John Barton (ur. 1948), anglikański biblista z Oksfordu, podsumował w niniejszej książce długie lata swoich badań nad Biblią, przedstawiając fascynującą opowieść o historii kształtowania się tej Księgi, jaką dziś znamy, o jej recepcji i interpretacji. Oparł się w tym na dwóch założeniach: Po pierwsze, nie ma jednoznacznej relacji między Biblią a zasadami wiary przyjmowanymi przez oparte na niej religie. Nie sposób wyczytać z niej ich konkretnego kształtu, a na dodatek biblijne ekwiwokacje sprawiają im kłopot. Zarazem, wbrew przyjętemu mniemaniu, ani chrześcijaństwo, ani judaizm nie skupiają się w swojej praktyce na Piśmie jako jedynej, świętej księdze. Nie jest ono „konstytucją” dla żadnej z religii, lecz raczej opowieścią założycielską. Po drugie, Biblia nie powstała jednorazowo jako zamknięta całość, lecz ewoluowała, a jej kanon jest wynikiem historycznych negocjacji. Ewolucja Biblii hebrajskiej (Starego Testamentu w nazewnictwie chrześcijańskim) trwała mniej więcej od VIII do II wieku p.n.e. Również kanon Nowego Testamentu kształtował się długo, a odrzucenie apokryfów nie wynika jednoznacznie z ich treści. Kościół akceptował naturalnie tworzący się konsens w tej mierze, przy czym na początku nie było uzgodnionego tekstu. Wszystko to Barton opisuje i komentuje na podstawie najnowszych badań historycznych i filologicznych. Odkrycie ostatnich stuleci – że Biblia ma historię – znajduje przekonujące potwierdzenie.
Mircea Eliade (1907–1986) napisał "Sacrum a profanum" w połowie lat 50. XX wieku, w dojrzałym okresie swojej twórczości historyka religii. Ta skromna objętościowo książka pozwala zapoznać się pokrótce z głównymi ideami ogromnego dzieła Eliadego. Jest to wprowadzenie do historii religii, które dla zwięzłości pomija kontekst kulturowo-historyczny. W zamian licznymi przykładami ze wszystkich stron świata i ze wszystkich epok ilustruje stworzoną przez Eliadego koncepcję religii i jej miejsca w ludzkim świecie. Sacrum jest jego zdaniem pierwotne wobec świata świeckiego, a znane nam formy codziennego życia mają religijny rodowód, np. dom i jego struktura czy sfera publiczna. Przejaw świętości (hierofania) organizuje naszą codzienność, wyznacza „centrum” i ukierunkowuje przestrzeń. Również czas ma hierofaniczny rodowód, który przetrwał do dziś w rytuałach związanych na przykład z porami roku. „Człowiek religijny” żyje w uświęconym świecie „otwarty na bogów”. Zdaniem Eliadego ludzie byli w tym sensie religijni od niepamiętnych czasów i pozostają tacy – często nieświadomie – do dziś. Jego wizję potwierdzałyby najnowsze badania archeologiczne, które odkrywają formy życia religijnego w coraz odleglejszej przeszłości.
Jean Améry (1912–1978, właśc. Hans Mayer), austriacki intelektualista pochodzenia żydowskiego, był bodaj najgłębszym z pisarzy XX wieku. Głębia jego twórczości polegała na zmaganiu się z fundamentalną traumą ludzkiego życia, przed którą Améry nie widział ucieczki. Jego analizy nie znają pocieszenia poza jednym, specyficznym, którym jest rozpoznanie własnej kondycji. Tak rozważał starość i samobójstwo ("O starzeniu się", "Podnieść na siebie rękę", Wydawnictwo Aletheia, oba tytuły Warszawa 2018). W równie radykalny sposób postąpił ze swoim życiem, które zakończył właśnie samobójstwem. W niniejszym tomie, opublikowanym w 1966 roku, Améry dokonuje późnego rozrachunku z pobytem w obozie koncentracyjnym podczas II wojny światowej i torturami, jakich wtedy doświadczył. Nie chodzi w tym rozrachunku o winę ani o karę. Poza kwestią winy i kary pozostaje najważniejsze: los człowieka złamanego. Opis i analiza tego losu stanowią treść książki. Taka przemoc, raz doznana, pozostaje w ofierze już na zawsze – utracona wiara w człowieka i jego człowieczeństwo nie podlega zaleczeniu. Cierpienie w żaden sposób nie „uwzniośla”, nie wznosi na wyżyny ducha, lecz sprowadza do parteru ciała, czyli do nicości. Améry wszakże jest w swoich analizach racjonalistą i zwolennikiem oświecenia. Oświecenia, które oświeca, lecz nie objaśnia, bo nie ma tu nic, co byłoby możliwe do wyjaśnienia.
Ta książka Slavoja Žižka (ur. 1949), światowej sławy słoweńskiego filozofa i komentatora naszych kryzysów (w Wydawnictwie Aletheia: "O wierze", "Patrząc z ukosa", "Żądanie niemożliwego"), dotyczy najnowszych wydarzeń, takich jak przegrane przez Trumpa wybory w USA, pandemia COVID-19, wydarzenia w Chile, brexit czy sprawa Assange’a. Nie jest to jednak doraźna publicystyka polityczna, lecz próba zdiagnozowania sytuacji w „niebie”, od którego zależy nasze powszednie i niepowszednie działanie. Žižek jest komunistą i w tym niebie paradoksalnie lokuje wartości „komunistyczne”. Opowiada się za komunizmem „wojennym”. U podłoża tych prowokacji leży przekonanie autora, że wskutek dominacji wartości liberalnego kapitalizmu z „interesem własnym” jednostki na czele zbiorowy wysiłek, wszelka forma kolektywizmu zostały skompromitowane i wyparte. Tymczasem obecna sytuacja ludzkości, której „statek kosmiczny Ziemia” jest zagrożony, wymaga właśnie powszechnej mobilizacji, wspólnego działania w warunkach najwyższej, globalnej dyscypliny. Taką konieczność zaprowadzenia porządku w naszym „niebie” podstawowych wartości oświetla Žižek w tej książce, zbiorze prawie czterdziestu najnowszych tekstów o „kłopotach w naszym raju” czy nawet o jego „fundamentalnym szaleństwie”.
Niemal pół wieku od pierwszego wydania (1975) tego klasycznego dzieła współczesnej filozofii nauki pozostaje ono równie świeże, inspirujące i sporne jak w płodnych dla tego typu badań latach 60. i 70. XX wieku. Paul Feyerabend (1924–1994), austriacko-amerykański intelektualista o barwnym życiorysie i nie mniej barwnych poglądach, należy obok T.S. Kuhna czy I. Lakatosa do grupy myślicieli, którzy w tamtym okresie inaczej spojrzeli na rozwój nauki. Zakwestionowali jej liniowo-logiczno-racjonalną ewolucję na rzecz historycznego procesu zmiany formacji nie zawsze współmiernych. W niniejszej książce Feyerabend występuje przeciw metodzie naukowej jako takiej i opowiada się za „anarchistycznym” podejściem do teorii naukowych, które wyraża słynna formuła anything goes, co oznacza tu „wszystko się nada”. Formuła ta ma ścisły „metametodyczny” sens: chodzi o takie „kontrindukcyjne” testowanie teorii innymi, czasem przeciwstawnymi rozwiązaniami, że teoria albo się obroni przed nimi, albo upadnie. Tak uczynił (wzorcowy przykład takiego uprawiania nauki) Kopernik, który sformułował swoją teorię wbrew faktom empirycznym i zdrowemu rozsądkowi. Metoda naukowa i naukowa racjonalność hamują rozwój nauki, pędzą ją utartymi wcześniej koleinami „nauki normalnej”, uważał Feyerabend. Swoim dziełem współtworzył ten nowy trend postrzegania nauki jako jednej z form ludzkiego działania uwarunkowanych kulturowo, a nie tylko logicznie. Lecz dla nas nadal aktualne pozostaje pytanie, czy i dlaczego taka nauka jednak coś odkrywa.
Alain Corbin (ur. 1936), wybitny francuski historyk, późny przedstawiciel szkoły Annales, jest historykiem o tyle wyjątkowym, że rozpatruje specyficzną dziedzinę ze specyficznej perspektywy. Interesuje go mianowicie literackie doświadczanie (niehistorycznych) zjawisk przyrody. Jego tematem jest właśnie historia recepcji w literaturze zapachów, pejzażu, morskiego wybrzeża, drzew, milczenia przyrody, wreszcie wiatru. W niniejszej najnowszej książce, równie subtelnej jak poprzednia ("Historia ciszy i milczenia", Wydawnictwo Aletheia 2019), Corbin zajmuje się „odkryciem” wiatru w XIX-wiecznych utworach literackich. Ma ono oczywiście prapoczątki w starożytnych dziełach jak Biblia czy Odyseja, lecz epokę nowożytną i współczesną wyróżnia od końca XVIII wieku próba „zrozumienia” wiatru w nauce. Narodziło się „ja meteorologiczne” (którego najnowszą postacią jest być może „ja ekologiczne” naszych dni). Te wielkie odkrycia naukowe dotyczące powietrza, jego składu i globalnych przemieszczeń znalazły intymne odzwierciedlenie w egzystencjalnych doświadczeniach jednostki. W swych „przechadzkach z wiatrem” po literaturze Corbin sięga do XIX-wiecznych romantyków, przywołuje Victora Hugo, a także późniejszych pisarzy i poetów jak Jean Giono czy Saint-John Perse. Wiatr bowiem – wichura, wietrzyk, zefirek, bryza – symbolizuje nietrwałość i przemijanie: „nasze życie jest utkane z wiatru”.
Stanisław Lem (1921–2006) należy do najlepiej znanych w świecie polskich intelektualistów XX wieku. Zyskał sławę twórczością beletrystyczną w dziedzinie fantastyki i science fiction (Solaris), lecz ta dziedzina była tylko epizodem w jego pracy intelektualnej. Interesował się przede wszystkim wpływem nauki i techniki na człowieka i jego kulturę. Podejmował wyzwania drugiej połowy minionego stulecia, które od lat 50. stało wobec zagrożeń i nadziei wiązanych z cybernetyką, robotyką, sztuczną inteligencją. Redaktorzy niniejszego tomu zadali sobie jednak pytanie nie tyle „co przewidział Lem?” jako guru futurologii, ile „co przemyślał Lem?” jako filozof. Mimo sceptycyzmu Lema wobec tradycyjnej filozofii trzeba uznać go za filozofa tout court i tom Filozoficzny Lem stara się to pokazać. Obejmuje wybór „prozy dyskursywnej” Lema m.in. z takich dzieł, jak Dialogi, Filozofia przypadku, Summa technologiae, Golem XIV, a tekstom tym towarzyszą wprowadzenia badaczy twórczości Lema oraz zebrane w osobnej części pt. „Opracowania” ich komentarze do jego dzieła. Niniejszy tom dokumentuje najświeższą recepcję myśli Lema. Po lękach lat 50., po rozczarowaniu cybernetyką okazało się, że ofensywa cyborgizacji umiarkowanie nam zagraża, sztuczna inteligencja ciągle jest jeszcze w powijakach, za to pojawiły się nowe zagrożenia i nadzieje związane np. z genetyką. Mimo to filozoficzny rdzeń myśli Lema pozostaje nadal aktualny.
Amerykański pisarz i badacz Robert Ardrey (1908–1980) był oryginalnym twórcą, który łączył pasję badacza naukowego z karierą scenarzysty i dramatopisarza w Hollywood oraz na Broadwayu. Jego sztuka "Thunder Rock" (1939) jest zaliczana do światowej klasyki. Jako badacz początków gatunku ludzkiego, mimo że nie akademicki (lub może właśnie dlatego), jest autorem wielu śmiałych koncepcji. Jego metodologia opiera się na poglądzie, że w regularnym mechanizmie przyrody „wszystko ma sens, tylko nie Homo sapiens” i że istoty człowieczeństwa „nie należy poszukiwać w naszych zdolnościach, lecz w naszych paradoksach”. Podstawowe pytanie badacza nie powinno się skupiać na tym, co nas upodabnia do naczelnych, lecz pytać, co nas od nich odróżnia i dlaczego. Hipoteza łowcy głosi, że w określonych warunkach ewolucyjnych ukształtowała się natura człowieka jako myśliwego-zabójcy. Spożywanie zwierząt roślinożernych pozwoliło mu przejąć ich krótkie łańcuchy kwasów tłuszczowych i syntetyzować z nich własne długie, które warunkują rozwój zaawansowanego układu nerwowego. Aby więc mieć rozum pozwalający wybrać weganizm, trzeba być najpierw, jako gatunek, mięsożercą. Ardrey, „poeta ludzkiej ewolucji”, jak go określił Edward O. Wilson, przeszedł do paleoantropologicznych badań po rozczarowaniu pracą dla Hollywood i jego książki rzeczywiście są często bardzo literackie, stanowiąc w konsekwencji swoistą odmianę refleksji naukowej: świeżą i oryginalną, nawet jeśli kontrowersyjną.
Emil Cioran (1911–1995), rumuński filozof, osiadłszy na resztę życia w Paryżu już pod koniec lat trzydziestych XX wieku, został ostatecznie francuskim intelektualistą i w okresie wczesnopowojennym zdecydował się pisać wyłącznie po francusku. Niniejsza książka powstała jeszcze w języku rumuńskim w 1940, a w przekładzie na francuski (Le Crépuscule des pensées) ukazała się w 1991 roku. Ze względu na wysoce niezadowalający przekład na język francuski niniejsze wydanie jest tłumaczeniem z oryginału rumuńskiego Amurgul gîndurilor. Poprzednia polska wersja, pod mylącym tytułem Zmierzch myśli (zmierzch nie myśli, lecz zapada), z konieczności powtarza niedostatki podstawy francuskiej. Ponadto tytułowe słowo „myśli” ma oznaczać drugą osobę l. mn. „Na początku był Zmierzch”, pisze Cioran – śladem starożytnych, dla których umieranie zaczyna się wraz z chwilą narodzin – w tym zbiorze bardzo poetyckich aforyzmów i przemyśleń pełnych miłości do życia, symbolizowanego przez różę, i poszukiwania sensu (motyw krzyża) w bezsensownym z założenia wszechświecie. Ten paradoks – ta sprzeczność – przenika całe dzieło Ciorana, a najdobitniej we wczesnej fazie jego twórczości. Duch to „materia wydźwignięta do stanu cierpienia”. Róża życia zakwita chorobą, chcemy usłyszeć zapach róży, bo duszę „stwarza nam muzyka”. Po tych bezdrożach anestezji krąży nocami młody Cioran cierpiący na bezsenność – i na życie.
Wybitny francuski historyk Georges Minois (ur. 1946) zasłynął wieloma monografiami, które zgłębiają zjawiska z pogranicza życia duchowo-umysłowego i codzienności, takie jak samotność, praktyki religijne i zdrowotne, melancholia czy depresja, a w niniejszym tomie śmiech, tj. różne formy wesołego życia. Ich ukazana tu historia od starożytności do dziś jest dwuwątkowa. Z jednej strony, autor śledzi historię świąt, karnawałów, różnych odmian zbiorowej zabawy ludności, a z drugiej, zmienny z biegiem dziejów stosunek władz, zwłaszcza kościelnych, do śmiechu i wesołości. Rzecz nie była oczywista i na przykład starożytni uważali śmiech za boski, wyraz najwyższej wolności bogów, ale we wczesnych wiekach chrześcijaństwa uchodził on za domenę diabelską. Jednocześnie średniowiecze pełne było rubasznego śmiechu jako wytchnienia od rygorów doktryny. Jest jeszcze trzeci wątek, niejako filozoficzny, historii śmiechu. To forma reakcji na świat: sceptyczny śmiech Demokryta, kyniczny Diogenesa, satyra, zwłaszcza polityczna, wreszcie czasy najnowsze z dominacją ironii. Dzieło Minois jest tyleż historią co prawdziwą encyklopedią zjawisk społecznych skupionych wokół śmiechu i drwiny. Jak zwykle u tego autora zdumiewają przywoływane przez niego, mało znane fakty z historii, którym towarzyszy zniuansowana kulturowa interpretacja. Na szczęście dla nas historia śmiechu ma szczęśliwy finał i dziś śmiejemy się bez wyrzutów sumienia, nawet jeśli krytycy epoki głoszą, że śmiech dzisiejszych kultur maskuje utratę sensu.
Fragmenty…, odniosły po ukazaniu się w 1977 roku niezwykły sukces rynkowy. Niezwykły i zaskakujący, bo to zakorzenione i w semiologii, i w literaturze dzieło profesora College de France Rolanda Barthes’a (1915–1980) stanowi niejakie wyzwanie wobec intelektu czytelnika. Zarazem jednak urzeknie go świeżością mówienia o sprawach miłości istotnych dla każdego. Książka ma strukturę słownika „pojęć miłosnych” (afirmacja, asceza, czułość, katastrofa…), z których każde stanowi pretekst do minieseju. Patronem jest Goethe między innymi z tego powodu, że autor Cierpień młodego Wertera, wokół których krąży myśl Fragmentów…, napisał swoją powieść, aby zaradzić osobistemu kryzysowi. Również u podłoża książki Barthes’a leży głęboko skrywany dramat osobisty. Być może to przydaje jej autentyczności, a dla „podmiotów miłosnych” jest źródłem inspiracji i cytatów. Fragmenty… wystawiano też na scenie zarówno we Francji, jak i w Polsce. Przede wszystkim jednak książka stanowi pomnik zmagania się naszej mowy z doświadczeniem miłości i odwrotnie. „Dyskurs miłosny” komponuje się mozolnie z fragmentów oświetlających doznania, by się rychło rozłożyć, rozpaść przy pierwszym nieopatrznym ruchu języka. Nie pozwala na budowę spójnej opowieści ani rozprawy, co unaocznia nam zarazem kruchą naturę wszelkiego ludzkiego dyskursu.
Francuski mediewista Jacques Le Goff (1924–2014), jeden z najwybitniejszych i najbardziej znanych w świecie, w swoich dziełach badał średniowieczną mentalność i rozmaite dziedziny życia powszedniego, gospodarczego i religijnego (Wydawnictwo Aletheia: Historia ciała w średniowieczu, Warszawa 2018; Narodziny czyśćca, Warszawa 2021). W niniejszej książce zawarł podsumowanie swoich podjętych jeszcze w młodości badań nad obecnością pieniędzy w życiu średniowiecznego społeczeństwa, nad ich znaczeniem dla gospodarki oraz ówczesnym statusem etycznym. Rekonstruuje właściwą wówczas dla chrześcijanina z punktu widzenia Kościoła postawę wobec pozyskiwania pieniądza drogą lichwy, działalności kupieckiej czy bankowej. Rozważa też ogólniejszą kwestię, czy istniał w tej epoce pieniądz w naszym dzisiejszym sensie i czy można upatrywać w niej początków kapitalizmu.
Ten znakomity przewodnik po średniowiecznych finansach opowiada zarazem o losach ludzi związanych z tą dziedziną, o mennicach, kopalniach kruszcu, lichwie, pierwszych bankach i handlu dalekomorskim, co stanowi walor sam w sobie tej książki, nawet jeśli wynik badania okazuje się negatywny: nie ma w średniowieczu myśli ekonomicznej, a gospodarka – z braku globalnych rynków – występuje jeszcze w formie prekapitalistycznej.
Opublikowany w roku śmierci francusko-rumuńskiego filozofa Emila Ciorana (1911–1995) tom wywiadów z nim stanowi bardzo szczególną publikację. Na początku lat 70. XX wieku Cioran pisał do znajomego: „Mam sześćdziesiąt lat i nigdy nie występowałem publicznie”. Nie cenił „życia literackiego”, nie przyjmował nagród, a swoje pisarstwo uważał za „terapeutyczne”. Żył paradoksalnie: uznawał życie za bezsensowne, lecz je kochał i cieszył się nim. W późniejszym okresie jednak, w miarę rosnącej sławy, zaczął udzielać wywiadów, czasem nawet rozmowy z nim odbywały się przed zgromadzoną publicznością. Niniejszy zbiór zawiera dwadzieścia takich wywiadów i rozmów z Cioranem z ostatniego ćwierćwiecza jego życia, głównie z lat osiemdziesiątych XX wieku. Mówi on o sobie i swoim stosunku do świata, opowiada o dzieciństwie, młodości i powodach, dla których, osiadłszy na stałe we Francji, w latach 40. porzucił ostatecznie język rumuński i zaczął pisać po francusku. Wiele miejsca w rozmowach zajmują kwestie egzystencjalne: sens (bezsens) życia, a zarazem czerpanie z niego, samobójstwo, religia, Bóg. Wywiady powstały przy różnych okazjach, rozmaici byli rozmówcy i dlatego mamy tu całą gamę tematów, a także zróżnicowaną głębię refleksji. Niektóre wątki powtarzają się, oświetlane zarazem z różnych perspektyw. Dzięki temu czytelnik otrzymuje wielostronny obraz osobowości filozofa poświadczony przez niego samego.
Droga brytyjskiej religioznawczyni Karen Armstrong (ur. 1944) do światowej sławy miała szczególny, a nawet dramatyczny przebieg. Katoliczka irlandzkiego pochodzenia, w wieku 18 lat została mniszką i będąc w zakonie, podjęła studia na Uniwersytecie Oksfordzkim. Jeszcze w trakcie studiów opuściła klasztor, a w pierwszej swojej książce (1982) opisała traumatyczne przeżycia z pobytu w nim. Również kariera akademicka zakończyła się niepowodzeniem, ponieważ londyński uniwersytet odrzucił jej doktorat o Tennysonie. Wykonując zlecenie dla telewizji, odbyła w 1984 roku podróż po Ziemi Świętej.
Ten epizod, swego rodzaju iluminacja, sprawił, że podjęła tematykę religioznawczą, a jednocześnie stała się publicystką pracującą nad pojednaniem wielkich religii. Dziś jej książki są światowymi bestsellerami przekładanymi na dziesiątki języków. W niniejszej – naprawdę krótkiej – historii mitu Armstrong oświetla w kilku syntetycznych i nadzwyczaj ilustratywnych zbliżeniach miejsce mitu w ludzkiej historii od paleolitu do dziś. Rehabilituje mit jako opowieść człowieka o własnym losie pełniącą ważną, niegdyś fundamentalną, funkcję życiową. Pisze o micie w relacji do logosu, który przeważa w ostatnich stuleciach, i o zagrożeniu, jakim może się stać zagubienie mitu, tej emanacji, a zarazem drogowskazu naszego przystępu do świata. Współczesny człowiek, uważa Armstrong, tak samo jak dawny potrzebuje przewodnika w nowych rytuałach przejścia.
W tym drugim tomie przekładów wątpliwych i nieautentycznych tekstów starożytnego greckiego filozofa Platona (ok. 427 – ok. 347 p.n.e.) i w pierwszej części pt. Alkibiades I i inne pisma (Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2021) Leopold Regner (1912–1997) przetłumaczył w zasadzie całego „Pseudo-Platona”, tzn. siedem głównych tekstów z dziewięciu tetralogii Trazyllosa. Z 35 tekstów tam wymienionych 10 uchodzi dziś za wątpliwe lub nieautentyczne. Regner pominął najmniej wątpliwe, Hippiasza Większego i Hippiasza Mniejszego oraz Epinomis, jakby dodatkową (XIII) księgę Praw. Przełożył też większość z siedmiu przypisywanych Platonowi przez tradycję pism spoza listy Trazyllosa, dziś uznawanych zgodnie przez badaczy za nieautentyczne. W ten sposób, w połączeniu z przekładami innych tłumaczy, w języku polskim istnieje praktycznie cały przekazany przez tradycję corpus platonicus dzieł autentycznych, wątpliwych i nieautentycznych. Każdy z zebranych w tych tomach przekładów jest poprzedzony wstępem tłumacza charakteryzującym dany utwór i lokującym go w historii. Czytelnik w miarę zorientowany w niekwestionowanych dialogach Platona powinien łatwo rozpoznać różnicę po niuansach stylu, tematyki lub sposobu prowadzenia rozmów i odpowiedzieć sobie na pytanie: „Czy Sokrates Platona tak by argumentował?”. Mierzone miarą Platona, pseudoplatonica są różnej jakości, lecz pozostają interesujące same w sobie.
Starożytny grecki filozof Platon (ok. 427 ok. 347 p.n.e.) był domniemanym autorem kilkudziesięciu dialogów, a rzeczywistym (według stanu obecnej wiedzy) dwudziestu czterech. ""Faidros"" należy do dialogów najbardziej znanych i od strony tematyki pokrewnych bodaj najsłynniejszemu: ""Uczcie"". Oba pochodzą prawdopodobnie z okresu średniego twórczości Platona, a więc z lat 70. IV w. p.n.e. Fabuła jest kameralna, w cieniu platanu nad rzeczką za murami Aten Sokrates dyskutuje z młodym Faidrosem i wygłasza mowy o miłości. To jedyny dialog Platona, który ukazuje mentora za miastem, wśród przyrody. Sokratesowi bowiem drzewa nic nie mówią, mówią mu coś tylko ludzie. Faidros jest postacią fikcyjną, choć istniał rzeczywisty Faidros, uczestnik dysput z Sokratesem, młodszy od niego o pokolenie (Platon był młodszy od mistrza o dwa pokolenia, około 40 lat). Również w ""Uczcie"" Faidros pojawia się w związku z Erosem: przemawia pierwszy, zachwalając miłość jako źródło cnót (choć rzeczywisty Faidros nie był zbyt cnotliwy: ścigany za bluźnierstwo, stracił cały majątek). Faidros (ten z dialogu) wydaje się zwolennikiem retoryki i sofistów, dlatego dysputa skupia się też na kwestiach mowy, argumentacji i pisma, do którego Sokrates ma sceptyczny stosunek. Cały utwór wszakże, jak pisze tłumacz Leopold Regner w przedmowie, jest tylko oprawą brylantu, jaki stanowi w dialogu druga mowa Sokratesa o miłości.
Główny niemiecki filozof-diagnosta czasów współczesnych Peter Sloterdijk (ur. 1947) rozważa w tym tomie najnowszych tekstów zróżnicowaną tematykę skupioną wokół pytania o koniec historii. Pytanie nie brzmi jednak, jak u Fukuyamy, czy jest nadzieja na koniec historii pojętej jako walka o optymalny kształt życia, lecz czy jest nadzieja, że końca historii nie będzie – czy „statek kosmiczny Ziemia”, którego istnienie odkrył XX wiek, przetrwa wbrew instynktom samozagłady rozpowszechnionym wśród załogi. Tą próbą „krytyki ekstremistycznego rozumu”, jak głosi tytuł głównego eseju tego tomu, Sloterdijk nawiązuje do swojego słynnego traktatu z wczesnej fazy twórczości Krytyka cynicznego rozumu (1983). Znany z takich m.in. publikacji, jak Gorliwość Boga, W cieniu góry Synaj czy Stres a wolność, podejmuje z wysokiej, filozoficznej perspektywy podstawowe kwestie dzisiejszego monogeizmu. Choć trudno wskazać konkretne procesy definiujące XX wiek, jego niewątpliwym odkryciem jest ów monogeizm – świadomość, że Gea, Ziemia, jest jedna i jako taka wymaga poszanowania i ochrony. Filozoficzne problemy globalizacji (od „globusa”, nie od „globalności”) w epoce człowieka – antropocenie – autor rozważa w różnych kontekstach historycznych, od Odyseusza przez Boccaccia, Kolumba po Heideggera i Derridę, od literatury przez ekonomię, geografię, ekologię po prawo konstytucyjne. Sloterdijk, nazywany „alchemikiem ducha”, zapewnia w tym tomie czytelnikowi duchowy destylat najwyższej mocy.
O niedogodności, a nawet fatalności narodzin Emil Cioran (1911–1995), rumuńsko-francuski filozof, pisał w późnym okresie życia. Książka ukazała się w 1973 roku, ale nawiązuje stylem i treścią do wcześniejszych, takich jak Na szczytach rozpaczy czy Okno na Nic. Aforystyczną formą przypomina Nietzschego, radykalnością nihilizmu znacznie go przewyższa. Cioran negujący wszelkie doczesne zaangażowanie z religijnym na czele krąży tu myślami wokół paradoksalnego ograniczenia wolności, jakim jest życie. Jak dawni katarzy i hinduiści widzi w zaistnieniu nieszczęście. Obraz życia jako „ucieczki przed katastrofą narodzin” pozwala mu roztoczyć wizję innej wolności niż ta, którą szczyci się cywilizowany świat: „Chciałbym być wolny, wolny do upojenia. Wolny jak umarły w powiciu”. Lecz na wskroś sceptyczny wobec życia, oświadcza jednocześnie: „Nikt bardziej ode mnie nie ukochał tego świata”. Narodziny po komicznym w swej przypadkowości poczęciu okazują się większym problemem filozoficznym niż śmierć. Terapeutyczna funkcja pisania? Nostalgia za czasem przed narodzinami lekarstwem na lęk przed śmiercią? Filozofia zbudowana na neurozie autora może, jak się okazuje, wyzwalać tych, którzy ją właściwie zrozumieją. Pośród współczesnych myślicieli Cioran nie ma sobie równych w skrajności prowokacji, mizantropii i prześmiewczej, bezlitosnej demaskacji. Paradoksalnie jest to zarazem równie niedościgła filozofia ekstazy, zniesienia granic ja i roztopienia się w czasie sprzed narodzin.
Gdy w 1958 roku ukazała się Antropologia strukturalna, Claude Lévi-Strauss (1908–2009), później światowej sławy francuski antropolog, miał już za sobą kilka ważnych publikacji, w tym bestsellerowy Smutek tropików. Zapewne dzięki Antropologii… został rok później powołany do College de France. Tom obejmuje działy omawiające język i pokrewieństwo, organizację społeczną, magię i religię (gdzie autor opisuje m.in. strukturę mitów) oraz sztukę. Dzieło już samym tytułem ukształtowało pewną perspektywę poznawczą w tej dziedzinie. Wzorem amerykańskim Lévi-Strauss mówi raczej o antropologii kulturowej niż o etnologii, tę zaś jako teoretyczną naukę porównawczą odróżnia od etnografii. Antropologia-etnologia ma poszukiwać struktur organizujących różne dziedziny życia społeczności ludzkich. Ma się sytuować między jałową ogólnością teorii a równie jałowym banałem szczegółowego opisu etnograficznego. Inspirowany fonologią Jakobsona i lingwistyką de Saussure’a, Lévi-Strauss za pomocą prostych środków algebraicznych rozwija skomplikowane teorie wyjaśniające m.in. struktury relacji pokrewieństwa zarówno wśród grup etnicznych, jak i w mitologii. Strukturalizm był w naukach humanistycznych znakiem czasu, a Antropologia strukturalna przyczyniła się do upowszechnienia tej orientacji w latach sześćdziesiątych XX wieku. Inaczej jednak niż dogmatyczni pozytywiści odcinający badania formalne od empirycznych Lévi-Strauss pojmował etnologię strukturalną jako drugą obok historii twarz Janusowego oblicza nauki.
Szamanizm… należy do głównych dzieł Mircei Eliadego (1907–1986), rumuńsko-francuskiego pisarza i historyka religii. Inne jego słynne prace to m.in. Traktat o historii religii, Sacrum a profanum czy Techniki jogi (Wydawnictwo Aletheia, Warszawa, odpowiednio: 2020, 2008 i 2009). Choć Szamanizm… ma już pół wieku, należy do kanonu badań religioznawczych. Jest to dzieło z zakresu historii religii w specyficznym sensie nadanym temu pojęciu przez autora. W odróżnieniu od psychologii czy socjologii religii dziedzina ta bada jego zdaniem „fakt religijny” jako fakt religijny – a nie na przykład społeczny czy psychiczny. Odsłania zatem jego ściśle sakralne znaczenie. W tej historii mniej ważna jest chronologia i właściwie nie tyle o nią chodzi, ile o powtarzające się w różnych miejscach i czasach doświadczenie świętości i boskości. Taki właśnie sakralny wymiar światowego szamanizmu ukazuje ta imponująca monografia. Daje przegląd szamańskich praktyk z całego świata ze szczególnym uwzględnieniem (być może najbardziej oryginalnego) szamanizmu syberyjskiego. Opisuje je za pomocą wypracowanych przez autora pojęć sacrum, profanum i hierofanii. Szaman ma tu wymiar obejmujący cechy religijności obecne w całej koncepcji Eliadego: żyje w świecie mitycznym poza historią, a wędrując po osi świata, odwiedza świat podziemny i pnie się w nadświaty, umiera i zmartwychwstaje. Tą panoramą niezwykłych doświadczeń książka zapewnia czytelnikowi przygodę intelektualną, nawet jeśli nie w tradycyjny sposób naukową.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?