Ręce ojca
-
Autor: Kotela Aleksandra Julia
- ISBN: 9788362247660
- EAN: 9788362247660
- Oprawa: oprawa: broszurowa
- Wydawca: JanKa
- Format: 205x145x17 mm
- Język: polski
- Liczba stron: 320
- Rok wydania: 2019
- Wysyłamy w ciągu: 48h
-
Średnia ocena: 5,00 (1)
-
23,63złCena detaliczna: 33,00 złNajniższa cena z ostatnich 30 dni: 23,63 zł
x
Bohaterka powieści szuka odpowiedzi na ważne pytanie: do jakiego stopnia człowiek jest odpowiedzialny za to, kim jest, kim się staje, czy w stawaniu się tym jest wolny, czy też ograniczony – genami, środowiskiem, w którym się rodzi, przeznaczeniem? Próbuje uporządkować swoje wnętrze i swoje życie, przemieszczając się i w czasie, i w przestrzeni, między Polską a Niemcami. Pozostaje nieustannie w drodze, co jest metaforą pragnienia przemiany. Szuka prawdy o swoim ojcu, którego nigdy nie znała, o jego przyjaźniach i miłościach, a okruchy rzeczywistości, o które się potyka, czynią z jej życia swoisty labirynt, zmuszający do ciągłych wyborów. Autorka stawia również pytanie, czy prawda musi być wyzwalająca, czy odkrywając ją, Julia nie zgubi siebie, a rozwiązanie rodzinnej zagadki przyniesie ulgę – najbliższym ludziom, jej samej, czytelnikowi. A może chodzi o to, że historię trzeba opowiedzieć, by nie zwariować?
Tak, jak bohaterka tropi ślady przeszłości, Kotela szuka własnego stylu, stapiając w jedno powieść drogi, kryminał i romans, pisze więc rzecz – w podwójnym sensie – o próbie wyzwolenia się, o pragnieniu wolności.
Od autorki:
Żeby żyć świadomie, każdy człowiek musi stanąć w jakimś momencie przed pytaniem, czy ulegać losowi, naciskom zewnętrznym, czy kształtować siebie, wyzwoliwszy się z nacisków otoczenia, a to oznacza otwarcie na ciągłe sprzeczności, które musi w sobie godzić. Rodzimy się z pewnymi predyspozycjami, ale mamy kilka narzędzi i możemy nimi zarządzać. Każde życie ma otwarte zakończenie, nikt nie wie, jak się potoczy, dlatego nie warto przywiązywać się do schematów i tych – z góry określonych – predyspozycji. One są tylko wstępnym szkicem.
Tak jak bohaterka powieści, pochodzę ze Słupska i mieszkam w Heidelbergu. Studiowałam dziennikarstwo, ale wymagana słowna powściągliwość stanęła mi na drodze do znaczącego sukcesu w tej dziedzinie. Jonathan Carroll napisał gdzieś, że nie powinno się ufać ludziom używającym dwóch imion. Według mnie dwa imiona dają więcej przestrzeni, poszerzają perspektywę postrzegania siebie, ale to fakt – sobie nie ufam. Pisząc, szukam prawdy, nie jestem jednak naiwna, wiem, że czeka mnie klęska. Nie dzielę charakterów na czarne i białe, a miłość uznaję za najtrudniejszy temat. Trzeba być szaleńcem, by próbować zamknąć w słowach porywy serca. Ale bywam przewrotna.
✖ Opinia niepotwierdzona zakupem
blog "Czytam duszkiem", ocena: 5/5
2019-06-06
Jeśli mnie pamięć nie myli, nie przypominam sobie, by jakakolwiek książka z Wydawnictwa JanKa kiedykolwiek mnie zawiodła. Trzymając więc przed sobą egzemplarz „Rąk ojca” Aleksandry Julii Koteli, świadomie liczyłam na co najmniej dobry kawałek literackiego chleba, choć – nie powiem – odzywał się i chochlik sceptycyzmu. Na szczęście dotychczasowa reguła sprawdziła się również tym razem, bo książka mną zawładnęła i z pewnością jest to dla mnie ten rodzaj epickiej strawy, po który z dużą przyjemnością sięgnę ponownie w przyszłości.
Julia – bohaterka „Rąk ojca” – młoda dziewczyna, zaledwie dwudziestokilkuletnia, wychowywała się samotnie bez ojca. Jej relacje z matką są jak rany po ostrzu noża, bolesne i dokuczliwe. Kobiety nie potrafią ze sobą rozmawiać, a wzniesiona bariera niczym dawny słup graniczny na Odrze skutecznie trzyma je na dystans. Dowiadując się o śmierci ojca, który zmarł w Heidelbergu, Julia jedzie na jego pogrzeb, by dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości rodzica.
W „Rękach ojca” znajdziemy cechy powieści psychologicznej z rysą kryminału i romansu, a wszystko to podane w atypowy sposób. I chyba ta odmienność stanowi największy wyróżnik stylu zarówno samej Koteli, jak i wykreowanej przez nią głównej postaci. Dzięki differentia specifica książka nie daje się łatwo zaszufladkować i zetykietować. Nie jest to jednak wyłącznie nacisk na wymuszoną oryginalność, a raczej próba poszukiwania w sobie atrybutów stanowiących o naszej indywidualności i tożsamości. Kotela poszukuje odpowiedzi na konkretne pytania, jednakowoż sposób, w jaki peregrynuje, wymaga niejednego przystanku z niemal filozoficzno-egzystencjalnego pogranicza. Odkrywanie i poznawanie własnej tożsamości okazuje się bowiem procesem, który nie zawsze prowadzi do oczywistych wniosków, a nawet nie zawsze opiera się na słusznych założeniach, dlatego Julia często zmuszona jest kluczyć, stawiać pytania, analizować, a nawet mieć wątpliwości. Wewnętrzne samopoczucie bohaterki, w którym przebija się niepewność i strach przed prawdą, niosącą ryzyko konsekwencji i nieodwracalności dokonywanych wyborów, a także instynktowne pragnienie zaspokojenia tęsknoty za ojcem, Kotela wzmacnia uzupełniająco zaledwie kilkoma ruchami pióra, które nie burząc kompozycji, dobarwiają aurę zmętniałym buro-szarym kolorytem Heidelbergu. Tym sposobem prowadzona niemal introwertycznie narracja (podobnie jak sama mizantropijna bohaterka) nie potrzebuje nadmiaru słów, by oddać wyczuwalne w powieści emocje. I choć jest ich wyrażonych wprost może niewiele, to składają się na nieznośną lekkość uczuć, która momentami frustrująco uwiera Julię. Autorka lubi ocierać się o granice zjawisk, czy to sprzeczności czy to paradoksu. W mojej ocenie stanowi to jeden z jej podstawowych asów pisarskich.
Bohaterka tropiąc niestrudzenie ślady ojca, stopniowo odkrywa wielość jego twarzy, przy czym każda z nich – choć różna – okazuje się być jednako prawdziwa. Potrzeba poznania własnych korzeni jest w rzeczy samej intuicyjną koniecznością zrozumienia samej siebie. Kim naprawdę jestem, czyli kto lub co mnie ukształtował? Ile mnie samej we mnie? Co składa się na dualizm ludzkiej natury? Jak bardzo człowiek jest wolny w swoich decyzjach, mogąc o sobie samostanowić? A na ile wpływ na niego mają czynniki od niego niezależne?
Kotela pozwala bohaterce eksplorować przeszłość, jak kropla wody drąży skałę. Niespiesznie, najpierw wierzch i obrzeża, by stopniowo zagłębiać się w zakamarkach, które nie dość, że zawiłe i skomplikowane, to jeszcze jednocześnie fascynująco piękne i przerażające w swych sprzecznościach. Do czego doprowadzi prawda z jej różnorodnymi, acz autentycznymi obliczami? Czy w alternatywie lepsza gorzka prawda niż złudny fałsz, każdy z nas wybierze tę samą drogę?
„Ręce ojca” to książka z charakterem, w której Aleksandra Julia Kotela w podskórnym pragnieniu odkrywania faktów ociera się niemalże o kognitywną teorię względności, a postaciom daje możliwość balansowania w swych zachowaniach na krawędzi odmienności i psychopatii. Autorka przewrotnie modeluje kontrasty, zestawia odcienie czerni i bieli, gdzie każdy szczegół i niuans mają znaczenie, sama być może wyznając zasadę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Kotela ujęła mnie dojrzałym, wyrobionym stylem, wnikliwością obserwacji, sposobem kształtowania narracji tak, bym się zatrzymała, zastanowiła, wróciła do niektórych wątków i odnalazła akurat to jedno słowo lub zdanie, które w przyszłości odegra kluczową rolę. Takie podejście lubię i tego szukam w literaturze.