Bartosz Gardocki po pięciu latach rzucił pracę w agencji public relations, żeby spełnić swoje marzenie zostać taksówkarzem. Jego pasażerami są między innymi: Hanna Krall, Tomasz Stańko, Zbigniew Wodecki, Rafał Trzaskowski, ale i sprzedawca skarpet spod Dworca Centralnego, powstaniec warszawski, lewicowy baron, pan Marek, który odwiedza prostytutki, niewidomy o nazwisku Drakula, sfrustrowana matka... W książce Kurs na ulicę Szczęśliwą taksówka jest jak konfesjonał, a jej kierowca jak spowiednik.Tych kilkanaście minut intymności przypomina jazdę windą z obcym człowiekiem. Kierowca i pasażer są skazani na swoje towarzystwo, czują nawzajem swój zapach. Niektórzy nie patrzą taksówkarzowi w oczy, traktują go jak maszynę, do której wrzucili monetę, nic nie mówią. Inni mówią bez przerwy. Wiem dużo. Czasami wiem rzeczy, których wolałbym nie wiedzieć. Wiem kto z kim, kiedy, za ile, kto kogo, kto komu, czy było dobrze, czy źle, czy będzie jeszcze raz. Słucham ludzi. Jezu, tylu ludzi... Przez tych pięć lat w najlepszym zawodzie świata w mojej taksówce siedziało z piętnaście tysięcy osób.Taylor z Wielkiej Brytanii wsiadł do taksówki bez majtek, informatyk z Gdyni uwierzył w duchy, emerytka w zielonym kapeluszu poleca masaże, a żona komunistycznego ministra zwierza się z samotnościKiedy Bartosz Gardocki usiadł za kierownicą, poczuł się szczęśliwy. Szybko się okazało, że jego pasażerowie też szukają szczęścia.Pamiętam swój pierwszy raz. Piątek, godzina dwudziesta trzecia. Siedziałem w piętnastoletniej mazdzie na pustym parkingu przed centrum handlowym na Sadybie i próbowałem opanować aplikację do obsługi zleceń. Ale przede wszystkim zastanawiałem się, kto to będzie. Mój pierwszy klient. Z kim rozpocznę ten nowy rozdział w życiu?Nagle ktoś zapukał w szybę. Chłopak poprosił o kurs do całodobowej apteki, bo stacja była chwilowo nieczynna przez rozliczenie dobowe. Miał w domu gościa, wyskoczył w nagłej potrzebie zakupu prezerwatyw.Jasne, wsiadaj. Jedziemy.(fragment książki)