Jeśli można pisać wiersze o miłości, także rozstaniu należy się pieśń. Rozłączka wydobywa na światło dzienne epizody, przeczucia, zapowiedzi końca. Wprowadza osoby prywatnego dramatu, scenerię codziennego bycia-niebycia razem. Oświetla kolejność emocji i ich ciągi dalsze, bo te zawsze następują, nawet wtedy, gdy pakujemy manatki i wszystko wokół wydaje się bagażem do wyniesienia.Inga IwasiówKsiążka Aleksandry Wstecz to literatura podskórna. To drobne i celne ukłucia, które układają się w czytelnicze zdziwienia i radości. Lektura wywołuje częste potakiwania: no tak, no tak, ja też, bo autorka w kilka słów potrafi złapać te nasze wielkie rozpady i znikania. Ślad po lekturze jest wyraźny.Juliusz Strachota
Ciekawe, co on sobie myślał wtedy? Ja tam nie wiem, ale teraz jak widzę tego gnoja, to mu się śmieje prosto w twarz, a on udaje, że mnie nie widzi, a jego żonka, to tak na mnie patrzy spod byka i od razu, go za rękę łapie. Szczęście ma, że ją złapałam, jak już w ciąży była, to jej nawet w pysk nie dałam, bo lasek w ciąży nie biję, a teraz to już niech spierdala, chciała gnoja, ma gnoja, mi jest wszystko jedno i lepiej mi teraz, bo mam znowu wolność i mogę się co sobotę bawić i tylko czekam na tą miłość i zakochanie, co już się pewnie stanie za niedługo, bo ładna jestem. I na komórce do mnie dużo piszą XD Z jednym takim byłam na spotkaniu wczoraj, ale to opiszę jutro, bo dzisiaj tylko tak na szybko chciałam, a teraz muszę kończyć, bo jutro do pracy mam, na pół etatu pracuję jako kosmetyczka, bo jeszcze zaocznie zarządzanie studiuję i w ogóle to ja jestem obrotna dziewczyna, ale to jutro opowiem, tylko na razie razie tylko to, że zarabiam dużo. Bo u Magdy pracuje i ona mi dość mało płaci, ale czasem jej klientów podbieram i im w domu robię różne zabiegi sama, jak mi się Magdzie uda jakieś kosmetyki zwinąć, a to bez problemu, bo ona w ogóle nie patrzy, cały dzień siedzi i pije kawę. Ja tam jestem od wszystkiego, a ona zbiera całą kase, to nawet nie mam wyrzutów sumienia. I mam u siebie w domu, taki mały salonik, mniej biore niż ona, ale co zarobię, to dla mnie do kieszeni, a jeszcze kosmetyki mam z tego vloga i ostatnio ze dwie reklamy dałam, to osiem stów za reklamę, to sobie na studia odłożyłam, już mam. No i dobrze sobie radzę, mama za granicą siedzi, to mi przesyła na mieszkanie i rachunki, więc mam i odkładam też i jeszcze trochę, a sobie kupię buty z Lacosty, już czwartą pare, bo mam wypaczone. <3
Fragment
***
Czernucha to mroczne podejście do otaczającej nas rzeczywistości, ale i nadzieja wyjścia ku lepszej sytuacji życiowej i egzystencjalnej.
***
Autorka ma niewątpliwy talent do obserwowania rzeczywistości.
Miłosz Biedrzycki
***
Antonina Kardaś - urodzona w 1990 roku w małej miejscowości pod Krakowem. Ukończyła filologię rosyjską i krakowską Szkołę wokalno-aktorską. W wolnych chwilach czyta i gotuje, a także tworzy amatorską muzykę pod pseudonimem Vilemo.
W Polsce, w której wysokie czynsze, niskopłatna posada w bankomacie, gadające ptaki, uchodźcy z krajów Beneluksu oraz psy upijające się w tawernach są na porządku dziennym, dziewczyna o refleksyjnej naturze mierzy się z wejściem w dorosłość. Czy wyjdzie z tego cało? Czy chomik-jasnowidz poda jej pomocną łapkę? I kto w rzeczywistości czyta wasze CV oraz czy czasem warto trochę nazmyślać?
***
„Dropie” to opowieść o prekariacie – klasie społecznej spod znaku ciągłej niepewności jutra. Panteon bohaterów to ludzie z szafy, z antresoli, ze śmietnika i z psiej budy. Jedni zamieszkują kioski, inni koczują w piwnicach, lasach i rowach. Wypełniają sobą każdą dostępną przestrzeń. Pracują w bankomatach, sprzedają zepsute zapiekanki albo tworzą posthipisowaskie komuny, w których panują bardziej faszystowskie zasady, niż w państwie totalitarnym. Z jednej strony autorka korzysta z gatunku science fiction, z drugiej – ewidentnie tworzy mitologię o pokoleniu umów śmieciowych. To, co na samym początku wydaje się przypominać literacki mockument nagle zaczyna brzmieć bardzo znajomo.
Joanna Ostrowska
OPOWIADANIA NATALKI SĄ FANTASTYCZNE W KAŻDYM TEGO SŁOWA ZNACZENIU.
Adam Wiedemann
Poemat, przeznaczony na scenę, który czyta się jak powieść. Tekst wizjonerski, wyzwolony z wszelkich ram gatunkowych, brawurowy taniec języka i wyobraźni. Odkrywczy formalnie, odważny politycznie i światopoglądowo, być może najodważniejszy utwór literacki ostatnich lat. Słowem: Odlot. Odlot Nasz Narodowy, wnikliwie nam się przyglądający, nie oszczędzający nikogo i niczego. Od czasów Dziadów i Wesela nie było tak mocnej lektury.
Odlot Zenona Fajfera jest poematem dramatycznym wracającym w samo oko cyklonu, do momentu katastrofy, który nie następuje, ale trwa w paradoksie teatralnej metafory. Dzięki połączonym siłom współczesnej poezji i dramaturgii nieoglądającej się na istniejący teatr, zainscenizowane na kartach książki przedstawienie nie reprezentuje kulturowej i duchowej katastrofy, jaką przeżyliśmy i przeżywamy wciąż, ale daje nam ją do doświadczenia w sposób tak wyostrzony i skalpelowo precyzyjny jak tylko poezja najwyższych lotów potrafi.
Dariusz Kosiński
Jeżeli nie zaradzą litanie maryjne,
Wrzućmy w pamięć podręczną wyjścia awaryjne.
Od tyłu w przód zerkając i na wszystkie boki
Gdyby przyszło nam skakać na dalsze obłoki,
Jeśli zaś przyjdzie skoczyć na obłoki niższe
Wtedy wszystko co małe wyda nam się wyższe.
Świecą dwa wyjścia z przodu, z tyłu dwa się patrzą,
Pasażerowie w środku przez okna niech skaczą.
Dla wszystkich starczy miejsca pod nieba sufitem,
Zatem mąż niech uprzejmie przepuści kobiétę.
(Z. Fajfer, Odlot – fragment „Wielkiej Preambuły”)
Polska to jest wielka rzecz. Tak wielka, że aż łatwo zapomnieć, że rzecz pospolita. Pospolita, jak przybyła z ziemi włoskiej do Polski pizza, którą solidarnie jedzą wszyscy: mieszkańcy blokowisk i luksusowych osiedli, rodzice i dzieci, normalni i dziwacy. W ciągu jednego dnia pracy główny bohater Pizzy Polskiej spotyka ich wszystkich. Jego przygody, trochę śmieszne, trochę straszne, a trochę smutne są papierkiem lakmusowym, którym sześcioro autorów sprawdza stan naszego społeczeństwa. Stendhal porównał kiedyś powieść do zwierciadła wędrującego po gościńcu. My myślimy podobnie, ale nasze zwierciadło jest nieco krzywe, niesione przez dostawcę pizzy i nie zatrzymuje się na drodze. Ono zagląda do naszych domów.
Weronika pada ofiarą zbrodni ze szczególnym okrucieństwem. Jej przyjaciółka Mery wraca do znienawidzonego rodzinnego miasta, by znaleźć mordercę. Jednak gdy słowo "ofiara" przeplata się z "dziwka" łatwo zgubić właściwy trop.
***
Śmierć Weroniki jest przedwczesna, tragiczna i wielce zagadkowa. Prywatne śledztwo, jakie wszczyna jej przyjaciółka, wiedzie przez mroczne zakamarki dużego miasta – bary, mety, kasyna, darkroomy – przecina różne sfery i środowiska. Ale znakomicie ograna formuła kryminału noir skrywa w sobie coś więcej. Więcej nawet, niż bogatą panoramę społeczną i niewesołą diagnozę wystawioną współczesnej Polsce. Gdy zagadka śmierci dziewczyny naprowadza na trop tajemnicy grubszego kalibru, sensacyjna opowieść zmienia się w medytację o przemocy, która mnoży się poprzez medialne obrazy i którą karmią się nasze obsesje. A wtedy pytanie „kto zabił?” nabiera zupełnie innego wydźwięku. I potrafi przyprawić o ciężką bezsenność.
Jerzy Franczak
Jakub Michalczenia ma znakomity zmysł obserwacji, co dla prozaika realisty jest ogromnie istotne. Świat, który opisuje, jest prawdziwy i wiarygodny, czytelnik nie ma wątpliwości, że to wszystko prawda, że tacy ludzie istnieją i takie jest ich życie.
Kazimierz Orłoś
To nie wschodniopruskie Korschen i nie PRL-owskie Korsze – węzeł kolejowy zatrudniający 1500 osób – tylko swojskie Korszakowo – realna forma bytu mazurskiego miasteczka w rzeczywistości nowego tysiąclecia. Już nie transformacyjnej, bo ta przeszła w takim pędzie, że nie pozwoliła nikomu na aktywny udział; wykpiła też tych, którzy mieli chwilowe złudzenie sprawczości. To post-transformacja, gdzie dzieci zbyt szybko wyrastają, a dorośli masowo dziecinnieją. Gdzie wszystko jest śmietniskiem – przemysłowym, ekologicznym, społecznym. Gdzie rozgrywają się banalne mikrohistorie, których narracje prowadzą donikąd. Rzeczywistość już nawet nie skrzeczy, tylko milczy, niekiedy wykrzywiona przykrym grymasem zażenowania. Na takiej równinie nie ma miejsca na najmniejszą wzniosłość: mityczna bezludna wyspa okazuje się być gołym tyłkiem, na którym może jedynie pojawić się człowiek z brązu.
Artur Sobiela
Eumeswil – marokańskie miasto-państwo rządzone przez oświeconego dyktatora Condora. Manuel Venator, porte-parole autora, za dnia pracuje jako historyk i za pomocą Wielkiego Luminaru, będącego skrzyżowaniem holografu i wehikułu czasu, może przywołać dowolne wydarzenia z historii ludzkości. Nocami dorabia jako barman w posiadłości Condora, skrupulatnie notując wszystkie intrygi na szczytach władzy…
Kilkusetstronicowa powieść, pomyślana jako pamiętniki Venatora, to naszpikowany odniesieniami esej filozoficzny, w którym Jünger w niepowtarzalnym stylu snuje rozważania o sensie historii i naturze władzy. Venator zostaje obsadzony w roli anarchy, jednostki w pełni suwerennej. Inspiracją jest tu Stirner i jego koncepcja „Jedynego”. Anarcha różni się tym od anarchisty, czym monarcha od monarchisty. W obliczu końca historii i pomieszania wszystkich porządków jedyny sens upatruje w poczuciu własnej wartości.
Eumeswil (1977) dzieje się w tym samym uniwersum co wcześniejsza powieść fantastyczna Jüngera Heliopolis napisana pod koniec lat czterdziestych. Po upadku Państwa Powszechnego świat zostaje podzielony na królestwa Diadochów i miasta-państwa. Historia stanęła w miejscu. Z jednej strony mamy do czynienia z technologią rodem z science fiction – mieszkańcy miasta posługują się między innymi fonoforami, uniwersalnymi komunikatorami łudząco przypominającymi smartfony, które Jünger przewidział już w 1949 roku – z drugiej Eumeswil przypomina raczej miasto z Baśni tysiąca i jednej nocy niż Nowy wspaniały świat.
Eumeswil to lektura zaskakująco aktualna, kiedy świat, który znamy, zbliża się do krawędzi.
• • •
W świecie Eumeswil nie ma historii, nie ma idei, za które warto umierać. Jest pole oczyszczone dla przyszłych mitologii, przyszłych historii, przyszłych religii. Ta opowieść filozoficzna jest jednocześnie zwierciadłem naszej rzeczywistości, zwłaszcza światowego rozdarcia miedzy zł…udzeniami ideologicznymi. Książka dziś bardziej aktualna niż kiedykolwiek, gdyż ujawnia paradoksy: liberalizmu, który jak wszelkie izmy skłania się ku terrorowi politycznej poprawności oraz dyktatury, która jest wolnościowa.
Prof. Wojciech Kunicki
Książka Wychodzimy z ukrycia jest kierowana do lesbijek, gejów, biseksualnych i transpłciowych+, jak również innych zainteresowanych, w miejscach, gdzie świadomość tego, jakie znaczenie ma ujawnianie się, jeszcze nie istnieje lub wymaga pogłębienia. Czytelniczki i czytelnicy, dla których temat jest nowy, mogą dowiedzieć się, jaki cel przyświeca porzucaniu kryjówek i jak to zadanie wykonywać umiejętnie. Ci, którzy zagadnienie w jakimś stopniu już przepracowali, mogą spojrzeć na jego szczegóły z perspektywy Autora. Jego refleksje pochodzą z obszernej lektury i wieloletniej obserwacji wydarzeń na świecie. W wychodzeniu z ukrycia poszczególnych jednostek Autor widzi działanie na rzecz emancypacji LGBT+. Zatem każdy pozytywny akt ujawniania się traktuje jako akt polityczny. Motywację tego działania wiąże z wartościami sprzyjającymi dobrostanowi ludzi. Ponieważ chodzi o zachowanie etyczne, w tym równe traktowanie obywateli przez prawo, w tym kontekście mglista narracja o tolerancji zostaje odrzucona. W ogólnoświatowym ruchu wyzwolenia, o którym mowa, idee te są powszechnie znane. Jednak w niektórych regionach zostało jeszcze do odrobienia ważne zadanie domowe. Niniejsza publikacja może w tym pomóc.W tej odważnej pracy dr Jerzy Krzyszpień wyjaśnia, dlaczego coming out jest kwestią nie tylko osobistego komfortu psychicznego, lecz także palącej potrzeby moralnej. W tym po części filozoficznym traktacie, po części praktycznym przewodniku, a po części społecznym manifeście autor sięga zarówno do badań naukowych, jak i osobistego doświadczenia, by naświetlić zarówno powód, jak i sposób ujawniania się w często wrogim społeczeństwie. Rozmowa, do której zachęca, nie będzie prosta ze względu na wiadome naciski polityczne, kulturowe i religijne, lecz jest ona absolutnie konieczna. Mam nadzieję, że czytelniczki i czytelnicy zdobędą się na tę samą odwagę i szczerość w zmaganiu się z tą książką, jaką wykazał się autor pisząc ją.Dr John Corvino, profesor filozofii i dziekan Irvin D. Reid Honors College w Wayne State University (Detroit, USA) oraz autor What's Wrong with Homosexuality? (Oxford University Press, 2013)Książka Jerzego Krzyszpienia Wychodzimy z ukrycia jest przede wszystkim o tym, dlaczego trzeba i dlaczego warto zawsze walczyć o swoje prawa i być dumnym z tego, kim się jest. Polska różnorodna i równościowa jest możliwa szczerze w to wierzę i zachęcam do lektury!Robert Biedroń, prezydent Słupska
Jeśli pół życia się zmyśliło, a resztę przegapiło, to można zawrócić do ostatniego wyraźnego obrazu w pamięci i od niego zacząć jeszcze raz. Nawet jeśli tym obrazem jest Związek Radziecki.Po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego trafiłem na przewodnik po ZSRR, który namiętnie kartkowałem w dzieciństwie. I znów: Baku. Samarkanda. Frunze. Duszanbe. Leninabad. Kaukaskie Mineralne Wody. Ałma Ata. Obóz pionierów Artek na Krymie. Nazwy, mapy i zdjęcia wciąż działały, więc zamiast trenować codzienność, wybrałem się na skrzyżowanie pamięci i fantazji.
Bohaterka: pacjentka (lat 28) depresyjna, bezczynna, zalegająca w łóżku, wycofana z relacji towarzyskich, przyjęta do szpitala psychiatrycznego z powodu pogarszania się stanu psychicznego i nadużywania leków. Cechuje ją postępująca apatia, spadek energii z zaleganiem w łóżku, utrata zainteresowań, gorsze skupienie i koncentracja uwagi, unikanie ludzi, płaczliwość z myślami i tendencjami samobójczymi. Pierwszej nocy w szpitalu płacze tak głośno i mruczy tak żałośnie, że pozostałe pacjentki w akcie zbiorowej zemsty okradają ją z gazety i mydła.Miejsce wydarzeń: szpital w Kobierzynie, antyarka załadowana kobietami przeznaczonymi do wyginięcia, odrzuconymi egzemplarzami cechującymi się fatalną kombinacją genów.
1. Amazon Mechanical Turk to amerykańska platforma crowdsourcingowa, dzięki której różne organizacje outsourcują pracę. Jej użytkownicy nazywani są Mechanicznymi Turkami.2. Na AMT zachodzi stosunek pracy między zamawiającym (requester) a pracownikiem (worker).3. Mechaniczne Turki wykonują HIT-y (Human Intelligence Task), czyli niskopłatne zadania, których nie da się zrealizować automatycznie.4. Mechaniczny Turek to ucieleśnienie klęski człowieka, który najpierw budował maszyny, aby wykorzystywać je do własnych celów, a ostatecznie sam stał się ich wyrobnikiem.5. Zleconym HIT-em było w niniejszym przypadku napisanie wierszy współczesnych w języku polskim. Za wiersze te płacono w dolarach amerykańskich. Na Amazon Mechanical Turk nie można płacić w złotówkach, a polska wersja platformy nie istnieje.6. Układ książki warunkują kwoty zapłacone za wiersze.7. Ta książka jest projektem literackim, ale też zapisem eksperymentu społecznego.8. Ta książka mówi o wirtualnych ekonomiach, digitalnej reprodukcji, wyzysku na cyfrowych rynkach pracy i wycenie pracy artystycznej. Ponadto komentuje ona sytuację materialną polskich poetów i poetek.9. Ta książka mówi przede wszystkim o nieświadomości internetu.10. Ta książka jest przykładem pisarstwa cyfrowego. Do tej pory powstało wiele dzieł zrealizowanych przez Mechaniczne Turki, a ten jest pierwszym w języku polskim.Tak brzmi poezja tworzona w ramach wyzysku, nieopłacanej bądź skrajnie niskopłatnej pracy, skazana na decyzje bawiącego się swoją władzą pana od poezji, który wydaje ją w książce pod własnym nazwiskiem w swoim wydawnictwie. Tak brzmi polska poezja współczesna. A tak brzmi nieopłacany blurb.Maja Staśko
Przyducha następuje wtedy, gdy zmniejsza się ilość tlenu w zbiorniku wodnym. Ryby wykonują gwałtowne ruchy, podpływają blisko powierzchni, próbują łapać powietrze, w końcu giną. Podobny proces dotyka bohaterów powieści Przyducha Macieja Piotra Prusa. Atmosfera świata, a w tym wypadku światem jest Kraków, zagęszcza się, przestrzeń do życia się kurczy, z dnia na dzień rozpada się znana rzeczywistość. Wszystko tonie w smogu i dymie, a żeby przemieszczać się pomiędzy dzielnicami miasta potrzebne są specjalne przepustki. Pojawia się strach, terror i inwigilacja.Baba w babie, w babie baba, baba w babie. A na końcu wielkie bum. Taki jest koniec nieudaczników życiowych. Świetna książka!KoraCzasy są smutne jak hasła narodowców i ponure, niczym sen taliba, nie ma więc żadnego powodu, by literatura o nich przypominała majowy poranek nad Morzem Śródziemnym. Choć książka Macieja Piotra Prusa nie jest na szczęście opisem teraźniejszości, a jedynie wizją czegoś, co może nas czekać, lecz przecież katastroficzne wizje przyszłości najczęściej źródła mają w tym, co tu i teraz się dzieje. Autorem targają rzecz jasna lęki globalne, nieobce dziś wszystkim myślącym ludziom w dowolnym miejscu globu, lecz zerka na świat przez zasłonę lokalności, mającą postać duszącego krakowskiego smogu. Swe obawy przenosi na papier w sposób wyrafinowany, przytłaczając czytelnika jedynie wizją przyszłości, a nie sposobem jej opisu, który jest wartki i lśniący niczym górski potok. Gdybym miał porównać Przyduchę do innego dzieła z gatunku dystopii, od razu na myśl przychodzi Fahrenheit 451 Raya Bradbury'ego. Wizja Prusa jest wszakże jeszcze straszniejsza, u Bradbury'ego nie pili masowo wiśniówki.Robert MakłowiczKsiążka Prusa to bardzo dziwna sprawa. Zaczyna się jak kręcący się wokół tajemnicy psychotyczny kryminał w klimacie Topora, później, nie tracąc klimatu weird mystery, przechodzi w coś jeszcze ciekawszego: mocno osadzoną w Krakowie dystopię. A nawet, można powiedzieć, postapokalipsę. Klimat robi się duszny jak krakowski smog, ale i jak ten smog przepiękny, bo przyznacie Państwo, że co pomarańczowa mgła, to pomarańczowa mgła. Prus to współwłaściciel Klubu Piękny Pies, więc od Psa się zaczyna i wokół Psa się trochę kręci. Piękny Pies staje się tu czymś w stylu twinkpeaksowej czarnej chaty, nie w środku lasów w stanie Waszyngton, tylko w środku Krakowa, ale z jeszcze dziwniejszymi mieszkańcami. No i czyta się szybko. I z ciągle rosnącym zdziwieniem i zaciekawieniem, aż do końca.Ziemowit SzczerekPowieść Prusa to dystopia mroczna, niebezpieczna wizja przyszłości, ale nie tocząca się w wymyślonym kraju, w alternatywnej rzeczywistości, lecz w miejscu, które znamy wszyscy. Nawet jeśli nie jesteśmy z Krakowa, to przecież powieściowy Kazimierz jest nam bliski jak własne podwórko. Te same ulice, te same knajpy, ale jednak zupełnie już inne, bo opowieść dziejąca się w niedalekiej, lecz przerażającej przyszłości pokazuje, jak rodzi się totalitaryzm, jak nadciąga apokalipsa. Ta powieść nie jest tylko intelektualną zabawą, dlatego że to wszystko naprawdę może się zdarzyć. Prus pokazuje nam przyszłość, która nadejdzie szybciej, niż się możemy spodziewać.Wszyscy żyjemy w wynajętych ciałach mówi powieściowy tajniak bohaterowi, który odkrywa, że nie wie, kim jest naprawdę. Ale my wszyscy także żyjemy w wynajętej nam przestrzeni, która w każdej chwili może nam zostać odebrana. O tym jest ta książka że wolność może skończyć się nagle, zanim dopijemy ostatniego drinka w Pięknym Psie.Krzysztof Varga
Powieść o okresie stalinizmu napisana z perspektywy klasy robotniczej. Przez wielu uważana za summę okresu komunizmu w Polsce. Dzieło o wymowie antyreżimowej, w pierwszym wydaniu okaleczone przez cenzurę. Autor edycję z 1987 roku uznał za niepełną przyjaciołom rozdawał egzemplarze książki z doklejkami i dopiskami. Dzięki literackiemu śledztwu edytorzy zrekonstruowali autorską wersję tekstu.Pierwsza część powieści, Baza, miała kontynuację w postaci nigdy niepublikowanej Nadbudowy. Obecne wydanie po raz pierwszy prezentuje kilkadziesiąt stronic legendarnego drugiego tomu z brulionów odnalezionych w domowym archiwum pisarza.
Kino Nowej Zelandii zyskało międzynarodowy rozgłos dzięki takim reżyserom jak Peter Jackson, Vincent Ward, Lee Tamahori czy Jane Campion oraz filmom, z których najsłynniejsze to zapewne Fortepian (1993), Tylko instynkt (1994), Jeździec wielorybów (2002) czy trylogia Władca pierścieni (2001-3). Faktyczny dorobek tej kinematografii pozostaje jednak ciągle nieznany większości polskich widzów. Wyłania się z niego intrygujące i wielowymiarowe oblicze Nowej Zelandii, bliskiej i egzotycznej zarazem, zmagającej się z kwestią własnej tożsamości kulturowej i potęgą natury. Tom pod redakcją Iana Conricha ukazuje tę kinematografię w szerokiej perspektywie, od pierwszych filmów po jej współczesne osiągnięcia, omawiając najważniejsze tematy, filmy i sylwetki poszczególnych filmowców. Książka zawiera wybór najciekawszych tekstów o kinie Nowej Zelandii powstałych w ostatnich latach, a także chronologię wydarzeń oraz kompletną filmografię.
Miasto miewa różne oblicza. W przypadku Bękartów Wołgi mamy do czynienia przynajmniej z pięcioma. Pięciu prozaików, pięć historii każda z nich pokazuje inne miasto, jednocześnie na nowo definiując pojęcie legendy miejskiej. Z autorami tej antologii poznaliśmy się na początku 2014 roku, gdy otworzyliśmy dla czytelników 45. numer magazynu Ha!art. Otrzymaliśmy wtedy kilkaset tekstów. Po wielu tygodniach lektury wybraliśmy pięciu autorów, z którymi chcieliśmy zrobić coś więcej tak powstał pomysł, którego końcowy efekt trzymają Państwo w rękach. Zdecydowaliśmy się wspólnie na antologię, która obraca się właśnie wokół tego niezwykłego gatunku, jakim są legendy miejskie. Popularność historii zdaje się tkwić w ich niezwykłych możliwościach narracyjnych. Urban legends to nie tylko opowieści, w których można wykorzystać najbardziej fantastyczne wątki, takie jak czarne wołgi porywające małe dzieci czy aligatory żyjące w kanałach ściekowych. Klechdy miejskie, jak nieco humorystycznie pozwoliliśmy sobie nazwać niniejszy zbiór, to przede wszystkim żywioł snucia opowieści w najczystszej postaci, radość i euforia, która towarzyszy budowaniu spiętrzonych, często oszałamiająco dziwacznych narracji. Dzięki nim możemy spojrzeć na rzeczywistość bezpośrednio nas otaczającą w nowy, niebanalny sposób. Zapełniają one przestrzeń, w której na co dzień żyjemy w której mieszkamy, po której spacerujemy i jeździmy tramwajami. Bez nich nasze miasta byłyby jedynie sumą bloków i ulic.Klechdy zgromadzone w antologii różnią się między sobą, tak jak różnią się ich autorzy. Opowiadane są one w konwencji horroru rozgrywającego się pośród zblazowanych, wielkomiejskich elit kulturalnych (Przybylski), ciepłej satyry na polską prowincję (Miklasz) czy też wspomnienia o quasi-mitycznej przeszłości na pograniczu (Bobula). Niektóre klechdy przemieniają się w metaliteracką grę z czytelnikiem (Gondek), a jeszcze inne same stają się przedmiotem narracji, tworząc własny, tekstowy mikrokosmos (Zantman). Jednak tym, co łączy zebrane w antologii teksty i co pozwala im zabrzmieć jak bajanie przygłuszone ulicznym szmerem, jest poczucie humoru przeplatane dreszczykiem. No i oczywiście zamiłowanie do snucia opowieści, których Miasto jest pełne.Michał Sowiński, Bartłomiej Woźniak Od redaktorów
W czasie, kiedy konsumenci chcą coraz szybciej coraz mocniejszy towar, nawet Chromry nie chce jużtylko dostarczać kwaśnej rozrywki dla skrolujących, coraz bardziej przygnębionych Polską milenialsów iGenZetów. Zjadliwie inteligentna fraza i gęba współczesnego aforysty to za mało. Chromry, a my wrazz nim, śmieje się, choć chciałby móc rzucić to wszystko w pizdu i zapłakać nad tym strasznym krajem,ale nie daje sobie na to pozwolenia. Bo wtedy to już naprawdę byłby koniec. A kolejny dzień walki ożycie w Polsce jakoś przeżyć trzeba. I obrazek od Chromrego w tym pomaga.Agata Pyzik
Musimy urzeczywistnić te momenty i przestrzenie, w których wolność jest nie tylko możliwa, ale jak najbardziej faktyczna. Musimy dokładnie zdawać sobie sprawę, w jakich sytuacjach jesteśmy autentycznie uciskani, w jakich padamy ofiarą autorepresji albo wpadamy w sidła fantazji, a w których ciemiężą nas idee. Tymczasowa Strefa Autonomiczna to nie żaden herold zwodniczej Utopii Społecznej, w imię której winniśmy oddać życie, aby dzieci naszych dzieci mogły zaczerpnąć łyk powietrza wolności. Tymczasowa Strefa Autonomiczna musi być sceną naszej teraźniejszej autonomii, ale zaistnieć może jedynie pod takim warunkiem, że poznamy samych siebie jako istoty wolne.
Depresyjne przebudzenia, poranny szczyt depresji, depresyjna droga do pracy, sama praca – jeszcze bardziej depresyjna. Depresyjne samochody i depresyjne korki, w których te samochody beznadziejnie tkwią. Depresyjna literatura i muzyka depresji w tle. Depresyjne kolacje i przedsenne miłosne uniesienia naznaczone piętnem depresyjnej pornografii. O tym mniej więcej opowiada ta ekstrawagancko radosna książka. Dzień z życia modelowego przedstawiciela posępnej generacji jest realistycznym portretem współczesności. Rozkręca się depresyjny wyż, przybiera jego fala. Oto obraz cywilizacji, która w szaleńczym tempie produkuje kolejnych pacjentów – zdiagnozowanych i nie. Ta frywolnie smutna książka jest o nich. O was? O nas wszystkich? Książka stanowi także poczet „świętych depresyjnego wyżu”: Davida Fostera Wallace’a, Marka Fishera, B.S. Johnsona, Cesarego Pavesego, Virginii Woolf, Stiga Dagermana.
***
Są słynne kryminały, których akcja rozgrywa się w dwa dni. Są słynne powieści, których akcja rozgrywa się przez jedną dobę. Jest kapitalny esej, który mówi o 16 godzinach z życia jednego człowieka. Ten człowiek nazywa się Michał Tabaczyński, zobaczycie go wszędzie: gdy szykuje się rano z córką do wyjścia na miasto, gdy idzie do pracy, do lekarza, na zakupy, liczy wydatki. Może nawet wyda się aż nadto do Was podobny: słuchacie tej samej muzyki, zajmujecie się dziećmi, chodzicie wciąż tymi samymi ulicami i wchodzicie do tych samych sklepów, przeżywacie chwile depresji i nie mieszkacie w willi na Riwierze. Nie wiem jak Wy, ale Michał Tabaczyński umie też świetnie pisać, bawić się i śmiać, zwłaszcza z siebie samego, a niekiedy pasjonująco się smucić. No i przenikliwie czytać: bez książek nie byłoby nic, nie byłoby sensu, nie byłoby tlenu naszego codziennego, nie byłoby Michała Tabaczyńskiego. Konkret codzienności i lektury pozostają nierozdzielne jak bracia syjamscy. Muszę to powiedzieć górnolotnie: te cudne strony są hołdem dla literatury i ukłonem w stronę życia od szóstej rano.
Marek Bieńczyk
***
Michał Tabaczyński (1976) – eseista i tłumacz (z czeskiego i angielskiego). Autor m.in. antologii współczesnej poezji amerykańskiej Parada równości (2005) oraz książek eseistycznych: Widoki na ciemność (2013), Legendy ludu polskiego (2014) i Maszyny. Do pisania (2018).
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?