KATEGORIE [rozwiń]

Wydawnictwo Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego

Okładka książki Zachodnia eschatologia

44,00 zł 31,53 zł


Nauka apokaliptyki zakłada bierny stosunek do wydarzeń historii. Wszelkie czynne działania są zbędne. Los historii świata jest z góry określony i byłoby absurdem przeciwdziałać mu. W stylu apokaliptycznym przeważa strona bierna. W apokalipsach nikt nie działa, lecz wszystko się dzieje. Nie: Bóg słyszy krzyki, lecz: Krzyki dobiegają Boga. Nie: Mesjasz wyrokuje o ludziach, lecz: zapada wyrok nad ludem. Pasywny styl apokaliptyki, który można spotkać również u Karola Marksa, jest ugruntowany w braku wiary w człowieka. Długi okres cierpienia, powtarzające się rozczarowania, miażdżąca siła zła, potworny kolos demonicznego królestwa światowego wszystko to pozwoliłoby apokaliptyce zwątpić w odkupienie, gdyby zależało ono od woli i chęci człowieka. Zresztą zło nie jest samym tylko ludzkim odruchem. Zło jako ludzki odruch jest tylko jedną z wielu postaci zła, a przy tym najbardziej powierzchowną. Zło jest raczej istotą świata, siłą kosmiczną. Dlatego kiedy u kresu postać świata przeminie, wraz z nią przeminie także zło jako ludzki odruch.
Okładka książki Czepiam się Kierkegarda

35,00 zł 25,06 zł


Książka mówi o tym, jak żyłem i zmieniałem się z Kierkegaardem. Próbowałem czytać Duńczyka już w Polsce w latach sześćdziesiątych minionego wieku i niewiele z tej lektury zrozumiałem. Dopiero w Kopenhadze, chyba w połowie lat siedemdziesiątych, zacząłem go czytać systematycznie i po duńsku. Od tego momentu upłynęło 40 lat. Z czasem mocno się go uczepiłem. Umieszczając obok siebie eseje, z których pierwszy pochodzi z 1992 roku, zaś ostatni z 2014, nieoczekiwanie zauważyłem, że mój stosunek do Kierkegaarda uległ z czasem zmianie, przechodząc od bezkrytycznego niekiedy zachwytu do podziwu mniej gorącego, wystudzonego doświadczeniem dojrzałości i nadchodzącej starości. - Bronisław Świderski Jak rozjaśniająca była chwila śmierci Chrystusa, w której odrzucił narodowość! Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Jednak obecnie ortodoksi stali się prawdziwymi nacjonalistami – nawet tworzą teorie o chrześcijańskich państwach i narodach. A przecież gdy nacjonalizm dyktuje porządek dnia, trudno postawić na religię. Znakiem ortodoksji staje się wtedy narodowy fanatyzm. - Soren Kierkegaard Bronisław Świderski (1946) - student Wydziału Filozofii i Socjologii relegowany z UW za udział w pokojowym proteście w 1968 roku, wielokrotnie przesłuchiwany, wcielony do karnej kompanii wojskowej, a następnie pozbawiony polskiego obywatelstwa, którego dotąd mu nie zwrócono. Od 1970 uchodźca polityczny w Danii, gdzie studiował socjologię kultury. Pracownik naukowy na Uniwersytecie Kopenhaskim, m.in. w Instytucie Slawistycznym i w Centrum Badawczym Sorena Kierkegaarda. ?
Okładka książki Filozofia antysalonu

42,00 zł 30,09 zł


Okropny to był próg do przestąpienia. Wszakże wahanie się w tak ciężkim położeniu jeszcze mi się przykrzejszym wydało. Porywam więc świecę – i wchodzę. Za mną drudzy. Wszędzie cichość wielka. Rzucam okiem po pokoju – wszędzie dość porządnie – nic w tym pomieszkaniu śmierci nie zdawało się zapowiadać gwałtownej jej ofiary. Tylko jeden zakątek, gdzie łóżko stało... ach! straszny to zakątek!... będę go długo pamiętał. Na koniec trzeba było i do niego przystąpić... Leżał na łożu Jan Potocki w szlafroku, obrócony niby twarzą do muru. Położenie jego ciała było tak spokojne, jakby człowieka głęboko uśpionego – żadnego nie było widać konwulsyjnego rzutu członków. Ręce przed sobą miał niby od niechcenia rozwarte, obok nich złowróżbny pistolet na pościeli, w części rozerwany. Przystąpił także ze świecą Konstanty i szuka oblicza – ale tego ani śladu nie było. Całe wysadzone zostało na miazgi potężnym strzałem i tylko tylni czerep głowy z mózgiem drgającym, jakby naczynie jakie garncarskie strzaskane, ukazał się przed oczy. Po ścianie, po posadzce, wszędzie wkoło nas było pełno mózgu. W mózgu Potockiego jednemu z nas noga się poślizgnęła. Abominatio desolationis!!! (ks. Stanisław Chołoniewski)
Okładka książki Europejski wymiar bezpieczeństwa energetycznego a ochrona środowiska

73,50 zł 52,63 zł


Hasło "Europejski wymiar bezpieczeństwa energetycznego" nie ma swojej literatury przedmiotu, nie znalazło dotąd też swego odzwierciedlenia w publicystyce, jest jednak rozpoznawalne i czytelne. Zawartość merytoryczna jego treści nie nasuwa wątpliwości.
Okładka książki Finis christianismi. Wybór pism

55,00 zł 39,39 zł


Chrześcijaństwo stało się czymś innym, niż było pierwotnie. Bez względu na to, jak bardzo współczesność ceni je za usługi oddawane jej w dążeniu do ziemskich celów, takie chrześcijaństwo wtopione całkowicie w cele doczesności, chrześcijaństwo, z którym, jak sądzimy, dobrze nam na ziemi, nie jest już tym, czym było ono, gdy przepełniało nas życiem innego świata. Jednak to archetypalne chrześcijaństwo nie przetrwało długo. Pierwsi chrześcijanie sądzili bowiem, że tylko przez krótką chwilę będą musieli żyć wraz ze światem. Nie wyobrażali sobie, by ich żarliwa wiara mogła posłużyć za eliksir życia podtrzymujący istniejący świat. Franz Overbeck (1837–1905), teolog-agnostyk, wykładowca historii Kościoła na uniwersytecie w Bazylei, najbliższy chyba przyjaciel Nietzschego, pierwowzór Serenusa Zeitbloma z Doktora Faustusa Tomasza Manna, odkrywany jest dziś na nowo po dziesięcioleciach zapomnienia jako myśliciel niezwykle oryginalny i samodzielny. Jego tezy o zasadniczej wrogości między teologią a religią, apokaliptycznym horyzoncie wczesnego chrześcijaństwa i zbliżającym się finis christianismi, przez długi czas ignorowane, stały się w ostatnich latach przedmiotem ożywionej dyskusji w teologii – głównie protestanckiej – i filozofii religii.
Okładka książki Maska i oko Rozważania o tragedii, ironii i polityce

35,00 zł 25,06 zł


Zebrane tu szkice łączy perspektywa dialektyki teologicznej. Pojęcie to nieprzypadkowo stanowi lustrzane odbicie „dialektyki oświecenia”. Obie odmiany dialektyki wskazują na historyczny, przypadkowy i skończony charakter języka i myślenia, odsyłając do tego, co poza-dialektyczne: chcą raczej ratować różnicę niż ją integrować. Obie są zatem tragiczne, choć w odwróconym, nowoczesnym sensie. O ile antyczny tragizm polegał na starciu tego, co świadome i rozumne (charakter), z tym, co nieświadome i pozaludzkie (losem), nowoczesny, odwrócony tragizm odkrywa, że sam rozum jest zamaskowaną pozaludzką siłą; losem, który rzuca wyzwanie temu, co ludzkie. O ile jednak dialektyka oświecenia Adorna i Horkheimera stanowi skrajnie protestanckie skrzydło europejskiej dialektyki teologicznej (to znaczy stanowi próbę wyciągnięcia radykalnych konsekwencji z wielkopiątkowej nowiny: „Bóg umarł!”), o tyle zebrane w Masce i oku eseje ciążą ku biegunowi przeciwnemu, którego patronami okazują się Schelling, Lukács, Schmitt, a zwłaszcza Brzozowski. Jest to biegun katolicki, to znaczy odrzucający zakaz obrazów, niebojący się metafor, symboli i mitów, widzący świat jako igrzysko boskich sił – choć dostrzegający zarazem problematyczność i niebezpieczeństwa takiej perspektywy.
Opakowanie Kronos 3/2021

29,99 zł 19,25 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Modus operandi współczesnej Akademii wydaje się nadzwyczaj osobliwy. W latach 60. ubiegłego stulecia Allan Bloom poddał miażdżącej krytyce politykę uniwersytecką w najbardziej rozwiniętym kraju świata. Tymczasem polscy i europejscy akademicy zrobili wszystko, aby do tej krytyki „doczołgać się”, „dorosnąć”, przez co problemy, o których pisał Bloom, stały się nagle problemami współczesności. Ściślej mówiąc, zrobiliśmy wszystko, aby stały się one naszymi problemami. Kto za to odpowiada? Gdzie szukać winnych? Dlaczego nadal imitujemy najgorsze rozwiązania, które tak celnie wypunktował Allan Bloom? Odpowiedź na te pytania nie dotyczy – jak skłonni bylibyśmy przypuszczać – pragmatyki zarządzania Uniwersytetem. Odsyła nas ona dalej, bo aż do mroków natury ludzkiej, która, choć dobra chce, zawsze wybiera zło.
Okładka książki Kronos 1/2021 John Stuart Mill

30,00 zł 16,50 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Modus operandi współczesnej Akademii wydaje się nadzwyczaj osobliwy. W latach 60. ubiegłego stulecia Allan Bloom poddał miażdżącej krytyce politykę uniwersytecką w najbardziej rozwiniętym kraju świata. Tymczasem polscy i europejscy akademicy zrobili wszystko, aby do tej krytyki doczołgać się, dorosnąć, przez co problemy, o których pisał Bloom, stały się nagle problemami współczesności. Ściślej mówiąc, zrobiliśmy wszystko, aby stały się one naszymi problemami. Kto za to odpowiada? Gdzie szukać winnych? Dlaczego nadal imitujemy najgorsze rozwiązania, które tak celnie wypunktował Allan Bloom? Odpowiedź na te pytania nie dotyczy jak skłonni bylibyśmy przypuszczać - pragmatyki zarządzania Uniwersytetem. Odsyła nas ona dalej, bo aż do mroków natury ludzkiej, która, choć dobra chce, zawsze wybiera zło.
Okładka książki UPIÓR. Historia naturalna

90,00 zł 59,36 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Historyczno-antropologiczne studium, które czyta się jak trzymającą wnapięciu powieść. Dysputy paryskich uczonych o polskich wampirach, Mickiewiczwychodzący z grobu, picie trupiej krwi w czasie zarazy i zupełnie nowespojrzenie na ludowe wierzenia. Bogactwo nieznanych dotąd materiałów źródłowychodsłania zapomnianą i odrzuconą historię życia, śmierci i czegoś pomiędzy nimiwiarę trwającą w Polsce przynajmniej przez pół tysiąclecia, aż do schyłku XXwieku. Książka bogato ilustrowana obrazami jednej z najważniejszych polskichmalarek współczesnych, Aleksandry Waliszewskiej. Upiór. Historia naturalnaŁukasza Kozaka, to praca bezprecedensowa. Trudno zrozumieć polską kulturę - wtym jej najważniejsze dzieła literackie, wymieniając choćby Mickiewicza czyLeśmiana - nie znając wierzeń ludowych. Upiory, wieszczy, strzygi i strzygonie -czyli ""polskie wampiry"" są najważniejszym ich elementem. Zjawiska spychaneczęsto na peryferia ""zabobonu"" i uznawane za element niepoważny lub niepożądany,doczekały się wreszcie szerokiego opracowania. Upiór otwiera całkowicie nowyrozdział w postrzeganiu tej części polskiej kultury i historii, która była albomarginalizowana, albo odcięta od źródeł - ulegała deformacji będąc zepchniętą dopojęć ludowej demonologii czy ""mitologii niższej"". Autor przeprowadził szerokąkwerendę w zignorowanych dotąd źródłach - od uczonych rozpraw z czasównowożytnych, przez dokumenty sądowe, traktaty teologiczne, barokową poezję ioświeceniową publicystykę, a wreszcie materiały etnograficzne i doniesieniaprasowe sięgające XX w., które pokazują, jak trwała była wiara w upiory naziemiach dawnej Rzeczpospolitej. Materiały obejmują również teksty łacińskie,francuskie, ukraińskie, kaszubskie, niemieckie i hebrajskie - przełożone izebrane w źródłowym aneksie do książki. Upiór powstał na podstawie ponad stuhistorycznych i etnograficznych przekazów. Ten obszerny wybór stanowi doskonałypunkt wyjścia do dalszych badań, interpretacji i twórczych inspiracji. Upiorytraktuję nie jako demoniczne kuriozum z przeszłości, a ludzi. Ludzi, którzynierzadko rodzili się upiorami, przyjmowali fatalistycznie swój upioryzm,ukrywając go, lub przeciwnie: traktując jako powołanie, a nawet profesję. Osobyza życia, a zwłaszcza po śmierci, wykluczane ze społeczności wykluczonych.Zasługują one na własną historię opowiedzianą przez nie same, przez tych, wktórych wzbudzały nieopisaną grozę, a wreszcie i tych, dla których pozostałyjedynie potwornym zabobonem lub ludowym wierzeniem i przedmiotembadań.
Okładka książki Wykłady o humanizmie. Biblioteka kwartalnika Kronos

90,00 zł 59,36 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Nazwę i pojęcie humanizmu konstytuują dwa dość luźno i zarazem w sposób nieprosty zestrojone ze sobą składniki. Jeden jest filozoficzny i można go opisać jako wyróżnienie z całej reszty bytów i zarazem wysokie wartościowanie człowieka. Drugi odsyła do pewnego szczególnego typu kultury umysłowej i artystycznej, w którym najważniejsze miejsce zajmuje rozumne i kunsztowne, artystycznie wypielęgnowane słowo. Idzie właśnie o słowo nie tylko rozumne, ale też kunsztowne, tzn. skłonne zarówno bawić, jak i poruszać, budzić reakcje estetyczne i emocjonalne. Jeżeli najsprawniejszym narzędziem słowa rozumnego jest logika, to rozumnego i zarazem kunsztownego – retoryka i poezja. Jednoczy oba te składniki, obie te strony tego samego rozumnego słowa, przekonanie, że zdolne są umacniać i rozwijać w człowieku cechy, dla których on na owo wyróżnienie i wartościowanie szczególnie zasługuje, że je wspierają i zarazem wartość człowieka samego podnoszą. W tak ogólnej płaszczyźnie oba te składniki pozostają ze sobą w idealnej harmonii. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Okładka książki Kronos 4/2019

Kronos 4/2019

Praca zbiorowa

20,00 zł 13,24 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Pięć lat temu „Kronos” opublikował pierwsze polskie tłumaczenie pism Joachima z Fiore, najwybitniejszego średniowiecznego historiozofa. W tym numerze „Kronosa” publikujemy dzieła franciszkańskich spirytuałów, ideowych spadkobierców Joachima. Spirytuałowie, podejmując fundamentalne wymiary jego historiozofii, połączyli je ze swoim franciszkańskim doświadczeniem radykalnego ubóstwa i nadali im nowy, pogłębiony wymiar. Odkrywanie dziś ich idei pozwala na zetknięcie się z jedną z najważniejszych w myśli zachodniej prób wydobycia „duchowej mocy historii”. Prób, bez których podejmowania Taubes nie wyobrażał sobie uprawiania filozofii.
Opakowanie Kronos 2/2019 Polityczna historia religii

20,00 zł 13,23 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Żyjemy w społeczeństwach po „śmierci Boga”. Ta formuła ma dla Gaucheta sens ściśle socjologiczny. Kres religii nie oznacza jej zaniku, lecz zasadnicze przemieszczenie: u początku dziejów rodzaju ludzkiego religia była fundamentem więzi społecznych, dzisiaj ? jest ważnym elementem życia psychicznego, zaspokajając emocjonalne potrzeby jednostki. Najważniejszym argumentem za religią jest poczucie bezsensu i rozpaczy ogarniające człowieka pozbawionego wiary w Boga. Miejsce chrześcijaństwa w tym ruchomym porządku jest paradoksalne: było ono ? zgodnie z formułą Gaucheta ? „religią wyjścia z religii”. Chrześcijański monoteizm, umieszczając Boga poza światem i przypisując mu nieskończone atrybuty, doprowadził do odczarowania i desakralizacji rzeczywistości widzialnej. Z kolei wiara w jednostkową nieśmiertelność i ciężar położony na moralnej świadomości jednostki stały się podstawą europejskiego indywidualizmu. Chrześcijaństwo, jego trwająca dwa tysiące lat praca złożyły religię do grobu.
Opakowanie Kronos 3/2019 Floreński

20,00 zł 13,79 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Ojciec Paweł Florenski odznaczał się nieprzeciętną umysłowością, co przyznają właściwie wszyscy, nawet niechętny mu Bierdiajew. „Był dla mnie – to słowa Siergieja Bułgakowa – nie tylko uosobieniem genialności, ale dziełem sztuki” (przeł. Zbigniew Podgórzec). Jednocześnie bywał fanatycznym wariatem, kolejnym maksymalistą rosyjskim, z którym, jak z pijanym wujkiem na weselu, nie bardzo wiadomo, co począć. Jego pisma polityczne i społeczne dostarczały złych odpowiedzi na poprawnie stawiane pytania: o Boga, ludzką bezdomność, merkantylizm, moc nazywania, maszynowy charakter współczesnego świata. Rosja z przełomu wieków XIX i XX była najbardziej konserwatywnym państwem na kontynencie europejskim. Wszakże nawet ona nie potrafiła przeciwstawić się idącym z Zachodu prądom i tendencjom. Modernizacja bolszewicka nie tylko podsuwała złe odpowiedzi na „odwieczne rosyjskie pytania”; ona zniszczyła następnie możliwość stawiania takich pytań, zniszczyła Rosję samą, prawdopodobnie nieodwracalnie. A Florenski? Po rewolucji pozwolono mu jeszcze trochę zajmować się elektryfikacją kraju, damską modą i heraldyką. Przez parę lat badał strukturę zlodowacenia podziemnego na dalekiej północy. Zdobył nawet tytuł inżyniera i uznanie towarzyszy radzieckich. Potem go zabito.
Okładka książki Moment Tukidydesa / Fund. Cieszkowskiego

40,01 zł 26,38 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Jeden z najważniejszych dogmatów nowoczesności sprowadza się do wiary, że naturalnym stanem ludzkich wspólnot politycznych jest pokój. To złudzenie. Starożytni Grecy patrzyli na rzeczywistość bardziej trzeźwo. Wiedzieli, że normę stanowi wojna. Nigdy nie jest ona tak odległa, by nie mogła się wydarzyć. Niemal zawsze nawiedza życie zbiorowe w tej lub innej formie – jeżeli nie otwartego konfliktu, to w postaci gorących sporów, które już za chwilę mogą przeobrazić się w otwartą przemoc. W garnku, w którym ludzie pichcą własną historię, niemal zawsze bulgoce. Momenty oddechu należą do rzadkości. Co gorsze, wiele wskazuje na to, że to sama natura człowieka – naraz wspaniała, groźna i niezmienna – sprawia, że ludziom prędko przejada się dobrobyt, a pokój zaczyna im pachnieć nudą. To od nas – i od nikogo innego – zależy bieg dziejów. Ale to również my, nieprzymuszani do tego przez żadne spiżowe prawa historii, sprawiamy, że świat wypada z zawiasów. Jan Tokarski (1981) – eseista, filozof. Redaktor kwartalnika „Kronos” i „Przeglądu Politycznego”. Wcześniej opublikował książki: Zderzenia (2018), Obecność zła. O filozofii Leszka Kołakowskiego (2016), Czas zwyrodniały (2014), Historie przyszłości. Wizje bolszewizmu w Rosji 1917–1921 (2012) oraz Neokonserwatyści a polityka USA w nowym wieku (2006). Mieszka w Warszawie.
Opakowanie Kronos 1/2019 Pesymizm i postęp

20,00 zł 13,99 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Gdy włada nami ślepa wola, której można wymknąć się jedynie przez autoredukcję osobowego istnienia – możliwy jest jeszcze postęp? Jakikolwiek postęp: technologiczny albo moralny. Tylko głupiec i człowiek bez serca lekceważyłby dobrodziejstwa postępu. Insulina, ibuprom, pływalnie, ciepłe śniadania, telefony komórkowe, samoloty – podobnych udogodnień ta nasza przyszła Atlantyda zna przecież tysiące. Czego chcieć więcej? Postęp musi być zatem bezgraniczny – gdyby go nie było, świat straciłby sens, a ludzie nadzieję. Oczywiście, na drodze ku lepszemu jutru mogą pojawić się przeszkody – „ciałami ludzi podpalony wiek” – ale samego procesu nie da się już wyhamować. A jednak w świecie Schopenhauera postęp nie jest możliwy. Ideologowie postępu – jego adoratorzy i inżynierowie – są na sam koniec – wcale nie wiedząc o tym – posłańcami nierozumnego, podjednostkowego chcenia. Owszem, postęp potrafi wstrząsnąć właściwie każdym. Wolny namysł nad światem przegrywa z jego pragmatyczną, utylitarną organizacją. Nowe technologie powoli stają się naszą drugą naturą, naszą „sztuczną inteligencją”. Ulegamy im, zmieniając się nieodwracalnie, bez żadnego kierunku i sensu. Pisał o tym dwieście lat temu zawodowy pesymista niemiecki, jednocześnie największy wizjoner w dziejach filozofii – Artur Schopenhauer. W bieżącym numerze „Kronosa” przypominamy wykłady, jakie wygłaszał o filozofii Schopenhauera – konfrontując ją z myślą Nietzschego – Georg Simmel. Staramy się także uchwycić moment raptownego przyspieszenia, które stało się udziałem cywilizacji współczesnej. Prawdopodobnie wydarzyło się ono w chwili, gdy człowiek po czterech tysiącach lat przesiadł się z konia na pociąg. Piszą o tym w poruszających rozdziałach Wolfgang Schivelbusch i Reinhard Koselleck. Również od nich dowiedziałem się tego, czego wolałbym nie wiedzieć.
Opakowanie Kronos 4/2018 Sztuka pod dyktaturą

20,00 zł 13,79 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Świat po rewolucji miał być nie tylko światem lepszym – mądrzejszym, sprawiedliwszym czy bardziej bezpiecznym. Miał być także światem piękniejszym. Sztukę należało zatem przeobrazić i zaplanować od nowa, wyznaczając jej nowe cele i nowe zadania. A jednak wszystkie zachodnie rewolucje – zwłaszcza te dwudziestowieczne – zawierały elementy konserwatywne, szmuglowane z dawnego, minionego już świata. Na przykład rewolucja faszystowska we Włoszech sięgała do tradycji renesansu, nawiązując tym samym do świetności sztuki włoskiej. Z kolei naziści niemieccy urządzali się wszędzie tam, gdzie tylko mogli, niczym norymberscy mieszczanie. Rewolucja, która wybuchła na Wschodzie, z pozoru była inna, gdyż zniszczyła wszystko do cna. Niechęć do własnej przeszłości i obarczanie jej odpowiedzialnością za nędzę i zacofanie skłoniły wielu Rosjan do nadmiernej wiary w zbawienie, jakie miało nadejść z przyszłości, do przesadnej atencji wobec tego, co nowe i dopiero wyłaniające się w kolejnych odsłonach. Wypada tu podkreślić, że obie dwudziestowieczne rewolucje – faszystowska i bolszewicka – przy wszystkich dzielących je różnicach, miały jedną cechę wspólną: zostały przygotowane przez awangardę. W sztuce awangardowej wola zapanowania nad artystycznym materiałem bliska jest bowiem woli panowania w ogóle. Polityk i artysta awangardowy dążą właściwie do tego samego: chcą widzieć materię świata na kolanach.
Opakowanie Kronos 3/2018 Arystoteles w kontuszu

20,00 zł 13,99 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Każdy w Polsce zna tę postać. Stary szlachcic. Gruby i śmieszny. Na wpół ślepy, z bielmem przesłaniającym jedno oko. Dziwak na pewno i wielki oryginał. Otoczony jednak – choć porusza się niezgrabnie – szacunkiem rycerzy, wśród których zajmuje pozycję Mędrca. Pan Zagłoba. Kto spojrzy uważniej, zobaczy w tej Sienkiewiczowskiej figurze cień innej wielkiej postaci. Tamten także był gruby i śmieszny. I także otaczał go szacunek ateńskich rycerzy, nad którymi górował dowcipem, myślowym wigorem i przewrotnym konceptem. Sokrates – bo o nim tu mowa – potwierdził, że zasługuje na szacunek towarzyszy, wybierając honorową śmierć zamiast publicznego upokorzenia. Arystoteles uznał go dlatego za megalopsychosa, wielkiego ducha. Tutaj Sienkiewiczowi zadrżało pióro. Uznał najwyraźniej, że śmierć wesołego Zagłoby będzie zbyt ponurym końcem opowieści, pogrążając czytelnika w rozpaczy, zamiast przynosić pocieszenie. Nie ulega jednak wątpliwości, że konstruując postać Zagłoby, sięgnął do schematu Platońskich dialogów. To pocieszenie – tak rozumiem jego zamysł – polega nie tylko na przypomnieniu o dawnej wielkości (co, zauważmy na marginesie, nie musi być wcale budujące), lecz także na pokazaniu, że Rzeczpospolita była piękna. I że jest to piękno nadal żywe, silne, fascynujące, a zatem wciąż jeszcze – choć tyle czasu minęło już od jej upadku – związane z jakąś rzeczywistością. Wedle Greków i Rzymian, a w takim porządku należy czytać Trylogię, piękno nie sprowadza się do czystej formy lub subiektywnego wrażenia, lecz jest jednym z imion istnienia, wyrazem samej natury. Pytanie, co to za rzeczywistość i dlaczego Sienkiewicz jest dalej pisarzem żywym, a jego literackie figury znakomicie sobie radzą w środowisku ultranowoczesnej popkultury, prowadzi nas do pytań filozoficznych. Historię Polski można czytać w trybie filozoficznym. I w ten sam sposób można czytać nasze mity i baśnie narodowe: odsłaniając pytania w nich złożone, przez nie dyktowane, w nich rozwiązywane. Mity i baśnie są bowiem – jest to antropologiczna oczywistość – formą świadomego albo półświadomego myślenia. U podstaw I Rzeczpospolitej złożone było starożytne pytanie, jak stworzyć państwo zgodne z naturą? Takie państwo, wiemy to od Arystotelesa, powinno służyć dobru wspólnemu, zabezpieczając wolność obywateli. W osobliwym porządku Rzeczpospolitej, będącej pomieszaniem monarchii i republiki, można zobaczyć próbę połączenia zalet różnych ustrojów, które Stagiryta rozważa w Polityce: żaden z nich, czytamy, nie jest bezwzględnie doskonały, lecz w różnych okolicznościach może okazać swą siłę lub słabość. Niekiedy dobrze jest, gdy rządzi jeden; czasem lepiej, żeby rządziło wielu; w innym z kolei przypadku powinni rządzić wszyscy. Rzeczywistość jest w ruchu. Wyroki losu są zmienne. Polityczna hybryda wydaje się dlatego najlepszą odpowiedzią na wielokształtność samej natury. Siła tej odpowiedzi do dzisiaj jest odczuwalna. Trzymajmy się Sienkiewicza. Sarmaci byli wolnymi ludźmi. A wolni ludzie są piękni. Panowie polscy zostali w naszej zbiorowej pamięci i wyobraźni jako persony wyraziste, figury oryginalne, osoby samoistne. Każdy chciałby mieć takiego przyjaciela jak Zagłoba. Tutaj rodzi się jednak wątpliwość, która ma znowu sens filozoficzny: Rzeczpospolita upadła. Jej upadek miał różne przyczyny, z których na plan pierwszy wysuwają się powody militarne i polityczne; poza nimi istnieje jednak taki wymiar tego upadku, który każe zobaczyć w nim katastrofę ontologiczną: nagłą zmianę porządku życia, skokowe przekształcenie się rzeczywistości, w którym istnienie zmienia swoją postać. Rzeczpospolita upadła w konfrontacji z państwami, z których jedno – Prusy – było oparte na nowej formie ludzkiej, a dwa pozostałe tę formę mniej lub bardziej skutecznie imitowały. Prusacy inaczej rozumieli wolność: polegała ona dla nich na przestrzeganiu prawa i wypełnianiu obowiązków; inaczej rozumieli wspólnotę: jako poddaną dyscyplinie homogeniczną zbiorowość, regulowaną przez przepisy, instrukcje i rozkazy. W ten sposób początkowa trudność, znana Arystotelesowi – natura jest w ruchu – zostaje spotęgowana o nowy, katastroficzny wymiar: natura może wyjść ze swojej formy. Podstawowe słowa mogą stracić sens, a reguły życia całkowicie się zmienić. Najgłębszym powodem upadku Rzeczpospolitej było powstanie w jej sąsiedztwie państw biurokratycznych i społeczeństw dyscyplinarnych. Tę przemianę rozumiano zwykle w porządku nowoczesnym jako nieuchronny postęp natury ludzkiej, która zmierza od form niższych do wyższych, od barbarzyństwa ku cywilizacji. Rzeczpospolita, mówią Nowocześni, upadła, ponieważ była zacofana. Ta perspektywa jednak – zauważmy – także jest ruchoma: nowoczesność się kończy, dochodzi do swoich granic i wychodzi ze swojej formy. Dzisiaj nowoczesna jest postnowoczesność. I w tej nowej perspektywie powinniśmy widzieć upadek Rzeczpospolitej i pierwszą próbę jej obrony: konfederację barską. Ta historia wygląda zadziwiająco współcześnie. Rosjanie rozpętują w Polsce wojną hybrydową, podając się za obrońców pokoju i tolerancji. Polska odpowiedź na ich agresję ma z kolei – żeby użyć współczesnego słowa – charakter ruchu tożsamościowego, próbującego skupić wspólnotę nie wokół interesów ekonomicznych, lecz wokół kwestii ostatecznych i katolickiej eschatologii. Najciekawsza jednak jest misja przedstawiciela konfederatów w Paryżu, Michała Wielhorskiego, który nawiązuje kontakt z Rousseau i szuka u niego filozoficznego wsparcia. Dwie rozprawy Wielhorskiego, nigdy dotąd nie wydane, znajdzie czytelnik w tym tomie. Chciałbym widzieć w Wielhorskim ucznia pana Zagłoby, rozmyślającego o paradoksach ludzkiej natury i marzącego o Rzeczpospolitej będącej stowarzyszeniem sejmików, na których – jak w greckim polis – spotykają się ludzie wolni. Wawrzyniec Rymkiewicz Redaktor Naczelny
Opakowanie Kronos 2/2018 Schelling

20,00 zł 13,73 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Musimy – to jest program filozoficzny – pomyśleć czas inaczej. Po pierwsze musi się w nim pojawić prawdziwa przeszłość i przyszłość. To znaczy taka przeszłość, do której nie można się cofnąć, i taka przyszłość, której osiągnięcie oznacza zmianę nieodwracalną. Po drugie: czas trzeba pomyśleć jako głęboką formę bytu, jego wewnętrzną strukturę, która wyznacza i organizuje jego widzialne kształty i postacie. Mówiąc inaczej: czas trzeba pojąć nie jako dodatek, lecz jako istotę rzeczywistości. Próbę takiego pomyślenia czasu znajdujemy w pierwszej wersji Światowieków Schellinga, której stosowny fragment, uzupełniony przez współczesne komentarze, znajdzie czytelnik w tym tomie naszego kwartalnika. Tekst Schellinga powstał w roku 1811. Został opublikowany ponad sto pięćdziesiąt lat później. To opóźnienie nie zmienia jednak w niczym jego rewolucyjnego charakteru. Przeciwnie: wszystko to, co się w międzyczasie w filozofii – a skądinąd także w naukach przyrodniczych – wydarzyło, pozwala nam zrozumieć jego powagę i znaczenie. Schelling był pierwszym, który wyciągnął radykalne wnioski z Kantowskiej krytyki pojęcia czasu: jeśli czas jest tylko formą naszych przedstawień, możemy podjąć próbę konstrukcji innego jego pojęcia, bliższego naszemu doświadczeniu.
Okładka książki Podstawowe zagadnienia filozofii

40,01 zł 26,38 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Istota Iścizny nie jest czystym pojęciem, które ludzie mają w głowach, lecz Iścizna istnieje, ona jest w każdym swoim istotowym ukształtowaniu mocą określającą wszelką Istność i Bezistność, której się szuka, o którą się walczy i dla której się cierpi. Istnienie Iścizny jest pewnym ciągiem zdarzeń, który bardziej jest rzeczywisty i czynny niźli wszelkie historyczne fakty i wypadki, ponieważ jest ich podstawą.Jak przełożyć Heideggera? Jego dzieło uchodzi za nieprzekładalne. Zrozumiemy go dopiero wtedy skontaktujemy się z nim dopiero wtedy gdy ruszymy z posad polszczyznę, odwołamy się do jej zapomnianych dziejów, do dawnej leksyki i zapisanych w niej doświadczeń. Wykład Podstawowe zagadnienia filozofii znakomicie nadaje się do takiej pracy. Heidegger wygłaszał go w semestrze zimowym roku 1937 na Uniwersytecie Fryburskim. To drugi okres jego twórczości. Czas Przyczynków do filozofii. Heidegger mówił jednak do studentów. I chciał być zrozumiany.
Okładka książki Idea prozy

35,00 zł 21,52 zł

Artykuł chwilowo niedostępny

Zapalam światło w ciemnym pokoju: oświetlony pokój z pewnością nie jest już ciemnym pokojem, utraciłem go na zawsze. To, czego mieć już nie mogę, co nieskończenie wymyka się wstecz, a zarazem wypycha mnie naprzód, jest już jedynie przedstawieniem języka, ciemnością zakładaną dla światła. Światło jest tylko dojściem ciemności do samej siebie.

Promocje

Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Oczekiwanie na odpowiedź
Dodano produkt do koszyka
Kontynuuj zakupy
Przejdź do koszyka
Oczekiwanie na odpowiedź
Wybierz wariant produktu
Dodaj do koszyka
Anuluj