„Sentymenty i smaki” – książka pełna wspomnień, sentymentalnych powrotów do przeszłości. Autorka – mieszkanka Ełku, absolwentka wydziału Wychowania Muzycznego Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w swojej książce – swojego rodzaju pamiętniku z niezwykłą skrupulatnością zawarła historię swojego życia i dzieje rodziny. Książka zadedykowana ukochanej córce Annie wzbogacona jest dużą ilością zdjęć z rodzinnych albumów. Całość podzielona została na dwa rozdziały: „Smaki dzieciństwa”, „Smaki młodości”. A tak autorka w kilku zdaniach w słowie wstępnym wypowiada się na temat swojej najnowszej pozycji książkowej: „Sentymenty i smaki”, to książka będąca niewielkim pamiętnikiem, opisującym życie jednej z wielu rodzin, która po przejściach wojennych cieszyła się pokojem i miłością. Wracam w niej pamięcią do szczęśliwego dzieciństwa i młodości, przypadających na czas powojenny i upływających wśród trwałych i dobrych związków rodzinnych, zachowujących dawne tradycje, dbających o staranne wychowanie dzieci – największego skarbu każdej rodziny. Wśród wspomnień budzą się sentymenty i ożywają ważne dla mnie historie rodzinne, przeżycia i refleksje oraz klimaty rodzinnych domów, w których upływało moje życie. Wśród tych wspomnień pojawiają się opisy przygotowywanych potraw, które od pokoleń gościły na naszych rodzinnych stołach. Przywołuję z pamięci ich smaki, zapachy oraz zwyczaje domów, w których podawano owe specjały. Utrwalam je z przyjemnością i zostawiam kolejnym pokoleniom. Jeśli, Drogi Czytelniku, zainteresują Cię te wspomnienia i znajdziesz podobne w swoim życiu, zostaw je także swoim następcom. Tak właśnie powstają tradycje, historia i kultura."
Lemoniada (fragment)
... Ilekroć przechodziliśmy przez bramę szpitala, prosiłam rodziców o kupienie lemoniady – niestety bezskutecznie. Byłam jednak w swym roszczeniu nieustępliwa. Doszło więc do tego, że tato wymyślił drastyczne uzasadnienie odmowy. Mówił, że do tej lemoniady kotek zrobił siusiu. Nie przejmowałam się jednak niecnym kotkiem.
Wreszcie pewnego dnia poznałam smak upragnionej lemoniady. Okazał się wspaniały i niezapomniany. Na szczęście spełniło się moje marzenie, przynajmniej jedyny raz. A gdyby nie? Prześladowałoby mnie to pragnienie pewnie do dziś. Ale dziś takiej lemoniady już nie ma. Nie ma już starego szpitala. Na jego miejscu powstał nowoczesny, świetnie wyposażony, ale ciągle ten sam, 108 Szpital Wojskowy. Nowy szpital zamknął ulicę Garnizonową, spowodował zniknięcie jej z wykazu ulic miasta i otrzymał nowy adres przy ulicy Kościuszki.
Nie wiem,czy są jeszcze jakieś prywatne wspomnienia z nim związane, ale na pewno teraz już nie ma siostry Frani, która zbierała wszystkie dzieci pracowników szpitala i organizowała „choinki”, a także wszystkie akademie „ku czci", na które ubierała nas w czerwone spódnice i uczyła radzieckich piosenek...
„Dziękuję Ci Boże za starość” – po wcześniej wydanych dwóch książkach jest to kolejna pozycja autorska Jadwigi Cymbor-Pasińskiej z Ełku. A tak o książce pisze autorka w tekście zamieszczonym z tyłu okładki: „Zaskakujący tytuł „Dziękuję Ci Boże za starość” zamyka cykl trzech książek o moim życiu, na który składają się także wcześniejsze: „Dwie drogi do Polski” oraz „Sentymenty i smaki”. W książkowej wędrówce przez wspomnienia i refleksje, Dziękuję Ci Boże za starość jest bardzo prawdziwym i adekwatnym jego podsumowaniem. Czasem podkreślam w tej książce, że opisywane przeze mnie piękne i dobre chwile przeplatały się z trudnymi. Nie zagłębiam się jednak zbytnio w te ostatnie, nie chcąc wprowadzać Czytelników w zły nastrój, bo zapewne każdy dźwiga swój własny bagaż życiowych doświadczeń. Na szczęście, dzięki Bogu zawsze po dłuższym lub krótszym smutnym okresie odzyskiwałam równowagę i wracałam do mojego – pozytywnego i radosnego sposobu patrzenia na życie. Drodzy Czytelnicy – proszę więc Was, byście pozostali w podobnym nastroju podczas lektury tej książki, do której zapraszam i życzę, byście także mogli cieszyć się życiem i radośnie w nim trwać. Dzięki Bogu! A może także dzięki temu, w co wierzycie i czego poszukujecie."
Fragment:
(…) Kupiłam zachwaszczony kawałek ziemi z przekonaniem, że zniosę wszelkie trudy przy jego odzyskiwaniu, a zrobię to przede wszystkim dla wiekowych drzew owocowych, które zachwyciły mnie od pierwszego wejrzenia. Były ogromne. Wkrótce okazało się, że są bardzo chore i przyszło mi patrzeć na ich umieranie. Pierwsza poszła pod piłę rozłożysta mirabelka. Ta jedyna była chyba jeszcze zdrowa, ale zajmowała ogromną część niewielkiego ogrodu, rosła swobodnie bez cięć i wymagała uporządkowania bezładnych gałęzi. Poza tym zasypywała i zaśmiecała cały ogród wielką ilością owoców. Jako niedoświadczeni ogrodnicy nie wiedzieliśmy, co zrobić z tym kłopotliwym drzewem. Mam wrażenie, że dziś mirabelki są zapomniane – a szkoda. Piękne i pożyteczne drzewa mirabelkowe są rzadkością w ogrodach. Mama kupowała na targu ich żółciutkie kuleczki i robiła pyszne dżemy oraz kompoty na zimę. Jeszcze smaczniejsze i bardziej aromatyczne są mirabelki czerwone. Następna była śliwa – autentyczna węgierka. Była bardzo chora na raka. Początkowo korzystaliśmy z jej pysznych owoców i leczyliśmy ją. Jednak choroba rozwijała się szybko i była nie do opanowania. Musiałam więc także rozstać się ze śliwą. Dwie rozłożyste jabłonie starzały się na moich oczach, dając coraz gorsze owoce. A my starzeliśmy się razem z nimi. Coraz bardziej niepokoiłam się tym, że ich pielęgnacja wymaga wdrapywania się mojego męża na konary, że wysokich wierzchołków już nie ma jak przycinać, że spod drzew zbieramy owce, które nadają się tylko do wyrzucenia. Musiałam rozstać się także z moimi jabłoniami, niestety przy pomocy koparki. (…)
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?