"Nie chcemy Narutowicza! Precz z żydami! Niech żyje faszyzm!"Warszawska ulica wrze. Tłumy podburzone przez narodowców protestują przeciwko wyborowi na pierwszego prezydenta Polski Gabriela Narutowicza. Tego kandydata poparli posłowie mniejszości narodowych. Dla nacjonalistów znad Wisły jest zatem "człowiekiem bolszewicko-żydowskich wpływów".Niemal tysiącletnia Polska ledwie wczoraj odzyskała niepodległość po 123 latach zaborów. W swojej bogatej historii nie zna królobójstwa. Szczyci się tym. Aż do teraz. Za kilka dni w galerii Zachęta padną strzały. Narutowicza zamorduje malarz - Eligiusz Niewiadomski.Jest 31 stycznia 1923 roku. Eligiusz idzie na śmierć z dumą. Nie wyraża żadnej skruchy. Wierzy, że uratował Polskę przed "żydowskim" prezydentem. Do plutonu egzekucyjnego rzuca krótkie:- Proszę, aby mierzono mi w głowę, ja stanę wam wygodnie.O jego malarstwie świat nie pamięta, jego słowa mało kto zna. Tylko nienawiść, która nim kierowała, przetrwa w kolejnych pokoleniach.Kim był morderca pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej?Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Najpierw powołał ich Bóg. Potem zrobiła to Ojczyzna. Gdy nadszedł czas próby, polscy duchowni w mundurach ruszyli na front. Nie po to, by strzelać do Niemców. Nie po to, by zabijać Sowietów. Mieli wspierać walczących Polaków. Wątpiącym dodawać otuchy, zmuszonym do zabijania wrogów odpuszczać grzechy, umierającym udzielać ostatniego namaszczenia.Kampania wrześniowa kończy się klęską. Choć sowieckie zdziczenie wobec duchownych nie jest tajemnicą, polscy kapelani idą do niewoli razem ze swoim wojskiem. Tu też będą żołnierzy podtrzymywać na duchu. Będą potajemnie odprawiać Msze Święte i w ukryciu przed strażnikami spowiadać. Do końca zachowają honor żołnierski i wiarę w Boga. Dadzą świadectwo bezprzykładnej odwagi w obliczu bestialstwa stalinowskich okupantów.Druga Rzeczpospolita to kraj wielu wyznań. W polskim wojsku służą księża katoliccy, duchowni protestanccy, prawosławni popi, żydowscy rabini i muzułmańscy mułłowie. Różne wyznania, ale cel ten sam - obrona Ojczyzny. Różne życiowe drogi, ale jeden los - kula w tył głowy w katyńskim lesie.
Przyjmując punkt widzenia ludzi z obrzeży społecznych – wykluczonych, stygmatyzowanych, żyjących na marginesie – odchodzimy od „wielkiej polityki”: nie zauważamy brutalnej rozprawy władz z legalną opozycją w latach czterdziestych, stalinowskich aresztowań, setek tysięcy ludzi na placu Defilad w październiku 1956 r., pałowanych studentów w marcu 1968 r., robotników Ursusa, niezliczonych mas pielgrzymów czekających na polskiego Papieża, demonstracji z czasów „Solidarności”, czołgów w grudniu 1981 r., tysięcy żałobników opłakujących Grzegorza Przemyka i ks. Jerzego Popiełuszkę. Dostrzegamy za to rzeczywistość czającą się gdzieś w podziemnym nurcie miejskiego życia: na opuszczonych ulicach, w ciemnych zaułkach, we wnętrzu suteryn. Podobnie jak na „powierzchni”, tu także toczyło się życie, w którym nie brakowało ludzkich dramatów i krzywdy, silnych emocji, ale też zobojętnienia i apatii.
istoria Ministerstwa Informacji i Propagandy (MIiP), a szczególnie jego warszawskich placówek, dobitnie pokazuje, że badacze „narodzin systemu władzy” w latach czterdziestych powinni unikać pokusy teleologicznej interpretacji działań komunistów. Podstawowy cel, nakazany przez Stalina – przejęcie pełnej kontroli nad krajem – był jasny, natomiast drogi jego realizacji, choć wytyczane na Kremlu, bywały kręte i nie zawsze dobrze przemyślane. Komuniści popełniali błędy i nieraz podejmowali nietrafne decyzje. Krótkotrwałe dzieje MIiP pokazują, że ambitny pierwotnie pomysł z instytucją zarządzającą państwową propagandą okazał się ślepą (czerwoną) uliczką.
W wypadku stołecznych struktur resortu zjawisko to uwidoczniło się w dwójnasób. Po pierwsze, były emanacją nieudanego, centralnego eksperymentu. Po drugie, musiały borykać się z trudnościami charakterystycznymi także dla innych warszawskich filii ogólnopolskich instytucji: egzystowania w cieniu centrali, a także w pewnej mierze szczebla wojewódzkiego. Zawarte w tej książce rozważania przekonują, że działające w stolicy jednostki MIiP były nieskuteczne i w zasadzie niepotrzebne. Można zaryzykować tezę, że w Warszawie ograniczenia tego ministerstwa uwidaczniały się szczególnie wyraźnie. W wydaniu stołecznym ślepa czerwona uliczka okazała się wyjątkowo krótka.
Daj się oszukać.
Pozwól się uwieść.
Oddaj mi swoje pieniądze.
A później spróbuj mnie złapać!
Genialny fałszerz, którego podrobione banknoty są dziś droższe niż oryginały…
Oszust-dyplomata, którego nikt nie śmie prosić o uregulowanie rachunku za hotel czy obiad w restauracji…
Uzdrowiciel, którego moc przenika nawet przez ekran telewizora…
Uwodziciel, któremu wystarczy dziesięć minut, by każdą napotkaną kobietę zaciągnąć do łóżka. I okraść…
Fałszywa hrabianka, z którą sypia połowa polskiego sejmu…
Tajny współpracownik SB, który zdradza Solidarność, by potem zrobić to samo z komunistami…
Mistrz kierownicy, złodziej polonezów i postrach Peweksów, który kilkanaście razy ucieka milicjantom, by w końcu dosłownie zapaść się pod ziemię na więziennym spacerniaku…
Siedem postaci, dziesiątki ról. Jedno pragnienie sławy i pieniędzy. Wybicia się ponad przeciętną. Ale drogą na skróty i kosztem innych. Dosłownie – kosztem.
W ponurej rzeczywistości PRL-u i w początkach wolnej Polski ci genialni kanciarze stali się celebrytami. Kochały ich tłumy. Niektórych za to, że zadrwili z komunistycznego systemu. Innych – ponieważ dawali nadzieję. A Ty, dałbyś się nabrać?
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?