Widzicie więc, że głód, pragnienie, sen, wyobraźnia, wszystkie apetyty, namiętności, zmysły, tak wewnętrzne, jak i zewnętrzne, słowem, wszystkie ruchy naszej maszyny prowadzą do miłości, a miłość do rozkoszy istot tak zorganizowanych, aby były szczęśliwe, istot niemających ani jednego punktu w swym ciele, który nie byłby wrażliwy na przyjemność, a to po to, by je zbudzić z ich letargicznej obojętności i pokazywać im wszędzie drogę do szczęścia.Rozkosz ma swoją skalę, tak jak sama Natura, niezależnie, czy po niej się wspinamy, czy też schodzimy jak z drabiny, nie przeskoczymy ani jednego stopnia; doszedłszy do szczytu, osiąga się prawdziwą ekstazę, pewien rodzaj miłosnej katalepsji, która unika rozpustników, ale nie pęta lubieżników.
Każdy spór ma swoje podstawy i do każdej z nich należy się ściśle odwoływać jako do niewątpliwej reguły prawdy. Zasadą sporu o Trójcę (choć i w nim, jak w każdym innym, pierwsze miejsce należy przyznać Pismu Świętemu) jest znajomość osoby. Starałem się ją rozwinąć i przedstawić na tyle, na ile potrafiłem, zważywszy na moją niewielką bystrość i ubogą wiedzę, badając z należytą starannością i jasnością to, co uczeni sądzą na temat owej normy i, w szczególności, na temat dogmatu Trójcy. Lecz przede wszystkim należy porzucić zabobonną opinię, aby nie mniemać, że to dogmat Trójcy ustanawia regułę dotyczącą osoby, a nie odwrotnie. Ci bowiem, którzy tak postępują, wikłają się w rozliczne trudności: są zmuszeni raz ustaloną teorię osoby obalać i odwoływać, gdy tylko przyjdzie ją stosować do dogmatu Trójcy, i wreszcie ustalać inną teorię dla osoby stworzonej i inną dla osoby niestworzonej, nie zdając sobie sprawy, że ich wymysły urągają nie tylko zdrowemu rozumowi, ale również Pismu Świętemu.
***
Stanowisko Gosławskiego w tej kwestii jest jednoznaczne: kategoria substancji oraz pojęcie osoby odnoszą się w ścisły sposób do Boga. Odmawianie Bogu kategorii substancji nie jest niczym innym niż zaprzeczaniem, jakoby Bóg był bytem samoistnie subsystującym, to zaś byłoby tyleż absurdalne, co bluźniercze. Podobnie należałoby ocenić próbę odmówienia Bogu charakteru osobowego, gdyż do istoty osoby należy bycie substancją oraz rozumność, która Bogu z pewnością przysługuje. Bóg nie jest więc ponad wszelkimi kategoriami, jak sugeruje to Martini. Jeśli Gosławski krytykuje scholastyczny dyskurs, to nie dlatego, że pragnie on podważyć podstawy i reguły, na których opiera się teologia scholastyczna, ale raczej dlatego, że te właśnie podstawy i reguły są podważane przez obrońców dogmatu Trójcy Świętej.
tom I: LogikaPowszechnie zwykło się mówić, że prawda jest jedna i zawsze taka sama. Cóż innego przez to rozumieć mamy, jeśli nie to, że prawidła umysłu, wskazujące nam prawdę, są stałe i wieczne? Wszakże jeśli uważać będziemy prawdę w zastosowaniu jej do rozmaitych przedmiotów, będzie ona liczna i wieloraka, albo raczej będziemy mieli liczbę prawd nieskończoną prawie, jak nieskończona być musi liczba twierdzeń prawdziwych, różnych od siebie w znaczeniu. To jednak jest niewątpliwe, że jeśli pewna myśl, pewne twierdzenie raz było prawdziwe, wiecznie takie być musi, tzn. że prawidło umysłu, wskazujące prawdę w tym twierdzeniu, nie odmienia się nigdy, i dlatego w którymkolwiek czasie to twierdzenie odniesiemy do owego prawidła, zawsze ono okaże się prawdziwe.Wytłumaczmy teraz, czym się to dzieje, że gdy prawidła myślenia, które nam podaje natura umysłu naszego, powinny być jedne i te same u wszystkich ludzi, sposób ich jednak myślenia bywa różny i odmienny. Nie skądinąd pochodzić to może, tylko stąd, że nie wszyscy równie radzić się umieją tych przyrodzonych myślenia prawideł, nie wszyscy je równie poznają, czyli, co jedno znaczy, nie u wszystkich z równą jasnością są one rozwinięte w umyśle.tom II: Psychologia, Teologia przyrodzona, Filozofia moralnaŻadnej rzeczy wyjaśnienie nie doznało tylu trudności jak wykład woli ludzkiej i połączonej z nią wolności. Ta część psychologii otworzyła największe pole sporom i zarzutom, już to dlatego, że wyrażenia, którymi oznaczano te dwie władze, będąc mniej trafne, nie mogły być jednostajnie zrozumiane od wszystkich, już dlatego, że nie utworzono sobie jasnego i dokładnego tych dwóch władz wyobrażenia.Co innego jest twierdzić, że pewne rzeczy nigdy dokładnie pojęte i wytłumaczone być nie mogą, a co innego jest mówić, że się sprzeciwiają rozumowi. Stworzenie np. świata z niczego przez Najwyższą Istotę w niczym nie jest przeciwne rozumowi; z tym wszystkim przymuszeni jesteśmy wyznać, że sposób tego stworzenia nigdy jasno pojęty i dokładnie wyłuszczony być nie może.Najwyższa zasada moralności, której szukają filozofowie, powinna być twierdzeniem praktycznym tak ogólnym, ażeby z niego wywieść się mogły wszystkie zgoła prawdy moralne. Podług naszego zdania wyrażenie najogólniejszego prawidła moralności mogłoby oznaczyć się sposobem następującym: Tak czyń zawsze, ażebyś się nie wstydził wyznać przed całym światem twój postępek i objawić pobudki, jakie cię do niego skłoniły.
Nauka apokaliptyki zakłada bierny stosunek do wydarzeń historii. Wszelkie czynne działania są zbędne. Los historii świata jest z góry określony i byłoby absurdem przeciwdziałać mu. W stylu apokaliptycznym przeważa strona bierna. W apokalipsach nikt nie działa, lecz wszystko się dzieje. Nie: Bóg słyszy krzyki, lecz: Krzyki dobiegają Boga. Nie: Mesjasz wyrokuje o ludziach, lecz: zapada wyrok nad ludem. Pasywny styl apokaliptyki, który można spotkać również u Karola Marksa, jest ugruntowany w braku wiary w człowieka. Długi okres cierpienia, powtarzające się rozczarowania, miażdżąca siła zła, potworny kolos demonicznego królestwa światowego wszystko to pozwoliłoby apokaliptyce zwątpić w odkupienie, gdyby zależało ono od woli i chęci człowieka. Zresztą zło nie jest samym tylko ludzkim odruchem. Zło jako ludzki odruch jest tylko jedną z wielu postaci zła, a przy tym najbardziej powierzchowną. Zło jest raczej istotą świata, siłą kosmiczną. Dlatego kiedy u kresu postać świata przeminie, wraz z nią przeminie także zło jako ludzki odruch.
Książka mówi o tym, jak żyłem i zmieniałem się z Kierkegaardem. Próbowałem czytać Duńczyka już w Polsce w latach sześćdziesiątych minionego wieku i niewiele z tej lektury zrozumiałem. Dopiero w Kopenhadze, chyba w połowie lat siedemdziesiątych, zacząłem go czytać systematycznie i po duńsku. Od tego momentu upłynęło 40 lat. Z czasem mocno się go uczepiłem. Umieszczając obok siebie eseje, z których pierwszy pochodzi z 1992 roku, zaś ostatni z 2014, nieoczekiwanie zauważyłem, że mój stosunek do Kierkegaarda uległ z czasem zmianie, przechodząc od bezkrytycznego niekiedy zachwytu do podziwu mniej gorącego, wystudzonego doświadczeniem dojrzałości i nadchodzącej starości. - Bronisław Świderski
Jak rozjaśniająca była chwila śmierci Chrystusa, w której odrzucił narodowość! Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Jednak obecnie ortodoksi stali się prawdziwymi nacjonalistami – nawet tworzą teorie o chrześcijańskich państwach i narodach. A przecież gdy nacjonalizm dyktuje porządek dnia, trudno postawić na religię. Znakiem ortodoksji staje się wtedy narodowy fanatyzm. - Soren Kierkegaard
Bronisław Świderski (1946) - student Wydziału Filozofii i Socjologii relegowany z UW za udział w pokojowym proteście w 1968 roku, wielokrotnie przesłuchiwany, wcielony do karnej kompanii wojskowej, a następnie pozbawiony polskiego obywatelstwa, którego dotąd mu nie zwrócono. Od 1970 uchodźca polityczny w Danii, gdzie studiował socjologię kultury. Pracownik naukowy na Uniwersytecie Kopenhaskim, m.in. w Instytucie Slawistycznym i w Centrum Badawczym Sorena Kierkegaarda. ?
Okropny to był próg do przestąpienia. Wszakże wahanie się w tak ciężkim położeniu jeszcze mi się przykrzejszym wydało. Porywam więc świecę – i wchodzę. Za mną drudzy. Wszędzie cichość wielka. Rzucam okiem po pokoju – wszędzie dość porządnie – nic w tym pomieszkaniu śmierci nie zdawało się zapowiadać gwałtownej jej ofiary. Tylko jeden zakątek, gdzie łóżko stało... ach! straszny to zakątek!... będę go długo pamiętał. Na koniec trzeba było i do niego przystąpić... Leżał na łożu Jan Potocki w szlafroku, obrócony niby twarzą do muru. Położenie jego ciała było tak spokojne, jakby człowieka głęboko uśpionego – żadnego nie było widać konwulsyjnego rzutu członków. Ręce przed sobą miał niby od niechcenia rozwarte, obok nich złowróżbny pistolet na pościeli, w części rozerwany. Przystąpił także ze świecą Konstanty i szuka oblicza – ale tego ani śladu nie było. Całe wysadzone zostało na miazgi potężnym strzałem i tylko tylni czerep głowy z mózgiem drgającym, jakby naczynie jakie garncarskie strzaskane, ukazał się przed oczy. Po ścianie, po posadzce, wszędzie wkoło nas było pełno mózgu. W mózgu Potockiego jednemu z nas noga się poślizgnęła. Abominatio desolationis!!! (ks. Stanisław Chołoniewski)
Hasło "Europejski wymiar bezpieczeństwa energetycznego" nie ma swojej literatury przedmiotu, nie znalazło dotąd też swego odzwierciedlenia w publicystyce, jest jednak rozpoznawalne i czytelne. Zawartość merytoryczna jego treści nie nasuwa wątpliwości.
Chrześcijaństwo stało się czymś innym, niż było pierwotnie. Bez względu na to, jak bardzo współczesność ceni je za usługi oddawane jej w dążeniu do ziemskich celów, takie chrześcijaństwo wtopione całkowicie w cele doczesności, chrześcijaństwo, z którym, jak sądzimy, dobrze nam na ziemi, nie jest już tym, czym było ono, gdy przepełniało nas życiem innego świata. Jednak to archetypalne chrześcijaństwo nie przetrwało długo. Pierwsi chrześcijanie sądzili bowiem, że tylko przez krótką chwilę będą musieli żyć wraz ze światem. Nie wyobrażali sobie, by ich żarliwa wiara mogła posłużyć za eliksir życia podtrzymujący istniejący świat.
Franz Overbeck (1837–1905), teolog-agnostyk, wykładowca historii Kościoła na uniwersytecie w Bazylei, najbliższy chyba przyjaciel Nietzschego, pierwowzór Serenusa Zeitbloma z Doktora Faustusa Tomasza Manna, odkrywany jest dziś na nowo po dziesięcioleciach zapomnienia jako myśliciel niezwykle oryginalny i samodzielny. Jego tezy o zasadniczej wrogości między teologią a religią, apokaliptycznym horyzoncie wczesnego chrześcijaństwa i zbliżającym się finis christianismi, przez długi czas ignorowane, stały się w ostatnich latach przedmiotem ożywionej dyskusji w teologii – głównie protestanckiej – i filozofii religii.
Zebrane tu szkice łączy perspektywa dialektyki teologicznej. Pojęcie to nieprzypadkowo stanowi lustrzane odbicie „dialektyki oświecenia”. Obie odmiany dialektyki wskazują na historyczny, przypadkowy i skończony charakter języka i myślenia, odsyłając do tego, co poza-dialektyczne: chcą raczej ratować różnicę niż ją integrować. Obie są zatem tragiczne, choć w odwróconym, nowoczesnym sensie. O ile antyczny tragizm polegał na starciu tego, co świadome i rozumne (charakter), z tym, co nieświadome i pozaludzkie (losem), nowoczesny, odwrócony tragizm odkrywa, że sam rozum jest zamaskowaną pozaludzką siłą; losem, który rzuca wyzwanie temu, co ludzkie. O ile jednak dialektyka oświecenia Adorna i Horkheimera stanowi skrajnie protestanckie skrzydło europejskiej dialektyki teologicznej (to znaczy stanowi próbę wyciągnięcia radykalnych konsekwencji z wielkopiątkowej nowiny: „Bóg umarł!”), o tyle zebrane w Masce i oku eseje ciążą ku biegunowi przeciwnemu, którego patronami okazują się Schelling, Lukács, Schmitt, a zwłaszcza Brzozowski. Jest to biegun katolicki, to znaczy odrzucający zakaz obrazów, niebojący się metafor, symboli i mitów, widzący świat jako igrzysko boskich sił – choć dostrzegający zarazem problematyczność i niebezpieczeństwa takiej perspektywy.
Najważniejsi nasi filozofowie XIX stulecia zamieszkiwali – w duchowym sensie tego słowa – pogranicze polsko-niemieckie. Libelt był doktorantem Hegla. Cieszkowski napisał pierwsze swe dzieło, Prolegomena zur Historiosophie, po niemiecku. Trentowski mieszkał we Fryburgu Bryzgowijskim, miał niemiecką żonę i rozmawiał z córką po niemiecku. Wszyscy oni w pewnym momencie zrozumieli, że nie mogą być Niemcami – że muszą być Polakami – i to z powodów, które warte są przemyślenia. Były to bowiem powody filozoficzne.Podam tylko jeden. W tradycji polskiej jest słowo z trudem przekładalne na inne języki. Nie z racji swej gramatycznej złożoności, lecz z powodu bagażu doświadczeń, które ze sobą niesie. To słowo „inteligent”. Wynalazł je Karol Libelt i od początku było ono pewnym projektem filozoficznym – kryła się za nim dialektyka różnojedni, inna od analogicznych formuł heglowskich i schellingiańskich. Filozof w Polsce, uważał Libelt, musi być inteligentem.[Spis treści]PREZENTACJETomasz Herbich, Libelt i Pol. U źródeł polskiej filozofii narodowejKarol Libelt, Wstęp. Estetyka uważana jako przejście do filozofii czystejKarol Libelt, Stanowisko sztuki do natury. Różnica między pięknem natury a pięknem sztukiKarol Libelt, Wstęp do Piękna naturyKarol Libelt, Myśl, słowo i czyn. Rzecz filozoficzna o urzeczywiszczaniu się duchaKarol Libelt, Rozbiór krytyczny dzieła Bronisława Trentowskiego Grundlage der universellen PhilosophieWincenty Pol, Pamiętnik do literatury polskiej XIX wieku. Prelekcja XBronisław Trentowski, Kosmozofii dział wtóry. Morfozofia lub filozofia formy świata i morfozykiESEJEMaciej Możański, O pojęciu inteligencji w O miłości Ojczyzny Karola LibeltaKonrad Wyszkowski, O pewnym kłopotliwym fragmencie z Myślini Trentowskiego. Jak wykładać filozofię polską i trochę o logice języka naturalnegoMaksymilian Kornatowski, „Noumenalne moce” w systemach filozoficznych Immanuela Kanta, Friedricha Schellinga i Alfreda Northa WhiteheadaJakub Pyda, Irydion – Syn cieniów. O ewolucji myśli antropologicznej Zygmunta KrasińskiegoKarolina Filipczak, O peryferyjnym uniwersalizmiePOLITYKAWawrzyniec Rymkiewicz, Apologia Andrzeja Leppera. Odpowiedź na pytania „Praktyki Teoretycznej”ANTYKWARIATSadik Dżalal al‑Azm, Orientalizm i orientalizm odwróconyRECENZJE I POLEMIKISzymon Wróbel, Świat wieczystej niedzieli. Na marginesie książki Ivana Dimitrijevicia zatytułowanej Dysputa o dzieleKacper Kutrzeba, „Od tego się wyzwalamy, co umiemy zastąpić”. Czy Mickiewicz i Ern potrafią wyzwolić się od filozofii niemieckiej?ks. Jan Sochoń, Teoria widzenia i jej konsekwencje
Głównym bohaterem kolejnego tomu kwartalnika „Kronos” jest Aleksander Kojeve. Rosyjski filozof działający w pierwszej połowie ubiegłego stulecia w Paryżu, nie bez racji porównywany do Nabokova. Uchodzi on za najważniejszego XX-wiecznego komentatora Hegla. Jego myśl przekracza jednak granice historycznego komentarza ? będąc znakomitym przykładem na to, że interpretacja może być dziełem samodzielnym. W dziale Prezentacje znajdzie Czytelnik wybór pism Nikołaja Fiodorowa. Ten rosyjski mesjanista uważał, że ostatecznym celem nauki jest ustanowienie absolutnej władzy człowieka nad przyrodą. A zatem ? konsekwentnie ? pokonanie śmierci i wskrzeszenie umarłych. Projekt Fiodorowa jest niewątpliwie szaleństwem. Warto jednak zapytać, czy ten dziwny autor nie budzi przypadkiem fantazmatów, które faktycznie leżą u podstaw dzisiejszej biotechnologii? Czy idea absolutnej władzy nad przyrodą ? ściśle związana z przekonaniem o jej całkowitej poznawalności ? nie jest jedną z idei fundamentalnych naszej cywilizacji? Jest to przecież ? idea Boga. Bohaterem Archiwum Filozofii Polskiej jest z kolei Stanisław Brzozowski. Sto lat temu jego myśl była polską odpowiedzią na Fenomenologię Ducha Hegla. Historia Polaków da się opowiedzieć w języku tego dzieła, zarysowuje bowiem przed nami symboliczne figury Pana i Niewolnika. W Polsce niewolnikami byli chłopi, panami ? szlachta i inteligencja. Brzozowski chciał nadać formę pańską ? a zatem formę polską, kształt zachowany z I Rzeczpospolitej ? robotnikom, łącząc w jednym geście rewolucję socjalną z ideą narodowego powstania (to samo czynił wtedy, koło roku 1905, Józef Piłsudski). Robotnik Brzozowskiego, narodzony z lektury Marksa, ma rysy nietzscheańskiego Nadczłowieka. W istocie jednak jest polskim Panem ? który narzuca swoją wolę Historii i Naturze.
Dziady jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem swoim zasięga czasów pogańskich i zwała się niegdyś ucztą kozła, na której przewodniczył koźlarz, huślar, guślarz, razem kapłan i poeta (gęślarz). W teraźniejszych czasach, ponieważ światłe duchowieństwo i właściciele usiłowali wykorzenić zwyczaj połączony z zabobonnymi praktykami i zbytkiem częstokroć nagannym, pospólstwo więc święci Dziady tajemnie w kaplicach lub pustych domach niedaleko cmentarza. Zastawia się tam pospolicie uczta z rozmaitego jadła, trunków, owoców i wywołują się dusze nieboszczyków. Godna uwagi, iż zwyczaj częstowania zmarłych zdaje się być wspólny wszystkim ludom pogańskim, w dawnej Grecji za czasów homerycznych, w Skandynawii, na Wschodzie i dotąd po wyspach Nowego Świata. Dziady nasze mają to szczególnie, iż obrzędy pogańskie pomieszano z wyobrażeniami religii chrześcijańskiej; zwłaszcza iż Dzień Zaduszny przypada około czasu téj uroczystości. Pospólstwo rozumie, iż potrawami, napojem i śpiewami przynosi ulgę duszom czyśćcowym.
Cel tak poważny święta, miejsca samotne, czas nocny, obrzędy fantastyczne przemawiały niegdyś silnie do mojej imaginacji; słuchałem bajek, powieści i pieśni o nieboszczykach powracających z prośbami lub przestrogami; a we wszystkich zmyśleniach poczwarnych można było dostrzec pewne dążenie moralne i pewne nauki gminnym sposobem zmysłowie przedstawiane. Poema niniejsze przedstawi obrazy w podobnym duchu, śpiewy zaś obrzędowe, gusła i inkantacje są po większej części wiernie, a niekiedy dosłownie z gminnej poezji wzięte.
Nowe wydanie „Dziadów” Adama Mickiewicza odczytanych z rękopisów. Wydanie krytyczne – którego autorem jest prof. Wojciech Kruszewski – zawiera szczegółowe omówienia, przypisy naukowe, a także materiał wizualny: zdjęcia i skany rękopisów Mickiewicza. W apendyksie książki znalazły się transliteracje wiernie przytaczające zapis pierwszych wersji utworu Mickiewicza, a także zestawienia kolejnych odmian tekstu.
Modus operandi współczesnej Akademii wydaje się nadzwyczaj osobliwy. W latach 60. ubiegłego stulecia Allan Bloom poddał miażdżącej krytyce politykę uniwersytecką w najbardziej rozwiniętym kraju świata. Tymczasem polscy i europejscy akademicy zrobili wszystko, aby do tej krytyki „doczołgać się”, „dorosnąć”, przez co problemy, o których pisał Bloom, stały się nagle problemami współczesności. Ściślej mówiąc, zrobiliśmy wszystko, aby stały się one naszymi problemami. Kto za to odpowiada? Gdzie szukać winnych? Dlaczego nadal imitujemy najgorsze rozwiązania, które tak celnie wypunktował Allan Bloom? Odpowiedź na te pytania nie dotyczy – jak skłonni bylibyśmy przypuszczać – pragmatyki zarządzania Uniwersytetem. Odsyła nas ona dalej, bo aż do mroków natury ludzkiej, która, choć dobra chce, zawsze wybiera zło.
Modus operandi współczesnej Akademii wydaje się nadzwyczaj osobliwy. W latach 60. ubiegłego stulecia Allan Bloom poddał miażdżącej krytyce politykę uniwersytecką w najbardziej rozwiniętym kraju świata. Tymczasem polscy i europejscy akademicy zrobili wszystko, aby do tej krytyki doczołgać się, dorosnąć, przez co problemy, o których pisał Bloom, stały się nagle problemami współczesności. Ściślej mówiąc, zrobiliśmy wszystko, aby stały się one naszymi problemami. Kto za to odpowiada? Gdzie szukać winnych? Dlaczego nadal imitujemy najgorsze rozwiązania, które tak celnie wypunktował Allan Bloom? Odpowiedź na te pytania nie dotyczy jak skłonni bylibyśmy przypuszczać - pragmatyki zarządzania Uniwersytetem. Odsyła nas ona dalej, bo aż do mroków natury ludzkiej, która, choć dobra chce, zawsze wybiera zło.
Historyczno-antropologiczne studium, które czyta się jak trzymającą wnapięciu powieść. Dysputy paryskich uczonych o polskich wampirach, Mickiewiczwychodzący z grobu, picie trupiej krwi w czasie zarazy i zupełnie nowespojrzenie na ludowe wierzenia. Bogactwo nieznanych dotąd materiałów źródłowychodsłania zapomnianą i odrzuconą historię życia, śmierci i czegoś pomiędzy nimiwiarę trwającą w Polsce przynajmniej przez pół tysiąclecia, aż do schyłku XXwieku. Książka bogato ilustrowana obrazami jednej z najważniejszych polskichmalarek współczesnych, Aleksandry Waliszewskiej. Upiór. Historia naturalnaŁukasza Kozaka, to praca bezprecedensowa. Trudno zrozumieć polską kulturę - wtym jej najważniejsze dzieła literackie, wymieniając choćby Mickiewicza czyLeśmiana - nie znając wierzeń ludowych. Upiory, wieszczy, strzygi i strzygonie -czyli ""polskie wampiry"" są najważniejszym ich elementem. Zjawiska spychaneczęsto na peryferia ""zabobonu"" i uznawane za element niepoważny lub niepożądany,doczekały się wreszcie szerokiego opracowania. Upiór otwiera całkowicie nowyrozdział w postrzeganiu tej części polskiej kultury i historii, która była albomarginalizowana, albo odcięta od źródeł - ulegała deformacji będąc zepchniętą dopojęć ludowej demonologii czy ""mitologii niższej"". Autor przeprowadził szerokąkwerendę w zignorowanych dotąd źródłach - od uczonych rozpraw z czasównowożytnych, przez dokumenty sądowe, traktaty teologiczne, barokową poezję ioświeceniową publicystykę, a wreszcie materiały etnograficzne i doniesieniaprasowe sięgające XX w., które pokazują, jak trwała była wiara w upiory naziemiach dawnej Rzeczpospolitej. Materiały obejmują również teksty łacińskie,francuskie, ukraińskie, kaszubskie, niemieckie i hebrajskie - przełożone izebrane w źródłowym aneksie do książki. Upiór powstał na podstawie ponad stuhistorycznych i etnograficznych przekazów. Ten obszerny wybór stanowi doskonałypunkt wyjścia do dalszych badań, interpretacji i twórczych inspiracji. Upiorytraktuję nie jako demoniczne kuriozum z przeszłości, a ludzi. Ludzi, którzynierzadko rodzili się upiorami, przyjmowali fatalistycznie swój upioryzm,ukrywając go, lub przeciwnie: traktując jako powołanie, a nawet profesję. Osobyza życia, a zwłaszcza po śmierci, wykluczane ze społeczności wykluczonych.Zasługują one na własną historię opowiedzianą przez nie same, przez tych, wktórych wzbudzały nieopisaną grozę, a wreszcie i tych, dla których pozostałyjedynie potwornym zabobonem lub ludowym wierzeniem i przedmiotembadań.
Mózg i fetyszeNowy tom naszego kwartalnika otwiera wybór najważniejszych fragmentów słynnej rozprawy Freuda z roku 1895, Entwurf einer Psychologie, w której wiedeński lekarz daje szkic „psychologii naukowej”, opisując świadomość w kategoriach neurologicznych; zamyka ? esej Karola Irzykowskiego, który jako jeden z pierwszych dostrzegł literacki potencjał psychoanalizy, w mechanizmach nieświadomości widząc figury poetyckie. W dziale Eseje, obok artykułu Lacana i Granoffa o fetyszyzmie, pomieściliśmy teksty poświęcone dziełu francuskiego psychoanalityka, który uchodzi dzisiaj ? z racji swoich tematów: języka i podmiotu ? za pierwszego filozofa pomiędzy następcami Freuda.Uwagę Czytelnika chcielibyśmy zwrócić szczególnie na fragment książki Pierre’a Legendre’a Zbrodnia kaprala Lortie. Traktat o Ojcu. Legendre ? uczeń Lacana i twórca „antropologii dogmatycznej” ? buduje język wielokształtny i polisemiczny, śmiało łącząc psychoanalizę i filozofię prawa, historię kultury i metafizykę. Zamieszczony przez nas fragment jest napisany w poetyce psychoanalitycznego kryminału. Opowieść o masakrze w parlamencie Quebecu jest tu punktem wyjścia do analizy symbolicznych figur Ojca i Syna, które, w przekonaniu Legendre’a, zarysowują fundamentalną strukturę Tradycji, umożliwiając montaż podmiotu i pozwalając człowiekowi rozpoznać własne miejsce w istnieniu (Otchłani, mówi Legendre, nadaliśmy twarz Ojca). Dzieło to pokazuje, jakie możliwości stoją jeszcze przed spadkobiercami wiedeńskiego doktora.
Masie wydaje się, że dla większości ludzi wykształcenie jest jedynie środkiem uzyskania ziemskiego szczęścia przez bardzo nielicznych: możliwie upowszechnione wykształcenie osłabia to wykształcenie tak bardzo, że nie może już ono zapewniać żadnych przywilejów i żadnego respektu. Wykształcenie w pełni upowszechnione jest barbarzyństwem.
Miasto jest dwuznaczne. Nie jest tylko miejscem harmonii, schronienia. Jest również miejscem strachu. Żywimy nadzieję, że zostawimy go za bramą miasta, za drzwiami naszego domu. Następnie jednak odkrywamy, że znajdzie on zawsze sposób, by przeniknąć do wewnątrz. Jak gdyby na tym właśnie polegało przekleństwo naszych miast.
Pięć lat temu „Kronos” opublikował pierwsze polskie tłumaczenie pism Joachima z Fiore, najwybitniejszego średniowiecznego historiozofa. W tym numerze „Kronosa” publikujemy dzieła franciszkańskich spirytuałów, ideowych spadkobierców Joachima. Spirytuałowie, podejmując fundamentalne wymiary jego historiozofii, połączyli je ze swoim franciszkańskim doświadczeniem radykalnego ubóstwa i nadali im nowy, pogłębiony wymiar. Odkrywanie dziś ich idei pozwala na zetknięcie się z jedną z najważniejszych w myśli zachodniej prób wydobycia „duchowej mocy historii”. Prób, bez których podejmowania Taubes nie wyobrażał sobie uprawiania filozofii.
Żyjemy w społeczeństwach po „śmierci Boga”. Ta formuła ma dla Gaucheta sens ściśle socjologiczny. Kres religii nie oznacza jej zaniku, lecz zasadnicze przemieszczenie: u początku dziejów rodzaju ludzkiego religia była fundamentem więzi społecznych, dzisiaj ? jest ważnym elementem życia psychicznego, zaspokajając emocjonalne potrzeby jednostki. Najważniejszym argumentem za religią jest poczucie bezsensu i rozpaczy ogarniające człowieka pozbawionego wiary w Boga.
Miejsce chrześcijaństwa w tym ruchomym porządku jest paradoksalne: było ono ? zgodnie z formułą Gaucheta ? „religią wyjścia z religii”. Chrześcijański monoteizm, umieszczając Boga poza światem i przypisując mu nieskończone atrybuty, doprowadził do odczarowania i desakralizacji rzeczywistości widzialnej. Z kolei wiara w jednostkową nieśmiertelność i ciężar położony na moralnej świadomości jednostki stały się podstawą europejskiego indywidualizmu. Chrześcijaństwo, jego trwająca dwa tysiące lat praca złożyły religię do grobu.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?