Tyle już napisano o Ewagriuszu! Czy jest sens coś dodawać? Wydaje się, ze wielka myśl żyje w rozlicznych jej interpretacjach i komentarzach. Tak jest niewątpliwie z ośmioma logismoi Pontyjczyka...
Nowa interpretacja, jeśli tak można określić niniejszą refleksję, w pierwszym rzędzie chce być pozytywna, czyli uniknąć powielania klasycznej już lektury ośmiu logismoi jako opowieści po grzechach, wadach czy pokusach. Nie znaczy to, ze neguje takie odczytanie. Chce jednak zobaczyć je nie tylko, jako główny przedmiot zainteresowania, wręcz cel refleksji i analizy, lecz jako sposobności do doświadczenia czegoś dobrego: własnego rozwoju, nade wszystko zaś spotkania z Panem Jezusem.
Bernard Sawicki OSB - absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada.
Piotr Damiani (1007–1072) był jednym z najwybitniejszych reformatorów Kościoła w XI stuleciu, autorem licznych traktatów, pism polemicznych, żywotów, kazań oraz poezji. W 1035 r. wstąpił do eremu w Fonte Avellana, osiem lat później został przeorem tego zgromadzenia i zaprowadził w nim zwyczaje zapoczątkowane przez św. Romualda. W 1067 r. zrezygnował z zaszczytów i urzędów kościelnych, wrócił do rodzimego klasztoru i odtąd służył dziełu reformy Kościoła swym piórem. Umarł w Faenzy w 1072 r., wracając z powierzonej mu przez papieża Aleksandra II misji do rodzinnej Rawenny. Autor żywotu był uczniem i współpracownikiem Piotra Damianiego; jako dwudziestolatek po raz pierwszy słuchał kazania swego mistrza w rodzinnym Lodi najpewniej w 1059 r.; prawdopodobnie już w roku następnym wstąpił do eremu w Fonte Avellana, w którym pozostawał przez czterdzieści lat, pełniąc m.in. funkcję przeora eremu Świętego Krzyża. Aż do śmierci Piotra był jego współpracownikiem, „sekretarzem”, towarzyszem licznych podróży, świadkiem jego działalności, obserwatorem praktyk ascetycznych, portrecistą duchowości i pobożności Avellanity. Żywot spisywany był najpewniej w latach 1076-1082. W 1104 r. Jan został wybrany biskupem Gubbio, umarł w roku następnym w opinii świętości. Ucznia i mistrza łączyły więzy czułości i przyjaźni duchowej / Krzysztof Skwierczyński
Św. Diadoch z Fotyki (ur. ok. 400 r. - zm. ok. 486 r.) by biskupem z Epiru. O jego życiu niewiele wiadomo. Zapewne brał udział w Soborze w Chalcedonie (451 r.). Zmarł prawdopodobnie w Afryce Północnej. jest pierwszym znanym nam autorem, który wprost zachęcał do modlenia się Imieniem Zbawiciela, co czyni go jednym z prekursorów Modlitwy Jezusowej.
Gdy zacznie ktoś doświadczać obficie miłości Boga, wtedy zaczyna w duszy świadomie kochać także bliźniego. To bowiem jest miłość, o której mówią wszystkie pisma. Przyjaźń według ciała łatwo może zostać zniszczona z błahej przyczyny, ponieważ nie jest związana duchową świadomością. Dlatego nawet jeśli zdarzyłoby się, że pobudzona przez Boga dusza odczułaby jakieś rozdrażnienie, węzeł miłości nie zostaje u niej rozwiązany. Rozpłomienia się na nowo przez ciepło miłości Boga, powraca szybko do dobra i z wielką radością szuka miłości bliźniego, choćby została przez niego bardzo znieważona czy skrzywdzona. Słodycz Boga bowiem pochłania całkowicie gorycz kłótni.
De miraculis to niezwykłe zbiór opowieści o cudownych zdarzeniach, które zapraszają czytelnika do świata wyobrażeń XII-wiecznego mnicha. Cuda eucharystyczne, widzenia demonów i zmarłych, a także włączone w dzieło żywoty kluniackich świętych w prostym języku uchwytują głębokie teologiczne prawdy, które kształtowały religijność i duchowość epoki.
Ciało Pańskie, wyrzucone impetem powietrza i uderzeniem języka, upadło na ziemię w pobliżu ula. Wtedy to całe mnóstwo pszczół, wydostawszy się z ula, przyleciało ze czcią do ciała swojego Pana i – na oczach tego człowieka – podniósłszy je z ziemi, zaniosło do swojego domu z wielkim szacunkiem, na sposób stworzeń rozumnych. Człowiek, chociaż widział, co się zdarzyło, albo nie zwrócił na to uwagi, albo to zlekceważył.
Piotr Czcigodny (1092 lub 1094-1156), dziewiąty opat Cluny w latach 1122-1156, jeden z najwybitniejszych kluniackich intelektualistów. W czasie pełnienia urzędu wyprowadził opactwo z podwójnego kryzysu, doprowadzając zarówno do rozwiązania toczących wspólnotę konfliktów wewnętrznych, jak i odnowienia klasztornych obyczajów. Broniąc w licznych pismach tradycji swoich wielkich poprzedników stał się najpełniejszym wyrazicielem dojrzałej kultury i teologii kluniackiej.
Będziemy czytać po kolei fragmenty Reguły, aby lepiej zrozumieć zawarte w niej przesłanie a jej autora uczcić jako patrona Europy. Jestem głęboko przekonany o tym, że dzieło to zwiera w sobie naukę, która może być dla wszystkich inspiracją do budowania nowego, lepszego świata, czyli chrześcijańskiego. Słuchajmy Reguły, słuchajmy naszego patrona, św. Benedykta, i starajmy się wcielać w życie pryncypia, które przekazał – jako szczególny opiekun – naszemu krajowi i całej chrześcijańskiej Europie / Szymon Hiżycki OSB
Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń [ku nim] ucho swego serca. Napomnienia łaskawego ojca przyjmuj chętnie i wypełniaj skutecznie, abyś przez trud posłuszeństwa powrócił do Tego, od którego odszedłeś przez gnuśność nieposłuszeństwa. Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się własnych chęci, a chcąc służyć pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla, przywdziewasz potężną i świętą zbroję posłuszeństwa.
Refleksja: Najważniejszym słowem dla św. Benedykta jest posłuszeństwo, a w nieposłuszeństwie widzi on największe nieszczęście człowieka. My zaś widzimy w tej postawie największe nieszczęście człowieka współczesnego. Nieposłuszeństwo to nieumiejętność słuchania, odmowa nakłonienia ucha, życia na to, co ma nam do powiedzenia drugi człowiek. Dlatego posłuchajmy słów zachęty św. Benedykta, patrona Europy, i słuchajmy, słuchajmy, co inni mają nam do powiedzenia. Pozwólmy, aby zostali przez nas usłyszani, a wówczas w nowym klimacie wzajemnego szacunku będziemy potrafili nawzajem leczyć nasze rany i nasze słabości.
Przede wszystkim, gdy coś dobrego zamierzasz uczynić, módl się najpierw gorąco, aby On sam to do końca doprowadził. Wówczas, skoro raczył nas już zaliczyć do grona swoich synów, nie będzie musiał kiedyś się smucić naszymi złymi postępkami. Posługując się dobrem, jakie w nas złożył, powinniśmy zatem zawsze być Mu posłuszni, bo w przeciwnym razie mógłby nas nie tylko wydziedziczyć, jak rozgniewany Ojciec swoich synów, lecz także jak groźny Pan, obrażony naszą nikczemnością, wydać na wieczną karę sługi niegodne, gdyż nie chcieliśmy iść za Nim do chwały.
O. dr Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów oraz jest autorem licznych artykułów na portalu „PS-PO”.
Święty Benedykt mówi w swojej Regule, że zanim postawi się zadania wstępującemu do klasztoru, trzeba najpierw pytać, czy naprawdę szuka Boga:
Przydzieli się im mnicha starszego, takiego, który umie pozyskiwać dusze, by ich bardzo uważnie obserwował. Trzeba badać troskliwie, czy [nowicjusz] prawdziwie szuka Boga, czy jest gorliwy w Służbie Bożej, w posłuszeństwie, w znoszeniu upokorzeń (RegBen 58, 6–7).
Oblaci benedyktyńscy, dla których były prowadzone te rekolekcje – wiedzą to w szczególny sposób, że wszystko, co się dzieje, zaczyna się każdego ranka na nowo pytaniem, czy naprawdę szukam Boga? Również ja byłem oblatem zanim zostałem benedyktynem i to mnie również dotyczy. Odpowiedź jednak na pytanie: „czy naprawdę szukam Boga?” to nie jest zadanie tylko dla człowieka wstępującego do klasztoru. Rekolekcje, na które zapraszam – to jest miejsce dla każdego, do refleksji wielkopostnej, nie tylko wielkopostnej, bo i wielkanocnej i adwentowej. Każdej, wymagającej od nas przemiany i dodającej nam wytrwałości...
Mówimy nieraz: „kogo Pan Bóg kocha, temu krzyżyki daje”, przychodzimy do cierpiącego człowieka z radą: „wpatruj się w Jezusa cierpiącego”, a ten ma wtedy zupełnie dosyć i modli się: „Boże, żeby to się jak najprędzej skończyło!”
A jeśli się nie kończy – to przynajmniej pragnie, żeby byli obok ludzie, którzy go kochają. Jak jest kochany, to wtedy kochający wytrzymuje, a jak nie ma ludzi, którzy by go kochali – wtedy jest krzyk o śmierć. Eutanazja – to jest właściwie krzyk o miłość. Ludzie, którzy są bardzo kochani, to służba zdrowia może potwierdzić, jeśli proszą o skrócenie cierpienia – to z powodu, że nie chcą być dla nich ciężarem.
Wpatrywanie się w Jezusa Chrystusa pozwala to przezwyciężać. Trudno jest Go wtedy szukać, kiedy wszystko mnie boli, kiedy jestem otępiały i mam wszystkiego dosyć. Samo swoje bycie resztką wiary oddaję w takim stanie Chrystusowi, a jednocześnie – idzie łaska od samego Jezusa Chrystusa poprzez krzyż, jakiś obrazek, krzyżyk. To jak magnes przyciągający – to nie jest tylko moja chęć wpatrywania się, ale z całą pewnością nawet od wizerunku krzyża z pasyjką, bez pasyjki, z widoczną twarzą, z niewidoczną twarzą – to jest nawiązanie kontaktu poprzez ikonę. Przez ikonę rozumiemy wyobrażenie Boga w postaci człowieczej.
Krzyż jest wyrzutem sumienia dla tych, którzy potrafią w duchu, jednym umownym słowem new age – przejść przez życie bez żadnego cierpienia, samemu się wyleczyć, samemu się uwolnić od stresu, samemu być przekonanym o własnym sukcesie. Według nich, co niedobre – tego nie ma, grzechu też w zasadzie nie ma. Krzyż, który jest
dla nich przeszkodą na drodze – chcą ominąć.
Kontemplując Twarz Chrystusa, można jednak zrozumieć, że poza krzyżem nie ma drogi do zbawienia, nie ma drogi do pokoju, nie ma drogi do szczęścia. Przyglądając się Mu, myśląc o Nim, jeśli mamy przed sobą obraz albo rozważanie w duchu, albo poprzez czytanie Pisma Świętego czy w najlepszym słowa tego znaczeniu – medytację. Nie mieszać z buddyjskimi, ale najlepsza medytacja czyli modlitwa wewnętrzna ma wielkie znaczenie / Leon Knabit OSB
Leon Knabit OSB - ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Reguła św. Benedykta jest punktem dojścia kilkuset lat tradycji monastycznej i monastycznych eksperymentów. Czerpie też z nich obficie i nieraz wykorzystuje obszerne partie tekstów wcześniejszych – zwłaszcza Reguły Mistrza – ale to się dzieje nie przez mechaniczne kopiowanie, tylko na zasadzie świadomego wyboru. Benedykt wycina, co uważa za zbędne (a już zwłaszcza za zbyt drobiazgowe); łączy, przestawia, dodaje – inaczej mówiąc, bierze z tradycji to i tylko to, do czego jest rzeczywiście przekonany i co uzupełnia własnym doświadczeniem i przemyśleniem. Dlatego jego tekst jest całością spójną, autorską, i tak też będziemy go tutaj traktować; o ewentualnych źródłach jest sens wspominać tylko w wypadku, jeśli mogą one pomóc w interpretacji konkretnych przepisów albo naświetlić ich historię. Czasem także przez zestawienie kontrastowe można uwydatnić cechy umysłu i charakteru Autora naszej reguły.
Nadto, św. Benedykt ma rzymskie wyczucie prawa i dlatego kodyfikuje przede wszystkim zewnętrzne działanie osób prawu poddanych. Nie daje natomiast pełnego wykładu duchowości, oprócz tego, co konieczne dla uzasadnienia prawa. Nie tworzy tego, co byśmy nazwali teologią życia wewnętrznego, nie podaje praw rządzących rozwojem życia modlitwy, nie mówi o wielu sprawach dla tego życia kluczowych (choćby o Eucharystii). To nie znaczy, że nic o tym nie wie; wie dobrze, z doświadczenia i z lektury, ale w tych sprawach, przynajmniej poza prologiem, odsyła swojego ucznia do innych tekstów, raczej ascetycznych i modlitewnych, niż prawnych. A więc do „naszego świętego ojca Bazylego” (który, Rzymianinem nie będąc, w swoich Regułach te dwie dziedziny wyraźnie miesza), do Kasjana, do Augustyna… Oczywiście, jak mówię, potrafi swoje przepisy uzasadnić teologicznie i ascetycznie, i te uzasadnienia tworzą już pewien wyraźny zestaw priorytetów i dążeń, który przywykliśmy nazywać duchowością benedyktyńską. Nie bójmy się jednak uzupełniać ten zestaw nauką tych, których on wylicza jako swoich mistrzów. Jesteśmy do tego zaproszeni / Małgorzata Borkowska OSB
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
W pierwszym tomie Pism monastycznych Piotra Damianiego znalazł się wybór jego listów, kazań i traktatów adresowanych nie tylko do kręgów monastycznych i eremickich, lecz także do przedstawicieli Kościoła hierarchicznego oraz do ludzi świeckich. Niezależnie od rodzaju odbiorców oraz podejmowanej przez Avellanitę problematyki we wszystkich tych dziełach widoczna jest następująca myśl: każdy człowiek może dążyć do osiągnięcia zbawienia; najtrudniej dotrzeć do niego, przebywając w świecie (czyli Egipcie), nieco łatwiej – wstępując do klasztoru (opuszczając egipską niewolę), chociaż zdaniem reformatora monastycyzm jego czasów znajdował się w opłakanej kondycji; natomiast najpewniejszą drogą – skoro nie ma już prześladowań za wiarę i Chrystusa, a więc nie sposób zostać męczennikiem – jest odosobnienie w eremickiej celi i życie wypełnione postami, modlitwą, medytacją, ustawiczną pokutą, ekstremalnym udręczaniem ciała. Na kolejny wybór dzieł Damianiego składały się kazania poświęcone dziewiczym męczennicom oraz Najświętszej Marii Pannie. Adresatami niemal wszystkich tych kazań byli mnisi i eremici, dla których święte niewiasty miały być wzorem do naśladowania i to najdoskonalszym, idealnym wręcz, gdyż one w idealny sposób naśladowały Chrystusa, zabijając w sobie wszelkie ludzkie dążenia i pragnienia oraz współuczestnicząc w niewyobrażalnych cierpieniach Zbawiciela. Kazania te były niejako instrukcją, szczegółowymi wytycznymi oraz skondensowanym przewodnikiem na wąskiej, stromej, pełnej zasadzek i niebezpieczeństw ścieżce, którą człowiek może próbować dojść do wymarzonego celu – życia wiecznego.
Niniejszy wybór przynosi z kolei tłumaczenia żywotów, listów i traktatów, które koncentrują się przede wszystkim na doskonałej (oczywiście jedynie w ziemskiej perspektywie) formie życia – mianowicie odosobnieniu w eremickiej pustelni. Nawet jeśli niektóre z tych dzieł adresowane są do mnichów prowadzących cenobialny styl życia czy wręcz do całych zgromadzeń klasztornych, głównym tematem ich narracji są eremici, a właściwie przykład ich doskonałego życia, który to wzór może przynieść wspólnotom monastycznym życiodajne owoce. W przetłumaczonych niżej pismach ludzie świeccy czy przedstawiciele Kościoła hierarchicznego oczywiście się pojawiają, ale wyłącznie na marginesie głównych rozważań. Prezentowane utwory są niebywale „monastycznocentryczne”, jakby w porządku ziemskim istniały jedynie dwa światy: mnichów (z niedoskonałymi benedyktynami i doskonalszymi eremitami) oraz wszystkich pozostałych ludzi. Ten drugi świat – Egipt – adresaci pism Damianiego powinni zdecydować się całkowicie porzucić, odseparować się od niego i skoncentrować wyłącznie na Chrystusie, czyli na doskonaleniu siebie / Krzysztof Skwierczyński
Przeor z Fonte Avellana jest autorem 180 listów – z których wiele to obszerne traktaty teologiczne czy moralizatorskie – żywotów świętych, licznych kazań i poezji.
Mimo ogromnego wpływu, jaki eremita wywarł na współczesnych oraz potomnych (np. na Dantego, Petrarkę i Boccaccia), pozostaje on wciąż najmniej znanym Doktorem Kościoła. Wybitny znawca myśli Damianiego Christian Lohmer uznał wręcz, że znają go jedynie „wtajemniczeni” .
Idee głoszone przez Piotra Damianiego nie zawsze były rozumiane (albo też: przyjmowane) nawet przez ludzi Kościoła, dopiero w roku 1828 Leon XII oficjalnie ogłosił Avellanitę Doktorem Kościoła.
Razem z wieloma różnymi modami i nurtami metodologicznymi przeminęły w historiografii europejskiej także czasy opisywania i interpretowania dziejów z perspektywy wielkich, wybitnych jednostek, które odciskały swe piętno na całej epoce, wydatnie wpływały na jej kształt, zmieniały przyszłość.
Zastanawiać się jednak można, czy w przypadku świętego Piotra Damianiego nie powinno się do podobnych pomysłów historiograficznych powrócić...
Siostra Małgorzata Borkowska nie traci czasu na frazesy. Wodolejstwo nie wchodzi w grę. Zamiłowanie do słowa to dla niej coś więcej niż hobby filologa; to jedna z form adoracji Niewidzialnego. Czym są Podpowiedzi? Sentencjami? Życiowymi radami? Wszystkim po trochu. To może współczesnymi apoftegmatami? Kiedyś robił to abba Antoni, abba Pojmen, abba Jakiśtam, a dziś kilkaset lat po nich wypowiada je amma Małgorzata.
Autorka raczej nigdy by siebie tak nie nazwała, ale my owszem. Sędziwa mniszka z Żarnowca daje nam krótkie światła dla życia. Myśli, które wprowadzają w głąb siebie po to, by wyprowadzić ku Osobowemu Partnerowi Do Dialogu. Powiada: Człowiek „współczesny” przede wszystkim powinien pamiętać, że jest człowiekiem, a dopiero potem myśleć, że jest współczesny. Uczyć się człowieczeństwa? Wybraliśmy 365 takich „świateł”, by pomóc w tej nauce, ale z góry uprzedzamy: to nie jest program tylko na jeden rok.
W ostatnich latach w znaczący sposób wzrosła liczba publikacji poświęconych Wilhelmowi z Saint-Thierry. Światło dzienne ujrzały nowe wydania i tłumaczenia, osobie Wilhelma została poświęcona część sympozjum na temat historii klasztoru Saint-Thierry, ukazało się również kilka monografii, a inne są w przygotowaniu. Oczywiście dzisiaj wiadomo znacznie więcej aniżeli w 1923 r., kiedy opublikowano dzieło André Adama Guillaume de Saint-Thierry, są vie et ses oeuvres, którego wydanie było tożsame z wznowieniem studiów na temat Wilhelma. Uściślono wiele istotnych kwestii, dotyczących przypisania temu opatowi z Saint-Thierry różnych dzieł, i zanotowano postępy w datowaniu najważniejszych wydarzeń z jego życia.
Mamy wiele powodów do odnowienia zainteresowania tą postacią, począwszy od specyfiki źródeł (uważa się, iż oprócz łacińskich istnieją również greckie) a skończywszy na uwypukleniu niektórych z jego myśli: mistycyzm tak zwanego Złotego listu lub rola, jaką odgrywał Wilhelm w informowaniu Bernarda z Clairvaux o rzekomych błędach Abelarda, a więc mniej lub bardziej bezpośrednie uczestnictwo opata Saint-Thierry w potępieniu paryskiego myśliciela na synodzie w Sens.
Moje zainteresowanie Wilhelmem zapoczątkowało spostrzeżenie, iż jego historia osobista, przy zachowaniu w pamięci osobliwości tej postaci, wydawała mi się emblematyczna dla całego świata monastycznego XII w. Według mnie jego życie streszcza, przedstawia i zawiera w sobie wszystkie etapy ewolucji przeżywanej przez cały monastycyzm w XII stuleciu, z pewnością jednym z najtrudniejszych i decydujących w całej historii monastycyzmu.
W ciągu XI i XII wieku, pomimo wzrastającego splendoru Cluny i rozległego wpływu świata monastycznego na wszystkie poziomy rzeczywistości, także na życie świeckie, życie mnisze doświadczyło kryzysu, który mógłby być pesymistycznie zinterpretowany jako niepokojący przerost albo wielka, ale i bezskuteczna próba odnowy. Niewątpliwie, kryzys był głęboki i cechował nie tylko świat monastyczny, gdyż właśnie ze względu na liczne i mające istotne konsekwencje relacje ze światem, zaznaczył się również w wymiarze zarówno religijnym, jak i świeckim ówczesnej rzeczywistości.
Jednym z ważniejszych aspektów o znaczeniu historycznym Reguły św. Benedykta jest antyteza dialektyczna, w samym dziele rozwiązana teoretycznie i praktycznie z zachowaniem doskonałej równowagi pomiędzy stałością życia według ducha, a więc propozycją rygorystycznego modelu spójności (życie według Reguły), a ojcowskim i pełnym współczucia zrozumieniem dla słabości ludzi, którym proponowany jest ten ideał. Historia reform benedyktyńskich ma z tego powodu jedną stałą cechę, mianowicie są to próby odzyskania równowagi i właściwej miary proponowanych przez Regułę, a później zatraconych. Następstwo dialektyczne momentów nawrócenie – upowszechnienie (i dekadencja) reformy wewnętrznej, pozwalają dostrzec proces, który można by opisać jako posuwanie się w dół po spirali. Jedna z najbardziej interesujących faz tego procesu dokonała się właśnie w epoce Wilhelma z Saint-Thierry / Ambroggio Maria Piazzoni, fragment Wprowadzenia /
Cezary z Arles urodził się w 470 r. w Cabillonensis (obecnie Chalon-sur-Saône) prawdopodobnie w rodzinie o rzymskim rodowodzie i już chrześcijańskiej. Młodość spędził w klasztorze na jednej z wysp Leryńskich, następnie, z powodu słabego zdrowia, udał się do Arles, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie. Tamtejszy biskup, Eoniusz, widząc jego zapał duszpasterski i wykształcenie, wyznaczył go na swojego następcę. Na tym stanowisku pozostał czterdzieści lat, od 503 r. do swojej śmierci około 543 r. Założył też klasztor pod wezwaniem św. Jana. Osobiście starał się w Rawennie u króla Teodoryka o wykupienie wziętych do niewoli mieszkańców Orange. Po rozmowie z Cezarym papież Symmach ustanowił Arles metropolią kościelną, a w roku 514 podniósł sprawującego tam posługę biskupa do godności prymasa Galii. Jako biskup Cezary odbył aż 6 synodów (Agde – 506 r., Arles – 524 r., Carpentras – 527 r., Orange – 529 r., Vaison – 529 r., Marseille – 533 r.) i był świetnym organizatorem życia kościelnego.
Jako gorliwy duszpasterz niestrudzenie głosił kazania, których do dzisiaj zachowało się 238. Napisał trzy, skromnych raczej rozmiarów, traktaty teologiczne: De Mysterio Sanctae Trinitatis, Breviarium adversus haereticos, De gratia. Tak kazania, jak i traktaty oraz Expositio in Apocalypsim zawierają zasadniczo odpowiedzi na problemy, jakimi żyli chrześcijanie w pierwszej połowie VI w. w Galii.
Druga grupa kazań Cezarego wydawanych przez G. Morina po Admonitiones jest największa. Stanowi prawie połowę pracy oratorskiej biskupa z Arles. Różnorodność źródeł używanych przez niego w kazaniach o Piśmie Świętym pokazuje, jak bardzo karmił się kulturą patrystyczną, zwłaszcza Orygenesem i Augustynem. Podobnie jak jego poprzednicy komentując, nieustannie odwołuje się do tekstu biblijnego. Wprawdzie nie nazywał tych kazań homiliami, jednakże określenie to byłoby bardziej odpowiednie dla wszystkich jego Sermones de Scriptura, gdyż homilia to „egzegetyczny i praktyczny komentarz do tekstu Pisma Świętego” / Ks. Józef Pochwat MS, fragment Wstępu /
„Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa” – przypomina słowa św. Hieronima Konstytucja o Objawieniu Bożym Drugiego Soboru Watykańskiego (zob. KO 25). Czytanie Biblii obok liturgii stało się fundamentem odnowy posoborowej. Jest to właściwie powrót do najstarszej tradycji i praktyki duchowej. Na stałym kontakcie z Pismem Świętym opierała się duchowość Izraela – narodu wybranego Starego Testamentu.
W takim klimacie wyrósł sam Pan Jezus. Nie był wykształconym rabinem, a doskonale znał Słowo Boże. W Ewangeliach spotykamy się z podziwem dla Jego znajomości tekstów Pisma Świętego, czyli Starego Testamentu, jak go dzisiaj określamy (zob. Mt 13,54; Łk 2,47; J 7,15). Podziw ten przede wszystkim odnosił się do niespodziewanej głębi w rozumieniu słów Pisma. Sama znajomość tekstów należała bowiem do podstawowego wykształcenia każdego Izraelity za czasów Chrystusa Pana. Czytanie Biblii i jej komentowanie stanowiły podstawę rytu cotygodniowej liturgii w synagodze. I tak, będąc w Nazarecie, Pan Jezus w dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza (Łk 4,16n). W swoim nauczaniu cytuje wiele tekstów Starego Testamentu lub nawiązuje do nich. Podobnie zresztą postępują apostołowie i w ogóle pierwsi chrześcijanie, jak na przykład św. Szczepan, który w swojej mowie obronnej streścił całą historię zbawienia. I choć nie dziwi znajomość tekstów biblijnych przez św. Pawła, to jednak św. Piotr – prosty rybak – zaskakuje nas swoją pierwszą mową wygłoszoną jako głowa Kościoła. Przywołuje w niej liczne teksty ze Starego Testamentu, co świadczy o ich dobrej znajomości. Wskazanie na wypełnienie się proroctw w Osobie Jezusa było wówczas jedynym argumentem przemawiającym do Żydów.
Z relacji Dziejów Apostolskich można wywnioskować, że czytanie Pisma Świętego wraz z jego komentowaniem i sprawowanie Eucharystii stanowiły osnowę całej liturgii chrześcijańskiej. Do dzisiaj tak jest we Mszy św. Rozpoczyna się ona liturgią słowa, a dopiero potem następuje liturgia eucharystyczna. Słowo Boże wskazuje i rozświetla sens tego, co się dokonuje podczas Eucharystii: wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10,17). Ta zrodzona ze słuchania Słowa Bożego wiara daje dopiero przystęp do sakramentów – znaków, które urzeczywistniają naszą żywą więź z Chrystusem i nasze zbawienie. Tak „zrodzona” wiara daje zrozumienie prawdziwego misterium naszego nowego życia w Chrystusie. Dlatego to Drugi Sobór Watykański przypomniał o ogromnym znaczeniu praktyki czytania Pisma Świętego i zachęcił wszystkich wierzących do sięgnięcia po skarby zawarte w Słowie Bożym:
Wierni powinni mieć szeroki dostęp do Pisma Świętego (KO 22).
Również Sobór święty usilnie i szczególnie upomina wszystkich wiernych, a zwłaszcza członków zakonów, by przez częste czytanie Pisma Świętego nabywali najwyższą wartość poznania Jezusa Chrystusa (Flp 3,8) (...) Niech więc chętnie do świętego tekstu przystępują czy to przez świętą Liturgię, przepełnioną Bożymi słowami, czy przez pobożną lekturę (...). Modlitwa towarzyszyć powinna czytaniu Pisma Świętego, by ono było rozmową między Bogiem a człowiekiem. Gdyż «do Niego przemawiamy, gdy się modlimy, a Jego słuchamy, gdy czytamy boskie wypowiedzi» (KO 25).
Tak więc niech przez czytanie i studium Ksiąg świętych słowo Pańskie szerzy się i rozsławia (2 Tes 3,1), a skarbiec Objawienia powierzony Kościołowi niech serca ludzkie coraz więcej napełnia (KO 26).
Kardynał Robert Sarah w wywiadzie-rzece przeprowadzonym przez Nicolasa Diata formułuje taką oto przejmującą diagnozę naszych czasów:
To, co nadprzyrodzone wydaje się wchłonięte i unicestwione, w tym, co naturalne. To, co nadprzyrodzone, zostaje umniejszone na pustyni tego, co naturalne. Stajemy się głusi, autystyczni i ślepi na sprawy Boże. Zapominamy, że istnieje niebo. Już nie widzimy nieba i Boga też już nie widzimy. Człowiek jest zaczarowany tym, co dotykalne. Świat zachodni już nie doświadcza nadprzyrodzoności.
Mocne to słowa, budzące głęboki smutek, a nawet lęk wobec tego, co jest i co ma nadejść. Wielokrotnie rozbrzmiewały mi one w umyśle, gdy czytałem – i rozważałem – Bezkres poranka Michała Gołębiowskiego (wcześniej książka nosiła tytuł Ciemny płomień). A to dlatego, że autor tej książki zarazem zgadza się z posępnym rozpoznaniem purpurata, jak i tego nie robi. Zgadza w tym sensie, w jakim czynić to musi każdy współczesny chrześcijanin i katolik. Oto bowiem istotnie stoimy wobec głębokiego kryzysu zmysłu wiary i nadprzyrodzoności. Ten ostatni był niegdyś powszechny i niemal oczywisty, dziś zanikł na wielkich obszarach kultury i życia społeczeństw, w tym także Polaków. Nie czujemy już i nie rozumiemy spraw Bożych, klucz do tajemnic wiary mocno przerdzewiał, a wielu nie tyle go zgubiło, co po prostu świadomie wyrzuciło. Są to – niestety – problemy znane wierzącym aż nazbyt dobrze, także autorowi Bezkresu poranka. Choć eseje jego emanują spokojem i zaufaniem w ustawy Opatrzności, to przecież wyczuwalna jest w tych pięknych, napisanych polszczyzną staranną i melodyjną – a przy tym pozbawioną afektacji i zbędnych retorycznych ornamentów – tekstach nuta troski, smutku i nostalgii.
Zarazem jednak cały niniejszy zbiór wskazuje na inne całkiem, wręcz przeciwne rozpoznanie, że mianowicie teologia – nauka o sprawach Bożych, oparta na sztuce ich głębokiego przeżywania i rozumienia – nie znika i zniknąć nie może. Jest bowiem trwałą i nieusuwalną dyspozycją ludzkiego ducha, który – jak powiada wielokrotnie cytowany przez Gołębiowskiego św. Augustyn – nie zazna spokoju, póki nie dotrze do Rzeczywistości Ostatecznej. To bowiem, co w teologii źródłowe i istotne, jest wołaniem z Oddali, wezwaniem do prawdziwego bycia, do powrotu do Domu – i to wezwanie nigdy nie zamilknie, jest współwieczne człowiekowi. Stąd też wszystkie duchy prawdziwie poszukujące są w tym pierwotnym znaczeniu nieuchronnie „teologiczne”. O tym właśnie traktuje i tego dowodzi cały ów tom.
Jakiś czas temu, podczas pewnego spotkania, jeden ze znajomych (ale nie historyk) zapytał mnie, czym się aktualnie zajmuję; odpowiedziałem, że kluniatami, na co usłyszałem (z nutą lekkiego niedowierzania i rozbawienia):„Czym? Kosmitami?!...”Podobnych anegdot można by zresztą przytoczyć więcej, lecz faktem pozostaje, że w Polsce wiedzą o sławnym burgundzkim opactwie w Cluny, założonym wszak już ponad 1100 lat temu (909/910 rok), mogą się poszczycić zasadniczo historycy lub historycy sztuki, którzy podczas studiów słyszą co nieco na temat tego klasztoru jako modelu reformy życia monastycznego we wczesnym średniowieczu. Inni słyszą o Cluny w kontekście sławnych reform gregoriańskich, z kolei historycy sztuki jako o pomniku architektury i sztuki ? największym kościele średniowiecznej Europy łacińskiej. Dla zwykłego śmiertelnika, w większości wypadków (choć na szczęście nie zawsze), wiedza o Cluny jest raczej skromna albo żadna, a reakcja na pytanie: „Co to jest Cluny?” zapewne nie odbiegałaby zbytnio od tej wyrażonej przez mojego znajomego.Sam z Cluny zetknąłem się po raz pierwszy na poważniej w Tyńcu w 1995 roku. W zapleckach stall w tynieckim kościele znajduje się bowiem, wykonany zapewne w latach 30. XVII wieku, obraz przedstawiający jednego z wielkich świętych kluniackich opatów ? Piotra Czcigodnego († 1156). Namalowany został w pozycji klęczącej, w dłoni trzyma księgę statutów kluniackich, modląc się przed dwoma patronami życia monastycznego łacińskiego Zachodu: Benedyktem i Marcinem. Nie chcę wchodzić tutaj w ocenę wartości artystycznej obrazu, lecz podkreślić przede wszystkim jego wymowę ideową: odwołanie się do tradycji i autorytetu, który tu uosabiają święci Marcin i Benedykt, a których naśladowcą i kontynuatorem jest właśnie Piotr Czcigodny. Dla siedemnastowiecznego odbiorcy (czyli mnicha tynieckiego) miało być jasne, że jego klasztor, założony ? jak powszechnie uznawano ? przez mnichów przybyłych z Cluny, kultywuje ideał życia pierwszych i świętych Ojców. Tym bardziej, że przechodząc w drodze do kościoła przez klasztorny krużganek, wielokrotnie mógł oglądać kamienną tablicę z wyrytą datą założenia opactwa (1044) oraz inskrypcją mówiącą o kluniackiej fundacji w Tyńcu. Wymowę tego dodatkowo podkreślały jeszcze wielkie obrazy z przedstawieniami scen z życia założyciela tynieckiego opactwa, Kazimierza Odnowiciela, jak powiadano „mnicha w Kluniaku”. By nie wspomnieć również o tym, że przekaz ten dodatkowo utrwalił, opierając się na starszych źródłach, w tym i na pracach Jana Długosza, tyniecki historiograf, Stanisław Sczygielski, w wydanym w 1668 roku dziele o dziejach klasztoru i jego opatach (od Autora)
Niniejszy tom pism ojca Piotra Rostworowskiego zawiera konferencje, homilie, komentarze do wybranych ksiąg Pisma Świętego, a także myśli wygłoszone podczas spotkań i rekolekcji w klasztorze warszawskim Sióstr Benedyktynek – Sakramentek w latach 50’ i 60’ XX wieku. Opracowanie zostało przygotowane w oparciu o dostępne w bibliotece klasztornej maszynopisy i notatki sporządzone przez Siostry, w większości przez s. Marię Bernadetę Wolską i s. Marię Klarę Ponikowską.
Większość cytatów z Pisma Świętego przytoczonych przez Ojca pochodzi z Biblii w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka SJ, które pozostawiono. Dla ułatwienia lektury dodano sigla biblijne oraz przypisy wyjaśniające.
Od lipca 2017 roku w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu prowadzone są rekolekcje o modlitwie Jezusowej Oddychać Imieniem w zmienionej formule. To nowa propozycja dla osób medytujących w tradycji chrześcijańskiej, jak i wszystkich zainteresowanych modlitwą Imieniem Jezus. Formuła tych rekolekcji nawiązuje do sesji medytacji chrześcijańskiej w Opactwie Benedyktynów w Lubiniu. Od 1988 roku istnieje tam Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej. Założył go o. Jan Bereza OSB. Obecnie opiekunem Ośrodka jest o. Maksymilian Nawara OSB, Opat Prezes Benedyktyńskiej Kongregacji Zwiastowania (w skład której wchodzą wszystkie klasztory benedyktyńskie w Polsce). Ośrodek był pierwszym tego typu miejscem w Polsce, w którym rozpoczęto prowadzenie regularnych sesji medytacji chrześcijańskich. Jego działalność przyniosła i przynosi wiele dobrych owoców. Powstały liczne grupy medytacyjne w różnych częściach Polski. W Tyńcu chcemy nawiązać do tej już ponad 30-letniej tradycji lubińskiego Ośrodka. Sesje medytacji chrześcijańskiej w Lubiniu mają ugruntowaną i sprawdzoną strukturę. Rekolekcje Oddychać Imieniem w Tyńcu są inne, z właściwą sobie dynamiką i specyfiką. Jednak bez tego, co wypracowano w Lubiniu nie byłoby rekolekcji Oddychać Imieniem w Tyńcu w tej formule. Stąd wyrazy podziękowania dla o. Maksymiliana Nawary OSB.
Ta mała pozycja ma przybliżyć wszystkim osobom charakter rekolekcji Oddychać Imieniem, jak i samą modlitwę Jezusową. Jest prostym i dobrym przewodnikiem. Odpowiada ponadto na różne pytania i prośby dotyczące wyjaśnienia wielu szczegółów rekolekcji i różnych form praktyki modlitwy Jezusowej. Mamy nadzieję, że będzie pomocą dla wszystkich modlących się imieniem Jezus.
Posoborowa reforma liturgii, a w niej wprowadzenie dłuższych fragmentów Psalmów jako śpiewów międzylekcyjnych, bardzo ubogaciła liturgię słowa i dało wiernym okazję do poznania obok znacznie szerszego wyboru tekstów biblijnych także wielu Psalmów. Wszyscy wierni, a zwłaszcza młodzi, członkowie scholi wykonujący Psalmy, mają okazję do zapoznania się z tymi pięknymi tekstami. Młody człowiek bardziej może zwraca uwagę na melodię i przeżycie związane z publicznym wykonaniem, ale teksty mogą utkwić w pamięci i przypomnieć się wtedy, gdy będą potrzebne. Przedstawiona refleksja pokazuje miejsce Psałterza w Biblii, Tradycji Kościoła, liturgii i życiu duchowym.
Psałterz jako modlitewnik Ludu Bożego Pierwszego Przymierza
Po hebrajsku, w swoim oryginalnym języku, Psałterz nosi tytuł: Sefer tehillim, co oznacza: Księga hymnów pochwalnych. Polskie słowo Psalm pochodzi od greckiego psalmos, oznaczającego pieśń śpiewaną przy akompaniamencie instrumentu strunowego: liry lub cytry (zwanych psalterion, łac. psalterium), które zostało przejęte przez łacinę jako psalmus, utwór liryczny w Psałterzu. Podobne formy poetyckie występują także w różnych księgach Starego Testamentu. Liturgiczne hymny i pieśni uwielbienia występują również w Nowym Testamencie. Jako pieśni zostały wprowadzone do Liturgii Godzin – pieśni ze Starego Testamentu głównie w Jutrzni, modlitwie porannej (oraz w Liturgii Monastycznej w trzecim nokturnie Godziny czytań), a z Nowego w Nieszporach – modlitwie wieczornej.
Psalmy powstawały w ciągu wieków historii Izraela. Jako utwory poetyckie mają w oryginale właściwości charakterystyczne dla semickiego sposobu wyrażania się. Nie wszystkie udaje się oddać w przekładach. Rytm polega na grupowaniu wyrazów w wersety tworzone przez następstwo określonych zestawień sylab akcentowanych i nieakcentowanych, właściwe dla określonych typów, gatunków literackich. Najstarsze, pierwotne wersy prawdopodobnie nie miały określonej ilości zgłosek nieakcentowanych, natomiast później, w poezji klasycznej, przeznaczonej do śpiewania, występowały regularne grupy o określonej ilości sylab. Najczęściej w poezji hebrajskiej występują wersety z trzema akcentami, ożywiane przez grupy z czterema akcentami. Zdarza się, że dłuższe wyrazy mają dwa akcenty.
Ważną cechą poezji semickiej i w ogóle wyrażania myśli w językach starożytnego Bliskiego Wschodu jest paralelizm. Aby jasno, przekonująco, dobitnie coś wyrazić, myśl jest przekazywana kilkakrotnie różnymi, podobnymi słowami, albo też przez pokazanie przeciwnej treści. Każdy werset poetyckiej wypowiedzi dzieli się na dwie lub trzy części - stychy, które w stosunku do siebie mogą być powiązane w sposób określany jako synonimiczny, antytetyczny, syntetyczny i klimaktyczny.
Osób, które inspiruje postać Ojca Piotra i które mogłyby napisać do niniejszej książki barwny wstęp, w Krakowie, na Bielanach a nawet w Tyńcu nie brakuje. Jednak redagując niniejsze konferencje rekolekcyjne, doszliśmy do wniosku, że o. Piotra należy czytać dla niego samego i jego wyjątkowej postaci nie trzeba szczególnie polecać. Dlatego zamiast wstępu będzie tylko kilka słów o okolicznościach powstania książki, którą mają państwo w ręku.
Adwent jest w klasztorze czasem szczególnym, wszyscy ojcowie i bracia pozostają w domu, by wspólnie przygotowywać się na przyjście Pana. W tych dniach wspólnota przeżywa rekolekcje, głoszone co roku przez zaproszonego gościa. W roku 1982 był nim o. Piotr Rostworowski, jeden z jedenastu mnichów, którzy w 1939 r. wskrzesili w prastarych tynieckich murach życie monastyczne, i pierwszy przeor Polak odnowionego Tyńca. Mówił do swoich, choć od czterech lat nosił już wtedy biały, kamedulski habit.
Ojcu Piotrowi przyszło głosić konferencje w bardzo trudnym czasie. W kraju trwał stan wojenny, przyszłość była niepewna, brakowało wszystkiego. Stąd charakter jego wypowiedzi: stanowczy i konkretny, a jednocześnie niosący pokój i nadzieję. W tekście pojawiają się odniesienia do ówczesnej sytuacji polityczno-społecznej, które pozostawiliśmy bez zmian.
Tekst konferencji zachował się w formie maszynopisu. Staraliśmy się jak najmniej ingerować w jego treść. Zmiany dotyczyły jedynie stylu tekstu, wprowadzenia podziału na akapity, przetłumaczenia łacińskich wyrażeń i uwspółcześnienia języka. Ujednoliciliśmy cytaty z Pisma świętego według trzeciego wydania Biblii Tysiąclecia, z którego najprawdopodobniej korzystał o. Piotr. Fragmenty konferencji VII i VIII zostały wcześniej opublikowane w książce W szkole modlitwy, która ukazała się w naszym wydawnictwie w ramach serii Z tradycji mniszej. Umieściliśmy je także w niniejszej publikacji, ponieważ zawarte w niej rekolekcje stanowiły w zamyśle autora spójną całość.
Kolejny tom pism ojca Piotra Rostworowskiego zawiera wydawany po raz pierwszy komentarz do Ewangelii wg św. Jana. Edycja została przygotowana w oparciu o maszynopis przechowywany w archiwum opactwa tynieckiego (nr PWR–LXVIII–2). Zasadniczo unikaliśmy ingerencji w tekst komentarza; uwspółcześniliśmy jedynie ortografię i interpunkcję. Aby ułatwić lekturę, dodaliśmy teksty Ewangelii kolejno komentowane przez Ojca Piotra. W tym wypadku tekst jest zaczerpnięty z 5. wydania Biblii Tysiąclecia. Nie ingerowaliśmy natomiast w cytaty biblijne przytaczane przez samego Autora. Jeśli podajemy w nawiasie sigla z Ewangelii Jana, opuszczamy skrót J.
Niniejszy tom składa się z dwóch części. W pierwszej możemy zapoznać się z komentarzem ojca Piotra do kolejnych fragmentów Ewangelii (od 1,1 do 12,36); w aneksie umieściliśmy luźne notatki, które autor sporządził do różnych fragmentów czwartej Ewangelii. Koncentrują się one głównie na pozostałych fragmentach tekstu św. Jana. Nie jest zatem wykluczone, że mamy do czynienia z materiałem, który miał posłużyć za podstawę do dokończenia komentarza. Tak się jednak nie stało. Trudno dziś powiedzieć, dlaczego? Spuścizna rękopiśmienna ojca Piotra ciągle czeka na swojego badacza.
Jedną z najważniejszych praktyk w życiu każdego mnicha jest lectio divina – modlitewne spotkanie ze Słowem Bożym. Niniejszy komentarz można traktować jako zapis doświadczenia ojca Piotra na tym szczególnym polu życia modlitwy. Niech ci, którzy będą czytać ten tom, zapałają równie wielką miłością do Pisma Świętego, jak Autor naszego komentarza…
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?