– Więc pan, jak wielu innych, myśli, że to kradzież? Panie Blankenburg, ukraść to można nawet i milion dolarów, ale żeby znawca i kolekcjoner kradł obrazy? On raczej ratuje dzieła od zapomnienia. Powiem panu tak: kiedyś, pewnie z dziesięć lat temu albo i dawniej, znajomy kustosz zaprosił mnie do magazynu dość znanej galerii w Berlinie. I wie pan co? Pokazał mi wspaniałe dzieła mistrzów siedemnastego wieku. Flamandzkich mistrzów. Były opakowane w plastikowe i metalowe sarkofagi, a kody kreskowe na pudłach podawały odległe daty kolejnych konserwacji. Tych dzieł, często kupionych za ogromne kwoty, NIKT nie miał oglądać przez dziesięciolecia. Może tylko kontroler przy okazji skontrum czy też konserwator zabytków. A przecież ktoś namalował te obrazy z myślą o zachwycie tych, którzy będą je oglądali. Chciał, by cieszyły nasze zmysły. A zatem, jeśli dzięki takim jak ja w pudłach leżą wierne kopie, a oryginały są podziwiane przez grupę koneserów sztuki i ich przyjaciół, to źle? Panie Blankenburg, to raczej ofiarowanie tym dziełom nowego życia. Wiele z nich było ostatnio publicznie oglądanych przed ostatnią wojną, a może i w dziewiętnastym wieku. Nie wyrażę skruchy, nie przeproszę i nie poprawię się, według pana standardów. Proszę, niech pan przejdzie ze mną do mojej galerii. Jest strzeżona alarmem i niewielu ludzi o niej wie, ale zapewniam, że przynajmniej kilkadziesiąt osób miało już okazję złożyć hołd „magazynowym” mistrzom malarstwa. Przyzna pan, że to wielokrotnie więcej niż zakładają twórcy obecnego systemu muzealnego. I naprawdę, nikogo nie obchodzi, że w magazynie leży kopia zamiast jego oryginału. Ohnesorge otworzył solidnie wyglądające drzwi i odblokował alarm, używając małej, podświetlonej na zielono klawiatury. Zaświeciły ledowe lampy, rzucając nieco światła na rozległe pomieszczenie. Następnie Ohnesorge nacisnął duży przycisk widoczny po lewej stronie przy drzwiach. Pod sufitem rozjarzyły się liczne reflektorki oświetlające obrazy. Pierwszym wrażeniem Blankenburga było skojarzenie z małym eleganckim muzeum. Nie czekając na zaproszenie gospodarza, podszedł do pierwszego obrazu. Jak w muzeum zobaczył srebrną tabliczkę. – To Renoir – powiedział właściwie sam do siebie. – Rubens, Vermeer, Tycjan i znowu Renoir – wyszeptał Blankenburg, podchodząc do kolejnych obrazów. Wydawał się zaszokowany. – Wszystkie one odbywały karę dożywocia w magazynach kilku europejskich muzeów. Chciałem je swego czasu kupić wraz z obietnicą udostępnienia ich publiczności. Bezskutecznie. Musiałem więc znaleźć inny sposób, panie Blankenburg. (fragment książki) "Rubens" – trzecia z cyklu powieści, które łączy postać Horsta Blankenburga oraz jego współpracowników, rozgrywa się niemal współcześnie. Na śródziemnomorskiej plaży w Algierii, w na wpół zatopionym kutrze znaleziono obraz samego Rubensa. Wydaje się on autentyczny, ale... w muzeum w Nancy we Francji od dziesiątek lat wisi ten sam obraz. Który z nich jest prawdziwy? W dodatku okazuje się, że w wielu muzeach odkryto kolejne falsyfikaty, a oryginalne arcydzieła w tajemniczy sposób zniknęły. Sprawa ma zasięg międzynarodowy, wykraczający nawet poza Europę. Podobnie jak w poprzedniej powieści nie zabraknie również wątku melodramatycznego, gdyż równolegle do opisanych intryg obserwujemy uczuciowe perypetie głównego bohatera.
"Pallad" - druga z cyklu powieści, które łączy postać Horsta Blankenburga oraz jego współpracowników, rozgrywa się niemal współcześnie. Na rynku surowców strategicznych drożeje pallad będący obiektem spekulacji. Skomplikowana intryga zatacza szerokie kręgi od zachodniej Europy, przez Polskę, Rosję, aż po południową Afrykę. Horst Blankenburg i jego zespół starają się zniweczyć plany destabilizacji międzynarodowej gospodarki i pokrzyżować działania świetnie zorganizowanych i należących do społecznych elit aferzystów. Podobnie jak w poprzedniej powieści nie zabraknie też wątku melodramatycznego, gdyż równolegle do opisanych machinacji obserwujemy uczuciowe perypetie głównego bohatera.Boudewijn Wilkins od kilku tygodni realizował plan nakreślony pewnej nocy w rezydencji swojego teścia niedaleko Hildesheim. Zadanie było skomplikowane, a jego skala przewyższała wszystko, co Wilkins robił w świecie finansów do tej pory. Najpierw musiał dość dyskretnie i rozkładając działania w czasie, spieniężyć część papierów wartościowych należących do Lukasa-Albrechta von Osterode, swojego teścia. Należało to robić małymi transzami, aby nie wzbudzać nadmiernego zainteresowania na rynkach finansowych. Te małe transze, czyli transakcje zazwyczaj opiewające na sto, dwieście lub nawet trzysta tysięcy dolarów lub euro, przeprowadzał na różnych giełdach, w kilkunastu krajach, przez różne banki, których klientem był Lukas-Albrecht. Jako makler mający stałe pełnomocnictwo od teścia ograniczał się po prostu do wydawania dyspozycji sprzedaży, a czasem - dla niepoznaki - kupował też niewielkie pakiety akcji czy obligacji. Wilkins działał na tyle skutecznie, że po dwóch miesiącach operacji na wydzielonych subkontach dysponował już kwotą ponad pięćdziesięciu milionów dolarów w kilkunastu bankach, w tym czterech szwajcarskich. Największą kwotę - ponad dwadzieścia osiem milionów dolarów denominowanych we frankach szwajcarskich - umieścił w Bankverein Zwirgl."Wartka akcja thrillera, która toczy się na wielu płaszczyznach, przykuwa uwagę. I choć każda z książek z cyklu jest samodzielną powieścią, to już polubiliśmy powracających głównych bohaterów".Anna Szulc
Branża, w której działał Horst Blankenburg, była dość nietypowa, choć funkcjonowała zgodnie z rynkowym prawem popytu i podaży. Horst Blankenburg należał do licznej w Berlinie grupy handlowców. I jak każdy szanujący się kupiec kupował i gromadził towar, aby sprzedać go z zyskiem. Niecodzienny był tylko towar, którym obracał. Stary jak świat, potrzebny niemal wszystkim: politykom, biznesmenom, policji, graczom giełdowym, zazdrosnym żonom, a nawet plotkarzom. Przedmiotem obrotu była informacja. Jeszcze w latach zimnej wojny, kiedy mieszkał w zachodniej, wolnej części miasta, Blankenburg prowadził swoistą giełdę wymiany informacji dla ludzi próbujących robić interesy z podupadającym reżimem wschodnioniemieckim. Wiedział, którzy urzędnicy i strażnicy graniczni są skłonni za określoną sumę przymknąć oczy na pewne transakcje. Wiedział, z kim najszybciej da się załatwić wymagane formalności, aby wjechać i co chyba jeszcze ważniejsze cało wyjechać ze wschodnich Niemiec. Znał nazwiska wielu ważnych ludzi w aparacie politycznym, ekonomicznym i kulturalnym...Wyjątkowe połączenie powieści sensacyjnej i political fiction z melodramatem.Anna Szulc
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?