Lydia Davis, jedna z najwybitniejszych współczesnych amerykańskich prozaiczek, odważnie i z wielkim talentem narusza kanoniczną formę opowiadania i nadaje mu często zaskakującą postać - od studium socjologicznego przez półstronicową rymowankę aż po dwuzdaniową nowelkę.Pisarka równie kunsztownie bawi się treścią: odkrywa źródła bezsenności i odtwarza męki Kafki w kuchni. Pyta, jak daleko należy się posunąć, by uratować życie gąsienicy (daleko), wyciąga zaskakujące wnioski płynące z posiadania dziecka (lenistwo) i zastanawia się, czy można obejrzeć dwadzieścia rzeźb w ciągu godziny (można).Asortyment strapień to nie tylko "festiwal unicestwień, utrapień i udręk", ale przede wszystkim pełne humoru i fantazji literackie święto oraz dowód na to, że opowiadanie jako gatunek nie jest monolitem. I choć - jak przekonuje Davis - nie ma dwóch takich samych fikcji, jej historie mają wspólny mianownik: zachwyt życiem i nieustające nim zdziwienie."Davis jest istną kuglarką samoświadomości. Niewielu współczesnych pisarzy nadaje słowom większy ciężar." Jonathan Franzen"Przenikliwa, zręczna, ironiczna, subtelna i konsekwentnie zaskakująca." Joyce Carol Oates"Każdy, kto zna twórczość [Lydii Davis], zapewne pamięta pierwsze z nią zetknięcie. Ten moment, gdy pada tak wiele założeń dotyczących zasad funkcjonowania krótkiej formy. Ja czytałem ją po raz pierwszy w wagonie metra linii F, jadąc ze stacji na Szóstej Alei do Park Slope - to długa trasa, a książka wcale nie była aż tak gruba, więc u końca już poczułem się wyzwolony. Davis złamała bowiem wszystkie z ograniczających ją reguł. Niektóre jej opowiadania mają fabułę, ale większości jej brak. Niektóre osiągają powszechnie akceptowalny rozmiar opowiadania, ale większość - wcale nie. Wiele siedzi okrakiem na barykadzie oddzielającej filozofię od poezji i prozy, choć te kategorie nic nie znaczą, skoro jej opowiadania po prostu działają. [] Intryga bierze tu raczej początek ze starań narratora, by wysłowić jakąś prawdę. Opowiadania są często ćwiczeniami myślowymi, wysiłkiem umysłu starającego się dojść do jakiejś konkluzji. [] Davis należy do naszych najbardziej precyzyjnych i oszczędnych pisarzy." Dave Eggers"Niezrównane pisarstwo - jednocześnie imaginacyjna dżungla i świat twardej realności." Brian Lennon, "The Boston Book Review""Davis to pisarka z rodzaju tych, których pojawienie się wywołuje okrzyk: "No nareszcie!"." Grace Paley"Amerykańska wirtuozka opowiadania." "Salon""Często poetycka i bez wątpienia zapadająca w pamięć []. Davis majstruje przy każdej dającej się pomyśleć konwencji literackiej." Liam Callanan, "The New York Times Book Review""Charakterystycznego głosu Davis nigdy nie dawało się łatwo wpasować w istniejące konwencje literackie []. To proza pochłaniająca, autoironiczna i najgłębiej szczera." "Times Literary Supplement""Te opowiadania zostaną w was na zawsze." Ann Harleman, "The Boston Globe""Elegancka i pozbawiona sentymentalizmu. Najlepsza stylistka w amerykańskiej prozie." Rick Moody"[Każde z tych opowiadań] to bijące serce tego gatunku, które z kolejnymi uderzeniami pompuje do krwioobiegu skomplikowane emocje z niezwykłą wprost wydajnością." "Entertainment Weekly"
Życie w bloku, arcydziele surowego piękna czasów późnej komuny, to prawdziwa metafora istnienia człowieka nowoczesnego. Wszak mieszkania unoszą się nad ziemią, a dziesiątki balkonów zwisają nad miastem, dzięki czemu mieszkańcy mogą dystansować się od przyziemnej zgnilizny i klasowo niedopasowanych sąsiadów.W tym centrum wszechświata, na ostatnim piętrze - gdzie najbliższymi sąsiadami są niebo i synogarlice - mieszka Tadeusz, który od ojca dostał ważne zadanie: pójść z puszką ziarnistej kawy do Stefana, złotej rączki, z prośbą, by ów kawę zmielił. Wyprawa nie jest łatwa, trzeba pokonać korytarz, taki, ja wiem, na sto, góra sto dwanaście metrów, oszklony dwudziestoma, no, może dwudziestoma dwoma oknami, ciemny, bo łobuzy ciągle wykręcają żarówki. A jak tu przejść samotnie przez zaułki tego betonowego Akropolu, skoro ukryte bóstwa i centaury tylko czekają, by w człowieka wejść i go przebóstwić?Złodzieje żarówek to znakomita i zaskakująca proza. Pod doskonałym piórem Tomasza Różyckiego wielka płyta przeistacza się w wielopiętrową opowieść o życiu bloku i jego mieszkańcach, splecioną z sąsiedzkich plotek i osiedlowych legend. Korytarze wydłużają się i plączą, czas i narrator gubią, a przed czytelnikiem rośnie surrealistyczna, straszna, ja wiem, może nawet trochę śmieszna opowieść o PRL-owskiej Polsce pomieszczonej w jednym bloku.
Przedostatni sołtys wsi Katowice, który ani myślał zostać miastowym. Trzy licealistki skazane przez sąd za protest przeciw zmianie nazwy miasta na Stalinogród. Górnicy z Grupy Janowskiej tworzący po szychcie mistyczne obrazy. Córka znanego pisarza Wilhelma Szewczyka cierpliwie tłumacząca ojca z jego ONR-owskiej przeszłości."Miasto to opowieść, która się składa z tysięcy drobnych historii" - pisze Malinowska, po czym za pośrednictwem barwnych losów swoich bohaterów opowiada historię Katowic od czasów, gdy były jeszcze błotnistą wsią. Podejmuje temat masowej emigracji ze Śląska do RFN, bada świadectwa krwawo stłumionych protestów w kopalni Wujek, przygląda się złożonej - i dla wielu kontrowersyjnej - idei Ruchu Autonomii Śląska.Malinowska w swoim reportażu o Katowicach biegle korzysta z dwóch perspektyw - krytycznej wychowanki przykopalnianej dzielnicy Giszowiec i czułej obserwatorki miasta zbudowanego na przemyśle, które musiało z niego zrezygnować, by określić swoją tożsamość na nowo."Malinowska bierze się za bary z miastem wynalezionym, miastem osobnym, stolicą jedynego polskiego megalopolis. Poprzez ludzi opowiada biografię Katowic, o ich przeszłości pisząc w chwili, gdy kończą półtora wieku życia przemysłowego i muszą wymyśleć sobie siebie na nowo." Zbigniew Rokita
Sardynię trudno porównać z jakimkolwiek innym regionem Włoch. W 2017 roku zamieszkał tam amerykański historyk i pisarz Jeff Biggers. Jego przygoda z wyspą zaczęła się od portowego miasta Alghero. Biggers przybył z bagażem stereotypów, lecz w miarę upływu czasu poznał nie tylko upodobanie mieszkańców do jazdy zderzak w zderzak i smak gorzkiego miodu z drzewa truskawkowego. Obserwował kioskarza zatopionego w lekturze opasłego tomu o dziejach Sardynii, wysłuchiwał zażartych sporów historycznych, przyglądał się, jak mieszkańcy bronią tutejszych plaż przed deweloperami – i czuł rosnącą fascynację. A przede wszystkim zaczął odkrywać monumentalną przeszłość wyspy, związaną z cywilizacją nuragijską, która odegrała ważną rolę w basenie Morza Śródziemnego. Sardynia nie jest jednak kompendium historycznym ani przewodnikiem. Jest raczej tym, co starsi Sardyńczycy nazywają s’arrogliu – gawędziarskim spotkaniem, na które ludzie z okolicznych domów przynoszą krzesła i wino, by całymi godzinami rozprawiać o swoich życiowych przygodach. Bo, jak mówią, Sardynia istnieje w opowieściach innych.
„Biggersa jako przewodnika cechują entuzjazm i erudycja. Poszukując śladów przeszłości w lokalnych opowieściach i w długiej – a pomijanej – tradycji literackiej, przywraca wyspie jej miejsce w centrum naszej wyobrażonej mapy Śródziemnomorza.” „The Wall Street Journal”
„Nareszcie wspaniały przewodnik po tajemniczej i urzekającej Sardynii. Większość turystów zna ją dzięki plażom, ale złożone archeologiczne dziedzictwo wyspy sięga czasów neolitu. Jeff Biggers, wytrawny podróżnik i uczony, startuje z pięknego Alghero i stopniowo poznaje całą wyspę, zagłębiając się w bogatą tradycję muzyki, sztuki, dialektów, rzemiosła i literatury. Wraz z rodziną delektuje się ludowymi opowieściami, świętami, jedzeniem i winem. Tę książkę, napisaną żywo i z miłością, będę odtąd zabierać z sobą w podróż.” Frances Mayes „Fascynująca książka o fascynującej wyspie; prowadzi nas poza słynne plaże i pogłębia naszą wiedzę o bogatej historii i kulturze Sardynii.” „Voce Italiana” „To urocza opowieść podróżnicza, wydobywająca czarodziejskie historie spod wyspiarskich kamieni.” „Foreword Review” „To nie jest książka podróżnicza. Takie określenie byłoby dla niej uwłaczające. To strawa dla ducha, szczególnie dla tych, którzy doceniają wnikliwe opowieści o podróżach, umożliwiające aktywne zgłębianie tematu.” „Delicious Italy” „To znacznie więcej niż opowieść o podróży; to książka działająca na wyobraźnię.” „Times Literary Supplement” „Erudycyjne podejście do języka i kultury […]. Fascynujący portret Sardynii.” „California Review of Books” „Znakomity gawędziarz Jeff Biggers zręcznie wplata swoją współczesną sardyńską odyseję w tkankę i folklor tej enigmatycznej wyspy.” „Italia! Magazine” Udane i dobrze napisane połączenie opowieści o historii, podróży, sztuce, literaturze i kulturze.” „The Washington Independent Review of Books” “Biggers […] odrodził wielką opowieść podróżniczą. A opisując wyspę, unika łatwych opowieści o egzotyce.” Adriano Bomboi, „Sa Natzione” „Biggers opowiada o odkrywaniu miejsca od dawna uważanego za leżące poza czasem i historią. Dzięki żywemu stylowi – zdradzającemu jednak, że tekst poparty jest obszernymi badaniami – książka wiedzie czytelnika do odkrycia „wyspy jako kontynentu”, jej bogatego dziedzictwa historycznego, a także coraz bardziej dynamicznej współczesności.” Maria Bonaria Urban „Głębokie zanurzenie w sardyńską duszę, a równocześnie pisarstwo tak oszczędne i skupione – niemal jakby Biggers oddawał także ciszę i przestrzeń wyspy. Na każdej stronie dowiadywałem się czegoś o sardyńskiej literaturze, legendach, krajobrazie, wielbionych postaciach i obyczajach. Poruszająca książka, która podąża za krajobrazem i wychwytuje starożytne głosy. Wspaniałe osiągnięcie.” Tobias Jones
Matka – uparta jak osioł lub potulna jak baranek, tylko nie wtedy, gdy trzeba. Ojciec – sam sobie zazdrościł, że jest tak wspaniałym człowiekiem. I ona, Bridget, młoda kobieta, która próbuje wydostać się z cienia, jaki na jej dorosłe życie rzuciło dzieciństwo dzielone między rozwiedzionych rodziców. Dorosła już córka pragnie zrozumieć, kim tak naprawdę była jej matka. Niepoprawną marzycielką, zdystansowaną dziwaczką, a może samotną kobietą, która od życia zawsze chciała więcej, niż mogła dostać? I choć Bridget stara się przegonić zmory przeszłości i na zawsze pożegnać się z bolesnymi wspomnieniami, kolejne wybryki matki na nowo przypominają jej trudy dorastania. Powieść Gwendoline Riley to poruszająca historia o odchodzeniu rodziców, których śmierć może być zarówno ciężarem, jak i wyzwoleniem. A przede wszystkim wciągająca opowieść o więziach rodzinnych, z humorem i delikatnością zapraszająca czytelnika do analizy złożonych relacji matek i córek.
„Każdy, kto ma matkę, powinien przeczytać „Moje zmory” pióra wybitnie błyskotliwej Gwendoline Riley. […] Chirurgicznie precyzyjne i ostre jak brzytwa zdania […] kreślą przed nami cały pejzaż uczuciowy.” Olivia Laing „„Moje zmory” Riley są z wielu powodów niepokojącą i dotkliwą prozą: rozdrapują blizny po bezwarunkowej miłości, dobierają się do kwestii dziedzictwa i obciążenia rodzinnego. Ale najważniejsze: zrywają umowę między narratorką a czytelnikami. Dzieło ponure, miażdżące i zapadające w pamięć.” Alex Preston, „The Observer” „Niby niepozorna, a potężna proza. […] Dużo się obecnie pisze czułostkowych, czołobitnych powieści o kobiecości. Ta orzeźwiająca, osobna książka wyłamuje się z szeregu.” Claire Allfree, „Evening Standard” „Niby niepozorna, a potężna proza. […] Dużo się obecnie pisze czułostkowych, czołobitnych powieści o kobiecości. Ta orzeźwiająca, osobna książka wyłamuje się z szeregu.” Claire Allfree, „Evening Standard” „Ta przenikliwa, świetnie zbudowana powieść wspaniale łączy przeszywający smutek z przewrotnym dowcipem, ostrość wyrazu z czułością przekazu. Bezbłędne dialogi. Dotkliwe relacje między postaciami. To wyrafinowana, napisana celnym i subtelnym stylem książka o wielkich tematach: życiu i miłości.” Monica Ali „Riley maluje portrety swoich rodziców z mroczną, dowcipną precyzją, nie odpuszczając ani jednej wady, śmiesznostki czy rysy. […] Smakowicie przykra książka.” Justine Jordan, „The Guardian” „Autorka ma czuły słuch i bezlitosne poczucie humoru. „Moje zmory” to znakomita powieść.” Kevin Barry „Dawno nie czytałem tak prześmiesznie smutnej i nieoczekiwanie wzruszającej książki. „Moje zmory” przesyca nieoczywiste, typowo angielskie gorzkie poczucie humoru, w którym porażka i rozczarowanie odsłaniają przewrotnie komiczne oblicze. Riley z ogromnym talentem stwarza postaci jak żywe, mistrzowsko posługując się jednym celnym słowem, gestem albo sceną.” Chris Power „Samo życie: ból, miłość, milczenie i to, na co słów nie starcza. Proza Gwendoline Riley jest tak wyostrzona, że przy jej lekturze nietrudno się zranić.” Elizabeth Macneal „Riley ma zdolność wnikania w skryte subtelności, ciemne uliczki i ślepe zaułki ludzkich dusz i związków, a to, co tam odnajduje, przekuwa w treściwą i rozdzierającą prozę.” Baya Simons, „Financial Times” „Arcydzieło zwięzłości. […] „Moje zmory” przynoszą pełen czarnego humoru, ale wierny portret tego wszystkiego, co może straszyć w rodzinie niczym mroczne widmo.” N. J. Stallard, „Literary Review” „Dojmująco smutna i niepokojąca, lecz szalenie śmieszna powieść. […] Dzieło Riley pobrzmiewa tym, co wyparte. […] Jedna z tych książek, w których pozornie nic się nie dzieje. […] Błyskotliwa, zmyślna, lakoniczna, cierpka i mroczna […].” Rose Ruane, BBC Scotland
Samochód to wolność. Za pomocą samochodu pokazujemy, na co nas stać. Polacy od lat przodują w liczbie samochodów na jednego mieszkańca, zajmując także wysokie miejsce w niechlubnych rankingach śmiertelności na drogach.Autor wyrusza więc w Polskę, aby zrozumieć, co się dzieje na polskich szosach. Opisuje wojnę między kierowcami a rowerzystami, organizację nielegalnych wyścigów, bezkarną jazdę po pijaku oraz najgłośniejsze wypadki, po których służby drogowe miały ostatecznie rozprawić się z piratami. Może to nieudolny system prawny odpowiada za społeczne przyzwolenie na szybką i ryzykowną jazdę?Józefiak wnika także w środowisko firm odszkodowawczych, dosłownie utrzymujących się ze śmierci pod kołami. Sprawdza, jak się żyje tym, którzy dzięki samochodom zarabiają na chleb - kierowcom tirów, kurierom, dostawcom jedzenia. Dociera do wykluczonych z dostępu do komunikacji miejskiej i tych, którzy z pasją gromadzą kolejne "najnowsze modele" na podwórku.Wszyscy tak jeżdżą to wielowymiarowy, rasowy, gęsty reportaż o stanie umysłowym polskich kierowców."Czasem wsiadam do samochodu o piątej nad ranem, autostrada przede mną jest pusta i przez chwilę, w słońcu, naprawdę lubię stopniowo dodawać gazu. Ta książka taka nie jest. Ta książka w sekundę przyspiesza do setki, przekracza podwójną ciągłą i świeci długimi prosto w oczy, spycha pod tira, grzeje silnik. To wnikliwy i porażający zbiorowy portret użytkowników polskich dróg. Chciałam ją czytać i chciałam ją wyrzucić przez okno." Olga Gitkiewicz
Dziennikarz Piotr Jagielski prowadzi nas przez niezwykłą historię amerykańskiej muzyki jazzowej. Od roztańczonego Nowego Orleanu przez loftowy Nowy Jork po bezpretensjonalne Chicago - opisuje losy i dokonania najważniejszych reprezentantów muzycznego panteonu. Niczym pełen entuzjazmu kustosz oprowadza nas po muzeum jazzu, nie kryjąc przy tym własnych fascynacji i zaangażowania. Rozmawia z muzykami, słucha płyt i wędruje tropem najważniejszych reprezentantów gatunku. Nie zapomina również o historii rasizmu w Ameryce, bo dzieje amerykańskiego jazzu to nie tylko losy muzycznych pionierów, ale przede wszystkim historia czarnych mieszkańców Ameryki XX wieku.Święta tradycja, własny głos to wciągająca opowieść o narodzinach i rozwoju jazzu, jednego z najważniejszych gatunków muzycznych na świecie. To on, w nieustannym napięciu między tradycją a nowoczesnością, regułą a improwizacją, dawał i daje niedosiężną wolność.
Choć pięciomilionowa Norwegia przyciąga Polaków wysokimi zarobkami i poziomem życia, na idealnym obrazie tego kraju jest rysa. Barnevernet - instytucja siejąca postrach, przed którą imigranci z Europy Wschodniej ostrzegają się na forach internetowych: zabiera dzieci, rozdziela rodziny, posądza rodziców o niestabilność psychiczną, podburza małoletnich do zeznawania przeciwko bliskim.Czy jednak na pewno wszystko jest czarno-białe? Jaki związek z Barnevernet miał Anders Breivik? I dlaczego detektyw Rutkowski w norweskiej prasie nazywany jest Rambo? Maciej Czarnecki przedstawia obie strony medalu, zamiast czerni i bieli ukazując całą gamę szarości i oddając głos norweskim pracownikom społecznym, rodzicom zastępczym, ekspertom. Przede wszystkim jednak słucha uważnie i dokumentuje dzieje rodziców i odebranych dzieci. Jego książka to wstrząsający reportaż o tym, jak cienka potrafi być granica między rajem a piekłem."Polska matka mieszkająca w Norwegii pyta reportera, co ma robić. Zostać czy uciekać do Polski? Bo synek poskarżył się w szkole, że dała mu klapsa. Reporter nie wie, co powiedzieć. Dlaczego nie wie? Przecież zbadał wiele podobnych przypadków, przestudiował statystyki, przepytał polityków i ekspertów. Przyznaję, że czytałem tę książkę z niezdrowym podnieceniem, czekając, aż autorowi powinie się noga. Zamykam ją z podziwem dla Macieja Czarneckiego. Zderzenie polskiej mentalności z nordyckim państwem opiekuńczym to temat pełen pokus: tyle w nim emocji, frustracji i mitów. Aż się prosi o reportaż gniewny. Lecz Maciej Czarnecki wolałby zrozumieć, zanim się oburzy. Opisuje więc historie i uczucia swoich bohaterów, a sam sprawdza mity, te polskie - i te norweskie. Aż w końcu rozumiemy, dlaczego na proste pytanie: "co ma robić biedny człowiek, żeby mu nie zabrali dzieci?", nie ma w Norwegii dobrej odpowiedzi. Koronkowa robota." Maciej Zaremba Bielawski
Hilary Mantel, autorka bestsellerowych powieści historycznych, znowu sięga w przeszłość. Tym razem jednak nie do dynastii Tudorów, lecz do własnego życia. Duchy zostają to opowieść o tym, jak dziewczyna z robotniczych przedmieść Manchesteru została cenioną pisarką. Ale też – refleksja nad pracą pamięci. Co decyduje o naszym postrzeganiu minionych lat? Obrazy unieruchomione na fotografiach, podkoloryzowane opowieści rodziców, a może zmysłowe wspomnienia zapachu potraw i obić mebli w rodzinnym domu? Mantel pisze również o własnej cielesności, o dojrzewaniu i chorobie. W przejmujący sposób opowiada o doświadczeniu endometriozy: paraliżujący ból, upokarzające wizyty w szpitalach, zjawy podczas ataków migreny. Wyznaje gorzko: „Miałam w życiu więcej ginekologów niż kochanków”. Bez ckliwego sentymentalizmu opisuje świat – zasadniczo nieprzyjazny, szczególnie dla dziewczyn z niezamożnych domów. Stawką w walce z nim jest ocalenie własnej wrażliwości. Bo to właśnie z niej rodzi się pisarska świadomość Hilary Mantel. „Arcydzieło olśniewającego umysłu […]. Przeszłość, czasy tak dawno minione, ożywają tu na nowo.” Rachel Cusk „Mantel jest na przemian dowcipna, rzeczowa, wizjonerska i komiczna, a przy tym niezmiennie fascynująca.” „Daily Telegraph” „Niezwykła opowieść, miejscami komiczna, często ponura, ale co najważniejsze – jest to opowieść o przetrwaniu.” „The Spectator” „Mantel to wybitna pisarka. Dojmująco, wręcz boleśnie przenikliwa […]. Wstrząsający i śmiały zbiór wspomnień; z każdą stroną bardziej niepokoi.” Helen Dunmore „Oszałamiająca wizja dziecięcego nieprzystosowania i kobiety cierpiącej z powodu nieudolności lekarzy. Tego szczerego i pięknego pamiętnika nie da się odłożyć i nie da się zapomnieć.” Clare Boylan „Ta lektura mnie porwała. Surowa, bolesna i pełna spostrzeżeń dających wgląd w umysł pierwszorzędnej pisarki.” Margaret Forster „Zachwycająca proza – przejrzysta i prawdziwa.” „The Guardian”
Kimja Sadr to mieszkająca w Paryżu młoda Iranka. Jest szczęśliwie zakochana i pragnie dziecka, postanawia więc zawalczyć o wymarzone macierzyństwo. Czekając na kolejną wizytę w klinice leczenia niepłodności, snuje – niczym Szeherezada XXI wieku – fascynującą opowieść rozpiętą między Francją a Iranem, między przeszłością a teraźniejszością. Kimja, współczesna nomadka, która w wieku dziesięciu lat musiała wraz z bliskimi opuścić kraj urodzenia, przybliża losy swoich przodków, kilku pokoleń ekstrawaganckich Sadrów: pradziadka i jego pięćdziesięciu dwóch żon, Stryja Numer Dwa kryjącego wstydliwą tajemnicę, wróżącej z fusów ormiańskiej babci Emmy czy rodziców sprzeciwiających się kolejnym reżimom. Wszystkie moje rewolucje to kalejdoskopowa opowieść o kluczowych momentach irańskiej historii, polityki i kultury, opowiedziana przez pryzmat dziejów jednej rodziny, jej dramatów i triumfów. Słodko-gorzka kronika odkrywania własnej, głęboko skrywanej tożsamości. „Niezwykła jest atmosfera tej książki, zwłaszcza dla czytelnika z europejskiego kręgu kulturowego. To opowieść o wyzwoleniu, polityce, historii Iranu i feminizmie snuta przez imigrantkę, Irankę mieszkającą na Zachodzie, jest trochę jak baśń perska, choć i francuska jednocześnie. Różne twarze islamu, rewolucji, sekularyzmu, buntu i miłości zaciekawiają, przerażają i fascynują. Do tego autorka nie klęka przed trudnymi tematami, ubarwia je humorem. To wielka sztuka.” Aleksandra Łojek „Ani cienia patosu, za to wiele emocji, humoru, gorączki, dramatu.” „Elle” „Cudowna książka. Jedna z najmocniejszych powieści tego sezonu.” France 5, „La Grande Librairie” „Głos, który usidla, a zarazem chwyta za gardło.” „Le Monde des livres” „Autobiografia pełna wyzwolicielskich opowieści.” „Lire” „Wielowątkowy monolog, w którym saga rodzinna przeplata się z dziennikiem intymnym.” „Livres Hebdo” „Czarodziejskie pióro.” Canal+ „W tej powieści, w pół drogi między satyrą społeczną a perską baśnią, zagłębiamy się w dzieje Iranu i historię kobiety poszukującej własnej tożsamości.” „Biba” „Rzadko zdarza się czytać równie mocną powieść.” „Grazia” „Bildungsroman na modłę irańską.” „Libération” „Debiut powieściowy kipiący życiem i humorem.” „Ouest France” „Niesamowicie wciągająca historia, pełna cudownie orientalnych dygresji.” „Télérama” „Powieściowa epopeja.” „Le Figaro littéraire” „Kolejny rozdział „Baśni tysiąca i jednej nocy”.” „La Parisienne” „Piekielnie zuchwała saga, pełna paradoksów – jedna z największych niespodzianek sezonu.” „Diacritik”
Polacy kochają Węgrów, choć właściwie nie bardzo wiedzą dlaczego. Krzysztof Varga, w którego żyłach płynie półwęgierska, półpolska krew, doskonale więc nadaje się do tego, by ów fenomen zgłębić. Czardasz z mangalicą to ballada o podróży sentymentalnej, która dla czytelnika ma wartość antropologicznych badań terenowych.To także znakomita zachęta do poznania specyficznej mieszanki narodowo-kulinarnej, do zajrzenia w bogracze, w których bulgoczą halszl czy gulysleves przyprawione nostalgią i tęsknotą za utraconą wielkością. Nad kociołkami z zupą wspomina się pierwszą wojnę światową i przepijając palinką, rozpacza nad trianońską klęską. Dla Węgrów nie ma znaczenia, że od tamtych wydarzeń minęło już z górą dziewięćdziesiąt lat. Jak pisze Varga, "tylko serbskie umiłowanie klęski jest większe niż węgierskie, a węgierskie większe niż polskie, a polskie jest ogromne".Spokojna nuda monotonnego krajobrazu, ogromne przestrzenie małego kraju, ozłocone kukurydzą, słonecznikami i rzepakiem. A w tle stukot raciczek mangalicy - endemicznej świni, doskonałej na paprykowaną słoninę."Varga pożera świat - nie jeden świat, dwa od razu, bo jednego mu mało. Pożera Węgrów i Polaków za jednym zamachem, jak wariat się rzuca, jedzie setki kilometrów, żeby się dorwać do węgierskiej słoniny, żeby wina się nachłeptać, żeby popatrzeć, jak zupę stadnie gotują na rynku, i - zdarzy się czasem - rozwali się po drodze. Ale nienażarty jest i jedzie dalej. W uniesieniu grzebie się w przeszłościach, w melancholiach, w nostalgiach i fantasmagoriach. O Węgrach u niego czytam, ale im dużej się tym Węgrom przyglądam, tym mocniejsze żywię przekonanie, że śmieję się z nas samych. Bierzcie i jedzcie, oto jest wam dane: Varga najlepszym wydaniu. Gulasz z jedynego takiego zwierza." Wojciech Nowicki"Jest tu Budapeszt, który żyje swoim niezmiennym rytmem, opierając się nowoczesności. Jest Pecz z tęsknotą za dawną monarchią i z czarnym jak smoła Chrystusem na wzgórzu. Jest Nyrbtor, miasto Elżbiety Batory, hrabiny morderczyni, kąpiącej się we krwi dziewic. I jest puszta, nad którą unosi się cisza. Są kąpieliska, cmentarze, restauracje i rowasz, runiczne pismo, które miga przejeżdżającym na tablicach przy drodze. W "Czardaszu z mangalicą" Varga znów wspaniale opisuje Węgry i Węgrów. Tych dawnych i tych obecnych za wielkim i szczęśliwym państwem tęskniących." Michał Nogaś, Program 3 Polskiego Radia
Nad stadionem zachodzi abchaskie słońce, niebo miało kolejno barwy: mandarynek, malin, buraków, jagód, teraz jest czarne. Za chwilę rozpoczną się mistrzostwa świata drużyn niezrzeszonych w FIFA: są tu reprezentacje mniejszości narodowych, są reprezentacje krajów nieuznanych. To świat na opak. Świat, w którym sędziów przysłała Doniecka Republika Ludowa, Kurdystan jest faworytem, a spiker komentuje mecze po abchasku. Część zawodników na co dzień występuje w czołowych europejskich ligach, część to zwykli faceci, którzy wzięli kilka dni wolnego. A tu - przez parę dni rozdają autografy abchaskim dzieciom, które nie wiedzą, kogo proszą o autograf, ale robią to, bo w Abchazji nie ma wiele osób, których poproszenie o autograf ma jakikolwiek sens."Królowie strzelców" to reporterska opowieść o Europie Wschodniej ostatniego stulecia pokazanej przez pryzmat sportu i polityki. Dlaczego pojedynek węgierskich i radzieckich piłkarzy wodnych z 1956 roku Quentin Tarantino miał nazwać "najlepszą nieopowiedzianą historią wszech czasów"? Czemu UEFA zgodziła się na powstanie niezależnej ligi piłkarskiej na Krymie i dlaczego Zenit Petersburg nazywany jest najbardziej rasistowskim klubem na świecie? Dlaczego założycieli Spartaka Moskwa ścigał Beria i czemu Ernest Wilimowski, śląski piłkarz, w czasie II wojny zgodził się reprezentować Niemcy? W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania i wiele innych Zbigniew Rokita przemierza region: od Budapesztu i Górnego Śląska przez Abchazję i Górski Karabach po Charków, Petersburg i Kowno.""Królowie strzelców" to książka pouczająca. Można się z niej dowiedzieć, którego piłkarza osobiście nienawidził Beria, a kochał syn Stalina, jaki związek mają lekko upaleni muzycy Grateful Dead z koszykarską drużyną Żalgirisu, dla jakiego piłkarza trener Górski jako młodzieniec jeździł ze Lwowa do Chorzowa i w końcu, w której miejscowości gra najgorsza drużyna Abchazji. To jest książka o sporcie. To jest książka o polityce i historii. I o namiętności, która bywa większa od tamtych dwu. Udało się Rokicie napisać rzecz, która wciągnęła mnie bardziej niż jakikolwiek kryminał w ostatnich latach." Paweł Sołtys
"Och, ależ męka to całe życie"- myśli bohaterka jednego z opowiadań Lorrie Moore. Bo jak inaczej postrzegać codzienność, w której dzieci umierają, mężowie zdradzają, rodzice odchodzą, a ludzie są po prostu nieżyczliwi?
To właśnie o życiowych rozterkach - małych i dużych - pisze jedna z najznakomitszych współczesnych amerykańskich pisarek. W tomie Ptaki Ameryki Moore z delikatnością pisze o tych, którzy się boją, są samotni, a ich decyzje i wybory wydają się czasem wątpliwe. Koncentruje się na postaciach, które coś uwiera, oddziela emocjonalnie od innych ludzi, którym wewnętrzne pęknięcia uniemożliwiają choćby chwilowe pochwycenie szczęścia. Jednak w jej prozie trud istnienia nie jest pozbawiony subtelnego humoru i głębokiej empatii. Wszak czym innym jest życie niż splotem tragikomicznych zdarzeń?
Zbiór opowiadań zdobył Międzynarodową Nagrodą Literacką przyznawaną przez "Irish Times", otrzymał tytuł Książki Roku w rankingu "New York Timesa" oraz stał się bestsellerem.
"Waham się, czy określić przymiotnikiem "mądry" osobę w wieku Moore. Ale obserwowanie, jak pisarka czy pisarz wkracza w pełną dojrzałość, zawsze jest ekscytujące. Roztrzepane wzbijanie się do lotu to świetna zabawa, ale widok szybującego wysoko artysty raduje serce." Julian Barnes, "The New York Review of Books"
"Zmienna, chropawa, zjadliwa, potoczysta... Ta książka jest jedną z najzabawniejszych i najbardziej wymownych analiz ludzkiej miłości i wrażliwości." "The New York Times Book Review"
""Ptaki Ameryki" - jednocześnie smutne, zabawne, liryczne i kąśliwe - to w urzekającej twórczości Moore świadectwo jej pogłębiającej się mądrości w rozpoznawaniu światłocieni." "The New York Times"
"Od dawna jestem wielbicielem Lorrie Moore; jej "Ptaki Ameryki" to znakomity zbiór opowiadań i dowód jej szczytowej formy." Geoff Dyer, "The Independent"
"Moore jest obdarzona tak zdumiewającą, nieokiełznaną pomysłowością, że pozostawia nas, kalekich śmiertelników, mrugających w kurzu. Moore pisze jak żywioł." "Seattle Times"
"Choć w każdej jej opowieści pojawiają się nietoperze, szopy, flamingi, wrony, kaczki i karmniki dla ptaków, prawdziwym tematem tych opowiadań jest ludzka natura i niezliczone sposoby, na jakie bohaterowie Moore zbliżają się do siebie lub oddalają w obliczu zmian, oniemienia lub smutku. Przepiękna rzecz. Rzadko kiedy pisarze wykazują się taką spójnością, humorem i współczuciem." "Seattle Post-Intelligencer"
Sbarramento di Brennero, fortyfikacje na przełęczy Brenner przy granicy austriacko-włoskiej. 6 kwietnia 1947 roku u wejścia do bunkra znaleziono tam zwłoki mężczyzny. Śledztwo pozwala ustalić jego prawdziwą tożsamość: to dr Gerhard Bast, urodzony w 1911 roku w Gottschee, Sturmbannfhrer SS, członek gestapo, zbrodniarz wojenny, poszukiwany listem gończym przez policję w Linzu. Ojciec Martina Pollacka.W rodzinnych opowieściach autora jak w soczewce skupia się historia Europy w pierwszej połowie XX wieku. Martin Pollack zabiera nas w poruszającą podróż po dziejach swoich przodków, składając na naszych oczach elementy nieznanej mu dotąd rodzinnej układanki. Odkrywając swoje korzenie, zadaje sobie pytanie - czy mogło być inaczej? Czy można było zapobiec radykalizacji poglądów krewnych? I dlaczego milczenie rodziny na temat ojca z biegiem czasu stawało się coraz bardziej przejmujące? Ta książka to również uniwersalne rozliczenie się z ciężarem własnego pochodzenia, na które przecież nie mamy wpływu."To książka przykuwająca uwagę, a zarazem wyważona, ba, chłodno naukowa. Przede wszystkim jednak bije z niej głęboki humanizm i okiełznany ból. To literacki wyraz dojrzałości, która nie ucieka przed prawdą, lecz akceptuje ją, choć czyni to z wielkim wysiłkiem i dziecięcym poczuciem wstydu." Claudio Magris"Czytelnik wspaniałej książki Pollacka będzie wstrząśnięty. W trakcie lektury świadkujemy tragedii, która odsłania prawdę i nabiera wymiarów antycznych." Ulrich Weinzierl"...wielka reporterska narracja, archeologiczne poszukiwanie śladów i esej z dziejów mentalności." Andreas Breitenstein"Przygnębiająca książka, mądra, świetnie zrobiona dokumentacja i jednocześnie wrażliwa literatura." Gabrielle von Arnim""Śmierć w bunkrze" to książka znakomita." Jak Strzałka""Śmierć w bunkrze" to znakomicie napisany, przejmujący i refleksyjny rozrachunek z ojcem, dalszymi przodkami, własnym narodem i jego pangermańską pogardą Słowian." Piotr Kitrasiewicz"Martin Pollack nie waha się powiedzieć wprost: mój ojciec był zbrodniarzem. To straszne wyznanie. Zwłaszcza jeśli pada publicznie." Zbigniew Bauer
Czy picie kawy mogło uchodzić za dowód zniewieściałości? Dlaczego odmawianie współmałżonce filiżanki naparu mogło skończyć się rozwodem? Czym groziła wizyta "węszyciela kawy"? A może pierwszą wiedeńską kawiarnię tak naprawdę założył Polak? Znakomity słoweński antropolog Boidar Jezernik przygląda się roli kawy w kulturze, zgłębia tajniki jej kultu i tradycję jej picia. Barwna historia kawowych ziaren to także fascynujący przypis do historii medycyny, socjologii, prawa, ekonomii i religii. Pasjonująca lektura nie tylko dla miłośników czarnego naparu."Zobaczyć świat w ziarenku piasku - zapragnął kiedyś William Blake. Jezernik nie Blake, kawa nie piasek, Bliski Wschód i Europa to nie cały świat, ale poza tym wszystko się zgadza. Słoweński antropolog napisał porywający esej o kawie, w której zobaczył nieogarniony świat kulturowych znaczeń. W jego aromatycznej i erudycyjnej opowieści etymologia spotyka się z obyczajem, cielesne namiętności z duchowym porywem, kozy z rewolucją francuską, turecki sułtan z Bachowską kantatą. Prawdziwie kawaleryjska szarża!" Dariusz Czaja"Powtarzalność czynności w skali makro nie sprzyja refleksji. Parzymy codziennie miliony litrów kawy, kompletnie się nie zastanawiając, komu zawdzięczamy ów genialny wynalazek spożywczy, który w sposób tak radykalny odmienił kulturę znacznej części świata. O tym właśnie w swej pasjonującej książce pisze Boidar Jezernik, dając nam najbardziej kompetentny i frapujący wykład o historii kawy, jaki zdarzyło mi się czytać. By nie przerwać lektury, zaparzyłem w jej trakcie wiele kaw: po włosku, w ekspresie ciśnieniowym, jak i arabsku, w tygielku zwanym dżezwą. Powstrzymałem się tylko od spożycia kawy rozpuszczalnej, z czego autor - jak mniemam - byłby wielce zadowolony". Robert Makłowicz
"Cesarz Ameryki" to fascynująca opowieść o wielkiej fali emigracji, która ruszyła z Galicji pod koniec XIX wieku, pchając w nieznane setki tysięcy Żydów, Rusinów, Słowaków i Polaków spragnionych lepszego życia. Trwające do 1918 roku masowe wyjazdy do USA i Brazylii były rozpaczliwą ucieczką przed nędzą, głodem i powołaniem do wojska, ale przede wszystkim - pielgrzymką do Ziemi Obiecanej. Do cudownej krainy obrosłej mitami, gdzie Statua Wolności jako królowa Polski otwiera szeroko ramiona na przyjęcie ukochanych Polaków i Rusinów, a cesarz Ameryki osobiście wyraża zgodę na osiedlenie się chłopów z Galicji."Co znaczą "srebrne łyżki", "bele jedwabiu", "wątrobianka", "mąka", "dywany ze Smyrny", "worki kartofli"? To słowa z szyfrowanej mowy handlarzy "delikatnym mięsem". Co znaczy "delikatne mięso"? To jedno z haseł, które wywołuje Martin Pollack, reporter i pisarz, znawca i pasjonat dziejów Galicji, by przedstawić ucieczkę nędzarzy z tej części Europy w dziewiętnastym i w początkach dwudziestego wieku. Rozpaczliwe określenie "ucieczka" bardziej tu pasuje niż administracyjne - "emigracja". Uciekinierzy doznają na swej drodze oszustw, wyzysku, przemocy i upokorzeń. Poznajemy obszar wilczych praw, mało nam znany (chociaż jego część znajdowała się kiedyś w polskich granicach), zdumiewające życiorysy i dokumenty. Czasem, rzadko, znajdujemy pocieszenie, gdy dzielność i odwaga odnoszą zwycięstwo. Książka o piorunującej aktualności, jeśli słuchamy wieści ze świata." Małgorzata Szejnert"Cechą dobrego reportażu jest to, że po przeczytaniu kilku akapitów warto zamknąć oczy i wyobrazić sobie, o czym pisze autor. Reportaż genialny ma to do siebie, że obrazy wypływają z pojedynczych słów i ze zdań, są ukryte między akapitami; nie tylko czytamy, ale też widzimy, czujemy, dotykamy, wąchamy. Martin Pollack napisał reportaż fantastyczny. O nędzy, upokorzeniu, podłości, wyzysku zamkniętych w sformułowaniu "galicyjska bieda". A także o marzeniu, które miało ziścić się w Ameryce, ale z tym też różnie bywało. Wszystko to działo się ciut więcej niż sto lat temu. Dzięki pisarstwu Pollacka nie tylko wiemy, jak cuchnęła galicyjska nędza, taka sama dla Polaków, Rusinów, Żydów, Słowaków. Wiemy również, że powinniśmy dziękować Bogu za przywilej późnego urodzenia." Paweł Smoleński"W swej książce, będącej zbiorem opowieści o ludziach, którzy wyemigrowali z Galicji pod koniec XIX wieku, Pollack stawia sobie za cel odmalowanie brutalnego zderzenia zacofanej prowincji z globalizującym się światem. Pisząc z właściwą sobie delikatnością, bezlitośnie rozprawia się z dwoma nostalgicznymi mitami: galicyjskiego sztetlu i amerykańskiej ziemi obiecanej." Timothy Synder
"Chaos się nadyma, by wypluć sens" - śpiewał Lech Janerka w 1985 roku, a zaledwie kilka lat później przyszła transformacja, która skonfrontowała z chaosem całe społeczeństwo. Nadejściu wolności towarzyszył niepokój. Niepewność jutra na jednych działała wyzwalająco, innych paraliżowała. W muzyce niezwykły czas przełomu wywołał eksplozję i jak w soczewce skupił najciekawszych undergroundowych artystów i najdziwniejsze alternatywne zjawiska.Apteka, Armia, Brygada Kryzys, Houk, Izrael, Kazik, Kinsky, Kormorany, Max & Kelner, T. Love. Schyłek festiwalu w Jarocinie i pierwsze rave'y. Wiejskie komuny i miliardowe kontrakty. Queerowi wokaliści, oświeceni punkowcy, początki hip-hopu. Pionierskie teledyski, nowatorskie audycje radiowe, legendarne kluby i przełomowe koncerty.Rafał Księżyk przeprowadza nas przez pierwsze lata transformacji, koncentrując się na undergroundzie, który umiał cieszyć się wolnością i z natury był z chaosem za pan brat. Bo to właśnie na polskiej scenie muzycznej spontanicznie realizowała się idea społeczeństwa obywatelskiego, ale też bez żadnych hamulców eksplorowano możliwości, które nadeszły wraz z nową epoką.
Urszula Glensk wyjechała na granicę polsko-białoruską jesienią 2021 roku i do jesieni 2022 obserwowała początek kryzysu - to, jak stopniowo narastało napięcie wokół migrantów, jak na obcych reagowali miejscowi, a jak państwo. Z rozmów z mieszkańcami Podlasia, relacji wolontariuszy i uchodźców stworzyła wielowymiarową opowieść: o braku pomysłu na rozwiązanie problemu, o utracie zaufania do władzy, o motywacjach do niesienia pomocy, o agresji i przemocy funkcjonariuszy Straży Granicznej. Pinezka to kronikarski zapis wydarzeń i refleksji, choć groza panująca w tym czasie na granicy wielokrotnie wykraczała poza słowa.Książki powstają z wyobraźni, z literatury lub z życia. "Pinezka" należy do tych ostatnich - powstała z nagich faktów. Z obserwowania katastrofy humanitarnej na pograniczu polsko-białoruskim, gdy pojawiły się pierwsze informacje, że w lesie umierają ludzie. Chodziłam, oglądałam, słuchałam, notowałam i czułam, że nie rozumiem tego, co się wydarza wokół w pięknej, dzikiej, mroźnej puszczy. Dlaczego jedni zamarzają, a inni odwracają oczy? Jedni rzucają wszystko i próbują ratować "obcych", a inni zwierają szeregi i karnie wykonują rozkazy? Starałam się w tej książce oddać głos uczestnikom podlaskiej katastrofy. Opowiadają o swoich racjach, doświadczeniach i cierpieniach.Filozof Benjamin Barber mówił, że gdy jesteśmy na przyjęciu i do sadzawki wpada dziecko, wówczas nikt nie patrzy na swoje nowe lakierki za sto dolarów, tylko wszyscy rzucają się na pomoc. Jednak jeśli nie widzimy tonącego, nasze sto dolarów okazuje się ważniejsze. Czy ten model reakcji społecznej sprawdził się na Podlasiu? Nie wszyscy gapili się na lakierki.Autorka
W XVII wieku Robert Hooke, wybitny angielski uczony, i Holender Antonie van Leeuwenhoek, najpierw kupiec bławatny, potem przyrodnik, spoglądając przez własnoręcznie wykonane mikroskopy, dostrzegli coś, co radykalnie zmieniło biologię i medycynę. Komórkę. Potrzeba było jednak dużo czasu, żebyśmy w pełni zrozumieli konsekwencje tego odkrycia - to, że wszystkie organizmy, w tym człowiek, składają się z maleńkich bytów zdolnych do samoregulacji, które ze sobą współpracują, tworzą tkanki i narządy, a także umożliwiają wykształcenie się niezwykle skomplikowanych cech i funkcji: świadomości, zdolności do odczuwania, reprodukcji, regeneracji, walki z patogenami. Jeśli nie działają prawidłowo, chorujemy. Czy to znaczy, że terapia komórkowa jest odpowiedzią na wszystkie nasze bolączki?
Siddhartha Mukherjee dzieli się swoją fascynacją tymi "cząstkami elementarnymi", ich złożonością i prostotą zarazem. Opisuje kolejne odkrycia, dzięki którym coraz lepiej rozumiemy pracę komórek. Pisze też o nowej epoce w medycynie, towarzyszących jej nadziejach i rozczarowaniach, kontrowersyjnych eksperymentach i rewolucyjnych terapiach. Jesteśmy właśnie świadkami przełomu, który może zmienić nasze życie.
"Najnowsza książka Mukherjeego to niezwykła podróż przez historię medycyny komórkowej, obejmująca najnowsze odkrycia, a nawet obietnice tego, co przed nami." Paul Nurse, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny z 2001 roku
"Niezwykłe osiągnięcie, fascynująca opowieść o skomplikowanych mechanizmach działania komórki - i mechanizmach życia." "New Statesman"
"Każdy, kto chce zrozumieć, jak działają cegiełki, z których zbudowane jest ludzkie ciało - a przecież wszyscy powinniśmy się tym interesować - znajdzie tu niezwykle przystępne, ale bardzo bogate wprowadzenie." "Economist"
"Śmiała, urzekająca, wciągająca książka. [] Mukherjee z entuzjazmem uczy nas i podsuwa zachwycające fakty - a zarazem prowadzi nas przez nieprawdopodobnie rozległą krainę pełną dziwów." "Wall Street Journal"
"Zachwycająco ambitna książka. [] Biologia komórkowa to temat równie wielki i złożony, co samo życie. Nie sądzę, żeby jakikolwiek inny autor lepiej sobie z nim poradził." "The Times"
"Mukherjee jest przewodnikiem o olbrzymiej wiedzy i wielkiej pasji. [] Jego ambicja raz jeszcze popłaciła: stworzył encyklopedyczną opowieść o historii biologii komórkowej, przedstawia też pytania, z którymi będziemy musieli zmierzyć się w przyszłości." "Financial Times"
"Szczegółowy portret komórek, objaśniający role, jakie odgrywają w zapewnianiu nam odporności, w funkcjach kognitywnych, w procesach reprodukcji, naprawy i odnowy." "Nature"
"Ta książka sprawi, że zachwycisz się biologią. To prawdziwy popis mistrza." "Guardian"
"Odważne, niezwykle aktualne i - co najistotniejsze - pełne szczegółowej wiedzy naukowej rozważania o tym, co to znaczy być człowiekiem." "Observer"
Brzuch Bałtyku unosi się ciężko. Wdech, wydech, wdech, wydech. Na dnie żyją olbrzymy, choć tak naprawdę nikt ich nie widział. A w nadmorskiej wsi dziwy: ksiądz, który zgubił czarnowłose dzieci, Basia, która stała się polną myszą, Gienio, który chciał wypłynąć za horyzont, pies, nad którym było tylko niebo. Narrator i bohater w jednej osobie prowadzi nas przez kolejne opowieści niczym kronikarz spisując prowincjonalne losy. Miraże, senne mary, wytwory wyobraźni, a może po prostu codzienność, która kryje w sobie więcej tajemnic, niż może się wydawać.Debiut Patryka Zalaszewskiego to czarujące i pełne melancholii literackie zaproszenie do nadbałtyckiej wioski. Nad tymi pulsującymi niepokojem historiami nieustająco unosi się pytanie o istotę życia: i to już wszystko?
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?