Premierę tej książki przekładano już kilka razy, ale miło nam poinformować, że już w sierpniu książka będzie dostępna na polskim rynku.
Pamiętajcie, że to najbardziej kompletny podręcznik do nauki magiji, jaki kiedykolwiek opublikowano. Prawdziwe kompendium wiedzy dla każdego adepta sztuk magicznych. Książka jest bogato ilustrowana, zawiera dokładne opisy rytuałów oraz olbrzymią dawkę wiedzy niemal z każdej dziedziny magicznej. Całość zaprezentowano w postaci dwunastu lekcji. Poniżej przedstawiamy fragmenty spisu treści książki.Spis treści jest bardzo obszerny, więc umieściliśmy tylko niektóre pozycje z lekcji.
Magija Współpczesna – Fragment Książki
Czym jest magija?
Na poprzednich stronach zdążyliśmy poruszyć wiele ważnych kwestii. Omówiliśmy w skrócie sny, znaczenie czynności rytualnych oraz sposób prowadzenia ich dokumentacji. Przedstawiłem także rytuał codziennego wykonywania. Wszystko to ma na celu przygotowanie Cię do rozpoczęcia praktyki, będącej, jak wiadomo, czymś innym niż posiadanie samej wiedzy teoretycznej. Założyłem, że masz choćby ogólne wyobrażenie na temat tego, czym jest magija. Jednakże Twoja i moja definicja mogą się od siebie różnić, pozwól więc, że przyjrzymy się teraz temu pojęciu trochę dokładniej.
Według Aleistera Crowleya, słynnego okultysty, magija jest „nauką i sztuką powodowania zmiany zgodnie ze swoją wolą". Jak już wspomnieliśmy, Crowley był członkiem Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku. Należała do niego także Dion Fortune, której definicja magiji jest w zasadzie identyczna z tą, którą stworzył Crowley. Ona jednakże rozpatrywała „zmianę" jako zmianę w świadomości (Fortune bardzo interesowała się psychologią i ma na swoim koncie wiele prac z tej dziedziny wydanych pod jej prawdziwym imieniem i nazwiskiem, czyli Yiolet Firth).
Ale co w zasadzie oznaczają te definicje? Powiedzmy, że wykonujesz rytuał magiczny mający przynieść Ci 50 dolarów. Zatem Twoją „wolą" jest tu zdobycie pieniędzy. Wychodzisz na spacer i pomimo że masz w zwyczaju skręcać na którymś rogu w prawo, coś sprawia, że tym razem skręcasz w lewo. Na następnej przecznicy spotykasz starego, wieki niewidzianego przez Ciebie znajomego, który oddaje pożyczone dawno temu i zapomniane już przez Ciebie 50 dolarów.
Co spowodowało, że skręciłeś w lewo? W świetle definicji Crowleya odprawiony przez Ciebie rytuał spowodował pewne zmiany w fizycznym świecie, które doprowadziły do zmiany Twojej rutynowej trasy spacerowej. Mógł być to zapach, wiadomość telepatyczna od spotkanego znajomego albo Istota Wyższa podpowiadająca na ucho „skręć w lewo!". Opierając się na definicji Dion Fortune, możesz stwierdzić, że odprawiony rytuał spowodował zmiany w Twojej świadomości, które były źródłem informacji skłaniającej Cię do skrętu w lewo.Spis Treści:
Część I. Zakon Zewnętrzny
Lekcja Pierwsza: Początki; Sny i dziennik snów; Talie Tarota; Biała, szara i czarna magija; Wprowadzenie do Mniejszego Rytuału Odpędzenia Pentagramu (MROP).
Lekcja Druga: Przygotowanie do MROP wraz z rytualną kąpielą oczyszczającą; Kabalistyczny krzyż; Cztery Solarne Adoracje; Wprowadzenie do Drzewa Życia; Rytuał Środkowego Filaru.
Lekcja Trzecia: O żywiole ziemi; Trzy filary, trzy trójkąty, ścieżka strzały, ścieżka węża, cztery światy; Wykonanie pentaklu ziemi.
Lekcja Czwarta: Żywioł powietrza; Symbolika krzyża; Różdżka i sztylet; Joga; Rytuał Odpędzenia Heksagramu (ROH).
Lekcja Piąta: Tetragrammaton i Pentagrammaton; Rytuał Samoofiarowania; Większy Rytuał Inwokacji Pentagramu; Pięć Rytów.
Lekcja Szósta: Żywioł ognia; Magia i magija; Schemat ołtarza; Rytuał konsekracji sztyletu; Znaczenie konsekracji.
Część II. Zakon Wewnętrzny
Lekcja Siódma: Kabalistyczny system magiji mentalnej; Magija wysoka i niska; Żywioły magiczne i naturalne; Talizmany a amulety.
Lekcja Ósma: Planety a dni tygodnia; Tabela godzin planetarnych; Kompletny Rytuał Ładowania i Konsekracji Talizmanu.
Lekcja Dziewiąta: Inwokacja a channeling, Pieczęć Baela; Rytuał ewokacji; Pentakle z Większego Klucza Salomona.
Lekcja Dziesiąta: Seksualność; Techniki magiji seksualnj; Alchemia a magija seksualna; Magiczny eliksir; Energia księżycowa.
Lekcja Jedenasta: Era Ryb i Era Wodnika; Czyń swoją wolę; Astralna wersja MROP; Bilokalność; Rytuał ścieżek.
Lekcja Dwunasta: Znajdowanie linii czasu; Magija linii czasu; Chaos a magija chaosu; Magija a kody; Zmiana kodów za pomocą sigili.
W ostatnich latach wielu autorów podjęło temat teorii spiskowych, w tym także tajemnych stowarzyszeń, symboli i kodów, które za sprawą tradycji okultystycznej i ezoterycznej przejawiają się w historii niemal każdego narodu.
„Perła pod Krzyżem” to książka, która w przystępny sposób obala wiele mitów dotyczących tych zagadnień. Autor nie daje się ponieść zbiorowej fantazji, co charakteryzuje jego naukowe podejście do tematu.
Począwszy od domniemanego związku Jezusa z Marią Magdaleną, który zaowocował w przyszłości powstaniem największej w Europie linii dynastycznej, a skończywszy na wyprawach krzyżowych i zakonie templariuszy, autor przeprowadza czytelnika subtelnie przez kolejne zagadnienia, przedstawiając dowody naukowe na potwierdzenie lub obalenie danej teorii. Czytelnik poznaje źródła kultu św. Marii Magdaleny i dowiaduje się, gdzie i jak ten kult rozwijał się w Europie.
Autor wyjaśnia także tajemnicę słynnego znaleziska w Rennes-le-Chateau i rozwiewa tajemnice z nim związane. Przy okazji zaznajamia czytelnika z technikami szyfrowania, które odkryto w powiązaniu z Rennes-le-Chateau.
Książka „Perła pod Kryżem” przedstawia teorię, według której Ewangelia św. Jana została napisana za pomocą specyficznej metody. W swoich dziełach napomina o niej Plutarch – filozof i moralizator, a zarazem hierofant wtajemniczony w misteria starożytnego świata. Metoda ta opiera się na wprowadzeniu zamierzonego "bałaganu", nieuporządkowania w logicznym przebiegu treści danego pisma w taki sposób, aby osoby wtajemniczone i znające odpowiednie klucze potrafiły odnaleźć w nim przewodnią myśl. Plutarch wspomina o tej technice w odniesieniu do kultu Izydy, dlatego można przypuszczać, że wywodzi się ona ze starożytnego Egiptu.
W czasach średniowiecza tajemna tradycja chrześcijaństwa i związany z nią kult św. Marii Magdaleny wywarły przemożny wpływ na nurt tzw. romansów graalowych i poezji śpiewanej trubadurów, w tym na mit o papieżycy Joannie. Istnieją różne poszlaki, które świadczą, że jednym z wtajemniczonych był św. Bernard z Clairvaux, założyciel templariuszy.
W późniejszych wiekach gnoza chrześcijańska, zwana także tradycją Różo-Krzyża, będzie stanowić źródło inspiracji dla wielu czołowych poetów i pisarzy kultury europejskiej, wśród których znajdują się mistrzowie tej klasy, co Dante Alighieri czy też William Shakespeare, a na gruncie polskim – Juliusz Słowacki i Adam Mickiewicz. Wyraźny wpływ tego nurtu można odnaleźć także w twórczości największych florenckich artystów: fresk zatytułowany „Ostatnia Wieczerza”, który powstał spod pędzla Leonarda da Vinci, otwiera sekwencję trzech obrazów niosących wyraźne gnostyckie przesłanie.
Książka została wzbogacona posłowiem napisanym przez wybitnego religioznawcę, gnostyka i antropozofa, prof. Jerzego Prokopiuka.
Jon Gabriel nie tylko stracił ponad 100 kilogramów bez diet i operacji, ale – co niespotykane – nie ma na ciele żadnych śladów dawnej otyłości. Metoda Gabriela
Pamiętam wyraźnie chwilę, która na zawsze odmieniła moje życie. Było to w sierpniu 2001 roku. Ważyłem prawie 186 kilogramów. Przez poprzednie 12 lat przytyłem ponad 90.
Zjechałem właśnie z trasy numer 4 w New Jersey, na Para-mus/River Edge. Przy zjeździe z autostrady uderzyła mnie pewna myśl, zupełnie jak porażenie prądem: „Moje ciało chce być grube i dopóki ten stan trwa, nie mogę w żaden sposób stracić na wadze". Skręciłem w najbliższą przecznicę i po prostu siedziałem w samochodzie.
Przez następne 20 minut w mojej głowie panowała pustka.
Przez 12 lat, kiedy to przybyło mi 90 kilo, próbowałem wszystkiego, co tylko się dało, aby schudnąć. Wypróbowałem każdą dietę pod słońcem - od niskotłuszczowych po niskocu-krowe? I wszystkie po drodze. Byłem zarówno w Instytucie Nathana Prinkinsa w Kalifornii, jak i u samego śp. doktora Atkinsa w Nowym Jorku.
U doktora Atkinsa wydałem ponad 3000 dolarów, a ostatecznie był on w stanie jedynie nakrzyczeć na mnie za to, że jestem taki gruby. Kilka innych małych fortun wydałem na wszelkie dostępne terapie holistyczne i alternatywne. Bez względu na to, co robiłem, moje ciało nadal tyło.
Każda dieta czy program, za które się brałem, wyglądały tak samo: zaczynało się od konieczności liczenia - kalorii, tłuszczów, węglowodanów, soli, czegoś tam jeszcze - oraz listy zakazów. Przestrzegałem wskazówek co do joty. Zazwyczaj najpierw szybko chudłem, ale później spadek masy ciała spowalniał. Aż w końcu waga stawała w miejscu. W tym momencie trwałem przy diecie już nie po to, aby schudnąć, ale by utrzymać wagę.
Przez cały ten czas mój apetyt na produkty, których nie wolno mi było jeść, wzrastał. Zniechęcony i przygnębiony, zbyt zmęczony walką z wilczym apetytem, zaczynałem w końcu się objadać. Kilogramy stracone w ciągu miesiąca wracały w kilka dni. Parę tygodni później ważyłem od 4 do 6 kilo więcej niż w chwili rozpoczęcia diety.
W odpowiedzi na wszystko, co robiłem, by stracić na wadze, moje ciało walczyło ze mną zębami i pazurami - i zawsze wygrywało. Po całych latach bicia głową w mur i odchudzania się na siłę musiałem przyznać w końcu, że dopóki moje ciało chce być grube, sytuacja jest beznadziejna.
Z chwilą, kiedy to do mnie dotarło, rzuciłem odchudzanie raz na zawsze. Postanowiłem, że zamiast zmuszać się do utraty wagi wbrew mojej woli, postaram się zrozumieć, dlaczego moje ciało w ogóle chce być grube.
Na poszukiwanie odpowiedzi ruszyłem, zagłębiając się godzinami w studiowanie wszelkich dostępnych materiałów z dziedziny biochemii, żywienia, neurobiologii i psychologii. W latach 80. uczyłem się w Szkole Biznesu Wartona przy Uniwersytecie Pensylwanii, gdzie bardzo zainteresowałem się biochemią i skończyłem szereg kursów z biologii. Przez rok u doktora Jose Rabinowitza w Szpitalu Weteranów w Filadel-
fii prowadziłem też badania nad syntezą cholesterolu. Wszystko to dało mi solidne podstawy do zrozumienia współczesnych badań nad otyłością.
Przekopywałem się przez 20 do 30 raportów badawczych dziennie, a po przeczytaniu kilkuset, jeśli nie kilku tysięcy z nich, stałem się już specjalistą w dziedzinie najnowszych badań nad chemią otyłości i odchudzania. Zająłem się także medytacją, hipnozą, programowaniem neurolingwistycznym, psycholingwistyką, terapią pola myśli, tai-chi, chi kung oraz badaniami nad świadomością. Wziąłem się nawet za fizykę kwantową. Byłem pewien, że odpowiedzi leżą gdzieś pomiędzy umysłem i ciałem.
Najintensywniej badałem jednak własne ciało. Przestałem postrzegać je jako wroga, który po prostu nie chce mnie słuchać; zrozumiałem, że to nie ono jest moim problemem, ale nieumiejętność posługiwania się nim. Od tamtego momentu zacząłem dokładnie go słuchać. Przestałem przestawiać je z kąta w kąt i zmuszać do postępowania wbrew jego woli. Zamiast tego stałem się jego uczniem.
A ponieważ byłem spragniony wiedzy, okazało się ono bardzo skutecznym nauczycielem. Nauczyło mnie, dlaczego chce być grube i co mam robić, aby zapragnęło być szczupłe.
Kiedy tylko zrozumiałem, że moje ciało ma powody, aby chcieć być grube, odrzuciłem diety. Po co być na diecie, skoro to nie rozwiąże problemu? Później odkryłem, że stosowanie diet nie tylko nie działa, ale jeszcze skłania ciało, które chce być grube do tego, że zechce być jeszcze grubsze.
Odpuszczenie sobie diet było najwspanialszą i najbardziej wyzwalającą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem.
Nienawidziłem tego.
Nienawidziłem swojej obsesji jedzenia i traktowania każdej oznaki głodu jako bitwy, którą trzeba stoczyć. Nienawidziłem oceniania kolejnych dni pod kątem tego, czy byłem grzeczny: „O, to był dobry dzień!". Albo w kiepski dzień: „Okej, dzisiaj było źle, więc co mi tam. Chodźmy do sklepu wykupić wszystkie ciasta, ciastka, ciasteczka i wszystkie rodzaje lodów. Nie, czekolady nie! Ma za dużo kalorii. O, to jest beztłuszczowe -słoneczny waniliowy sorbet mleczny z bananami. A przy okazji można by też spróbować passiflory i brzoskwini. Aaa, co tam! Jak już to wszystko kupujemy, to może jeszcze lody o smaku ciastek czekoladowych z podwójną polewą, prawdziwe lody. Ale nie tylko te jedne, dzisiaj i tak już jest z głowy. A skoro już pozwoliłeś sobie na tyle, to spróbujmy jeszcze tego, na co od dawna też miałeś ochotę".
Dieta, a potem odpuszczanie sobie stało się moim stylem życia, ale po olśnieniu, jakiego doznałem, skończyłem z tym. Dałem sobie spokój i nie było już dobrych i złych dni; przestałem traktować każdy atak głodu jak bitwę. Jeśli zgłodniałem, jadłem, a jeśli nie byłem głodny - nie jadłem. Jeśli chciałem coś tam z podwójną polewą, to brałem sobie. Kęs, dwa, dziesięć albo wszystko, co było. Ponieważ przestałem liczyć kalorie, nie zależało mi; zdałem sobie sprawę, że mnóstwo ludzi nie oblicza tego, co jedzą. Nie przywiązują wagi do tego, co jedzą, a nigdy nie tyją. Nazywam tych ludzi „szczupłymi z natury".
Naturalnie szczupli nie trwają w patologicznych relacjach z jedzeniem. Nie mają dobrych ani złych dni. Nie mają zakazanych potraw. Jedzą, co chcą i kiedy chcą. Nie zadręczają się rozmyślaniem, co jest dla nich najlepsze. Po prostu nie zależy im. Jedzą, kiedy są głodni - koniec, kropka.
Zacząłem więc tak żyć. Zacząłem żyć tak jak osoba szczupła z natury, jedząc to, co chciałem, kiedy tylko chciałem; z jedną tylko różnicą - pilnowałem, aby jeść także takie potrawy, które zawierają składniki odżywcze potrzebne mojemu ciału, w formie strawnej i przyswajalnej.
Na początku miałem największą ochotę na te same pokarmy co wcześniej. Nadal pochłaniałem mnóstwo bezwartościowych rzeczy, co wynikało z faktu, że wcześniej tak długo ich sobie odmawiałem. Stopniowo zaczęło się to zmieniać, miałem ochotę na coraz mniejsze ilości - a także na znacznie zdrowsze potrawy Teraz jeżeli moje ciało czuje głód, to nie bez przyczyny. Szanuję to i nie oceniam. Po prostu słucham i staram się dostosować, jak tylko potrafię. Moje ciało upomina się o świeże owoce i urozmaicone kolorowe sałatki. Jedzenie, które kiedyś postrzegałem jako przymus i karę, teraz smakuje mi lepiej niż wszystko, co jadłem przez 15 lat obżarstwa i życia ponad stan w Nowym Jorku.
Całkowicie zmienił mi się smak. Większość z tego, na co dawniej miałem ochotę, nie było nawet prawdziwym pokarmem. Składało się tylko z cukru i syntetycznych aromatów. Pakowałem w swoje ciało puste kalorie i niewiele więcej. Tak naprawdę jednym z powodów nieustającego głodu był więc brak składników odżywczych.
Głodziłem swoje ciało. Nie mogło wykorzystać jedzenia, które przyjmowałem, więc było ono nieustannie niedożywione. I to niezależnie od tego, jak dużo zjadłem, bo w pokarmach, które dostawało, nie było składników odżywczych. Wyobraźcie sobie karmienie niemowlęcia samą oranżadą. Takie porównanie przychodzi mi do głowy na wspomnienie tamtego okresu mojego życia.
Niemowlę potrzebowało mleka matki, a ja dawałem mu coca-colę. Jaki więc miało wybór? Mogło jedynie ciągle płakać. Musiało coś robić. Musiało prosić o więcej tego, co mogłem mu dać, nie miało wyboru. Mimo że ważyłem 180 kilo, a dni, kiedy przyjmowałem ponad 5000 kalorii, zdarzały się często, pod względem odżywczym głodowałem.
Moje ciało trwało w stanie ciągłego niedożywienia mimo niewyczerpanych zasobów bezwartościowego pożywienia oraz zgromadzenia zapasu tłuszczu, który wystarczyłby na następne trzy życia.
Głodowało zresztą nie tylko moje ciało. Przymierałem głodem w każdym innym aspekcie. Głodowałem mentalnie, emocjonalnie i duchowo. Nie słuchałem głosu serca. Żyłem według pewnego przyjętego wzoru. Serce wskazywało mi zupełnie inny kierunek, a ja nie słuchałem. Wciąż broniłem się przed zmianami, do jakich mnie wzywało. W rezultacie z głodu umierała moja dusza - z głodu doświadczeń, których w tym życiu pragnęła.
Spędzałem czas, pracując w zamknięciu w Nowym Jorku, podczas gdy pragnąłem przebywać wśród czystej, dziewiczej przyrody. Tkwiłem w biurze na etacie 5 dni w tygodniu, przez ogromną większość dnia w świetle jarzeniówek, w zapachu wykładzin, w dźwięku tych samych dzwonków, pikania i sloganów reklamowych, które słyszałem codziennie przez 15 lat. Brakowało mi nie tylko witamin - brakowało mi życia. W głębi serca pragnąłem być gdzie indziej. Co jednak mogłem zrobić? Jako sprzedawca obligacji zarabiałem dwa lub nawet trzy razy więcej niż ktokolwiek inny, kim mógłbym zostać. A pieniędzy potrzebowałem na spłatę trzech kredytów pod hipotekę, dwóch samochodów w leasingu i trzynastu kart kredytowych, wykorzystanych prawie zupełnie. Byłem uwięziony w biurze, przykuty do zobowiązań tym, co w branży nazywaliśmy „złotymi kajdankami". Moje życie stało się więzieniem i nic nie zapowiadało wyjścia na wolność.
Kiedy zacząłem słuchać uważnie swojego ciała, w końcu usłyszałem także własne serce. Po raz pierwszy. Usłyszałem, jak mówi mi, że się duszę. Nie miałem jednak żadnego planu, więc mogłem jedynie słuchać go i marzyć.
Choć nie czułem w sobie odwagi ani siły, by zrobić coś ze swoim życiem, miało ono jednak diametralnie się zmienić.
W miesiąc po moim olśnieniu planowałem podróż do San Francisco na spotkanie biznesowe, które mogło się okazać jednym z najważniejszych w moim życiu. Chodziło o rozmowy z dużą firmą brokerską w sprawie zakupu przez nią spółki, którą zbudowałem. Był to dzień, który na zawsze mógł odmienić moje życie, a spotkanie miało moc spełnienia moich wszystkich marzeń.
Za każdym razem, kiedy leciałem do San Francisco, wybierałem bezpośredni lot z lotniska Newark. Tym razem mój partner postanowił jednak zaoszczędzić 150 dolarów i zarezerwował mi bilet na tańszy, lecz znacznie mniej dogodny lot, opuszczający nowojorskie lotnisko La Guardia po południu. Nie byłem specjalnie zachwycony perspektywą przebijania się 2 godziny przez korki, by dostać się do La Guardia, wydania 300 dolarów na parking oraz dwugodzinnego postoju w Cincinnati po to, by zaoszczędzić 150 dolarów. W innej sytuacji pewnie znalazłbym jakieś inne wyjście, ale coś mi podpowiadało, żebym sobie po prostu odpuścił. Tak też zrobiłem.
Koniec końców nigdzie nie poleciałem, bo lotnisko zamknięto. Był 11 września 2001. Nigdy nie dotarłem do San Francisco na to spotkanie służbowe, choć lot, którym pierwotnie chciałem polecieć, zdążył opuścić lotnisko. Był to Lot 93 United Airlines, który znajdował się już w powietrzu, kiedy pierwszy samolot uderzył w World Trade Center. Jego pasażerowie zdążyli o tym usłyszeć. Zdążyli zadzwonić z komórek do mężów i żon, powiedzieć im, jak wiele dla nich znaczą i że bardzo ich kochają, a później przejąć kontrolę nad sytuacją i zmusić porywaczy do rozbicia samolotu na polu w Pensylwanii. Nikt z nich nie przeżył.
Gdybym poleciał Lotem 93, pozostawiłbym za sobą moje 180-kilogramowe ciało po życiu spędzonym w biurze, pozbawione sił życiowych i więdnące w świetle jarzeniówek, zmuszone do słuchania ciągle tych samych dzwonków, pikania i sloganów reklamowych.
Taki byłby mój los, gdyby Boża Opatrzność nie dała mi drugiej szansy. Dwa tygodnie później przybyłem do biura, gotowy rozpocząć nowy dzień, z zamiarem wzięcia się z życiem za bary i maksymalnego wykorzystania wszystkiego, co ze sobą niesie. I dowiedziałem się, że moja firma upadła.
Firma brokerska, która zajmowała się naszą księgowością, splajtowała jako jedna z tych, które dotknął spadek giełdowy po 11 września. Z dnia na dzień stracili 80 milionów dolarów, przez co zostały zamrożone wszystkie aktywa nasze i naszych klientów. Przez trzy tygodnie nikt z klientów nie mógł wypłacić swoich pieniędzy z konta ani dokonywać transakcji. Pieniądze wycofali od razu, kiedy pojawiła się taka możliwość. I tak padł mój interes.
W okamgnieniu zniknęło wszystko: firma, którą tworzyłem z takim wysiłkiem, moje poświęcenia, zmagania i wyzwania, które podejmowałem. Ogłupiały usiadłem przy biurku. Nie miałem pojęcia, co robić, więc gapiłem się na monitor komputera. W końcu coś do mnie dotarło.
Znowu uratowano mi życie.
Nagle poczułem przemożne pragnienie spełnienia swoich marzeń, zrobiłem więc to, co podpowiadał mi głos z głębi serca. Kupiłem dwa bilety w jedną stronę do Australii Zachodniej, dla mojej żony i dla siebie. Marzyliśmy o tym od dawna i w końcu byłem gotów to marzenie spełnić, uzbrojony jedynie w wiarę i chęć słuchania głosu serca.
Tego wieczoru przyniosłem do domu dwie wiadomości dla żony. Jedną było to, że nie mam pracy, a drugą, że przenosimy się w najbliższym półroczu do Australii. Dwa tygodnie później to ona miała wieści dla mnie - spodziewaliśmy się naszego pierwszego dziecka.
Po upływie pół roku siedzieliśmy już w samolocie do Australii. Nie mieliśmy pojęcia, co będziemy robić przez resztę życia, i nie obchodziło nas to. Wierzyłem, że coś mnie prowadzi i idę właściwą drogą, póki słucham swego serca. Po dziś dzień słucham głosu serca i podążam właśnie za nim.
Transformacja ciała była dla mnie w bardzo dużym stopniu także transformacją całego mojego życia. Pojawiły się jednak także inne problemy, którymi musiałem się zająć. Żyłem w ogromnym stresie, a jak wyjaśnię później, niektóre rodzaje stresu potrafią zwabić ciało w pułapkę pragnienia bycia grubym, aktywując coś, co nazywam mechanizmami FAT. Cierpiałem na „otyłość na tle emocjonalnym", która występuje, kiedy dana osoba czuje się bezpieczniej, będąc grubą. Musiałem uporać się z wieloma problemami.
Poniżej omawiam wiele powodów, dla których nasze ciała mogą pragnąć tycia. Większość czytelników będzie musiała skupić się na 1-2 z nich. Trzeba po prostu je zrozumieć, a następnie nauczyć się sposobów ich eliminowania. Cały proces może okazać się bardzo prosty, a po lekturze tej książki będziesz dokładnie wiedzieć, co należy robić.
Na razie musisz jedynie zrozumieć, że jeśli masz ponad 5 kilogramów nadwagi, których w żaden sposób nie możesz się pozbyć, to znaczy, że twoje ciało ma swój powód, by utrzymywać tę dodatkową masę. Chce być grube i dopóki ten stan trwa, nie ma sensu z nim walczyć.
To twoje ciało rozdaje karty. Ono kontroluje apetyt. Jeżeli chce, może sprawić, że będziesz czuć niepohamowany głód niewłaściwych pokarmów w przesadnych ilościach. Ono kontroluje twój metabolizm, więc nawet jeśli uważasz, że potrafisz ograniczać ilość przyjmowanego jedzenia, to pamiętaj, że ono steruje spalaniem energii i gromadzeniem zapasów.[...]Pamiętam wyraźnie chwilę, która na zawsze odmieniła moje życie. Było to w sierpniu 2001 roku. Ważyłem prawie 186 kilogramów. Przez poprzednie 12 lat przytyłem ponad 90.
Zjechałem właśnie z trasy numer 4 w New Jersey, na Para-mus/River Edge. Przy zjeździe z autostrady uderzyła mnie pewna myśl, zupełnie jak porażenie prądem: „Moje ciało chce być grube i dopóki ten stan trwa, nie mogę w żaden sposób stracić na wadze". Skręciłem w najbliższą przecznicę i po prostu siedziałem w samochodzie.
Przez następne 20 minut w mojej głowie panowała pustka.
Przez 12 lat, kiedy to przybyło mi 90 kilo, próbowałem wszystkiego, co tylko się dało, aby schudnąć. Wypróbowałem każdą dietę pod słońcem - od niskotłuszczowych po niskocu-krowe? I wszystkie po drodze. Byłem zarówno w Instytucie Nathana Prinkinsa w Kalifornii, jak i u samego śp. doktora Atkinsa w Nowym Jorku.
U doktora Atkinsa wydałem ponad 3000 dolarów, a ostatecznie był on w stanie jedynie nakrzyczeć na mnie za to, że jestem taki gruby. Kilka innych małych fortun wydałem na wszelkie dostępne terapie holistyczne i alternatywne. Bez względu na to, co robiłem, moje ciało nadal tyło.
Każda dieta czy program, za które się brałem, wyglądały tak samo: zaczynało się od konieczności liczenia - kalorii, tłuszczów, węglowodanów, soli, czegoś tam jeszcze - oraz listy zakazów. Przestrzegałem wskazówek co do joty. Zazwyczaj najpierw szybko chudłem, ale później spadek masy ciała spowalniał. Aż w końcu waga stawała w miejscu. W tym momencie trwałem przy diecie już nie po to, aby schudnąć, ale by utrzymać wagę.
Przez cały ten czas mój apetyt na produkty, których nie wolno mi było jeść, wzrastał. Zniechęcony i przygnębiony, zbyt zmęczony walką z wilczym apetytem, zaczynałem w końcu się objadać. Kilogramy stracone w ciągu miesiąca wracały w kilka dni. Parę tygodni później ważyłem od 4 do 6 kilo więcej niż w chwili rozpoczęcia diety.
W odpowiedzi na wszystko, co robiłem, by stracić na wadze, moje ciało walczyło ze mną zębami i pazurami - i zawsze wygrywało. Po całych latach bicia głową w mur i odchudzania się na siłę musiałem przyznać w końcu, że dopóki moje ciało chce być grube, sytuacja jest beznadziejna.
Z chwilą, kiedy to do mnie dotarło, rzuciłem odchudzanie raz na zawsze. Postanowiłem, że zamiast zmuszać się do utraty wagi wbrew mojej woli, postaram się zrozumieć, dlaczego moje ciało w ogóle chce być grube.
Na poszukiwanie odpowiedzi ruszyłem, zagłębiając się godzinami w studiowanie wszelkich dostępnych materiałów z dziedziny biochemii, żywienia, neurobiologii i psychologii. W latach 80. uczyłem się w Szkole Biznesu Wartona przy Uniwersytecie Pensylwanii, gdzie bardzo zainteresowałem się biochemią i skończyłem szereg kursów z biologii. Przez rok u doktora Jose Rabinowitza w Szpitalu Weteranów w Filadel-
fii prowadziłem też badania nad syntezą cholesterolu. Wszystko to dało mi solidne podstawy do zrozumienia współczesnych badań nad otyłością.
Przekopywałem się przez 20 do 30 raportów badawczych dziennie, a po przeczytaniu kilkuset, jeśli nie kilku tysięcy z nich, stałem się już specjalistą w dziedzinie najnowszych badań nad chemią otyłości i odchudzania. Zająłem się także medytacją, hipnozą, programowaniem neurolingwistycznym, psycholingwistyką, terapią pola myśli, tai-chi, chi kung oraz badaniami nad świadomością. Wziąłem się nawet za fizykę kwantową. Byłem pewien, że odpowiedzi leżą gdzieś pomiędzy umysłem i ciałem.
Najintensywniej badałem jednak własne ciało. Przestałem postrzegać je jako wroga, który po prostu nie chce mnie słuchać; zrozumiałem, że to nie ono jest moim problemem, ale nieumiejętność posługiwania się nim. Od tamtego momentu zacząłem dokładnie go słuchać. Przestałem przestawiać je z kąta w kąt i zmuszać do postępowania wbrew jego woli. Zamiast tego stałem się jego uczniem.
A ponieważ byłem spragniony wiedzy, okazało się ono bardzo skutecznym nauczycielem. Nauczyło mnie, dlaczego chce być grube i co mam robić, aby zapragnęło być szczupłe.
Kiedy tylko zrozumiałem, że moje ciało ma powody, aby chcieć być grube, odrzuciłem diety. Po co być na diecie, skoro to nie rozwiąże problemu? Później odkryłem, że stosowanie diet nie tylko nie działa, ale jeszcze skłania ciało, które chce być grube do tego, że zechce być jeszcze grubsze.
Odpuszczenie sobie diet było najwspanialszą i najbardziej wyzwalającą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem.
Nienawidziłem tego.
Nienawidziłem swojej obsesji jedzenia i traktowania każdej oznaki głodu jako bitwy, którą trzeba stoczyć. Nienawidziłem oceniania kolejnych dni pod kątem tego, czy byłem grzeczny: „O, to był dobry dzień!". Albo w kiepski dzień: „Okej, dzisiaj było źle, więc co mi tam. Chodźmy do sklepu wykupić wszystkie ciasta, ciastka, ciasteczka i wszystkie rodzaje lodów. Nie, czekolady nie! Ma za dużo kalorii. O, to jest beztłuszczowe -słoneczny waniliowy sorbet mleczny z bananami. A przy okazji można by też spróbować passiflory i brzoskwini. Aaa, co tam! Jak już to wszystko kupujemy, to może jeszcze lody o smaku ciastek czekoladowych z podwójną polewą, prawdziwe lody. Ale nie tylko te jedne, dzisiaj i tak już jest z głowy. A skoro już pozwoliłeś sobie na tyle, to spróbujmy jeszcze tego, na co od dawna też miałeś ochotę".
Dieta, a potem odpuszczanie sobie stało się moim stylem życia, ale po olśnieniu, jakiego doznałem, skończyłem z tym. Dałem sobie spokój i nie było już dobrych i złych dni; przestałem traktować każdy atak głodu jak bitwę. Jeśli zgłodniałem, jadłem, a jeśli nie byłem głodny - nie jadłem. Jeśli chciałem coś tam z podwójną polewą, to brałem sobie. Kęs, dwa, dziesięć albo wszystko, co było. Ponieważ przestałem liczyć kalorie, nie zależało mi; zdałem sobie sprawę, że mnóstwo ludzi nie oblicza tego, co jedzą. Nie przywiązują wagi do tego, co jedzą, a nigdy nie tyją. Nazywam tych ludzi „szczupłymi z natury".
Naturalnie szczupli nie trwają w patologicznych relacjach z jedzeniem. Nie mają dobrych ani złych dni. Nie mają zakazanych potraw. Jedzą, co chcą i kiedy chcą. Nie zadręczają się rozmyślaniem, co jest dla nich najlepsze. Po prostu nie zależy im. Jedzą, kiedy są głodni - koniec, kropka.
Zacząłem więc tak żyć. Zacząłem żyć tak jak osoba szczupła z natury, jedząc to, co chciałem, kiedy tylko chciałem; z jedną tylko różnicą - pilnowałem, aby jeść także takie potrawy, które zawierają składniki odżywcze potrzebne mojemu ciału, w formie strawnej i przyswajalnej.
Na początku miałem największą ochotę na te same pokarmy co wcześniej. Nadal pochłaniałem mnóstwo bezwartościowych rzeczy, co wynikało z faktu, że wcześniej tak długo ich sobie odmawiałem. Stopniowo zaczęło się to zmieniać, miałem ochotę na coraz mniejsze ilości - a także na znacznie zdrowsze potrawy Teraz jeżeli moje ciało czuje głód, to nie bez przyczyny. Szanuję to i nie oceniam. Po prostu słucham i staram się dostosować, jak tylko potrafię. Moje ciało upomina się o świeże owoce i urozmaicone kolorowe sałatki. Jedzenie, które kiedyś postrzegałem jako przymus i karę, teraz smakuje mi lepiej niż wszystko, co jadłem przez 15 lat obżarstwa i życia ponad stan w Nowym Jorku.
Całkowicie zmienił mi się smak. Większość z tego, na co dawniej miałem ochotę, nie było nawet prawdziwym pokarmem. Składało się tylko z cukru i syntetycznych aromatów. Pakowałem w swoje ciało puste kalorie i niewiele więcej. Tak naprawdę jednym z powodów nieustającego głodu był więc brak składników odżywczych.
Głodziłem swoje ciało. Nie mogło wykorzystać jedzenia, które przyjmowałem, więc było ono nieustannie niedożywione. I to niezależnie od tego, jak dużo zjadłem, bo w pokarmach, które dostawało, nie było składników odżywczych. Wyobraźcie sobie karmienie niemowlęcia samą oranżadą. Takie porównanie przychodzi mi do głowy na wspomnienie tamtego okresu mojego życia.
Niemowlę potrzebowało mleka matki, a ja dawałem mu coca-colę. Jaki więc miało wybór? Mogło jedynie ciągle płakać. Musiało coś robić. Musiało prosić o więcej tego, co mogłem mu dać, nie miało wyboru. Mimo że ważyłem 180 kilo, a dni, kiedy przyjmowałem ponad 5000 kalorii, zdarzały się często, pod względem odżywczym głodowałem.
Moje ciało trwało w stanie ciągłego niedożywienia mimo niewyczerpanych zasobów bezwartościowego pożywienia oraz zgromadzenia zapasu tłuszczu, który wystarczyłby na następne trzy życia.
Głodowało zresztą nie tylko moje ciało. Przymierałem głodem w każdym innym aspekcie. Głodowałem mentalnie, emocjonalnie i duchowo. Nie słuchałem głosu serca. Żyłem według pewnego przyjętego wzoru. Serce wskazywało mi zupełnie inny kierunek, a ja nie słuchałem. Wciąż broniłem się przed zmianami, do jakich mnie wzywało. W rezultacie z głodu umierała moja dusza - z głodu doświadczeń, których w tym życiu pragnęła.
Spędzałem czas, pracując w zamknięciu w Nowym Jorku, podczas gdy pragnąłem przebywać wśród czystej, dziewiczej przyrody. Tkwiłem w biurze na etacie 5 dni w tygodniu, przez ogromną większość dnia w świetle jarzeniówek, w zapachu wykładzin, w dźwięku tych samych dzwonków, pikania i sloganów reklamowych, które słyszałem codziennie przez 15 lat. Brakowało mi nie tylko witamin - brakowało mi życia. W głębi serca pragnąłem być gdzie indziej. Co jednak mogłem zrobić? Jako sprzedawca obligacji zarabiałem dwa lub nawet trzy razy więcej niż ktokolwiek inny, kim mógłbym zostać. A pieniędzy potrzebowałem na spłatę trzech kredytów pod hipotekę, dwóch samochodów w leasingu i trzynastu kart kredytowych, wykorzystanych prawie zupełnie. Byłem uwięziony w biurze, przykuty do zobowiązań tym, co w branży nazywaliśmy „złotymi kajdankami". Moje życie stało się więzieniem i nic nie zapowiadało wyjścia na wolność.
Kiedy zacząłem słuchać uważnie swojego ciała, w końcu usłyszałem także własne serce. Po raz pierwszy. Usłyszałem, jak mówi mi, że się duszę. Nie miałem jednak żadnego planu, więc mogłem jedynie słuchać go i marzyć.
Choć nie czułem w sobie odwagi ani siły, by zrobić coś ze swoim życiem, miało ono jednak diametralnie się zmienić.
W miesiąc po moim olśnieniu planowałem podróż do San Francisco na spotkanie biznesowe, które mogło się okazać jednym z najważniejszych w moim życiu. Chodziło o rozmowy z dużą firmą brokerską w sprawie zakupu przez nią spółki, którą zbudowałem. Był to dzień, który na zawsze mógł odmienić moje życie, a spotkanie miało moc spełnienia moich wszystkich marzeń.
Za każdym razem, kiedy leciałem do San Francisco, wybierałem bezpośredni lot z lotniska Newark. Tym razem mój partner postanowił jednak zaoszczędzić 150 dolarów i zarezerwował mi bilet na tańszy, lecz znacznie mniej dogodny lot, opuszczający nowojorskie lotnisko La Guardia po południu. Nie byłem specjalnie zachwycony perspektywą przebijania się 2 godziny przez korki, by dostać się do La Guardia, wydania 300 dolarów na parking oraz dwugodzinnego postoju w Cincinnati po to, by zaoszczędzić 150 dolarów. W innej sytuacji pewnie znalazłbym jakieś inne wyjście, ale coś mi podpowiadało, żebym sobie po prostu odpuścił. Tak też zrobiłem.
Koniec końców nigdzie nie poleciałem, bo lotnisko zamknięto. Był 11 września 2001. Nigdy nie dotarłem do San Francisco na to spotkanie służbowe, choć lot, którym pierwotnie chciałem polecieć, zdążył opuścić lotnisko. Był to Lot 93 United Airlines, który znajdował się już w powietrzu, kiedy pierwszy samolot uderzył w World Trade Center. Jego pasażerowie zdążyli o tym usłyszeć. Zdążyli zadzwonić z komórek do mężów i żon, powiedzieć im, jak wiele dla nich znaczą i że bardzo ich kochają, a później przejąć kontrolę nad sytuacją i zmusić porywaczy do rozbicia samolotu na polu w Pensylwanii. Nikt z nich nie przeżył.
Gdybym poleciał Lotem 93, pozostawiłbym za sobą moje 180-kilogramowe ciało po życiu spędzonym w biurze, pozbawione sił życiowych i więdnące w świetle jarzeniówek, zmuszone do słuchania ciągle tych samych dzwonków, pikania i sloganów reklamowych.
Taki byłby mój los, gdyby Boża Opatrzność nie dała mi drugiej szansy. Dwa tygodnie później przybyłem do biura, gotowy rozpocząć nowy dzień, z zamiarem wzięcia się z życiem za bary i maksymalnego wykorzystania wszystkiego, co ze sobą niesie. I dowiedziałem się, że moja firma upadła.
Firma brokerska, która zajmowała się naszą księgowością, splajtowała jako jedna z tych, które dotknął spadek giełdowy po 11 września. Z dnia na dzień stracili 80 milionów dolarów, przez co zostały zamrożone wszystkie aktywa nasze i naszych klientów. Przez trzy tygodnie nikt z klientów nie mógł wypłacić swoich pieniędzy z konta ani dokonywać transakcji. Pieniądze wycofali od razu, kiedy pojawiła się taka możliwość. I tak padł mój interes.
W okamgnieniu zniknęło wszystko: firma, którą tworzyłem z takim wysiłkiem, moje poświęcenia, zmagania i wyzwania, które podejmowałem. Ogłupiały usiadłem przy biurku. Nie miałem pojęcia, co robić, więc gapiłem się na monitor komputera. W końcu coś do mnie dotarło.
Znowu uratowano mi życie.
Nagle poczułem przemożne pragnienie spełnienia swoich marzeń, zrobiłem więc to, co podpowiadał mi głos z głębi serca. Kupiłem dwa bilety w jedną stronę do Australii Zachodniej, dla mojej żony i dla siebie. Marzyliśmy o tym od dawna i w końcu byłem gotów to marzenie spełnić, uzbrojony jedynie w wiarę i chęć słuchania głosu serca.
Tego wieczoru przyniosłem do domu dwie wiadomości dla żony. Jedną było to, że nie mam pracy, a drugą, że przenosimy się w najbliższym półroczu do Australii. Dwa tygodnie później to ona miała wieści dla mnie - spodziewaliśmy się naszego pierwszego dziecka.
Po upływie pół roku siedzieliśmy już w samolocie do Australii. Nie mieliśmy pojęcia, co będziemy robić przez resztę życia, i nie obchodziło nas to. Wierzyłem, że coś mnie prowadzi i idę właściwą drogą, póki słucham swego serca. Po dziś dzień słucham głosu serca i podążam właśnie za nim.
Transformacja ciała była dla mnie w bardzo dużym stopniu także transformacją całego mojego życia. Pojawiły się jednak także inne problemy, którymi musiałem się zająć. Żyłem w ogromnym stresie, a jak wyjaśnię później, niektóre rodzaje stresu potrafią zwabić ciało w pułapkę pragnienia bycia grubym, aktywując coś, co nazywam mechanizmami FAT. Cierpiałem na „otyłość na tle emocjonalnym", która występuje, kiedy dana osoba czuje się bezpieczniej, będąc grubą. Musiałem uporać się z wieloma problemami.
Poniżej omawiam wiele powodów, dla których nasze ciała mogą pragnąć tycia. Większość czytelników będzie musiała skupić się na 1-2 z nich. Trzeba po prostu je zrozumieć, a następnie nauczyć się sposobów ich eliminowania. Cały proces może okazać się bardzo prosty, a po lekturze tej książki będziesz dokładnie wiedzieć, co należy robić.
Na razie musisz jedynie zrozumieć, że jeśli masz ponad 5 kilogramów nadwagi, których w żaden sposób nie możesz się pozbyć, to znaczy, że twoje ciało ma swój powód, by utrzymywać tę dodatkową masę. Chce być grube i dopóki ten stan trwa, nie ma sensu z nim walczyć.
To twoje ciało rozdaje karty. Ono kontroluje apetyt. Jeżeli chce, może sprawić, że będziesz czuć niepohamowany głód niewłaściwych pokarmów w przesadnych ilościach. Ono kontroluje twój metabolizm, więc nawet jeśli uważasz, że potrafisz ograniczać ilość przyjmowanego jedzenia, to pamiętaj, że ono steruje spalaniem energii i gromadzeniem zapasów.[...]
Fragment wprowadzenia do książki
Spis Treści:
Część l ZASADY
ROZDZIAŁ i. Mechanizmy FAT - prawdziwa przyczyna tycia
ROZDZIAŁ 2. Prawo Jessiego
Część IISTRES PSYCHICZNY POWODUJĄCY DZIAŁANIE MECHANIZMóW FAT
ROZDZIAŁ 3. Mentalne przyczyny otyłości
ROZDZIAŁ 4. Otyłość na de emocjonalnym
ROZDZIAŁ 5. Eliminowanie niefizycznych przyczyn otyłości w trybie SMART
ROZDZIAŁ 6. Wykorzystanie pozytywnych emocji do wyłączenia mechanizmów FAT
ROZDZIAŁ 7. Tworzenie wymarzonego ciała
ROZDZIAŁ 8. Proste zastosowania zasad z części II
Część III Stres fizyczny uruchamiający mechanizm FAT
ROZDZIAŁ 9. Dlaczego diety są nieskuteczne?
ROZDZIAŁ 10. Podstawy
ROZDZIAŁ 11. Życiodajność - niezbędny niekaloryczny składnik diety
ROZDZIAŁ 12. Jedzenie się nie liczy, jeśli nie wchłaniają go twoje komórki
ROZDZIAŁ 13. Inne formy niedożywienia
ROZDZIAŁ 14. Tłuszcz a toksyny
ROZDZIAŁ 15. Proste zastosowania zasad z części III
Część IV DOBROCZYNNE SIŁY, DZIĘKI KTóRYM CIAŁO CHCE CHUDNĄĆ
ROZDZIAŁ 16. Dobroczynny stres
ROZDZIAŁ 17. Im się udało - metoda Gabriela w praktyce
Część V SPEŁNIANIE MARZEŃ
ROZDZIAŁ 18. Tworzenie idealnego ciała
ROZDZIAŁ 19. Jak szybko schudnę?
DODATEK Chemia mechanizmów FAT
Odkryj duchowy sens swego życia! Czy wiesz, kim są odważne dusze? Czy myślisz, że mógłbyś być jedną z nich? Opowiadane tu historie na zawsze zmienią to, co myślałeś o znaczeniu doświadczeń, które Cię spotykają. Spojrzysz na wszystko z drugiej strony lustra i przejrzysz się w nim tak, jak zrobili to bohaterowie książki. Niekiedy prawda może być smutna, ale jest wyzwalająca. Odważne dusze to ludzie, którzy odkryli sens tego, co ich spotkało. Przyjęli to, co dobre i zaakceptowali to, co mogło być trudne i bolesne. Rozpocznij duchową podróż i poznaj odpowiedzi na pytania, które zadajesz od dawna: ?Dlaczego tak się stało??; ?Dlaczego ja??; ?Czym sobie na to zasłużyłem??. Prawda będzie zaskakująca. Ty sam jesteś autorem tego, co Cię spotkało. Życie to część planu, który powzięła Twoja dusza na długo przed narodzinami, aby wypełnić Twoje istnienie miłością i zrozumieniem. Niech ta uzdrawiająca wiedza pomoże oczyścić Twój umysł i duszę.
To książka zarówno dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z wahadełkiem, jak również dla tych, które mają doświadczenie w tej materii, lecz chciałyby pogłębić swoją wiedzę.Wahadełko to niewielkie, ale bardzo skuteczne narzędzie, które można mieć zawsze przy sobie i w każdej chwili z niego korzystać. Czy wiesz jednak, jak zacząć pracę z wahadełkiem? Jak wybrać wahadełko dla siebie i jak ćwiczyć, aby odczytywać poprawnie rady wahadełka? W tym prostym poradniku Richard Webster zdradza wszystkie tajniki „obsługi” wahadełka od podstaw i radzi, jak posługiwać się wahadełkiem w celach magicznych, do pracy nad sobą oraz swoim rozwojem psychicznym.
Poznaj te wskazówki, aby korzystać z magicznej mocy wahadełka i nauczyć się jak:
– porozumiewać się z podświadomością,
– odnaleźć zgubione przedmioty,
– wybrać potencjalnego partnera,
– pomóc sobie w problemach zdrowotnych.
To książka zarówno dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z wahadełkiem, jak również dla tych, które mają doświadczenie w tej materii, lecz chciałyby pogłębić swoją wiedzę.
Czy wiesz, że przy wyborze jedzenia istotna jest nie tylko zawartość tłuszczu i węglowodanów, ale także „duchowo-wibracyjna” właściwość poszczególnych produktów? Każdy rodzaj pokarmu ma inną jakość energetyczną i w różny sposób wpływa na rozwój duchowy człowieka.Czy wiesz, że przy wyborze jedzenia istotna jest nie tylko zawartość tłuszczu i węglowodanów, ale także ?duchowo-wibracyjna? właściwość poszczególnych produktów? Każdy rodzaj pokarmu ma inną jakość energetyczną i w różny sposób wpływa na rozwój duchowy człowieka. Czy powinieneś przejść na wegetarianizm? Jeśli masz wątpliwości, ta książka pomoże uzyskać niezbędne informacje, które ułatwią ci podjęcie decyzji. Dzięki temu przewodnikowi dowiesz się, że bycie wegetarianinem przyczynia się do zwiększenia zasobów energii i usprawnienia rozwoju duchowego. Nauczysz się też, jak jeść zdrowo, zgodnie z naturą i czerpać z jedzenia wiele przyjemności. Poznaj praktyczne rady dotyczące tego, jak: ? dostarczyć swemu organizmowi odpowiednich ilości białka; ? wyeliminować i zredukować zachcianki kulinarne (mięso i nabiał); ? ugotować wegetariańskie posiłki dla siebie i rodziny; ? poradzić sobie ze sceptycznymi przyjaciółmi i członkami rodziny, jedzącymi mięso; ? jeść po wegetariańsku w restauracjach i w czasie podróży.
Dom jest miejscem schronienia i ostoją bezpieczeństwa, gdzie można odpocząć i nabrać sił. Czy zastanawiałeś się jednak nad tym, co może zagrażać Tobie, Twoim bliskim i Twojemu domowi?Dom jest miejscem schronienia i ostoją bezpieczeństwa, gdzie można odpocząć i nabrać sił. Czy zastanawiałeś się jednak nad tym, co może zagrażać Tobie, Twoim bliskim i Twojemu domowi? Nie wystarczy zabezpieczyć się za pomocą dobrych alarmów i zamków, ponieważ nie chronią przed negatywną energią, która wdziera się do każdego wnętrza i pomiędzy ludzkie relacje. Z tej książki dowiesz się, jak chronić przed jej wpływem siebie, swoją rodzinę i bliskich.
Krok po kroku nauczysz się korzystać z ochronnej mocy amuletów, talizmanów, kamieni szlachetnych, kryształów, świec, kadzideł oraz ziół. Wszystko po to, aby stworzyć harmonijny dom, w którym wszyscy się kochają, czują się dobrze i bezpiecznie oraz zapewnić pomyślność tym, na których dobru szczególnie nam zależy.
Jeśli pragniesz wzmocnić swoją aurę, stworzyć bezpieczne wnętrza, w których nic nie będzie ci zagrażać, a także ochronić swoich najbliższych, ta książka jest właśnie dla ciebie.
Fragment książki Obrona psychiczna dla początkujących
Wprowadzenie
Któregoś dnia podczas pisania tej książki spotkałem znajomego. Powiedział mi, że nigdy nie potrzebował ochrony psychicznej, gdyż wiódł zwykłe życie. To jest typowy mylny punkt widzenia. Według mnie każdy od czasu do czasu potrzebuje ochrony psychicznej. Zadałem więc mojemu znajomemu kilka pytań. Po udzieleniu odpowiedzi, chcąc nie chcąc, musiał w końcu przyznać, że ochrona psychologicznej sfery osobowości wywierała na niego korzystny wpływ. Oto pytania, które mu zadałem:
Czy ktoś kiedyś patrzył na ciebie „złymi oczami"?
Czy ludzie regularnie zwierzają d się i opowiadają o swoich kłopotach?
Czy masz koszmary nocne lub nieprzyjemne sny?
Czy kiedykolwiek czujesz się ospały, apatyczny lub brakuje ci motywacji?
Czy masz bóle głowy?
Czy przygnębiają cię codzienne kłopoty?
Czy bierzesz okazjonalnie narkotyki'?
Czy czujesz się zmęczony przebywaniem w czyimś towarzystwie?
Czy kiedykolwiek czułeś się przez kogoś onieśmielony?
Czy kiedykolwiek czujesz, że nie masz kontroli nad sobą?
Czy zdarzają ci się dni, kiedy nic się nie udaje?
Czy medytujesz lub uprawiasz autohipnozę?
Czy jesteś nerwowy lub brakuje ci pewności siebie?
Czy czujesz się gorszy od innych ?
Czy kiedykolwiek ktoś się nad tobą znęcał lub ci dokuczał?
Czy jesteś uzdrowicielem, terapeutą lub psychologiem?
Czy miewasz napady gniewu lub paniki?
Czy gdy patrzysz na szklankę, to widzisz ją raczej pełną czy w połowie pustą?
Jeśli na jakieś z tych pytań odpowiedzieliśmy twierdząco, to znaczy, że potrzebujemy ochrony psychologicznej sfery swojej osobowości. Chronimy się na wiele różnych sposobów. Mieszkamy w domu, który zabezpiecza nas przed żywiołami. Inwestujemy pieniądze nie tylko po to, żeby mieć odsetki, ale także, aby były one bezpieczne. Wykupujemy polisę ubezpieczeniową, aby chronić się przed różnymi możliwymi klęskami. Prawdopodobnie unikamy niebezpiecznych miejsc. To wszystko to praktyczne formy ochrony. Jednakże niewiele osób ma świadomość potrzeby ochrony ich strony psychologicznej.
Czasami najgorszymi wrogami mogą być nasze własne umysły. Oto przykład. Parę miesięcy temu czternastoletnia córka naszych przyjaciół przeżywała załamanie nerwowe. Jej rodzice nie mieli pojęcia, że dziewczyna ciągle otrzymywała anonimowe, złe
i bezwzględne wiadomości tekstowe. Ponieważ obecnie telefon komórkowy jest podstawowym wyposażeniem młodego człowieka, więc osoba wysyłająca dziewczynie te SMS-y miała ją w zasięgu ręki o każdej porze dnia i nocy. Oznacza to, że ofiara nigdy nie czuła się bezpieczna nawet w swoim pokoju. Kiedy się załamała, w tę sprawę zaangażowano szkołę i policję. Okazało się, że dziewczynie teksty wysyłała jej była przyjaciółka, która uważała, że to, co robiła, było tylko nieszkodliwym kawałem. Jednakże ofierze tych SMS-ów wciąż jest udzielane wsparcie z powodu doznanej krzywdy.
Na nieszczęście podczas owych ataków córka naszych przyjaciół nic nie wiedziała o ochronie psychicznej. Niniejszy incydent pokazuje, że wiedza, jak chronić swą psychologiczną sferę, jest tak ważna jak każda inna forma ochrony.
Świadomość tego mieli nasi przodkowie już tysiące lat temu. Świat był wtedy niebezpieczny. Oprócz zwykłych kłopotów dnia codziennego ludzie wierzyli w różne niewidzialne istoty, jak demony, złe duchy i bezcielesne dusze żyjące gdzieś poza zasięgiem wzroku. Nic więc dziwnego, że ludzie szukali psychicznej ochrony, aby czuć się bezpiecznie w obliczu owego zła. Ich główna uwaga skierowana była na przetrwanie i bezpieczeństwo, więc opracowywali oni różne sposoby chronienia siebie.
Dom jest miejscem, w którym mieszkają ludzie. Słowo to oznacza jednak o wiele więcej. Kojarzy nam się z miłością, rodziną, bezpieczeństwem i szczęściem. Kiedyś kojarzył się z ogniskiem domowym oraz ciepłem. W naszym domu mieszka ciało, ale powinien być on również miejscem, gdzie pielęgnujemy naszego ducha i możemy wyrazić samych siebie w myśl starego przysłowia: „tam skarb twój, gdzie serce twoje".
Jedną z pierwszych rzeczy, które przychodzą ludziom do głowy, kiedy myślą o domu, powinno być bezpieczeństwo. Domy są przecież budowane, aby zapewnić spokój wobec żywiołów, drapieżników oraz innych ludzi. Dlatego wokół domów budujemy mury i zamykamy drzwi.
Niestety, wiele domów nie jest bezpiecznych. Dzieci z rodzin dysfunkcyjnych dorastają i stają się rodzicami kolejnych pokoleń z zaburzeniami. Wiele osób cierpi z powodu zarówno fizycznego, jak i psychicznego znęcania się nad nimi w miejscu, gdzie powinny czuć się bezpiecznie. Niektórzy, a szczególnie matki, ciągle poświęcają się reszcie rodziny, nie mając czasu dla siebie lub mając go niewiele. Wszyscy oni potrzebują pewnej formy ochrony psychicznej, aby móc zabezpieczać się przed szkodliwym wpływem otoczenia. Większość osób potrzebuje takiej ochrony, aby ustrzec się również przed możliwym niebezpieczeństwem czyhającym poza domem.
Każdy może czerpać korzyści z ochrony psychologicznej sfery swej osobowości. Wszyscy narażeni jesteśmy na stres, napięcia i antagonizmy. Większość ludzi od czasu do czasu miewa różne dolegliwości. Trudno jest znaleźć kogoś, kto co jakiś czas nie byłby wykończony psychicznie, fizycznie lub emocjonalnie. Potrzebujemy więc ochrony w takim stopniu, w jakim tylko możemy ją znaleźć.
Również myśli, czyny i odczucia innych osób działają na nas osłabiająco. Przez pewien czas pracowałem z pewną parą, która przeżywała problemy małżeńskie. Ci ludzie ciągle się ze sobą kłócili. Codziennie wracałem do domu z bólem głowy, gdyż to środowisko tak stresujące na mnie działało.
Większość wiadomości podawanych w telewizji lub przez radio jest raczej zła niż dobra, więc słuchanie ich bądź oglądanie ma zwykle negatywny wpływ na odbiorców. Gazety skupiają się na tragediach i katastrofach, gdyż negatywne wiadomości przyciągają więcej klientów i sprzedają się lepiej niż pozytywne. Ze względu na to, że przez cały czas otoczeni jesteśmy negatywnym wpływem środowiska, trudno jest uniknąć sceptycyzmu. Szczególnie podatni są na to ci, którym trudno jest powiedzieć NIE innym ludziom. Niektórzy są szczególnie wrażliwi na nastroje oraz odczucia otoczenia i przez to łatwo ulegają napaści na swą psychikę.
Właśnie takie są osoby o wysokim poziomie intuicji. Kiedy pracowałem jako wykładowca parapsychologii, musiałem szczególnie uważać, żeby nie wyczerpały mnie postawy, energia oraz zachowania i przemyślenia moich słuchaczy. Bioenergoterapeuci oraz uzdrawiacze często muszą się oczyszczać, aby unikać negatywnych wibracji swoich pacjentów.
Osłabiają nas również negatywne myśli, które należy przez cały czas uważać za formę napaści zadaną nam przez naszą własną psychikę. Niedawno pracowałem z mężczyzną, który od czasu do czasu brał narkotyki. Gdy zorientował się, że spowodowały, iż był podatny na ataki na psychiczną stronę osobowości, zdecydował się na wyeliminowanie tych substancji ze swojego życia. Napięcie spowodowane promieniowaniem elektromagnetycznym oraz wodami podziemnymi może wpływać na system odpornościowy, narażając daną osobę na choroby zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym. Czasami wydaje się, że cała nasza osobowość narażona jest na jakąś formę napaści na psychikę. Na szczęście jednak możemy się chronić oraz otaczać opieką nasze domy i osoby, które kochamy, zarówno przed celowymi, jak i niecelowymi napaściami tego rodzaju. Tak naprawdę ochrona psychiczna może stać się bardzo istotną częścią naszego zdrowia i dobrego samopoczucia. Otacza nas ona jakby niewidzialnym kokonem chroniącym przed jakąkolwiek formą agresji zamierzonej bądź nieumyślnej. Pewna kobieta powiedziała mi, że poczuła na sobie obecność jakiejś dodatkowej warstwy czystej powłoki dającej jej ciepło i bezpieczeństwo, nawet pomimo spraw związanych z trudnym rozwodem. Rzekła mi: „Zstępowała na mnie jedynie pozytywna energia, wszystko inne, cały ten stres i nieprzyjemności, odpłynęło, zanim mogło mnie pochwycić. Przez cały czas czułam się bezpieczna i chroniona".
Ochrona psychiczna jest powszechniejsza, niż niektórzy sądzą. Kiedy kosmonauta Edward White poleciał na Księżyc, zabrał ze sobą medal świętego Krzysztofa, Gwiazdę Dawida i złoty krzyż*. Według mnie miało to sens. Gdybym to ja miał polecieć na Księżyc, również wziąłbym to wszystko i jeszcze więcej.
Angielski autor, W. Somerset Maugham, podszedł bardzo poważnie do zagadnienia ochrony. Jego ojciec zdobył w Maroku amulet przedstawiający zakończoną ostrzem strzałę z podwójnym krzyżem. Somerset Maugham był nią zafascynowany i zaczął jej używać jako osobistego symbolu. Umieszczał ją na swych prywatnych przedmiotach, ozdobił nią okna swojego domu i drukował na okładkach wszystkich swoich książek. Bezgranicznie wierzył, że ten amulet ochroni go przed złem i miał na to dowody. Jedna z jego wczesnych powieści, Bohater, okazała się całkowitym niepowodzeniem. Na okładce tej książki ów amulet został przypadkowo wydrukowany do góry nogami.
Dobrym przykładem ochrony psychicznej są śluby żydowskie. Pod koniec ceremonii pan młody tłucze kosztowną szklankę. Hałas podczas wykonywania tej czynności ma odwrócić wpływ złych sił od szczęśliwych nowo zaślubionych. Gdy szkło się rozbija, wszyscy zebrani wykrzykują Mazel tor! (wszystkiego dobrego). Czynność ta zapewnia, że żaden zazdrosny zły duch nie będzie mógł zagrozić szczęściu młodej pary.
Oczywiście ochrona psychiczna nie oznacza, że powinniśmy potłuc wszystkie szklanki lub zostawić otwarty dom, gdy wychodzimy. Nie powinniśmy rezygnować z alarmu antywłamaniowego czy też wykrywacza dymu. Rozsądną rzeczą jest zamykanie samochodu, nawet jeśli jest on zabezpieczony ochroną parapsychologiczną. Przez cały czas należy zwracać uwagę na ochronienie dóbr materialnych poprzez obserwację, co dzieje się wokół, unikanie niebezpiecznych okolic oraz uważanie na wszystko, gdziekolwiek się przebywa.
Nie istnieje jeden uniwersalny, działający na każdego środek na stosowanie ochrony psychologicznej sfery swej osobowości. W niniejszej książce dowiemy się wielu różnych sposobów na ochronę swojej osoby, poznamy wiele sprawdzonych metod, wśród których znajdą się zapachy, kryształy, kamienie szlachetne, amulety, zioła, kolory, świece oraz medytacja. Wobec każdej formy ataku na naszą psychikę najsilniejszą obroną jest nasza aura. Nauczymy się, jak ją wzmacniać, aby zapewnić sobie dodatkową ochronę. Poznamy, jak uniknąć zamierzonego ataku na naszą sferę psychiczną. Poza tym dowiemy się również, jak, za pośrednictwem sił psychologicznych, chronić nasz dom i bliskich.
Ta książka nie dotyczy ochrony fizycznej. Jej jedynym i wyłącznym celem jest pomoc w psychicznej ochronie nas samych i bliskich nam osób, a także domu i mienia.
Obrona psychiczna dla początkujących
Spis treści:
Wstęp
Rozdział 1. Ochrona psychologicznej sfery naszej osobowości
Rozdział 2. Talizmany, amulety
Rozdział 3. Zapachy, perfumy i wyciągi z kwiatów
Rozdział 4. Kryształy i kamienie szlachetne
Rozdział 5. Jak się chronić?
Rozdział 6. Jak chronić aurę wokół siebie?
Rozdział 7. Jak chronić innych?
Rozdział 8. Jak chronić własne dzieci?
Rozdział 9. Ochrona w nocy
Rozdział 10. Jak chronić swój dom?
Rozdział 11. Ochrona poprzez medytację
Rozdział 12. Jak ustrzec się przed atakiem na sferę psychiczną?
Rozdział 13. Magia ochrony
Podsumowanie
Prawo Przyciągania to uniwersalna zasada Wszechświata, której działaniu poddani są wszyscy ludzie. Codziennie doświadczasz jego przejawów w swoim życiu: w domu, w pracy, na ulicy, w kontaktach z rodziną i przyjaciółmi. Dzieje się tak dlatego, że Prawo Przyciągania odpowiada na każdą twoją myśl, każde słowo i każde pragnienie. Działa zawsze!
Jeśli słyszałeś już o Prawie Przyciągania, ale nie wiesz, jak wykorzystać jego potęgę do realizacji swoich celów i marzeń, ta książka posłuży ci niezbędną pomocą. Sekret Prawa Przyciągania przeprowadzi cię krok po kroku przez wszystkie etapy nauki o Prawie Przyciągania.
Ten prosty i przystępny przewodnik zawiera mnóstwo praktycznych rad, ćwiczeń i narzędzi, które w twoich rękach zamienią się w mechanizmy do spełniania pragnień. Poznasz wiele przykładów z życia zwykłych ludzi, którzy borykając się z problemami, używali Prawa Przyciągania. Ich rezultaty okazały się zdumiewająco dobre. Twoje mogą być jeszcze lepsze!
Wystarczy, że uwierzysz i zaczniesz działać zgodnie z Prawem Przyciągania.
Ta książka daje ci klucz do magicznych drzwi – otwórz je i przyciągnij wszystko, co chcesz!
Utalentowana szesnastoletnia harfistka Deirdre Monghan doznaje regularnie strachu przed publicznymi występami, który uniemożliwia jej pełny rozwój kariery. Wszystko się jednak zmienia, kiedy na jednym z konkursów nieoczekiwanie i całkiem znikąd pojawia się tajemniczy chłopak - Luke Dillon.Od tej chwili w życiu Deirdre dzieją się rzeczy, które nie maja racjonalnego wytłumaczenia. Pojawiają się u niej zdolności, o które wcześniej nawet by się nie podejrzewała, zaczynają ją otaczać dziwne istoty, a na ulicy, w domu i w pracy znajduje wszędzie czterolistną koniczynę.Nieśmiała Deirdre odkryje też w końcu, że jako jedna z niewielu ma dar widzenia mieszkańców Faerii. Jednak największą zagadką dla Deirdre jest Luke - nic o nim nie wie, a on interesuje się nią coraz bardziej. Czy Deirdre odkryje mroczny sekret przeszłości Lukea? Czy pozna prawdę o tym, dlaczego Luke pojawił się w jej życiu?Wkrótce jej najlepszy przyjaciel James, ukochana babcia i mama znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, które przyjdzie ze strony Królowej Elfów. Ta okrutna władczyni pojawi się ze swoją złowieszczą świtą na ziemi i uczyni wszystko, aby Deirdre i Luke nigdy nie mogli być razem. To walka na śmierć i życie, a stawką jest miłość oraz zaklęta dusza Lukea.Ta piękna i niebanalna opowieść, będąca debiutem pisarskim autorki, oddaje wiernie obraz celtyckiej baśni, którą przedstawiono w uwspółcześnionej wersji.
Książka ta jest przepiękną opowieścią o poszukiwaniu i odnalezieniu miłości. Na pewno zdziwisz się w trakcie lektury, jak wiele wspólnych elementów istnieje pomiędzy tą historią, a Twoimi własnymi doświadczeniami. Opowieść ta z pewnością zainspiruje Cię by odnaleźć Prawdziwą Miłość we własnym życiu...
Sztuka życia marzeniami
Mike Dooley to gwiazda z filmu "Sekret" i bestsellerowej książki o tym samym tytule. Swoje nauki przekazuje ludziom z całego świata, mówiąc o szczęściu, życiu i marzeniach.
"Świat nieograniczonych możliwości" to nowe, inspirujące spojrzenie na znalezienie swojego prawdziwego celu w życiu, wykorzystanie wyobraźni i zaspokojenie wszystkich pragnień. Mike Dooley wyjaśnia, że marzenia nie są czymś przypadkowym. To przecież właśnie dzięki nim zaczynamy rozumieć prawdę o sobie. Twoje marzenia mają większy sens, niż ci się wydaje. Przypatrz się tak zwanym ludziom sukcesu. Czy są mądrzejsi od ciebie? Czy zasługują na więcej niż ty? Nie! Oni po prostu żyją tak, że świat zaczyna wyciągać do nich pomocną dłoń.
Otwórz swoje serce i umysł na duchowość, jakiej do tej pory nie znałeś. Największą przygodą jest życie samo w sobie, które daje nam mnóstwo nieograniczonych możliwości. Dzięki nim każdego dnia odkrywamy swoje miejsce na Ziemi.
Rewolucyjne badania w dziedzinie biologii doświadczeń mistycznych i z pogranicza śmierci
Pomiędzy 1990 a 1995 rokiem dr Rick Strassman przeprowadził zatwierdzone przez DEA badania kliniczne na Uniwersytecie Nowego Meksyku, podczas których sześćdziesięciu ochotników otrzymało DMT – jeden z najpotężniejszych znanych nam psychodelików. Niniejsza książka stanowi niezwykle szczegółowy opis owych sesji, stawiając przy tym pytania dotyczące natury ludzkiego umysłu oraz terapeutycznego potencjału psychodelików. DMT jest substancją występującą głównie w roślinach, ale produkuje ją także ludzki mózg. Wywołała ona u badanych szereg doświadczeń z pogranicza śmierci oraz przeżyć mistycznych. Wielu ochotników opisało niezwykle realistyczne spotkania z inteligentnymi istotami, przy czym na szczególną uwagę zasługują przypadki nawiązania kontaktu z „obcymi”. Niemal wszyscy uznali, że udział w badaniach był jednym z najważniejszych doświadczeń ich życia.
Strassman łączy DMT z szyszynką, a więc miejscem, w którym, według Hindusów, znajduje się siódma czakra i które Kartezjusz nazywał „siedliskiem duszy”. W DMT: Molekuła duszy stawia ON śmiałą tezę, w myśl której naturalnie uwalniane przez szyszynkę DMT umożliwia duszy wniknięcie do ciała oraz jego opuszczenie, towarzysząc także doświadczeniom narodzin i śmierci, osiąganiu najwyższych stanów medytacyjnych, a nawet seksualnej transcendencji. Strassman uważa także, że przypadkowe uwalnianie DMT może prowadzić do doświadczeń uprowadzenia przez obcych. Substancja ta, używana z rozwagą, może w znaczącym stopniu przyczynić się do dokładniejszego zbadania najbardziej mistycznych obszarów ludzkiego umysłu i ludzkiej duszy.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?