Najpiękniejsze baśnie polskie to jedyna na rynku książka, dzięki której dzieci mają szansę poznać wyjątkowe polskie baśnie.Każdy naród ma swoje własne baśnie, które niosą ponadczasowe prawdy o ludzkiej naturze i o funkcjonowaniu świata. Również i Polska nie jest tutaj wyjątkiem. Piękne, pełne tajemnic i dramatyzmu historie, takie jak Kwiat paproci, Szklana góra czy Sobotnia Góra, są znane w naszym kraju od pokoleń. Uczą o przyjaźni, miłości, poświęceniu, o nagrodzie za dobro i karze za zło.Najpiękniejsze baśnie polskie to bezcenny skarb polskiej kultury, zachęcamy do lektury - by przetrwał jak najdłużej.Piękne, całostronicowe ilustracje z pewnością spodobają się każdemu dziecku. Dzięki trwałej twardej oprawie książka wspaniale się prezentuje. Polecamy!recenzjeBaśnie bardzo ładnie wydane, czytelne; kolorowe grafiki zachęcają dzieci do ponownego otworzenia i przeczytania bajek. Ponadto pomagają dzieciom wyobrazić sobie bohaterów i scenerię. Tekst oddzielny pod lub nad obrazkami jest dużym plusem, często w innych bajkach tekst jest nałożony na grafiki, co utrudnia czytanie. Bardzo podoba nam się rozdzielenie baśni według autorów, co sprawia, że książki nie są za grube, a bardziej przystosowane do rączek dzieci.kolorowowkuchni.blogspot.com
Seria wydawnicza „Przywrócić Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1939.
Reprint wydania z 1913 r.: WYWIADOWCY
Zakończenie
I tak schodził nam czas w obozie na ćwiczeniach, zabawach i nauce, przyczem z zapałem uczyliśmy się tego, jak zostać ludźmi pożytecznymi. Węzły, wiążące kółko nasze, z dniem każdym zacieśniały się coraz bardziej, tak, że stanowiliśmy jakby jednolitą rodzinę. Kłopoty i zmartwienia jednego były niemi i dla wszystkich; uciechy i radości — również przez wszystkich były dzielone.
Zbliżała się jesień. Nadchodził czas zwinięcia obozu, przeniesienia się do miasta, gdzie i lekcje w szkołach się rozpoczynały.
Jedna rzecz tylko nas kłopotała: nie mieliśmy odpowiedniego lokalu na prowadzenie ćwiczeń i odbywanie zebrań zimą.
Lecz i tym razem Dick znalazł radę.
— Urządzimy znów przedstawienie — rzekł nam — i zbierzemy sobie fundusz na wynajem.
Przyklasnęliśmy z zapałem temu projektowi i zabraliśmy się natychmiast do obmyślenia przedstawienia. Czasu mieliśmy dosyć, mogliśmy też przygotować je wyśmienicie, oraz opracować program jak należy.
Na miejsce przedstawienia obraliśmy plac znacznie większy, ażeby duża ilość widzów mogła w nim przyjąć udział.
Ruch zawrzał w naszem miasteczku, gdyśmy zaczęli sprzedawać bilety. Kupowano je chętnie, bo każdy chciał być na przedstawieniu, a i naddatki sypały się obficie.
W dniu też przeznaczonym, plac, na którym miało się odbyć przedstawienie, wyglądał jak wielka kwiecista łąka, usiana różnobarwnym tłumem.
Gdy nadszedł czas, oznaczony w programach, Dick wystrzałem z pistoletu dał znak rozpoczęcia.
Wkroczyliśmy więc na zaimprowizowaną scenę i w ordynku przemaszerowaliśmy przez nią, hucznemi powitani oklaskami.
Rozpoczęliśmy potem ćwiczenia gimnastyczne, zakładaliśmy obóz wzorowy, i obrazowaliśmy różne nasze zajęcia.
Po ćwiczeniach przystąpiliśmy do gier. A że przez teren przedstawienia naszego przepływała rzeczka, więc rozpoczęliśmy gry od „polowania na wieloryba”.
Dwa plutony nasze zajęły miejsce w dwóch łódkach, przez nas zrobionych, i ulokowane zostały w znacznej odległości jedna od drugiej.
Wtedy Dick wrzucił do wody, pośrodku, między niemi, wyciosaną w kształt wieloryba kłodę drzewa i dał sygnał. Obydwie łodzie, w których dowódcy byli sternikami, a kaprale harpunerami, reszta zaś plutonu wioślarzami, skierowały się w stronę wieloryba: każdy z nich usiłował wyprzedzić innych i stanąć przy wielorybie. Harpuner łódki, który przybył pierwszy na miejsca, rzuca swój harpun na sznurze w wieloryba i łódka zaraz zawraca, kierując się do poprzedniego swego stanowiska i ciągnąc za sobą swą zdobycz. Harpuner drugiej łodzi również stara się wbić swój harpun w wieloryba. Jeżeli mu się to uda, obydwie załogi zaczynają ciągnąć w swoje strony, dopóki nareszcie jedna z nich nie przemoże i nie przyciągnie wieloryba, a nierzadko razem i łódki nieprzyjacielskiej, do swej kryjówki.
Najważniejszym warunkiem powodzenia w tej grze — zupełne milczenie i uwaga na rozkazy dowódcy.
Zwyciężyła łódź nasza i przy pełnych tryumfu okrzykach przyciągnęła wieloryba wraz z łodzią do swego stanowiska.
Przystąpiliśmy wnet potem do drugiej gry: „Ekspedycji w Afryce Środkowej”.
Każdy z nas niósł z sobą swe manatki i żywność w zawiniątku na głowie. Szliśmy gęsiego za przewodnikiem, który szedł naprzód i odszukiwał drogę. Przyczem budowaliśmy mosty przez strumienie, zbijaliśmy tratwy i t. p., rozkładaliśmy obóz, gotowaliśmy jedzenie, robiliśmy znaki na drzewach, jednem słowem zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy naprawdę odbywali tę wyprawę.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?