To pierwsza na polskim rynku rzetelna biografia sensu stricto Józefa Czapskiego, napisana przez zafascynowanego nim Amerykanina. (w 2007 r. Zeszyty Literackie wydały Portet Józefa Czapskiego Wojciecha Karpińskiego.)Józef Czapski żołnierz, postać publiczna, świadek historii, pamiętnikarz, pisarz i malarz. Jego życie objęło niemal cały wiek dwudziesty. W czasie Rewolucji był studentem w Petersburgu, w szalonych latach dwudziestych malarzem w Paryżu. Jako polski oficer rezerwy wróciwszy do ojczyzny walczył z Niemcami na początku II wojny światowej, przez Sowietów został wzięty do niewoli i cudem ocalał z masakry tysięcy jego towarzyszy broni. Potem nie wrócił do Polski, pracował w powojennym Paryżu, zdając relacje z tragicznego położenia swojego kraju niszczonego przez totalitarny ustrój. Wydane tuż po wojnie, choć mniej znane, wspomnienia Czapskiego z sowieckiego obozu Na nieludzkiej ziemi, wyprzedzają Archipelag Gułag Sołżenicyna o ćwierć wieku. Czapski narzucił sobie również ścisłą dyscyplinę jako malarz twórczość ta nadawała sens jego życiu i przez dziesięciolecia zajmował się nią codziennie.Ze wstępu autora:Mój pierwszy kontakt z życiem i twórczością Józefa Czapskiego nastąpił całkowicie niespodziewanie. Do pewnego czerwcowego dnia nigdy o nim nie słyszałem, a nazajutrz byłem nim zafascynowany.Dzięki wspaniałomyślnemu odruchowi starego znajomego, który lubi zaspokajać mój apetyt na krytyczne myślenie, pewnego ranka otrzymałem pocztą z Paryża niewielką francuską książkę na temat Marcela Prousta. Nazwisko autora, Józefa Czapskiego, nie było mi znane. Nie bardzo pamiętam, co się stało po otwarciu paczki. Niczym stworzenie zagrzebujące się w swoim naturalnym siedlisku, opadłem na fotel i zacząłem ją od razu czytać. ()Byłem wdzięczny za to nieoczekiwane pojawienie się książki Czapskiego w moim życiu. Następnego dnia wielokrotnie, niemal bezustannie myślałem o tym, co Czapski napisał o Prouście i jak to napisał. ()Józef Czapski, postać na ogół nieznana czytelnikom i artystom anglojęzycznym, przeżył swoich dziewięćdziesiąt sześć lat w wielu życiowych rolach jako żołnierz, postać publiczna, świadek historii, pamiętnikarz, eseista i malarz. Jego życie objęło niemal cały wiek dwudziesty.Mimo gorliwego zaangażowania w walkę z totalitaryzmem i pomoc innym Czapski uważał się przede wszystkim za malarza. Malowanie, jak dowie się czytelnik, nadawało sens jego życiu. ()Według jednego z przyjaciół Czapskiego bardziej podziwiano go za charakter niż za twórczość malarską. Ci, który kupowali jego prace, robili to głównie z przyjaźni dla tego człowieka. Jego malarstwo pozostaje praktycznie nieznane.I tak jest nadal. Obrazów Czapskiego prawie nie ma w zbiorach publicznych, większość znajduje się w prywatnych kolekcjach w różnych miejscach Europy. Wiele dziesięcioleci temu obrazy Czapskiego zostały zakupione i oficjalne zarejestrowane w narodowych zbiorach w Polsce i Francji, ale ich tytuły pojawiają się jedynie z numerami inwentaryzacyjnymi przyporządkowanymi pracom przechowywanym w magazynach. Tylko nieliczne płótna są wystawiane publicznie. ()Zapis w jego dzienniku ukazuje rezultaty kilkudniowej pracy poświęconej rysowaniu różnych kwiatów. Czapski, potrafiący wykraczać poza własne dostrzeżone niepowodzenia, odnotowuje zniechęcenie faktem, że zdołał uchwycić tylko odrobinę ich witalności.Kiedy rysujesz, czujesz każdą kreskę prowadzoną na papierze jako coś żyjącego, nieodwołalnego, i naraz rysunek zaczyna żyć. () Potem dwie jedną kreską notatki tulipanów wydały mi się nagle żywiej istniejące. Dlaczego? Bo je czułem podczas rysowania, czułem ten związek niezdarnego, niepewnego, zdeformowanego trochę rysunku, jakby między końcem mojego ołówka a mną nie było żadnej przerwy. Ja byłem na końcu ołówka.Mam nadzieję ożywić Czapskiego w sposób, w jaki opisuje rysowanie tych tulipanów. On i ja spotykamy się na końcu mojego ołówka.
W Śmierci w La Fenice, pierwszej powieści z tego bardzo poczytnego cyklu, Donna Leon zapoznała czytelników z wytwornym i okrutnym światem opery oraz z jedną z najznakomitszych żyjących włoskich sopranistek, Flavią Petrelli. Teraz Flavia wraca do Wenecji, by wystąpić w tytułowej roli w Tosce. Pewnego wieczoru po przedstawieniu okazuje się, że w jej garderobie jest mnóstwo zbyt wiele żółtych róż. Jakiś anonimowy wielbiciel zasypywał ją prezentami w Londynie, Sankt Petersburgu i Amsterdamie, teraz zaś robi to w Wenecji. Flavia wyznaje Brunettiemu, że jest przerażona tymi wyjątkowymi przejawami uwielbienia. Kiedy młoda wenecjanka, utalentowana śpiewaczka, która zwróciła uwagę Flavii, pada ofiarą brutalnej napaści, komisarz dochodzi do wniosku, że obawy Petrelli są uzasadnione w sposób niewyobrażalny dla nich obojga. Brunetti musi wczuć się w psychikę jakiegoś natrętnego fana, zanim Flavii bądź komuś innemu stanie się krzywda.Elegancka powieść (). Możliwość zajrzenia za kulisy Teatro La Fenice to dla operomaniaków prawdziwa gratka.NEW YORK TIMES BOOK REVIEW
Nowe wydanie bestsellerowej autobiograficznej książki Geralda Durrella, opisującej lata spędzone przez jego rodzinę na greckiej wyspie Korfu. Pełna humoru i anegdotycznych opowieści, barwnych postaci i uważnych opisów wyspiarskiej przyrody. To zarazem pierwsza część trylogii, na którą składają się również Ptaki zwierzaki i krewni oraz Ogród bogów, które także zostaną wznowione nakładem Noir sur Blanc.
Olbrzymia dawka humoru, szczyty urzędniczych absurdów opisanych w mistrzowskim stylu.
Zbiór wszystkich opowiadań Sławomira Mrożka, których głównym bohaterem jest Prezes, a towarzyszą mu różni skromni współpracownicy jak Referent, Księgowy, Magazynier, Kasjer, Radca. Przeczytamy o Kanceliście, który w akcie rozpaczy po tym, jak rzuciła go narzeczona, decyduje się na wyprawę w celu Uporządkowania Spraw Niezałatwionych, o próbie nawiązania kontaktu ze zmarłym Kancelistą, z którego śmiercią zniknęły wszystkie pieniądze, o zatrudnieniu emeryta, żeby udawał na cokole pomnik Mickiewicza, o tym, czy Prezes był już w Starożytności i nazywał się Prezus...
Wspaniałe przykłady efektywnego współdziałania ludzi szanujących autorytet (Prezesa) i starających się rozwiązywać skutecznie problemy (Prezesa).
Luis Sepúlveda tym razem przenosi czytelnika w świat własnych wspomnień z młodości. Opowiadania zamieszczone w zbiorze „Niemy Uzbek i inne opowieści z podziemia” przywołują okres, kiedy autor, jeszcze jako nastoletni uczeń, podjął działalność w chilijskiej Młodzieżówce Komunistycznej, a w późniejszych latach wraz z przyjaciółmi należał do GAP (Grupy Osobistych Przyjaciół) — nieformalnej grupy ochroniarzy prezydenta Salvadora Allende.
Zabawne, a niekiedy głęboko wzruszające opowiadania nawiązują do autentycznych wydarzeń i przywołują postaci zarówno żyjących, jak i zmarłych przyjaciół Luisa Sepulvedy, który z łezką nostalgii wspomina ów czas „młodości durnej i chmurnej”, kiedy wraz z przyjaciółmi usiłowali zmieniać świat, podejmując walkę metodami nie zawsze legalnymi, ale zawsze pokojowymi. Uczestnicy „szlachetnych zamachów” dbali o to, by nikogo nie skrzywdzić w wyniku podejmowanych działań, a nawiązane wówczas przyjaźnie przetrwały niejednokrotnie do dziś.
„Jest to książka, z której każdy cywilizowany, myślący człowiek powinien co wieczór przeczytać trzy lub cztery linijki, zanim zaśnie (jeśli w ogóle będzie mógł zasnąć).”
Umberto Eco
Sięgając po formułę starożytnych sentencji, posługując się ostrym dowcipem, kalamburem, skrótem myślowym, kondensacją znaczeń, Lec budował wyjątkowo trafny komentarz do wynaturzeń współczesnych czasów, nawiązując do najszerszego kontekstu kultury europejskiej. Stał się mistrzem paradoksu, tropicielem wszelkich myślowych falsyfikatów i językowych frazesów, zniewalających ludzką indywidualność i pozostających na usługach totalitaryzmu. Choć czytelnikom jego aforyzmy wydawać się mogły celną reakcją na absurdy peerelowskiej rzeczywistości, nie są one jedynie wytworem chwili historycznej, lecz zachowują aktualność i uniwersalny sens:
Nie poznaję tych ludzi. Na barykadach byli wyżsi. Gorszy od „kultu jednostki” jest „kult zera”. Są tacy, co nie mają żadnych uprzedzeń narodowych. Mogą bić się z każdym. Z opozycji można się wylizać.
W „Myślach nieuczesanych” Lec kontynuuje tradycję gorzkiego żydowskiego humoru i intelektualnej gry, prześcigając lapidarnością i esencjonalnością swych aforyzmów niekwestionowanego mistrza gatunku, wiedeńczyka Karla Krausa. W eseju poświęconym pamięci wybitnego aforysty prof. Leszek Kołakowski napisał: „Rozbudzał swoim wysiłkiem ten obszar świadomości, ku któremu się zwraca autentyczna praca filozofa: miast, jak zawodowi filozofowie nieraz czynią, zlepiać zastane banały w pozorne całości, demaskował, jeden po drugim, każdy banał obiegowy, nie darował żadnemu słowu, które bezwładem języka usypia myśl. Przywrócił godność pięknemu kunsztowi aforystyki, wyjałowionemu przez wymęczony humorek kalamburzystów, dla których kalambur jest celem, nie zaś myśl, wyrażająca rzeczywiste paradoksy świata”.
Tłumaczone na wiele języków, cytowane w renomowanych antologiach, „Myśli nieuczesane” stały się ulubioną lekturą artystów, naukowców i polityków.
Trwają na przeciwnych krańcach spectrum – jeden jest światowej sławy pisarzem, autorem „Imienia róży” i samozwańczym człowiekiem świeckim; drugi, hierarchą Kościoła Katolickiego, wymienianym w gronie potencjalnych następców obecnego papieża. W tej przyjacielskiej, lecz zaciętej szermierce listów i idei, Umberto Eco i Carlo Martini dyskutują nad kwestią aborcji, rolą kobiet w Kościele, etyką i Apokalipsą. Stawiają czoła najtrudniejszym dylematom nowego milenium, świadomi dzielących ich różnic, wiary i niewiary. Rezultat? Jest oszałamiający. Jakie bowiem są granice wiary? I w co wierzy ten, kto nie wierzy?
Jeśli mamy wieść dialog, to musi on obejmować także obszary, na których nie ma zgody. Ale to nie wszystko; jeśli na przykład laik nie wierzy w "rzeczywistą obecność", katolik zaś - co naturalne - i owszem, to fakt ten nie oznacza wzajemnego niezrozumienia, lecz po prostu szacunek dla przekonań partnera.
Umberto Eco: „Słusznie przywołuje Pan cel tej naszej epistolarnej rozmowy. Chodzi nam mianowicie o zakreślenie wspólnego dla laików i katolików pola dyskusji obejmującego również punkty, w których nie ma zgody. Zwłaszcza te, z których powstają głębokie nieporozumienia, znajdujące wyraz w konfliktach na płaszczyźnie politycznej i społecznej.”
Wydana w 1973 r. budząca niepokój satyra, dekonstruująca romantyczny mit gwiazdorstwa i wypalonego serca rock&rolla, aktualniejsza niż kiedykolwiek w epoce obsesyjnego zainteresowania życiem celebrytów.Bucky Wunderlock jest gwiazdą rock&rolla. Rozczarowany życiem, które przyniosło mu sławę i fortunę, buntuje się przeciwko byciu jedynie produktem show biznesu. Opuszcza swój zespół w połowie trasy koncertowej i zaszywa się w obskurnej norze na Great Jones Street. Na jego nieszczęście, to nagłe zniknięcie przyczynia się tylko do wzrostu jego popularności, a wierni fani nieustannie domagają się wiadomości o jego losach desperacko poszukiwane osamotnienie wkrótce może zmienić się w kalejdoskop nieoczekiwanych spotkańTrzecia powieść Dona DeLillo jest jednak czymś więcej niż muzyczną satyrą: bada granice praw jednostki i wydobywa z cienia zmagania artystów w świecie podporządkowanym kapitalizmowi i pogoni za zyskiem. To okrutny i zjadliwy portret kultury, w której miliony żyją losami kilku jednostek.Doskonała głęboko poruszająca Przenikliwe spojrzenie na muzykę rockową, nihilizm i cywilizację zepsucia.The New York Review of Books
Londyn, 3 września 1945. Młoda 23-letnia artystka malarka, Sonia Araquistáin, córka byłego ambasadora, popełnia samobójstwo, rzucając się nago z trzeciego piętra na bruk Queensway w Bayswater. Zgodnie z ówcześnie obowiązującym w Anglii prawem jej akt desperacji staje się przedmiotem dochodzenia i procesu sądowego. Dwa krótkie artykuły w prasie, zdjęcie, fragment zapisków z notatnika egipskiego surrealisty, Georgesa Heneina, posłużyły autorowi do zbudowania całkowicie fikcyjnego dziennika artystki. „O prawdziwej Sonii nie wiem naprawdę nic, zostały same okruchy”, wyznaje David Bosc. Swoją prozę poetycką wysnuwa z wyimaginowanych snów, marzeń, halucynacji i obsesji młodej kobiety, która kocha wolność do granic szaleństwa.
Tytuł powieści został zapożyczony z jednego z wierszy Osipa Mandelsztama, pisanych w roku 1937 w Woroneżu.
Dopełniający tryptyk („O pisaniu” i „O kotach”) tom „O miłości” to zbiór poezji zarazem surowej i delikatnej, portretujący Starego Świntucha w chwilach największej słabości i gwałtownej zawziętości, w dziedzinie bliskiej każdemu z nas.
Charles Bukowski był człowiekiem pełnym pasji i niespokojnym, przez jednego z wydawców nazywanym wręcz „płomiennym szaleńcem”. W „O miłości” widzimy Bukowskiego zmagającego się z zawiłościami i uniesieniami miłości, żądzy i namiętności. Krążący pomiędzy brutalnością i łagodnością, wrażliwością i oschłością, Bukowski odsłania miriady odcieni miłości – jej egoizm i narcyzm, jej nieprzewidywalność, niepojętość i udrękę, i wreszcie - jej prawdziwą radość, hart i moc odkupienia.
Bukowski pisze o miłości błyskotliwie i celnie – często dowcipnie, czasami z przekorą lub ulotną słodyczą. „O miłości” odsłania Bukowskiego jako mężczyznę i artystę; nieważne czy pisze o swojej córce, kochance, przyjaciołach czy pracy. Miłość jest dla Bukowskiego pryzmatem, przez który patrzy na świat i który pozwala nie tylko widzieć go w całej wspaniałości i grozie, ale też odnaleźć w nim swoje miejsce. W swych obserwacjach pozostaje niezmiennie boleśnie szczery, wzruszająco otwarty i refleksyjny. „Moja miłość jest kolibrem, który na cichą chwilę przysiadł na gałęzi”, pisze Bukowski, „podczas gdy kot właśnie się zakrada”.
Brutalnie szczere, przeszyte humorem i patosem, „O miłości” odkrywa najbardziej osobiste i wrażliwe oblicze Bukowskiego.
W Wyspie Dnia Poprzedniego Umberto Eco w typowy dlań sposób łączy przygodową fabułę z dyskursem filozoficznym, nawiązując w treści i formie do takich arcydzieł jak Podróże Guliwera czy Kandyd.Szlachcic z Piemontu, Robert de la Grive, uratowany z katastrofy morskiej, dostaje się na opuszczony statek ""Daphne"", zakotwiczony w pobliżu nieznanej Wyspy. Na pokładzie i w licznych pomieszczeniach znajduje wiele tajemniczych przyrządów oraz ptaków i roślin. Z czasem się dowiadujemy, że Robert trafił na morze jako tajny wysłannik Mazarina i Colberta, usiłujących odkryć sekret obliczania długości geograficznej.Dziwnym zrządzeniem losu naszemu bohaterowi również na pokładzie ""Daphne"" przyjdzie się zajmować tą kwestią. Prawdopodobnie statek stoi w pobliżu sto osiemdziesiątego południka, zatem na leżącej po jego drugiej stronie Wyspie - wedle obliczeń XVII-wiecznych geografów - powinien być jeszcze dzień poprzedni. Nękany wspomnieniami utraconej miłości i wizją nikczemnego brata-sobowtóra, Robert coraz zapamiętalej pragnie dostać się na Wyspę, gdzie można ponoć ujrzeć Gołębicę Koloru Pomarańczy.W XVII stuleciu problem obliczania d ł u g o ś c i g e o g r a f i c z n e j spędzał sen z powiek możnym tego świata. Zamorskie wyprawy dawały wówczas możliwość znacznego powiększenia stanu posiadania, zapewniały nowe źródła bogactw i dobrobytu. Jednak by zawładnąć oceanami, należało poznać wszystkie tajniki nawigacji. Już samo wyznaczenie południka zerowego było kwestią sporną, gdyż południki, jako linie hipotetyczne, mają tę samą długość i żaden z nich nie został wyróżniony, jak równik wśród równoleżników, w sposób naturalny. Kolejnym problemem był pomiar czasu na morzu. Zegar wahadłowy się do tego nie nadawał ze względu na kołysanie pokładu. Próbowano wielu innych sposobów, choćby tak kuriozalnych jak posłużenie się ""proszkiem sympatii"". Prototyp chronometru morskiego zbudował dopiero w 1735 roku angielski zegarmistrz, John Harrison. Ten skromny prowincjusz, obcy dworskim koteriom, długo musiał jednak czekać na oficjalne uznanie.W pierwszej połowie XVII wieku Francją rządzili dwaj ministrowie. Ludwik XIII obdarzył zaufaniem i władzą kardynała Richelieu. Po śmierci monarchy i jego zausznika część uprawnień przeszła w 1643 roku - zgodnie z wolą królowej Anny Austriaczki - na kardynała M a z a r i n a. Ten mąż stanu, z pochodzenia Włoch (Giulio Mazzarini), faktycznie kierował państwem. Celem jego polityki zagranicznej było ugruntowanie międzynarodowej pozycji Francji, toteż kwestia wyznaczania długości geograficznej niewątpliwie pozostawała w sferze zainteresowań kardynała i jego urzędników, wśród których wyróżniał się Colbert. Po śmierci Mazarina (1661) 23-letni Ludwik XIV ogłosił, że odtąd sam będzie sprawował rządy jako Król Słońce. W sztuce dominował wtedy b a r o k, który panuje również na kartach tej powieści.
Deszczowy poranek w Bernie. Raimund Gregorius jak co dzień idzie do szkoły, w której od wielu lat uczy języków klasycznych. Na moście Kirchenfeld widzi piękną nieznajomą, szykującą się do samobójczego skokuWkrótce potem berneńskiemu nauczycielowi wpada w ręcę książka portugalskiego autora, Amadeu de Prado. Pod wpływem tych dwóch okoliczności Gregorius, samotny intelektualista, w jednej chwili porzuci dotychczasowe uporządkowane życie. Nocnym pociągiem podąży do Lizbony za przewodnik mając książkę Portugalczyka, z którą nie rozstaje się ani na chwilę. Poruszony do głębi zawartymi w niej refleksjami o miłości, przyjaźni, odwadze, lojalności, samotności i śmierci, Gregorius pragnie dowiedzieć się jak najwięcej o Amadeu de Prado. Odnajduje osoby bliskie portugalskiemu pisarzowi - ich wspomnienia ukazują coraz to inne fakty z życia tego zagadkowego człowieka, który, jak się okazuje, był także genialnym lekarzem i uczestnikiem ruchu oporu przeciw dyktaturze Salazara. Stanie się on dla Gregoriusa złotnikiem słów, mistrzem odkrywania nieznanych dotąd aspektów życia.Czy jednak na pewno można wkroczyć w życie kogoś innego i naprawdę je zrozumieć? Wyrwać się z dotychczasowej egzystencji i jedną decyzją radykalnie zmienić swój los czy warto to robić?
Komisariat w Vigacie ogarnęła nuda, wszyscy pogrążają się w marazmie i bezczynności. Montalbano czyta kryminał Simenona, Catarella dzielnie walczy z krzyżówkami. Od czasu do czasu komisarz wysłuchuje przez telefon skarg i narzekań swej jakże odległej narzeczonej, a mania religijna rodzeństwa Palmisano zaczyna ocierać się o szaleństwo.Żeby przezwyciężyć nudę komisarz daje się zwieść niespodziewanemu wyzwaniu. Zaczyna otrzymywać anonimowe listy zachęcające go do zabawy w poszukiwanie skarbu. Wskazówki zaciekawiają komisarza, jednak z biegiem czasu stają się coraz bardziej niepokojące i zaczyna gnębić go przeczucie, że nie jest to zwykła gra, tylko coś bardzo mrocznego i niebezpiecznego. Z pozoru zabawna gra wciąga go stopniowo w przerażające otchłanie umysłu psychopaty i erotomana, godnego Hannibala Lectera.
Komisariat w Vigacie ogarnęła nuda, wszyscy pogrążają się w marazmie i bezczynności. Montalbano czyta kryminał Simenona, Catarella dzielnie walczy z krzyżówkami. Od czasu do czasu komisarz wysłuchuje przez telefon skarg i narzekań swej jakże odległej narzeczonej, a mania religijna rodzeństwa Palmisano zaczyna ocierać się o szaleństwo.
Żeby przezwyciężyć nudę komisarz daje się zwieść niespodziewanemu wyzwaniu. Zaczyna otrzymywać anonimowe listy zachęcające go do zabawy w poszukiwanie skarbu. Wskazówki zaciekawiają komisarza, jednak z biegiem czasu stają się coraz bardziej niepokojące i zaczyna gnębić go przeczucie, że nie jest to zwykła gra, tylko coś bardzo mrocznego i niebezpiecznego. Z pozoru zabawna gra wciąga go stopniowo w przerażające otchłanie umysłu psychopaty i erotomana, godnego Hannibala Lectera.
Kobiety to już nawet nie osobny rozdział w życiu Charlesa Bukowskiego - to cała książka, której pierwsze zdania brzmią: "Miałem pięćdziesiątkę na karku i od czterech lat nie byłem w łóżku z kobietą. Nie miałem żadnych przyjaciółek. Kobiety widywałem jedynie na ulicy lub w innych miejscach publicznych, lecz patrzyłem na nie bez pożądania, z poczuciem, że nic z tego nie będzie. Onanizowałem się regularnie, ale myśl o jakimkolwiek związku z kobietą - nawet nie opartym na seksie - była mi obca. "Po czym następuje blisko trzysta stron poświęconych głównie opisom zbliżeń z imponującą liczbą partnerek. Kobiety pociągały autora z siłą, która pozbawia mężczyzn nie tylko rozsądku, ale i instynktu samozachowawczego. Czasem uważał je za modliszki, przystawał jednak na każde ryzyko, byle tylko dokonać kolejnego podboju. Nawet czytelnicy, których mogłaby razić nadmierna dosadność opisów, nie rozstaną się z tą książką w połowie.
Wenecki inspektor, komisarz Brunetti rozwiązywał już w swojej karierze bardzo różne sprawy: od szokujących zbrodni, po drobne przestępstwa. Jednak w Wodach wiecznej młodości pochłonie go sprawa, co do której nie wiadomo nawet, czy była przestępstwemPiętnaście lat wcześniej nastoletnia dziewczyna wpadła nocą do jednego z kanałów. Nie potrafiła pływać, więc zaczęła się topić, a ocalała tylko dzięki pomocy jednego z przechodniów, pijaka, który usłyszał jej szamotanie i zdołał wyciągnąć ją na brzeg. Jednak podtopienie zdążyło trwale uszkodzić mózg dziewczyny, na zawsze zatrzymując ją na poziomie rozwoju dziecka. Pijany wybawca twierdził, że widział, jak została wepchnięta do wody przez jakiegoś mężczyznę, ale dzień później nie był już w stanie niczego sobie przypomnieć.Podczas bankietu dobroczynnego babcia dziewczyny, zamożna wenecka arystokratka, prosi Brunettiego, by zajął się wyjaśnieniem tej sprawy. Komisarz nie wie, jak właściwie mógłby pomóc nawet jeśli popełnione zostało przestępstwo, po tak długim czasie uległoby już przedawnieniu. Jednak powodowany ciekawością i wzruszony namowami przytłoczonej smutkiem i zgryzotą starej kobiety (najlepszej przyjaciółki jego teściowej), zgadza się wszcząć śledztwo, które wkrótce stanie się dla niego niemal obsesją.Na wskroś włoska, pełna blasków i cieni weneckiego życia (olśniewających palazzo i niszczejących zabytków, kolejnych fal imigracji i perypetii rodowitych Wenecjan), nowa powieść Donny Leon jest godną kontynuacją jej doskonałej serii kryminałów.
Olbrzymia dawka humoru, szczyty urzędniczych absurdów opisanych w mistrzowskim stylu.Zbiór wszystkich opowiadań Sławomira Mrożka, któryc h głównym bohaterem jest Prezes, a towarzyszą mu różni skromni współpracowni cy jak Referent, Księgowy, Magazynier, Kasjer, Radca. Przeczytamy o Kanceliście, który w akcie rozpaczy po tym, jak rzuciła go narzeczona, decyduje się na wyprawę w celu Uporządkowania Spraw Niezałatwionych, o próbie nawiązania kontaktu ze zmarłym Kancelistą, z którego śmiercią zniknęły wszystkie pieniądze, o zatrudnieniu emeryta, żeby udawał na cokole pomnik Mickiewicza, o tym, czy Prezes był już w Starożytności i nazywał się Prezus...Wspaniałe przykłady efektywnego współdziałania ludzi szanujących autorytet (Prezesa) i starających się rozwiązywać skutecznie problemy (Prezesa).
Zbiory opowiadań Sławomira Mrożka nosiły zazwyczaj tytuł jednego z nich. Tak było ze zbiorem Półpancerze praktyczne, Słoń, Wesele w Atomicach czy Deszcz. Zbiór, który Czytelnik trzyma w ręku, stanowi wybór ze wszystkich opowiadań, które ukazywały się w poszczególnych wydaniach, a w komplecie figurują w trzytomowej publikacji z roku 1999 (Opowiadania, tomy 1-3, Noir sur Blanc). Od tego czasu dzieli nas już kilkanaście lat. Opowiadania Sławomira Mrożka mają zaś to do siebie, że czytane w którymkolwiek dziesięcioleciu trafiają w sedno aktualnych ludzkich rozterek, wątpliwości, fałszywych czy prawdziwych przekonań, pokazując w sposób zaskakująco oczywisty ich prawdę czy fałsz, a czasem niemożność oddzielenia i przenikanie się jednego z drugim. Wzbudzają w Czytelniku pewność, że wiele z tych spraw i historii przydarzyło się także i jemu lub wokół niego. Na przykład opowiadanie pt. Z ciemności, napisane ładne kilkadziesiąt lat temu, brzmi jak gdyby powstało w czasach początkującego w naszym kraju wolnego rynku; nowoczesne operacje finansowe nie stoją tu bynajmniej w sprzeczności z diabelskimi czarami. Gdy czytamy inne, Peer Gynt, nie sposób oprzeć się skojarzeniu ze słynnym filmem o człowieku z marmuru, który powstał wszak o wiele później. Właśnie taka jest proza Sławomira Mrożka, takie są jego krótkie, ale całe historie. Cała prawda o nas wszystkich. Wczoraj i dziś.
Czytają Artur Barciś, Olgierd Łukaszewicz, Sławomir Mrożek
Najcelniejszą, a zarazem najbardziej zwięzłą charakterystykę twórczości Fleur Jaeggy dał Josif Brodski, gdy w recenzji jej mikropowieści „Szczęśliwe lata udręki” napisał: „Lektura trwa około czterech godzin; pamięć o książce pozostaje na resztę życia”. Nic zatem dziwnego, że rosyjski noblista jest bohaterem jednego z zawartych w niniejszym tomie opowiadań, poświęconego samotności i nostalgii imigranta. „Jestem bratem NN” (2014, Premio Letterario Giuseppe Tomasi di Lampedusa) to zbiór dwudziestu króciutkich tekstów, z których każdy jest tak nasycony treścią, że mógłby się stać zaczątkiem obszernej powieści. To zarazem seria portretów osób, które z racji swoich cech indywidualnych są skazane na depresję i odosobnienie. W opowiadaniach mieszają się elementy fantazji, ułamki wspomnień i impresji, stopione w stylu określanym przez krytyków jako Übersprung. To niemieckie słowo oznacza nagły przeskok, na pozór niepowiązany z kontekstem, będący nieodkrytą tajemnicą zarówno ludzkiego zachowania, jak i – czego dowodzi twórczość Fleur Jaeggy – literatury. W opowiadaniu Agnes znajdujemy określenie „spokój narzucony przemocą” i takie właśnie pozorne oksymorony (także sytuacyjne, jak na przykład zwiedzanie muzeum Auschwitz oczami niewidomej) są znakiem rozpoznawczym tej autorki, dążącej do uchwycenia całej złożoności świata ludzkich doznań, w którym sprzeczności i obsesje są czymś tak naturalnym jak powietrze, a tragedia nieraz przybiera odcień absurdu.
„Dwa wieki temu faceci marzyli o innych rzeczach niż super szybki dostęp do Internetu. Byli gotowi umrzeć, żeby zobaczyć migoczące kopuły Moskwy.”
Wszystko zaczęło się w 2012 r.: Sylvain Tesson postanowił upamiętnić dwusetną rocznicę klęski Napoleona w Rosji. Wraz ze swoimi przyjaciółmi podjął wędrówkę śladami Wielkiej Armii - na motocyklach. Z Moskwy na plac Inwalidów – przed nimi ponad 4 000 kilometrów przygody.
„Baśniowa epopeja, diabelnie pobudzająca, zabójczo buntownicza.”
„Le Point”
Berezyna zostaławybrana „Najlepszą książką podróżniczą 2015 roku” magazynu „Lire”, zdobyła również nagrodę de Hussards 2015 oraz nagrodę literacką Armée de Terre - Erwan Bergot 2015
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?