W roku 875 arabski uczony próbował wykorzystać ptasie pióra do stworzenia konstrukcji mającej umożliwić wzbicie się w powietrze. Przez wieki budowano skrzydła i podejmowano próby ich użycia, co nader często kończyło się tragicznie. Pod koniec XV wieku Leonardo da Vinci prowadził poważne studia nad sztuką latania, ale trzeba było poczekać jeszcze ponad czterysta lat, żeby sen stał się rzeczywistością. Dokonali tego dwaj bracia z Ohio: Wilbur i Orville Wright, których w dzieciństwie zafascynował latający bączek. Chłopcy, którzy po matce odziedziczyli talent konstruktorski, a od ojca przejęli wytrwałość, odwagę i siłę charakteru, już wtedy mieli plan zbudowania maszyny latającej. Okazało się, że nie były to tylko dziecięce marzenia. Bracia Wright zapoczątkowali erę lotnictwa. Rada Patronacka Instytutu Smithsona potwierdziła po latach, że to im „należy przypisać zasługę wykonania pierwszego udanego lotu aparatem cięższym od powietrza i napędzanym silnikiem mechanicznym oraz zdolnym unieść człowieka”.
Orville przeżył swojego brata Wilbura o trzydzieści sześć lat. Za jego życia w lotnictwie zastosowano napęd odrzutowy, zbudowano pierwsze rakiety i przekroczono barierę dźwięku. 20 lipca 1969 roku Neil Armstrong stanął na Księżycu. Miał ze sobą kawałeczek muślinu ze skrzydła pierwszego aeroplanu braci Wright.
David McCullough, dwukrotny laureat Nagrody Pulitzera, opisuje historię Wilbura i Orville’a Wrightów, którzy dzięki swojej odwadze, determinacji i niezwykłej pracowitości dali ludziom możliwość latania.
„Senat Stanów Zjednoczonych przerywał obrady, by jego członkowie mogli obejrzeć ich pokaz lotniczy. Gdy startowali swoim flyerem, w niebo patrzyli monarcha brytyjski i syn prezydenta USA. Z Wilburem i Orville’em Wrightami spotkać się chcieli wszyscy, ale oni zamiast spędzać czas w najlepszych hotelach i brylować w towarzystwie, woleli zamknąć się w warsztacie na piętrze sklepu rowerowego, który przez lata prowadzili, i ulepszać swój wynalazek.
Pochodzący z niewielkiego miasteczka w stanie Ohio skromni synowie pastora są uosobieniem amerykańskiego snu. Na początku XX wieku skonstruowali samolot napędzany silnikiem spalinowym i jako pierwsi w historii wzbili się nim w powietrze. Ujarzmili przestworza. Ich bratanek napisał, że w domu Wrightów działa się historia, ale była tak dobrze ukryta pod warstwą codzienności, że trudno ją było zauważyć. Dobrze, że David McCullough brawurowo wydobył ją na światło dzienne.” Anna Sulińska
„David McCullough pisze o prawdopodobnie najbardziej zaskakującym osiągnięciu ludzkości i robi to z niesłychaną pasją i lekkością. Dzięki niemu bracia Wright znów wzbijają się w powietrze. I to w świetnym stylu.” Daniel Okrent, „The New York Times Book Review”
„McCullough stworzył zachwycający portret dwóch skromnych i pracowitych chłopaków z Ohio, którzy w swoim sklepie rowerowym zaprojektowali i skonstruowali samolot, odkrywając następnie tajemnice sztuki latania na plażach Kitty Hawk. Autor uchwycił cudowność dzieła Wrightów, a także jego znaczenie dla późniejszych pokoleń. McCullough jest w swoim żywiole, pisząc o zwykłych ludziach, zaradnych i pełnych amerykańskiej dumy, oraz ich drodze do odkrycia tego, co do tej pory wydawało się niemożliwe.” Roger Lowenstein, „The Wall Street Journal”
„Dzięki setkom zachowanych listów, notatek, a także dogłębnemu zrozumieniu, czym Ameryka była w tamtych czasach, McCullough stworzył magiczną książkę o dwóch braciach z Ohio, który nauczyli świat sztuki latania.” Reeve Lindbergh, „The Washington Post”
„Wraz z braćmi Wright McCullough wzbija swoją opowieść w powietrze. To rzetelna, porywająca książka, która w pełnej krasie ukazuje doskonały warsztat autora. Koronkowa robota!” Janet Maslin, „The New York Times”
Książka wydana we współpracy z Muzeum Historii Żydów Polskich Polin oraz Stowarzyszeniem Żydowski Instytut Historyczny w Polsce.
Z posłowiem Piotra Osęki
Wydarzenia, o których opowiadają moi bohaterowie, rozegrały się, gdy miałem dwa, trzy lata. Nie ominęły również mojego rodzinnego domu. Dzisiaj umiem nazwać emocje, które już na zawsze zostaną powiązane z liczbą sześćdziesiąt osiem. To poczucie odrzucenia, żal i samotność.
Postanowiłem zrozumieć, dlaczego tak wielu Żydów wyjechało z Polski po wydarzeniach Marca sześćdziesiątego ósmego i dlaczego tylu zostało. Na przełomie 2016 i 2017 roku odbyłem prawie osiemdziesiąt spotkań z tymi, którzy po wojnie sześciodniowej w Izraelu oraz po Marcu podejmowali decyzje o pozostaniu w Polsce lub jej opuszczeniu. Zadawałem im pytania w swoim imieniu oraz, mam wielką nadzieję, że i w Twoim – Drogi Czytelniku.
Dzisiaj wiem więcej, ale dalej nie rozumiem wielu rzeczy. Jedno z pytań, z którym pewnie pozostanę na zawsze, brzmi: dlaczego opuszczający Polskę Żydzi widzieli tak mało rąk wyciągniętych do nich w geście pożegnania?
To są wydarzenia, które miały miejsce pięćdziesiąt lat temu, dwadzieścia trzy lata po II wojnie światowej.
Mikołaj Grynberg
„Bolesna, gorzka, potrzebna. Taka jest ta książka rozmów. Pytania bywają podobne, ale każda historia jest tu inna. To, co je łączy, to zadany gwałt: rozdzielono tożsamość polsko-żydowską i tym, którzy wyjechali, odebrano polskość. Wszyscy, również ci, którzy zostali, stracili poczucie przynależności. Jedno z ostatnich pytań tej książki brzmi: Kiedy dla nich skończył się Marzec ’68? I czy rzeczywiście się skończył?” Justyna Sobolewska
Dan Baum od dziecka interesował się bronią. Z wiekiem do zachwytu dołączyła refleksja: czy w dobie masakr można jeszcze mówić o „zdrowej fascynacji bronią”? Czy kolejne strzelaniny nie powinny wpłynąć na zaostrzenie prawa? A może przeciwnie – jedynie powszechny dostęp do broni poprawiłby bezpieczeństwo mieszkańców USA?
W tym kraju wolności druga poprawka do konstytucji gwarantująca prawo do noszenia broni nieustannie podsyca żar dyskusji. Czy to możliwe, że prawda leży pomiędzy stanowiskami zagorzałych zwolenników i zdeklarowanych przeciwników?
Aby znaleźć odpowiedź, autor rusza w podróż po stanach, w których dostęp do broni stanowi podstawę wolności obywatelskiej. Rozmawia ze sportowcami, filmowcami, kobietami i mężczyznami, których pasją jest strzelectwo, kolekcjonerami i działaczami społecznymi, którzy walczą o odczarowanie złej sławy „kultury strzelania”.
„Wolność i spluwa” znakomicie opowiada o fenomenie „uzbrojonej Ameryki”. Jak mówi jeden z bohaterów książki: „ludzie kochają broń i jej nienawidzą. Zazwyczaj jednocześnie”.
„Dan Baum jest w Ameryce przedstawicielem gatunku niemal równie wymarłego jak ptak dodo: liberałem, który nie tylko popiera bezwarunkowe prawo do noszenia broni, ale i sam ma jej sporą kolekcję. „Wolność i spluwa” to efekt jego dziennikarskiego śledztwa: podróżując przez Amerykę, odwiedzając sklepy, strzelnice i festyny oraz rozmawiając z pasjonatami, Baum poszukiwał odpowiedzi na pytanie, dlaczego Amerykanie tak kochają broń palną (oraz tak jej nienawidzą). I choć niektóre wnioski mogą wydać się kontrowersyjne, wgląd w sposób myślenia właścicieli karabinów samopowtarzalnych i noszonych do kościoła pistoletów jest fascynujący. Uważają oni, że druga poprawka gwarantuje im wolność, która jest ważniejsza od bezpieczeństwa. A noszenie broni to dla nich wyraz odpowiedzialności za siebie i otoczenie, męskości, indywidualizmu i patriotyzmu. „Zrozumielibyście nas lepiej, gdybyście podeszli do nas jako do przedstawicieli jednej z wielkich religii”, powiedział pewien lider Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego. Baum przybliża jej teologię.” Katarzyna Wężyk
„Dan Baum jest tym, czego Ameryka potrzebuje teraz najbardziej – liberałem z bronią.” „The Dallas News”
„„Wolność i spluwa” to szczery i pozbawiony uprzedzeń przewodnik po amerykańskiej kulturze broni. Swoją książką Baum wyświadczył społeczeństwu ogromną przysługę.” „The Christian Science Monitor”
„Baum pozwala nam zrozumieć motywację i argumenty wielu Amerykanów popierających prawo posiadania broni i z ogromną wnikliwością prezentuje kalejdoskop postaci związanych z hasłem „wolność i spluwa”. ” „New York Review of Books”
„Przemyślane i świetnie uzasadnione antidotum na spolaryzowaną histerię związaną z problemem posiadania broni. Baum prezentuje zupełnie świeże stanowisko wobec drugiej poprawki – kompromis.” „San Fransisco Chronicle”
„Ciała Sienkiewicza” to książka napisana z zachwytu i ze złości na Sienkiewicza. Zachwyt budziła i budzi Sienkiewiczowska sztuka opowiadania, swoisty popęd narracyjny, który nadaje tej prozie wspaniałe tempo i zniewalający styl. Jego czytelnicy rekrutowali się ze wszystkich grup i klas społecznych, a popularność, jaką osiągnął w Polsce i w świecie, pozostaje nieosiągalna dla polskich pisarzy. Wiedział doskonale, że przeszłość musi odzyskać ciało, by budzić zainteresowanie. Dzięki iluzji, którą stwarza literatura, historia ma u Sienkiewicza zmysłową atrakcyjność, materialną konkretność, erotyczną aurę. Złość powstaje, kiedy trzeba stać się krytykiem własnego zachwytu. Wówczas objawia nam się cena, jaką wiedza i talent pisarza muszą zapłacić za ów efekt „łatwej urody”. Jest Sienkiewicz pisarzem, który więcej wie, niż mówi; tłumi się, samoogranicza i cenzuruje, powstrzymując energię swojego pisarstwa, aby nie zniszczyła estetycznego i moralnego ładu, do którego tęskni jego twórczość.
„Dzięki tej książce zaczyna świtać nadzieja na zupełnie nową lekturę polskich klasyków: świeżą, erudycyjną, uwolnioną od licealnych schematów, które od lat „upupiają” najlepszych polskich pisarzy. Pojawia się szansa na nowy model interpretacyjny, który wyrwie polską literaturę z lokalnego zaścianka i odtworzy dialog z myślą europejskiej nowoczesności. Ryszardowi Koziołkowi udało się ożywić i na nowo stworzyć Sienkiewicza, postawić autora, który – wydawałoby się – pisał głównie „ku pokrzepieniu serc”, w jednym rzędzie z największymi swej epoki, Conradem i Faulknerem; pokazać, że także i on jest autorem obdarzonym subtelnym nowoczesnym węchem, szczególnie czułym na kwestię cielesności, jaką odkryła ta zafascynowana Darwinem epoka.” Agata Bielik-Robson
Książka powstała we współpracy z Filmoteką Narodową – Instytutem Audiowizualnym
Nie jest łatwo określić, kiedy zaczęła się ta dekada dekad, ta superdekada. Co ją charakteryzowało i sprawiło, że była taka bogata, radosna, wyjątkowa? Przeniesienie życia towarzyskiego i literackiego na Facebooka, hipsterrealizm w kinie polskim, vaporwave, beka jako źródło udręki i uciechy, wysyp memów, gifów i sucharów, moda na bieganie, które zyskało status medytacji w ruchu? A może wcale nie było i nie jest wesolutko? A może nasze życie jest wegetacją w kapsułach własnych pokoi, które dzięki internetowi służą nam za wygodną ambasadę mizantropii? O tym właśnie jest ta książka. I taka właśnie jest ta nasza dziwaczna dekada o nowym smaku polskim – delfina w malinach.
Autorzy: Jakub Banasiak, Olga Drenda, Jakub Dymek, Małgorzata Dziewulska, Natalia Fiedorczuk, Mirosław Filiciak, Łukasz Gorczyca, Maciej Jakubowiak, Joanna Krakowska, Zofia Król, Iwona Kurz, Michał Paweł Markowski, Łukasz Najder, Wojciech Nowicki, Agata Pyzik, Bartosz Sadulski, Karol Sienkiewicz, Robert Siewiorek, Sebastian Smoliński, Jakub Socha, Jan Sowa, Stach Szabłowski, Ziemowit Szczerek, Jan Topolski, Konstanty Usenko, Jakub Wencel, Marcin Wicha
W pewnym mieście po prawej stronie rzeki wciąż stoi bar Stokrotka, w którym profesor Kruk opowiada, jak nokautować tomem Iwaszkiewicza. Anka, uczennica szkoły fryzjerskiej, wciąż żartuje, starając się nie myśleć o swej twarzy. Nieopodal niedbale oparty o huśtawkę stoi wielki jak hala Marian, co bije swoje kobiety, ma nóż i kij bejsbolowy w bagażniku i wszyscy wiedzą, że lepiej go omijać. W tym mieście wciąż grają Modern Talking, Limahl, Shakin Stevens, Lionel Richie i cała reszta, a chłopaki ćmią sobieki.
Opowiadania Pawła Sołtysa „Mikrotyki” są raczej krótsze niż dłuższe, w większości realistyczne, sensacji w nich niewiele, trupów kilka, scen erotycznych nie ma prawie wcale. Są jak piosenki z naszej młodości – nie można ich zapomnieć.
Opracował i podał do druku Thomas Strässle przy współpracy Margit Unser.
Max Frisch (1911–1991) był jednym z czołowych twórców literatury niemieckiej XX wieku. Niedługo po przeprowadzce do Berlina zaczął prowadzić codzienne zapiski, które złożyły się na dzieło unikatowe w jego dorobku literackim. Autor zażądał jednak, by z uwagi na bardzo osobisty charakter notatki te opublikowano dopiero po dwudziestu latach od jego śmierci.
Ideowy spadkobierca Bertolta Brechta, przyjaciel Güntera Grassa i Uwe Johanssona, mistrz portretu psychologicznego, wnikliwy obserwator sytuacji politycznej, mieszkaniec Berlina Zachodniego śledzący zmiany po drugiej stronie muru, moralista wnikliwie przyglądający się relacjom międzyludzkim, starzejący się pisarz świadomy swojej sławy, mąż dużo młodszej kobiety – autor „Homo Faber” i „Stillera” daje się poznać z wielu stron.
„To nie jest brulion, tylko książka, od początku do końca skomponowana, prywatne zapiski też są na czysto, precyzyjnie sformułowane, to nie takie sobie notatki. Przymus formułowania jest ważny, inaczej zostaje tylko użalanie się nad sobą” – ta myśl przyświeca Frischowi w czasie pisania dziennika, który zaczyna w momencie przeprowadzki do nowego mieszkania w roku 1973, a kończy w chwili wyjazdu do USA rok później.
„Można tu odnaleźć Maxa Frischa w pełni, z bezmiernym bogactwem tematów, z właściwą mu przenikliwością psychologiczną i ciekawością spraw społecznych.” Jörg Magenau, „Süddeutsche Zeitung”
„Istna skarbnica wiedzy, a przede wszystkim gęste, przesycone atmosferą epoki świadectwo.” Helmut Böttiger, Deutschlandradio Kultur
„„Z dziennika berlińskiego” to portrety naszkicowane z wielką empatią.” Volker Hage, „Der Spiegel”
„Zapiski „Z dziennika berlińskiego” obejmujące lata 1973–1974 to najobszerniejsza wypowiedź Frischa o stosunkach w NRD […]. Dla współczesnego czytelnika będzie to relacja z obcego świata, niczym ponura opowieść o Niemczech z gatunku science fiction.” Richard Kämmerlings, „Die Welt”
„To literackie wydarzenie, w którym Max Frisch obserwuje sam siebie.” „Focus”
„Wnikliwe i interesujące są zapiski o elitach kulturalnych Berlina Wschodniego lat 70.” Detlef Kuhlbrodt
„Jest to opowieść o niełatwym losie literackiego gastarbajtera. Pełna jest celnych obserwacji, błyskotliwych refleksji oraz niewyszukanego humoru.”
Autor
„Osnowa fabularna tej książeczki – śmiesznej, a zarazem melancholijnej — jest prosta: od kilkunastu lat Andrzej Stasiuk jako pisarz odbywa tury objazdowe po krajach niemieckojęzycznych. Czyta, odpowiada na pytania, wraca do hotelu, rano wsiada w pociąg, idzie na spotkanie, czyta, odpowiada na pytania, wraca do hotelu...” Przemysław Czapliński
„Czyta się to świetnie! Zachwyca lekkość Stasiukowego pióra, żartobliwy ton, zręczne żonglowanie stereotypami (’ta opowieść jest pełna uprzedzeń’), z całą świadomością prowokacji, jaką owa żonglerka jest podszyta. I jeśli ktoś lubi pogodną, gawędziarską książkę tego autora sprzed dziewięciu lat (’Jak zostałem pisarzem’), a piszący te słowa bardzo ją lubi, to będzie mu dobrze również z „Dojczland”.” Dariusz Nowacki
„Andrzej Stasiuk, piewca bezdroży Albanii, wielbiciel rumuńskich paradoksów i entuzjasta bałkańskich przestrzeni, napisał świetną książkę o Niemczech, kraju, który we wszystkich możliwych aspektach jest przeciwieństwem zapoznanych obszarów środkowo — i wschodnioeuropejskich.
„Dojczland” nawiązuje do najlepszych prozatorskich osiągnięć pisarza, zwłaszcza do świetnego „Jadąc do Babadag” – podróż jest tu przede wszystkim metodą konstruowania własnej tożsamości i pretekstem do snucia opowieści.” Artur Madaliński
„Wielką radość sprawił mi Andrzej Stasiuk książką „Dojczland”.” Jarosław Klejnocki
„Kiedy próbuję szukać literackich analogii, przychodzą mi na myśl świetne „Europeana” Patrika Ourednika.” Piotr Kofta
„Urok książki leży w spontanicznych szarżach mentalnych.” Paweł Gołoburda
Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w USA porywano co najmniej jeden samolot tygodniowo. Początkowo porywacze zwykle chcieli dostać się na Kubę – było to tak częste, że w amerykańskich samolotach wszystkie kokpity zostały wyposażone w mapy Morza Karaibskiego, pilotów zaopatrzono w rozmówki hiszpańskie, a Ambasada Szwajcarii w Hawanie, która reprezentowała amerykańskie interesy dyplomatyczne na Kubie, przygotowała dla linii lotniczych formularz z prośbą o szybki zwrot skradzionej maszyny. Z czasem zaczęto porywać samoloty dla okupu lub by zamanifestować polityczny sprzeciw. Jednak dopiero groźba użycia porwanego samolotu do zniszczenia reaktora jądrowego sprawiła, że na lotniskach wprowadzono surowsze środki bezpieczeństwa, łącznie z kontrolą osobistą pasażerów i prześwietlaniem ich bagażu podręcznego.
„Niebo jest nasze” to fascynująca, miejscami zabawna, a miejscami przerażająca opowieść o złotym wieku piractwa powietrznego, osnuta wokół historii słynnej pary, Rogera Holdera i Cathy Kerkow, którzy uprowadzonym samolotem i z pół miliona dolarów okupu dotarli aż do Algieru. To także świetny portret psychologiczny ogarniętej podniebnym szaleństwem Ameryki tamtych lat.
- Jedna ze 100 najlepszych książek 2013 roku według New York Times Book Review Notable Book
- Jedna z 10 najlepszych książek 2013 według New York Timesa
- Jedna z najlepszych książek 2013 według Boston Globe
- Jedna z najlepszych książek 2013 roku według pisma Slate
- Jedna z najważniejszych książek 2013 roku według Stowarzyszenia Bibliotek Amerykańskich (ALA)
- Jedna z najbardziej polecanych książek 2013 roku według San Francisco Chronicle
„Znakomicie przywołując atmosferę tamtych czasów z ich wrzącym napięciem rasowym, rozczarowaniem wojną wietnamską i oparami marihuany, "Niebo należy do nas" żywo opowiada o porwaniu samolotu na najdłuższy dystans w historii Ameryki, tym najbardziej medialnym z występków, którego następstwa dotknęły sporej części świata. Rzeczywistość okazała się tu dziwniejsza niż fikcja. […] Zajmujący i wnikliwy sposób relacji w "Niebo należy do nas" budzi odczucie, że nawet niedawne wydarzenia działy się nie tylko w innej epoce, ale wręcz na innej planecie.” „The Daily Beast”
„Temat, który sam w sobie stanowi znakomitą opowieść, jest ponadtowyjątkowo dobrze opisany. […] Koernera cechuje rzadka empatia; uznając, jak wielostronna jest ich niezwykła historia, odkrywa głębszą prawdę o naturze ekstremizmu.” „New York Times Book Review”
„Opierając się na szczegółowych badaniach i znakomicie wyszukując absurdy, Koerner przenosi nas do czasów, gdy nikt jeszcze nie myślał o rozbijaniu samolotami budynków, gdy ludzie przejmowali kontrolę nad samolotami dla różnych dziwacznych, ale rzadko politycznych powodów.” „Los Angeles Times”
„Wibruje rewolucyjną, paranoiczną energią tamtej epoki.” „Boston Globe”
Warszawska Saska Kępa i piękne plenery Kazimierza Dolnego. Marta, młoda, ambitna kobieta, za nic nie chce powielać losów swoich rodziców i rodzeństwa. Wie, czego chce, i odważnie realizuje plany. Pewnego dnia w jej życiu pojawia się Janusz mężczyzna, który niebawem ma wziąć ślub Czy miłość tych dwojga ma szansę na szczęście? I czy zakochana kobieta ma prawo oddzielić ojca od córki?Nadwiślańskie serca to opowieść o tym, że czasem rzeczy najistotniejsze są tak blisko, że ich nie dostrzegamy. To książka o potędze miłości, również tej dojrzałej, o sile przyjaźni i niepotrzebnych stereotypach.
Partner wydania: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem
Magii Tatr ulegnie każdy, kto spojrzy na górskie szczyty, ale żeby znaleźć się w gronie prawdziwie wtajemniczonych, trzeba umieć patrzeć tak jak autor tej książki. Wtedy można zobaczyć pluszcza korduska, pomurnika, płochacza, krzyżodzioba, orła szybującego nad granią, świstaki i kozice. Usłyszeć głuszca czy jelenia na rykowisku. A u podnóża skalistych szczytów, tam gdzie rozciągają się lasy, trafić do matecznika, w którym żyje niedźwiedź. Przekonać się, że nie taki wilk straszny, za to człowiek owszem. Bo Tatry, wieczne i wielkie, raj dla tych, co rozumieją i szanują piękno przyrody, są bardzo poważnie zagrożone. Dlatego w granicach Parku Narodowego utworzono liczne obszary rezerwatów ścisłych, do których wstęp mają tylko nieliczni. Wśród nich jest Lechosław Herz, a co widział tam, gdzie zwykły śmiertelnik wejść nie ma prawa, opisał w tej książce. I jeszcze, jak to drzewiej w Tatrach bywało i jak jest teraz. I jak kłusownik stał się obrońcą tatrzańskiej przyrody. I jakie cuda dzieją się na oczach turystów, nawet gdy tego nie widzą.
Czas trwania: 10 godzin, 27 minutCzyta: Krystyna Czubówna26 kwietnia 1986 roku o godzinie pierwszej minut dwadzieścia trzy pięćdziesiąt osiem sekund seria wybuchów obróciła w ruinę reaktor i czwarty blok energetyczny elektrowni atomowej w położonym niedaleko granicy białoruskiej Czarnobylu. Awaria czarnobylska była najpotężniejszą z katastrof technologicznych XX wieku.Dwadzieścia lat później Swietłana Aleksijewicz wróciła do Czarnobyla. Rozmawiała z ludźmi, dla których ten dzień był końcem świata, którzy żyć nie powinni, ale przeżyli i żyją, bo żyć trzeba. A oni opowiedzieli jej o tym, co wydarzyło się wtedy, i o tym, co jest tam dziś. O ponad dwóch milionach Białorusinów, których zapomniano przesiedlić poza strefę skażoną, o dzieciach bez włosów, o zwierzętach o smutnych oczach, które zamieszkały w porzuconych domach, o dziwnych stworach, które pojawiły się w rzekach i lasach. I o tym, że mimo wszystko ludzie chcą być szczęśliwi. Podobnie jak w książce o radzieckich żołnierkach wybitna białoruska dziennikarka stawia nas wobec bezlitosnej prawdy. To książka o apokalipsie, która nastąpiła pewnej kwietniowej nocy tuż za naszą wschodnią granicą.
O Boko Haram wiadomo mniej niż o reżimie Północnej Korei, choć to jedna z najbardziej okrutnych organizacji terrorystycznych na świecie, a na jej czele stoi znany z fanatyzmu Abubakar Shekau. Kierując się prawem szariatu, sekta walczy o utworzenie w Nigerii kalifatu, współpracuje z Al-Kaidą i przysięgła wierność Państwu Islamskiemu.
O jej istnieniu Zachód dowiedział się w kwietniu 2014 roku, gdy krzyczący „Allah Akbar” żołnierze Boko Haram porwali z internatu w niewielkim mieście Chibok dwieście siedemdziesiąt sześć dziewcząt. Miliony internautów, aktywiści, politycy, w tym Michelle Obama, zjednoczyli się pod hasłem #BringBackOurGirls.
Bauer dotarł do części dziewcząt, którym cudem udało się uciec z niewoli na bagnach Sambisy. Przerażone opowiedziały mu o koszmarze i przemocy pod sztandarem Koranu. Ich relacje dokumentują zbrodnie i dają wgląd w strukturę organizacji, która w ostatnich latach zamordowała więcej ludzi niż Państwo Islamskie.
„To wielka zasługa Wolfganga Bauera, że wysłuchał porwanych. I równie wielka, że tego samego wymaga od nas.” Deutschlandfunk
„To bolesna książka. Powinna sprawić, że my, ludzie Zachodu, zaczniemy nasłuchiwać.” Martina Häusler
„Ta książka jest dojmująca […]. Cieszę się, że istnieje, że Wolfgang Bauer, który daje tym kobietom głos. Przeczytajcie.” Bianca Schwarz
„Bauer wciąga nas w przerażający świat i próbuje go wytłumaczyć. A dzięki otwartej głowie, wyostrzonym zmysłom i eleganckiemu stylowi jego opowieść znacznie przewyższa wszystkie ruchome obrazy wojny i katastrof, które oglądamy w telewizji.” Roland Müller
Z ilustracjami Kamila TargoszaA gdy Heniek zjeżdża z góry, to jego przyczepka wygląda jak atak starodawnej kawalerii: barwy, proporce i furkot wśród płonących drzew jesieni, wśród czerwieni i złota naprzeciw suchego wschodniego wiatru, jak szarża lekkiej brygady, jak kłus pancernej chorągwi z chrzęstem, pobrzękiwaniem i skrzypem obluzowanych blach i szumem powiewających sztandarów, ale przed mostem musi przyhamować i do wsi wtacza się już całkiem dostojnie, powiewnie i cicho. Staje w ognistej plamie września, wysiada i czeka obok swojego kramu, a silnik paruje rozgrzanym olejem jak zgoniony mechaniczny koń. Lecz wokół jest pusto. Zjawiają się tylko dwa psy. Obwąchują koła, obsikują i obwąchują znowu, żeby sprawdzić, czy nie zrobiły jakiegoś błędu, jak wszystkie psy na całym świecie wszędzie tam, gdzie toczą się gumowe koła aut. Potem wolno idą do swoich spraw i Heniek zostaje sam wśród wiatru. Nie dzieje się nic. Tylko nie wiadomo skąd pachnie olchowym dymem. Światło przedpołudnia przenika przez tiule i szyfony, przez nylony i koronki, tonie w fałdach bawełny i na koniec przepada w sukiennych draperiach jak w ciemnej wodzie.- fragment
„Stawałem przy drzwiach i patrzyłem, jak podnosi kolejne kęsy, żuje, połyka, drapiąc się lewą dłonią po brzuchu, albo przewracając strony najgłupszej gazety. A potem odsuwała talerz, uwalniała jedną nogę z czarnych rajstop, stawiała stopę na krawędzi krzesła, sięgała po małe zakrzywione nożyczk i obcinała paznokcie. Pozbywała się cienkich, szarawych półksiężyców i mogłem wtedy uklęknąć i patrzeć, jak fragment jej ciała oddziela się, spada i przestaje być nią. Bezbarwna materia o obojętnej temperaturze znikała w cieniu krzesła, w cieniu pochylonej postaci. Przypadałem do podłogi, by odnaleźć te okruchy istnienia, już martwe, więc moje. Tak się umówiliśmy. Wśród okruchów i węzełków dywanu wymacywałem drobniuteńkie ostrza i zbierałem. Jej twarz nigdy nie była piękniejsza”.
Fragment książki
„Granica poznania, wyznaczana przez nicość, to chyba najtrudniejszy, ale i najbardziej fascynujący wątek tej książki, łączący tom „Przez rzekę” z wcześniejszymi „Opowieściami galicyjskimi” [...]. Dotknąć istnienia to właśnie dotknąć formy, która w pustce zostaje po istnieniu... „ prof. Przemysław Czapliński
Że też wszystkiego o Los Angeles muszę dowiadywać się z trzech źródeł: z amerykańskich seriali, od Chandlera i od Bukowskiego. I mam coraz mniejszą ochotę pojechać do Ameryki, zwłaszcza do Kalifornii. Na serialowe salony mnie nie wpuszczą, czasy Chandlera przeminęły i prywatny detektyw nie jest już postromantycznym samotnikiem, a detektywów od bandziorów trudno odróżnić. A Bukowski?Jaki z niego Amerykanin czy niechby tylko po matce Niemiec?! To jest zwykły Polak, który wzorem większości Polaków postanowił zrobić karierę w Ameryce. W dodatku był cwańszy od reszty i zrobił. Późno bo późno, ale zrobił.Fragment książki
Trudno sobie wyobrazić pejzaż polskiego miasta bez blokowisk. Trójmiejska Zaspa, wrocławski Nowy Dwór czy wreszcie warszawskie pasmo Ursynów-Kabaty. Zgodnie z polityką urbanistyczną ówczesnych władz, osiedla miały odciążać centrum aglomeracji, tworzyć odrębne struktury społeczne i zapewniać powierzchnię do życia dla setek tysięcy mieszkańców.
Ursynów Północny zaprojektowano jako jedną z ostatnich gigantycznych inwestycji budowlanych tego typu. Powstał w całości z wielkiej płyty, a pierwsi mieszkańcy wprowadzali się do swoich M w 1977 roku. Z czasem zazieleniony, ożywiony przez działania artystów, animatorów i subkultury młodzieżowe zyskał opinię „najbardziej ludzkiej sypialni Warszawy”.
Lidia Pańków w swoim debiutanckim reportażu „Bloki w słońcu” prowadzi czytelnika labiryntem ursynowskich uliczek, tłumacząc, co łączy dzielnicę z hasłami architektury modernizmu, dlaczego ursynowscy architekci nie lubili Le Corbusiera i jak udało im się przemycić do projektu idee eksperymentu społecznego czasem graniczącego z futurologią. Autorka kreśli historię dzielnicy, przywołując prywatne opowieści mieszkańców i twórców Ursynowa, pokazując czytelnikowi, jak się na tym blokowisku zgubić i odnaleźć.
„Pisząc reporterską historię Ursynowa, Lidia Pańków robi pierwszy krok ku temu, by zmienić stereotypowy obraz osiedli z wielkiej płyty: dzikiej, anonimowej przestrzeni, gdzie czai się bieda i patologie, sugerowane już samym hasłem „blokowisko”. Po tej lekturze nigdy już nie pomyślimy o nich w taki sposób.” Beata Chomątowska
W „Pozwól rzece płynąć” Michał Cichy znów wyrusza w podróż po najbliższej okolicy i obserwując drzewa, ludzi i niebo, układa osobistą mitologię codzienności. Przemierza Ochotę, by odkryć w niej „cały świat”, swoją wioskę w mieście, indywidualny raj. Raj to na miarę człowieka, czasami niedoskonały, czasami porażający obojętnością, zawsze bliski, ale czasem zdumiewający na nowo. Ten sześciomiesięczny spacer od zimy do lata jest także swoistym traktatem o postrzeganiu, otwieraniu się na codzienność, stawaniu się jej częścią. To także książka o miłości, pokorze, a przede wszystkim zgodzie na los.
„To jest książeczka kogoś, kto wychodził sobie rozum. Kogoś, kto przejrzał na oczy i nie uciekł na widok tego, co zobaczył. Książeczka piękna i cicha. Znajdziecie tu liczne opisy krajobrazu, dowiecie się, jaka pogoda była dziesięć lat temu, i przypomni wam się trochę Prawd, które kiedyś znaliście.” Jacek Podsiadło
Debiutanckie opowiadania Andrzeja Stasiuka okrzyknięte ""epifaniami spod celi"". Alegoryczna opowieść człowieka zamkniętego w więzieniu odtworzona z naturalistyczną dokładnością. Ruch po klaustrofobicznej przestrzeni celi, ale i własnego ciała przenosi bohatera w nowy wymiar, stając się niejako podróżą metafizyczną, niosącą ze sobą nadzieję oczyszczenia. Mocna, męska proza oparta na osobistym doświadczeniu.
Ukraina, Rosja, Azja. Narrator napotyka ludzi, duchy i policjantów. Ale przede wszystkim opowiada o swojej miłości do samochodów. Snuje sowizdrzalską elegię na odejście silnika spalinowego.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?