Uważne studiowanie rodzinnych albumów i przyglądanie się znaczkom mogą niekiedy doprowadzić do wstrząsających odkryć. Dla Kaspra Bajona historia rodzinna okazała się źródłem wiedzy o polskim udziale w kolonizacji Afryki.Gdy pod koniec XIX wieku Cesarstwo Niemieckie, nieco spóźnione, zasiadło do kolonialnego stołu, przypadły mu spore obszary dzisiejszej Tanzanii, Rwandy i Burundi. Nazwano je Niemiecką Afryką Wschodnią. Na przełomie stuleci udawało się tam wielu Polaków, mieszkańców zaboru niemieckiego - przede wszystkim wojskowych, lekarzy, ale też budowniczych i przedsiębiorców. Wśród nich byli stryjeczny pradziadek autora Stanisław Bajon, który postawił kilka kamienic i kościół na poznańskich Jeżycach, oraz jego szwagier Paul Fenster. Sto lat później Kasper Bajon wyruszył ich śladami w podróż do Tanzanii, gdzie obserwował skutki europejskiej eksploatacji tych ziem.Jego książka to barwna i osobista historia utkana z rodzinnych dokumentów, skrawków pamięci, domniemań, lektur i własnych przygód, ale także opowieść o nieoczywistych związkach Poznania i tamtejszego mieszczaństwa z niemieckim "projektem kolonialnym" w Afryce.Moja rodzina od strony taty pochodzi z Poznania. Od wielu pokoleń mieszkała na Jeżycach - stąd też kolejni nasi przodkowie ruszali w świat i nie zawsze wracali. Ta książka jest osobistym rozrachunkiem z pewnym pozornie atrakcyjnym fantazmatem spod znaku przygód w buszu, polowań na hipopotamy i korkowych hełmów. Ale przede wszystkim jest opowieścią o jednej, a właściwie o kilku takich poznańskich podróżach, które niestety przedsięwzięto nie do końca bezinteresownie.Autor
Latem 1816 przybrane siostry Claire Clairmont i Mary Godwin zamieszkały z poetami: Shelleyem i Byronem oraz lekarzem tego ostatniego Polidorim w willi nad Lemanem w Szwajcarii. Pył z erupcji wulkanu Tambury unosił się wtedy nad światem, wschodziło czarne słońce. Europą wstrząsały bunty głodującej biedoty. Szykowano się na Apokalipsę, a zgromadzeni w willi kochankowie zajęli się pisaniem opowieści grozy. Znamy ją jako Frankensteina, powieść o nieszczęśliwym homunkulusie, który mści się na swoim twórcy za to, że go powołał do życia.
Kto naprawdę napisał tę książkę? Mary Godwin, późniejsza pani Shelley, jak się powszechnie uważa? Jej mąż? Lord Byron? A może osoba, której o autorstwo dotąd nikt nie podejrzewał, czyli Claire Clairmont?
Kasper Bajon podąża tym ostatnim tropem, staje się zaangażowanym adwokatem Claire, a przy okazji tworzy własny, przekorny komentarz do dziejów potwora.
Fuerteventura należy do archipelagu Wysp Kanaryjskich. W starożytności i średniowieczu mieszkali tu Guanczowie, tajemniczy lud, którego kultura nie przetrwała najazdu kolonizatorów. Zatrzymywali się tu konkwistadorzy w drodze do obu Ameryk, do brzegu przybijali piraci. Od zawsze była miejscem wygnania. W 1924 został na nią zesłany poeta i filozof Miguel de Unamuno. Pod koniec lat trzydziestych XX wieku swoje małe królestwo stworzył tutaj Niemiec Gustaw Winter, chętnie goszczący nazistów; legenda głosi, że ukrywał ich także po 1945 roku. Później reżim generała Franco urządził na wyspie kolonię karną dla homoseksualistów. Dziś Fuerteventurę odwiedzają turyści z całego świata, którym przedstawiana jest jako wakacyjny raj, choć z rajskością w istocie niewiele ma wspólnego.Wyspy to miejsca szczególne. Ich mieszkańcy inaczej patrzą na życie, śmierć, na przeszłość i przyszłość. Otoczeni przez wodę, która jest równocześnie gwarantem przetrwania i źródłem zagrożeń, żyją w wiecznym rozdarciu pomiędzy tym, co trwałe, a tym, co ulotne. Kasper Bajon wybrał Fuerteventurę na swój dom. Poznał jej nieoczywistą historię, zmierzył się z duchami przeszłości, doświadczył udręk teraźniejszości. Jego książka to nie kompendium wiedzy o wyspie, raczej zaproszenie do wspólnego snucia opowieści o zamierzchłym świecie.
Na poziomie fabularnym jest to opowieść o dość przypadkowej przyjaźni raczej młodego polskiego pisarza i zgorzkniałego niemieckiego intelektualisty, którzy w pewien ciepły wieczór poznali się w Palermo. Ich znajomość sprowadzić można do kilku spotkań oraz garści listów, które w dużym stopniu koncentrowały się na postaci Oskara Buyona, powstańca styczniowego, pierwszego strażnika i kustosza wykopalisk w sycylijskim Selinuncie. Jednak nie o fabułę tutaj chodzi. Raczej o próbę uchwycenia przemian, jakim na przestrzeni setek lat podlega kultura oraz człowiek.
Proza Kaspra Bajona jest ostentacyjnie niedzisiejsza. Nie tylko nawiązuje do modernistycznych wzorów pozwalających łączyć powolną literacką narrację z erudycyjnym esejem, ale korzysta z nich, by jeszcze głębiej sięgnąć w przeszłość. [...] Ten zwrot ku przeszłości nie jest jednak eskapistyczny. Przeciwnie, wyrasta z konfrontacji z dramatem najbardziej aktualnym i na powrót do niego odsyła. (Maciej Jakubowiak, "dwutygodnik.com")
Saga rodzinną au rebours. Dwieście lat z życia pewnej szalonej hrabiowskiej rodziny opowiedziane w fotograficznym skrócie ? z tym, że słowo fotograficzny ma w tym wypadku kluczowe znaczenie. Snute w niej opowieści są jak przeźrocza latarni magicznej. Zaś tym kto rzuca na nie światło, kto pozwala zaistnieć im na wyimaginowanym ekranie czytelniczej świadomości - jest główny bohater powieści, niejaki Karol Lorak, osoba z gatunku tych, które zamiast czerpać z rzeczywistości pełnymi garściami, żyją ? na szczęście ? cudzym życiem.
Wiele lat Karol Lorak zbierał się do opowiedzenia tego, co teraz, nad tą atramentową rzeką, powoli nabiera kształtów? Do stworzenia zupełnie nowego, autonomicznego świata z przypadkowych fragmentów rzeczywistości. Ulokowania w fantastycznej przestrzeni tego, co działo się w całkiem realnym czasie. Do wymyślenia odpowiedniej scenografii i kostiumów dla wszystkiego, co zostało mu kiedyś opowiedziane (w czasie wigilii, rodzinnych spędów, długich spacerów) i dla tego, co sam przeżył, a co teraz przybiera trudną do określenia formę. Jakby zdarzenia nie następowały po sobie, linearnie, ale istniały równolegle...
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?