Podróż od znanych na całym świecie plaż wyspy Bora Bora aż po najdalsze zakątki archipelagu Tuamotu… Piętnaście tropikalnych wysp i piętnaście rozdziałów pełnych przygód. Jasna Tuta zaprasza nas na pokład swojego jachtu, zabierając w trzyletni rejs po Polinezji Francuskiej. Jej oczami odkrywamy fascynujących mieszkańców wysp i oszałamiającą przyrodę południowego Pacyfiku. Od słynnej na całym świecie wyspy Bora Bora po najodleglejsze atole archipelagu Tuamotu – nurkuj z delfinami i rekinami, żegluj pod gwiazdami, płyń odważnie na przekór sztormom i prądom. Dryfuj, snuj marzenia i ciesz się każdą chwilą! Książka Barwy Polinezji jest cudownym remedium na szarość życia i codzienne zmartwienia. Inspiruje, motywuje i sprawia, że świat wydaje się piękniejszy. Kiedy wiosłowaliśmy z powrotem w kierunku „Calypso”, na horyzoncie dostrzegliśmy białe żagle. Niecałą godzinę później na kotwicowisku pojawiła się mała żaglówka z parą Nowozelandczyków na pokładzie. Chwilę później nas odwiedzili, zadając nietypowe pytanie: – Potrzebujecie butów? Facet podetknął nam pod nos kilka par nowiutkich sandałów. – Wymienię je na butelkę rumu. Nie pytaliśmy, skąd je wzięli, bo od kilku lat nie mieliśmy możliwości zaopatrzenia się w dobrej jakości obuwie. Mojego rozmiaru niestety nie było, za to Rick dokonał transakcji. – Nie widziałam was na kotwicowisku przed miasteczkiem, od dawna tu jesteście? – Zżerała mnie ciekawość. – Nie, nie, dopiero przypłynęliśmy. – Czyli jutro idziecie do żandarmów załatwiać papiery? – Nie, my się nigdy nie ujawniamy. – Co masz na myśli?! – To proste: jeśli unikasz większych miast, nigdy nie spotkasz policji i nikt nie robi problemów. Na wyspach Galapagos opłaty są tak absurdalnie wysokie, że nie zgłosiliśmy się w żadnym porcie i żeglowaliśmy tylko między mniejszymi wyspami. A później stwierdziliśmy, że cały rejs odbędziemy w ten sposób… Nie dociekaliśmy, czy poza anarchistycznymi przekonaniami mają jeszcze jakieś inne powody, żeby unikać policji. Na przykład kolekcję nieużywanych sandałów i innych fantów nieznanego pochodzenia…
Część pierwsza, zatytułowana „Gruzja słodka”, to opis państwa gościnnego, radosnego, kolorowego, ze wspaniałą kuchnią i tradycjami, do którego chce się wracać. Artur Zygmuntowicz oczywiście opisuje znane miejsca i ważne zabytki kraju, które ktoś, kto przyjeżdża tu po raz pierwszy, po prostu musi zobaczyć, ale nie jest to schematyczny opis, tylko osobisty wgląd Autora, uwzględniającym elementy, których nie znajdziemy w żadnym przewodniku czy komercyjnym folderze. Sporą część tej napisanej z lekkością i poczuciem humoru książki stanowi nie ukrywany zachwyt nad miejscową kuchnią. Przebija tu wyraźna miłość autora do jedzenia, którą skutecznie zaraża czytelników. Druga część książki – „Gruzja Słodko-Gorzka” – to rysunek nieco mniej pozytywny, z którego wyłania się państwo pełne problemów, zranione i chwilami rozdzierająco smutne, choć nadal inspirujące i barwne. Autor umiejętnie zrównoważył obie części tak, że z tekstu, bogato ilustrowanego zdjęciami, wyłania się państwo nie rodem z przewodników turystycznych czy z szukających sensacji reportaży, jakie znamy z czasopism, ale takie, które ma swój własny, niepowtarzalny charakter, swoje plusy, minusy i okazuje się tętniącą życiem tkanką – barwnym tyglem piękna i brzydoty, koloru i szarzyzny, otwartości i jednocześnie trudnych do zrozumienia obyczajów… Gruzja Zygmuntowicza to książka, dzięki której podróż do tego niezwykłej kraju może okazać się zdecydowanie łatwiejsza, przyjemniejsza i bogatsza. A sama lektura, to emocjonalny roller coaster, bo pełno tu historii po których trudno opanować wybuchy śmiechu, oraz takich, po których nastrój radykalnie się zmienia. I tak przez przez cały tekst – ostre porównania, niepoprawny język i tok myślenia, humor wyrafinowany na zmianę z rubasznym i zawsze pełne empatii dążenie do zrozumienia drugiego człowieka.
Książka Wojtka Szatkowskiego to źródło wspaniałych inspiracji dla wszystkich, którzy chcą wejść w ekscytujący świat nart skiturowych. Wraz z jego przewodnikiem można bezpiecznie przemierzać polskie góry, trzeba tylko odważyć się na ten pierwszy krok... Gorąco polecam! Adam Gomola Fragment I Każdy czas w górach jest piękny. Jednak dla mnie – narciarza skiturowego – największą radością i przyjemnością jest wiosna. Jestem wtedy w formie, jakże więc przyjemne jest spadanie szybkim skrętem w puchu śnieżnym otwartym stokiem. Każdy skręt daje przyjemność z techniki, ale i z tego, że czas upływa, a pasja została. W tym roku zaczął się mój 37 sezon na skiturach. Dużo tego było. Tych zjazdów i podejść. Kilka razy miałem poczucie wręcz fenomenalnej sprawności. Pamiętam te dni, jakby wydarzyły się wczoraj. Być w morzu gór i mieć absolutną pewność swego ciała, czasu i miejsca. To wyjątkowe i wspaniałe uczucie – kolejne doświadczenie górskiej wolności. Wielu tego doświadczyło. Będąc pośród dziesiątek i setek górskich szczytów, uświadamiamy sobie, jak małą jesteśmy (choć ważną) cząstką mikrokosmosu. Nabieramy większego szacunku do przyrody, do ludzi i siebie. Fragment II Dojeżdżamy na koniec do Przełączki pod Osiną, pokonujemy Wierch nad Majdanem (wytrwali mogą zrobić ładny zjazd na stronę Żubraczego). To ostatnia leśna góra na trasie dzisiejszej wycieczki. Z Honu pędzimy skręt w skręt, a następnie długim szusem w stronę dawnego wyciągu. Mijamy górną stację (zielony, rozlatujący się domek) i podporę przywaloną bukiem. Wjeżdżamy w przecinkę, którą zjeżdżamy stromo (około 30 stopni nachylenia) do bacówki PTTK. Po odpoczynku możemy jeszcze powtórzyć zjazd z Honu, który w wielkich śniegach da się przedłużyć jeszcze o kilkaset metrów.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?