Najwyższe i najchętniej odwiedzane przez turystów polskie góry, urzekają swym pięknem o każdej porze. Wieloplanszowy kalendarz z fenomenalnymi fotografiami Karola Nienartowicza będzie nam o nich przypominał przez cały rok.
Opisana tu część Bieszczadów wciśnięta jest pomiędzy pasmo graniczne a dolinę Sanu od jego źródeł aż po Rajskie. Podczas przymusowych wysiedleń ludności ukraińskiej do USRR prowadzonych w latach 19451946 deportowano niewiele ponad połowę tutejszej populacji. Ludzie skutecznie kryli się w lasach i uciekali na słowacką stronę. Ówczesną granicę państwową ze Związkiem Sowieckim stanowił San, dlatego dotarcie w te tereny możliwe było jedynie od strony Wołkowyi i Cisnej i to wąskimi drogami marnej jakości. Wysiedlenia utrudniała też ukraińska partyzantka, atakująca oddziały wojskowe, które miały je przeprowadzić. W konsekwencji skierowano tu znacznie większe siły Wojska Polskiego, które latem 1947 r., w ramach akcji Wisła, wywiozło pozostałych mieszkańców na tzw. Ziemie Odzyskane. Oddziały UPA zostały rozbite lub zmuszone do opuszczenia tego terenu. Nikt tu nie pozostał, a większość zabudowy została spalona lub rozebrana. Dopiero kilkanaście lat po tych wydarzeniach, wraz z nowymi osadnikami zaczęło wracać tu życie.Te puste przestrzenie zawłaszczone przez bujną przyrodę są atrakcją dla turystów. Bowiem to w bieszczadzkich dolinach pozostały wyraźne ślady wsi istniejących tu co najmniej od XVI w. Można je podziwiać wędrując przez Hulskie, Krywe i Tworylne. W tym ostatnim zobaczymy imponujące pozostałości dworskiej zabudowy, ruiny niemieckiej strażnicy i dwa cmentarze. Doskonale zachowane ślady dawnej wsi czekają na nas w Berehach Górnych, a tamtejszy cmentarz zdobi niepowtarzalny nagrobek Hrycia Buchwaka. Na wyobraźnię działają także odkryte spod warstwy roślinności pozostałości wsi Jaworzec, Łuh i Zawój. Zapraszamy zatem do wędrówki po tym terenie nie tylko utartymi szlakami, ale również zapomnianymi dolinami, nieraz zupełnie pozbawionymi ścieżek.
W łemkowskopolskiej przestrzeni wyobraźni fascynującej młodej pisarki Marii Strzeleckiej odkrywam magię swojego dzieciństwa. Zaczarowana niezwykłą opowieścią, patrzę na świat oczyma zadziwionej dziewczynki. Powracają wspomnienia, wzruszenia, lęki, a nawet zapachy i smaki z okolic Bożego Narodzenia. [Julia Doszna]
***
Piękna, stara baśń. [Andrzej Stasiuk]
***
Piękna opowieść z pięknymi ilustracjami o zimowym Beskidzie Niskim, czyli o mojej ulubionej porze roku w jednym z najpiękniejszych miejsc w naszym kraju. To nie tylko opowieść o przyrodzie, ale przede wszystkim o kulturze i ludziach, którzy tam żyli jeszcze nie tak dawno temu. Bardzo polecam. Bez tej książki trudniej byłoby zrozumieć to miejsce dzisiaj. [Adam Wajrak]
Maria Strzelecka (ur. 1975) Doktor sztuk plastycznych. Malarka, ilustratorka, autorka filmów animowanych, projektantka plakatów, gitarzystka basowa i wokalistka zespołów punkowych, aktorka, absolwentka warszawskiej ASP. Mama dwójki dzieci i opiekunka psa malamuta. Od ponad ćwierć wieku ma swój kawałek ziemi w Beskidzie Niskim, który jest jej samotnią lub miejscem spotkań z przyjaciółmi. Przemierzyła północne wybrzeże Norwegii sam na sam z rowerem. Przez cztery sezony stanowiła połowę dwuosobowej załogi jachtu wożącego naukowców lub turystów w trudno dostępne rejony Szpicbergenu. ,,Beskid bez kitu”, będący jej debiutem książkowym, otrzymał Nagrodę im. Ferdynanda Wspaniałego dla najlepszej książki dziecięcej wydanej w 2019 roku oraz nagrodę graficzną w konkursie Książka Roku 2020 Polskiej Sekcji IBBY.
,,Beskid bez kitu. Zima” to podróż w czasie do lat 20. XX wieku, kiedy Babcia Tekla, jedna z bohaterek poprzedniej książki, jest małą dziewczynką. Kraina jest ta sama, jednak teraz pokrywa ją śnieg.
Album ,,Roztocze" z fenomenalnymi, pełnymi pasji fotografiami Krystiana Kłysewicza, Tomasza Michalskiego i Tomasza Mielnika. Wszystko co w Roztoczu Wschodnim i jego otulinie najpiękniejsze i najważniejsze znajdziecie na 424 stronach tego monumentalnego albumu, opatrzonego wstępami historycznym dra Zygmunta Kubraka i przyrodniczym Bogdana Skibińskiego. Tak o albumie pisze Robert Gmiterek, poeta, fotografik, od urodzenia związany z Roztoczem ,,Roztocze. Roztocze Wschodnie. Miejsce, w którym mistyka Wschodu spotyka się z pragmatyzmem Zachodu. Miejsce, które przekracza granice czasu i przestrzeni. Sięga daleko w głąb przyległych krain i wciąga je w swoją orbitę. Zakorzenione w językach i kulturach ludzi pogranicza, z ich tkanki tworzy własną kulturę, język i krajobrazy. I to właśnie w roztoczańskich krajobrazach najmocniej odciskają się ślady wszystkich żywiołów, które budowały roztoczańską tożsamość. Ich podpis widnieje na bruśnieńskich figurach przydrożnych, na krzyżach nagrobnych, na świętych obrazach, na ikonach i ikonostasach, na macewach, na rynkach miast, w opłotkach wsi, na polach, na ścianach pałaców i w oknach domów, na epitafiach, w lasach i na cmentarzach rozsianych po okolicy. Antykwa łacińska miesza się z cyrylicą, alfabet hebrajski ze szwabachą. Pod kopułami i sklepieniami kościołów, cerkwi, bóżnic i kapliczek unoszą się dźwięki ich zgłosek. Linie melodyczne przenikają się i splatają w roztoczańskim kontrapunkcie. I nie tylko języki i ich melodie zlewają się w jedno, także czas, który na Roztoczu płynie pod prąd, do źródeł. W jednym punkcie zbiera się i rozlewa szeroko teraźniejszość, przeszłość i przyszłość. A ci wszyscy, którzy istnieją pomiędzy, nigdy nie są do końca pewni, w którym z czasów istnieją. Poznają tylko miejsce Roztocza. I widzą, że jest dobre. Krystian Kłysewicz, Tomasz Michalski i Tomasz Mielnik nie tylko widzą Roztocze, nie tylko je fotografują dzień po dniu i rok za rokiem. Oni są częścią Roztocza. Są równie mocno zakorzenieni w jego krajobrazach, jak ono samo. W swoich fotografiach opowiadają jego historię, jakby opowiadali własną. Każdy z nich znalazł swój język i swoje miejsce w roztoczańskim uniwersum. Każdy z nich znalazł własny, bardzo osobisty punkt widzenia. Album, który powstał z fotografii przywiezionych z wieloletnich peregrynacji po drogach i bezdrożach świata, to roztoczański kontrapunkt, gdzie kadr staje naprzeciw kadru. Gdzie ich różne, odrębne i bardzo osobiste wizje, jak linie melodyczne splatają się i uzupełniają, tworząc niezwykłą i niespotykaną polifonię obrazów. Od szerokich imaginacji, lotem ptaka sięgających za widnokrąg, przez niezwykle precyzyjne, geometryczne, inwentarzowe wręcz opisanie przestrzeni, po szczegół, detal, wydobyty na światło z głębokiego cienia, dotknięcie istoty świata, jego sensu i duszy. Już osobno ci fotograficy są niezwykle frapujący i inspirujący. Razem zaś stworzyli opowieść, która na trwałe wejdzie do kanonu roztoczańskich dzieł. Ci wszyscy, którzy sięgną po ROZTOCZE nie pozwolą mu się kurzyć na półce. Jest to książka, która wychodzi poza kartki papieru, poza czas i przestrzeń i wraca wraz z nami do źródeł swojego istnienia – na Roztocze".
Tytułowi bieszczadzcy mocarze to władcy dzikich Bieszczadów, ich lasów, połonin, gór i przestworzy. Każda z fotografii to owoc długich godzin wyczekiwania na odpowiednie ujęcie,
czego rezultatem jest ekskluzywny kalendarz z wyjątkowymi portretami zwierząt w kontekście bieszczadzkiego przyrodniczego roku.
Tytułowi bieszczadzcy mocarze to władcy dzikich Bieszczadów, ich lasów, połonin, gór i przestworzy. Każda z fotografii to owoc długich godzin wyczekiwania na odpowiednie ujęcie, czego rezultatem jest ekskluzywny kalendarz z wyjątkowymi portretami zwierząt w kontekście bieszczadzkiego przyrodniczego roku.
Bohaterami tego kalendarza są mieszkańcy dzikich, leśnych Bieszczadów. To zwierzęta największe, najsilniejsze, najbardziej waleczne, ale też niepozorne, a jednak nie mniej piękne. Wszystkie te istoty, wespół z resztą przyrody Bieszczadów uwiecznionej w tym kalendarzu, tworzą magiczną, głęboko uduchowioną krainę.
Bohaterami tego kalendarza są mieszkańcy dzikich, leśnych Bieszczadów. To zwierzęta największe, najsilniejsze, najbardziej waleczne, ale też niepozorne, a jednak nie mniej piękne. Wszystkie te istoty, wespół z resztą przyrody Bieszczadów uwiecznionej w tym kalendarzu, tworzą magiczną, głęboko uduchowioną krainę
Pieniny są jednym z najatrakcyjniejszych regionów turystycznych w Polsce. Fenomenalne fotografie Karola Nienartowicza przeniosą nas w te piękne góry o każdej porze roku.
Tatry najwyższe i najchętniej odwiedzane przez turystów polskie góry, urzekają swym pięknem o każdej porze. Wieloplanszowy kalendarz z fenomenalnymi fotografiami Karola Nienartowicza będzie nam o nich przypominał przez cały rok.
To książka o pięknie i misterium Cerkwi. Zostały w niej zaprezentowane fotografie niemal dwustu obiektów z tej części historycznej eparchii przemyskiej, która po II wojnie światowej znalazła się w granicach Polski oraz kilka świątyń położonych na południowym krańcu diecezji chełmskiej. Wertując karty albumu, stajemy się uczestnikami wyjątkowej wędrówki szlakiem cerkwi, poczynając od Szlachtowej i wiosek nad górnym Popradem, dolinami oraz grzbietami Beskidu, Bieszczadów i Pogórza, po Roztocze i południowy kraniec Lubelszczyzny. ,,Kościół wschodni na interesującym nas terenie jest rodzimym, o ponad tysiącletniej historii wywiedzionej z chrztu Księcia Włodzimierza Wielkiego i Rusi Kijowskiej w 988 roku, a eparchia przemyska zaliczana jest do jego najstarszych dziedzin administracyjnych. Pomimo zniszczeń jakie miały miejsce po 1947 roku, na obszarze południowo- -wschodniej Polski zachowało się kilkaset cerkwi. Najstarsza murowana świątynia w Posadzie Rybotyckiej, pochodzi z początku XV wieku i posiada unikalny zespół malowideł ściennych. Najbardziej sędziwe drewniane cerkwie pamiętają XVI stulecie. Służą dzisiaj prawosławnym, grekokatolikom i rzymskim katolikom. Wznoszone są również nowe, zawsze kształtowane w sposób nawiązujący do wiekowej tradycji. Zaproszenie do spotkania z Cerkwią, jakie kieruje do nas Kamil Paluszek jest intuicyjną a zarazem kształtowaną latami umiejętnością dzielenia się pięknem i wrażliwością na nie. Autor tych fotografii wpisuje Świątynię w krajobraz, aby za chwilę schylić się po drobiazg, którego nie dostrzegli inni. Chociaż w XXI wieku przestrzeń dookoła nas częściej bywa eksploatowana niż mądrze kształtowana, on nie ucieka się do jej fałszowania. Nie musi tego robić potrafi patrzeć, a jego obrazy w naturalny sposób tchną pięknem tego co uniwersalne i poza czasem. Ten album sprawi, że baczniej rozejrzymy się wokół i zadziwi nas to, co umykało naszej uwadze, albo uważaliśmy za znane..."". [Jarosław Giemza]
Bieszczady to niezaprzeczalnie magiczny zakątek, zachwycający o każdej porze roku. Wspaniałe góry, szumiące trawami połoniny, wciąż dzika przyroda to wszystko sprawia, że kto raz wyjechał w Bieszczady, będzie tam wracał przez całe życie. Fenomenalne fotografie Karola Nienartowicza przeniosą nas do tej krainy o każdej porze roku
Cerkwie wpisane nierozerwalnie w krajobraz Łemkowszczyzny, w swych wnętrzach kryją niezwykle cenne, często kilkusetletnie ikony, stanowiąc dziedzictwo kulturowe jej dawnych i obecnych mieszkańców. W kalendarzu znajdziemy fotografie cerkwi w Szczawniku, Komańczy, Bielance, Wołowcu, Dubnem, Owczarach, Krempnej, Kwiatoniu, Powroźniku, Brunarach, Bartnem i Zdyni. Kalendarium zawiera najważniejsze święta cerkiewne.
Kalendarz ma siedem kart, 14 plansz, spirala po krótkim boku
Album ,,Roztocze" z fenomenalnymi, pełnymi pasji fotografiami Krystiana Kłysewicza, Tomasza Michalskiego i Tomasza Mielnika. Wszystko co w Roztoczu Wschodnim i jego otulinie najpiękniejsze i najważniejsze znajdziecie na 424 stronach tego monumentalnego albumu, opatrzonego wstępami historycznym dra Zygmunta Kubraka i przyrodniczym Bogdana Skibińskiego.
Tak o albumie pisze Robert Gmiterek, poeta, fotografik, od urodzenia związany z Roztoczem:
,,Roztocze. Roztocze Wschodnie. Miejsce, w którym mistyka Wschodu spotyka się z pragmatyzmem Zachodu. Miejsce, które przekracza granice czasu i przestrzeni. Sięga daleko w głąb przyległych krain i wciąga je w swoją orbitę. Zakorzenione w językach i kulturach ludzi pogranicza, z ich tkanki tworzy własną kulturę, język i krajobrazy. I to właśnie w roztoczańskich krajobrazach najmocniej odciskają się ślady wszystkich żywiołów, które budowały roztoczańską tożsamość. Ich podpis widnieje na bruśnieńskich figurach przydrożnych, na krzyżach nagrobnych, na świętych obrazach, na ikonach i ikonostasach, na macewach, na rynkach miast, w opłotkach wsi, na polach, na ścianach pałaców i w oknach domów, na epitafiach, w lasach i na cmentarzach rozsianych po okolicy. Antykwa łacińska miesza się z cyrylicą, alfabet hebrajski ze szwabachą. Pod kopułami i sklepieniami kościołów, cerkwi, bóżnic i kapliczek unoszą się dźwięki ich zgłosek. Linie melodyczne przenikają się i splatają w roztoczańskim kontrapunkcie. I nie tylko języki i ich melodie zlewają się w jedno, także czas, który na Roztoczu płynie pod prąd, do źródeł. W jednym punkcie zbiera się i rozlewa szeroko teraźniejszość, przeszłość i przyszłość. A ci wszyscy, którzy istnieją pomiędzy, nigdy nie są do końca pewni, w którym z czasów istnieją. Poznają tylko miejsce Roztocza. I widzą, że jest dobre. Krystian Kłysewicz, Tomasz Michalski i Tomasz Mielnik nie tylko widzą Roztocze, nie tylko je fotografują dzień po dniu i rok za rokiem. Oni są częścią Roztocza. Są równie mocno zakorzenieni w jego krajobrazach, jak ono samo. W swoich fotografiach opowiadają jego historię, jakby opowiadali własną. Każdy z nich znalazł swój język i swoje miejsce w roztoczańskim uniwersum. Każdy z nich znalazł własny, bardzo osobisty punkt widzenia. Album, który powstał z fotografii przywiezionych z wieloletnich peregrynacji po drogach i bezdrożach świata, to roztoczański kontrapunkt, gdzie kadr staje naprzeciw kadru. Gdzie ich różne, odrębne i bardzo osobiste wizje, jak linie melodyczne splatają się i uzupełniają, tworząc niezwykłą i niespotykaną polifonię obrazów. Od szerokich imaginacji, lotem ptaka sięgających za widnokrąg, przez niezwykle precyzyjne, geometryczne, inwentarzowe wręcz opisanie przestrzeni, po szczegół, detal, wydobyty na światło z głębokiego cienia, dotknięcie istoty świata, jego sensu i duszy. Już osobno ci fotograficy są niezwykle frapujący i inspirujący. Razem zaś stworzyli opowieść, która na trwałe wejdzie do kanonu roztoczańskich dzieł. Ci wszyscy, którzy sięgną po ROZTOCZE nie pozwolą mu się kurzyć na półce. Jest to książka, która wychodzi poza kartki papieru, poza czas i przestrzeń i wraca wraz z nami do źródeł swojego istnienia – na Roztocze".
Album ,,Roztocze" z fenomenalnymi, pełnymi pasji fotografiami Krystiana Kłysewicza, Tomasza Michalskiego i Tomasza Mielnika. Wszystko co w Roztoczu Wschodnim i jego otulinie najpiękniejsze i najważniejsze znajdziecie na 424 stronach tego monumentalnego albumu, opatrzonego wstępami historycznym dra Zygmunta Kubraka i przyrodniczym Bogdana Skibińskiego.
Tak o albumie pisze Robert Gmiterek, poeta, fotografik, od urodzenia związany z Roztoczem:
,,Roztocze. Roztocze Wschodnie. Miejsce, w którym mistyka Wschodu spotyka się z pragmatyzmem Zachodu. Miejsce, które przekracza granice czasu i przestrzeni. Sięga daleko w głąb przyległych krain i wciąga je w swoją orbitę. Zakorzenione w językach i kulturach ludzi pogranicza, z ich tkanki tworzy własną kulturę, język i krajobrazy. I to właśnie w roztoczańskich krajobrazach najmocniej odciskają się ślady wszystkich żywiołów, które budowały roztoczańską tożsamość. Ich podpis widnieje na bruśnieńskich figurach przydrożnych, na krzyżach nagrobnych, na świętych obrazach, na ikonach i ikonostasach, na macewach, na rynkach miast, w opłotkach wsi, na polach, na ścianach pałaców i w oknach domów, na epitafiach, w lasach i na cmentarzach rozsianych po okolicy. Antykwa łacińska miesza się z cyrylicą, alfabet hebrajski ze szwabachą. Pod kopułami i sklepieniami kościołów, cerkwi, bóżnic i kapliczek unoszą się dźwięki ich zgłosek. Linie melodyczne przenikają się i splatają w roztoczańskim kontrapunkcie. I nie tylko języki i ich melodie zlewają się w jedno, także czas, który na Roztoczu płynie pod prąd, do źródeł. W jednym punkcie zbiera się i rozlewa szeroko teraźniejszość, przeszłość i przyszłość. A ci wszyscy, którzy istnieją pomiędzy, nigdy nie są do końca pewni, w którym z czasów istnieją. Poznają tylko miejsce Roztocza. I widzą, że jest dobre. Krystian Kłysewicz, Tomasz Michalski i Tomasz Mielnik nie tylko widzą Roztocze, nie tylko je fotografują dzień po dniu i rok za rokiem. Oni są częścią Roztocza. Są równie mocno zakorzenieni w jego krajobrazach, jak ono samo. W swoich fotografiach opowiadają jego historię, jakby opowiadali własną. Każdy z nich znalazł swój język i swoje miejsce w roztoczańskim uniwersum. Każdy z nich znalazł własny, bardzo osobisty punkt widzenia. Album, który powstał z fotografii przywiezionych z wieloletnich peregrynacji po drogach i bezdrożach świata, to roztoczański kontrapunkt, gdzie kadr staje naprzeciw kadru. Gdzie ich różne, odrębne i bardzo osobiste wizje, jak linie melodyczne splatają się i uzupełniają, tworząc niezwykłą i niespotykaną polifonię obrazów. Od szerokich imaginacji, lotem ptaka sięgających za widnokrąg, przez niezwykle precyzyjne, geometryczne, inwentarzowe wręcz opisanie przestrzeni, po szczegół, detal, wydobyty na światło z głębokiego cienia, dotknięcie istoty świata, jego sensu i duszy. Już osobno ci fotograficy są niezwykle frapujący i inspirujący. Razem zaś stworzyli opowieść, która na trwałe wejdzie do kanonu roztoczańskich dzieł. Ci wszyscy, którzy sięgną po ROZTOCZE nie pozwolą mu się kurzyć na półce. Jest to książka, która wychodzi poza kartki papieru, poza czas i przestrzeń i wraca wraz z nami do źródeł swojego istnienia – na Roztocze".
Pakiet zawiera książki: ,,Łemkowszczyzna po obu stronach Karpat", ,, Łemkowszczyzna. Czas wojny i pokoju"; ,,Łemkowszczyzna nieutracona"
Łemkowszczyzna – fascynująca i tajemnicza kraina, o której niewielu Polaków słyszało, a przecież leży w Polsce. Stało się tak, bowiem zasłoną milczenia okryły ją władze PRL. Została wyparta ze świadomości, po tym jak w latach 1945–1947 wysiedlono stąd niemal wszystkich Łemków. Nieliczni turyści, którzy tu trafiali, wędrując po Beskidach, ze zdumieniem odkrywali przepiękne cerkwie, kryte słomą chyże i nagrobki z cyrylickimi inskrypcjami. Czasem, jak w Bartnem czy Olchowcu, można było spotkać tamtejszych mieszkańców mówiących innym językiem. Jednak po 1989 r. Łemkowie dali o sobie znać. Założyli własne organizacje, spotykają się na corocznych Watrach. Mają własnych naukowców badających i kodyfikujących ich język. Spontanicznie zakładane zespoły kultywują folklor muzyczny Łemków, a młodzież od kilku lat zdaje maturę po łemkowsku.
Bieszczady to nie tylko piękne góry, wciąż dzika przyroda, czy słynne Jezioro Solińskie, to także doliny i skryte w nich historie ich dawnych i obecnych mieszkańców. Książka ,,Bieszczady to co najważniejsze"" to swoiste, subiektywne kompendium wiedzy o tych wciąż skrywający wiele tajemnic górach. To książka, w której każdy, zarówno ten kto zaczyna przygodę z Bieszczadami, jak i ten, który zna je na wylot znajdzie coś dla siebie. To fakty, sensacje i ciekawostki zebrane w przystępnej, bogato ilustrowanej formie. Publikacja została podzielona na 30 haseł, opowiadających między innymi o bieszczadzkich jeziorach, ochronie przyrody, wilkach i niedźwiedziach, wypale drewna i samym drewnie, koniach, parkach konnych i kowbojach, dawnych mieszkańcach Bojkach, Łemkach, Niemcach i Cyganach, nieistniejących wsiach, cerkwiach i kościołach, prymasie i papieżu w Bieszczadach, drogach i bezdrożach, kolejce, harcerzach, narciarstwie i szybownictwie, Straży Granicznej, UPA i więzieniach, kuchni, a w końcu o Marianie Hessie twórcy legendy o Biesie i Czadzie.Dr Łukasz Bajda (1986) to historyk, przewodnik beskidzki, od urodzenia związany z Bieszczadami. Autor licznych publikacji poświęconych przeszłości i atrakcjom turystycznym województwa podkarpackiego.
Nowe wydanie bestsellerowych Bieszczadzkich opowieści Siekierezady. Autor, najsławniejszy wiejski pisarz z Cisnej (jak sam siebie określa), zza kontuaru kultowej Siekierezady współuczestniczy w tworzeniu etosu bieszczadników. W swoich opowiadaniach bez zbędnego literackiego retuszu oddaje jego groteskowość i dramatyzm. Tchnące autentyzmem szkice, niczym soczewki skupiają absurd istnienia, rozdarcie pomiędzy pragnieniami i możliwościami ich spełnień, ale także pogodną zadumę nad sensem ludzkiej egzystencji.
ILUSTROWANY PRZEWODNIK PO GALICYI Najnowsze, najobszerniejsze, wierne i dopracowane wydanie bestsellerowego przewodnika Orłowicza, Przewodnik ten został opracowany przed wojną zaś wydany trzykrotnie (2 wydania w 1914 roku i kolejne w 1919 roku, już po wojnie, w okresie gdy jeszcze nic, także granice państw, nie było ustalone). Dlatego opisane są w nim nie tylko tereny należące do b. Królestwa Galicyi i Lodomeryi lecz także Bukowina, komitaty Górnych Węgier, które później weszły w skład Czechosłowacji oraz Śląsk Cieszyński, Spisz i Orawa. Mamy nawet opis wycieczki do Kamieńca Podolskiego. Autor delikatnie zwraca uwagę na przewagę polskiego żywiołu na Górnym Spiszu, Orawie oraz Śląsku Cieszyńskim - na tych terenach trwał właśnie spór graniczny z Czechosłowacją, mający być rozstrzygnięty w formie plebiscytu. Zasadniczą część przewodnika stanowią opisy atrakcji krajoznawczych Małopolski z wyraźną przewagą części wschodniej. Osią poszczególnych wycieczek są linie kolejowe. Opisane są kolejno: Lwów (miasto i okolice) i trasy ze Lwowa do: Jaworowa, Sokala, Stojanowa, Brodów, Podwołoczysk, Podhajców i Śniatynia. Następnie: Tarnopol - Kopyczyńce; Stanisławów - Husiatyn; Kołomyja - Zaleszczyki - Czortków; Wygnanka - Iwanie Puste - Kamieniec Podolski; Stanisławów - Jasina. Potem odwiedzamy z Autorem Jar Dniestru, Bukowinę i Huculszczyznę, prowadzi w Gorgany i Czarnohorę oraz w Karpaty Marmaroskie i Alpy Rodniańskie. Wracamy z powrotem do pociągu i jedziemy po trasach: Stryj - Stanisławów; Lwów - Stryj - Wołowiec; Lwów - Sambor - Berezna; Stryj - Chyrów; Lwów - Jarosław; Jarosław - Rawa Ruska i Przemyśl - Laborce. Potem przenosimy się do Krakowa. Zwiedzamy Kraków, następnie zaś "Szwajcaryę Krakowską" i znów jeździmy pociągami po trasach: Kraków - Jarosław; Tarnów - Szczucin; Dębica - Sandomierz - Przeworsk; Tarnów - Stróże - Zagórz; Kraków - Zwardoń - Skawina - Oświęcim; Sucha - Stróże; Nowy Sącz - Krynica z wypadem do Szczawnicy. Robimy kilka wycieczek w Beskidy Zachodnie, Podhale, Pieniny, Tatry. Potem jeszcze mały wypad na Spisz, Orawę oraz Śląsk Cieszyński i możemy powiedzieć, że znamy "Galicyę".
Ekskluzywny reprint wydania z 1925 roku, w naturalnej płóciennej oprawie, stylizowanej na "bedekery" z przełomu XIX i XX wieku to wycieczka po przedwojennym Lwowie i jego okolicy, z dołączonym kolorowym planem miasta z 1932 roku (Książnica-Atlas E.Romera). Na niemal trzystu stronach tego bogato ilustrowanego, pięknymi fotografiami, przewodnika znajdziemy historię Lwowa oraz opisy wszystkich wspaniałych, nawet tych mniej znanych, zabytków Lwowa. Prowadzi on przez przedwojenne lwowskie ulice, wskazując czytelnikowi galerie, muzea, pomniki oraz parki, piękniejsze gmachy, kościoły i cerkwie.Przewodnik zawiera również zaplanowane przez Orłowicza, przed niemal wiekiem, propozycje bliższych i dalszych wycieczek za miasto, które do dziś nie tracą na swej aktualności. Prowadzą one między innymi do Czartowskiej Skały, zamku w Starym Siole, cerkwi w Gródku Jagiellońskim czy zamków w Olesku i Żółkwi.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?