Autor w swojej książce porusza znany w Polsce nielicznym temat przymusowej pracy w kopalniach węgla, uranu i w kamieniołomach w latach 1949–1959. Udało mu się dotrzeć do kilku osób, które odbywały zastępczą służbę wojskową, pracując w kopalniach węgla kamiennego. Przedstawia dowód bestialstwa, jakiego dopuszczały się władze polskie i sowieckie wobec młodych mężczyzn pochodzących z rodzin uznanych za wrogo nastawione do ustroju komunistycznego, byłych członków organizacji niepodległościowych, synów przedwojennej inteligencji i kułaków. O wcielaniu do tych batalionów decydowała również przeszłość polityczna, narodowość i opinia miejscowej bezpieki. Włodzimierz Zaczek przedstawia katastrofalne warunki pracy i warunki bytowe żołnierzy-górników, których kierowano w najniebezpieczniejsze miejsca kopalni.
Neogotycki zabytkowy kościół pw. Narodzenia NMP w Swarzewie, zwieńczony majestatyczną wieżą i usytuowany na wysokiej skarpie, widoczny jest z daleka i to nie tylko z morza, ale też od strony lądu. Nie on jest jednak głównym celem tysięcy nawiedzających go pielgrzymów i turystów, ale znajdująca się w nim niewielka lipowa figurka swarzewskiej Madonny, zwanej Królową Polskiego Morza. Niestety przyciąga ona także ludzi o niecnych zamiarach. W nocy z 3 na 4 stycznia 1936 roku włamano się do tego sanktuarium i obrabowano je z najkosztowniejszych rzeczy, przy okazji bezczeszcząc cudowną figurę. Można znaleźć wzmianki o tym wydarzeniu w różnych książkach, folderach, a nawet pracach naukowych, nie wiadomo jednak, kto tej kradzieży dokonał. Włodzimierz Zaczek, zbierając materiały do książki o Kaszubach, trafił do emerytowanego nauczyciela jednej z kaszubskich wsi, który opowiedział mu o straszliwej tragedii, do której przyczynili się dwaj mężczyźni ponoć sprawcy włamania do swarzewskiego kościoła. Autorowi udało się zebrać sporo informacji i tak powstała ta paradokumentalna powieść, której główną bohaterką jest figura swarzewskiej Madonny
Tak naprawdę nikt nie wie, ilu ich w Polsce jest. Może pięćdziesiąt, może sto tysięcy, a może jeszcze więcej. Spotkać ich można w prawie każdym mieście i w niektórych wsiach. Zamieszkują w zsypach na śmieci, kanałach grzewczych lub różnego rodzaju ruderach. Ich cechą wspólną jest wykluczenie.Nie są chlubą narodu, ale nie są też zakałą społeczeństwa. Nie potrzebują wiele. Trochę strawy, coś do okrycia i byle jaki kąt do spania. Tworzą swój własny świat bez podatków, które należałoby płacić, bez przepisów, których trzeba by przestrzegać i bez instytucji, z którymi należałoby się liczyć. Nie figuruje o nich żadna wzmianka w kronikach i nie pisze się o nich w podręcznikach. Nie mają pomników, nikt ich nie wspomina, nigdy też nie wypinają piersi po medale. Według niektórych niczego pożytecznego nie czynią i nie pozostawiają po sobie żadnej wartościowej spuścizny, a jeżeli już rzucają się w oczy, to tylko przechodniom, którzy na ich widok z obrzydzeniem odwracają głowy.Niewielu interesuje się ich historią, często tragiczną i naznaczoną cierpieniem. Tymczasem wśród tych oblepionych brudem i nierzadko cuchnących alkoholem ludzi trafiają się jednostki wybitne, wykształcone, wartościowe i wrażliwe. Z całą pewnością niezasługujące na pogardę. Czasami warto z nimi porozmawiać, spróbować zrozumieć i pomóc, bo nigdy nie wiemy, czy kiedyś nie zasilimy ich grona.
Siedzący w celi Otton odliczał dni dzielące go od niechybnej śmierci. Odrastającymi i twardymi jak blacha paznokciami codziennie wydrapywał na ścianie kolejne kreski. To samo robili inni przebywający w celi skazańcy. Średnio co trzy dni otwierały się ze zgrzytem drzwi jakiejś celi i ktoś był wywoływany do wyjścia. Po chwili rozlegał się znany już osadzonym odgłos strzału, który oznaczał, że skazaniec nie opuścił murów tego budynku. W każdym razie, nie na własnych nogach.
Pięć dni przed upływem dnia sześćdziesiątego, drzwi celi znowu zazgrzytały. Siedzący na pryczy Otton nerwowo poderwał głowę, a jego serce nabrało tempa, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Dużo nie brakowało, a doznałby zawału. Przeczuwał, że przyszli po niego. I nie mylił się.
– Otton Westphal! – ostro zabrzmiał głos więziennego strażnika.
Ottona sparaliżowało. Przez parę sekund ani drgnął, a w ustach natychmiast poczuł straszliwą suchość.
– Otton Westphal! – zniecierpliwionym głosem powtórzył strażnik. – Natychmiast do wyjścia!
Otton podniósł się powoli, jakby ciążyły mu wszystkie grzechy świata, przeżegnał się i skierował w stronę drzwi. Po drodze podał rękę siedzącym najbliżej współtowarzyszom. Któryś z nich poklepał go delikatnie po plecach i szepnął: Es dauert nicht lang. (To nie trwa długo)
Książka ukazuje pięćdziesięcioletni wycinek z życia rodu Westphalów, którego przodkowie sprowadzili się na tereny Kaszub około 1795 roku. Poznajemy nie tylko burzliwe, często przejmująco tragiczne, losy poszczególnych członków tego rodu, losy dyktowane skomplikowaną polityką i najtragiczniejszymi wojnami, pierwszą i drugą wojną światową, lecz także niełatwe, a tak głęboko ludzkie współżycie przedstawicieli dwóch zwaśnionych od wieków narodów, polskiego i niemieckiego. Z ukazanych tu, opartych na faktach, wspólnych przeżyć tych ludzi płynie optymistyczne przesłanie, że nawet najbardziej niesprzyjająca dobrym stosunkom pomiędzy narodami polityka i tak tragicznie dzielące ich kataklizmy historyczne nie są w stanie zniszczyć tego, co dobre w człowieku. Bo przecież „nie ma złych narodów, mogą być tylko źli ludzie”. EK
Ocalony to wciągająca i sprawnie napisana powieść, której bohater- pisarz pewnego dnia dostaje nietypowe zlecenie. Ma napisać biografię tajemniczego nieznajomego, a opublikować ją może dopiero po jego śmierci. Początkowo wydaje się, że to historia, jakich tysiące: osierocenie, wojna, emigracja, miłość i w końcu wielka fortuna. Jednak z czasem okazuje się, że gdyby nie tajemnicza postać, która pojawia się w najgroźniejszych momentach, życie pobiegłoby zupełnie innym torem...
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?