Jest to zbiór wierszy, którego motywem przewodnim jest wiara w przypadek. Tomik jest dedykowany wszystkim tym, którzy poznali smak cierpienia, ale nie poddali się losowi. Tomik zawiera sześć cykli:
Ulica Poziomkowa - o miłości,
Wojenna szafa - o ratunku,
Przypadki - przypadki, które nie są przypadkami,
Modlitwa - o przetrwaniu,
Natura - o ukojeniu,
Do widzenia, Mamo - pożegnanie z matką.
Wierzę w przypadek, Ty Czytelniku też nim jesteś.
Nowe prozy Rafała Wojasińskiego, dramaturga, autora książek Złodziej ryb, Piękno świata, Stara (przełożonej na angielski, bułgarski, francuski i hiszpański).
W Olandzie Wojasiński nie zrywa z bohaterami swoich słuchowisk i wcześniejszych książek. Teraz chętniej rozmawiają, chętniej dyskutują o tym i o owym. Robią to na swój sposób, językiem miłości do istnienia i szczerości. Dlatego właśnie za nic mają rozmaite niezbite prawdy.
Fragment tytułowego opowiadania:
"Radość goni nas, żeby łapać jedno drugie, to tu, to tam, aż połączymy się w ciemnym kącie, w krzaczkach, w piasku, w wodzie jeziora albo gdzie tam Bóg da. Ale znowu się hamuję w tych swoich myślach sprośnych, nieprzyzwoitych i niedopuszczalnych. I mówię sobie: zamknij się, zamknij! A co z tymi, co tylko sekundę żyją, dwie minuty, trzy, cztery? Co z nimi? Gdzie ich radość z błądzenia istoty za istotą po tym świecie, gdzie ich radość z patrzenia, dotykania, świntuszenia? Gdzie? I koniec mojej radości nagle. I pustka kosmosu oraz przestworzy, które pomieściły tysiące, tysiące galaktyk. To się pomieściło, na to miejsce było, ale dla wszystkich, żeby dorośli, ładni byli i trochę czułości dostali, to już nie".
Na poziomie fabularnym jest to opowieść o dość przypadkowej przyjaźni raczej młodego polskiego pisarza i zgorzkniałego niemieckiego intelektualisty, którzy w pewien ciepły wieczór poznali się w Palermo. Ich znajomość sprowadzić można do kilku spotkań oraz garści listów, które w dużym stopniu koncentrowały się na postaci Oskara Buyona, powstańca styczniowego, pierwszego strażnika i kustosza wykopalisk w sycylijskim Selinuncie. Jednak nie o fabułę tutaj chodzi. Raczej o próbę uchwycenia przemian, jakim na przestrzeni setek lat podlega kultura oraz człowiek.
Proza Kaspra Bajona jest ostentacyjnie niedzisiejsza. Nie tylko nawiązuje do modernistycznych wzorów pozwalających łączyć powolną literacką narrację z erudycyjnym esejem, ale korzysta z nich, by jeszcze głębiej sięgnąć w przeszłość. [...] Ten zwrot ku przeszłości nie jest jednak eskapistyczny. Przeciwnie, wyrasta z konfrontacji z dramatem najbardziej aktualnym i na powrót do niego odsyła. (Maciej Jakubowiak, "dwutygodnik.com")
Andrzej Dybczak niczego nie zmyśla. Pisze tylko o tym, co widział na własne oczy i co poczuł na własnej skórze, kiedy pasł krowy „w górkach na południu Polski”, rozładowywał trawlery zimą w Norwegii albo uczył się „na pilarza”. Opowiada o życiu daleko od modnych lokali, korporacyjnych biur czy redakcji. Pisze o ludziach wyniszczonych harówką, brutalnie traktowanych zwierzętach, o starych drzewach ścinanych dla pieniędzy. Nie eksponuje siebie ani swoich emocji, mówi ściszonym głosem, a i tak mocno szarpie.
Dybczak, rocznik 78, antropolog, za debiutancką książkę "Gugara", opowiadająca o życiu syberyjskich pasterzy reniferów, dostał Nagrodę Kościelskich. Mieszka w Krakowie, ale okresowo przemieszcza się po świecie w najróżniejszych celach: od badań etnograficznych po pracę najemną. Pisze, filmuje, chodzi po dzieci do szkoły. Zdecydowanie nie o niego chodzi w tytule! Gdyby tak było, to „wszystkich krów” należałoby zamienić na „jednego małego, nierasowego kota”.
Dwanaście opowiadań Szmuela Josefa Agnona, jedynego izraelskiego laureata literackiego Nobla (w 1966 roku); w przekładzie i z posłowiem Piotra Pazińskiego.
Agnon jest jednym z ojców założycieli literatury izraelskiej, mistrzem Amosa Oza i Cruji Szalew. Urodzony w Buczaczu w 1888 roku, zmarły w Jerozolimie w roku 1970, żył w czasach zwątpienia w religię i tradycję, Zagłady, ale też tworzenia się żydowskiego państwa i świeckiej literatury hebrajskiej. Jego opowiadania i powieści czerpią zarówno z tradycji, jak i z nowoczesności. Widać w nich przemiany literatury żydowskiej: od tradycyjnej przypowieści po imaginacyjne pejzaże, którymi zachwycał się Jorge Luis Borges.
„Przez kilka lat usiłowałem wydostać się z cienia Agnona, walczyłem, by uwolnić swoje pisarstwo spod jego wpływów, od jego kwiecistego, wykwintnego, drobnomieszczańskiego niekiedy języka, od jego miarowej rytmiki, od pewnej midraszowej pogody ducha połączonej z ciepłym tchnieniem bogobojnej mowy, pulsu melodii jidysz i spokojnego falowania soczystej opowieści chasydzkiej.[...] Mimo całego wysiłku (z jakim starałem się od niego oswobodzić) wszystko, czego nauczyłem się od Agnona, zapewne nadal pobrzmiewa w moich książkach".
Amos Oz
Historie, jakie opowiada Zbigniew Naszkowski, zdarzają sie naprawdę. Co prawda nie na jawie, tylko we śnie. We śnie można wskoczyć do akwarium i ramię w ramię z rybą wypłynąć w morze, można pójść nad Wisłę z ubraną w płaszcz i kapelusz małpą poznaną w ZOO – i czuć się wolnym i szczęśliwym. We śnie ożywają też nasze lęki i tęsknoty, do których nie zawsze chcemy sie przyznawać. Pan B. i inni bohaterowie tych surrealnych historii trochę się dziwią, ale przecież czują, że dzieje się coś ważnego, i nie negują faktów.
"Kuchnia Dantego" to nie tylko wyjątkowa książka kucharska, która zadowoli zarówno laików, jak i wprawnych mistrzów patelni. To aromatyczna, wciągająca opowieść o historii kuchni, pełna błyskotliwych spostrzeżeń o różnicach i punktach stycznych kultury polskiej i włoskiej, a także kopalnia zabawnych anegdot, bon motów, ciekawostek i ciętych ripost.
Uwaga! Podczas lektury trudno opanować wzrost apetytu!
Alfredo Boscolo i Leonardo Masi, wenecjanin i florentczyk, jeden z doktoratem z historii Europy, drugi doktor polonistyki i absolwent konserwatorium, trafili do Polski dawno temu dzięki programowi Erasmus. Nadal zdarza im się rozprawiać o Dantem, jak za czasów studenckich, kiedy używali tej sztuczki do podrywania dziewczyn. A że pasjonuje ich gotowanie, wymyślili nowy rytuał gastrokulturalny, nazwany „Kuchnią Dantego”: gotują dla publiczności i w trakcie recytują Boską komedię po włosku i po polsku. Pewnego dnia, kiedy szukali pomocnika na zmywak, zjawił się Paweł Bravo, autor kulinarnych felietonów w „Tygodniku Powszechnym”. Żeby wymigać się od ciężkiej roboty przy garach, namówił ich, by spisali swoją przygodę. Tak powstała
ta książka.
Wstrząsające świadectwo transpłciowej kobiety. Od przedszkola "innej", odrzucanej, powoli dojrzewającej do zrozumienia samej siebie i do decyzji o korekcie płci. Kinga Kosińska daje nam wgląd w swoje myśli i uczucia podczas całego procesu prawnej i medycznej tranzycji. Mówi o załamaniach i o swojej miłości do Chrystusa.
"To książka nie tylko o transseksualnej dziewczynie. Tak naprawdę to opowieść przynosząca ulgę każdemu, kto z rozmaitych przyczyn czuje się niedostosowany, nieadekwatny i bardzo z tego powodu cierpi". (Małgorzata Halber)
Fragmenty
Heteronorma kusi. Większość ludzi mieści się w niej i reaguje niechęcią na każdą inność. Oni wiedzą, jak żyć, jak to się robi. My przemykamy po marginesach. Patrzą na nas z pogardą, jakby chcieli zabronić nam wstępu do swojego sterylnego porządku. To korci.
Padał deszcz i już z daleka widziałam, że kilku chłopaków stoi w klatce schodowej bloku, który muszę minąć. „Gdyby nie padało, to wyszedłbym i cię zajebał, pedale”. Deszcz, mój obrońca. Męska natura, która zwymiotowała na mnie bez czelnością jakiegoś chłopca. Nie patrzę na nich nigdy. Nie znam ich twarzy. Słyszę wyzwiska, a oni są dla mnie jednym wrogim ciałem, taką dżdżownicą pełzającą ulicami mojego miasta. Za każdym razem, gdy przez nie idę, boję się ich spotkać. Często się udaje, ale i tak się boję. Gdy wchodzę na swoje osiedle – tutaj się urodziłam –mój oddech staje się cięższy, płytszy. Robi mi się gorąco ze zdenerwowania, popadam w panikę. „Transwestyta”. Milczę, a we mnie krzyk. I ten krzyk odbiera mi powietrze z płuc. Przecież ja tylko jestem i nie robię niczego nienormalnego. „Wielki łeb, wielki łeb” – słyszałam to całe dzieciństwo. To było jak drugie imię, choć za każdym razem bolało tak samo.
Książka nominowana do Nagrody Conrada.
Tadeusz sobolewski o "Alicyjce": "Można by wykroić z tego scenariusz tragedii, powieść, teatralną psychodramę. Liliana Hermetz tak właśnie robi – próbuje różnych gatunków i form literackich, nawet rymów. Ta książka powstaje jakby na oczach czytelnika, przy otwartej kurtynie. I właśnie w tym przymierzaniu się do różnych form zawiera się sens Alicyjki – ważny, jak sądzę, nie tylko dla matek i córek. Widzimy, jak tworzy się rodzinny mit, bez którego nie da się oswoić elacji z matką. Ona nigdy nie jest idealna. Alicyjka mierzy się z wyobrażeniem matki. To wymaga odwagi, bo „niewiele jest w życiu takich potęg”.
"Copyfighter" to opowieść o tym, dlaczego reklamy są, jakie są. I o tym, jak mocno trzeba upaść na głowę, żeby dobrowolnie zostać kreatywnym w agencji.
Artur zostaje copywriterem, znając ten zawód tylko z hollywoodzkich filmów. W polskich realiach zamiast „fur i loftów” czeka na niego umowa śmieciowa i zgniłe kompromisy. Lawirując między prezesem cwaniakiem, cudownie nawróconym dyrektorem kreatywnym, klientką-nimfomanką i nierealnymi deadline'ami, chłopak pnie się na branżowe szczyty. Wkrótce staje na czele własnej agencji. Sytuację komplikuje pewna niezapłacona przez kontrahenta faktura. O pomoc w egzekucji długu prosi Artur zaprzyjaźnionych rosyjskich alfonsów...
Krótkie historie, zanotowane w bezpretensjonalnym tonie, dotykają wielu przestrzeni współczesnego świata, które pomimo upływu kilkudziesięciu lat nie są wolne od wojennych skojarzeń. Wojciech Albiński, trzydziestosześcioletni mężczyzna, próbuje te skojarzenia uchwycić prostym, a miejscami poetyckim językiem.Wojna i jej historie nigdy nie interesowała mnie bardziej niż statystycznego przedstawiciela mojego pokolenia. Kiedyś zasłuchani w opowieści dziadków, naświetlani socjalistyczną telewizją nigdy nie przepuszczającą okazji, żeby dołożyć germańskim najeźdźcom po czasie, dojrzewając, zapomnieliśmy. Niemniej temat wraz z dorosłością, dziećmi i pytaniami o własną przeszłość wrócił. Nie jako pełnoprawna wielka historia, ale wydawałoby się drobny refleks, światło z telewizora odbijające się przez półprzymknięte drzwi na ścianie dawnego dziecięcego pokoju. Wraz z nim dalej żywe, jak się okazuje, wrażenia opuszczenia, tajemnicy, niewiedzy i swoistych bólów fantomowych mówi Wojciech Albiński.Spisane impresje spięte m.in. tytułami: Ikea, Pomidorowa, Zabawa w chowanego, Dym z komina, Nurofenowe dzieci, Rodzaj wyższości, Opener, czyli co się nosi nad morzem odnoszą się zarówno do tych osobistych, codziennych doświadczeń, jak i współczesnych, wspólnotowych przeżyć. Wojenne skojarzenia nie mają tu formy natręctwa, one po prostu są, wciąż aktualne, a ich spisanie to także próba oswojenia i zmierzenia się z tym, co nie zawsze jest chętnie wypowiadane.Wojciech Albiński przez dziesięć lat pracował w reklamie, z której w końcu przeniósł się do biblioteki. W 2012 roku wydał zbiorek opowiadań Przekąski, zakąski, a także coś na kształt poradnika Jak czuć się dobrze, gdy cię wywalą. Ma 36 lat, rodzinę, mieszka pod Warszawą, pisze.
Powieść jak puzzel układający się w obraz ludzkiego życia i człowieczej natury. Dowcipna i pełna melancholii. W 2012 roku wyróżniona Nagrodą Literacką Unii Europejskiej.
Czarodzieje Gary'ego wcale nie są niewinni. To handlarze iluzji. Zaspokajają potrzeby, których nie można kupić za pieniądze: zdrowia, pożądania, radości i sensu...
11-letni Mano Höllenreiner, niemiecki Cygan, po koszmarze obozów w Auschwitz, Ravensbrück i Sachsenhausen trafia wiosną 1945 roku do Francji. Wiadomo o nim tyle, że ma na imię Mano. On sam nie pamięta, a może nie chce powiedzieć o sobie nic więcej. Nie wie, gdzie jest, nie zna języka, dręczą go obozowe wspomnienia. Boi się, że stracił rodziców i młodszą siostrę. Pomału przywiązuje się do opiekunów, którzy robią, co mogą, by chłopiec mógł wrócić do normalnego życia, szukają jego krewnych. Tych opiekunów jest wielu – Mano poznaje kilka domów, skromnych i wytwornych, ale także sierociniec i szpital psychiatryczny. Czy powróci do rodziny? Prawdziwa historia opowiedziana w prosty i przejmujący sposób.
Można by z tego wykroić scenariusz tragedii, powieść, teatralną psychodramę. Liliana Hermetz tak właśnie robi – próbuje różnych gatunków i form literackich, nawet rymów. Ta książka powstaje jakby na oczach czytelnika, przy otwartej kurtynie. I właśnie w tym przymierzaniu się do różnych form zawiera się sens "Alicyjki" – ważny, jak myślę, nie
tylko dla matek i córek. Widzimy, jak tworzy się rodzinny mit, bez którego nie da się
oswoić relacji z matką. Ona nigdy nie jest idealna. "Alicyjka"
mierzy się z wyobrażeniem matki. To wymaga odwagi, bo „niewiele jest w życiu takich potęg”.
TADEUSZ SOBOLEWSKI
"Jest to saga rodzinna, nie da się ukryć. Autorka potrafiła wszystko opowiedzieć dowcipnie, bez wygłupów, bez starych anegdot, po prostu z poczuciem humoru. Jak mogło być inaczej, skoro na tym drzewie genealogicznym siedzą i Jan Kobuszewski, i Wiktor Zborowski".
Stefania Grodzieńska
Czytają Zofia i Wiktor Zborowscy - wnuczka i syn autorki.
Opisać umieranie - czy to jest w ogóle możliwe? Anna Augustyniak sięga po różne konwencje i języki - układa treny i rapsody, śpiewa pieśni i elegie, wchodzi w świat okrutnej baśni. Matka, choć często zbyt słaba, by unieść powieki, jest królową tej krainy, punktem centralnym, osią, wokół której wszystko się porusza. Jej władza, władza miłości, sięga aż za grób. Czymże jest śmierć wobec tej słodko-gorzkiej tyranii uczuć, które znajdują ujście w nowych obrazach, narracjach, snach?
prof. Grażyna Borkowska
W "Ptasich ulicach" Paziński powraca do tematyki znanej z "Pensjonatu". Pisze o utraconej tradycji żydowskiej Warszawy, o nieobecności i odchodzeniu bliskich. Sugestywnie łącząc warszawskie tu i teraz z biblijną przypowieścią, czasem ironizując, tworzy przejmującą metaforę żydowskiego losu.
"Narracje metafizyczne Piotra Pazińskiego krążą po obrzeżach tego, co nazwano rzeczywistością wyniszczoną. Sięgają po magię postpamięci, dopisującej legendy światu ocalałych. Pustkę po ich odejściu wypełnia mitotwórcza praca wyobraźni. >Znam wasze dziwactwa ? czytamy ? i wasze historie, znam niejedną tajemnicę, tu opowieść, tam jakiś kawałek, wszystko w strzępach, jak poprzecierane sukno, więcej milczenia niż mowy<. A więc fantazmatyczna wędrówka w labiryncie cmentarza żydowskiego przy warszawskiej ulicy Okopowej, dzieje szarlatańskiej księgi adresowej, poszukiwanie zaginionej opowieści o Dzielnicy Północnej i noc w pełnym wspomnień mieszkaniu zmarłej ? to cztery nielegalne i problematyczne odnogi czasu, jakie odkrył niegdyś Bruno Schulz".
Jan Gondowicz
Ku życiu, które ma sens" jest podsumowaniem nauk Rebego spisanym przez jego ucznia, również lubawickiego rabina, z myślą o czytelnikach różnych wyznań, a także niewierzących. Jest książką dla każdego, kto czuje potrzebę nadania swemu życiu głębszego sensu.
W tej magicznej opowieści Wikary ćwiczy chińskie sztuki walki, baron Rumiany objeżdża swoje włości, egzekwując na żądanie wieśniaczek prawo pierwszej nocy, a gminy szykują inwazję, by zabrać Lipnicy dotację, by zabrać Lipnicy dotację z powiatu. Lewicę, prawicę i liberałów jednoczy Złota Trufla, czarnej magii False-Ogrodnikówny towarzyszą tajemnicze praktyki Aptekarzowej...
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?