W grudniu 2023 roku do kilkunastu mieszkań najważniejszych osób z kierownictwa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych wkraczają funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Do mieszkania prezesa agencji Michała Kuczmierowskiego wchodzą na ostro: w akcji biorą udział uzbrojeni antyterroryści. Oto rozpoczyna się rozbijanie funkcjonującej w najbliższym otoczeniu szefa rządu jak to później określi prokuratura zorganizowanej grupy przestępczej, która okraść miała budżet państwa na co najmniej kilkaset milionów złotych. A skala wykrytego przekrętu nie znajduje odzwierciedlenia w żadnej z ujawnionych kiedykolwiek afer. Wcześniej agenci CBA przez wiele miesięcy podsłuchują rozmowy telefoniczne osób z kierownictwa RARS i obsługujących ją przedsiębiorców. Orientują się, że wszyscy tam są ze sobą powiązani, doskonale się znają i spotykali się z samym Mateuszem Morawieckim. Efektem operacji CBA pod kryptonimem Walet i śledztwa prokuratury było odkrycie w najbliższym otoczeniu premiera prawdziwego korupcyjnego układu przez wielkie U. Jego twórcami i głównymi beneficjantami są ludzie z najbliższego otoczenia Morawieckiego: harcerze, ludzie z Solidarności Walczącej, a także współpracownicy premiera z jego kancelarii. Jaka była rola premiera w aferze, na której Skarb Państwa stracił, lekko licząc, od pół miliarda do nawet siedmiuset milionów złotych? Jacek Harłukowicz, ceniony dziennikarz śledczy, zrobił dziennikarskie śledztwo, którego wyniki Czytelnik znajdzie w tej książce.
Seria wydawnicza czytamy po włosku to adaptacje największych dzieł literatury światowej w wersji dwujęzycznej, przeznaczonej dla uczących się języka włoskiego. Adaptacja powieści Lucy Maud Montgomery Anna dei tetti verdi. Ania z Zielonego Wzgórza została przygotowana z myślą o czytelnikach na poziomie średnio zaawansowanym, jednak dzięki obecności polskiego tłumaczenia z książki korzystać mogą również początkujący w nauce języka włoskiego.
Książka Edyty Zemły to kolejny po Armii w ruinie wstrząsający raport o stanie polskiej armii widziany oczami generałów i oficerów. Grozi nam wojna, a nie wykorzystujemy doświadczeń tej wojny, która się toczy od kilku lat tuż od naszym nosem. Mamy więc naszą armię w rozsypce i zdestabilizowane przez Trumpa NATO - mówią bez ogródek. Zamiast gotowych do walki jednostek, mamy rozbudowaną biurokrację, przestarzały sprzęt i brak realnego przygotowania do współczesnego pola walki:"Zbudowaliśmy sobie armię sztabowców. Departamenty, zarządy, inspektoraty, centra, sztaby, szkolnictwo, szpitalnictwo, jakieś jednostki kartografii, geografii, orkiestry pieśni i tańca. To są świetne fuchy. Jeżeli więc sobie uświadomimy, że w tej masie wojskowych urzędników jest tylko 30 tysięcy żołnierzy zdolnych do walki, to strach się bać. Autorzy wypowiedzi ujawniają kulisy chaosu, niekompetencji i iluzji wielkiej armii: Wojna na Ukrainie to wojna dronów. A my ładujemy całą kasę w ciężki sprzęt i długie lufy. Natomiast dronizacja pola walki nadal jest w naszej armii tylko hasłem na konferencjach i sympozjach naukowych. Jakby to było jakieś science fiction. Ukraina wcale nas nie obudziła."
Krzesimir Dębski, znany kompozytor, od lat walczy, żeby Ukraińcy to, co stało się w 1943 roku na Wołyniu, kiedy nacjonaliści z Ukraińskiej Powstańczej Armii wtargnęli do kościołów i domów w wołyńskich miastach i wsiach, by pozabijać Polaków, uznali zgodnie z prawdą historyczną za ludobójstwo. Jego rodzice cudem uratowali się z pogromu, jaki urządzili Ukraińcy z UPA we wsi Kisielin i okolicach, banderowcy jednak porwali i zabili jego dziadka i babcię. Pozbierane w tej książce relacje świadków tej rzezi, w tym rodziców Krzesimira Dębskiego, są wstrząsającym świadectwem barbarzyństwa.Do tej pory na Ukrainie rzeź wołyńska nie została oficjalnie nazwana czystką etniczną, jakiej ukraińscy nacjonaliści z UPA dopuścili się na Polakach. We wszystkich krajach naziści i faszyści zostali potępieni. A zbrodniarze z UPA wręcz przeciwnie, w swoim kraju są gloryfikowani. 60 procent Ukraińców uważa Stepana Banderę za największego bohatera Ukrainy. W czasie wojny z Putinem stał się symbolem oporu wobec Rosjan. A ja bym chciał pisze Krzesimir Dębski żeby w ukraińskich podręcznikach było napisane, co naprawdę robiła UPA. Wydanie nowe, uzupełnione.
Pałac prezydencki jest jak dwór, żyje swoim własnym życiem, oderwanym od zewnętrznej rzeczywistości. W pałacu dzieją się rzeczy ludzkie, nie tylko urzędowe.Pałac prezydencki to prawdopodobnie najbardziej zamknięte środowisko w Polsce. Nie ma tu ludzi przypadkowych, nie ma niewiernych, nie ma niesprawdzonych. To środowisko, które doskonale odcina swojego pryncypała od rzeczywistości i sprawia, że staje się on politykiem obracającym się wyłącznie wśród swoich. I traci kontakt z rzeczywistością.
Lektura tej książki powinna nas poważnie zaniepokoić. Jesteśmy państwem przyfrontowym, a wysocy rangą oficerowie oceniają stan polskiej armii jako katastrofalny. Przez osiem lat karmieni byliśmy propagandą sukcesu przez Macierewicza i Błaszczaka o trzystutysięcznej armii, wyposażeniu wojska w najnowocześniejszy sprzęt. Autorka, najlepsza ekspertka wojskowa wśród dziennikarzy, powiedziała: sprawdzam. Dzięki swoim unikatowym kontaktom dotarła do kilkudziesięciu generałów, dowódców, pracowników Biura Bezpieczeństwa Narodowego, współpracowników prezydenta. Wszyscy mówią jedno: za swoich rządów PiS zrujnował wojsko. I podają przykład za przykładem. Nazwisko za nazwiskiem. Wszystko podporządkowane zostało polityce. Dobrzy dowódcy zostali zdymisjonowani, na ich miejsce wyznaczono miernych, ale wiernych. Dawne ścieżki kariery, kiedy trzeba było żmudnie pracować na kolejny awans, zostały odwołane. Oficerom zaoferowano błyskawiczne kariery za lojalność albo koniec kariery za brak lojalności. Osobiste osiągnięcia, misje wojskowe w Iraku czy Afganistanie zeszły na drugi plan. Nie one decydowały o losie oficerów, nie one się liczyły. To była rewolucja. Zawsze układy personalne miały jakieś znaczenie, teraz stało się inaczej tylko one miały znaczenie. Dawniej intrygi były marginesem, teraz były prowokowane od góry przez samego ministra obrony. W strukturze wojska nastąpiło trzęsienie ziemi. Hierarchię zastąpiła wojna o władzę. Usłużni generałowie walczyli o swoją pozycję intrygą, donosem, dyspozycyjnością. Te praktyki z czasem wędrowały w dół. Przez osiem lat rządów PiS apolityczna z zasady armia została przeżarta rakiem polityki. Nawet wojna w Ukrainie nie zmieniła praktyki zarządzania wojskiem. Wpływ polityki stał się jeszcze bardziej widoczny. Wszystko stało się pijarem, nawet wielkie zakupy uzbrojenia. Dość powiedzieć, że wojsko zostało całkowicie odsunięte od zakupów. To nie generałowie zgłaszali ministrowi, jakiego sprzętu potrzebują do obrony kraju. To minister Błaszczak podejmował decyzje. Kupował nie to, co było potrzebne, ale to, co było pod ręką, i co mogło zrobić wrażenie na wyborcach. Wojna zamiast opamiętania, doprowadziła polityków do zatracenia. Wizja nadchodzących wyborów sprawiła, że realne bezpieczeństwo zeszło na daleki plan. Nie szukali sprzętu, który jest w stanie skutecznie bronić Polski, ale takiego, który buduje w społeczeństwie iluzję siły. Czy nasza armia posiada jeszcze zdolności bojowe? Tego nie wie nikt. Jak mówi w książce doświadczony oficer, wykładowca akademii wojskowej: Po wybuchu pełnospektaklowej wojny na Ukrainie, wszystkie kraje europejskie zmieniły lub poprawiły swoje dokumenty strategiczne. Także NATO wydało wówczas nową strategię. W polskim państwie nic się nie zadziało. Wojsko nie przeprowadziło nawet przeglądu obronnego, żeby sprawdzić, na czym stoimy. A nie zrobiono tego, bo wyszłyby wtedy wszystkie błędy, niedostatki, niedoinwestowania, a to psułoby obraz wojska. Mijają dwa lata wojny, a armia nadal nie ma własnego przeglądu obronnego.Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Książka opisuje karierę Jarosława Kaczyńskiego do dziś. Kto sądzi, że o Kaczyńskim wie wszystko, książkę czytać będzie z rosnącym zdziwieniem. Zobaczy inną postać, niż znał do tej pory. Inaczej też spojrzy na całą polską politykę.
Jarosław Kaczyński nigdy nie chciał rządzić, nie miał takiej potrzeby. Nie kusił go żaden z wymiarów władzy – ani nie chciał się napawać jej posiadaniem, ani nie miał ambicji zmiany rzeczywistości własnymi rękami. Stworzył kilka projektów głębokiej zmiany realiów, ale nie on był ich adresatem, lecz jego brat. W rodzinnym podziale pracy Lech był przeznaczony na władcę, on miał zmieniać Polskę, Jarosław miał być szefem jego politycznego zaplecza oraz głównym doradcą. Gdy brata zabrakło, spełniał się w roli psa ogrodnika. Odganiał innych od czegoś, czego sam nie lubił. A co lubił?
Jarosław nigdy nie marzył o władzy, zawsze marzył o partii. Ale nie tylko. Chciał być także liderem opinii. Jego potrzeba umysłowej dominacji jest tak silna, że najkrótsza charakterystyka Kaczyńskiego brzmiałaby następująco: jest politykiem, który nie chce władzy, nieopanowanie natomiast pragnie dożywotniego miejsca w polityce (czyli partii) oraz intelektualnego przywództwa. Jego metodą uprawiania polityki jest permanentna wojna. Bez wojny Kaczyński nie byłby Kaczyńskim. Kto opisuje jego działania za pomocą poglądów, nie zrozumie niczego. Żmije gryzą nie dlatego, że mają poglądy, ale ponieważ mają zęby. Kaczyński się bije, bo tylko wojna pozwala mu przeżyć. Światem sytego triumfu nie potrafi rządzić. Gdy wychodzi słońce, Kaczyński jest brzydki, gdy trwa burza, wydaje się wielki. Dlatego bezustannie tańczy o deszcz.
Rozmówcy Igora Janke, autora popularnego podcastu Układ otwarty prorokują, że za trzydzieści lat Polska może stać się potężnym państwem o dużej randze międzynarodowej, z silną armią i nowoczesną gospodarką. Wierzą w niezwykłą przedsiębiorczość Polaków, którzy po 1989 roku dokonali największego skoku w Europie. Drugi skok jest na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko zlikwidować pewne bariery. Jakie i jak to zrobić – mówią ludzie, którzy odnieśli ogromne sukcesy. Na przykład Rafał Brzoska, szef InPostu, mówi tak: Jeżeli mówimy o skali podatkowej, to uważam, że polski system jest bardzo dobry i sprawiedliwy. Natomiast jest zdecydowanie nieprosty. Jest opresyjny, pozostawia dużą dowolność interpretacyjną, która rodzi wiele ryzyk. To stanowi dziś ogromną barierę. Uproszczenie systemu podatkowego, ujednolicenie zachęt inwestycyjnych jest konieczne. Nie może być tak, że ktoś dostaje zdecydowane fory tylko i wyłącznie dlatego, że jest znacznie większym inwestorem albo obiecał utworzyć tyle a tyle miejsc pracy. Często potem okazuje się, że to są miejsca pracy słabej jakości, źle opłacane, mamy do czynienia wręcz ze swego rodzaju wyzyskiem. Ta nierówność, która została stworzona, uderza w polskie firmy. Musimy potem konkurować z dużym graczem na rynku, na którym on startował z lepszej pozycji. A szef Maspexu, Krzysztof Pawiński radzi, żeby wyciągać wnioski z cudzych błędów: Sukces to nie jest ciąg genialnych decyzji, sukces to jest suma mniejszej ilości popełnianych błędów. Łatwiej być lepszym, jeśli się ma dobrze zrobioną taką analizę wsteczną. Popatrzmy na gospodarkę niemiecką, na błędy, które poczyniono tam na przykład z punktu widzenia polityki imigracyjnej. Są one kolosalne. Czy musimy je powtórzyć? Nie sądzę. Co więcej, na te błędy nie mogliśmy sobie pozwolić z biedy. Wypracowaliśmy całkiem rozsądny model imigracyjny – z jednej strony mamy bardzo niski poziom wsparcia socjalnego dla imigrantów, a z drugiej nie dajemy żadnych istotnych ograniczeń w dostępie do rynku pracy. To najlepsze możliwe rozwiązanie minimalistyczne. Każdy, kto pracuje, płaci podatki, ma dostęp do podstawowych usług socjalnych i jest mile witany. To jest naprawdę innowacja zawstydzająca swą prostotą i skutecznością. Jak popatrzymy na Niemcy, na Szwecję, czy na Holandię, to widać zasadniczą różnicę. Wystarczy, że zrobimy ten jeden błąd mniej w tym obszarze. Kolejna obserwacja – błędy polityki transformacji energetycznej, które widzimy na Zachodzie. Wystarczy, że zrobimy ją lepiej, znowu może się to przerodzić się w trwałą przewagę. To podejście, które wygrywa tam dziś, że mamy przeprowadzać transformację energetyczną kosztem poziomu naszego życia, jest absolutnie błędne. Powinniśmy to zatem zrobić inaczej, w oparciu o postęp technologiczny, ale w istniejących technologiach, a nie licząc na obiecany postęp nauki w przyszłości, który się wydarzy, albo nie. Przywykliśmy, że politycy wchodzą z butami w ekonomię, idą z pustymi obietnicami, łamiąc zdrowe zasady ekonomii. Ale to, że teraz polityka wchodzi w obszar nauki i technologii i mami nas jakimi to technologiami będziemy dysponowali za pięć czy siedem lat, to jest to chore. Wystarczy, że tego unikniemy i będzie naprawdę dobrze.
Czy kolejne prawie trzydzieści lat staczania się Białorusi w objęcia Rosji było nieuchronne, czy może Polska przyłożyła do tego rękę? Czemu Polska wspierała Aleksandra Łukaszenkę, gdy kandydował na prezydenta? Witold Jurasz, dziennikarz Onetu i były dyplomata opisuje Białoruś, w której pracował najpierw jako charge d'affaires RP, a następnie zastępca ambasadora RP. Szuka odpowiedzi na pytanie o to, czemu przegraliśmy Białoruś i czy kiedykolwiek w ogóle podjęliśmy grę o to, by nie stała się rosyjską półkolonią. Zdaniem Jurasza Białorusini są jednym z najbardziej zachodnich w duchu narodów byłego ZSRR, a równocześnie obywatelami najbardziej sowieckiego państwa powstałego po rozpadzie Sowietów. O ile Jurasz czuje sympatię do Białorusinów, o tyle nie ma złudzeń co do Aleksandra Łukaszenki. Jak pisze: Tym, czego nigdy nie jestem w stanie zrozumieć, myśląc o Łukaszence, jest to, pochodną jakiej aberracji – o ile z aberracją, a nie z uwikłaniami agenturalnymi mieliśmy do czynienia – była decyzja o poparciu przez Polskę Aleksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich w 1994 roku. To skądinąd coś, o czym w naszym kraju niemal nigdy się nie mówi. Tymczasem zaś nasz kraj dwadzieścia dziewięć lat temu udzielił poparcia Łukaszence. Ci, którzy w 1994 roku przekonali władze państwa, że powinniśmy poprzeć Łukaszenkę jako kandydata na prezydenta, nigdy nie ponieśli za to odpowiedzialności i nigdy nie zostali z owego faktu rozliczeni. Wszystkie cechy charakteru Łukaszenki wskazywały tymczasem na to, że jest to człowiek ze skłonnościami autorytarnymi i niemający skrupułów, jeśli chodzi o stosowanie przemocy. Jeszcze jako dyrektor sowchozu zasłynął wszak pobiciem podwładnego. Z psychologicznego punktu widzenia Łukaszenka od początku spełniał wszystkie warunki kogoś, kto będzie w stanie przekształcić państwo w pełną dyktaturę. Poparcie Łukaszenki było straszliwym błędem.
To pierwsza nieautoryzowana książka o Annie Lewandowskiej i jej biznesach. Pełna nieznanych faktów z życia, o których opowiadają znajomi, osoby z rodziny, współpracownicy. Jaka jest kobieta, którą na Instagramie codziennie ogląda pięć milionów trzysta tysięcy osób? Celebrytka? Na pewno. Ale jest coś, co różni ją od innych gwiazd i gwiazdeczek. Anna Lewandowska to jedna z nielicznych w Polsce kobiet w biznesie z ogromnym majątkiem osobistym.Zaczęło się dziesięć lat temu od bloga. Przez dekadę jej portfolio urosło do sześciu silnych marek. Ten biznesowy pęd doprowadził do tego, że w rankingu magazynu Wprost majątek Lewandowskiej zgromadzony dzięki jej działalności biznesowej wyceniony został na trzysta trzynaście milionów złotych. To nie są pieniądze Roberta Lewandowskiego. To pieniądze z biznesowego imperium, jakie stworzyła sama Anna Lewandowska. Jak to zrobiła? I po co, skoro jest żoną megagwiazdy piłkarskiej? Czy gdyby nie mąż, osiągnęłaby taki sukces? A może warto się też przyjrzeć, co Robert Lewandowski zawdzięcza żonie? Znacie pewnie tę anegdotę, która w różnych wersjach przypisywana jest Hilary i Billowi Clintonom albo Michelle i Barackowi Obamom. W skrócie: prezydent i prezydentowa jadą incognito na obiad do dość pospolitej restauracji. Tam okazuje się, że właścicielem knajpki jest facet, który w młodości starał się o prezydentową. Ucinają sobie miłą pogawędkę po latach. Później prezydentowa siada przy stoliku z mężem, a on mówi: Widzisz, gdybyś wybrała jego, dziś byłabyś żoną właściciela restauracji. Na co ona: Nie, gdybym wybrała jego, on byłby dziś prezydentem USA.W pewnym sensie ta anegdota pasuje do Lewandowskich. Anna Lewandowska nie jest ani autorką, ani kreatorką talentu swojego męża, ale stworzyła mu warunki, dzięki którym mógł w spokoju i komforcie ten talent rozwijać. Wiele decyzji zdjęła mu z barków, w dużej mierze stworzyła mu świat, jakiego potrzebował, by nie rozbić się o stres, destrukcyjne rozrywki i nałogi, jak wielu innych piłkarzy.Autorka już po napisaniu książki konfrontuje zdobyte informacje z bohaterką. Anna Lewandowska udzieliła obszernego wywiadu, w którym po raz pierwszy tak szczerze opowiedziała o sobie, swoich kompleksach, operacjach plastycznych, o tym, że w Hiszpanii wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi, o co ma żal do polskich hejterów, przyznaje się do swoich błędów, opowiada, w czym nie zgadzają się z Robertem na co dzień.
Jak na sto procent wykorzystać kobiecą seksualność? Ta książka to kontynuacja poprzedniej On. Pytania intymne.Tym razem zajmujemy się mapą erogenną kobiety, tajemnicami waginy, sposobami osiągnięcia wielokrotnych orgazmów, technikami pomagającymi osiągnąć maksymalną rozkosz. Dla pań to niezbędnik samoświadomości seksualnej, dla panów podpowiedź, jak uszczęśliwić w łóżku partnerkę.
Witold Jurasz, autor popularnego podcastu Sprawy międzynarodowe. Ukraina, widział Rosję z bliska był dyplomatą w polskiej ambasadzie w Moskwie. W swojej książce przeplatając opisy polityki Władimira Putina z opowieściami z codziennego życia w Rosji pokazuje, że Putin wcale nie jest twórcą zła, które widzimy oglądając relacje i czytając reportaże na temat rosyjskich zbrodni popełnianych na Ukrainie. Zło w Rosji i niestety również zło w Rosjanach było bowiem jedynie uśpione i wystarczyło niewiele, by na nowo zatryumfowało. Co gorsza, zło miało w sobie wiele zwodniczego uroku. Mamiło Zachód swoim blichtrem i zuchwałością. Uwodziło umiejętnością gry na głęboko skrywanych, zduszonych polityczną poprawnością słabościach ludzi Zachodu. W efekcie, mimo że Władimir Putin szczerze, jak mało który przywódca w historii, informował o swoich zamierzeniach, równocześnie zdołał uśpić naszą czujność. A może to nie Putin nas uśpił. Może sami chcieliśmy być ślepi?
Obserwujemy z ciekawością milionerów i ich żony, ich lans, fanaberie, oderwanie od rzeczywistości, wszystko to, co elektryzuje kolorową prasę odkrywającą kulisy życia Dynastii. I mnie również to ciekawiło, kiedy zapukałam do ich drzwi, pisząc moją poprzednią książkę Polscy miliarderzy. Ich żony, dzieci, pieniądze. I zobaczyłam coś, czego nie przepuściłaby żadna cenzura Instagrama, czy programów typu Żony Hollywood. Zobaczyłam zabetonowany patriarchat, zobaczyłam kobiety w dresach za kilkanaście tysięcy złotych, ale bez własnego konta w banku i prawa głosu przy stole. Poznałam prawdziwą rzeczywistość kobiet milionerów, zwłaszcza tych, które są na krok przed byciem porzuconą, których okres przydatności do spożycia właśnie się kończy, bo dobiega ona pięćdziesiątki, albo które chcą uciec z tego świata, bo pod suknią wysadzaną drogimi kamieniami ukrywają siniaki, anoreksję, bulimię, blizny po nieudanej liposukcji, wszytym esperalu, silikonowe piersi zrobione tuż po urodzeniu dziecka, żeby wpisać się w model kobiety idealnej obowiązujący w tych kręgach i żeby tylko on nie odszedł, nie porzucił. A książę i tak zdradza, albo w ogóle idzie w siną dal. Spotkałam kobiety, które przekonywały mnie, że są ze stali, ale najdalej po godzinie, w akompaniamencie drżącego głosu, wypadały im z torebek psychotropy, a w przypływie odwagi pokazywały mi w swoich przepastnych garderobach poukrywane spakowane walizki. Niektóre z tych kobiet są już gotowe do ucieczki, ale czekają na odpowiedni moment. Gdy męża dłużej nie będzie, gdy uzbierają tyle pieniędzy, że wystarczy im na wynajęcie mieszkania na pół roku. Tak, bo większość z nich nie ma żadnych oszczędności. Miliony, które wydawały na ubrania, biżuterię, zabiegi w gabinecie medycyny estetycznej, zdeponowane były na karcie kredytowej męża, która i one to wiedzą zostanie zablokowana kilka sekund po tym jak oznajmią, że odchodzą.Postanowiłam poświęcić tym kobietom osobną książkę, bo ich historie są nie tylko bardzo poruszające, ale i pouczające. Czego my zwykłe Kowalskie możemy uczyć się od żon milionerów? Ano tego, żeby zawsze pracować, zawsze mieć swoje pieniądze, nie myśleć o tym, że coś jest na zawsze, stawiać granice, nawet gdy chór z tyłu podpowiada: bez przesady, przecież nikt nie ma idealnie, nie dać się zastraszyć i nie sprzedawać swojej godności nawet za jachty, brylanty i najdroższe loga na torebkach.Kontynuacja bestsellera "Polscy miliarderzy".
Katalog kobiecych pragnień jest spory, od tych najbardziej oczywistych, jak poczucie bezpieczeństwa w związku po najbardziej skrywane, jak fantazje seksualne. Ale jedno pragnienie jest dominujące bez względu na zmieniające się czasy, coraz większe luzowanie gorsetów obyczajowych: chcę, żeby partner myślał tak jak ja. Tylko czy to jest możliwe?
To książka o stylu życia najbogatszych ludzi w Polsce, tych ze szczytu listy Forbsa. O tym, jak wygląda ich dzień powszedni i świąteczny. Jak jedzą, jak mieszkają, jak pracują, jak się ubierają, jak się bawią, kochają, jak się przyjaźnią, jak zdradzają, wydają pieniądze, odreagowują stres, jaką mają fantazję, do czego są zdolni, jak wychowują dzieci. Dlaczego są skąpi, mimo że pieniędzy mają w bród? Po co korzystają z porad coachów a nawet wróżek? Jak wyglądają w środku ich rezydencje i biura? Jak traktują pracowników? Jak to jest być żoną miliardera?Autorka rozmawia ze znajomymi, współpracownikami miliarderów, ludźmi zarządzającymi ich PR-em osobistym oraz wizerunkiem ich firm, z architektami wnętrz. A przede wszystkim z ich żonami. Czy naprawdę żyją w domach ze złotymi klamkami, o poranku piją szampana za kilkanaście tysięcy złotych, a posiadanie nieograniczonych pieniędzy sprawia, że o nich nie myślą. Jak wielkie bogactwo wpływa na psychikę i jaka jest w końcu odpowiedź na wyświechtane pytanie czy pieniądze dają szczęście?.
Dziesięć niezwykłych rozmów Ewy Ewart, które przełamują temat tabu, jakim jest śmierć. Ze swoimi rozmówcami rozmawia o życiu po życiu, reinkarnacji, śpiączce, śmierci klinicznej, psychodelikach, snach, hipnozie i podróżach poza ciało, a także o trudnych tematach samobójstwa i śmierci dzieci.Jak pisze Ewa Ewart: Zapraszam do rozmowy o tym, o czym mówić nie chcemy, czyli o śmierci. Wzbudza w nas strach, często panikę, irracjonalnie zaklinamy rzeczywistość i chcemy wierzyć, że śmierć przydarza się innym. A przecież śmierć to najpewniejszy element każdego życia. Rozmawiam z psychologami, lekarzami,artystami, buddystami i egzorcystami oraz z ludźmi, którzy wrócili do nas z tamtej strony. Wspólnie zmierzymy się z procesem przemijania i odchodzenia. Zapraszam na fascynującą podróż do krainy po drugiej stronie lęku.
Robert Krasowski, autor głośniej książki Po południu i serii książek o współczesnej polityce, tym razem przygląda się Adamowi Michnikowi i jego roli w polityce od czasów PRL po czasy obecne. Jak pisze autor: Ta książka nie ujawnia nowych faktów na temat Adama Michnika, ale interpretuje fakty, które są już znane. Celem jest zrozumienie jego politycznych zachowań oraz opis ich wpływu na główny nurt wydarzeń. Michnik opisany został z perspektywy jego własnych przyjaciół, z perspektywy środowisk centrowych i lewicowych. Perspektywa jego wrogów nas nie interesuje, ponieważ nie łapie istoty problemu.
Bardzo żałuję jego decyzji o rezygnacji z aktorstwa, ale chyba potrafię go zrozumieć. Gadaliśmy kiedyś, i Marek, smutny, mówi do mnie: Andrzej, ja tak bardzo marzę, żeby jakiś reżyser mnie zrugał. Tymczasem przychodzę na plan i wszyscy mnie tylko poklepują po ramieniu. Powtarzają, że wspaniale, właśnie o to chodziło. Gdyby powiedział, że do dupy, fatalnie, jeszcze bym z siebie coś wykrzesał, a tak?. Andrzej GrabowskiJacek Wakar, autor bestsellerowej książki o Januszu Gajosie Przyczajony geniusz rozmawia z kolegami aktorami i reżyserami o Marku Kondracie. Rozmowy skrzą się od anegdot z planów filmowych i teatralnych garderób.Marek jest gejzerem żartów na planie. Zwierzał się, że u Krzysztofa Kieślowskiego przy filmie Bez końca nie mógł wytrzymać, bo wszystko było tak strasznie na serio. Marek ma uczulenie na jak sam mówipowagę i namaszczenie podczas realizacji filmu. Takie myślenie nas łączy, ponieważ uważam, że kręcenie filmów w porównaniu z innymi poważnymi zawodami jak lekarz czy nauczyciel jest niepoważne. Juliusz MachulskiJanusz Majewski Jest świetny w każdym calu. Świetny jako człowiek, kompan, jako dusza, jako aktor.Kazimierz Kutz Marek ma coś takiego w sobie, co chciałoby się mieć w domu.Daniel Olbrychski Marek jest dla polskiego kina, polskiego teatru, ale też w ogóle dla polskiej kultury postacią szczególną.Olaf Lubaszenko Udało mu się spełnić sen o niezależności. To jest sen bardzo wielu aktorów, ale zwykle nie przechodzi w realność.Renata Dancewicz Chyba znudził się aktorstwem, widząc, że w Polsce już niczego więcej nie może osiągnąć. Teraz po prostu chce sobie pożyć.
Jakie jest serce w dotyku?
Dosyć spoiste, tak bym to określił. Jędrne, czuć w dotyku taki silny mięsień.
Śliskie?
Trochę śliskie, ale nie bardzo.
Jakie to uczucie trzymać bijące serce w dłoni?
Teraz chyba zwykłe, bo prawie codziennie mi się to zdarza. Nie potrafię tego określić.
A gdyby się pan postarał: jest niczym trzepoczący w dłoni ptak czy jak kot wyrywający się z uścisku?
Hmmm… Może bardziej ptak? W każdym razie czasem jest z nim problem, zwłaszcza że we współczesnej chirurgii dużą część operacji robi się bez zatrzymywania akcji serca, na bijącym, w związku z czym czasami jest tak, że ono się wyrywa i nam ucieka. Ale w większości przypadków umiemy tak do niego podejść, że ono się dobrze układa w dłoni.
Uciekło panu kiedyś?
Wielokrotnie.
I co wtedy?
Łapałem. I ponownie brałem do ręki. Ale na szczęście nigdy nie uciekło mi na podłogę.
Obawiam się, że dla czytelników nasza rozmowa będzie rozczarowaniem. Bo może wyobrażali sobie, że rodzina wielkiego profesora Religi musi być nadzwyczajna, jak z kolorowych czasopism lub filmów familijnych. A ona była najzupełniej zwyczajna. Nie było między nami jakiegoś wylewnego okazywania uczuć, takiego tiu, tiu, tiu. Dla mnie najważniejsze jest jednak to, że wszyscy się lubili i szanowali, dbali o siebie.
Grzegorz Religa
Chirurg i kardiochirurg, syn prof. Zbigniewa Religi, najsłynniejszego polskiego kardiochirurga, i Anny Wajszczuk-Religi, pracownika naukowego w Zakładzie Fizjologii WUM. Urodził się 18 grudnia 1967 roku w Warsza- wie. Jest doktorem nauk medycznych, obronił rozprawę o sztucznych komorach serca. Żonaty, ma trójkę dzieci. Obecnie pracuje w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu im. dr Władysława Biegańskiego w Łodzi – jest tam ordynatorem oddziału kardiochirurgicznego, który na czas epidemii został przekształcony w COVID-owy OIOM.
Profesor Zbigniew Lew-Starowicz to największy polski autorytet w dziedzinie seksu i relacji, ale .... lepiej po prostu nie musieć trafiać do jego gabinetu. W książce ""Jak nie zostać moim pacjentem"" prof. Lew-Starowicz wyjaśnia w rozmowie z Krystyną Romanowską (ryzykując zmniejszeniem liczby odwiedzających jego gabinet), jakie częste błędne założenia dotyczące relacji, zdrowia, życia seksualnego, prowadzą do kłopotów czy zaburzeń, które kończą się na profesorskiej ""kozetce"". Z książki dowiemy się też m.in kiedy zostanie wynaleziona tabletka na orgazm, jak w seksie być sobą, jak rodzą się w związku niepotrzebne tajemnice. Profesor zdradzi też sekret najszczęśliwszych relacji - takich, które nigdy nie trafiły do jego gabinetu. Książka dla wszystkich zastanawiających się nad sekretem (w miarę/bardzo/znośnie) udanego życia.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?