Rozmównica - niewielki pokój w zamkniętej części klasztoru. Tu zawsze się spotykamy. Wchodzi, serdecznie mnie wita, żartuje. Zawsze pije czarną kawę, licząc w myślach, która to już dzisiaj i czy jeszcze mu wolno. Zastanawia się: czy myśmy się już wcześniej nie spotkali? Często się uśmiecha, pomimo tego, że czasem starość daje mu się we znaki. Opowiada o rekolekcjach, poleca swój najnowszy wpis na blogu. Że ci się chce rozmawiać ze starym ojcem – dziwi się.
Licytujemy się, który z nas wstał wcześniej, spieramy o datę wernisażu w Muzeum Narodowym w Krakowie. Gdy zostajemy sami, szukamy w szufladzie zakazanych słodkości. Pamiętasz, o czym ostatnio rozmawialiśmy, jak ty to poskładasz w całość? Przecież ze śmiercią nie ma żartów - mówi. Bo od kilku miesięcy dyskutujemy o śmierci. Spotykamy się w rozmównicy, zamykamy drzwi i przechodzimy do tematu śmierci. Rozmowa laika i zakonnika. Dlaczego z ojcem Leonem? To duchowny, który potrafi przyznać, że nie wie. Nie udaje, nie musi. Unika patosu, a gdy robi się górnolotnie, przebija balonik żartem, anegdotą, ripostą. I potrafi zaspokoić moją ciekawość, czasem naiwną. Różnimy się, ale próbujemy rozmawiać, akceptujemy swoje słabości.
A pytania kotłują się w głowie. Proszę ojca, chciałem się dowiedzieć, dlaczego umieramy, po co? Czy śmierć może być godna? Po co nam cierpienie? Co dzieje się, gdy dusza z ciała wyleciała? Co powiedzieć matce, która straciła dziecko? I co z samobójcami? Dlaczego śmierć lubi publiczność, dlaczego media grają śmiercią? Dlaczego wyrzuciliśmy śmierć za próg, nie trzymamy ciała zmarłej osoby w domu? Czy żałoba może być na pokaz? Dlaczego chrześcijanie nie cieszą się ze śmierci, przecież za moment z martwych powstaną? Co potem - niebo i aniołki? Ojciec boi się śmierci?
Kawy w filiżance ubywa, minuty lecą, pytania mnożą się w głowie. Ojciec Leon opowiada, kłóci się ze mną, godzi, ucieka w dygresję. Nie patrzy na zegarek; zawsze zbyt szybko okazuje się, że rozmawiamy o śmierci i nie tylko.
Dlaczego zatem życie duchowe wymaga walki? Jest to walka nie tylko z diabłem czy grożącym nam światem, ile przede wszystkim walka człowieka z samym sobą. Nie ma zatem prostych odpowiedzi, nie ma szybkich rozwiązań, jest za to mozolne poszukiwanie równowagi. Bohaterowie Kasjana nie boją się działać, ponieważ nie lękają się pomyłek. Dzisiaj, kiedy wymagamy od siebie przede wszystkim nieomylności większej niż papieska jest to bardzo ciekawa intuicja. Po człowieku, który spędził większość życia jako mnich i swoje pióro poświęcił obronie ideałów ascetycznych, spodziewalibyśmy się może jakiejś ponurej wizji rzeczywistości. Tymczasem Kasjan proponuje nam zgoła inną koncepcję – optymistyczną, ale zarazem wcale nie naiwną; skąd bierze się u niego ta zdumiewająca równowaga, niezachwiana mimo licznych klęsk, których był świadkiem i które spadły także na niego samego?
W ostatnich latach w Kościele coraz częściej podejmowany jest na nowo temat wiary, czego świadectwem jest chociażby ogłoszony przez papieża Benedykta XVI Rok Wiary lub encyklika papieża Franciszka Lumen Fidei. Pierwszy z nich w liście Portam Fidei otwierającym czas wzmożonego skupienia na tej cnocie teologalnej, wskazał na coraz wyraźniej zauważalny kryzys wiary, dotykający wielu chrześcijan i będący motywem ogłoszenia Roku Wiary. Chrześcijanie, chcąc budować kulturę opartą na wierze, zbyt mocno skupiają się na jej skutkach społecznych, politycznych itp., nie dostrzegając, że zatraca się rozumienie tego, co stanowi ich fundament, a jest nim właśnie wiara.To zaniedbanie może sprawić, że ich wysiłki okażą się zupełnie nieskuteczne.
Na ten sam problem, jeszcze przed rozpoczęciem obrad Soboru Watykańskiego II, wskazywał mnich z zakonu trapistów, Thomas Merton, dla którego „wydarzenie” wiary było zarówno centralnym „momentem” jego życia, jak i zagadnieniem nadrzędnym, jeśli chodzi o rozpoczęcie refleksji w jakimkolwiek kontekście: społecznym, kulturowym czy antropologicznym.
Każdy z nas ma negatywne doświadczenia związane z niewłaściwym spotkaniem z drugim człowiekiem. W sercu powstają rany, które często zamykają na spotkanie z drugim, budzą żal, pretensje, a nawet chęć odegrania się. Ta spontaniczna reakcja jednak nie leczy, ale jeszcze bardziej pogrąża człowieka w głębokim zranieniu, wyrasta bowiem z niezrozumienia zasadniczej prawdy, dotyczącej ludzkiej egzystencji, z zapomnienia o potrzebie przywrócenia miłości, aby żyć w pełni. Przebaczenie przełamuje fatalne skoncentrowanie się na sobie, na swoich ranach, żalach, pretensjach, zamykające człowieka na pełnię osobowego życia.
Przebaczenie przełamuje fatalne skoncentrowanie się człowieka na sobie, na swoich ranach, żalach, pretensjach, zamykając nas na pełnię osobowego życia.
Moje pierwsze spotkanie z Ojcem Leonem miało miejsce kilkanaście lat temu na Krakowskim Rynku. Byłam na koncercie, w którym brał udział Ojciec Leon. Miałam potem okazję nagrywać rozmowę z tym wyjątkowym Benedyktynem. Co mnie wtedy uderzyło: czułam, że w tym momencie jestem najważniejsza na świecie. Umiał słuchać. Nie podszedł do mnie tylko jak do dziennikarki, ale pytał o sprawy ważne, niekoniecznie zawodowe. Później w czasie wielokrotnych spotkań, zawsze miałam podobne odczucie, że spotykam się z dobrym znajomym. Zawsze zadziwiała mnie otwartość Ojca Leona.
Gdy planowałam kolejny cykl Myśli na dobry dzień zrodził się pomysł, aby ponownie zaprosić przed mikrofon Benedyktyna z Tyńca. W porannych felietonach Ojciec Leon zaproponował, że przedstawi Alfabet. Kolejne odcinki i prezentowane w nich hasła zaczynające się od poszczególnych liter alfabetu, to hasła dyktowane sercem. A żeby było dowcipniej to były emitowane w kolejności od litery Ź do litery A. Poszczególne felietony były związane z różnymi sferami życia człowieka.
Byłam pierwszą słuchaczką tych felietonów. Spotykaliśmy się kilka razy, żeby je nagrać. Właściwie za każdym razem znajdowałam myśli, które – miałam ważenie – są skierowane do mnie. To tak, jak w powiedzeniu: „Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”. Ojciec Leon wypowiada słowa, a one trafiają na słuchacza, który jeśli chce coś ważnego usłyszeć, to może zostać sowicie obdarowany. Bywało tak, że jakieś zdanie wracało do mnie, przypominało się w odpowiednim momencie.
Oprócz nagrania, miałam jeszcze możliwość pracować nad felietonami, przygotowując je do emisji. Mogę więc powiedzieć, że w pewnym sensie byłam uprzywilejowana. Wiedziałam, że w każdym momencie mogę do nich wrócić. Nasi słuchacze nie mieli takiej możliwości. Dlatego wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom i oddajemy do rąk czytelników drugą część Myśli na dobry dzień. Zarówno słuchacze, jak i stali czytelnicy książek Ojca Leona będą mogli sami przekonać się, jakie pojęcia wchodzą w skład Alfabetu.
Sylwia Sułkowska
Naczelna Redakcja Programów Katolickich
Polskiego Radia
Książka Pałające serca, opracowana wspaniale przez Gregory’ego Ryana, pokazuje, jak nauki o. Johna Maina zakotwiczone są w słowie Nowego Testamentu. Dostarczy ona czytelnikowi rozpoczynającemu praktykę medytacji chrześcijańskiej bogatego
wglądu w to, jak Słowo Boże wyłania się i ukazuje swój blask w ciszy.
Tym, którzy już są na drodze tej pielgrzymki, książka ta będzie dla ich ciała i ducha drogocennym wsparciem. Pełna modlitewnego skupienia treść tej książki może posłużyć jako przygotowanie lub zakończenie codziennej medytacji, czyniąc jej praktykę jeszcze bardziej radosną i przejrzystą.
Św. Grzegorz Wielki, papież, ur. ok. 540 r. W 574 r. porzucił życie świeckie i został mnichem. Założył kilka klasztorów. W 590 r., po śmierci papieża Pelagiusza II, został wybrany na jego następcę. W 596 r. wysłał misjonarzy do Anglii. Zmarł w 604 r. Był jednym z najbardziej znanych i poczytnych Ojców Kościoła na zachodzie.
Dzieło stworzenia, gdy się je rozważa, jest drogą do Stwórcy. Gdy patrzymy na rzeczy stworzone, podziwiamy moc ich Stwórcy. Na tych drogach wychodzi nam na spotkanie Mądrość z wszelkim staraniem, ponieważ we wszelkim dziele cudownie stworzonym widzi się pobudkę do poszukiwania mocy naszego Stwórcy. I gdziekolwiek dusza się zwróci, jeśli patrzy uważnie, to znajduje Boga dokładnie w tych samych rzeczach, dla których Go opuściła; a poznaje znów Jego moc przez rozmyślanie nad tymi rzeczami, z miłości do których ją porzuciła. Ponieważ odpadliśmy od rzeczy niewidzialnych za sprawą rzeczy widzialnych, to przystoi, abyśmy znów przez rzeczy widzialne wspinali się ku niewidzialnym, aby to, co było dla duszy upadkiem, stało się wspinaczką na szczyt, i aby dusza mogła się wspiąć tą samą drogą, którą spadła. Rzeczy stworzone, jak było powiedziane, gdy dobrze się je rozważy, prowadzą nas na powrót do Boga, gdy zaś niewłaściwie się je wybierze, oddalają nas od Niego. Przez wszystko, co widzimy, jesteśmy ostrzegani, abyśmy byli pokorni, aby piękno kontemplowanego stworzenia mogło być pewnego rodzaju lekcją dla naszego umysłu.
Książka przedstawia naukę Ewagriusza z Pontu (345–399) na temat ośmiu duchów zła zwanych też myślami namiętnymi (gr. logismoi) atakujących każdego człowieka a w szczególności mnicha, czyli obżarstwa, nieczystości, chciwości, smutku, gniewu (złości), acedii, próżności i pychy. Ewagriusz jako doświadczony kierownik duchowy w sposób mistrzowski opisał dynamikę działania każdego z tych duchów i przedstawił sposoby walki z nimi. Studium rekonstruuje założenia antropologii i nauki duchowej mnicha z Pontu, by następnie w ich kontekście ukazać naturę, działanie oraz sposoby walki z poszczególnymi duchami/ myślami. Choć refleksja Ewagriusza stała się podstawą późniejszej nauki Kościoła o siedmiu grzechach głównych, to jednak jego głębokie intuicje zachowują nadal swoją aktualność i mogą być pomocne zarówno do własnego rozwoju duchowego jak też prowadzenia innych.
„Znałem go jako człowieka Bożego” powiedział o ojcu Rostworowskim Jan Paweł II. Dziś niezwykłą osobowość ojca Piotra docenia coraz więcej osób, które miały możliwość spotkać się z nim na swojej drodze. Przez wielu uważany jest za jedną z największych w Europie postaci życia monastycznego w XX wieku. Jego barwne, pełne dramaturgii życie sprawiło, że w swoich poradach, jako przyjaciel i kierownik duchowy, stawał się niezwykle autentyczny.
Piotr Rostworowski, to pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu, więzień czasów komunistycznych, kameduła oraz przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii; w końcu rekluz oddany całkowitej samotności. Jego śmierć w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu przyniosła jakże prosty komentarz naszego Papieża: „Był zawsze bliski mojemu sercu"
W książce znajdziemy wybór fragmentów rekolekcji, rozważań, prywatnej korespondencji oraz kilka unikatowych fotografii ojca Piotra. Książka otrzymała wyróżnienie Stowarzyszenia Wydawców Katolickich „Feniks” w kategorii literackiej.
Kontemplacja, medytacja, modlitwa serca — te wszystkie określenia są wyrazem ludzkiego poszukiwania najgłębszego zjednoczenia z Bogiem. Laurence Freeman ukazuje, w jaki sposób mogą zrealizować to pragnienie współcześni chrześcijanie — niezależnie od tego, jakimi ścieżkami życia podążają. Pomaga na nowo, głębiej i bardziej osobiście odkryć treści Pisma Świętego i prawdy wiary. Zawarte tu rady są zarówno znakomitą zachętą do postawienia pierwszych kroków w medytacji, jak i umocnieniem w codziennej praktyce modlitewnej.
Dzielenie się Ewangelią jest bardzo na czasie. I ten tomik (...) nie chce być jeszcze jednym owocem naukowej egzegezy, ale owocem refleksji mnicha, który od pół z górą wieku nie rozstaje się z Pismem Świętym. Autor będzie szczęśliwy, jeśli kogokolwiek wesprze w jego dążeniu do Światła w oparciu o karty Objawienia. (Ze wstępu) Jezus nawołuje do doskonałości w kontekście miłowania nieprzyjaciół. To chyba jedno z najtrudniejszych przykazań, niespotykane w innych systemach etycznych. Ci, którzy je wypełniają, zwłaszcza gdy są bezwzględnie i okrutnie prześladowani, zyskują wielki podziw i uznanie. Czy tylko tyle? A jak to wygląda w przełożeniu na nasz dzień powszedni, na nasze relacje z bliźnimi, kiedy to nawet brat z siostrą potrafią w sądzie do upadłego walczyć o prawa, które wydają im się należne? (Mt 5,43–48)
Temat spotkania jest wieloznaczny: MY-ŚWIĘCI. Można to bardzo rozmaicie sobie tłumaczyć: MY ŚWIĘCI, MY a ŚWIĘCI, MY i ŚWIĘCI. Jest to bardzo ważny problem – świętość – który my stawiamy dzisiaj trochę – jeśli mogę użyć tego słowa – bezczelnie. Natomiast świat jest zupełnie po przeciwnej stronie i słowo ‘świętość’ dzisiaj dla niego niewiele znaczy albo i nic. Czasem zdewociałość, czasem wyłącznie klepanie paciorków, niekiedy obłudę, ale dla ludzi wierzących, tak normalnie wierzących, to jest jakiś szczyt, który dla normalnego człowieka jest trudny do osiągnięcia.
Popatrzymy na Kościół, w którym i o którym modlimy się: „Wierzę w jeden, święty, powszechny, apostolski Kościół…”. Jest „jeden”, „powszechny” – jako tako, „apostolski” też, ale ta „świętość”, zwłaszcza w świetle wszystkiego, co się wciąż dzieje: te wszystkie skandale, afery, awantury – to nie bardzo sprzyja temu, żeby mówić właśnie o świętości.
Pomimo tego, że postać o. Piotra Rostworowskiego jak i jego spuścizna piśmiennicza nie są całkowicie obce polskiemu Czytelnikowi, to jednak nadal tyniecki i bielański przeor wraz ze swoją myślą duchową pozostaje postacią do końca nieodkrytą. Na redakcyjną oprawę oczekują nieznane szerszemu gronu konferencje, zapiski czy listy o. Piotra. Miejmy nadzieję, że te wartościowe teksty zostaną we właściwy sposób przygotowane i wyeksponowane, by mogły służyć wszystkim poszukującym Boga.
Bóg zawsze jest najwierniejszym towarzyszem duszy ludzkiej. Są jednak miejsca i czasy w osobistej historii każdego człowieka, kiedy Pan dotyka nas szczególnie, gdzie intensywniej obdarza nas swoją łaską. Odnajdujemy wtedy „miejsce łaski” (może lepiej powiedzieć, że to ono odnajduje nas). „Miejscem łaski” dla wielu mnichów i mniszek jest klasztor i zakon monastyczny. W tym „Miejscu łaski” znalazł się i o. Piotr. Klasztory benedyktyńskie w Belgii i Polsce oraz kolejne eremy kamedulskie, w których przebywał o. Rostworowski, a ogólniej rzecz ujmując: życie mnisze było dla niego „miejscem” szczególnego obdarowania, intensywnego obcowania z Bogiem. O tym, czy jest to „miejsce łaski” opowiadał w swoich kazaniach, mowach, konferencjach. O tym też mówią teksty zamieszczone w tej książce.
W tomie drugim sięgamy po tematy, które w niemniejszym stopniu miały wpływ przez wieki na to, w jaki sposób ludzie Zachodu mówili i myśleli na tematy związane z życiem duchowym. Rozmowa XIV zajmuje się w zasadzie wykładem podstaw tego, co później zostanie określone jako lectio divina; Rozmowa XVI podejmuje klasyczny dla piśmiennictwa łacińskiego temat przyjaźni choć, jak to Kasjan, czyni to w dość przewrotny sposób poświęcając ostatecznie większość uwagi temu, co prawdziwej przyjaźni się sprzeciwia, a mianowicie wadzie gniewu. Wreszcie Rozmowa XIII, podejmująca zagadnienie stosunku łaski Bożej i wolnej woli człowieka, wywołała wkrótce spór, który w europejskiej teologii miał ciągnąć się przez wieki. Dodajmy na marginesie, że ten właśnie tekst zasługuje na wyjątkową uwagę. Jest to bowiem unikalny przykład wypowiedzi, która jednoznacznie była odczytywana jako polemika ze św. Augustynem, a która chyba jako jedyny taki przypadek w historii nie zakończyła się potępieniem autora jako heretyka sprzeciwiającego się biskupowi Hippony.
Pisma błogosławionego Pawła Giustinianiego, założyciela Kongregacji Eremitów Kamedułów Góry Koronnej, które przedstawiamy w niniejszym drugim tomie jego Opera omnia, stanowią okazję, żeby zastanowić się nad tym, jak można przeżywać i urzeczywistniać wzniosłe doświadczenia duchowe, nawet jeśli wydaje się, że opiera się ono głównie na woli i na chęciach.
Traktat Myśli codzienne o miłości Bożej, który przedstawiamy tutaj w wydaniu krytycznym, w sposób szczególny stanowi świadectwo duchowego dojrzewania bł. Pawła, zachodzącego w bardzo krótkim czasie, przez około sześć miesięcy roku 1506, na kilka lat przed jego wstąpieniem do Camaldoli.
W tym dziele można również dostrzec szczególny sposób medytacji Pawła Giustinianiego: by wykorzystywać Pismo Święte jako wsparcie i bodziec do refleksji. Jest to więc mały Dziennik duchowy, bogaty, a jednocześnie czasem poddający się oschłości racjonalnego rozumowania.
Tłumaczenie "Reguły" św. Benedykta z Nursji i II Księgi "Dialogów" św. Grzegorza Wielkiego, poświęconego życiu Patriarchy Mnichów Zachodu. Dzieło św. Grzegorza stało się jednym z najsłynniejszych tekstów hagiograficznych i wzorem dla późniejszych żywotów.
Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń ku nim ucho swego serca. Napomnienia łaskawego ojca przyjmuj chętnie i wypełniaj skutecznie, abyś przez trud posłuszeństwa powrócił do Tego, od którego odszedłeś przez gnuśność nieposłuszeństwa. Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się własnych chęci, a chcąc służyć pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla, przywdziewasz potężną i świętą zbroję posłuszeństwa.
Czyta: Stefan Sumiński
Jeden z klasycznych tekstów poświęconych modlitwie. Napisany w oparciu o spotkania z mnichami w Egipcie, przez jednego z najwybitniejszych Ojców monastycyzmu zachodniego.
Istotnie, niewiele modli się ten, kto modli się tylko wtedy, gdy klęczy, a w ogóle nie modli ten, kto klęcząc ma serce pełne rozproszeń. Jacy więc chcemy być podczas modlitwy, tacy musimy być przed nią, albowiem jakość modlitwy zależy od stanu, który ją poprzedza. Dzieje się tak dlatego, ponieważ myśli, które zaprzątają nasz umysł albo uniosą go ku niebu, albo pogrążą w marnościach tego świata. (Rozmowa X,14)
Czyta: Jan Paweł Konobrodzki
Katarzyna Mechtylda de Bar (1614–1698) – założycielka Instytutu Benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu (zwanych sakramentkami). Wybitna postać odrodzenia religijnego we Francji XVII wieku. Charakterystycznym rysem jej duchowości jest skoncentrowanie na misterium paschalnym Chrystusa, w które zostaliśmy wszczepieni przez chrzest i które uobecnia się podczas każdej Eucharystii.
Uważam, że powinnyśmy mieć szczególne nabożeństwo do Jezusa, Początku i Źródła Życia. Powinnyśmy trwać ustawicznie w tym stanie śmierci w Jego obecności, aby tchnął w nas tchnienie swego boskiego Życia. O, jak to życie jest godne uwielbienia i pełne mocy! Jedna jego chwila w nas bardziej się liczy niż wszystko, co tylko największego jest w niebie i na ziemi. Chciałabym, abyśmy były o tym przekonane, abyśmy z większą wiernością umierały, bo to najdroższe życie nastaje w nas dopiero po śmierci naszego własnego życia. Umierajmy więc i to umierajmy z radością, bo ta śmierć sprawia dla nas dobro nieskończenie doskonałe i trwałe. (z rozdz. Rekolekcje 1661/1662)
Weronika Andral (1923–2001) – francuska benedyktynka-sakramentka. Wielka znawczyni pism i duchowości matki Mechtyldy, autorka licznych publikacji poświęconych osobie i dziełu założycielki.
Pytanie: Kim jestem? jest niezmiernie ważne w naszym życiu. Trzeba sobie bowiem zdać sprawę z tego, kim jesteśmy i o co chodzi w naszym życiu, gdyż kiedy tego nie wiemy, szukamy czegoś, nie wiedząc czego właściwie. To podobnie jak gdybyśmy dostali jakieś wspaniałe urządzenie, o którym nie wiemy, jak działa. Możemy je wówczas bardzo łatwo zniszczyć, próbując używać niezgodnie z jego przeznaczeniem. Podobnie jest z nami, jeżeli nie wiemy, kim i dlaczego jesteśmy, wciąż nie znajdujemy swojego miejsca i popadamy w niezadowolenie, które prowadzi do rozpaczy.
O. Włodzimierz Zatorski OSB, benedyktyn z Opactwa świętych Apostołów Piotra i Pawła w Tyńcu. Urodzony w 1953 r. Do klasztoru wstąpił po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1980 r. Uroczystą profesję złożył w 1984 r., a w 1987 r. został wyświęcony na kapłana. W latach 1991–2007 dyrektor Wydawnictwa Benedyktynów.
Historia modlitwy Jezusowej była badana już pod pewnymi aspektami, ale jak dotąd nigdy nie została ujęta całościowo. Nie zamierzamy tutaj opracowywać całych jej dziejów; chcielibyśmy jedynie naszkicować główne etapy. Nasze zainteresowanie tym problemem nie jest zainteresowaniem historyka. Chodzi o zbadanie praktyki, która choć zakorzeniona w najdawniejszej starożytności, do dziś pozostaje żywotna pośród chrześcijan Wschodu. Zasadniczo nie jest wymieniana w traktatach poświęconych „formom” czy „sposobom” modlitwy. Jednakże jest starsza i bardziej rozpowszechniona niż inne metody opisywane w klasycznych podręcznikach.
Modlitwa Jezusowa, jak stwierdził rumuński pisarz N. Crainic (1889–1972), jest „sercem prawosławia”. Praktykują ją unici, łacinnicy są nią zainteresowani, nawet niektórzy anglikanie czy protestanci oddają się z zapałem tej metodzie. Ona jest naszym wspólnym dziedzictwem, czymś więcej niż przejawem prywatnej pobożności; wkracza bowiem i przenika sferę liturgii. Jej implikacje i możliwości zasługują na uważne rozważenie. Niech te karty natchną do jej praktykowania licznych Czytelników!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?