Zaczęła się ciężka codzienność okupacji… Nie było ani strachu, ani nienawiści, tylko po prostu pustka. Krewni, wliczając w to i ojca, przez cały czas aktywnych działań wojennych ukrywali się w zimnej piwnicy, a ja zostałem, żeby grzać i pilnować domu, nocując z dzieckiem na korytarzu, tam, gdzie nie ma okien. Jak tylko ostatni wrogi KraZ przejechał obok mojego podwórka, pobiegłem ogrodami, by ostrzec krewnych…
fragment Dziennika okupacyjnego
Dziennik, który udało się wydobyć z ziemi 24 września 2022 roku, ma tylko trzydzieści sześć stron. Papier jest zawilgocony i w żaden sposób nie umiem go wyprostować. Nierówny charakter pisma, wiele skreśleń, czarny i czerwony atrament. Pierwsze odczytuję słowa na ostatniej stronie: „Wierzę w zwycięstwo”. Usłyszał je Wakułenko w klangorze żurawi nad okupowaną ziemią 21 marca 2022 roku. Właśnie wtedy powstał ostatni zapis.
Wiktoria Amelina, ze wstępu Historia pewnego zwycięstwa
"W sfingowanym przez reżim Envera Hodży procesie – prowadzonym przy drzwiach zamkniętych i bez obrońców – na podstawie zeznań fałszywych świadków orzeczono kary śmierci dla Fadila Kokomaniego, Vangjela Lezho i Xhelala Koprencki. Dziewiętnastu pozostałych więźniów otrzymało kary od szesnastu do dwudziestu trzech lat więzienia. Drugi wyrok dokumentuje te wydarzenia w komunistycznej Albanii chronologicznie – od końca 1978 roku do maja 1979. Fatos Lubonja opowiada je z perspektywy uczestnika procesu. Książka jest zapisem odwagi i rozsądku, tchórzostwa i podłości, rozpaczy i nadziei. Nic tutaj nie zostało zmyślone, podkolorowane czy dodane. Prawdziwe są realia i prawdziwi protagoniści występujący pod własnymi nazwiskami: dwudziestu dwóch aresztowanych więźniów, śledczy, prokuratorzy i sędziowie, donosiciele i fałszywi świadkowie. Autentyczne są zeznania świadków, akt oskarżenia i wyroki. Prawdziwe są napięcie i niepewność, zdrada i kłamstwo, solidarność i współczucie. Prawdziwy jest także strach przed śmiercią." - Dorota Horodyska
Historia rodziny, która jedzie pociągiem z Kijowa do Polski. W pociągu jadą kobiety, dzieci i ukochane zwierzaki. Jeden z nich kotka Mruczusia gubi się w czasie podróży.
Tytułowego Maestra poznali już czytelnicy wydanej kilka lat wcześniej powieści Maranta, w której postać ta stanowiła ważny element opowieści trzech niezwykłych kobiet, reprezentujących trzy pokolenia pełnej tajemnic rodziny. Tym razem Maestro ma szansę na własną opowieść, dzięki której ukazuje się nam w niecoinnym świetle. Schorowany, dobiegający kresu życia Wiktor, wybitny artysta malarz, ale też zatwardziały cynik i odpychający mizantrop, stopniowo – i opornie – odkrywa się przed Rasą , swoją późno odnalezioną wnuczką, próbują c wykorzystać ostatnią szansę na stworzenie z kimś bliskiej relacji. Poznajemy szczegóły dzieciństwa chłopca z „dobrego domu”, wypraw w zakazane rejony przedwojennej Warszawy, wakacji spędzanych na letnisku nad jeziorem Gaładuś i traumatycznych doświadczeń z czasu wojny.
Maestro to opowieść o niegojących się ranach, o uczeniu się miłości i o tym, że każdy z nas nosi w sobie mrocznego bliźniaka.
Joanna Tabor
Josef Škvorecký przez całe życie pisał właściwie jedną powieść – kronikę swego nieszczęsnego pokolenia, miażdżonego przez różne totalitaryzmy, prawe i lewe. I o tym, że jazz i literatura były jedynym azylem, pozwalającym choć przez chwilę poczuć złudzenie swobody. Takie też
są Zwyczajne żywoty – cztery utwory z różnych okresów, tematycznie odwołujące się do jazzu i bezpośrednio czy pośrednio nawiązujące do „kosteleckiego cyklu” książek, których głównym bohaterem jest Danny Smiřický.
Saksofon basowy (największy literacki sukces Škvoreckiego w USA), to – jak napisał autor – nowela „o jedynej prawdziwej sztuce, prócz której nie ma już niczego”. Bo „dla mnie literatura była zawsze grą na saksofonie”,
dodał. W Red Music widać, jak bardzo wszystkim dyktatorom świata przeszkadza wolność, którą niesie muzyka. Neuilly jest pierwszym większym utworem napisanym przez Škvoreckiego na emigracji, eksperymentem z poetyką strumienia świadomości, a zarazem czymś w rodzaju autorskiego notatnika, w którym pojawiają się rozwijane
później motywy. Natomiast tytułowa nowela Zwyczajne żywoty to ostatni dłuższy tekst autora, ostatecznie zamykający cykl przypadków Danny’ego Smiřickiego, bardziej smutny i nostalgiczny od większości innych, ale chyba równie piękny.
Andrzej S. Jagodziński
Opowieści przytaczane w Słowniku wojny można było usłyszeć na lwowskim dworcu, przez który w pierwsze tygodnie i miesiące wojny przetaczały się ze wschodu na zachód potoki setek tysięcy uchodźców, wymęczonych ale spragnionych rozmowy. Podobnie było w tymczasowych przytułkach, najzwyczajniej na ulicy, koło kiosków z kawą – wszędzie ludzie opowiadali. Czasem zaczynali mówić sami, czasem trzeba było ich delikatnie zagaić, zadać kilka prostych pytań. Wtedy opowieści zaczynały płynąć jak fala, którą trudno było zatrzymać.
Ostap Sływynsk
Czary szatana, przedostatnia powieść Grigorija Kanowicza, pozostaje integralną częścią wielkiej sagi Żydów litewskich. Im bliżej jej końca, tym silniej do głosu dochodzi perspektywa kobiet: ostatnia powieść Ballada o miasteczku osnuta jest wokół losów matki Henki Dudak, natomiast bohaterką tej opowieści jest Danuta-Hadassa, gojka opiekująca się żydowskim cmentarzem. Dla mieszkańców tego królestwa na pograniczu światów stolicą była Jerozolima Północy, czyli Wilno, a małym centrum świata miasteczko Miszkine, czyli Janów pod Kownem. Saga Kanowicza to jedyna w swoim rodzaju świecka literatura mądrościowa, początkami sięgająca króla Salomona i religijnej tradycji żydowskiej. Niemal każdy jej urywek skrywa życiową maksymę. „A co jest… prawdą?... Czuć ją krwią i rozkładem!” I tak od pierwszej po ostatnią stronę – mowa „świętych głupców”, zaskarbiona przez łzy i modlitwy. Od wielu lat czytamy ją niby kolejną odsłonę Komedii ludzkiej, w świecie Litwaków przeglądając się jak w zwierciadle, łącznie z tym, co chcielibyśmy ukryć.
Krzysztof Czyżewski
"Sztuki czytania najlepiej uczyć się od tłumaczy, bo oni są zaraz na początku, zaraz za autorem. Czytają żarliwie, całym sobą. Ale tylko wyjątkowi tłumacze, jak Joanna Ugniewska, potrafią oprowadzać po bibliotece tekstów, które stały się im bliskie, kreślić prywatne konstelacje, mówić o miejscach, autorach, ideach tak, aby to, co trudne, zawiłe, czasami splątane, stało się dla nas, czytelników, jasne i pociągające. Joanna Ugniewska mówi o tym, co złożyło się na jej pamięć lektury. Zamieszkiwanie pamięci nie jest sztuką łatwą. Dla pamięci trzeba znaleźć dom i dobrze go urządzić, tak aby chciało się go odwiedzić, aby chciało się w nim zamieszkać. Joanna Ugniewska opowiada o pisarzach, których tłumaczyła, jak Eco, Magris czy Tabucchi, wielokrotnie komentowała, jak Chiaromonte czy Malaparte, i pisze o miejscach doskonale sobie znanych, najczęściej pod włoskim niebem i nad włoskim morzem. Ale także i o tych, co przychodzą z daleka i mówią odmiennymi językami, jak ta cudowna grupa panów na "m": Marias, Marai, Manea, Matvejević".
„Moja praca przypomina operację ‒ mówi kurator T. ‒ w której chirurg zaszywa świeżo otwartą ranę, nie usunąwszy nowotworu”. W biurokratycznej machinie tytułowy bohater jest tylko bezimiennym trybem, rozgoryczonym pracownikiem opieki społecznej, który w ramach urzędniczej służby uczestniczy w życiu swoich podopiecznych, postaci często tragicznych, niekiedy odstręczających, a bywa, że i komicznych.
Oscylujący między chłodnym obiektywizmem a fantasmagorią kurator przygląda się człowiekowi z jego eskapistycznymi odruchami, a także społeczeństwu, nazbyt chętnie dzielącemu jednostki na „lepsze” i „gorsze”, „zdrowe” i „niepełnowartościowe”. Niemniej nawet tam, w bezdusznym urzędzie i w rzeczywistości zdominowanej przez pragmatyczność i materializm, dochodzi do głosu ludzka solidarność.
Karolina Wilamowska
Białoruś w Sroce na szubienicy to kraj rządzony dyktatorską ręką, w którym polityczni dysydenci są więzieni w wirtualnych obozach koncentracyjnych. Powieściowa antyutopia Bacharewicza – zdawałoby się koszmar rodem z Kafki lub Nabokova – nieoczekiwanie przeszła z przestrzeni wirtualnej do realnej latem 2020 roku, gdy Białorusini wyszli na ulice w proteście przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich przez reżym Łukaszenki. Wówczas władze naprędce wybudowały w lesie koło Słucka obóz masowego internowania z barakami, ogrodzeniem z drutu kolczastego i wieżyczkami strażniczymi, a nawet zdążyły umieścić w nim pierwszych więźniów, gdyż w aresztach i więzieniach brakowało już miejsc. Reżym wycofał się z tego przedsięwzięcia parę dni po tym, jak sprawa obozu została nagłośniona przez niezależne media.
Sroka na szubienicy nie jest wyłącznie powieścią polityczną. Odnajdziemy w niej zagadkę kryminalną z elementami dreszczowca, a także swoistą odmianę Bildungsroman, ukazującą dojrzewanie zwyczajnej dziewczyny w społeczeństwie postsowieckim, która nie zdaje sobie sprawy (jak sroka na obrazie Bruegla), w jak złowrogim miejscu się znajduje i jaką rolę odgrywa jako urzędniczka w zarządzie obozów koncentracyjnych. W opowieść wkomponowane są fragmenty prozy eseistycznej, w których narrator rozważa rozpad ludzkiego ciała po śmierci, emigrację z Europy do Ameryki w XIX wieku, sztukę przygotowywania woskowych kopii ciała ludzkiego we Włoszech, naturę Rosji, niemieckie pociągi Intercity, lub wygłasza złośliwą filipikę przeciwko pisarstwu Coelho. Mamy tutaj wreszcie historię miłosną, opowiedzianą sugestywnie i z psychologiczną głębią. Sam autor powiedział o niej: „Dwanaście rozdziałów tej powieści to dwanaście wędrówek po kobiecym ciele”.
Jan Maksymiuk
Biurko do pracy, łóżko i spokój to przecież tak niewiele. Lecz cudzoziemiec w obcym kraju, w burzliwych czasach, nawet za pieniądze nie jest w stanie tego zdobyć. Trzymający w napięciu metafizyczny thriller nieznanego klasyka literatury czeskiej. Gorąco polecam! Andrzej S. Jagodziński
"Patrik Ouředník jest czeskim pisarzem, którego książki najczęściej tłumaczy się za granicą. Ad acta, trzeci jego przekład w Polsce, to według krytyków „fałszywy kryminał i prawdziwy thriller metafizyczny”. Świetna powieść w porywającym przekładzie."
Andrzej S. Jagodziński
"Patrik Ouředník kolejny raz udowadnia, że jest dziś jednym z najbardziej oryginalnych i ekscentrycznych czeskich pisarzy. Pisze tak, jakby czeska rzeczywistość była tylko przyczynkiem do jego książek. I może rzeczywiście tak jest."
Aleksander Kaczorowski
"Morderstwo i gwałt. Postmodernizm i dekonstruktywizm. Błyskotliwość i sarkazm. Kryminał i gra w klasy. Czeski pisarz z Paryża. To wszystko włożone ad acta oczywiście."
Mariusz Szczygieł
Czarna matka ziemia to przejmujące studium dziecka, kruchego, naznaczonego okrucieństwem i dojmującą samotnością, obsesyjnym poczuciem winy i straty, rozpaczliwym pragnieniem przynależności i powtarzającym się wciąż na nowo odrzuceniem.
Powieść Kristiana Novaka przebyła drogę od odrzuconego maszynopisu do jednej z najbardziej poczytnych i nagradzanych chorwackich powieści ostatniej dekady. Losy młodego pisarza w momencie kryzysu tożsamości i rozpadu związku z ukochaną osobą zanurzone są w realiach współczesnego Zagrzebia oraz chorwacko-słoweńskiego pogranicza u schyłku Jugosławii i na progu wojny. Po latach patologicznych kłamstw i ucieczek w wyobraźnię powracają wspomnienia traumatycznego dzieciństwa. Novak splata intymną (w sporej mierze autobiografi czną) opowieść z miejscowymi legendami i wierzeniami. Tworzy wciągający „wiejski noir” i „međimurskie Twin Peaks”, melancholijną antybajkę z elementami fantastyki i horroru.
Szczęśliwe Tbilisi, które ma Słonia południowego. Powieść Arczila Kikodze ofiaruje kaukaskiej metropolii potęgę mitu. Przez jeden dzień towarzyszymy peregrynacjom gruzińskiego flâneura. Od podszewki poznajemy życie miasta, ciągnie się za nami cień Berii, zaglądamy za kulisy historii miłosnych, chodzimy po kręgach traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, oddajemy się nostalgii, dopada nas postsowiecka chandra i kac nieodrobionych lekcji z historii, śmiejemy się przez łzy, nasze marzenia stają się zakładnikami cynicznych nuworyszy, rozglądamy się za lekarstwem na samotność, szybko się starzejemy, za późno odkrywamy, co prawdziwie ważne w życiu, aż odzywają się w nas człowiek i miasto, warci miłości.
„Nie chciałam zgubić ani ludzi, ani rzeczy, ani poczucia czasu. Po prostu tak się stało. Matkę straciłam, a długo nawet o tym nie wiedziałam. Kiedy mi powiedzieli, miałam niepełne pięć lat. Myśleli, że to jest właściwy czas. Dla mnie było to całkiem OK. Wtedy kraj, w którym żyję, stracił pokój. Pewnie i moja rodzina straciła wtedy pokój. Kiedy pokój wrócił do kraju, dla mojej rodziny było za późno. Oni umarli. Z nimi moja matka umarła po raz drugi. To także było OK. Jej nie znałam, a oni byli starzy. Z nimi umarły domy, w których mieszkaliśmy. Pieprzyć domy. Ale kiedy domy umarły, umarł też czas, w którym żyliśmy. Kiedy zostałam bez czasu, zabrano mnie do kliniki psychiatrycznej”.
fragment opowiadania Prośba do Elizabeth
„Podążaj za mną” – tak Birute Jonuškaite wprowadza nas do świata Maranty. Akcja powieści toczy się w przestrzeni pamięci głównej bohaterki i narratorki, młodej kobiety, pielęgniarki i malarki, wywodzącej się, podobnie jak Autorka, znad jeziora Sejwy, z litewskiej krainy na północno-wschodnim krańcu Polski. To tam powstaje bieżnik, a właściwie: kobierzec, arras fabuły, utkany z równoległych, przenikających się czasów, z rozpisanych na biograficzne krzyżyki tradycji i obyczajów puńsko-sejneńskich Litwinów, naznaczony printami dalekiego świata – Rosji, Ameryki, Warszawy, Paryża, Słowacji, Ziemi Świętej. Głosy odchodzących, zmarłych i „wszystkich, którzy żyją” przeplatają się z melodiami miejscowych pieśni i ze wspólnymi motywami kultury.
Agnieszka Rembiałkowska
Poemat jest przekładem atmosfery "Iliady", a nie zwartej w niej opowieści. (...) "Iliada" to poemat wokacyjny, a może nawet (tak jak lament) inwokacyjny. (...) Mój przekład przedstawia cały epos jako swoisty cmentarz z głosów - stanowi próbę zachowania po wojnie trojańskiej imion i żywotów bez użycia pisma. - od Autora
Grigorij Kanowicz to ostatni już pisarz, który z własnej pamięci opisuje świat żydowskich miasteczek we wschodniej Europie. Czyni to z niebywałą zmysłową plastycznością, nadając temu światu wiarygodność. To pozwala mu rzeźbić ludzkie losy w materiach przyrody i społecznych stosunków. Dzięki temu żydowski świat duchowy może być wskrzeszany w całym swoim bogactwie i niepowtarzalności. Polski czytelnik mógł poznać jego najważniejsze książki: Koziołek za dwa grosze, Łzy i modlitwy głupców, Nie odwracaj twarzy od śmierci, Park niepotrzebnych Żydów.
Ballada o miasteczku to autobiograficzna powieść dziewięćdziesięcioletniego już dzisiaj pisarza. Ugruntowują się w niej wszystkie fabuły jego poprzednich książek, tu też odszukać można źródła tak specyficznie żydowskiej mądrości jego prozy, ich dramatycznego duchowego klimatu przedziwnie idącego w parze z losem, na który trzeba się godzić. Dopiero poznanie Ballady o miasteczku, będącej nade wszystko portretem matki autora, pozwoli na naprawdę głębokie wejście w świat jego poprzednich dzieł. Jest to książka dla powieściopisarstwa Grigorija Kanowicza niejako założycielska.Piotr Matywiecki
Niezwykle pasjonująca saga rodzinna Catalina Doriana Florescu z Banatu, znanego już polskiemu czytelnikowi z obsypanej nagrodami powieści Jakub postanawia kochać. Główny bohater Ray opowiada dzieje swojego dziadka w Nowym Jorku na przełomie wieków XIX i XX, gdzie sam znacznie później spotka główną bohaterkę, Elenę, opowiadającą z kolei o życiu swojej rodziny w delcie Dunaju. Dziadek, dziecko niczyje o wielu imionach, od dzieciństwa przebywa w ubogich dzielnicach dolnego Manhattanu, wychowywany przez ulicę. Matka Eleny jako młoda dziewczyna zapada na trąd i umieszczona zostaje w kolonii dla trędowatych. Na szczęście spotyka tam starszą od siebie, opiekuńczą przyjaciółkę. Po pewnym czasie zakochuje się w innym chorym i z tego związku rodzi się Elena, odebrana matce i tułająca się po rodzinach zastępczych. Matka Eleny nienawidziła swojego rodzinnego kraju; jej marzeniem było dostać się do Nowego Jorku. Córka spełnia to życzenie w bardzo oryginalny i jednocześnie dramatyczny sposób. W tej od początku do końca trzymającej w napięciu opowieści, zanurzonej w smudze cierpienia i ludzkich tragedii, los daje jednak bohaterom szansę spotkania „człowieka, który przynosi szczęście”.Maria Przybyłowska
Tę książkę, pomyślaną jako wywiad-rzeka, powinien znać każdy, kto interesuje się historią Litwy ostatnich kilkudziesięciu lat. Irena Veisaite jest jednym z najświatlejszych ludzi w naszym kraju, jest uosobieniem tolerancji i zdrowego rozsądku. Najwięcej uwagi poświęca kulturze, zwłaszcza teatrowi, i opozycji kulturalnej w okresie sowieckim. Czyni to z wyjątkową roztropnością, unikając skrajności i pustosłowia, a przy tym wnikliwie rozpatruje także złożone kwestie filozoficzne.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?