Wiersze wyprowadzające język: z domu, w pole, w szwendanie. Wyganiające myśl w intensywność, niech polata bez smyczy. Gesty goszczące, nieulegające kwestiom. Za to kwestujące na bogato, skupujące uwagę z rozproszeń. Teksty z debiutanckiej książki Joanny Łępickiej wpadają w oko nieproszone i o posłuch nie proszą, a przecież kładą fundamenty pod nową mowę, stawiają ściany wielonośne i na mapie poetyckiej odznaczają się solidnym gmaszyskiem. To całkiem spory zamach jak na „zeszyt ćwiczeń”!
On mówi, że mnie nie zna a ja mam z nim dziecko. Skąd bym miała jego dziecko, gdyby mnie nie znał? Siedzieliśmy w samochodzie, głęboko w śniegu i trzymałam to dziecko na rękach, a on mówił, że przedstawi mnie Edycie i Luizie, jeśli tylko przyznam, że należę do niego. Zatem przyznałam, a on mówi teraz, że mnie nie zna. Więc przypominam mu święto jabłka, pierwsze święto, na które zabraliśmy nasze dziecko. Przypominam mu ofiarę z człowieka, który miał się macerować w wannie wypełnionej jabłkowym octem, aż zniknie. To jest więcej niż prawdziwe, to jest wręcz logiczne, a on nadal nie pamięta. Nie pamiętasz, pytam, jak twój syn laserami z oczu uratował tego człowieka przed niepotrzebną, barbarzyńską, męczeńską śmiercią, co prawda zabijając wszystkich dookoła? A więc nie pamiętasz. Grunt, że ja pamiętam i opowiem każdemu, kto mnie zechce słuchać. Fragment
Poezja, która próbuje się w znaczącym milczeniu, oscyluje na granicy zniknięcia. Wiersze zgładzone do minimum jak kamyki rzeźbione przez fale żeby można poczuć ich właściwy ciężar, na co dzień umniejszany w zalewie gadulstwa. Słowa demonstrujące swoją kruchość, a jednak zdolne udźwignąć najcięższe pytania: o miłość, o wojnę, o życie i śmierć. Książka Julii Szychowiak dociera do środka i zabiera nas ze sobą, byśmy mogli na chwilkę, na mgnienie, odzyskać samych siebie.
Minimalistyczne tomy Grzegorza Kwiatkowskiego przypominają cienkie teczki podsłuchanych zeznań czy wyznań. Wiersze-skrawki, pozbawione odautorskiego głosu, pozornie proste, wręcz formalnie nagie, okazują się niekiedy trudnymi do rozwikłania zagadkami. Tym razem tytułową zagadką interpretacyjną okazuje się temat relacji rodzinnych wypaczonych, skażonych przemocą i nieludzką (lub właśnie niestety ludzką) bezwzględnością. Wychowanie w książce Kwiatkowskiego zamienia się w tresurę w masce troski, więź przypomina myśliwską nagonkę, a jedyne dziedzictwo to sztafeta traumy.
Tom najważniejszej poetki koreańskiej stawia na głowie ideę śmierci jako doświadczenia jednostkowego i ukazuje je jako doświadczenie zbiorowe oraz polifoniczne. Podzielona na 49 dni Autobiografia śmierci opiera się na buddyjskim przekonaniu, że ludzka świadomość przebywa przez 49 dni w stanie pomiędzy zgonem a reinkarnacją. Książka to medytacja na temat śmierci, która nie jest ostateczna, lecz okazuje się cykliczna, rytmiczna, wielowymiarowa i tętniąca życiem. Każdy wiersz stwarza niekonwencjonalną przestrzeń językową, w której śmierć może ujawnić swoją energię i przejawić się jako napięcie w ciszy następującej po przymiotniku, przysłówku, przyimku, kaszlu, czkawce, krzyku. Język poezji Kim Hyesoon, na przemian powściągliwy, fragmentaryczny lub eksperymentalny, oddaje głos światu, który istnieje w nas. Umieranie „to coś, co wdziera się z zewnątrz. Wszechświat wewnątrz jest większy”.
W nowym tomie przekraczającym granice poezji i prozy Kacper Bartczak po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najbardziej osobnych i radykalnych poetów piszących dziś w Polsce. Czas kompost ukazuje przygody ponowoczesnego podmiotu, który w sposób bezwzględny wystawia się czy raczej jest wystawiany? na zanieczyszczające, wytrawiające i rozpuszczające bodźce, który przymierza się do ról i całkiem w nich zatraca. Autor w każdym tekście z żarliwością rozprawia się z uroszczeniami poezji konfesyjnej, z pomnikowością wielkiej Filologii, niestrudzenie bada wyporność wiersza, wnika w tkankę poetyckiego organizmu mówiącego, który jest dla niego narządem, zmysłem czy nawet regulatorem pracy zmysłów. Eksperymentuje z prywatnością i autobiografią, z przestrzenią Psychopolis, a także z czasem kompostem, na którym wykwita kwiatem, chwastem? kolejny świetny wiersz.
Almanach z wierszami pięciorga poetek i poetów oraz pięciorga prozaiczek i prozaików przed debiutem książkowym. W 2022 roku w projekcie Połów po raz drugi łączącym prozę i poezję w gronie najlepiej rokujących twórców i twórczyń znaleźli się: Marcin Czerniawski, Agata Dyczko, Miłosz Fleszar, Jakub Grabiak, Jakub Gutkowski, Karolina Krasny, Joanna Łępicka, Ewa Tondys-Kohmann, Łukasz Wojtysko oraz Amelia Żywczak. Zbiór w sposób dobitny pokazuje, jak rozmaicie najnowsza literatura przekracza granice: gatunkowe, formalne, obyczajowe itd. Dzieła prozatorskie przechodzą tu swobodnie w najczystszą poezję, a wersy są rozsadzane i przekształcane we fragmenty równe z prawej. W tekstach młodych autorek i autorów zaznacza się wrażliwość na krzywdy wszystkich istot, optyka równościowa, krytyczna perspektywa rejestrująca zmiany w świecie, a przy tym niesamowite wyczulenie językowe.
"Wielka i mała wężowa bogini" krnąbrne i kołyszące biodrami przez całą nocWielka i Mała Wężowa Bogini grabiły pustynięi tak co noc od wieków gdy śpimy wyczesują dla nas widmaz ziemi wypłoszone ruchem grabizacienione zmarszczki przemykają po piaszczystym grzbieciejakby na dnie coś gotowe na siew i jałowebezustannie goniło samo siebie ono drżypod wysokim słońcem ono prosi o ochronęamuletu przeciw złu parę cywilizacji późniejkiedy boginie pełne niewiary i przygięte pracąstaną w muzeum ich piersi zostawi się odkryteich zadanie zbędzie się jako zaklinanie węży i coś z płodnością
Wiersze będące próbą przyjrzenia się prowincjonalnej Galicji (głównie dawnej Łemkowszczyzny) oczami tutejszych kowbojów oraz kobiet, które chcą napisać do tego easternu własny scenariusz. Wiatry przynoszą z zachodu okruchy całkiem nowego świata. Nowe miesza się ze starym i powstaje chaos, do którego Katarzyna Szweda w swojej drugiej książce poetyckiej układa melodię: a kiedy przyszedł do nas z zachodu wschód/ zaczęliśmy śpiewać polskie piosenki country. Ironiczne nałożenie zewnętrznego wzorca kulturowego na lokalną materię defamiliaryzuje zastany obraz i pozwala zobaczyć go w nowym, rewitalizującym świetle.
Kapelusz zawsze zdejmuję ostatni to książkowy debiut Marty Fox, który do dziś cieszy się ogromnym powodzeniem. Po jego publikacji krytycy przykleili Marcie Fox obecnie autorce wielu głośnych książek etykietkę odważnej pisarki erotycznej. Aby od niej uciec, autorka zaczęła pisać powieści dla młodzieży, dzięki którym zdobyła popularność i zyskała miano odważnej pisarki młodzieżowej. Kapelusz... stał się inspiracją do wystawienia przez Teatr Wizji Plastyki i Ruchu IOTA spektaklu pod tym samym tytułem.O Kapeluszu pisali:Kobiety Winne Grzechu zgrzeszyły bezczelnym przywiązaniem do życia i przez to może zasługują na niebo. Renata Putzlacher: Życie zmysłami, palące namiętności, wywołane nimi rozdarcia, tęsknoty u Marty Fox bywa to również oznaką osamotnienia, o którym komunikuje nam głosem wyciszonym w lirycznych opowiadaniach i wierszach. Jan Pierzchała:To bardzo intymny, szalenie kobiecy zapis świata, w którym autorka dostrzegać by pragnęła jedynie piękno i subtelną, acz nienasyconą, zmysłową radość życia. To postrzeganie świata jest zawsze przefiltrowane przez uczucie miłości. Różne jego odcienie nadają pulsacyjny rytm opowiadaniom. Danuta Lubina-Cipińska: Marta Fox sięga odważnie poza świat realny, przekracza granice nieba. Zdzisław Łączkowski: Książka Marty Fox prezentuje osobowość wrażliwą, reagującą na bodźce z zewnętrznego świata spontanicznie, z odkrytą zmysłową intensywnością. Wszystko to udziela się takiemu czytelnikowi jak ja i uruchamia mechanizmy percepcyjne, czyniąc z pisarstwa Marty Fox prawdziwe doznanie artystyczne. Wacław Sadkowski: Marta Fox pisze o tym, co w życiu dziwne, nieokreślone, niemożliwe. Wyrafinowanie zmysłów łączy się z wyrafinowaniem liryzmu. Poetyckie oblicze Marty Fox patrzy na czytelnika uśmiechniętą melancholią Tajemnicy Janusz Styczeń.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?