Tygodnik Warszawski był pismem najbardziej bezkompromisowym spośród powojennych pism społeczno-katolickich. Było to pismo - jak piszą Autorzy w przedmowie - które zarówno postawą jego twórców i współpracowników, jak i poprzez głoszone z otwartą przyłbicą poglądy starało się budować Arkę Przymierza między II Rzeczpospolitą a powojenną Polską. Wierzono bowiem, że prędzej czy później będzie to Polska niepodległa... Z Tygodnikiem Warszawskim związani byli ludzie wywodzący się z obozu narodowego, Stronnictwa Pracy i konspiracyjnej organizacji Unia. Pisali w nim m.in. Jerzy Braun, Kazimierz Studentowicz, Tadeusz Przeciszewski, późniejszy Prymas Stefan Wyszyński, ks. Zygmunt Kaczyński (redaktor naczelny), Wiesław Chrzanowski, Józef Maria Święcicki, Stanisław Grabski, Stefan Kisielewski, o. Jacek Woroniecki, prof. Feliks Koneczny i wielu innych, wybitnych przedstawicieli ówczesnej elity polskiej.
Od innych pisma katolików świeckich wyróżniała redakcję bezkompromisowa krytyka założeń marksizmu, a zarazem żądanie obecności w życiu publicznym "katolickiego wzorca cywilizacyjnego".
Tygodnik zgromadził ówczesną elitę intelektualną. Jego historię zakończyły komunistyczne represje, pismo zamknięto, redaktorów i współpracowników aresztowano i skazano na wieloletnie wyroki. Za swoje bezkompromisowe przywiązanie do zasad cywilizacji łacińskiej i chrześcijańskiej zapłacili zdrowiem, a niektórzy nawet życiem...
Książka objęta patronatem medialnym Tygodnika "Niedziela", "Idziemy", "Uważam Rze...", Radia "Wnet", TVP Historia, TVN Religia, Katolickiej Agencji Informacyjnej, Muzeum Niepodległości, portalu konserwatyzm.pl, Uniwersytetu Szczecińskiego, i Ośrodka Badań Bibliograficznych Uniwersytetu Szczecińskiego.
Decyzja o abdykacji zaskoczyła większość katolików i obserwatorów życia Kościoła katolickiego, bo to wydarzenie rzadko spotykane w Jego dziejach. Ostatnia abdykacja miała miejsce pod koniec XIII wieku, ale Celestyn V był papieżem niespełna rok... Benedykt XVI swój urząd pełnił już lat prawie osiem, zważywszy jednak pontyfikat poprzednika, Jana Pawła II - zaledwie osiem. Wielu, także katolików, trwa w zdziwieniu, a wielu kryje w sercach rozczarowanie i żal. Decyzja Benedykta XVI, zgodna z prawem kanonicznym, wydaje się niezrozumiała, szczególnie gdy podane powody - niedostatek sił cielesnych i duchowych - skonfrontuje się z ostatnimi latami życia i posługi Jana Pawła II.
Książka, która powstała dzięki artykułom: ks. prof. dr. hab. Tomasza Stępnia, prof. dr. hab. Adama Wielomskiego, dr Lecha Szyndlera, red. Antonia Socciego, piszących o głównych, ich zdaniem, dokonaniach tego pontyfikatu, a przede wszystkim o encyklice Spe salvi, nie odpowiada wprost na pytanie, dlaczego papież podjął decyzję o rezygnacji z urzędu. Niemniej jednak lektura tych tekstów, skonfrontowana z wiedzą o sposobie sprawowania urzędu przez wielkiego poprzednika, stanem Kościoła katolickiego i znajomością kardynalskiej jeszcze posługi następcy, papieża Franciszka, pozwalają się pochylić i zastanowić nad losem obecnym i dalszym wspólczesnego Kościoła, zidentyfikować i ocenić kierunek, w którym On zmierza, a przez to także rozważyć we własnym sumieniu powody abdykacji Benedykta.
Ponadto na książkę składają się dokumenty pontyfikatu, to znaczy List apostolski Benedykta XVI motu proprio Summorum Pontificum, List Jego Świątobliwości Benedykta XVI do biskupów z okazji publikacji listu apostolskiego motu proprio Summorum Pontificum oraz Instrukcja dotycząca zastosowania Listu Apostolskiego motu proprio data Summorum Pontificum Jego Świątobliwości Benedykta PP XVI, wydana przez Papieską Komisję Ecclesia Dei.
Trzecią część ksiązki stanowią rozmowy dotyczące stanu Kościoła, największych osiągnięć minionego pontyfikatu i najważniejszych zadań stojących, zdaniem rozmówców, przed papieżem Franciszkiem. Swoimi opiniami dzielą się z czytelnikami m.in. prof. Jacek Bartyzel, prof. Rafał Łętocha, prof. Adam Wielomski, dr Maciej Strutyński, Konrad Rękas i inni.
Polityka zdominowała nasze życie. Rosną też ambicje polityków, którzy swojemu władaniu chcieliby poddać całokształt ludzkiej egzystencji. Wspólcześnie chcą decydować o tym, kto jest człowiekiem i komu przysługują wynikające z tej kondycji prawa (ustawy rasowe, schizofrenia bezobjawowa), komu "wolno" się urodzić (aborcja), jak długo przyjdzie mu żyć (eutanazja), jak liczne winien mieć potomstwo (dzietność), jak powinien się odżywiać (GMO). W sytuacji politycznej uzurpacji, a z drugiej strony - częstej, bezrefleksyjnej zgody na nią, niezwykle ważna jest identyfikacja polityczności, zjawisk na nią się składających, jak również swoistych dla niej kategorii. "Wróg - przyjaciel", "nasz - obcy" oto szczególne, swoiste dla polityczności kategorie, tak jak piękno i brzydota dla estetyczności, dobro i zło dla moralności czy prawda i fałsz dla poznania.
Carl Schmitt, niemiecki myśliciel i prawnik, dość niesprawiedliwie nazwany "naczelnym jurystą III Rzeszy", był jednym z pierwszych, którzy podjęli wysiłek wyodrębnienia i opisania polityczności, rozróżnienia między tym, co polityczne, a zjawiskami przynależnymi do innych sfer ludzkiej aktywności. Według niego polityczność związana była przede wszystkim z państwem, które jako suwerenny podmiot polityczny siłą zapewniało sobie władanie prawne nad określonym terytorialnie zgrupowaniem ludzkim, np. narodem, i w jego imieniu występowało wobec innych, obcych bytów o podobnie politycznym charakterze. Ale już niemal u zarania badań nad politycznością okazało się, że państwo może utracić charakter suwerennego podmiotu politycznego podejmującego decyzję o przyjacielu i wrogu nie tylko na rzecz innego państwa, ale także na rzecz wewnętrznych, często ideologicznych podmiotów o aspiracjach politycznych. Państwo w służbie rewolucji, obojętne bolszewickiej czy nazistowskiej, w służbie jakiejkolwiek ideologii traci swą suwerenność, przestaje być też strażnikiem ładu chroniącym przed powrotem stanu natury charakteryzującym się walką wzajemnie konkurujących podmiotów politycznych, staje za to instrumentem ideologii i zarazem źródłem chaosu i wojny totalnej niszczącej zarówno wrogów, jak i przyjaciół, swoich, jak i obcych.
Współczesne władze Hiszpanii i Portugalii zdecydowanie odcinają się od tradycji politycznej związanej z Franco i Salazarem, i z dużą gorliwością rezygnują z uznania jakichkolwiek zdobyczy tamtego półwiecza. Nawet w polskiej debacie publicznej postaci generała Franco i profesora Salazara wciąż budzą duże emocje i kontrowersje. Spory i problemy minionych czasów żyją nadal, i aktualizują się w kolejnych pokoleniach.
Niniejszą książką włączamy się w tę żywą debatę, by przybliżyć polskiemu czytelnikowi jej główne tematy, by samemu pogłębić, i doprecyzować, nasze rozumienia polityki i historii. Głos w naszej części debaty zabierają zarówno krytycy, jak i zwolennicy Franco i Salazara, dzięki czemu polski czytelnik - dotąd w sprawie niezbyt zorientowany i skazany raczej na mit lub czarną legendę - będzie mógł uzyskać podstawy rzetelnej wiedzy o programach politycznych, gospodarczych, społecznych i kulturalnych systemów Franco i Salazara. Mamy nadzieję, że czytelnicy uznają tę próbę za udaną, a nasz wysiłek za pożyteczny.
Ja was znam krzyczy Cruella w todze, jak pieszczotliwie określa sędzie sądów rodzinnych nasz autor, do jednego z bohaterów niniejszej opowieści. Sama się rozwodziłam!. Ten jej okrzyk wojenny jest zarazem wyznaniem kobiety, kobietki, dziewczynki wprost, której cała wiedza prawnicza i takież doświadczenie, lata studiów, na które tak się lubi powoływać pokazując swój dyplom i aplikację, funkcja, jaką pełni w systemie państwowego wymiaru sprawiedliwości niczym są wobec egzystencjalnego doświadczenia, jakim jest dla niej spotkanie na sali sądowej mężczyzny, uosobienia wroga, którego nienawidzi i nad którym ma teraz suwerenną władzę. Inna tę władzę suwerenną wykorzysta podrze dokumenty, które pozwany skrupulatnie gromadził w celu dowiedzenia swej niewinności...
Feminizm, mimo że wymierzony w mężczyzn, jak każda doktryna walki, nienawiści, egzystencjalnego sporu, który angażuje człowieka w pełni i do końca, i kładzie na szali jego życie niszczy też swych wyznawców. Tezy feminizmu złamały wiele kobiet, zniszczyły im życie. Cierpią. Niektóre otwarcie, inne już po przekroczeniu granicy cierpienia, ale wciąż niepogodzone ze swym losem, niezdolne, by znaleźć jego przyczynę w chorej doktrynie, wciąż drą mordy dawno już pozbawione nie tylko uroku, ale i uzębienia. Jak w starym dowcipie: nie mogą już pogryźć, ale chciałyby jeszcze poćmokać.
Jednak ta książka nie została napisana przeciwko kobietom. Rzec można nawet, że jest napisana w obronie radosnej, upiększającej świat kobiecości. Jest więc pochwałą kobiet i kobiecości, choć zgodnie z zastrzeżeniem poczynionym przez autora nie jest dla nich pomnikiem, bo jest znacznie więcej, znacznie milszych miejsc, w których kobiety czują się znacznie lepiej niż na kamiennych cokołach. Jest też pochwałą różnorodności, a przynajmniej zasadniczych różnic między kobietą a mężczyzną i sprzeciwem wobec wszelkich, motywowanych politycznie, ideologicznie, religijnie bądź filozoficznie prób zaprowadzenia urawniłowki.
Zdaję sobie sprawę, że lektura nie nastraja optymistycznie, że książka jest rodzajem kroniki agonii, ale trudno - moim celem jest przede wszystkim przedstawienie sytuacji i kierunku jej ewolucji, ponieważ warunkiem podjęcia skutecznego remedium - o ile jest ono jeszcze w ogóle możliwe - jest trafna diagnoza. Być może z tego powodu książka wzbudzi sprzeciw, zwłaszcza wśród ludzi przekonanych, że wszystko powinno się zakończyć wesołym oberkiem...
Książka zawiera zebrane felietony wygłaszane na antenie Radia Maryja.
Michalkiewicz nie boi się poruszać drażliwe tematy polityczne i gospodarcze. Omawia wszystkie za i przeciw przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, krytykuje manipulowanie państwa przy gospodarce i udowadnia, że liberalizm gospodarczy nie kłóci sie z zasadami chrześcijańskimi.
Ujmuje się za najsłabszymi - przy pomocy logiki i zdrowego rozsądku udowadnia, że zgoda na aborcję z powodów tzw. społecznych jest złem - celowo nie używa przy tym argumentów wiary, aby trafić także do niewierzących.
Czytelnicy, którzy znają inne książki Michalkiewicza, z łatwością zauważą konsekwencję autora i dar przewidywania, który można nazwać po prostu umiejętnością myślenia i zdrowego rozsądku.
W dziesiątą rocznicę śmierci abp. Dąbrowskiego Raina zdecydował się opublikować nieznaną szerszym kręgom biografię duszpasterza - długoletniego Sekretarza Konferencji Episkopatu Polski, oddanego współpracownika kardynała Wyszyńskiego, twardego negocjatora z władzami PRL.
Nie wszyscy wiedzą, że abp Dąbrowski był zakonnikiem - orionistą, opiekunem chorych. Niestety, nie zachowało się wiele zapisków z tej dziedziny działalności arcybiskupa, ale możemy się przekonać, jak bardzo był on wierny swemu powołaniu do końca życia, jak dbał o zgromadzenia zakonne w Polsce, troszczył się o rozwój powołań - była to praca bardzo cicha, ale dająca wielkie efekty.
Teczki wciąż wstrzasają polskim życiem społecznym i politycznym, dotykają świat kultury, boleśnie ranią polski Kościół. Od upadku komunizmu kolejne ekipy rządzące nie potrafią skutecznie przeciąć tego węzła niemożności, złej woli i oportunizmu. Obrońcy tajnych współpracowników gotowi są nawet wywrócić tradycyjny porządek moralny, donosicieli i zdrajców nazwać ofiarami, a ofiary ich agenturalnej działalności "moralnymi prymitywami". Stanisław Michalkiewicz od samego początku był i pozostaje nadal niezwykle konsekwentnym zwolennikiem przeprowadzenia w Polsce lustracji. Zgromadzone w tym tomie felietony poświadczają jego zdecydowanie w tym względzie. Dowodzą także, że konieczności przeprowadzenia lustracji nie warunkuje zaspokojenie ciekawości czy nawet poznanie prawdy, to przede wszystkim warunek "sine qua non" sanacji Rzeczypospolitej, państwa, które w ostatnich trzech wiekach zaledwie przez trzydzieści kilka lat aspirowało do suwerenności i niepodległości, podlegając poza tym wpływom obcych tajnych policji i wywiadów...
W czerwcu 1987 roku Jan Paweł II miał po raz trzeci odwiedzić swoją ojczyznę. Polska była wtedy zupełnie innym krajem, zupełnie inni ludzie sprawowali w nim władzę...
Książka, choć jest zapisem kilku miesięcy poprzedzających ową pielgrzymkę, nie opowiada o radosnym oczekiwaniu na przybycie Ojca Świętego. Jest opowieścią o pracy ludzi służących tamtemu systemowi, spisaną przez nich samych w meldunkach, raportach, ściśle tajnych rozkazach i zarządzeniach, po spotkaniach jawnych i tajnych, oficjalnych i konfidencjonalnych...
Przeraża, fascynuje, ale i śmieszy, bo jakiż inny system mógł marnować tyle ludzkich talentów wprzęgając je w swoją nienawiść do Boga, Kościoła i wierzących. Jakiż inny system poświęcał tyle sił i środków, by śledzić, inwigilować, infiltrować...? By swych funkcjonariuszy skazywać na udział we Mszach św. i Nabożeństwach?
Któż był wówczas wrogiem? Dlaczego zwykły proboszcz z Gdańska stawiał na nogi tajne, jawne i ?dwupłciowe" policje? Jaka była cena zdrady...? Paczka kawy...? Butelka brandy...? A może to nie była zdrada? Może tylko niegroźna fraternizacja, wzajemne przenikanie, a w istocie praca duszpasterska?
Był u mnie przedstawiciel Znaku, Więzi, potem przedstawiciel PAX-u. Nie mogą na siebie patrzeć, ale w gruncie rzeczy mają te same tendencje: gra polityczna, licytowanie się w zdobywaniu rozgłosu, osobiste i grupowe ambicje, dobro Narodu na końcu.
Ponadto miałem dwie długie konferencje: jedna w sprawie statutu Caritas, druga z b./yłymi/ doradcami „Solidarności", nudne, bo jednostronne i jednokierunkowe. Ci ludzie, aczkolwiek umiarkowani, to jednak natrętni, dla nich, poza „Solidarnością ", nikt i nic nie istnieje - ani wiara, ani duszpasterstwo, ani człowiek. Przestrzegają, aby się Kościół nie dał zinstrumentalizować rządowi, ale sami do tego dążą, chcieliby Kościół wprząc w swój rydwan i Kościołem kierować. Jeszcze nie otrząsnęli się z iluzji.
... Psycholog, któremu nieobca jest też twórczość literacka, przeprowadził intrygującą analizę postaci kobiet, uwikłanych w rozmaite uwarunkowania dziedzictwa kulturowego, będącego nośnikiem wartości naszej cywilizacji. Mamy tu do czynienia z dość swobodnymi acz niebanalnymi rozważaniami i refleksjami, które wzbogacają nasz obraz kobiety jako towarzyszki mężczyzny, obiektu uwielbienia lub wzgardy w zależności od tego, w jakim kontekście się pojawia.
Sprawa umieszczenia na indeksie książki Bolesława Piaseckiego Zagadnienia istotne i tygodnika Dziś i Jutro jedynie z pozoru była sprawą marginalną, dotyczącą peryferii katolickiego świata tzn.ówczesnej Polski. W istocie ta sprawa dotyczyła samej istoty katolicyzmu i jego dalszej obecności nie tylko w Polsce, ale i w Europie, a nawet w świecie.
Dzięki tej publikacji] mamy możliwość na nowo odkrywać J. Woronieckiego, dostrzec ponadczasowość i aktualność jego poglądów w zakresie wychowania i edukacji. Poglądy dominikanina w tych kwestiach Autor publikacji konfrontuje z realiami ówczesnego szkolnictwa oraz z myślą pedagogiczną zarówno z okresu aktywności uczonego, jak i współczesną. (…) Przez zestawienia dokonane w recenzowanej pracy — z jednej strony myśli dominikanina, z drugiej zaś realiów panujących w ówczesnej szkole, czytelnik może też dostrzec ciągłość sporu, toczącego się w społeczeństwach europejskich o kształt edukacji i wychowania młodego pokolenia. (…) R. Polak przedstawia czytelnikom publikację, która może być ważnym głosem w dyskusji nad kształtem programów szkolnych i wychowawczych w naszych czasach.
(Z recenzji dr. hab. Jarosława Cabaja)
Człowiek — rzecz czy osoba?... to dzieło, w którym autorka stara się znaleźć w tradycji myśli filozoficznej koncepcję, która może być dla współczesnego człowieka terapią wydobywającą go z zagubienia w odmętach postmodernistycznego absurdu.
To zarazem propozycja spojrzenia na otaczający nas świat i ludzi, na nas samych, w sposób porządkujący, umożliwiający odróżnienie tego, co ważne od tego, co nieistotne, i pozwalający poznać nie tylko kolejną „postać” rzeczywistości, nas samych i stosunków między nami, niczym kolejny produkt w supermarkecie, tyleż ciekawy i wywołujący pożądanie, co zarazem szybko tracący swą atrakcyjność i powodujący frustrację, ale rzeczywistość taką, jaką ona jest niezależnie od naszej woli i błędów poznawczych.
To wreszcie propozycja zobaczenia siebie w „sieci” wzajemnej przyjaźni, a nie proponowanej nam przez postmodernizm wrogości i ciągłej walki wszystkich ze wszystkimi i wszystkiego ze wszystkim...
Drugi tomik Biblioteki Rocznika Tomistycznego porusza kwestię zainteresowania św. Tomasza Boecjuszem, a szczególnie jego rozumieniem bytu. Wizja bytu Tomasza składa się z dwóch pryncypiów istoty i istnienia. Nie można w tym miejscu także udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy przypadkiem Tomasz, wyjaśniając ten niewielki traktat Boecjusza, nie miał okazji do doprecyzowania własnych rozstrzygnięć i zmierzenia się za pomocą własnych narzędzi konceptualnych z neoplatońską zawartością problemową tego traktatu.Pytań, które się rodzą, gdy spotykamy się z tymi dwoma autorami, nie należy mnożyć, gdyż czytelnik mógłby zgubić się w ich gąszczu, zanim rozpocząłby lekturę ich dzieł. Należy rozpocząć od pewnych kluczowych ustaleń, aby można było udzielić odpowiedzi na fundamentalne pytania kim był Boecjusz i dlaczego jego dzieło było ważne w średniowieczu, a następnie z jakich powodów Akwinata podjął się komentowania jego traktatów i czy efekt tego komentarza był ważny dla uprawianej przez niego metafizyki? (Ze Wstępu prof. Michała Zembrzuskiego)
Żniwiarz zebrał z rozległego pola uprawy polskiego ducha to, co jego zdaniem dla tego ducha najcenniejsze, co go zbudowało i nadal, mimo przeciwności i burz dziejowych, rozwija. Żniwa nie są ukończone ani ostateczne, nie były też systematycznie przeprowadzone, zapewne będą kontynuowane, ale ujawniły odrębną, polską myśl o wspólnocie politycznej, o narodzie i państwie. Jej swoistość ujawnia się już na poziomie przedwerbalnego rozumienia rzeczywistości, a następnie ujmowania rezultatu poznania i refleksji w typowych dla niej pojęciach.
Dzięki tej swoistości ujęć możemy mówić o Polakach jako narodzie, który – wbrew obiegowym dziś przekonaniom – jest organizmem, a więc czymś daleko więcej niż tylko podatnikami, poddanymi władzy centrum fiskalnego i zmasowanymi na terytorium oddzielonym granicami od mas obcych, lecz niemal identycznych. Truizmem jest powiedzieć, że myśl istotnie polska jest przesiąknięta duchem chrystianizmu, że sytuuje się w samym centrum Christianitas – jest bowiem przez tę cywilizację zarówno stworzona, jak i ją współtworzy, i wciąż jeszcze próbuje z niej czerpać, ale i ją wzbogacać.
Przez wieki, idąc ku golgocie swego odkupienia, kolejne pokolenia upadają i powstają wciąż nie tracąc nadziei zbudowania ojczyzny „tych, co mają tak za tak – nie za nie, Bez światło-cienia” – przedsionka Ojczyzny Wiecznej; jak ona, ufundowanej na sprawiedliwości, lecz i miłosierdziu, równoważącej wolność i porządek, równość i hierarchię…
Poznałem ją przypadkiem na przyjęciu u mojego kolegi, studenta Uniwersytetu Warszawskiego. Elegancko ubrana, skromna, dowcipna, wesoła...
Pobraliśmy się i byliśmy razem ponad czternaście lat. Zmarła nieoczekiwanie mając 40 lat. Jej śmierć przeżyłem bardzo mocno...
Niedawno dowiedziałem się, że w okresie naszego małżeństwa była tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PR, i że przez cały ten czas donosiła na mnie...
Tomasz z Akwinu (1224/25–1274) jako etyk jest kontynuatorem najbardziej tradycyjnej i najstarszej szkoły etycznej, mającej swój początek w nauczaniu Sokratesa (ok. 470 BC – 399 BC) oraz w pismach Arystotelesa (384 BC – 322 BC), który z etyki uczynił systematyczną „filozofię moralną”.
Nie jest więc Tomasz autorem jakieś nowej etyki, wywracającej do góry nogami odwieczne przekonania ludzi o dobru i złu, nie szokuje, nie bulwersuje, ale też nie szasta potępieniami, obcy jest mu elitaryzm moralny, przemawianie do czytelników czy słuchaczy z moralną wyższością. Pozostaje przede wszystkim uczniem Arystotelesa, o którym mówiono, że jest „umiarkowany do przesady”. Właśnie tego filozofa Tomasz wybrał na swego mistrza.
Jednakże, podobnie jak ma to miejsce w innych działach filozofii, także i w etyce Akwinata nie ogranicza się do powtarzania tez Greka, ale stara się je zinterpretować po swojemu i – bardzo wyraźnie to widać w przypadku etyki – wbudować w gmach myśli chrześcijańskiej. Nie jest to jednak – o co często Tomasza oskarżano – prymitywne „przygięcie” myśli Arystotelesa do ortodoksji chrześcijańskiej, ale raczej ukazanie i rozwinięcie punktów zbieżnych obu doktryn. Zbieżności dostrzegał Doktor Anielski bardzo dużo, czego wyjaśnienie jest proste: właśnie filozofię Arystotelesa uważał Tomasz za najbliższą prawdzie, czyli najbardziej adekwatnie opisującą rzeczywistość.
Z kolei w doktrynie katolickiej uznawał prawdę, którą objawił sam Bóg. Nie oznaczało to jednak bezkrytycznego przyjmowania wszystkich tez i poglądów Filozofa. Tomasz bowiem powtarzał, że „studium filozofii nie jest po to, aby poznać to, co ludzie myśleli, lecz jakby to się miało do prawdy rzeczy”. Ta „prawda rzeczy” jest także najważniejsza dla Tomasza w jego etyce. Wszystko to staramy się w tej książce ukazać.
„Psychologia ma długie dzieje, lecz krótką historię”. Jej „historia” rozpoczyna się bowiem w XVI wieku wraz z terminem „psychologia”, upowszechnionym dopiero dwa stulecia później przez niemieckiego filozofa Christiana Wolffa (1679–1754). Z kolei następne sto lat (1889) przyszło poczekać na wyodrębnienie się psychologii jako osobnej dziedziny wiedzy.
Długie dzieje psychologii to natomiast wielowiekowe rozważania o duszy – ???? ????? (peri psychés) – de anima. Arystoteles (384 BC –322 BC), autor pierwszego w dziejach traktatu O duszy, wiąże duszę z życiem i przypisuje jej posiadanie wszystkim istotom żywym: roślinom – wegetatywną, zwierzętom – zmysłową, a człowiekowi – rozumną.
Tomasz z Akwinu (1224/25–1274) nawiązuje wyraźnie w swojej filozofii do ujęć Arystotelesa, ale znacznie rozbudowuje teorię człowieka, opierając się na swojej nowatorskiej wizji rzeczywistości (w której dominuje akt istnienia) oraz uwzględniając osiągnięcia kilku kolejnych stuleci refleksji (filozofów chrześcijańskich, arabskich i żydowskich).
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?