Tao zdrowia, seksu i długowieczności to wszechstronny poradnik harmonijnego i pozytywnego stylu życia, będący jednocześnie dobrym wstępem do samego taoizmu. Autor w przystępny sposób przedstawia system reguł dotyczących zdrowego życia rozwijany od ponad pięciu tysięcy lat.W części Tao zdrowia można znaleźć wskazówki na temat doboru produktów żywnościowych, ich odpowiedniego łączenia, odtruwania organizmu oraz szczegółowe opisy ćwiczeń oddechowych i chińskich technik gimnastycznych służących harmonii umysłu i ciała.Część Tao seksu i długowieczności jest poradnikiem niezwykłym, tak jak niezwykłe dla człowieka Zachodu jest chińskie podejście do seksu i w ogóle ludzkiej kondycji. Człowiek widziany oczami taoisty jest elementem wszechświata i działających w nim sił, co więcej - jest tegoż świata i tychże sił odzwierciedleniem, małym kosmosem. Seks zatem to nie tylko przyjemność czy obowiązek - to tygiel wewnętrznej alchemii, w którym warzą się kosmiczne siły wykorzystywane przez adeptów tao do osiągnięcia długowieczności.
Tomasz Sikora (ur. 1973 w Warszawie) – ukończył studia magisterskie w Instytucie Rusycystyki na Wydziale Lingwistyki Stosowanej i Filologii Wschodniosłowiańskich Uniwersytetu Warszawskiego, a także podyplomowe studia z zakresu Public Relations – skuteczne kreowanie wizerunku oraz Executive Master of Business Administration w Instytucie Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Jego zainteresowania są tak zróżnicowane jak wykształcenie i rozciągają się od pogłębionej analizy dzieł Fiodora Dostojewskiego, poprzez sektor marketingu i reklamy BTL, aż po zarządzanie ryzykiem reputacji przedsiębiorstw.
Prywatnie – szczęśliwy mąż i ojciec trójki dzieci. Od wielkomiejskiego zgiełku ucieka czasem na spacer po warmińsko-mazurskich lasach, nad pomorskie rzeki lub na bałtyckie plaże. Pisze, bo lubi. Wiersze wybrane to w znakomitej większości utwory z lat młodzieńczych Autora. Wciąż zaskakująco aktualne dzięki uniwersalnym tematom, z którymi się zmierzył. Mamy tu człowieka i naturę. I naturę człowieka. Mamy miłość i przemijanie. I przemijanie miłości. A na deser kilka humoresek, żeby nie było aż tak poważnie...
W tomiku znalazły się między innymi znane już wąskiej publiczności: „Klincz”, „Truskawki”, „Przyjechałem późnym wieczorem”, „Dyptyk” oraz „Cztery pory roku”. Jest również niezawodna damska „Torebka”, a także rzecz o myszy na gzymsie.
Ta książka to kapitalne spotkanie. Spotkanie z nietuzinkowym facetem, charyzmatycznym indywidualistą, magiem fotografii i jednym z jej najwybitniejszych twórców o światowej renomie. Z nieśpiesznych rozmów wyłania się arcyciekawy portret uznanego artysty, ale także swego rodzaju drogowskaz na dobre życie, bo... Życie to kapitalna rzecz jest. Ta książka, pełna empatii pochwała wolności, bezinteresowności i zachwytu nad światem przy wszystkich jego niedoskonałościach, jest tego dowodem.Tomasz Sikora mógłby z powodzeniem obdarować swymi przygodami jeszcze wiele osób. Żył w kilku epokach i na kilku kontynentach, poznał sławy i tych, których z reguły na ulicy staramy się nie zauważać lub wręcz unikamy. Sam także przyjmował różne wcielenia. Fotografowanie jest jak rozmowa. Nie rozmawiasz ze wszystkimi ludźmi na raz, tylko z jednym człowiekiem i ciągniesz rozmaite wątki, żeby jak najwięcej o nim opowiedzieć tłumaczy. I taka też jest ta książka, fotografująca Sikorę ze wszystkich stron przy okazji oglądania jego najsłynniejszych zdjęć: ludzi, rzeczy, krajobrazów miejskich, natury od Polski przez paryskie metro po australijskich aborygenów, którzy nie fotografują się z powodów religijnych. Jak udało mu się namówić ich do zdjęć? Podobnie jak słynących ze swej niechęci do obiektywu Wisławę Szymborską i Wiesława Myśliwskiego. Skąd mocne słowa, wedle których fotograf to oprawca, a fotografowany ofiara? Czemu każdemu należy zrobić minimum trzy zdjęcia i dlaczego medialne ""ścianki to koszmar fotografowanego? Jakie doświadczenia pozwalają prowokująco twierdzić, że profesjonalizm to brak emocji i zarzynanie idei lub że studia psują ludzi?Przy słynnym zdjęciu psa, leżącego na grzbiecie wśród przechodniów, Sikora podkreśla kapitalną, rozbrajającą rolę śmiechu w naszym życiu, a przy innym wspomina surrealne kampanie reklamowe z czasów komunizmu, jak kalendarz FSO bez samochodów. Fotografia niejakiego Proroka pozwala opowiedzieć o wniknięciu w świat polskich hippisów, a podobizna Kazika Nożownika o cyrkowym sztukmistrzu, który z zasłoniętymi oczami rzucał nożami wokół kręcącej się na kole swojej partnerki - sam Sikora również odważył się być obiektem jego cyrkowego popisu - to tylko jedna z wielu przygód artysty w wiecznym głodzie życia. Artysty od siedemdziesięciu lat napawającego się jego bogactwem i gotowego na niemal każdą przygodę.Właściwie nie wiadomo, co w tej rozmowie ciekawsze. Nasza zmienna historia, której był świadkiem od powojnia i która pozwala mu w pewnym momencie opowiedzieć o tym jak został Misiewiczem PRLu i dlaczego nie chciałby fotografować ani Kwaśniewskiego ani Kaczyńskiego, czy wielki świat, którego jest obywatelem, mając w biografii 20 lat życia w Australii, czy świetnie podana filozofia istnienia z poczuciem szczęśliwości chwili, organiczną koniecznością pomagania innym i chodzeniem absolutnie własnymi drogami. Sikora o wszystkim opowiada z tak bezpretensjonalną siłą, pełną anegdot i niewymuszonej mądrości, że udziela się czytelnikowi jego niepodrabialny optymizm:- Wiesz, co zauważyłem? Że kilkakrotne powtórzenie przed zaśnięciem, nawet szeptem, ale tak, żeby słowa wyszły przez usta: o, jak wspaniale się czuję, jak mi jest dobrze, działa kapitalnie.- Jak?- Tak, że się budzę rano radosny. Prawdopodobnie dobre słowa zaczynają naciskać odpowiednie klawisze w mózgu.
Melbourne, sierpień 1992. Bartek Pisz - architekt, i Tomek Sikora - fotograf, postanawiają odreagować męczącą pracę komercyjną i uciekają z miasta do centralnej Australii. Zabierają ze sobą tekturową walizeczkę, koszyk, dwa świńskie ryje, kapelusz, rękawicę bokserską, łapkę i siatkę na muchy, solidne stare buty, specjalnie uszyte dla nich przez babcię Wandę bermudy oraz podkoszulki z inicjałami ich nowych imion. Towarzyszy im również szwagier Tomka, Francis Teste, uwieczniający aparatem wyprawę Tlisia i Zanziby. Przez dwa tygodnie dwie świnki odkrywają ten pozornie pusty kontynent poprzez surrealistyczne sytuacje. I tak wpadają na wagon kolejowy porzucony w kompletnie pustej przestrzeni, bez torów. Wagon, który, podobnie jak samolot znaleziony dziesięć dni później w wysokim buszu, musiał spaść z nieba?!
Zaczarowany świat wciąga ich do wymarłego miasta, gdzie Tlisio i Zanziba przemykają wzdłuż ulicy pełnej kokietujących ich słodkim uśmiechem manekinów sprzed trzech dekad. Następnego dnia znajdują się w krainie tysięcy kopców ułożonych z małych kamyków przez poszukiwaczy opali. W parę dni później wita ich majestatyczna, święta góra Uluru, aby utulić dwie zmęczone już długą podróżą świnki do snu. Świeże i wypoczęte wpadają następnego dnia w objęcia pięknego, rozłożystego, pachnącego białego eukaliptusa. Wreszcie te niekończące się przygody zostają brutalnie przerwane czerwonym światłem na skrzyżowaniu w Melbourne.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?