Tutaj znajdziesz bogaty wybór lektury z zakresu chrześcijaństwa: modlitewniki, teologia, historia religii, żywoty świętych, wiara, cuda, katecheza, islam, judaizm, religie dalekiego wschodu oraz świata starożytnego.
12 kolęd na głos i fortepian.
Spis kolęd:
Wśród nocnej ciszy
Wesołą nowinę
Przybieżeli do Betlejem
Z narodzenia Pana
Do szopy, hej, pasterze
Jezus malusieńki
W żłobie leży
A wczora z wieczora
Mizerna cicha
Pójdźmy wszyscy do stajenki
Gdy śliczna Panna
Witaj, Jezu
Na początku wyjaśnijmy, czym ta książka jest i czym nie jest. Jest na pewno opowieścią o jedzeniu i piciu, czyli tej stronie naszego życia, bez której, niezależnie jakbyśmy się starali, nie możemy się obejść. Powiedzenie ""czy jemy aby żyć, czy żyjemy aby jeść"", mimo sardonicznego, sokratesowego tonu, jest powiedzeniem w obu wersjach prawdziwym. W tej książce staramy się opisać naszą ""żarłoczną"" rzeczywistość w cieniu klasztornej ciszy, ten tajemniczy świat nieustająco się bowiem zmieniał i zaskakiwał, łącząc przyziemne opisy z metafizycznymi uniesieniami i wjeżdżając na klasztorny stół z iście ""diabelskim"" jadłospisem. Natomiast ""Głodny mnich"" nie pretenduje do miana historycznego dzieła, nie stanowi żadnego kompendium, jest raczej luźną opowieścią o setkach lat doświadczeń refektarza. Czasami dotyczącą ascetycznego do przesady, a czasami skłonnego do rozpusty mniszego żołądka. To dywagacje (uzupełnione przepisami) o kulinarnym wkładzie klasztornych braci w poszerzanie naszego menu. Ci wielcy degustatorzy zaczynali od modlitwy chwalącej boże dary i często kończyli na rozkosznej satysfakcji z ich spożywania, niezależnie czy mówili ""amen"", rozumiejąc to jako starotestamentowe ""niech tak będzie"", czy jako nowotestamentowy symbol Jezusa, to zawsze strawa pojawiająca się na ich stołach miała przynosić ulgę zarówno tę w wymiarze duchowym, jak i tę zaspokajającą cielesne potrzeby. Ze wstępu Spis treści: W cieniu refektarza Po pierwsze asceza Wielkie żarcie Klasztorne specjały Przepisy
„Podobno jest Pan praktykującym katolikiem. To dziwne, przecież sprawia Pan wrażenie człowieka myślącego. Jak można w dzisiejszych czasach wierzyć w nieomylność papieża, w zmartwychwstanie Jezusa. Czy naprawdę uważa Pan, że antykoncepcja jest grzechem? Jeżeli już chce Pan wierzyć w Boga, to po co Panu Kościół? Przecież to umierająca, zdegenerowana instytucja”.
Znacie to? Oczywiście, że znacie. Wiele razy musieliście się tłumaczyć ze swojego światopoglądu, czasem brakowało wam już argumentów. Książka ta to zbiór odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. Miejcie ją zawsze pod ręką.
Podczas spotkań towarzyskich prędzej czy później pojawia się temat wiary, Kościoła, ekumenizmu, klerykalizmu, a przede wszystkim – etyki seksualnej.
Osoba poważnie traktująca swoją wiarę i otwarcie się do niej przyznająca może mieć nie lada problem. Musi odpowiedzieć na wszelkie możliwe zarzuty i
wątpliwości: a przecież taka ewangelizacja przy piwie może przynieść zarówno korzyści, jak i szkody. Autor tej książki pomaga dyskutować w sposób błyskotliwy, a zarazem pogłębiony.
Znany polemista, prowokator i szermierz telewizyjnych sporów o wiarę tym razem nie walczy, nie polemizuje, ale szuka śladów Boga we współczesnej literaturze i sztuce. Przedstawia także istotne spory w łonie współczesnego chrześcijaństwa. Książka ukazuje inne oblicze Tomasza P. Terlikowskiego - znawcy kultury rosyjskiej, filozofii i i teologii.
Jest to leksykon symboli liturgicznych - pojawiają się w nim hasła takie, jak: Alba, kolęda, pastorał, żłóbek, paliusz. Wyjaśnia gesty liturgiczne (gest oranta) oraz m.in. kolorystykę stosowaną w liturgii oraz wytłumaczenie okresów liturgicznych.
Pisany przez najbardziej znanego liturgistę w Polsce.
Lena Einhorn w książce Wielka mistyfikacja. Czy Jezus i Święty Paweł to jedna osoba? próbuje wyjaśnić tajemnice, jakimi owiana jest postać Jezusa z Nazaretu. Opierając się na licznych badaniach autorka kolejno opisuje: narodziny Jezusa, jego dzieciństwo i zagadkową relację z Janem Chrzcicielem. Docieka czy Jezus rzeczywiście umarł na krzyżu oraz co tak naprawdę przydarzyło się Świętemu Pawłowi w drodze do Damaszku. Einhorn analizuje rozbieżności ewangelii dotyczące życia Chrystusa i sugeruje, że wystarczy zmienić kilka imion uczestników i świadków wydarzeń biografii Jezusa oraz przesunąć czas jego publicznej działalności z lat 30. do 50. n.e., a wtedy okazać się może, że Jezus i Święty Paweł to jedna osoba...
Wyznania buddyjskiego ateisty opowiadają o trzydziestosiedmio-letniej wędrówce po tradycji buddyjskiej. Rozpoczynają się od mojego spotkania w Indiach z Dalaj Lamą, gdy miałem dziewiętnaście lat, a kończą przemyśleniami pięćdziesięciosześcioletniego świeckiego, bezwyznaniowego buddysty mieszkającego na francuskiej wsi. Ponieważ nie wychowałem się w rodzinie buddyjskiej, jest to historia o nawróceniu. Opowiada o moim zafascynowaniu buddyzmem, a także o walce, by dojść do ładu z jego doktryną - na przykład z reinkarnacją - którą trudno mi zaakceptować, oraz z autorytarnymi instytucjami religijnymi, które opierają się krytyce i nowoczesności. Moje osobiste zmagania odzwierciedlają być może szerszy konflikt kulturowy pomiędzy światopoglądem tradycyjnej azjatyckiej religii a instytucjami współczesnego laickiego świata.
Spotkanie z tradycyjnymi formami buddyzmu skłoniło mnie do stawiania z coraz większą stanowczością następujących pytań: Kim był Siddhattha Gotama, czyli Budda? W jakim świecie żył? Co było nowe i oryginalne w jego nauczaniu? Zacząłem sobie uświadamiać, że wiele z tego, co przekazywano mi w dobrej wierze jako „buddyzm", jest doktryną i praktykami rozwiniętymi wieleset lat po śmierci Buddy, w warunkach całkiem odmiennych od tych, w jakich żył. Przez całe swoje dzieje buddyzmwykazywał zadziwiającą zdolność do adaptacji w nowych warunkach i przyjmowania form odpowiednich do potrzeb nowych zwolenników. A jednak właśnie ta umiejętność przywdziewania nowych szat często przesłaniała początki tradycji i postać jej założyciela. W dzisiejszych nurtach buddyzmu nieczęsto zgłębia się traktaty Siddhatthy Gotamy, a jego postaci nadaje się czasem rangę bóstwa.
Wędrówka do początków buddyzmu doprowadziła mnie do przebadania kanonu palijskiego, czyli zbioru nauk utrwalonych w starożytnym języku palijskim i przypisywanych Siddhatcie. I choć teksty te nie są dokładnym zapisem słów Buddy, to zawierają wczesne elementy jego nauk i pozwalają na wgląd w skomplikowaną strukturę społeczno-polityczną jego świata. Poszukiwania zaprowadziły mnie też do Indii, gdzie odwiedziłem miejsca wymienione w kanonie palijskim - miejsca, w których przed dwoma i pół tysiącem lat żył i nauczał Budda. Moje badania oraz podróże w teren, podczas których posługiwałem się bezcennym Słownikiem palijskich nazw własnych (Dictionary ofPali Proper Names) G.P. Malalasekery, pozwoliły mi zrekonstruować życie Buddy, ukształtowane przez jego relacje z patronami, rodziną i uczniami oraz napięcia społeczne i polityczne tamtych czasów.
Wielu ludzi, którzy pojawiają się w mojej książce, to mnisi buddyjscy. Warto zaznaczyć, że określenie „mnich" (lub „mniszka") nie oznacza tego samego co w kulturze chrześcijańskiej. Palijskim odpowiednikiem „mnicha" jest bhikkhu, co dosłownie oznacza „żebrak". „Mniszka" to bhikkhuni, czyli „żebraczka". A więc bhikkhu albo bhikkhuni to osoba, która porzuciła życie w społeczeństwie po to, aby poświęcić się praktykowaniu nauk Buddy. Otrzymując święcenia, bhikkhu lub bhikkhuni składa ponad dwieście ślubo-wań (wiele z nich precyzyjnie określa postępowanie). Mnisi poświęcają się życiu w czystości i ubóstwie; zarazem - przynajmniej w tradycyjnym ujęciu - są zachęcani do wędrownego życia i utrzymywania się z jałmużny. Bhikkhu i bhikkhuni prowadzą
życie w prostocie, samotności i kontemplacji, a oprócz tego często nauczają, jeśli są o to proszeni, udzielają porad i sprawują opiekę duszpasterską nad tymi, którzy są w potrzebie. W buddyzmie nie ma rozróżnienia między „mnichem" a „kapłanem".
Byłem mnichem buddyjskim (najpierw nowicjuszem, potem bhikkhu) przez dziesięć lat; odkąd zrzuciłem mnisze szaty, jestem żonatym człowiekiem, świeckim. Ponieważ nie należę do żadnej konkretnej buddyjskiej tradycji ani instytucji, jestem „bezdomny" w buddyjskim świecie. Zostałem niezależnym nauczycielem i podróżuję wszędzie tam, gdzie ludzie chcieliby się dowiedzieć tego, czego się nauczyłem.
Wyznania buddyjskiego ateisty zostały napisane z perspektywy zaangażowanego człowieka świeckiego, który stara się swoim życiem uosabiać wartości buddyjskie w nowoczesnym, zlaicyzo-wanym świecie. Nie interesuje mnie przestrzeganie dogmatów i tradycyjnych zinstytucjonalizowanych azjatyckich form buddyzmu - jakby miały uniwersalną wartość niezależnie od uwarunkowań, z których wynikają. Dla mnie buddyzm jest niczym żywy organizm. Jeśli ma rozkwitnąć poza gettami osób wierzących, będzie musiał sprostać wyzwaniu, jakim jest zrozumienie i zaakceptowanie otoczenia całkiem odmiennego od tego, w którym się narodził.
Ponieważ książka jest przeznaczona dla różnorodnych czytelników, pominąłem znaki diakrytyczne w języku pali. Zamieściłem je natomiast w przypisach, załącznikach i glosariuszu.
Stephen Batchelor
Akwitania,
we wrześniu 2009 roku - Z przedmowy do książki "Wyznania buddyjskiego ateisty"
Fragment książki Wyznania buddyjskiego ateisty
Rozdział 13
W Dźetawanie
Fotografowanie miejsc, w których żył i nauczał Budda, nastręcza trudności, bo wszystkie wyglądają dziś bardzo podobnie. Oprócz Radźagahy, z tamtejszym dramatycznie wyglądającym kręgiem wzgórz, pozostałe są położone na monotonnej równinie; fundamenty klasztorów i stup, z których większość wzniesiono kilkaset lat po śmierci Buddy. Większość odkryli dopiero w XIX wieku brytyjscy urzędnicy i pracownicy Kompanii Wschodnio-indyjskiej, którzy w wolnym czasie bawili się w archeologów. Te zakątki przestały być celem pielgrzymek przed ośmiuset laty, buddyzm został wyparty z Indii. Dziś są własnością Archeologicznego Instytutu Indii, instytucji świeckiej, która sprawuje nad nimi pieczę jako nad miejscami publicznymi i ledwie toleruje pielgrzymów buddyjskich.
Park Jeleni w Isipatanie (Sarnath), gdzie Budda wykonał obrót kołem Dhammy, jest dziś popularnym skupiskiem trawników, rabat kwietnych i drzew, oddzielonym żelaznymi balustradami od kurzu, kalek, namolnych sprzedawców i żebraczek z zasmarkanymi dziećmi. Po kompleksie monastycznym pozostały tylko posadzki, resztki murów i trzony małych stup - wszystko wzniesione z jednolitej czerwonobrązowej cegły.
W parku dominuje stupa Dhakemh, cylindryczna wieża szeroka na dwadzieścia siedem metrów i wysoka na trzydzieści. Upamiętnia podobno miejsce, w którym Gotama nauczał Czterech Szlachetnych Prawd, czyli wprowadził koło Dhammy w ruch. Na trawniku przed stupą zebrała się grupka młodych Tybetańczyków. Obserwuję mężczyznę z czerwonymi wstążkami wplecionymi we włosy: przyczepia kamyk na końcu długiego białego szala ofiarnego. Następnie, z głośnym stęknięciem, ciska szal do góry, celując w jedną ze zdobnych niszy u góry stupy. Szal frunie łukiem jak jedwabna kometa i ląduje w szczelinie. Przyjaciele wiwatują radośnie i klepią mężczyznę po plecach. Zastanawiam się, jak urzędasy Archeologicznego Instytutu Indii zdejmą ten szal.
Mojapodróż nie obfituje w okazje do robienia wspaniałych zdjęć, odsłania mi natomiast topografię świata, w którym żył Budda. Czytałem wiele o Sawatthi, Radźagasze i Wesali, nie miałem jednak pojęcia, gdzie dokładnie się znajdują i jak są usytuowane względem siebie. Znałem idee Buddy, ale brakowało mi poczucia tego, w jakich warunkach funkcjonował jako człowiek. W miarę jak świat konkretów stawał się dla mnie coraz bardziej namacalny, uświadamiałem sobie jego społeczno-polityczne oblicze. Miasta i miasteczka przestały być kropkami na mapie, a stały się ośrodkami władzy i polami konfliktu zaludnionymi przez konkretne postacie napędzane ambicjami i lękiem: zawierano małżeństwa, rodzono dzieci, rywalizowano, umierano. Wypatrywanie malowniczych scenerii przerodziło się w poszukiwanie historycznego Buddy. Moim oczom zaczął się powoli ukazywać człowiek zwany Siddhatthą Gotama.
Budda pozostał z pięcioma towarzyszami w Parku Jeleni w Isipatanie przez trzy miesiące pory deszczowej. Z pewnością dyskutowano wtedy o elementach jego nauczania. Przyciągnął niewielką grupę zwolenników, w większości krewnych i przyjaciół młodego bramińskiego kupca o imieniu Jasa. Mając uczniów, Budda stanął przed zadaniem zorganizowania społeczności. Musiał zająć się takimi praktycznymi kwestiami jak warunki bytowe. Powstało pytanie, jak sprawić, aby w tamtych czasach nasyconych fermentem religijnym jego idee się zakorzeniły i przetrwały. Należało znaleźć patronów: ludzi na tyle wysoko postawionych, aby mogli otoczyć opieką jego wspólnotę, dostatecznie bogatych, aby zaspokoić jej codzienne potrzeby.
Gdy tylko okres monsunów dobiegł końca, Gotama i jego zwolennicy opuścili Park Jeleni, przekroczyli Ganges i ruszyli na wschód przez Uruwelę (Bodhgaję) do Radźagahy, stolicy Magadhy, położonej wśród wzgórz siedziby króla Bimbisary. Gdy Bimbisara dowiedział się o powrocie Buddy, poszedł go wysłuchać. Pod koniec wystąpienia król „wyzbył się wątpliwości, zyskał nieustra-szoność i stał się niezależny" w swoim rozumieniu tego, czego nauczał Budda, a zatem wkroczył w strumień ścieżki środka. Bimbisara stwierdził, że spełniły się jego życiowe ambicje. Zaoferował Buddzie opuszczony lasek zwany Zagajnikiem Bambusowym w pobliżu gorących źródeł, na przedmieściach Radźagahy. Tam można było założyć wspólnotę. Wkrótce potem Śariputta i Moggallana, dwaj uczniowie znanego miejscowego guru Sandźai, stali się zwolennikami Buddy po wysłuchaniu nauk o współzależnym powstawaniu. Reszta uczniów poszła w ich ślady, zostawiając Sandźaję samego, „plującego gorącą krwią".
Było to niebywałe osiągnięcie w przypadku trzydziestopięcioletniego mężczyzny z wiejskiej prowincji konkurencyjnego królestwa Kosali. Gotama zyskał opiekę jednego z najpotężniejszych władców, a wśród jego uczniów znaleźli się nawróceni bramińscy kapłani, z których niejeden był wcześniej szanowanym nauczycielem. Pewnego dnia do Radźagahy przyjechał w interesach zamożny bankier z Sawatthi o imieniu Anathapindika. Słowa Gotamy wywarły na nim tak wielkie wrażenie, że stał się jego uczniem. Przed powrotem do Kosali zaoferował mu schronienie w Sawatthi - on i jego uczniowie mogliby tam spędzać porę deszczową. Gotama przyjął propozycję - tym samym postanowił wrócić w rodzinne strony i założyć siedzibę w stolicy państwa, którym władał król Pasenadi.
Pomimo swojego entuzjazmu i zamożności Anathapindika dopiero po kilku latach zdołał znaleźć zakątek, który nadawał się na bazę dla Buddy i jego mnichów. Tymczasem Gotama wrócił do Kapilawatthu i pogodził się ze swoją rodziną. Ojciec, Śud-dhodana, przyjął jego nauki. Ośmioletni syn wstąpił w nowicjat. W następnym roku kilku arystokratów z rodu Sakjów - w tym kuzyni Ananda, Anuruddha i Dewadatta - dołączyli do mnichów. Podczas kolejnej wizyty w domu Budda rozsądził spór o czerpanie wody z rzeki Rohini, dzięki czemu zapobiegł wrogim działaniom między Gotamami i Kolijami, którzy byli rodem jego kuzyna Dewadatty. Wyglądało na to, że odtąd wszystko potoczy się dobrze.
Liczni członkowie rodu Sakjów prosili o możliwość przystąpienia do wspólnoty, w tym macocha i ciotka Buddy, Padźapati. Budda odmówił macosze, która okazała jednak determinację. Ogoliła głowę, włożyła żółte szaty i razem z kilkoma innymi kobietami od Sakjów ruszyła za Buddą do Wesali, gdzie kolejny raz poprosiła o wyświęcenie jej na mniszkę. Tym razem ją przyjął i zgodził się założyć wspólnotę bhikkhuni. Po raz pierwszy w Indiach kobietom pozwolono dołączyć do zakonu wędrownych mnichów na tej samej zasadzie co mężczyznom. Było to ryzykowne posunięcie ze strony Buddy, groziło bowiem zrażeniem nie tylko świeckich patronów, ale też własnych mnichów - zwłaszcza tych, którzy pochodzili ze stanu bramińskich kapłanów.
Po śmierci Suddhodany, zarządcy krainy Sakjów, rola, której w przeszłości wyrzekł się Siddhattha, przypadła jego kuzynowi Mahanamie. Niewiele o nim wiadomo. W kanonie palijskim został zaprezentowany jako człowiek o wybujałych ambicjach Politycznych. Wygląda na to, że spiskował ze swoją matką, aby nakłoniła jego brata Anuruddhę i politycznego rywala Bhaddiję do ^stąpienia do mniszej wspólnoty Buddy w Radźagasze, bo dzięki temu zostałby głową klanu Gautamów i ze słonecznego siedziska przewodniczył Zgromadzeniu Kapilawatthu. Podejrzewam, że był słabym i próżnym człowiekiem, który usiłował wykorzystać reputację kuzyna do własnych celów, nie potrafił jednak narzucić swojego autorytetu rozległej rodzinie.
Anathapindika nie szczędził grosza, żeby przygotować w Sawatthi odpowiednią siedzibę dla Gotamy. Za zawrotną kwotę kupił podmiejski gaj od księcia Dżety, brata (albo kuzyna) Pase-nadiego. Pod baldachimem z liści stworzył „mnisze cele, dormito-ria, ogrzewane sale, magazyny, ubikacje, przestrzeń do spacerów pod dachem i na dworze, studnie, łazienki, sadzawki i szopy". W samym sercu tego kompleksu stanęła Wonna Chata dla Sid-dhatthy. Zarażony entuzjazmem Anathapindiki książę Dźeta dostarczył drewna na budynki i przeznaczył wszystkie pieniądze uzyskane ze sprzedaży terenu na wspaniałą, wielopoziomową bramę. Mówi się, że wystawne uroczystości poświęcenia tego miejsca trwały miesiącami, a kosztowały tyle co same przygotowania. Z powodu swojej szczodrości Anathapindika zbankrutował i ostatnie lata życia spędził w ubóstwie.
Dźetawana stała się siedzibą Gotamy. Spędził tam dziewiętnaście pór deszczowych i wygłosił osiemset czterdzieści cztery mowy, a więc więcej niż gdziekolwiek indziej. W miarę jak mnichom przybywało lat, a wspólnota się rozrastała, Dźetawana przeobraziła się ze schroniska z okresu monsunów w klasztor z administracją. Długi środkowy okres w działalności Gotamy zbiega się z jego pobytem w Sawatthi, można zatem przypuszczać, że właśnie tam jego idee zostały dopracowane, ujęte w spójną całość, zapamiętane, były praktykowane we wspólnocie i wreszcie krzewione. Dźetawana stała się bazą dla działalności Gotamy, centrum, z którym łączyły się inne powstające ośrodki.
Wspierając Gotamę w tak spektakularny, a nawet ostentacyjny sposób, król Pasenadi, Anathapindika oraz inni arystokraci,
kupcy i wojskowi z Sawatthi pomagali człowiekowi, który pod wieloma względami był buntownikiem. Gotama odrzucał wszelką ideę Boga i Jaźni, otwarcie krytykował system kastowy, drwił z wiary braminów i innych nauczycieli oraz przyjmował do swojej wspólnoty kobiety na równi z mężczyznami. Być może patroni udzielali Gotamie pomocy między innymi dlatego, że był „jednym z nich", to znaczy arystokratą z Kosali, z którego osiągnięć byli dumni, jednak ich długotrwale oddanie dla niego wskazuje, że naprawdę przyjmowali jego nauki.
Sukces działalności Gotamy zależał od utrzymania serdecznych stosunków z prostackim królem Pasenadim. Gdyby monarcha obrócił się przeciwko Gotamie, całe przedsięwzięcie stanęłoby pod znakiem zapytania. Zachowane dialogi między nimi wskazują, że znali się dobrze, gdyż rozmawiali szczerze i bez nadmiernej oficjalności. Niekiedy można sądzić, że król droczy się prowokacyjnie z Gotama, jakby poddawał go sprawdzianowi. Gotama z kolei odpowiada ostrożnie, roztropnie - pilnując się, aby nie mówić niczego, co król mógłby uznać za atak.
Pewnego razu obaj obserwowali zgromadzenie religijne. Pasenadi wskazał na obecnych mnichów i ascetów, a następnie spytał Gotamę, czy jego zdaniem ci ludzie są „oświeceni". „Trudno orzec - stwierdza Gotama. - Tylko gdy przebywamy z kimś długo i zwracamy na niego uwagę, możemy poznać go na tyle, aby odpowiedzieć na to pytanie. Jak silny jest człowiek, dowiadujemy się wtedy, gdy widzimy go w obliczu przeciwności losu. Podobnie
0 jego mądrości możemy się przekonać, gdy z nim rozmawiamy". Odpowiedź ta wyraża przekonanie, że człowieka tworzy conti-nuum słów i czynów w określonym czasie, nie można go więc zredukować do zamrożonej „jaźni", która jest „oświecona" albo „nieoświecona".
„To moi szpiedzy - wyznaje Pasenadi. - Rozesłałem ich wszędzie. Gdy już przekażą wieści, pozwolę im zmyć z ciała kurz i brud, przystrzyc włosy i brodę, wdziać ładne szaty i oddać się przyjemnościom. Zapewnię im wszelkie uciechy cielesne, jakich zapragną". Gotama nie skrytykował króla. Nie zasugerował, że przebieranie szpiegów za mnichów jest niewłaściwym postępowaniem. Odparł tylko: „W przebraniu ludzi zdyscyplinowanych ludzie niezdyscyplinowani przemierzają krainę". Sens tych słów wydaje się jednoznaczny. Pasenadi dał do zrozumienia, że nawet wśród mnichów Gotamy mogą być szpicle. Że Gotama jest obserwowany. Że musi uważać na to, co mówi. Że nigdy nie będzie pewien, z kim naprawdę rozmawia i do czyich uszu ostatecznie trafią jego słowa.
Największym zmartwieniem Pasenadiego był brak potomka, a więc dziedzica. Choć wziął za żonę siostrę króla Bimbisary (prawdopodobnie była to część dynastycznego sojuszu z Maga-dhą, bo jego siostra została z kolei żoną Bimbisary), nie wiemy nic o tej królowej ani o dziecku narodzonym z ich związku. Jakiś czas potem Pasenadi wracał z wyprawy wojennej. Gdy przejeżdżał obok ogrodu wytwórcy girland, usłyszał kobiecy śpiew dochodzący zza muru. Wszedł na dziedziniec. Wtedy córka wytwórcy,
0 imieniu Mallika, przerwała pieśń, chwyciła konia za wodze
1 zaprosiła zdrożonego króla do środka. Popołudnie spędził na odpoczynku, z głową na jej kolanach. Był odurzony jej urodą i inteligencją. Wieczorem przysłał po nią rydwan. Odjechała do pałacu i zamieszkała tam jako królowa.
Z pewnością wielu ludzi na królewskim dworze, szczególnie kapłani bramińscy, było zgorszonych związkiem króla z dziewczyną z niskiej kasty. Być może obwiniali za to Gotamę, który odrzucał system kastowy i tym samym utorował królowi drogę do takiego mezaliansu. Mallika też przyjęła nowatorskie nauki Gotamy. Dworzanie z pewnością byli jeszcze bardziej wstrząśnięci pogłoskami o seksualnych wyczynach małżeńskiej pary. Pasenadi podglądał żonę w kąpieli. Pewnego ranka zobaczył, że pies pociera ją pyskiem. Zamiast go odpędzić, Mallika pozwoliła, aby ją dosiadł od tyłu. Gdy potem król jej to zarzucił, odparła,
że mu się przywidziało w półmroku. „Ty idź do łaźni - zaproponowała - a ja ci powiem, co stąd widzę". Król spełnił życzenie. „Widzisz mnie?!" - zawołał. „Tak! - odkrzyknęła. - Dlaczego się pieprzysz z tą kózką?!".
Również Gotamę oskarżano o niewłaściwe zachowania seksualne. Widziano, jak mniszka Sundari wchodzi wieczorem do Dźe-tawany skropiona perfumami i przystrojona kwiatami. Wyszła dopiero o świcie. Po pewnym czasie w ogóle zniknęła. Jej współ-towarzyszki oskarżyły Gotamę nie tylko o to, że z nią sypiał, ale że ją zamordował, a zwłoki ukrył pod stertą śmieci. Król Pasenadi nakazał przeszukanie terenu. Zwłoki znaleziono nieopodal Wonnej Chaty. Potem obnoszono je po mieście, a ludzie skandowali: „Patrzcie, oto czyny mnichów od Śakjów!" Ananda był tak przejęty całą sprawą, że zasugerował Gotamie natychmiastowe odejście z Sawatthi. Gotama kazał mu się uspokoić i zaręczył, że w ciągu kilku dni wszystko się wyjaśni.
Ostatecznie to zapewnienia Anandy przekonały Pasenadiego o niewinności Gotamy. Wydaje się, że Ananda był jedyną osobą, której władca ufał. Wkrótce potem szpiedzy królewscy podsłuchali rzeczywistych morderców, którzy w stanie upojenia alkoholowego wdali się w kłótnię. Aresztowani zabójcy wyznali, że zostali wynajęci przez mnichów, co było elementem planu mającego na celu zdyskredytowanie Gotamy.
W końcu Mallika zaszła w ciążę i urodziła córeczkę. Pasenadi usłyszał o tym w trakcie wizyty u Gotamy w Wonnej Chacie. Wpadł we wściekłość, że kobieta, którą wyciągnął z nizin społecznych i wziął za żonę, zawiodła go. Gotama usiłował go pocieszyć: „Niewiasta może się okazać lepsza od mężczyzny. Być może będzie mądra i cnotliwa, będzie oddaną żoną, będzie szanować teściową". Z czasem Pasenadi całym sercem pokochał swoją córkę Wadźiri. „Gdyby cokolwiek się jej stało - wyznał później żonie - moje życie nie byłoby już takie samo. Przytłoczyłyby mnie smutek, ból, żałoba i rozpacz". Jednak bez względu na miłość do córki król wciąż nie miał męskiego potomka. Mallika nie urodziła więcej dzieci.
Potrzebował więc drugiej żony. Tym razem postanowił ożenić się z dziewczyną z prowincji Śakjów. Być może uznał, że związek z „krewniaczką" Siddhatthy Gotamy zwiększy szansę na narodziny następcy tronu. Tak czy owak, decyzja o poszukiwaniu oblubienicy z prowincji Śakjów z pewnością stanowiła zaszczyt dla Gotamy. A ponieważ wybranką okazała się Wasabha - córka Mahanamy, zarządcy i kuzyna Gotamy - małżeństwo to wywyższało Gotamę, bo czyniło z niego członka rodziny królewskiej.
Wszystko potoczyło się dobrze. Wasabha urodziła syna, księcia Widudabhę. Gotama był teraz osobistym nauczycielem Pase-nadiego i krewnym następcy tronu. Wyniknął jednak poważny problem: Wasabha nie była „szlachcianką", lecz nieślubną córką Mahanamy i niewolnicy o imieniu Nagamunda. Obsesyjnie dumni Śakjowie nie zezwoliliby żadnej swojej kobiecie, aby zmieszała „czystą krew" z krwią mężczyzny spoza ich klanu, nawet mężczyzny o tak wysokiej pozycji jak król z Sawatthi. Mahanama znalazł się w potrzasku. Nie mógł odmówić królowi poszukującemu żony, nie mógł też spełnić jego życzeń bez narażenia się na konflikt z własnym rodem. Musiał wysłać królowi niewolnicę, która odtąd udawała arystokratkę.
Jeśli wziąć pod uwagę, że krewki Pasenadi miał na usługach rozległą siatkę szpiegowską, zastosowany fortel był brawurowym i niebezpiecznym posunięciem. Prawdopodobnie Gotama nie został wprowadzony w tajniki oszustwa, ale trudno sobie wyobrazić, że nie wiedział, co się stało, gdy plan został już zrealizowany. Sam również znalazł się w bardzo trudnej sytuacji: gdyby zdemaskował oszustwo, dzieło jego życia stanęłoby pod dużym znakiem zapytania; zachowując milczenie, był wspólnikiem. Wskutek ambicji, kłamstw i dumy krewnych jego pozycja w Sawatthi stała się zagrożona. Można przypuszczać, że każdego dnia boleśnie uświadamiał sobie niepewność swojej egzystencji
w Dźetawanie. Los jego wspólnoty zależał od umiejętnego postępowania niewolnicy.
Jest już ciemno, gdy docieram do Sahet-Mahet, podupadłej wioski w Uttar Pradeś, położonej najbliżej ruin Sawatthi. Uzbrojony strażnik otwiera ciężką żelazną bramę hotelu Lotus Nikko - nowego i, sądząc po wyglądzie, w pośpiechu wzniesionego budynku, aby czerpać zyski z rosnącej liczby pielgrzymów buddyjskich. Z głębi dociera dudnienie generatora, a do tego rytmu dostrajają się lampy błyskające jakby ze współczuciem. W jadalni jest pełno pucołowatych Koreanek: ondulacje w loki, jednolite luźne szare spodnie i bluzy. Podśpiewują i śmieją się, pochłaniają porcje kichmi i ryżu z plastikowych pudełek rozstawionych na stole. Gdy się okazuje, że ta grupka pochodzi z Songgwang-sa, mojego dawnego klasztoru, następują ukłony i cmokanie. Czcigodny Hyong-bong, znajomy stary mnich i uczeń Kusuna Sunima, obwozi te bosalnim po Indiach - z zawrotną koreańską prędkością zaliczają różne miejsca na „buddyjskim szlaku".
Nazajutrz z samego rana Khan wiezie mnie tam, gdzie dawniej stało miasto. Jest cicho i pusto. Wspinam się na najwyższe mury - być może w tym miejscu stał pałac króla Pasenadiego. W oddali dostrzegam krąg niemal złączonych kopców -zapewne dawnych wałów obronnych. Jeszcze dalej rozciągają się we wszystkich kierunkach, aż po mglisty widnokrąg, pola gdzieniegdzie upstrzone drzewami. Nie ma śladu po rzece Aci-rawati, która w czasach Gotamy uczyniła z miasta gwarny port. Po niegdyś potężnej stolicy królestwa Kosali pozostały tylko niezbadane przez archeologów nieużytki znaczone gruzami, zamieszkane przez szakale i pawie. Przez obiektyw aparatu fotograficznego obserwuję kolonię bocianów barwionych siedzących pod puchowcem wyrosłym wśród ruin. Co kilka minut któryś zrywa się do lotu i z wysiłkiem wzbija w niebo niczym białoróżowy pterodaktyl. Ruiny Dźetawany znajdują się w odległości mniej więcej półtora kilometra. Luksusowy park Anathapindiki jest dziś miejscem wykopalisk otoczonym nieskazitelnymi trawnikami i rabatami kwietnymi, odgrodzonym żelaznymi balustradami od tłumu zawodzących żebraków oraz sprzedawców świecidełek religijnych i napojów. Między stertami cegieł wiją się ścieżki, niektóre szersze od innych: widać posadzki, ściany i studnie dawnych klasztorów i świątyń. Dominująca budowla na podwyższeniu pośrodku parku została zidentyfikowana jako miejsce, w którym dawniej stała Wonna Chata. Jest to punkt, do którego podążają pielgrzymi; wcierają w cegły małe kwadraciki pozłoty, błyszczące w słońcu i trzepoczące na wietrze. Na uświęconym wierzchu siedzą ubrani na biało Cejlończycy; recytują nosowo po palijsku z dłońmi złożonymi do modlitwy. Zostawiają po sobie dogasające laski indyjskich kadzideł, płatki kwiatów i świece.
Ignorując zakazy, rozwijam bambusową matę i siadam ze skrzyżowanymi nogami na trawniku, w cieniu miodły indyjskiej. W ciągu kilku minut dołącza do mnie pół tuzina nędznych wyły-siałych kundli. Siadają przede mną i starannie liżą sobie strupy. Zamykam oczy - żeby odciąć się od widoku tych nieszczęsnych stworzeń i zarazem skupić na oddechu. Zastanawia mnie, że ani wśród ruin Sawatthi, ani tutaj, w Dźetawanie, nie zachowała się żadna stupa. Można by oczekiwać, że w miejscu, w którym Gotama przekazał sedno swoich nauk i spędził wiele pór deszczowych, przetrwają jakieś relikty. Ale o dziwo, Sawatthi nie figuruje wśród ośmiu miejsc, z których po śmierci Gotamy jego uczniowie zażądali relikwii. Dlaczego? Czy pod koniec życia Siddhattha Gotama był tak skompromitowany w oczach tutejszych mieszkańców, że nie chciano upamiętnić jego działalności?
Wyznania buddyjskiego ateisty
Spis treści:
Przedmowa
CZĘŚĆ PIERWSZA: MNICH
Buddyjski antytalent (I)
W drodze
Seminarzysta
Piskorz
Bycie-w-świecie
Wielkie wątpienie
CZĘŚĆ DRUGA: CZŁOWIEK ŚWIECKI
Buddyjski antytalent (II)
Siddhattha Gotama
Szlak Północny
Pod prąd
Wytyczanie ścieżki
Przyjąć cierpienie
W Dźetawanie
Ironiczny ateista
Zemsta Widudabhy
Bogowie i demony
Z uwagą kroczyć ścieżką
Świecki buddysta
ZAŁĄCZNIKI
I. Kanon palijski
II. Czy Siddhattha Gotama był w Takkasili?
III. Obracając kołem Dhammy
IV. Mapa: Indie za czasów Buddy
Przypisy
Glosariusz
Bibliografia
Podziękowania
Pismo Święte w swych księgach historycznych przedstawia historię zbawienia, która jest szczególną, prorocką interpretacją historii ludzkości, a przed wszystkim historii narodu izraelskiego. Historia zbawienie jest religijnym pouczeniem, które przedstawia Boga-Zbawiciela działającego i objawiającego się w historii i poprzez historię. To religijne ujęcie nawiązuje do historii, ale jego historyczność w sensie dzisiejszego rozumienia historii posiada różne stopnie ścisłości. Księgi omawiane w prezentowanej publikacji pod tym względem lokują się na ostatnim miejscu. Są wytworem tradycji, które przekazywane były przez pokolenia, ale nie posiadają innych źródeł historycznych. Ich zbiór i kompozycja są więc przede wszystkim pouczeniem religijnym, a zapoznanie się z nimi okazuje się bardzo pouczające, jeżeli niekoniecznie dla historyka, to z pewnością dla człowieka religijnego, ale także dla każdego, kto chce poznać głębokie treści starożytnych kultur bardzo ze sobą powiązanych i wzajemnie na siebie oddziałujących.
Autor pokazał przenikanie trybalizmu - zwłaszcza w Ameryce Południowej - do obrzędów katolickiej mszy świętej, który rozszerzając się zagraża podstawowym regułom liturgii i wiary katolickiej.
Śmierć za kubek wody.
Upalny dzień. 40-letnia mieszkanka pakistańskiej wioski od wielu godzin zbiera na cudzym polu owoce. Praca jest wyczerpująca, lecz Asia i jej mąż muszą utrzymać pięcioro dzieci. Żeby się ochłodzić, pije wodę z pobliskiej studni. Ta należy do muzułmańskiej społeczności, a Asia jest chrześcijanką, dlatego w opinii innych kobiet woda staje się ?nieczysta?. Wybucha kłótnia, pada słowo: ?Bluźnierstwo!?. Los kobiety jest przesądzony ? w Pakistanie taki zarzut to pewna śmierć.
14 czerwca 2009 roku Asia Bibi zostaje wtrącona do więzienia, gdzie do dzisiaj czeka na wykonanie wyroku śmierci przez powieszenie.
W jej obronie odważyli się stanąć gubernator Pendżabu (muzułmanin) oraz minister ds. mniejszości (chrześcijanin) ? obydwaj zostali zamordowani przez fanatyków religijnych.
Poruszająca historia Asii Bibi, opowiedziana przez nią samą zza murów więzienia, uświadamia nam, jak wiele zła popełnia się w imię religii i jak ważna jest wolność przekonań, a także prawa człowieka. Dlatego jej osoba stała się ikoną walki z przemocą o podłożu religijnym, a o jej uwolnienie walczą ludzie na całym świecie.
Ubóstwo ma to do siebie, że nigdy nie zanika. Biedę można pokonać, taki czy inny niedobór materialny da się z czasem zaspokoić, różne ziemskie pragnienia również można ugasić, ale ubóstwo pozostaje na zawsze.
Dzieje się tak, ponieważ ubóstwo jest wpisane w naturę człowieka, nierozerwalnie związane z jego życiem, myśleniem, pragnieniem, relacjami, które nawiązuje. Dotyka nie tylko jego egzystencji, ale także myśli i słów, które nie potrafią wyrazić w pełni tego, co czuje umysł.
Jednak to właśnie świadomość tego stanu jest drogą do autentycznego bogactwa. Ubóstwo jest bowiem słabością i zarazem mocą. Nie pozwala człowiekowi się poddać w obliczu trudności, zaprzestać poszukiwań szczęścia, nie pragnąć dobra. Przeciwnie, duchowo i intelektualnie czyni go ciągle młodym, gotowym do szukania szczęścia, do rozumienia innych ludzi.
Tylko człowiek ubogi jest gotów dzielić się z potrzebującymi.
Kierując się ewangeliczną zasadą, że każdy nauczyciel, gdy "staje się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do gospodarza domu, który ze swego skarbca wyjmuje to, co nowe i stare" (Mt 13, 52). W tym duchu podjęliśmy najpierw próbę wskazania na ważne dla współczesnej katechezy problemy wynikające z głoszenia przez Kościół zbawczego orędzia. Mają one pomóc w zrozumieniu ważności czy wręcz konieczności opierania na przesłaniu biblijnym całej działalności katechetycznej. Następnie usiłujemy podpowiadać czytelnikowi, w jaki sposób podejmując misyjną działalność Kościoła może posługiwać się perykopami biblijnymi, tak by zawarty w nich przekaz zbawczego orędzia był czytelny i dostępny oraz rozpoznawany zgodnie z wiarą Kościoła.
Mamy też nadzieję, że sama publikacja będzie wsparciem przy naświetlaniu Bożym objawieniem spraw ludzkiego życia. Ufamy też, że poprawny kontakt ze słowem Bożym będzie otwierał ludzkie serca na Boga, w którym "żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17, 28). Jesteśmy też przekonani, że kontakt ten pomoże ludziom "szukać Jego woli, widzieć Chrystusa we wszystkich ludziach, czy to bliskich, czy obcych, trafnie osądzać prawdziwe znaczenie i wartość rzeczy doczesnych tak samych w sobie, jak i w stosunku do celów człowieka"
W jaki sposób przejść przez krzywdę i zranienie zachowując otwartość serca? Jak postępować, stojąc na przeciw kogoś, kto mnie zranił? Jak wybaczyć sobie zły występek i zachowania obronne, które nas zniewalają? W jaki sposób doświadczyć Boga, który zbawia nas przez przebaczenie?
?Moim pragnieniem jest, by ta książka była:
? czymś, co zbliża do siebie ludzi
? prosta i przyjemna w czytaniu
? śladem konkretnej modlitwy
? wypróbowaniem mocy przebaczenia
? pełna humoru i nadziei
? czymś do noszenia w torbie
? małym prezentem, który chcemy ofiarować przyjaciołom
? zaczerpnięciem świeżego powietrza
? wieżą Eiffla, z której można się wzbić, żeby docenić życie i śmiać się z siebie?.
Jennifer Benson dzieli się z czytelnikiem licznymi świadectwami pojednania, jakich była świadkiem w trakcie prowadzonych przez siebie rekolekcji. Proponuje praktykę codziennego nawracania się w myślach, słowach i gestach, zakorzenioną w lekturze Pisma Świętego. Dzięki narzędziom, które nam daje, możemy kroczyć ku wyzwalającej mocy przebaczenia
Jennifer Benson - urodziła się w Kalifornii. Po swoim pobycie w Indiach przy boku tybetańskiego lamy, doświadczyła spotkania z Jezusem i po nawróceniu wróciła do Kościoła katolickiego. Związana przez wiele lat z kapelanami CHUV (głównego szpitala w Lausanne) i z Caritasu uczy jak towarzyszyć osobom umierającym. Od 2000 roku prowadzi sesje, szczególnie poświęcone tematowi przebaczenia. Dzisiaj towarzyszy młodym ludziom w ich formacji duchowej.
John Paul II, Islam and the Middle East will certainly evoke numerous discussions on John Paul II's attitude towards Islam and the Middle Eastern predicament and inspire new reflections, critical remarks and balanced judgment concerning the issue.
Krzysztof Kościelniak
Jagiellonian University
Książka składa się z dwóch części: recepcja myśli katolickiej oraz relacje Kościół-państwo. Zawartość koncentruje się wokół ideologicznych i religijnych treści występujących w działalności i nauczaniu Kościoła, a także w programach świeckich organizacji różnego typu, odwołujących się do nauki Kościoła, zwłaszcza jego nauczania społecznego. Zwrócono uwagę na powiązanie ruchów politycznych z inspiracjami kościelnymi, w tym szczególnie odnoszącymi się do życia społecznego oraz do zagadnień politycznych, przede wszystkim u tych autorów, którzy jako punkt wyjścia brali partie i ugrupowania polityczne.
Słownik, który oddajemy w ręce czytelnika, jest owocem swobodnej i dojrzałej refleksji autora znanego ze swej otwartości i wrażliwości.
Refleksje wprowadzają na krótką, lecz intensywną drogę do zrozumienia miłości we wszystkich jej odsłonach. Są zarówno proste, jak i głębokie, zdolne poruszyć wolę i serce.
Piero Gribaudi, pisarz, wydawca i bibliofil, mieszka i działa w Turynie. Napisał dziesiątki książek o duchowości i chrześcijaństwie.
Ta ważna książka, w której Henri J.M. Nouwen postanowił zmierzyć się z pytaniem, co to znaczy być kapłanem we współczesnym społeczeństwie, ukazała się po raz pierwszy w 1972 roku i cieszy się dotąd nieustającym zainteresowaniem jako duchowo inspirująca. Niniejsza nowa edycja jest przekładem tekstu uaktualnionego przez Towarzystwo im. H.M.J. Nouwena, które zarządza jego spuścizną.
Według Nouwena kapłani są powołani do rozpoznania cierpienia we własnym sercu, aby móc otwierać się na cierpienia ludzi, aby dojrzeć cierpienie swoich czasów. To rozpoznanie powinno być punktem wyjścia ich posługi. Nouwen kreśli przenikliwą analizę współczesnego społeczeństwa, pozbawionego korzeni i nadziei. Współczucie i szeroko pojęta gościnność to cechy niezbędne w wychodzeniu naprzeciw zagubionemu człowiekowi. Książka ma charakter uniwersalny, skierowana jest do wszystkich, którzy pragną być świadkami Chrystusa i głębiej przeżywać swoją wiarę.
W oparciu o badania reprezentatywnej populacji więźniów Autor wnioskuje: ?Wychowawcza funkcja kapelana więziennego odgrywa ważną rolę w autoregulacji zachowań osób pozbawionych wolności, którą można zdefiniować jako zdolność do modyfikowania własnego postępowania?. [...]
Praca ma charakter interdyscyplinarny. Tkwi głęboko w pedagogice resocjalizacji penitencjarnej, wkracza jednak i w takie dziedziny nauki, jak: psychologia, socjologia, kryminologia, pedagogika rodziny, teologia pastoralna i psychologia pastoralna.
Z recenzji wydawniczej
ks. prof. zw. dr. hab. Jana Śledzianowskiego
Kard. Adam Kozłowiecki odszedł z tego świata jako ostatni męski potomek zasłużonego szlacheckiego rodu i nawet najpiękniejszy album nie ukaże pełnej istoty człowieka. Obecny pomnożony już album ukazje tę długą drogę "Apostoła Afryki" z szlacheckim dyplomem i "Sercem bez granic", przez niepodległą Polskę, okropności drugiej wojny światowej aż po afrykańską ziemię, której służył, którą pokochał i w której też spoczął.
Ludwik Grzebień SJ
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?