętla to nieskończoność, a nieskończoność to światło bez cienia, pamięć bez tego, kto pamięta, ślepota bez człeka, samo Słońce, a jak wiadomo, na Słońcu żyć się nie da. Wieczność, panowie, to żadne życie, wieczność to rymy bez słów, a my musimy mówić, zagadywać strach, językiem wyłuskiwać radość. Inaczej nie idzie. Jeśli ktoś chce wrócić do siebie, musi przeć do przodu, choćby tyłem. I nie po kole, nie po prostej, a po spirali aż po jej wierzchołek, po ostatni punkt, który być może, kiedy go osiągniemy, rozszerzy się i nas ogarnie. Kto wie".
Miłosz Waligórski (Kto to widział; opowiadanie: moczymordki i ochlapusy)
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?