Och rajska wyspo! O tobie marzą żeglarze wszystkich krajów i wszyscy długowłosi hipisi łączą się w kółka graniaste śniąc o tobie na jawie i we śnie. Jakie to melodie można na tobie usłyszeć wie tylko Robert Janowski a twoje piaski wyrazić potrafi w piosence Wojciech Gąsowski nikt inny. Kelly Familly zabija się wzajemnie o możliwość na ciebie wyjazdu żeby najuroczszy klip świata nakręcić i zrobić wielki come back! Tam jest dopiero żyć nie umierać! Tam rosną mandarynki jak pół ręki wielkie i soczyste i jak kiełbasa najadliwe. Tam całe lasy ananasowe rosną a ryby z rozkoszą wskakują z morza prosto w bułkę tartą chrupiącą panierkę już gotową na nie czekającą.-fragment sztuki Smutki tropików, nagrodzonej Gdańska Nagroda Dramaturgiczna 2014
Opublikowana po raz pierwszy w 2001 r. minipowieść Dzikus jest opowieścią mężczyzny o imieniu Paul, po części opartą na biografii Paula Gauguina. Jouet dokonuje jednak całego szeregu, często komicznych, przesunięć wobec życiorysu jednego z prawodawców francuskiego postimpresjonizmu, sprawiając, że co chwilę trzeba się upewniać, co w tej historii jest zaczerpnięte z pierwowzoru, a co kompletnie zmyślone. Paul, podobnie jak jego pierwowzór, służył w marynarce i pracował na giełdzie, choć nie odbył w dzieciństwie wraz z rodzicami podróży do Peru -- pojechał tam dużo później w poszukiwaniu złota. Gauguin miał pięcioro dzieci, Paul sześcioro, ,,i ani jednego mniej"", żona malarza miała na imię Mette-Sophie, tego drugiego -- Pauline, choć obie pochodziły z Danii i w pewnym momencie porzuciły Francję, by wrócić w swoje rodzinne strony. W Arles Gauguin mieszkał przez pewien czas z Vincentem van Goghiem, który z powodu nieporozumień z podziwianym przez siebie artystą odciął sobie ucho. Paul natomiast zamieszkał z niejakim Hectorem Vermierem, również malarzem, ale także -- powiedzielibyśmy dzisiaj -- performerem (takim w rodzaju Mariny Abramović) oraz prekursorem Marcela Duchampa.
Rzeczy (fr. Les Choses. Une histoire des années soixante ) - debiutancka powieść Georges'a Pereca z 1965 roku, za którą otrzymał w tym samym roku Nagrodę Renaudot. Bohaterowie Pereca - Sylvie i Jerôme, niedoszli absolwenci uniwersytetu, najpierw ankieterzy agencji reklamowych, później ich właściciele, wydziedziczeni z tradycji, odcięci od przeszłości i pozostawieni samym sobie - nadaremnie szukają dostępu do upragnionego świata dobrobytu. Nie mogąc żyć życiem ""prawdziwym"" (lepszym, pełniejszym, bogatszym etc.), postanawiają (nieomal mimowolnie) żyć życiem na niby. Żyją tak jakby byli bogaci, tak jakby mogli się ubierać w najlepszych sklepach, tak jakby umieli korzystać z przyjemności, tak jakby naprawdę kochali życie, tak jakby ich egzystencja naprawdę była sztuką. Rzeczy zostały pomyślane jako odyseja typowych przedstawicieli pokolenia, które wchodziło w dorosłość w latach 60. XX w., jako opowieść o straconej generacji, której przypadł w udziale trefny los.
Kobierki to polifoniczna powieść inicjacyjno-przygodowa, najbezwstydniej pijana i najbeznadziejniej trzeźwiejąca historia od czasów Pod Mocnym Aniołem Pilcha.
Czterdziestoletni Bobi, bobohater świeżo po dramatycznych przejściach i zejściach, trafia na odwyk w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie, gdzie w towarzystwie dwunastu sobie podobnych wyrusza w podróż w poszukiwaniu życia po piciu. Bobuś, niesforny uczeń, ze wszystkich sił opiera się reedukacji, salwuje się ucieczką w ironię i groteskę, improwizuje, przymierza maski, pokazuje język, przeprowadzając na nim karkołomne eksperymenty. Jego lustrzane alter-ego, narrator Siedmiu Pieczątek – siedmiu zadań terapeutycznych, w prosty sposób i zupełnie serio opowiada grozę życia spustoszonego przez alkohol.
Ale najgłówniejszym bohaterem Kobierków, przemawiającym ustami wszystkich postaci, nicującym i stwarzającym ich język, jest głód. Głód uczuć i utraconej bliskości. Głód życia albo śmierci. Głód słów i sensów. Głód alkoholu.
Grzegorz Franczak (ur. 5734). Początki b. krakowskie. Dzieciństwo na dzikim pograniczu Śródmieścia i N. Huty. Doktorat z zakresu slawistyki na Uniwersytecie „Ca’ Foscari” w Wenecji. Pokazywał język i literaturę polską na uniwersytetach w Trieście, Udine i Lecce, obecnie adiunkt i wykładowca na Uniwersytecie w Mediolanie. Poeta (dawno temu). Tłumacz poezji łacińskiej (m. in. Katullusa: Poezje wszystkie, Kraków 2013) i nowołacińskiej (m. in. Kochanowskiego), a także włoskiej – Petrarki, Giuseppe Ungarettiego, Giacomo Leopardiego (Nieskończoność. Wybór Pieśni, Warszawa 2000 – nagroda „Literatury na świecie” za najlepszy debiut translatorski). Autor przyczynkarskiej monografii (po włosku) i pół kopy artykułów z zakresu literatury staropolskiej. Wydawca niesłusznie zapomnianych drugorzędnych tekstów staropolskich. Nie mieszka.
Główny bohater, niedźwiadek, spaceruje po lesie w towarzystwie ojca. Napotkany myśliwy zabija starego niedźwiedzia, a małego zabiera do domu, gdzie poddaje go tresurze. Staje się jego zastępczym rodzicem. Od tej chwili mały żyje pomiędzy dwoma światami, z których każdy przyciąga go do siebie. Z jednej strony przynależy do lasu - jest zwierzęciem, nie może przekreślić swej biologicznej metryki. Z drugiej należy do miasta, gdzie znalazł nowy dom i wykształcenie, gdzie nauczył się, jak żyć pośród innych, jak wyrażać pragnienia i jak realizować swe zamierzenia. Ale ścierające się w nim impulsy wywołują potworny niepokój. Bohater pogrąża się w kryzysie. Z pomocą przychodzi mu sztuka, dzięki której uświadamia sobie źródła wyniszczającej go choroby. Marzy o trzeciej drodze, o pojemniejszej formie życia, nowej tożsamości, która pomieści w sobie jego dwoistą naturę i pozwoli mu zakorzenić się w świecie. By wyjąć z impasu, musi wybrać swojego ojca - musi pogodzić się ze stratą i ostatecznie odrzucić biologiczne więzy. Ale nawet to nie wystarczy. Być może - sugeruje Nicolas Presl - tylko miłość może zażegnać ten kryzys i przynieść bohaterowi upragnione ukojenie
Marginesy owych stronic - w tym wypadku konkretnych stronic zapisanych ręką Pessoi - Piotr Kaliński pokrywa linorytami, dając nam do zrozumienia, że pisać można także obrazem, a pojęcie notatki odnosi się nie tylko do słowa, ale też do form wizualnych. Przepisuje - podobnie jak kopiści - kawałki istniejącego tekstu i dodaje do nich coś w rodzaju iluminacji lub ilustracji. Ale z założenia powiela wyłącznie fragmenty, pojedyncze sentencje. Przypomina w tym nieco Borgesowskiego Pierre'a Menarda, który z niemal trzech (przepisanych słowo w słowo) rozdziałów Cervantesowskiego ,,Don Kichota"" tworzy ,,własną"" powieść. Jak powiada Borges, Menard wzbogacił sztukę lektury o niezwykle inspirującą technikę zamierzonego anachronizmu i błędnej atrybucji, dzięki którym dawne teksty możemy czytać tak, jakby były nam współczesne, przenosić je w nowe konteksty, ożywiać je i poddawać się ich przemożnemu wpływowi.
Mój piękny autobus to powieść rozważająca możliwość powieści, jako dzieła sztuki. Opowiada o podróży autobusem ze wschodu na zachód Francji. Basile jest kierowcą. Odile jest jego żoną. Świat jest światem i jest wszędzie wokół. Teraźniejszość na miejscu szofera. Przyszłość, widoczna przez przednią szybę. Przeszłość wyraźnie dostrzegalna we wstecznym lusterku.
Podróż jest książką niemożliwą. Żeby powstała książka, muszę opuścić na palcach moją fikcję podróży, odnaleźć powolny marsz człowieka, który nie musi się już niczego obawiać ani nigdzie spieszyć, który nie musi nawet przyspieszać kroku, by odnaleźć to, co jest mu równie niezbędne jak woda.
Wielka Historia nie jest nieobecna w tym, co opowiadane, ani w tym, co przemilczane.
W czasach Blaise’a Pascala mówiono o namiętnościach, uczuciach, które zmieniają się w obsesję i moga zrobić z nas niewolników. Lecz choć podróżujemy z Myślami Pascala, zadbaliśmy aby dopełnić je bajką Perraulta, Kot w butach. Te dwie lektury sprawiają, że jesteśmy niezwyciężeni w naszym pięknym autobusie.
Jacques Jouet
XV wiek, Europa, być może jedno z księstw Italii. Pochodzący z zamożnej rodziny żarliwych katolików młodzieniec śni koszmar o potępieniu: schodzi do piekielnej czeluści, gdzie spotyka samego siebie, skazanego na wieczyste męki w towarzystwie złoczyńców i bezecników. U malarza, który na zamówienie ojca tworzy rodzinne portrety, kupuje domowy ołtarzyk przedstawiający ukrzyżowanie. W jego centrum znajduje się dobrze znana scena z trzema krzyżami. Wśród ludzi zgromadzonych wokół umierającego Chrystusa widać młodzieńca, jego ojca oraz tajemniczego poetę przyozdobionego laurem. Lewe skrzydło ołtarza daje wyobrażenie raju, prawe zaś - piekła. Obraz jest uderzająco podobny do sennego koszmaru. Młodzieniec postanawia wytrzebić w sobie namiętności, by uniknąć kary za grzechy.
`Gdy tylko zacząłem drukować `Kwiatki` w miesięczniku `Mrówkojad` (z pięknymi rysunkami Soni), przyszli i zapytali: - Dlaczego właściwie `Kwiatki`? Odpowiedziałem, że kwiatki są ładne, ładnie pachną, wszyscy lubią kwiatki, a ja chcę pisać ładne rzeczy, chcę być pisarzem lubianym i pachnącym. Zabrzmiało to infantylnie, więc zapytali, czy czynię aluzję do św. Franciszka, że niby kwiatki św. Franczaka. Zgoda, przejrzeliście mnie, chodziło o takie właśnie niewinne bluźnierstwo, w którym prostota i zachwyt, i afirmacja świata, i spokojny port ojcostwa! Zabrzmiało to dwuznacznie, więc nie uwierzyli i domniemali, że `ładne kwiatki` to przecież lekka, zdystansowana nagana, a w ogóle może chodzić o drobne błędy, przeinaczenia, lapsusy. No dobra, tu mnie macie, dystansuję się do wszystkiego przez pisanie, a poza tym łapię język za rękę na gorącym uczynku, gdyż to on gra pierwsze skrzypce.
Paryż - dawniej cel podróży, dziś miejsce przesiadek. Punkt na mapie, z którego wyrusza się dalej. W głąb kraju zwanego przez Paryżan pogardliwie prowincją. Ale prowincjonalność można dostrzec również w samej stolicy Francji, wystarczy tylko przyjrzeć się jej nieco bliżej: przechadzając się niczym XIX-wieczny flauner po jego uliczkach, placach i mało turystycznych dzielnicach, których urok i niezwykłość przeplata się ze zwyczajnością.Do takiego spaceru zapraszają nas grafiki PIO, którego uwagę przykuwają miejsca, ludzie i sytuacje.
Marcin Pawlik nie daje za wygraną: z bólem porzuca pragnienie ucieczki - zamiast tego wypróbowuje, wymienia i uzupełnia języki. Obsesja, jaką staje się własna pamięć, skłania do ponownego odgrywania znanych fraz, wymyślania własnych stylów. Zagubienie przeplata się tu nieustannie z pragnieniem powiedzenia ostatniego słowa. W poezji Pawlika to światło z filmowego projektora wytycza ścieżki. Przyjemność oglądania jednak nie wystarcza - ruchome obrazy nie zatrzymują pamięci, nie unieważniają myśli o własnych buntach, nie powstrzymują wrogich gestów. Rozbrajaniu języka towarzyszy wymyślanie chwilowych teorii, wśród których żadna nie znajdzie się na liście ulubionych. ""Rozsmakować się i odjechać."" Olga Szmidt
Wiele postaci zawartych i opisanych w tej antologii to autorzy wymyśleni przez Pessoę w czasach wczesnej młodości, by nie powiedzieć w dzieciństwie. Znakomita ich część też nie napisała wiele więcej niż umieszczono w niniejszej książce. Pozostaje to jednak bez znaczenia, bo choć upada megalomański mit monstrualnie płodnego poety, to w dalszym ciągu pozostaje prawda o genialnym poecie, którego trzy heteronimy stworzyły dzieło wielkie.[Wojciech Charchalis]
„Śródziemnomorze” to zapis wędrówki przez czasy i miejsca składające się na wspólne dziedzictwo regionu Morza Śródziemnego jako jednego ze źródeł europejskiej tożsamości. Wiąże odmienne porządki architektoniczne, wątki kultury oraz epoki z różnymi tradycjami literackimi, w tym z twórczością poetów polskich: Adama Zagajewskiego, Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza, jak również – w sposób niewypowiedziany wprost, choć wyraźny – Wisławy Szymborskiej.
„Południe ukazane jest we wszystkim, co Śródziemnomorze oznacza w naszej kulturze, a grecko-łacińska starożytność zostaje przeniesiona do współczesności i zestawiona z matrycą judeochrześcijańską. Wiersze składające się na ten zbiór odsłaniają nasze korzenie jako żywe cząstki codzienności, ponieważ region Morza Śródziemnego, kolebka zachodniej kultury, stanowi granicę — osobistą, wewnętrzną, a nie tylko geograficzną — od zawsze zamieszkiwaną i poszerzaną przez europejską poezję.”
(fragment laudacji kapituły Nagrody Poetyckiej im. António Ramos Rosy)
„Podobnie jak w przypadku innych wymyślonych przez siebie postaci, Pessoa podał szereg szczegółów na temat Reisa. Miał się on urodzić w Porto w 1887 roku, był więc o parę miesięcy starszy od swojego twórcy, a także – co dość dziwne, wziąwszy pod uwagę relację mistrza i ucznia – od Alberta Caeiro, który miał się rzekomo urodzić 16 kwietnia 1889 roku. Dokładnej daty urodzenia Reisa Pessoa – jak twierdził – nie pamiętał. Ale w jego zapiskach odnaleziono horoskop, opracowany na podstawie nie tylko dnia, ale i godziny narodzin: miał to być 19 listopada, pięć po czwartej po południu. Kolejnym paradoksem heteronima starszego od swojego twórcy było też to, że – jak twierdził Pessoa – Reis pisał po portugalsku poprawniej od niego samego.”
(ze wstępu Ewy Łukaszyk)
„Jądro ciemności” było już przenoszone na deski teatru i na ekran (telewizyjny oraz kinowy). Inspirowało pisarzy, reżyserów, artystów wizualnych, autorów słuchowisk radiowych i muzyków. Ale być może żadna z wcześniejszych adaptacji nie była tak udana, jak powieść graficzna Davida Zane Mairowitza oraz Catherine Anyango. Rozmazana, jakby spowita mgłą kreska, z której wyłania się tu świat bohaterów Conrada, zwraca naszą uwagę na jeden z najważniejszych aspektów ludzkiego doświadczenia: widmowość. Widmowość naszego życia, naszej formy egzystencji, naszej tożsamości, ale także widmowość innych istnień, widmowość otaczającego nas świata. Gdy rzeczywistość i zamieszkujący ją ludzie tracą ontologiczne ugruntowanie, gdy zmieniają się dla nas w zjawy czy cienie, granica między projektem cywilizacyjnym a eksterminacją rozszczelnia się do tego stopnia, że na pozór niewinne gesty mogą zainicjować dzieło nieograniczonej dewastacji.
Eliza Kącka – nie mając wyboru, urodziła się w 1982 roku. Od tego czasu zagubiona – w efekcie doktorka nauk humanistycznych, a przy tym recenzentka, redaktorka antologii poetyckiej, współpracowniczka czasopism etc. Od paru lat prowadzi nasłuchy miejskie i wielkomiejskie. W dzieciństwie nie czytała bajek, więc teraz je opowiada. Do niedawna szukała schronienia w zasiekach możliwie hermetycznych powieści, a jej zagubienie było mniej epickie. Bynajmniej nie uważa się za królewnę.
Żeby istniały królewny szczęśliwe, niezbędne są królewny nieszczęśliwe. By zaistniały królewny kompletne, muszą być obok królewny niekompletne. Ale czy królewny nieszczęśliwe uszczęśliwia istnienie królewien szczęśliwych? Czy królewny niekompletne ukompletnia istnienie kompletnych? Bynajmniej. I tak rośnie przepaść między logiką a etyką. I o tym jest ta książka.
Jan Gondowicz
W 1979 roku Georges Perec publikuje krótką nowelę Voyage d’hiver (Podróż zimowa). Opowiada w niej o niezwykłym odkryciu, jakiego dokonał młody profesor literatury, Vincent Degraël. Odnajduje on przypadkiem fascynujący tomik, pod tym właśnie tytułem, który każe spojrzeć w zupełnie innym świetle na francuskich poetów z końca XIX wieku: okazuje się, że wszyscy naśladują dzieła Hugona Verniera, młodego, genialnego i całkowicie zapomnianego autora. Lecz ten pospiesznie przejrzany tomik wkrótce ginie, a wysiłki Degraëla, żeby go odnaleźć, spełzną na niczym.
W 1992 roku Jacques Roubaud odczuwa przemożną potrzebę, by wnieść do tekstu Pereca cały szereg poprawek i ważnych uzupełnień, co też czyni w opowiadaniu Voyage d’hier (Podróż i zmowa). Wkrótce w jego ślady idzie też Hervé Le Tellier, który w noweli Voyage d’Hitler (Podróż Wielkiego Wodza) wprowadza do historii nowe elementy. W następnych latach wielu innych Oulipijczyków podejmie taką próbę, a każdy z nich poprowadzi tajemniczą historię Hugona Verniera w zupełnie niespodziewanym kierunku.
Tak oto wokół krótkiej noweli Pereca powstało dzieło wielowymiarowe, nowatorski gatunek, który można by nazwać „powieścią zbiorową”.
W pierwszej części książki mamy utwory choleryczne, histeryczne, pochodzące z okresu sensacjonistycznego, a im dalej zagłębiać się będziemy w lekturę, wiersze stają się coraz bardziej intymistyczne, przesiąknięte cierpieniem, znużeniem życiem, tęsknotą za minionym czasem, strachem i niepokojem, coraz bardziej przypominają w swoim wydźwięku Księgę Niepokoju. Campos coraz bardziej upodabnia się do swego stwórcy, aby w końcu stać się z nim tożsamy.
Wojciech Charchalis
Álvaro de Campos urodził się w Lizbonie 13 października 1890 r. i wiele podróżował po Oriencie oraz po Europie. Jakkolwiek by było, mierzył 175 cm, a zatem był wysoki jak na swoją epokę, miał cerę lekko śniadą, włosy czarne, gładkie. Nie nosił okularów, a oczy miał w nieokreślonym kolorze. Jest niewierzącym homoseksualistą. Głównym tematem jego wierszy jest samotność, a za najważniejszy z napisanych przez niego wierszy uważa się „Trafikę”. Jego mistrzem był Walt Whitman, Cesário Verde i Alberto Caeiro.
Fernando Pessoa
Człowiek, który patrzy w lustro widzi lustrzane odbicie, które patrzy z niego.Fragment tekstu: Stoją w ciemnym ogrodzie. Mokra trawa klei się do stóp. Dziadek ma na sobie niebieski szlafrok. Wskazuje na niebo. Pamiętam, kiedy pierwszy raz ktoś chodził po księżycu, dziwne uczucie, że on był tam na górze, a ja tu na dole. Ona patrzy na żółty skrawek, a potem w noc. Chciałabym pozbyć się ciężkości. Fruwać. A ja nie, ziemia jest najcenniejszą rzeczą jaką mamy. Nie boisz się? On kładzie ciężką rękę na jej głowie. Grawitacja trzyma mnie w miejscu. Za jakiś czas i tak przeniosę się na górę. Przez moment milczą i patrzą na gwiazdy, które zapalają się i gasną. Będę wtedy stać tu na dworze, mówi ona, i powiem moim wnukom, pomyślcie, on tam fruwa w górze, a my stoimy tu na dole.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?