Co decyduje o sile książki? Na pewno jej orientacja, której nie waham się nazwać historiozoficzną. Ona nadaje jej mocny gorzki posmak, niezależnie od tego, że powieść jest niezwykle zmysłowa. Gorycz bierze się ze świadomości tego, że choć utracony świat można doskonale opisać, to w sensie fizycznym przywrócić go nie sposób. Nie można przywrócić ani smaków, ani zapachów dawnych miejsc, tak jak nie można ożywić ludzi, których ciała leżą na cmentarzach. Szukanie ojczyzny skazane jest więc na porażkę. Co nie znaczy, że wysiłków takich należy zaprzestać. Eine kleine niesie jednocześnie pewne pocieszenie. Bo przecież podobnie jak w Szczecinie, również w innych miejscach pojawić się może ktoś, taki jak Artur Daniel Liskowacki, kto będąc całkowicie z zewnątrz opisywanego świata, na postawie akcesoriów, zapisków i rozmów, spróbuje się w niego równie sugestywnie wmyślić. Z pożytkiem dla siebie samego, ale i dla innych mieszkańców miasta S., miasta D., miasta K.
z posłowia do 4 wydania Eryka Krasuckiego
Eine kleine Artura Daniela Liskowackiego to opowieść o tym, jak z pewnego miasta S. wyjechali ludzie, którzy byli jego zwykłymi obywatelami. Razem z nimi wyjechała z miasta dotychczasowa historia. Ślady, jakie po nich pozostały, ktoś po pięćdziesięciu latach potraktował jako zobowiązanie, by opowiedzieć historię dawnych mieszkańców, skoro oni sami tego zrobić już nie mogą. Eine kleine to również jedna z najstaranniej poszarpanych, pokawałkowanych i nieciągłych narracji w prozie polskiej lat 90. XX wieku. A równocześnie - jedna z najlepiej skonstruowanych i głęboko lojalnych wobec przeszłości. Sukcesu pisarza upatrywać można w konsekwentnym ukazywaniu Szczecina jako miejsca, w którym żadna ciągłość nie jest możliwa, więc i mit, wykorzystany przez Liskowackiego, ma charakter nieciągły. To mit Szczecina jako miasta melancholijnego, a może nawet przeklętego, miasta wiecznie przegranych, dalekiej prowincji, miejsca, gdzie Wielkie Dzieje przynoszą wyłącznie zniszczenie, zaś biografie prywatne ulegają nieznośnemu poszarpaniu.
z posłowia do 2 wydania Przemysława Czaplińskiego
Cukiernica pani Kirsch ""Artura Daniela Liskowackiego jest zbiorem opowiadań, ale też powieścią. Wszystkie teksty łączy nie tylko postać trójjedynego narratora głównego bohatera-autora lecz także miejsce wydarzeń (Szczecin), epizodyczne, ale bardzo ważne postacie najbliższych osób i ogólna idea całości.W ""Cukiernicy pani Kirsch"" Liskowacki sięga do ostatnich lat niemieckiego Szczecina poprzez teksty bliskie reportażowi, esejowi, artykułowi polemicznemu, a przede wszystkim pamiętnikowi pisarza i dziennikarza, docieka siły swoich powiązań z przestrzenią, w której przyszło mu żyć. Niczym archeolog, wydobywający z zatopionej Atlantydy pobite garnki, szuka kształtu naczynia. Dzięki rzeczom i wyobraźni poznaje dramat mieszkańców, nasiąka geniuszem miejsca, z ułamków tworzy swoją wizję całości i ciągłości dziejów, obce miasto czyni swoim miastem.Bogdan Twardochleb""Cukiernica pani Kirsch"" to druga po ""Ulicach Szczecina"" (1995), a poprzedzająca ""Eine kleine"" (2000), książka Artura Daniela Liskowackiego poświęcona tematyce polsko-niemieckiej i tożsamości Szczecina. Jej pierwsze wydanie wpisało się w rodzący się wówczas nurt tzw. literatury małych ojczyzn, odkrywającej historię bliskiego autorowi miejsca jego urodę, tajemnice i dramaty. Eseistyczna proza Liskowackiego, detektywistyczna w dociekaniu prawdy, gęsta od znaczeń i barw, wykracza jednak poza obszar tak rozumianego widzenia historii; jest uniwersalną opowieścią o czasie i ludziach, których drobne, ale realne ślady, stać się mogą punktem wyjścia do refleksji o przemijaniu i trwałości życia.
Druga część dyptyku Maszyna do pisaniaRoman Ciepliński literaturę traktuje z powagą i gra o duże stawki. Jego książka wyrasta i z innych tekstów, i z życia. Autor namiętnie i nieprzerwanie dyskutuje z wielkimi duchami Platonem, Sofoklesem, Nietzschem, Durrellem, Witkacym ale nie robi tego na akademickim olimpie, w schronieniu biblioteki, ale niejako od dołu, z pozycji najbardziej banalnej, najbardziej obnażającej i najbardziej obrzydliwej z samego środka sprawy rozwodowej. Narrator opowieści jest wgnieciony w glebę i próbuje zrozumieć, co go do tej klęski przywiodło i co z tej klęski wynika. Jego dociekliwe śledztwo w swojej własnej sprawie każe stawiać pytania o to, czym jest miłość, męskość i kobiecość, pytania nurtujące intelektualistów diagnozujących współczesny świat, którego przekształcenie przyspiesza koronawirus (pandemia jest zresztą jednym z ważnych kontekstów opowieści Cieplińskiego). Książka jest gorzka, lecz wyrasta z wiary, że sens życia i świata da się zrozumieć, przeczytać. Literatura mimo wszystko pozostaje najlepszym ze wszystkich niedoskonałych instrumentów poznania.Alan Sasinowski
Choć Michał Trusewicz Przednówki napisał prozą, jest przede wszystkim poetą, i to świetnym. Codzienną rzeczywistość, tkaną często z najprostszych spraw, ukazuje w sposób, który naprzemiennie budzi zachwyt i wprawia w zdziwienie, że w ogóle można tak pisać. Czy wynika to z tego, że Autor patrzy na świat inaczej – uważniej, czulej, przenikliwiej – i po prostu spisuje te obserwacje, czy raczej w wyobraźni buduje kosmos Przednówków, wypełniony po brzegi osobliwymi przedmiotami, słowami i sensami? Zawiodą się tylko ci, którzy w tej prozie szukać będą pochwały istnienia. Prędko okazuje się bowiem, że podróż po wspomnieniach z dzieciństwa i wczesnej młodości, w jaką nas zabiera Trusewicz, nie opiera się na znajomych, melancholijnych obrazkach, lecz układa się w zapis głębokiego egzystencjalnego niepokoju – niepokoju, który dręczy i nie pozwala zasnąć.
Maciej Libich
Niczego się tu nie wyczekuje, nic się nie zapowiada, wszystko następuje samo. Matka nie żyje, bo „wpadła pod światło”, i odtąd nikt nie zamyka na noc okna, świat może się swobodnie przedostawać. Historie śnione i jawione toczą się w niezrównanych królestwach pamięci drugiego planu, opisanych z bliska tak, że znane są temu światu nawet drobne „paprochy” i wymowa złożonych rąk. W małej, zgęszczonej opowieści o przeżyciu. Do czytania nie przed snem, a tuż po obudzeniu.
Marta Zelwan
Powieść Wojna zaczyna się od zaskakującej sytuacji: oto w miasteczku jakich wiele w Polsce, w Ciemnej Dolinie, ni stąd, ni zowąd pojawiają się osobniki ubrane w stroje khaki i zaczynają bezprzykładną rzeź ludności cywilnej, przypominającą okrucieństwa popełniane przez Niemców w Warszawie czy Rosjan w Czeczenii. Telefony milczą, a zrozpaczeni mieszkańcy nie mogą dociec, co sprowadziło na ich miasto zielone ludziki, jako żywo przypominające te, które nie tak dawno zajmowały Krym dla Putina. Jakubowski mnoży epizody, akcja toczy się niezwykle wartko, a trup ściele się gęsto. Do tego mamy ingerencję sił nadprzyrodzonych w postaci zmartwychwstających z grobów ciał, stających w obronie ludności.Odczytuję to jako zapis współczesnych lęków mieszkańców Polski Anno Domini 2020, którzy w skrytości ducha obawiają się takiego scenariusza. Jakubowski jest kronikarzem tego lęku i pokazuje go w sposób wielowymiarowy.Wojciech Chmielewski
Trzydzieści jeden opowiadań napisanych przed marcem 2020 roku. Zbiór wielogłosowy, a przede wszystkim różnorodny tematycznie i stylistycznie. Zderzają się tutaj: działanie i bierność, ruch i pasywność ? zawieszone w ciągłej walce. Po której stronie stanąć? Które wyjście uchroni od nadchodzącej katastrofy? Czy katastrofa to tylko gra naszej wyobraźni? A może jednak nie ma się czym martwić?Podczas lektury antologii zadamy nie tylko powyższe pytania, lecz także te o sprawczość literatury. Być może nie uda się odpowiedzieć na żadne z nich, a być może jedynie pogłębimy swoje wątpliwości. Pewne jest natomiast, że z tego starcia nie wyjdziemy nienaruszeni.Maciej Libich
To nie jest ani pieśń o Rolandzie, ani spowiedź syna marnotrawnego. To świadectwo niezwykłej relacji, jaka łączyła syna-poetę i ojca-architekta. Rozmowa o życiu, poezji, kobietach, pełna aluzji, czasem tylko wyrafinowana, częściej dosadna. Bardzo polecam.Ałbena GrabowskaZapewniam, że ta książka nie wyrządzi czytelnikom żadnej krzywdy. Dowcip, intelektualny pazur, cięte riposty, trafność obserwacji to charakterystyczne cechy pisarstwa Andrzeja Ballo.Alicja WęgorzewskaZadziorność i błyskotliwość Andrzeja Ballo stylistycznie lokują go między Charlesem Bukowskim a Oskarem Wilde'em, charakterologicznie między Villonem a Caravaggiem, mentalnie między pierwszą a ostatnią kartką jego książek. Nie da się przy tym zasnąć.Anna Jurksztowicz
Nowa powieść Pawła Przywary, to propozycja śmiała formalnie i ambitna artystycznie, choć jej kanwą jest zbrodnia, i można by ją nawet uznać za swego rodzaju kryminał. Odczłowieczona, ubóstwiona śmierć jawi się tutaj jako zjawisko budzące demony, uderzające w ludzką duchowość, poczucie empatii i wrażliwość na świat. To również śmierć przenikająca kulturę i literaturę tak, że staje się jej częścią, tkanką narracji. Można więc rzec, że Ricochette to swego rodzaju patomorfologia literacka.
Przywara jednak nie ekscytuje się mrocznym światem. Jego proza jest chłodna, przenikliwa, brzmi w niej ton oskarżenia i przerażenia. Wyłaniająca się z magmy słów fabuła, niesie okrutne obserwacje i bogactwo filozoficznych, etycznych rozważań nad światem. Biegłość autora w problemach współczesnej myśli filozoficznej współgra z językowym kunsztem, przez co Ricochette staje się wielkim poematem, konstruującym śmierci obelisk, który musi runąć pod jej własnym ciężarem.
W opowiadaniach ze zbioru Człowiek z kowadłem, Dariusz Muszer poszukuje przyczyn kryzysu europejskiej tożsamości. Realia polsko-niemieckie opowiedziane zostały ze swobodą znawcy tematu: ich bohaterowie utknęli w pułapkach braku przynależności, obcości, alienacji. Niemcy wyobcowani w Niemczech, Polacy wyobcowani w Polsce, wszyscy zapętleni w antagonizmie oczekiwań i rzeczywistości. Muszer z cierpkim humorem eksploruje pułapki, które ludzie zastawiają sami na siebie.
I świetnie się to czyta.
Łukasz Suskiewicz
Passacaglia to zbiór siedmiu debiutanckich, na wskroś współczesnych opowiadań o niezwykle skomplikowanych relacjach międzyludzkich; historii w różnych klimatach i nastrojach od ckliwego romansu do nietypowej historii kryminalnej, od rozliczeń z trudnym dzieciństwem po zmagania z niełatwą dorosłością. Czytelnik otrzymuje kawał dobrej, niebanalnej prozy, która trzyma w napięciu oraz iskrzy emocjami. Jej bohaterami są ludzie niepogodzeni ze sobą, nieumiejący znaleźć swojego miejsca w zbyt skomplikowanej rzeczywistości.Atutem tych utworów są błyskotliwe dialogi, w których ujawnia się bolesna prawda o przerażającej samotności człowieka w XXI wieku, niewybaczonych krzywdach i nierzadko braku nadziei na jakiekolwiek skuteczne porozumienie się. Opowiedzianych historii nic nie łączy ani czas, ani miejsce, ani zdarzenia. Mogły się wydarzyć gdziekolwiek, kiedykolwiek i być może faktycznie się wydarzyły, a jeśli nie jeszcze mogą się wydarzyć.
Książeczka rodzaju to taki dekameronik, komedyjka, okrągła setka małych narracyjnych i kreacyjnych eksplozji. Wyobraźnia, która się nie krępuje, śmiało korzysta z uciech oferowanych przez słowo. I jeszcze coś: zdumiony Czytelnik w niejednym zaułku miasteczka Z. odkryje niespodziewane tu byłem, które sam wydrapał przez sen.
ZAPADNIA. Wiwisekcja zbrodni, kary śmierci i próby ucieczki skazanego przed egzekucją, w dwóch planach przestrzenno-czasowych oraz narracyjnych, rozgrywanych w strukturze nieco szkatułkowej (powieść w powieści), opartych na dwuwątkowej próbie rekonstrukcji dramatycznych faktów. Jednym z dwóch bohaterów jest młody, o bardzo ugruntowanym światopoglądzie aplikant adwokacki, który dziwnym zrządzeniem losu staje się posiadaczem testamentu intrygującego anonima, uwikłanego w mroczne, sensacyjno-obyczajowe (społeczne) i polityczne zdarzenia z przeszłości. Wątki stricte kryminalne wkomponowane są tu w proces rodzącej się odpowiedzialności bohaterów za popełnione czyny, podejrzenia i niebagatelne zaniechania, ale też i ucieczki, zapadania się...ZAPADNIA od wieków jest rodzajem sprytnej pułapki instalowanej na własnym terenie, zlewającej się z podłożem skrytej zasadzki, zastawianej na intruza, który nieopatrznie postawi w jej obrębie swoje stopy. To nic innego, jak wojenny podstęp, fortel mający pogrążyć przeciwnika. Ale była też niegdyś zapadnia stworzona do innych celów - służąca do straceń.ZAPADNIA nie jest tu więc wyłącznie miejscem, ani nawet urządzeniem, a raczej stanem i doświadczeniem. O ludziach dobiegających swoich dni oraz o takich, których dotknęło jakieś krańcowe przeżycie, zauważalnie naznaczające ich fizyczność, bardzo często mówimy, że w pewnym określonym momencie jakby zapadli się w sobie. Czy taka słowna zbieżność to tylko przypadkowy trop, czy może wskazówka, która wiedzie do innej interpretacji - do zapadni wiodącej w głąb samego siebie. A nawet osunięcia się, uwięzienia w kolejnych szkatułkach opowieści ciągnącej się latami, od których bohater ucieka, by wreszcie skonstatować niemożność prawdziwej ucieczki nie tylko od zbrodni i kary, ale i od zaniechania.Marcin Kosiorowski
Baśń ludowa to anonimowy tekst prozatorski, opowiadający o cudownych, nadzwyczajnych wydarzeniach. Czas i miejsce akcji pozostają nieokreślone, bohaterowie swobodnie przekraczają granice między światem realnym a nadnaturalnym i najdalsze odległości potrafią pokonywać w mgnieniu oka.Nad opowiedzeniem Baśni norweskich Dariusz Muszer pracował z przerwami od 1991 roku, wielokrotnie w tym czasie odwiedzając Norwegię w celu kwerendy. Proponowany zbiór zawiera 90 najbardziej reprezentatywnych utworów, wybranych z istniejącego kanonu baśni norweskich, całkowicie na nowo opowiedzianych i w większości dotąd nie prezentowanych polskojęzycznemu czytelnikowi. Niniejsze wydanie jest więc niespotykane na polskim rynku książkowym, przedstawia ludowe baśnie norweskie w postaci najbardziej zbliżonej do pierwotnej, bez ilustracji i w pełnej wersji.
Wyjątkowo gorący lipiec 2016 roku. Apogeum przygotowań do Światowych Dni Młodzieży. Tajemnicze zaginięcia mieszkańców miasta. W takim właśnie kontekście poznajemy Kamila Wojtasa: zdolnego sędziego, a zarazem człowieka bez właściwości, w którego pozbawionym sensu życiu nie dzieje się zupełnie nic. Do czasu.Klęczar, w pozornie lekkim i humorystycznym tonie, stawia pytania jak najbardziej poważne: o to, kim jesteśmy po ściągnięciu masek i czy autentyczne życie jest w ogóle możliwe. A może role, które codziennie odgrywamy, to nasza prawdziwa twarz? Flu Game to również z ducha houellebecqowski (anty)kryminał egzystencjalny o niezwykłych zbiegach okoliczności, pamięci i zapominaniu, o zależnościach i uzależnieniach, a także o... miłości do koszykówki.Agnieszka Jeżyk
Trzech przyjaciół, trzy odmienne losy, trzy różne osobności. Michał - dziennikarz, ojciec dwójki dzieci, człowiek z pozoru spełniony i ustatkowany - musi zmierzyć się z nudą codzienności i z dyskretnym rozkładem życia rodzinnego. Tomek, który po rozwodzie usiłuje utrzymać relację z synem, nagle pozostaje bez grosza przy duszy i bez stałego miejsca zamieszkania. Paweł - wykładowca matematyki - nie potrafi ani nawiązać bliskich relacji, ani przerwać pępowiny łączącej go z matką i ucieka w świat fantazji, które z wolna przejmują nad nim kontrolę. Święto odległości opowiada o triumfie wyobcowania, ale także o próbach przełamywania samotności. Misternie skomponowana narracja naśladuje kapryśny ruch skojarzeń, zagarnia wielość egzystencjalnych drobin i chaos wspomnień. Próbuje pochwycić momenty, gdy w życiową rutynę wkrada się to, co inne i niesamowite. Wprawia w ruch różne formy i style, niestrudzenie poszukując wyrazu dla jednostkowych dziwactw, natręctw i fobii, dla głuchej mowy popędów, snu i szaleństwa.
Bolesny jest powrót do przeszłości, do dzieciństwa, poprzez śmierć rodziców, odchodzące żony i ból pozbywania się zbieranych przez całe życie książek.Bohaterowie Spowiadań i wypowieści wciąż jeszcze pamiętają PRL swego dzieciństwa i wczesnej młodości, zmagania lat opozycji i stanu wojennego, kiedy nie wiadomo było, kto z kolegów lub koleżanek był ubekiem, oraz lata wolności - medalu, którego drugą stroną jest samotność.Asocjacje lingwistyczne są jakby dodatkowym tematem każdego tekstu. Jak sam tytuł wskazuje, tom zawiera dwa różne rodzaje narracji. Możemy się tylko domyślać, co jest ""spowiadaniem"", a co ""wypowieścią"". Niektóre mają swego ukrytego ""sokoła"", nawet jeżeli przysłowiowa ""strzelba"" nigdy nie wystrzela. Zmagania bohaterów kończą się ""lękiem przed przepaścią czasu"" albo po prostu naciśnięciem klawisza ""opróżnij"". W jednym i drugim wypadku człowiek zostaje sam na sam z otaczającą go próżnią.Charakterystyczna dla Liskowackiego konfrontacja osobowości, kultur, postaw i generacji, technologii z tradycją oraz naturą, sprawia, że czytelnik odczytuje tę prozę jako konfrontację z samym sobą.Liskowacki jest mistrzem opisu tego, co się nie dzieje, nie wydarza, a przecież mogłoby i powinno. W tej prozie jak w życiu nie ma rozwiązań. Nawet po naszej śmierci nasza biblioteka staje w obliczu nierozwiązywalnego dylematu: ze względów praktycznych - nie ma jej gdzie umieścić, ze względów ideologicznych - nie można jej spalić.Anna FrajlichSpowiadania i wypowieści Liskowackiego to proza ryzykowna. Jak każde balansowanie na granicy autobiografii (nawet jeśli tylko pozornej) i fabuły literackiej, aż po groteskę. Ale w to ryzyko wpisany jest może najważniejszy walor tej książki: uniwersalność intymnego doświadczenia porażki, kresu złudzeń i nieprzemijalności winy, a przy tym obowiązku rozliczeń ze światem i sobą samym. Niech nikogo nie zwiedzie żartobliwa autoironia, kpiący i lekki ton tych opowiadań. To w istocie opowieść egzystencjalna, swego rodzaju autodafe. Szydercze i bolesne, ale niosące też w sobie błysk nadziei.
Kościelec Jacka Bielawy zwraca uwagę energią języka i energią wypowiedzi bohatera-narratora, który rzecz ujmując w największym skrócie opowiada o sobie, o swoim życiu, o przeszłości, o teraźniejszości, o spełnieniach i niespełnieniach, o powikłanych relacjach z ojcem i z partnerkami. Nosi imię Feliks, jest właścicielem Fabryki, czyli klubu fitness i ma czterdziestkę na karku.Proza gęsta i zwarta. Powieść współczesna, problemy i znaki współczesności jak najbardziej znajome. Dynamiczna narracja Kościelca jest ironiczna, często sarkastyczna. Feliks stara się znaleźć wytłumaczenie, jak można nazwać te szalone ciągi zdarzeń, na które nie miał wpływu, jak alkoholik nie ma wpływu na ciągi alkoholowe?. Zatem bohater mówi, mówi, mówi, roztrząsa, interpretuje zdarzenia ze swojego życia i najbliższych sobie osób. Wdrapuje się na budowlę wzniesioną ze słów i rozgląda się dokoła.Tekst ma rytm i strukturę utworu muzycznego; chodzi o melodykę narracji, jej powtórzenia, nowe motywy, o swoistą refreniczność. Może to mieć związek z zawodem ojca Feliksa, dyrygentem, który jest intensywnie opowiadaną postacią, może mieć związek z pojawiającymi się w utworze nazwiskami muzyków i ich dzieł. Słyszalny, muzyczny motyw Kościelca rozwija się jak wstęga na wietrze wybiega naprzód i zawraca. I żeby nie wszystko w Kościelcu toczyło się w sposób przewidywalny, czytelnika zaskoczy rozbudowana koda utworu, coś się w świadomości bohatera rozjaśni, a jego opowieść może zostać odebrana z czujnym przymrużeniem oka.Piotr Szewc
"Opowiadania Anny Frajlich to zapis codzienności w jej najpowszedniejszym wymiarze – notatki z życia, bardzo osobiste, lecz oszczędne w formie, lapidarne w odsłanianiu emocji. To dziennik podróży przez świat tak prywatny, że Nowy Jork, Lwów i Szczecin są w nim tuż obok siebie, i tak uniwersalny, że miłość, dom, rodzina i praca, utrata i tęsknota, znajdują dla siebie prawdziwe imiona i rzeczywiste historie. To pisana jakby przy okazji, na marginesie – doświadczeń życiowych i poetyckich – intymna kronika wydarzeń, a zarazem wnikliwe, laboratoryjne studium czasu utraconego, ale i odzyskiwanego. Bo te miniatury to nie tylko nauka pożegnań, to przede wszystkim sztuka powrotów. Wynikła z emigracyjnej perspektywy, lecz i dojrzałej refleksji nad przemijaniem i trwaniem. To proza szczegółu, rzeczowa – również dosłownie, bo rzeczy, przedmioty, są w niej ważne, współobecne z nami – ale delikatna, liryczna. Nie unikająca metafory, ale też autoironii. Subtelna i bogata we wszystkich swoich detalach i niedopowiedzeniach."
Artur Daniel Liskowacki
Ameryka! Ziemia Obiecana, Eldorado. Mit...Zanim Maria Towiańska-Michalska postawiła na tamtym kontynencie nogę, miała tu, na polskich Kresach, swoje Macondo. Urodziła się w Lidzie, wychowała w Łunińcu na Polesiu, i w swojej pierwszej książce Engram (FORMA 2015) opisała świat, którego już nie ma. Jej talent narracyjny przemienił klasyczny tekst wspomnieniowy w fascynującą i mądrą opowieść. Jeszcze jedna aura zaginionego świata została ocalona.W pewnym miejscu autorka pisze: Mam bardzo dobrą pamięć wsteczną, która niestety zbyt często przeszkadza cieszyć się teraźniejszością. Może i dobrze? Dzięki temu opowiada minione lata z zadziwiającymi szczegółami. Jej wehikuł pamięci jest imponujący.Z Ameryką w tle Marii Towiańskiej-Michalskiej ogarnia już lata powojenne, kiedy autorka z kresów wschodnich trafiła na kresy zachodnie aż do Szczecina. Tak się złożyło, że część rodziny znalazła się w Stanach Zjednoczonych. Pani Maria podróżowała tam wielokrotnie. Te wszystkie przemiany cudownie nakładają się na siebie i ilustrują melanże ludzkiego żywota. Cymes w tym, że autorka, nie odbiegając od szczegółów, komentuje je z niezwykłą mądrością życiową, otacza refleksjami, które mają walor niemalże filozoficzny. Często także wręcz powieściowy. Tak, sztuka życia i dar narracji czynią tę książkę nie tylko wspomnieniową znajdziecie w niej jakiś osobliwy fluid imponujący stoicką i pogodną mądrością.
Czy pamięć ocala? Jeśli odchodzą ludzie, rozsypują się rzeczy, znikają miasta, czego wymagać od pamięci? A przecież to ona bywa silniejsza niż rozpad, któremu podlega wszystko. Że na krótko, na błysk rozświetlający mrok i bezmiar czasu? Tak, pamięć to ocalenie chwilowe, kruche, ale w swej delikatności uporczywe i dotkliwe, aż do żywego. A przez to tak ważne dla relacji z życiem.Maria Towiańska-Michalska przywraca swą pamięcią świat umarły. Łuniniec na Polesiu, w którym spędziła dzieciństwo i wczesną młodość. To czas II Rzeczpospolitej, utrwalony w historycznym micie często sielankowym, jako Raj Utracony. Ale pamięć Towiańskiej-Michalskiej, choć ocala tego świata cząstkę prawie nieznaną, nie jest pamięcią sielankową. Nie tylko dlatego, że wpisany jest w nią dramat wojny i utraty rodzinnego domu. Również dlatego, że to pamięć o ludziach takich, jakimi byli. Czuła, lecz i gorzka. Zrodzone z niej obrazy są pełne melancholii, ale też wyraźne, kreślone bez sentymentalnego retuszu. Towiańska-Michalska ma zresztą pamięć sensualną; widzi kolory, czuje smaki i zapachy, a dla rzeczy przedmiotów codzienności bywa równie wrażliwym świadkiem, co dla ludzi. Jej późne pamiętniki są też jednak zapisem wzruszeń i emocji, które ujawnia z przedwojenną elegancją, dowcipem oraz wstrzemięźliwością, ale też bez taryfy ulgowej dla nich i siebie. Co czyni z przytaczanych przez nią, fascynujących niekiedy detali impresyjne, bogate i uniwersalne literacko tableau. Dokument przeszłości utraconej raz na zawsze, lecz właśnie przez to ocalonej, zastygłej na zawsze w błysku tego, co minione.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?