Lubię tu latem marnować czas. Może dlatego, że po lekturze Prousta nie wierzę w marnowanie czasu. Gdy niedzielni taternicy biegają po graniach w drogich ubraniach, ja piję lemoniadę, jem pierniczki i patrzę na Roztocką Czubę. Kiedyś jej fragment się obsunął, co wyeliminowało z tego obszaru ruch autobusowy. I dobrze. Z tą myślą zasypiam na leżaczku. W snach przychodzi Bartuś Obrochta – legendarny gazda z Roztoki. Niegdyś na skrzypcach grał najpiękniejsze melodie dla Sienkiewicza i Prusa, dziś rzępoli tylko dla mnie.
5 to nie tylko kolejny tom autorski Łukasza Kamińskiego. W tym dzienniku górskim fikcyjnego poety przedstawione są Tatry jako piąta strona świata, nie przypadkiem przewodnikiem jest diabeł, zadomowiony gość góralskich gawęd, a i klasyków, od Księgi Hioba poczynając.
Fikcja o charakterze non-fiction (albo odwrotnie).
Od autora:
O Tatrach i kulturze tatrzańskiej napisano już dużo, zdawałem sobie sprawę, że poza wrażliwością, językiem i wyobraźnią nie mogę wnieść wiele. I nie widzę w tym nic złego, że wnoszę głównie emocje. W kultowej książce W stronę Pysznej Stanisław Zieliński zachęca, żeby każdy opowiadał Tatry na swój sposób, dzielił się swoimi przeżyciami. Bo każda opowieść o Tatrach i tak jest niezwykła, a wynika to z wyjątkowości tych gór.
Ważnych bohaterów Eratosfery jest wielu, a łączą ich niewidzialne więzi, które odkrywają stopniowo, z jakąś nieodpartą, choć niezrozumiałą dla nich logiką. Czytelnik podąży za ich odkryciami, pozna tajemnice i pogmatwane losy, sięgające aż do czasów drugiej wojny i dramatycznych polsko-niemiecko-żydowskich relacji. Natknie się w swojej podróży w przeszłość na miłość i zbrodnię, cierpienie i towarzyszące mu próby wyjaśnienia przyczyn zła, na szukanie ujścia dla bólu w szaleństwie i sztuce. Przyjrzy się przejawom siły kobiet, ich niezwykłej empatii, intuicji, prymarnych instynktów i macierzyńskiej troski, jaką potrafią uwalniać w zagrożeniu, podążając za nadzieją.
Autorka buduje intrygę z precyzją rasowego kryminału, a w opowieści o ludziach i sztuce stać ją na filozoficzną finezję.
Autorka o książce i sobie
Interesuję się psychologią twórczości. W Eratosferze nie ograniczają jednak tego obszaru słowa „sztuka”, „artyzm” czy „warsztat”. Twórczością jest tu również kreowanie rzeczywistości realnej – przede wszystkim pod wpływem pozornie przypadkowych wyborów czy spontanicznych decyzji. Eratosferą nazwałam więc tę umowną przestrzeń, fragment zbiorowej nieświadomości i mądrość przodków, z której czerpiemy, tworząc lub dokonując destrukcji.
Danuta Szulczyńska-Miłosz
pochodzi z Trzcińska-Zdroju, od wielu lat związana jest z Gorzowem Wielkopolskim. W swoim dorobku ma publikacje w „Pograniczach” i „Dyskursie”. W 2021 roku ukazała się jej debiutancka powieść Podszepty, która została nominowana do Wawrzynów Lubuskich; w 2023 w cyklu Biblioteka Pegaza Lubuskiego wydano zbiór jej opowiadań pt. Pomiędzy. Absolwentka Uniwersytetu Szczecińskiego, polonistka, redaktorka i recenzentka, z zamiłowania witrażystka. Współpracuje z „Pegazem Lubuskim”.
Rozstania..., trzecia, ostatnia część warszawskiej sagi Magdaleny Mosiężnej, to kontynuacja Maryli i Debory oraz Cienia Debory. Opowiada o losach Wetlińskich, Gregorowiczów, Wilczków i Adamczaków od śmierci Stalina do zdarzeń zapowiadających exodus Żydów w 68 roku. Historia pozornie wycofuje się na drugi plan, ale kąsa bohaterów z ukrycia, zaburzając nawet ich życie intymne. Dorastają dzieci, stając się wymagającymi partnerami dorosłych, a na sprawy zawodowe nadal kładzie się cieniem przeszłość, pochodzenie, uprzedzenia i nałogi. Znów trzeba wybierać między pragnieniami, rezygnować z ambicji, zmagać się z poczuciem niespełnienia, z pytaniami o losy i oczekiwania najbliższych. Powieść o dojrzewaniu do prawdy o sobie, o wyzwalaniu się z politycznych przymusów, o akceptacji trudów szarego życia i godzeniu się z nieuniknionym. O mieście i ludziach, o pulsującym napięciu między nimi.
Kim są tytułowe niebożęta? Słownik Języka Polskiego podaje, że niebożę to przestarzała forma na współczujące i zabarwione litością określenie istoty zwykle młodej. Inaczej: biedactwo. A może do bohaterów książki bardziej pasowałyby współczesne ale też negatywne lub wręcz prześmiewcze określenia: loser, cielę, ofiara losu, smutas, przegryw? Powiedzielibyśmy dzisiaj, że to osoby nieradzące sobie w życiu, niepasujące do tego świata. Ale to nie jedyna rzecz, która łączy ich ze sobą. Oprócz więzów rodzinnych i przyjaźni oraz wspólnie spędzonego dzieciństwa łączą ich tajemnice, poczucie winy, trauma, nałogi i natręctwa. I Jasiek kontrowersyjny ojciec, wujek, mąż. Bestia? Czy też niebożę?Powieść napisana z maestrią i subtelnością, z pietyzmem traktująca ludzkie emocje, traumy, kompleksy, lęki, ale i marzenia-nadzieje. Z nutą liryzmu o bardzo nielirycznym świecie.
Powieść Wylot to rodzaj dystopii. Jej akcja toczy się po ostrym przesileniu w świecie, a ludzie muszą przystosować się do nowych rygorów, wynikających z potrzeby racjonowania surowców, wody i energii. Ceną za wysoki standard życia jest rezygnacja z wolności, na którą godzą się uzyskujący Rejestrację (co ułatwia ścisłą kontrolę przez System). Są i tacy jednak, którzy się nie godzą, wolą przyjąć status wykluczonych (nazywa się ich antysystemowcami); żyją w nędzy, pozbawieni dostępu do wykształcenia, opieki zdrowotnej i przywilejów. W napięciu śledzimy losy dwóch bohaterek. Jednej, która korzysta z ogłoszonej właśnie amnestii i stara się o status rejestrowanej, zdradzając własne środowisko (w tym rodzinę); musi przejść specjalny kurs, żeby dostać pracę w świecie rejestrowanych. I drugiej, która reprezentuje rejestrowanych, jest kuratorką pierwszej. Losy obu biegną równolegle, ale też zależą od siebie nawzajem. Wylot to opowieść o dylemacie: wolność czy wysoki standard życia; o cenie awansu społecznego i zdradzie ideałów.
Autorka o książce:
Na różnych etapach pisania tej książki ważne były dla mnie odmienne rzeczy. Zaczęło się od zainteresowania mechanizmami pamięci, ważnego dla mnie jako psychoterapeutki. A kiedy wybuchła wojna, stało się ważne coś innego: żeby dogłębnie wyrazić emocje. Bezradność, złość, lęk. Uświadomiłam sobie ze zgrozą, że na świecie dzieje się wiele rzeczy, na które nie ma wpływu zwykły człowiek. A kiedy próbuje coś zrobić, może zostać zmiażdżony przez Machinę. Drugiemu zwykłemu może jedynie okazać solidarność i empatię.
Olesia Ivchenko urodziła się w 1990 roku w Kijowie. Mieszka w Polsce, a dokładniej w Krakowie, od drugiego roku życia. Formalnie Polka, sercem i Polka, i Ukrainka. Z wykształcenia i zawodu psycholożka i psychoterapeutka. Miłośniczka pływania, gromadzenia książek i oglądania rzeczy z wielu punktów widzenia. Wylot jest jej debiutem.
Olivia urodziła się w wylęgarni, dorastała w wychowalni i bardzo tęskni za miłością. Cezar kocha Olivię i chyba nie ma znaczenia, że jego miłość to misternie skomponowany system złotych płytek i rząd cyfr. Olga pamięta dawne czasy i bardzo chciałaby do nich wrócić. Zapisz zmiany to słodko-gorzka opowieść o świecie, w którym spełniają się marzenia o posłusznych technologiach: ludzie współistnieją z humanoidami, a wyrafinowane urządzenia, wykorzystujące sztuczną inteligencję, sprawiają, że granice między nimi stają się płynne. Katarzyna Zawodnik próbuje pokazać i pogodzić ze sobą wiele perspektyw i kluczowych momentów ludzkiego życia (dziecięctwa, młodości, odchodzenia).
Autorka o książce:
Pomysł na powieść zrodził się, gdy obejrzałam spektakl Humanka Jarosława Murawskiego. Relacje między ludźmi a humanoidami prowokują do stawiania pytań o to, kim jest człowiek, czego szuka w innych i do czego są mu potrzebni. Jak to jest spełnić swoje marzenia? A jak być spełnieniem czyichś marzeń? Starałam się rozumieć moich bohaterów. Mnie samej jednak sprawili kilka niespodzianek.
Dominika Matuła, domi-czyta.pl:
Katarzyna Zawodnik przedstawia dystopijny świat nowej Ameryki, w której społeczeństwem kieruje sztuczna inteligencja, a ludzie koegzystują z humanoidalnymi robotami. Czy można stworzyć jak najbardziej ludzką maszynę, a jednocześnie pielęgnować w ludziach człowieczeństwo w nieludzkich czasach? Oto jest pytanie, na które autorka szuka odpowiedzi. Gorąco polecam.
Dominika Rygiel, bookiecik.pl
Futurystyczna, a może profetyczna wizja świata? To zaskakująco udana próba pokazania, jak nikła i płynna jest granica między człowiekiem a robotem i jak wiele dylematów moralno-etycznych może wprowadzać takie współistnienie.
Katarzyna Zawodnik urodziła się w 1991 roku. Studiowała polonistykę, mieszka w Krakowie. Jest freelancerką, zajmuje się transkrypcją nagrań, amatorsko śpiewa. Jest niewidoma, jest wierząca, ma rodzinę i przyjaciół nie do przecenienia. Twierdzi, że ma w sobie dużo ciekawości, lubi ludzi i chętnie słucha ich opowieści. Zapisz zmiany to jej debiut.
Bohater powieści Fryca rodzi się z ojca alkoholika i zdaje się sądzić, że każdy ma swój los, więc musi go wypełnić, punkt po punkcie – od narodzin aż po sam koniec. I że nie ma miejsca na wolną wolę człowieka. Ale podświadomie próbuje się wymknąć tej wizji. Bezustannie prowokuje, bada siłę krępujących go więzów, wykorzystując do tego kolejne związki z otoczeniem, potęgując dramatyzm relacji, sprawdzając, czy scenariusz jest domknięty, czy jednak da się w nim znaleźć jakieś szczeliny, choćby przez tworzenie literatury. Podejmowane gry i zakładane maski są jak uniki, chronią przed ryzykiem prawdziwych zapasów ze światem. Sztuka noszenia masek to opowieść o zagadkach przeznaczenia, o źródłach twórczości, o walce woli życia z instynktem śmierci. A także o mrozie, który skuwa serca.
Kinga Młynarska, Przeczytane Napisane:
Czy ta dramatyczna historia, swoista kolekcja nieszczęść, może w ogóle przynieść jakieś ukojenie? Nie mam pewności. Wiem natomiast, że Hubert Fryc proponuje książkę niebanalną, bardzo wyrazistą, która pozostawia trwały ślad w czytelniku. To zjawiskowo napisana lektura obowiązkowa.
Marek Olszewski, Czytelnia osobista:
To powieść, list i spowiedź pełna ambiwalencji, która w swoich najlepszych fragmentach wywraca na nice zbanalizowany obraz rodziny czy literatury jako niezawodnej formy terapii. Bo fikcja może być zarówno siłą, jak i niebezpieczeństwem, lekiem tymczasowego uśmierzenia. Proszę przygotować się na prozę do bólu prawdziwą.
Hubert Fryc – rocznik 1990. Debiutował w 2014 roku opowiadaniem w „Nowej Fantastyce”. W 2018 ukazała się jego powieść obyczajowa pod tytułem Szeptać. Nagrywa podcast Ludzie przez przypadki. Studiował filozofię, pracuje i mieszka w Krakowie, ale często wraca do rodzinnej Półwsi.
Stół to rzecz tyleż o traumie rodzinnej, co o teatrze naszym powszednim, w którym każdy gest i każde słowo może być narzędziem raniącym bliskich sobie ludzi. Pisana z punktu widzenia dwojga młodych, którzy – wskutek tej traumy dziecięcej – siebie, rodziców ani świata nie rozumieją i nie potrafią się odnaleźć w relacjach – w domu, w pracy, w przyjaźniach. Czy jest dla nich wyjście z matni, sposób na odzyskanie harmonii? Czy prowadzi do tego i jest możliwe poznanie przeszłości?
To rozpisana na cztery osoby psychodrama z nadmorskim miasteczkiem w tle i konfliktem współczesnych stylów życia na horyzoncie.
Autorka o książce
Staram się sympatyzować z bohaterami swojej książki, mimo że wcale mi tego nie ułatwiają. Znajduję im wspólne tematy, bogato zastawiam stół, rozstawiam krzesła w bezpiecznej odległości. Ale ciągle coś nie gra. Miotają się, grzęzną w złośliwościach i opychają jedzeniem, by zatkać sobie usta. Opuszczają w biegu mieszkanie, wyjeżdżają z miasta, nie dzwonią i nie piszą…
To trudna relacja.
Najlepiej więc od początku nie liczyć na zbyt wiele. Są jak sarny. Jeden niewłaściwy ruch i uciekają. Ale to łagodne stworzenia.
Marta Horbal - Rocznik 1988. Ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Gdańskim. Mieszka w Gdyni z rodziną – mężem, córką i zwierzętami. Inspiracji do pisania szuka w codzienności oraz literaturze. Szczególnie ceni tę twórczość, w której wrażliwość estetyczna, dbałość o detal i głębia psychologiczna sprawiają, że dzieło jest interesujące pod względem formy, ale i treści. Z przyjemnością czyta Julię Fiedorczuk, Trumana Capote’a, Ursulę Le Guin, Davida Fostera Wallace’a, Edwarda St Aubyna, Margaret Atwood i Alice Munro.
Powieścią Stół debiutuje.
Powieść Magdaleny Mosiężnej to kontynuacja losów bohaterów Maryli i Debory, którzy próbują odbudować życie w zniszczonej wojną Warszawie. W realiach tworzącej się Polski Ludowej będą skazani na nieustanne rozliczanie przeszłości, własnej, indywidualnej, ale też przyjaciół i znajomych. Będą konfrontować się z wyzwaniami: okaleczeniami ciał i dusz, polityką opresyjnej władzy, pamięcią. Będą wystawieni na próby lojalności – w małżeństwach i przyjaźniach. Którzy z nich przeżyją? Dla kogo teraźniejszość pokoju okaże się trudniejsza niż wojenna przeszłość? Kogo będzie jeszcze stać na miłość i wierność? To powieść o podnoszeniu się z gruzów, bliskości i tęsknocie, straconych złudzeniach i nowych nadziejach. O trudach odradzającego się życia.
Mimo traumatycznych wydarzeń, nieoczekiwanych wyborów i trudnych emocji towarzyszących lekturze drugi tom sagi Magdaleny Mosiężnej otulił mnie i wyciszył. To ogromna przyjemność obserwować, jak niedawna debiutantka rozwija skrzydła, daje się ponieść wyobraźni i czasom, o których opowiada.
Kasia Sosnowicz, sieczyta.com.pl
Autorka o książce i o sobie:
Wychowana w domu, w którym była silna więź rodzinna, sądziłam długo, że to jest naturalne, i dopiero jako dorosła osoba, obserwując świat, zaczęłam odkrywać, że nie zawsze tak musi być. To mną wstrząsnęło i zafascynowało. Postanowiłam przedstawić, skąd to się może brać, prześledzić etapy rozwoju takiego napięcia między matką i córką. Intrygowały mnie również możliwe napięcia między rodzeństwem. Nie mam siostry ani brata, posługując się wyobraźnią i obserwacją, jakoś sobie to w powieściach rekompensuję.
Magdalena Mosiężna
Urodzona w 1991 roku w Lubaczowie. Wychowała się na Podkarpaciu, w miejscowości Lisie Jamy. W dzieciństwie próbowała sił w poezji. Studiowała w Rzeszowie, planowała wrócić w rodzinne strony, lecz została w mieście dla pewnego rzeszowianina. Prawniczka z nakazu rozumu, pisarka z wyboru serca. Nie wyobraża sobie poranka bez czarnej kawy, wieczoru bez czytania przed snem ani domu bez kota. Debiutowała powieścią Maryla i Debora (JanKa 2020).
Czy jest życie poza zbrodnią i winą? Główny bohater powieści, Bartek Ostrowski, morduje z zimną krwią, a chcąc zatrzeć trop, szuka schronienia w klasztorze; wielowiekowa tradycja głosi, że miejsce monastyczne zapewnia niekaralność. Nie przewidział tylko, że miejsce odosobnienia okaże się zaskakująco gwarne. W relacjach z mieszkańcami klasztoru - tak stałymi, jak i tymczasowymi - zaczyna rozpadać się misterny plan bohatera, a role łowcy i ofiary niebezpiecznie się do siebie zbliżają. Każdy, kto decyduje się umrzeć dla świata, skrywa jakąś tajemnicę. Życie pod zakonną regułą, powtarzalność dni i ćwiczeń dyscyplinujących ciało, ten sam krajobraz, milczenie... Kolejne rozdziały, ułożone zgodnie z monastyczną liturgią godzin, prowadzą nieuchronnie do pytania: co się stanie, gdy zło zamieszka w miejscu świętym.Autor o książce:Mówię o sobie, że jestem śmieciarzem kultury. Wyniesione z biblioteki dostojnych manuskryptów pytania mieszam z tym, co znalazłem w popkulturze, z całą jej fascynacją złem. Styk tych dwóch światów jest moją przestrzenią literacką. Dociekliwym podaję szerokość geograficzną Archipelagu Lewiatana: nóż i pióro, a między nimi trochę kąsających niełatwych pytań.Marcin Cielecki ur. 1979, poeta i eseista. Autor zbioru esejów Miasto wewnętrzne (2015) oraz książek poetyckich Ostatnie Królestwo (2010), Czas przycinania winnic (2002). Nominowany do Wawrzynu Literackiej Nagrody Warmii i Mazur 2015. Uczestnik warsztatów pisarskich w Arktyce zorganizowanych przez Fundację Identitas oraz laureatNagrody Specjalnej Fundacji Identitas (2020). Mieszka w Olsztynie.
Dwie młode kobiety. Dwie postawy. Losy, które dramatycznie się splatają.Wprawdzie obie żyją w jednym mieście przedwojennej i wojennej Warszawie ale jakby na innych planetach. Maryla Wetlińska pochodzi z zamożnej rodziny, ma kochającego męża i spodziewa się dziecka. Debora Leman, pozostając w związku z żonatym mężczyzną, wie, że ona i Aleksander nie stworzą prawdziwego domu. Poznają się kilka dni przed wojną, gdy ciężarna Maryla mdleje na ulicy, a pielęgniarka Debora udziela jej pomocy. Jesienią 1942 r. spotkanie jest równie symboliczne: uciekająca z getta Żydówka staje w progu domu Wetlińskich, szukając schronienia po aryjskiej stronie; Maryla musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto ryzykować istnienie swego świata, aby uratować świat zupełnie obcy.Powieść o męskich i żeńskich wyborach, instynkcie życia i śmierci, wierności i zdradzie, pierwsza część trylogii, ukazującej dzieje kilku warszawskich rodzin w dwudziestoleciu, czasach wojny i PRL.Wierność jest podstawą zaufania, a bez zaufania nie ma trwałej więzi, ale trudno stawiać sobie za najważniejszy cel zachowanie wierności, gdy zagrożone jest życie, własne lub bliskich. Już w prologu powieści jedna z bohaterek zdradza męża, by pomóc choremu synowi. Nie można oceniać jej postępowania, nie biorąc pod uwagę nadzwyczajnych okoliczności, w których się znalazła. Tak, moi bohaterowie zdradzają, a ja im na to pozwalam. To wielki przywilej pisarza, móc przekraczać granice, których we własnym życiu nie chciałby naruszyć Magdalena Mosiężna.
Wskrzesina to przewrotna powieść o utracie złudzeń i nadziei, miłości i zemście, ludzkiej potrzebie wiary w dobro, które niespodziewanie może okazać się złem. A wszystko zaczyna się od tego, że Michał Serpina, starzejący się były sekretarz gminny PZPR we Fraudencji, miasteczku w zachodniej Polsce, nie ma komu przekazać rodzinnej pasieki. Jego ukochana żona nie żyje, córka odkryła dla siebie dwuznaczną rolę u boku proboszcza Smętka i nie chce go znać. Serpina zamieszcza więc ogłoszenie o tzw. dożywotce - dożywotniej opiece w zamian za przepisanie majątku. Spośród kilkorga chętnych wybiera czterdziestoletniego Adama, byłego informatyka. Wraz z przybyciem opiekuna do domu Serpiny we Fraudencji zaczynają się dziać dziwne rzeczy: natura i ludzie doznają impulsów, które popychają ich do czynów dwuznacznych, zmieniających dotychczasowe relacje i układy.
W Cichoborku – sennej wsi gdzieś na południu Polski – ciekawych historii na pozór brak. Życie toczy się zgodnie z cyklem roku liturgicznego, okazji do zabawy dostarczają chrzciny, wesela i stypy, czasem imieniny i sylwester organizowany w remizie. Burzę plotek wywołuje pozamałżeńska ciąża, nikt nie pokłóci się na tyle cicho, żeby umknęło to uwadze sprzedawczyni Jadzi; żaden gość nie przejdzie przez wieś niezauważony. A przecież są w Cichoborku tacy, którzy nie mieszczą się w ramach stworzonych przez despotycznego proboszcza oraz obłudną sklepową. Gdy do wsi przybywa nowa opiekunka dziewięćdziesięcioletniej staruszki, niektórzy mieszkańcy ujawniają warte opowiedzenia dramaty.
„Cichoborek” to historie jedenaściorga bohaterów; powiązane ze sobą opowiadania o drzemiącej w wielu potrzebie zmiany, łamaniu konwenansów, o poszukiwaniu sensów i – bo przecież nie mogłoby być inaczej – o różnych odmianach miłości.
Eliza Kącka o książce:
Czym jest ten Cichoborek? Zwykłą wioską czy przestrzenią mityczną? Czy obmywa go szary nurt literatury o polskiej prowincji, czy barwny – lokalnego realizmu magicznego? Jedno i drugie. To miejsce zaplatania się losów, które ów splot czyni nie tylko regułą konstrukcyjną, lecz także źródłem sensu życia i opowieści. Bo co innego mamy, uczy Cichoborek, niż rzeczy elementarne: bycie z sobą, bez siebie, wobec siebie – i odchodzenie. Być może główną bohaterką książki nie jest ani Justyna, dla której Cichoborek jest tylko przystankiem, ani esencja cichoborkowatości. Kto wie, czy nie jest nią śmierć, a konkretniej: ta dziwna strefa umierania, która miesza cielesne z bezcielesnym, święte z nieświętym. Z Cichoborka nie odchodzimy bowiem osobno – i wyjątkowo długo trzymamy się ziemi.
Urszula Stokłosa urodziła się w 1990 roku w Żywcu. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Obecnie mieszka w Unterhaching – niewielkiej miejscowości pod Monachium. Prywatnie – szczęśliwa żona, zawodowo – zadowolona z życia pomoc domowa.
Bohaterka powieści szuka odpowiedzi na ważne pytanie: do jakiego stopnia człowiek jest odpowiedzialny za to, kim jest, kim się staje, czy w stawaniu się tym jest wolny, czy też ograniczony – genami, środowiskiem, w którym się rodzi, przeznaczeniem? Próbuje uporządkować swoje wnętrze i swoje życie, przemieszczając się i w czasie, i w przestrzeni, między Polską a Niemcami. Pozostaje nieustannie w drodze, co jest metaforą pragnienia przemiany. Szuka prawdy o swoim ojcu, którego nigdy nie znała, o jego przyjaźniach i miłościach, a okruchy rzeczywistości, o które się potyka, czynią z jej życia swoisty labirynt, zmuszający do ciągłych wyborów. Autorka stawia również pytanie, czy prawda musi być wyzwalająca, czy odkrywając ją, Julia nie zgubi siebie, a rozwiązanie rodzinnej zagadki przyniesie ulgę – najbliższym ludziom, jej samej, czytelnikowi. A może chodzi o to, że historię trzeba opowiedzieć, by nie zwariować?
Tak, jak bohaterka tropi ślady przeszłości, Kotela szuka własnego stylu, stapiając w jedno powieść drogi, kryminał i romans, pisze więc rzecz – w podwójnym sensie – o próbie wyzwolenia się, o pragnieniu wolności.
Od autorki:
Żeby żyć świadomie, każdy człowiek musi stanąć w jakimś momencie przed pytaniem, czy ulegać losowi, naciskom zewnętrznym, czy kształtować siebie, wyzwoliwszy się z nacisków otoczenia, a to oznacza otwarcie na ciągłe sprzeczności, które musi w sobie godzić. Rodzimy się z pewnymi predyspozycjami, ale mamy kilka narzędzi i możemy nimi zarządzać. Każde życie ma otwarte zakończenie, nikt nie wie, jak się potoczy, dlatego nie warto przywiązywać się do schematów i tych – z góry określonych – predyspozycji. One są tylko wstępnym szkicem.
Tak jak bohaterka powieści, pochodzę ze Słupska i mieszkam w Heidelbergu. Studiowałam dziennikarstwo, ale wymagana słowna powściągliwość stanęła mi na drodze do znaczącego sukcesu w tej dziedzinie. Jonathan Carroll napisał gdzieś, że nie powinno się ufać ludziom używającym dwóch imion. Według mnie dwa imiona dają więcej przestrzeni, poszerzają perspektywę postrzegania siebie, ale to fakt – sobie nie ufam. Pisząc, szukam prawdy, nie jestem jednak naiwna, wiem, że czeka mnie klęska. Nie dzielę charakterów na czarne i białe, a miłość uznaję za najtrudniejszy temat. Trzeba być szaleńcem, by próbować zamknąć w słowach porywy serca. Ale bywam przewrotna.
Późny sierpniowy wieczór; izba przyjęć Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublińcu – i on, mężczyzna, który odzyskuje świadomość w obcym dla siebie miejscu. Nie pamięta, jakie wydarzenia doprowadziły go do tej placówki, nawet własnego imienia. Na przekór próbom racjonalnej oceny sytuacji staje się świadkiem wydarzeń niepojętych, nadprzyrodzonych. Zjawa o imieniu Skarbimira pomaga mu zajrzeć w głąb siebie i odzyskać utracone wspomnienia. Sięgając pamięcią wstecz, dowiaduje się o rzeczach przyjemnych, idyllicznych, jak wakacyjny wyjazd z narzeczoną w Bieszczady, i osobliwych, wręcz przerażających, jak tajemnicze uprowadzenie jego ukochanej Agnieszki czy seria nagłych i brutalnych samobójstw oraz morderstw. Szybko staje się jasne, że stoi za tym uwolnione Zło, próbujące wykorzystać głównego bohatera.
Poruszająca powieść o miłości, stracie, nadziei i poświęceniu; o nietopniejącej żądzy zemsty mimo upływu wieków; o pełnej grozy przygodzie, magii i klątwie, która musiała odczekać swój czas – czas pokuty – by ponownie znaczyć.
Autor o książce
Dzieciństwo spędziłem na terenie szpitala psychiatrycznego w Lublińcu – nie jako pacjent, ale lokator jednego z usytuowanych tam mieszkań zakładowych; mama była sanitariuszką. Nie bałem się pensjonariuszy, traktowałem ich jak sąsiadów, jak codzienność. Niektórych nawet lubiłem. Być może byli mi pierwszymi kolegami i koleżankami? Epizod ten poniekąd tłumaczyłby, dlaczego motyw zakładu psychiatrycznego stał się tak istotny w moim debiucie powieściowym. I jeszcze jeden fakt: pierwsze słowa „Czasu pokuty” powieści zostały napisane w poczekalni tamtejszej izby przyjęć.
Grzegorz Kopiec
Szczęśliwy mąż Arletty i dumny ojciec Kordiana i Cypriana. Urodzony w 1982 roku, wychowany i nadal mieszkający w Lublińcu na Śląsku. Absolwent Politechniki Częstochowskiej – Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Informatyki. Pracuje w zawodzie, zajmując się szeroko pojętą informatyką. Miłośnik prozy Edgara Allana Poe, Stephena Kinga i Jacka Ketchuma. W wolnym czasie wsłuchuje się w brzmienia dobrego polskiego hip-hopu. Pisze od siedmiu lat. Autor wydanego w 2015 roku zbioru „Fałszywy dekret. Opowiadania zakazane”. Współautor kilku antologii. Uhonorowany Nagrodą Burmistrza Miasta Lublińca w dziedzinie kultury.
Osią „Kuglarni” jest motyw theatrum mundi. I przekonanie, że u narodzin widowiska leżała zawsze wiara w możliwą harmonię świata, zaślubiny tego, co w swojej banalności dostępne każdemu, z tym, co święte, wspólnotowe. Ale też spektakl, który ma być odegrany w Boże Narodzenie i stanowić centralne wydarzenie opowieści Turczyńskiego, to „Pastorałka”. Miejscem zaś, w którym ów magiczny akt artystycznej kosmogonii ma się dokonać, jest symboliczne miasteczko En. Tu, gdzie „pamiętać to chodzić wspak”, realne zagrożenie stwarzają nie tylko przedświąteczne skupienie na bigosach i ciastach, ale i infantylizm Księcia Elektora, aktywność Wolnych Młodzianków, a także istot rodem z Bieslandii. Poruszając się na granicy eseju i powieści, autor tworzy barwny fresk obyczajów, mód i nawyków, zadziwia erudycją, subtelnym humorem i bogactwem języka różnych stylów. Obok figur historycznych (Goethego, Moliera, Mozarta, Musorgskiego, Bułhakowa, Wrubla) przewiną się postacie z ich dzieł, jak choćby Woland czy pewna Gocha – z dzieła Goethego, Bułhakowa czy też z wyobraźni starego garderobianego bądź księgarza erudyty wysnuta. Obok najprawdziwszej, czasem groźnej, prawdy o współczesności króluje więc wyzwalające ożywcze zmyślenie.
--
W „Kuglarni” asymetria pomiędzy „starym” a „nowym” światem jest ostro zarysowana. Stary świat, świat kultury wyższej, jakkolwiek tego nie nazwiemy, pozostaje wciąż uniwersum o niewystygłym potencjale, tyle że korzystają zeń nie wszyscy. Turczyński w swych erudycyjnych i zdumiewających językową wytrawnością obrazach kultury uniwersalnej okazuje się nie po raz pierwszy nieugiętym defensorem continuum. W ponowoczesności wszak, która byt swój zawdzięcza formacjom wcześniejszym, pisarz ma do spełnienia ważną misję. Choć nie mówi o tym expressis verbis, wydaje się opowiadać za aktywnością artystów operujących także innymi środkami wyrazu aniżeli słowa w upowszechnianiu treści determinujących antropocentryczny kształt kultury i jej humanistyczną teleologię.
Wiesław Setlak
--
Andrzej Turczyński, ur. w 1938 r. w Lublinie – poeta, prozaik, eseista i tłumacz. Laureat licznych nagród, m.in. Fundacji Kultury za „Rzeki popiołu” (1994), im. Księcia Konstantego Ostrogskiego (1997), im. Świętego Brata Alberta (1999), Nagrody Specjalnej Ministra Kultury (2005, 2010). Jego powieść „Znużenie” została nominowana do Nagrody Literackiej NIKE (2001) oraz do Paszportu Polityki, a „Koncert muzyki dawnej” (2012) znalazł się w finale Nagrody Literackiej GDYNIA. Wydał ponad 50 książek, m.in. „Źdźbło morza”, 1971; „Wypłuczysko”, 1977; „Fiasko”, 1986; „Chłopiec na czerwonym koniu”, 1991; „Rzeki popiołu”, 1995; „Mistrz Niewidzialnej Strony”, 1996; „Tryptyk ruski”, 1998; „Znużenie”, 2000; „Mgnienia”, 2000; „Święto ikony”, 2002; „Latopis. Powieść doroczna”, 2007; „Ten szalony pan Puszkin. Słowo o udręce”, 2008; „Uzurpacje. Eseje paraboliczne”, 2009; „Zgorszenie”, 2011; „Mały ikonostas Bogarodzicy”, 2012; „Miniatura z gazelą”, 2012; „Homo pictor, homo viator”, 2013; „Brzemię”, 2015;„Ceremoniały”, 2018. Mieszka w Koszalinie.
To dziwna powieść. Myli tropy, meandruje, skręca w nieprzewidywalnych kierunkach, a przede wszystkim drażni czytelnicze oczekiwania. Ale „Drzazgami” warto się podenerwować, bo w literaturze nie wszystkie ścieżki muszą być proste.
Piotr Kofta
Intryga jest kryminalna: syn – poczęty z wielkiej miłości przez rodziców niedojrzałych, wychowywany przez matkę, okaleczoną emocjonalnie – wyrasta na artystę, który zdolny jest do zabójstwa. Matka musi się zmierzyć z wyrzutami sumienia, co oznacza konieczność przeanalizowania własnego życia (w tym związków z najbliższymi, przede wszystkim z własną matką), ale musi też stawić czoło opinii publicznej, nieskłonnej do rozumienia, lecz do potępienia. Autorka jednak nie prowadzi narracji jak w kryminale, ale jak w powieści psychologicznej, a przy tym korzysta z języka powściągliwego i wyrazistego zarazem. Przedstawia równie przekonująco odpryski życia wielkomiejskiej Łodzi, nocnego Krakowa, wakacyjnego Wybrzeża, wsi pod Legnicą oraz emigracji na Wyspach Brytyjskich.
Autorka o książce:
Zdaję sobie sprawę, że piszę o jakimś wyjątku i marginesie, ale nie chciałam konstruować kolejnej elegii o matce-Polce, bo wydało mi się to zbyt łatwe i nic nie wnoszące. Weszłam kiedyś na forum internetowe dla matek dzieci w wieku szkolnym i tam natrafiłam na wpis kobiety, która z bólem, ale może jednocześnie i ulgą, że zrzuca z siebie taki ciężar, przyznawała, że nie kocha własnych dzieci. Owszem, robi wokół nich wszystko, co niezbędne, dba o nie, ale jej serce pozostaje niewzruszone. Ten wpis mocno wrył mi się w pamięć, tak jak zresztą reakcje innych uczestniczek forum, utrzymane głównie w tonie dydaktycznym lub niedowierzającym, „no bo jak to tak – nie kochać?”. Ale czy matka ma obowiązek kochać własne dziecko? W każdej sytuacji?
Joanna Bartoń – rocznik 1984. Dzieciństwo spędziła w Lubinie, a niemal całe dorosłe życie we Wrocławiu; tu studiowała filologię romańską (rzuciła) oraz psychologię (ukończyła). Zdążyła przetestować kilka ról zawodowych, ale od zawsze chciała pisać. Swoje marzenie spełniła, debiutując w 2015 roku powieścią „Do niewidzenia, do niejutra” (wydawnictwo JanKa).
Dwie opowieści o ludziach, którzy muszą coś pożegnać, pogrzebać. Nadzieję, uporządkowany i zrozumiały świat, jakąś wersję samego siebie. Dwie ceremonie pogrzebowe w dwóch różnych sceneriach.Pierwsza: małe miasteczko na Podlasiu, jesień 1944 r. Plebania, która od początku wojny służy za oficerską kwaterę, proboszcz, jego śmiertelnie chory brat z żoną i ten czwarty - sowiecki porucznik, który rozbije stabilną relację tamtych trojga.Druga: pokój w paryskim hotelu, a w nim ""artysta naszych czasów"" - dyrektor kreatywny w agencji reklamowej, zarazem współczesny Don Juan, taka jego niezbyt demoniczna wersja, po ostrej dekonstrukcji. A przydarzyło mu się największe nieszczęście, jakie Don Juanowi może się trafić, czyli miłość.Czy te historie mają ze sobą coś wspólnego? Tak, jedno. Obie się kończą, a życie toczy się dalej.Anna Piwkowska:Czy Tristan może się objawić pod postacią sowieckiego porucznika z karnej kompanii? Czy napojem miłosnym może okazać się flaszka samogonu, rozpita do spółki z patrolem, który zatrzyma parę kochanków, spacerujących nocą, gdy w mieście obowiązuje godzina policyjna? Czy Don Juan może być zarazem Orfeuszem? Kim będzie, gdy nie doczeka się Komandora? Autor z alchemiczną dezynwolturą i poetycką inwencją miesza w materii mitu i literatury, opowiada coś, co po wielokroć już zostało opowiedziane, ale robi to na swój - wyjątkowy - sposób. Te dwie historie zostały, co więcej, spisane frazą o muzycznej precyzji; to każe szukać dla nich analogii pośród muzycznych gatunków. I wtedy, najprędzej, byłaby to suita. Suita w dwóch tańcach, gdzie pierwszy jest statyczną, ale przesyconą erotyzmem sarabandą, a drugi zdyszaną, gubiącą rytm w językowych i erudycyjnych grach gigą. Choć tak naprawdę to jeden taniec: miłości i jej klęski. Miłości zderzonej z absurdem historii i urojeniami męskiego ego.
„Antygona w piekle” to mocna powieść o miłości w znaczeniu co najmniej podwójnym – o miłości siostry, która musi i chce pomścić zamordowanych przez terrorystów braci, ale sama wpada w ich ręce, oraz o miłości zakochanego w niej mężczyzny, który – żeby ją uwolnić – zaciąga się w szeregi terrorystów. Dla miłości więc gwałci i morduje. Pisana jest surowo, w stylu reportażowym, boleśnie kojarzącym się z gorącymi tematami współczesnej publicystyki, ale rezonują w niej też znane standardy kulturowe – kazirodztwo, związki rodzinne, niewinność, ofiara i bunt wobec losu; ów ostatecznie okazuje się absurdalny. Antygona w tytule przywołuje znaną tragedię także dlatego, że bohaterka jest Greczynką, zderzać się musi jednak z innymi kulturami i nacjami. Akcja zaczyna się w Berlinie (z reminiscencją oświęcimską), przebiega szlakami uchodźców, a kończy na Śląsku. Autor stawia niepokojące pytania o cenę, jaką człowiek zdolny jest zapłacić za ocalenie własnej wizji świata i ważnych dla niego wartości.
Autor o książce:
To opowieść o niezwykłej kobiecie w piekle współczesnego świata. Patrzymy na nią oczyma zakochanego mężczyzny, któremu los zafundował wędrówkę w tym piekle po karkołomnej spirali. W przeciwieństwie do Dantego musiał zapłacić za to najwyższą cenę, ale skarb miłości jest przecież tego wart. Mocno w to wierzę i ta wiara pozwoliła mi przetrwać niejedną chwilę rozpaczy.
Marek Weiss (Weiss-Grzesiński) urodzony w 1949 roku w Chorzowie – absolwent polonistyki UW i reżyserii na PWST – ma bogaty dorobek teatralny w kraju i za granicą. Wiele spośród jego ponad stu pięćdziesięciu prac zachwyciło publiczność; były ozdobą międzynarodowych festiwali, zdobywały tytuły najciekawszych wydarzeń roku. Wystawiał arcydzieła Szekspira, adaptował dramaty stricte literackie dla potrzeb scen muzycznych, ściśle współpracując z choreograf Izadorą Weiss. Dał się poznać jako przedsiębiorczy dyrektor i twórczy reżyser scen Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia, Bytomia, Słupska. Prowadził zajęcia dla reżyserów w akademiach teatralnych w Warszawie i Krakowie. Otrzymał wiele nagród i odznaczeń, wśród nich nagrodę teatralną Komitetu Kultury Niezależnej Solidarności za rok 1987 i srebrną Glorię Artis Ministra Kultury i Sztuki w roku 2005.
We wrześniu 2016 roku przeszedł na emeryturę i poświęcił się literaturze. Jest autorem kilkudziesięciu artykułów oraz trzech wydanych powieści: „Boskie życie”, „Cena ciała” i „Brat bies”.
„Mur” to podsunięta czytelnikowi sposobność przyjrzenia się z dystansu pewnym mechanizmom, przestroga przed ich uruchamianiem. Przedstawiając kompletny świat, na pozór zupełnie różny od naszego, Grzegorz Gortat wprowadza nas do niego stopniowo; pozwala wraz z głównym bohaterem odsłaniać jego tajemnice, odzyskiwać utraconą pamięć i smakować emocje, robić w nim karierę i popełniać błędy. Podejmować ryzyko i wyrażać bunt, mierząc się ze skutkami tych zachowań. Czytelnik może się tu poczuć niczym w krainie zmyślnej komputerowej gry, w wyrafinowanej antyutopii lub też przeżyć déja vu, wspominając czasy peerelowskiego socjalizmu, a zwłaszcza jego naczelną, choć nieobecną w praktyce zasadę, że człowiek jest najważniejszy. Czy w takim świecie jednak może on być rzeczywistym twórcą? Czy też, stwarzając wokół siebie przedmioty, nawiązując relacje i wymyślając idee, musi niepostrzeżenie zamieniać je w klatki, wtrącać w niewolę siebie i innych, mimo że od wieków tęskni za wolnością? I czy taki człowiek – i taki świat – może przetrwać, czy też skazany jest na zagładę?
Autor o książce:
W„Murze” chciałem zwrócić uwagę na pewną umowność ról, jakie życie na nas nakłada. Mieszkający w obrębie Muru to trybiki, numery bez imienia i nazwiska, w sposób efektywny i niezawodny potrafiące tę machinę wprawiać w ruch, ale jednocześnie, jeśli zajdzie taka potrzeba, zdolne wchodzić w rolę innych, co często wiąże się z wywyższeniem w hierarchii. Czy jednak to faktyczne dowartościowanie bohaterów? Przesuwani po polach szachownicy, wciąż są tylko bezwolnymi pionkami, trybikami, które machina w każdej chwili może zmiażdżyć.
Grzegorz Gortat, urodzony w 1957 roku w Łodzi. Anglista, tłumacz, pisarz. Autor utworów różnorodnych tematycznie i gatunkowo (fantasy, kryminał, powieści obyczajowe, powieści dla dzieci i młodzieży). Laureat nagród literackich (trzykrotnie wyróżniony w konkursie IBBY Książka Roku: w 2006 za powieść „Do pierwszej krwi”, w 2009 za powieść „Szczury i wilki”, w 2013 za powieść „Ewelina i Czarny Ptak”; w 2008 roku otrzymał nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek za utwór „Do pierwszej krwi”). Dla młodszych czytelników napisał ostatnio „Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo”; dochód ze sprzedaży książki w całości przekazywany jest poszkodowanym przez wojnę Syryjczykom.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?