O książce:
Historie kryminalne gloryfikujące pracę naszych dzielnych stróżów prawa z czasów PRL, ówczesnych „detektywów” rozwiązujących trudne zagadki, często „z trupem w tle”, w sposób nie mniej interesujący niż ich współcześni odpowiednicy.
Pasjonująca lektura dla wszystkich miłośników kryminałów!
Fragment opowiadania Andrzeja Szczypiorskiego
WYSPA CZTERECH ŁOTRÓW
I
W wigilię świętego Mateusza roku 1588 statek korsarski „Emma” szedł pod wszystkimi żaglami kursem na Cartagenę, gdzie kapitan Matthews zamierzał wyładować skrzynię ze skarbami. Na wysokości Tobago „Emma” osiadła na mieliźnie. W wiele lat potem znaleziono szczątki statku, a na nim szkielety całej – jak się zdawało – załogi. Ale minęło znów lat siedemdziesiąt i oto na bezludnej wysepce, oddalonej trzydzieści mil morskich od owej złowieszczej mielizny wyprawa hiszpańska odkryła obozowisko, w którym odnaleziono szkielety czterech ludzi, a przy nich prymitywną mapę, sporządzoną na skrawku żaglowego płótna. Rysunek zdawał się świadczyć, że zawiera szyfrowaną informację, gdzie złożono bezcenny skarb korsarza Matthewsa. Usiłowania Hiszpanów, zmierzające do odnalezienia skrzyni, nie przyniosły powodzenia. Tajemnicza mapka, którą nazwano testamentem z Wyspy Czterech Łotrów, powędrowała do Europy, a jej ślad zaginął potem wśród splątanych ścieżek handlarzy antykami, sztychami i mapami dawnych epok. Skarb budził przez czas jakiś emocje poszukiwaczy przygód, zorganizowano nawet kilka nieudanych wypraw w XIX wieku, ale nieznajomość miejsca ukrycia skrzyni i brak owej unikalnej mapy sprawiły, że w końcu Wyspa Czterech Łotrów przeszła do legend, opowiadanych przez starych żeglarzy...
II
Idąc Floriańską, przypomniała sobie nagle, że zostawiła parasolkę u stryja. Dzień był chmurny, duszny, zbierało się na burzę. Wróciła więc, wyrzucając sobie nieuwagę. Była nieco zdenerwowana, dochodziła już dwunasta, a miała tego dnia wiele drobnych, lecz kłopotliwych spraw do załatwienia. Wchodząc do ocienionej, mrocznej bramy natknęła się na wysokiego mężczyznę w popielatym garniturze, białej koszuli bez krawata i jasnych, niemal białych półbucikach. Spojrzał na nią czujnie i wyszedł na ulicę. Wbiegła po schodach na pierwsze piętro. Drzwi do mieszkania były uchylone. Nagle doznała niemiłego wrażenia, że stało się coś złego. Pchnęła drzwi, które lekko skrzypnęły. Długi, mroczny korytarz. Cisza.
– Stryju! – powiedziała.
Nie odezwał się. Przed kwadransem, kiedy wychodziła od niego, siedział w fotelu w swoim malutkim, zagraconym pokoju.
– Stryju! – powtórzyła głośniej. Serce zaczęło jej bić gwałtownie. Przeszła wzdłuż korytarza, ku uchylonym drzwiom pokoju.
Stary siedział w fotelu. Twarz miał zwróconą w stronę okna, skąd sączyło się światło, scedzone przez chmury. Wokół pomarszczonej, pożółkłej szyi człowieka zaciśnięta była nylonowa pończocha. Obok fotela, na dywanie, leżała książka, która zsunęła się z kolan. Stary człowiek ma szeroko otwarte, zdumione oczy. Jego twarz wyraża napięcie. Więcej napięcia niż lęku. I to już było wszystko.
„Msza z miasto Arras” to opowieść o szaleństwie, o potrzebie buntu, o ocaleniu rozsądku i wiary, o hańbie i godności, idei i życiu, strachu i męstwie, o doświadczeniu w tym sensie, w jakim się powiada, że Bóg czy los kogoś doświadczył.
Wiosną roku 1458 miasto Arras nawiedzone zostało klęską zarazy i głodu. W ciągu miesiąca niemal piąta część obywateli straciła życie.
W październiku roku 1461 z niewyjaśnionych przyczyn nastąpiło słynne ,,Vauderie d’Arras”. Były to okrutne prześladowania Żydów i czarownic, procesy o urojone herezje, a także wybuch łupiestwa i zbrodni. Po trzech tygodniach przyszło uspokojenie. W jakiś czas potem Dawid, biskup Utrechtu, bastard księcia burgundzkiego Filipa Dobrego – unieważnił wszystkie procesy o czary i pobłogosławił Arras. Te właśnie wydarzenia stanowią kanwę niniejszej opowieści.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?