Z ilustracjami Kamila Targosza. Opowiadania. ""Kiedyś nas nie będzie. Są ludzie i zdarzenia, które nam pomagają przyzwyczaić się do tej myśli"" - Andrzej Stasiuk""Z fragmentu: To były jego oczy, ale nas nie widział. Patrzył na nas, ale to nie byliśmy my. Zastaliśmy go leżącego na boku, zwiniętego w kłębek. Było wczesne popołudnie, ale w sali panował półmrok. Po jakimś czasie wyczuł naszą obecność i wolno usiadł na łóżku. Najgorszy był ten nieruchomy wzrok. Wydawało się, że patrzy przez nas na wylot. Bałem się. Czasami jest tak, że zapatrzymy się w oczy psa i nagle dostrzegamy w nich nicość. To było coś takiego. Odór szpitala, gwar gdzieś z korytarza i lęk, że to wszystko przypomina jednak śmierć. Powtarzaliśmy w kółko swoje imiona i potem jego, potem znowu swoje i znowu jego, bo przecież nic lepszego nie można było zrobić. I jeszcze w kółko: ,,Pamiętasz? Pamiętasz?"". Ale nie dawał żadnego znaku. Pierwszy raz oglądaliśmy go bez okularów i może stąd to wrażenie nicości i ten lęk. Czasami chyba chciał się uśmiechnąć, taki przelotny, przepraszający grymas. Bardzo chcieliśmy w to wierzyć, bo to jednak był ślad nadziei, że tam nie wszystko się popsuło, przepaliło. Nie więcej niż dwadzieścia minut trwała nasza wizyta. Przy pożegnaniu dotykaliśmy go jakoś tak ostrożnie, jak dotyka się niemowlę.Teraz już nawet nie pamiętam, kto powiedział nam przez telefon: ,,To wy nic nie wiecie? Augustyn miał wylew w Wielkanoc"".To stało się w wieczorem albo w nocy w jego pokoju i do rana nikt z domowników nie miał o tym pojęcia. Przy wylewie podobno najważniejsze są pierwsze kwadranse, pierwsza godzina. Jeśli pomoc nadchodzi w miarę szybko, to szanse są większe. Ale Augustyn leżał w swoim pokoju całą noc. Mogłem sobie to wyobrazić. Byliśmy wiele razy w tym narożnym pokoju w domu z czerwonej cegły. Pod oknem asfaltowa szosa robiła zawijas. Z tyłu od razu zaczynało się strome zbocze. Dom był wciśnięty między drogę i górę.
`Andrzej Stasiuk napisał świetną książkę o bałkańskiej wojnie i polskiej żółci`. - Aleksander Kaczorowski, `Newsweek` `Dziennik pisany później to znakomity literacko zapis włóczęgi przez Bałkany, a Andrzej Stasiuk pisze tak, jakby fotografował`. - Bartosz Marzec, `Rzeczpospolita` `W tej niewielkiej książeczce esej podróżny, mocno już wyczerpany i zmęczony, zamienia się w esej religijny, na przemian wściekły i liryczny. Taką podróż warto odbyć`. - Justyna Sobolewska, `Polityka` Czyta: Mirosław Baka Czas trwania: 3 godz. 53 min.
Czas trwania: 10 godz. 3 min.Czyta Mirosław BakaPowieść.Bohaterowie starzeją się, ale nie poddają. W ucieczce i w pościgu przemierzają kraje, przemycają ludzi, ratują swoje porwane przez wcielonego diabła kobiety i mówią, bez końca opowiadają straszne, smutne i śmieszne historie. Czy im się uda? Czy ocaleją?,,Świat opisany przez Stasiuka wraca do czytelnika piękniejszy, i to ze wspaniałym przebiciem, wyższym niż na wiedeńskiej kawie, wyższym nawet niż na radzieckich czapkach uszankach sprzedawanych spragnionym nakrycia głowy Rumunom"".Paweł Gołoburda, ,,Lampa"",,Andrzej Stasiuk, samotnik z beskidzkiej wsi Wołowiec, zapowiadał żartem, że stworzy polską odpowiedź na La Stradę, słowiański 'on the road'. Premierę książki przekładano z roku na rok, oczekiwania czytelników rosły. Teraz nadszedł moment premiery. I nikt nie powinien się czuć zawiedziony"".Bartosz Marzec, ,,Rzeczpospolita""""Taksim to nie tylko słowiańska powieść drogi, ale też piękna książka o kresie - to historia, która dogoniła własny horyzont, która patrzy z nostalgią w przeszłość, a w przyszłość spogląda z przerażeniem"".Piotr Kofta, ,,Dziennik"",,Świetnie napisana powieść Stasiuka pełna jest przekornych literackich (i nie tylko) odniesień. Władek, świeżej daty inteligent na uwięzi 'neurozy pańszczyzny', to podkarpacki Ulisses, ale i Orfeusz, a także współczesny Zagłoba. Czarodziej słowa i zarazem superman wychodzący obronną ręką z najtrudniejszych opresji. Ale i Stasiukowy 'karpacki Benelux' to współczesne Dzikie Pola"". Marek Zaleski, ,,dwutygodnik.com""
Wybór znakomitych reportaży poświęconych Czechom, uwikłanym w czasy, w jakich przyszło im żyć. Czechosłowacja i Czechy - Gottland - to kraj horroru, smutku i groteski. Gottland Mariusza Szczygła nie ma nic wspólnego ze stereoptypową opowieścią o kraju wesołków, zabijających czas przy piwie.
Aktorka Lida Baarova - kobieta, przez którą płakał Goebbels; rzeźbiarz Otakar Szvec – twórca największego pomnika Stalina na kuli ziemskiej, który nim skończył dzieło, postanowił się zabić, autentyczna siostrzenica Franza Kafki, która do dziś żyje w Pradze; piosenkarka Marta Kubiszova, której komunistyczny reżim na 20 lat zabronił śpiewać i skasował nagrania z radiowych archiwów; legendarny producent obuwia Tomáš Bata, który stworzył kontrolowane przez siebie miasto na 10 lat przed pomysłami Orwella; pisarz Eduard Kirchberger, który stworzył siebie na nowo i został Karelem Fabianem oraz wielu innych – to bohaterowie tej książki. Poprzez ich barwne życiorysy Mariusz Szczygieł opowiada o czasach, w jakich przyszło im (i nam) żyć. Opowiada o wygórowanej cenie, jaką musieli zapłacić za pozornie nieważne decyzje, o tragicznym splocie przypadku i przeznaczenia, kształtującym życie całych pokoleń.
Mądra, ciekawa i potrzebna książka. Poprzez opowieść o losach ludzkich, Szczygieł opowiada skomplikowane dzieje naszych południowych sąsiadów. Zafascynowany niepowtarzalną czeską kulturą i obyczajowością, zmysłem ironii, humorem i sarkazmem, przypomina czeskie spotkania z 'historią spuszczoną z łańcucha'. Czytamy te opowieści przez pryzmat własnych losów, co czyni lekturę jeszcze bardziej zajmującą. Losy mieliśmy podobne, a jak bardzo odmienne. Pasjonująca książka.
Adam Michnik
Świetna książka. Potwornie przygnębiająca panorama czeskich losów XX wieku. (Obejmuje też wiek nowy, który równie przygnębia). To, co mnie zawsze w czeskim losie pociągało, to nieustanna, dynamiczna, tragiczna i zarazem śmieszna niejednoznaczność. Mariusz Szczygieł wychodzi z tradycji polskiego reportażu i na tę właśnie niejednoznaczną czeskość nakłada swoją metodę. Efekt jest bardzo mocny, oryginalny, zaskakujący. Dla mnie większość tych obrazów ma ewokującą siłę. Od dawna nie odbyłam równie intensywnej podróży do moich młodzieńczych doświadczeń, pytań i fascynacji. Ale ich lektura wprawiła mnie w głęboki smutek. Czekam na drugą część tych reportaży-esejów-opowiadań (bo i gatunek nie jest do końca określony) w nadziei, że możliwe jest jakieś katharsis, że może z pułapki tego środkowoeuropejskiego losu można się wyplątać.
Agnieszka Holland
To nie jest książka, to klejnot.
Le Figaro
Wielka literatura pod płaszczykiem reportażu.
Wiener Zeitung
Halucynacyjne bajki pełne niepokoju.
Liberation
Emocjonująca, tragiczna, zabawna podróż.
La Repubblica
Książka Gottland w trzy lata po pierwszym wydaniu w 2006 roku została przełożona na 9 języków. Znalazła się w finale Nagrody Literackiej Nike 2007. Otrzymała: Nike Czytelników, Nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej – Książka Roku 2007, Nagrodę im. Beaty Pawlak 2007; Gratias Agit 2009 (w Czechach); Prix Amphi 2009 (we Francji).
W grudniu 2009 przyznano jej w Brukseli Europejską Nagrodę Literacką (European Book Prize 2009), której patronuje Parlament Europejski, a jurorami są krytycy i publicyści z krajów członkowskich Unii.
Czyta Krzysztof Wakuliński
Czas trwania 6 godz
1 CD mp3
Jadąc przez Banja Lukę, rozmyślałem o niej. Wśród, ruin, grobów i pól minowych. Rozmyślałem o tym, jak leży na wznak między Wschodem a Zachodem. Leniwa i senna. W tych nieśmiertelnych brzózkach. Na piachu. Dłubie nosie, kręci kulki i marzy o własnym losie. O przyszłym zamążpójściu, o dawnych gwałtach albo że pójdzie do klasztoru. W Banja Luce o tym myślę, gdy pada deszcz i szukam wylotówki na Chorwację, na Węgry, bo już wracam. Myślę o niej w Jajcu i myślę w Travniku. Jak się czasami przewraca na bok w tych wiekuistych brzózkach, w tych piaskach wieczystych, wspiera na łokciu i patrzy na widnokrąg, gdzie się podnoszą pokusy wielkich miast, brylantowe wieżowce, chorągwie z pięknymi herbami firm globalnych i gdzie światło lucyferycznie odbija się od chmur, składając w obcojęzyczne napisy głoszące chwałę nadchodzącego wyzwolenia, które niczym bezlitosna fala zatopi stare, a ocali nowe. Za to ją kocham. Za to patrzenie. Za to leżenie na boku. I sobie obiecuję, że jak tylko wrócę z tych beznadziejnych Bałkanów, to ją zaraz opiszę. Kilometr po kilometrze, hektar po hektarze, gmina po gminie, wymieniając te wszystkie nazwy jak zaklęcia, jak modlitwy, jak litanie, arko przymierza, domie złoty, wieżo z kości gdzieś koło Małkini, gdzieś koło Bełżca"". Andrzej Stasiuk
"Ta z pozoru niepoważna książka jest w istocie bardzo poważna. Można ją określić mianem ""prozy funeralnej"": tragikomiczny monolog narratora rozbrzmiewa na cmentarzu nad niesioną przez niego trumną przyjaciela, a zarazem perkusisty zespołu, którego jest liderem. Jest to monolog o przyjaźni, muzyce, współczesnym świecie i - jak zwykle u Krzysztofa Vargi - przemijaniu i śmierci. Varga jest mistrzem w portretowaniu naszych zwariowanych czasów, z ich dziwactwami i głębokimi lękami.
Tequila została książką - finalistką Nagrody Literackiej NIKE 2002; adaptację teatralną Tequili wystawił Teatr Wybrzeże - premiera odbyła się w czerwcu 2003 roku."
Warszawa, wczesne lata dziewięćdziesiąte. Drobny przedsiębiorca nie może oddać pożyczonych pieniędzy. Wikła się w gangsterską historię. Sensacyjna fabuła skrywa opowieść o pożądaniu, bogactwie, pieniądzach i rozpadającym się świecie.
Fotografie Filipa Halsmanna wiszą dziś we wszystkich największych galeriach świata. Autor portretów Alberta Einsteina, Salvadora Dalego, Marca Chagalla, Johna F. Kennedy`ego, Marylin Monroe i Alfreda Hitchcocka, twórca ponad 100 okładek dla magazynu ""Life"", w 1958 został uznany przez ""Popular Photography"" za jednego z dziesięciu najlepszych fotografów świata. Nie zawsze jednak los sprzyjał Halsmannowi. Na całym jego życiu zaważyła śmierć ojca. 10 września 1928 roku Morduch Max Halsmann - 48-letni dentysta z Rygi - zginął podczas wspinaczki górskiej w Dolinie Ziller w Tyrolu. 22-letni wówczas Filip mówił, że to był wypadek, ale ponieważ był jedynym świadkiem śmierci ojca, jeszcze tego samego dnia został oskarżony o morderstwo. Podczas procesu w jego obronie stawali m. in. Zygmunt Freud, Albert Einstein, Jakob Wassermann, Erich Fromm i Thomas Mann.Pasjonująca, quasi-kryminalna opowieść o tajemniczym morderstwie ukazanym na tle narastającego w Tyrolu lat 30-tych antysemityzmu i faszyzmu.
To nie był nikt wyjątkowy. Zwykły chłopak, zbyt słaby, by walczyć na froncie, więc trafił do KL Stutthof. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek kogoś zabił. Nie należał do NSDAP. Twierdził, że tylko stał na wieży wartowniczej, że nie wiedział, co się dzieje w krematoriach, a nawet że próbował pomagać więźniom. Ale czy sama praca w obozie nie czyniła go winnym? Przez dziesięciolecia niemieckie sądy odpowiadały: nie. W Republice Federalnej Niemiec skazano 6700 nazistów, najczęściej na krótkie wyroki lub grzywny. Tłumaczono, że naprawdę winni byli tylko ci, których już nie można osądzić, czyli przywódcy III Rzeszy. Cała reszta – mówiono – tylko wykonywała rozkazy. „Jeden przestępca i sześćdziesiąt milionów pomocników” – ironizował pewien profesor prawa. W swoim reportażu sądowym Tobias Buck przygląda się, jak i dlaczego ten sposób myślenia zaczął się zmieniać. Opowiada o procesach, w których po raz pierwszy pojawiło się pytanie o osobistą odpowiedzialność oskarżonych. I o kraju, który przez siedemdziesiąt lat uczył się uznawać własne winy. „„Ostatni proces” ujawnia, jak niemieckie sądy pozwoliły setkom tysięcy zbrodniarzy wojennych uniknąć sprawiedliwości, aż przy życiu pozostało tylko kilkoro niskich rangą strażników obozowych, których można było postawić przed sądem.” Philip Gourevitch
„Co jest sensem życia?” – pyta siedmioletnia dziewczynka swojego ojca naukowca. „Nic” – słyszy w odpowiedzi. Lulu Miller przez lata szukała sposobu, by temu zaprzeczyć. Rozglądała się za duchowym przewodnikiem, który pomógłby jej opanować życiowy chaos. Wertując książki i przeglądając archiwa, trafiła na ważnego naukowca z przełomu XIX i XX wieku – Davida Starra Jordana. W trakcie swojej kariery akademickiej Jordan odkrył tysiące gatunków ryb, konserwował cenne okazy i je katalogował. Nawet gdy w 1906 roku trzęsienie ziemi zniszczyło całą jego kolekcję, nie stracił ducha i nie przestał dążyć do celu: uporządkowania rybiego świata. Chcąc się jednak dowiedzieć wszystkiego o Jordanie, autorka stopniowo odkrywa mroczne strony tej postaci – skandale, morderstwo, a także aktywne zaangażowanie badacza w rozwój eugeniki, teorii, która na wiele lat przed II wojną światową doprowadziła w Stanach Zjednoczonych do uwięzienia i przymusowej sterylizacji tysięcy ludzi. Dlaczego ryby nie istnieją to po części życiorys Davida Starra Jordana, po części pamiętnik Lulu Miller, a po części naukowa przygoda. Strona po stronie przechodzimy od biografii do kryminału, od hołdu dla ludzkich odkryć do zdumienia ludzkim okrucieństwem, by w wielkim finale dotrzeć do wyjaśnienia tytułu: opowieści o tym, jak natura w mistrzowski sposób zemściła się na badaczu, który uwierzył, że może nad nią zapanować.
„Ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze”. To zdanie ze starej krakowskiej anegdoty doskonale oddaje trud pracy nad przekładem literackim. W raju, jak chętnie myślimy, wszyscy z pewnością mówili po polsku. Musimy się jednak pogodzić z tym, że ani Tomasz Mann nie był Polakiem, ani nawet Dostojewski nie pisał po naszemu. Aby zrozumieć znaczenie przekładu dla literatury wydawanej w Polsce, warto przeczytać, co o swojej pracy mówią uznani tłumacze Flauberta, Nabokova, Joyce’a, Woolf, Márqueza, Coetzeego oraz wielu innych autorów. Przedzieranie się przez gąszcze językowych pułapek, oddanie ducha oryginału bez szkody dla języka ojczystego , „fałszywi przyjaciele” i prawdziwi wrogowie – to tylko kilka z wielu trudności związanych z pracą nad przekładem. Przejęzyczenie pokazuje nam, jak bardzo tłumacze się trudzą, by nas na nowo zaprowadzić do raju – raju literatury. O pracy nad przekładami fascynująco opowiadają: Ryszard Engelking, Jan Gondowicz, Magda Heydel, Andrzej Jagodziński, Jerzy Jarniewicz, Ireneusz Kania, Michał Kłobukowski, Małgorzata Łukasiewicz, Carlos Marrodán Casas, Piotr Sommer, Anna Wasilewska oraz Teresa Worowska.
„Bo to przecież różnie bywało, czasem świat, czyli Grochów, wyglądał, jakby ktoś przy przycinaniu baczków ciachnął ucho. A czasem jak niezamiecione włosy ułożone w dziwne podłogowe pukle. I pięknie, i strasznie trochę”. Stary fryzjer z Grochowa wspomina ludzi, których strzygł, kobietę, którą kochał, i miasto blednące pod coraz grubszymi warstwami nowoczesności. Mówi, jakby golił czas: powoli, z wprawą, czasem pod włos. Urodził się w roku czterdziestym w Warszawie, „ani dobry rok, ani dobre miejsce”. Potem sierociniec, szkoła fryzjerska, miłość, praca, ludzie, miasto. Każde wspomnienie ciągnie za sobą następne, a jego własne życie plącze się w opowieściach tych, którzy siadali w jego fotelu, demokratycznie: doliniarz i profesor, ślusarz i literat. I płyną historie: o gołębiarzach, kociarach, siostrach tarocistkach, o zakopanych dzwonach, płonących łabędziach, niedowidzącym listonoszu i kobiecie rażonej piorunem. Wszystko w tym małym-wielkim kawałku Warszawy. Monolok, ten traktat o strzyżeniu włosów, jest liryczną balladą o świecie, który trwa jedynie w pamięci, i wielką pochwałą daru snucia opowieści. „Bo nawet jeśli wszystko zmyślone, to przecież zostało”.
Wielu z nas wydawało się, że po zakończeniu zimnej wojny temat bomby atomowej i nuklearnego wyścigu zbrojeń zszedł na dalszy plan. W USA zaprzestano prób jądrowych, a międzynarodowe traktaty spowodowały, że w amerykańskich laboratoriach nie tworzono już nowych rodzajów tej broni. Jednocześnie przedstawiciele rządu Stanów Zjednoczonych, jak i fizycy jądrowi, pracujący nad spuścizną Projektu Manhattan, zdawali sobie sprawę, że by doktryna odstraszania wciąż mogła działać, arsenał nuklearny nie może być przestarzały. To podejście znajduje odzwierciedlenie w zasadzie „zawsze, nigdy” – bomby mają zawsze wybuchać wtedy, kiedy powinny wybuchnąć, i nigdy wtedy, kiedy wybuchnąć nie powinny. Gdy naukowiec z któregoś z amerykańskich laboratoriów narodowych używa określeń „bezpieczny, pewny i niezawodny”, nie mówi o pożądanych cechach samochodu, lecz o broni termojądrowej. Po inwazji Rosji na Ukrainę, gdy widmo nuklearnego konfliktu nagle powróciło, kwestie dotyczące modernizacji arsenału i skutecznego wykrywania nielegalnych prób jądrowych znów zyskały na aktualności. Sarah Scoles nie straszy nas jednak wizją nadchodzącej wojny atomowej. Rozmawia z amerykańskimi naukowcami, którzy zajmują się konserwacją i modernizacją bomb, by pokazać, że broń jądrowa istnieje i prawdopodobnie nadal będzie istnieć, a ktoś musi nad nią pracować. Bo największym paradoksem amerykańskiego arsenału nuklearnego jest to, że powstał po to, by – po Hiroszimie i Nagasaki – nie musiał być użyty nigdy więcej. „Wszystko, co kiedykolwiek chcieliście wiedzieć o amerykańskiej broni jądrowej.” „Kirkus Reviews” „Scoles umiejętnie opisuje napięcia między dwoma obozami naukowców zajmujących się bronią jądrową, kreśląc ich pełne niuansów portrety [...]. Końcowa analiza jest równie wyważona i sugeruje, że modernizowanie amerykańskiej broni jądrowej prawdopodobnie rzeczywiście zniechęca inne kraje do wykorzystywania swojego arsenału nuklearnego, nawet jeśli grozi to „podsycaniem niekończącego się wyścigu zbrojeń”. Czytelnicy opowiadający się w tej debacie po jednej lub po drugiej stronie znajdą sporo materiału do przemyśleń.” „Publishers Weekly” „To niesłychanie wnikliwy reportaż dotyczący wszystkich praktycznych kwestii związanych z bronią jądrową. Sarah Scoles barwnie pisze o Los Alamos i ludziach, którzy na co dzień pracują w laboratoriach zbrojeniowych.” Kai Bird
Najważniejsza powieść w dorobku Lászla Krasznahorkaiego W podupadłej wsi na pustkowiu wegetuje grupa ludzi pozbawionych perspektyw na jakąkolwiek poprawę losu. Rytm ich życia wyznaczają powtarzalna ciężka praca i wieczorne pijaństwo. Wszyscy dawno zatracili się w moralnym zepsuciu i wzajemnej niechęci. Lecz gdy w okolicy pojawia się Irimás – dawny mieszkaniec wioski, uważany przez lata za zmarłego – nieoczekiwanie odzyskują wiarę w przyszłość. Nie mając pojęcia, jakie intencje tak naprawdę stoją za powrotem mężczyzny, ulegają złudnej nadziei niczym zbiorowej halucynacji. „Zmartwychwstały” z pewnością „wypędzi wilgotną ciszę” i poprowadzi ich ku lepszemu. Czy rzeczywiście dają się uwieść charyzmatycznemu przybyszowi, czy może własnej rozpaczy? Przejmująca powieść Krasznahorkaiego to złożone studium zbiorowego obłędu. Bogata w literackie odniesienia i biblijne tropy pozwala przyjrzeć się mechanizmom społecznej manipulacji i religijnego fanatyzmu, nie unikając przy tym egzystencjalnej refleksji nad stanem ducha jednostki okradzionej z godności i nadziei.
Jeszcze przed atakiem na Polskę Hitler dał sygnał do rozpoczęcia tajnego programu "uwalniania od cierpienia" rzekomo "dziedzicznie obciążonych" dzieci. Na początku 1940 roku przystąpiono do akcji "T4" - "likwidacji życia niewartego życia". Wyselekcjonowani pacjenci niemieckich szpitali psychiatrycznych i domów opieki byli duszeni tlenkiem węgla, a następnie kremowani w piwnicach sześciu "ośrodków zabijania". To podstawowe fakty na temat programu nazistowskiej "eutanazji". Niewielu wie, że jej pierwszymi ofiarami byli Polacy.Bezduszni to zapadająca w pamięć opowieść o zagładzie pacjentów szpitali psychiatrycznych i mieszkańców domów opieki w okupowanej Polsce. Na przykładzie trzech miejsc - dziecięcej kliniki psychiatrycznej w Lublińcu, szpitala psychiatrycznego dla dorosłych w Gostyninie i domu opieki w Śremie - autorka opisuje wszystkie grupy ofiar: dzieci, dorosłych i najstarszych, chorych neurologicznie, psychicznie, niepełnosprawnych i niesamodzielnych.Odkrywa przy tym nieznane dokumenty, ustala wstrząsające szczegóły, znajduje naocznych świadków i bliskich zabitych - wszystko, by przywrócić pamięć o zagładzie, która została pominięta w powojennych rachunkach krzywd.
Bracia Arthur, Raymond i Mortimer Sacklerowie w ciągu kilku dekad zbudowali imperium. Niczym Medyceusze obejmowali mecenatem artystów, a setki milionów dolarów przeznaczali na filantropię. Najstarszy stał za sukcesem Valium i komercjalizacją rynku farmaceutycznego. Braciom podarował firmę Purdue Frederick – zbili na niej fortunę, lecz na zawsze pogrzebali dobre imię Sacklerów. Majątek rodziny szacowano na miliardy dolarów, ale niepohamowana rządza bogactwa pchnęła ich dalej: do intratnego sektora leków opioidowych. Arthur i Mortimer chcieli, by ich produkt był czymś więcej niż tylko specjalistycznym środkiem stosowanym w opiece paliatywnej. Miał przynieść ulgę rzeszom zwykłych Amerykanów cierpiących na pospolite bóle. Swój lek – OxyContin – reklamowali jako bezpieczną alternatywę dla morfiny. W rzeczywistości jego główny składnik – oksykodon – był od niej dwa razy silniejszy, o czym doskonale wiedzieli. Agresywna strategia marketingowa w ciągu kilkunastu lat doprowadziła do tragedii – setki tysięcy Amerykanów uzależniło się od opioidów, a śmierć z powodu przedawkowania była jedną z głównych przyczyn zgonów w USA. Sacklerowie uparcie powtarzali, że problem nie leży w leku, tylko w jego użytkownikach. „Odchodząc, należy zostawić świat w lepszym stanie, niż ten, w jakim go zastaliśmy” – zwykł mówić Arthur Sackler. Wybitny reporter Patrick Radden Keefe przedstawia historię rodziny, która z rzekomej troski o pacjentów uczyniła listek figowy dla swojej zachłanności. Imperium bólu to porażająca opowieść o ambicji i filantropii, o zbrodniach i bezkarności. O korumpowaniu publicznych instytucji, o chciwości i władzy. To także historia stulecia amerykańskiego kapitalizmu i świata, w którym pieniądz i sława wygrywają z etyką i człowieczeństwem. „W ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci na skutek epidemii opioidowej zmarło prawie pół miliona Amerykanów. Wielu ich bliskich, a także wielu aktywistów i ekspertów w dziedzinie zdrowia publicznego uważa, że pewna niezwykle bogata, niezwykle sławna rodzina w znacznym stopniu przyczyniła się do tego kryzysu, lecz nigdy nie została za to ukarana. „Imperium bólu”, szokująca książka reportera Paricka Raddena Keefe’a, to próba wymierzenia sprawiedliwości i wykazania winnych. To saga o aroganckiej, chciwej dynastii, obojętnej na cierpienia niezliczonych ludzi. […] Keefe zgromadził masę dowodów i prezentuje je z prokuratorską precyzją. […] Z niezwykłą zręcznością prowadzi narrację i wyśmienicie kreśli portrety poszczególnych bohaterów.” Jonathan Cohn, „The Washington Post” „Kawał reporterskiej roboty, trzymająca w napięciu książka o rodzinie Sacklerów, właścicielach firmy Purdue Pharma, która w latach dziewięćdziesiątych wypuściła na rynek OxyContin, opioid odpowiedzialny za epidemię uzależnień i zgonów w Stanach Zjednoczonych. W odróżnieniu od poprzednich książek poświęconych kryzysowi opioidowemu „Imperium bólu” poświęcone jest bogatej, ambitnej i bezlitosnej rodzinie, która zawdzięcza fortunę środkom przeciwbólowym. Keefe tworzy wielki amerykański moralitet. Opowiada o chciwości ukrywanej pod płaszczykiem ostentacyjnej działalności filantropijnej.” „Time”, rekomendacja towarzysząca przyznaniu tytułu jednej z najlepszych książek 2021 roku „Prawdziwa tragedia w wielu aktach. Historia rodziny, która straciła oderwała się od rzeczywistości i straciła kompas moralny. „Imperium bólu” to książka pisana z powieściowym rozmachem, reportaż mogący się równać z „Sagą rodu Forsyte’ów”, osadzony w realiach branży farmaceutycznej, wartki i pasjonujący.” David M. Shribman, „The Boston Globe” „Wciągająca (i często oburzająca) opowieść o ambicji, skrywanych tajemnicach i ludziach, którzy wierzą we własne kłamstwa. […] Keefe zręcznie prowadzi nas przez gąszcz rodzinnych intryg. […]
Życie w bloku, arcydziele surowego piękna czasów późnej komuny, to prawdziwa metafora istnienia człowieka nowoczesnego. Wszak mieszkania unoszą się nad ziemią, a dziesiątki balkonów zwisają nad miastem, dzięki czemu mieszkańcy mogą dystansować się od przyziemnej zgnilizny i klasowo niedopasowanych sąsiadów.W tym centrum wszechświata, na ostatnim piętrze - gdzie najbliższymi sąsiadami są niebo i synogarlice - mieszka Tadeusz, który od ojca dostał ważne zadanie: pójść z puszką ziarnistej kawy do Stefana, złotej rączki, z prośbą, by ów kawę zmielił. Wyprawa nie jest łatwa, trzeba pokonać korytarz, taki, ja wiem, na sto, góra sto dwanaście metrów, oszklony dwudziestoma, no, może dwudziestoma dwoma oknami, ciemny, bo łobuzy ciągle wykręcają żarówki. A jak tu przejść samotnie przez zaułki tego betonowego Akropolu, skoro ukryte bóstwa i centaury tylko czekają, by w człowieka wejść i go przebóstwić?Złodzieje żarówek to znakomita i zaskakująca proza. Pod doskonałym piórem Tomasza Różyckiego wielka płyta przeistacza się w wielopiętrową opowieść o życiu bloku i jego mieszkańcach, splecioną z sąsiedzkich plotek i osiedlowych legend. Korytarze wydłużają się i plączą, czas i narrator gubią, a przed czytelnikiem rośnie surrealistyczna, straszna, ja wiem, może nawet trochę śmieszna opowieść o PRL-owskiej Polsce pomieszczonej w jednym bloku.
Galvinowie mogliby być ucieleśnieniem amerykańskiego snu. Dan i Mimi wzięli ślub zaraz po II wojnie światowej, rodzinę zakładali w czasach rosnącego dobrobytu, awansowali do klasy średniej, kupili piękny dom. Marzyli o dużej rodzinie i ich marzenie się spełniło, doczekali się aż dwanaściorga dzieci. Ale za zamkniętymi drzwiami rozgrywał się dramat. Jeden po drugim ich sześciu synów traciło kontakt ze światem. Diagnoza – schizofrenia – w tamtych czasach była jak wyrok dla całej rodziny. Tragedia Galvinów okazała się szansą dla psychiatrii. Przebadanie tak wielu blisko spokrewnionych osób pozwoliło naukowcom i lekarzom lepiej zrozumieć tajemnicę tej niezwykle złożonej choroby, której leczenie bywało nieraz bardziej wyniszczające niż same objawy. Kolker zręcznie łączy przejmującą historię rodziny Galvinów, którą opisuje szczegółowo i z ogromną empatią, z fascynującymi dziejami psychiatrii. Ale W ciemnej dolinie ma również trzeci wymiar – to socjologiczny portret Ameryki drugiej połowy XX wieku, jej pragnień, ambicji i wypieranych problemów. Książka dotarła na pierwsze miejsce list bestsellerów „New York Times’a”, a także znalazła się pośród najlepszych książek 2020 roku w rankingach m.in. „New York Times’a”, „Forbes’a”, „The Washington Post”, „The Wall Streed Journal”, „Time”, „Slate”, „The Boston Globe”, „The New York Post”, Amazon.com, Smithsonian Institution, National Public Radio oraz „People”. „Schizofrenia jest jak śnienie na jawie. Każdy śni ją inaczej. Niektórzy raz w życiu, inni latami. Otoczenie skupia się na tym, żeby obudzić śpiącego i przywrócić go do życia. Często się udaje, czasem sen okazuje się głęboki. Ta książka jest próbą zrozumienia schizofrenii. Poznania jej przyczyn, uporządkowania objawów, opisania drogi do poszukiwania leków i terapii. Jest mocna, wstrząsająca i bardzo rzetelna. Choć wydawało mi się, że jako osoba ze zdiagnozowaną schizofrenią i działająca na rzecz osób doświadczających tej choroby wiem już o niej wszystko, dowiedziałam się rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Niesamowita opowieść o oswajaniu nieznanego.” Katarzyna Szczerbowska „Klątwa ciążąca nad rodziną Galvinów przywodzi na myśl grecką tragedię. Kolker przedstawia ich historię z ogromną empatią, zgłębia chorobliwe urojenia, dokumentuje nie tylko kolejne pobyty braci w szpitalach, ale też podejmowane przez rodzinę coraz bardziej desperackie próby znalezienia pomocy. Jednak „W ciemnej dolinie” nie sprowadza się do smutnej opowieści o cierpieniu. Mamy tu również fascynujące rozdziały poświęcone medycznej zagadce.” Sam Dolnick, „The New York Times Book Review” „„W ciemnej dolinie” zapewni wam naukową zagadkę, staranny warsztat reporterski, zaskakujące zwroty akcji i – co najważniejsze – prawdę na temat kondycji ludzkiej. To jedna z tych rzadko spotykanych książek, które warto przeczytać wiele razy.” David Grann „Ambitna, porywająca i zarazem niepokojąca książka o rodzinie dręczonej przez schizofrenię, poruszający opis spustoszeń, jakich może dokonać. A zarazem opowieść o tym, że ukrywanie prawdy na temat choroby psychicznej prowadzi do jeszcze większych cierpień, o odwadze potrzebnej chorym oraz ludziom, którzy decydują się ich wspierać.” Andrew Solomon „Fenomenalny reportaż, fenomenalny styl, fenomenalna praca dokumentacyjna. „W ciemnej dolinie” wysoko podnosi poprzeczkę literaturze faktu. Robert Kolker zagłębia się w niezwykłą historię rodziny nękanej przez jedną z najbardziej tajemniczych chorób, jakie zna ludzkość. Przenikliwie opisuje życie Galvinów, równocześnie przedstawiając dziesięciolecia prac, które miały na celu odkrycie genetycznego źródła schizofrenii. […] Książka Kolkera jest prawdziwym triumfem, niezapomnianym reportażem. Sięgnijcie po nią czym prędzej.” Susannah Calahan
Ze wstępem Andrzeja Stasiuka i posłowiem Adama PomorskiegoJeden z najwybitniejszych tekstów Płatonowa i w nowym znakomitym przekładzie Adama Pomorskiego.Andriej Płatonow jest dziś stawiany obok Tołstoja, Czechowa, Szołochowa czy Bułhakowa. Ale gdy powstawały jego książki - wywrotowe, ponuro prześmiewcze, obnażające absurd aparatu władzy i dogmatów - nie mogły się odbić szerokim echem. Sam Stalin doprowadził do zakazu ich publikacji. Z tego powodu ukończony w 1930 roku Dół po raz pierwszy ukazał się w druku dopiero w emigracyjnym czasopiśmie niemal trzydzieści lat później, a do tego czasu powieść była znana wyłącznie z odpisów. Adam Pomorski sięgnął do uważanej za najwiarygodniejszą wersji powieści wydanej przez Rosyjską Akademię Nauk w 2000 roku."Dół" to antyutopijna opowieść o budowie domu, który ma się stać fundamentem świetlanej przyszłości. Budowa zatrzymuje się jednak na etapie dziury w ziemi, wizja lepszego jutra rozpada się i umiera, a kopacze zaczynają dostrzegać bezsens swoich działań. Karykaturalny obraz świata zalanego ideologią planu pięcioletniego, kolektywizacji oraz bełkot nowomowy zostają doprowadzone do absurdu. Płatonow obnażona okrucieństwo systemu, który miał być zbawieniem dla mas, i podkreśla groteskowość kolejnych pomysłów władzy.Powieść jest obecnie uważana za jeden z najbardziej przenikliwych opisów totalitaryzmu."Nie napisano w XX wieku piękniejszej, straszniejszej i mądrzejszej książki o totalitaryzmie i utopii. Nie napisano niczego, co by dorównywało siłą wyrazu ani grozą "Dołowi" Andrieja Płatonowa. Apokalipsa dzieje się tu na wszystkich poziomach. Na poziomie obrazu, filozofii i języka. Słowa pękają, rozrywają się, ponieważ wypowiadane są w absolutnej próżni. Tak jak ryby z oceanicznych głębin, gdy wydobyć je na powierzchnię. Zaczęte zdania u swojego końca nabierają antysensów i popełniają samobójstwo. Obrazy i zdarzenia już u swych początków skazane są na zagładę. "Dół" dzieje się w antyświecie, w antyrzeczywistości, która była przecież jak najbardziej rzeczywista." Ze wstępu Andrzeja Stasiuka
Alicja Urbanik-Kopeć przygląda się dziewiętnastowiecznemu rynkowi matrymonialnemu, na którym liczyły się posag, weksle i cenne pamiątki rodzinne, nierzadko pomagające narzeczonemu w spłacie długów. Szczególnie uważnie analizuje sytuację kobiet - młodych robotnic, mężatek, starych panien oraz wdów, których samodzielność finansowa stopniowo wzrastała, lecz ciężar społecznych oczekiwań pozostawał ten sam.Matrymonium to barwny opis kolejnych etapów związku: od poszukiwań partnera za pomocą anonsów aż po małżeństwo, które zapewniało kobiecie bezpieczeństwo finansowe oraz złudzenie życiowego sukcesu. Czy jednak biznes małżeński naprawdę był najlepszym z rozwiązań?Korzystając z oryginalnych świadectw epoki - artykułów prasowych, pamiętników, powieści i poradników - autorka przybliża system prawno-społeczny panujący na aż do dwudziestolecia międzywojennego. Zza ciasnych ram tego systemu wyłania się pasjonujący obraz kobiet, które próbowały kształtować własne życie: miłosne, rodzinne i finansowe.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?