Cała społeczność egiptologiczna z wielką radością przygotowuje się do przypadających we wrześniu tego roku obchodów dwusetnej rocznicy odczytania w Akademii Napisów i Literatury słynnego Listu do Pana Daciera..., prawdziwego aktu urodzenia tego, co w późniejszych czasach, mimo niesprzyjających wiatrów i prądów, miało stać się naszą dyscypliną. Jako pierwszy pewny kamień milowy nowożytnego spojrzenia na jedną z największych cywilizacji w historii świata, nasza Rozprawa o metodzie – dzieło zarazem osamotnione i śmiałe – jest ponadczasowa, a regularne wracanie do niej – zawsze ożywiające. Powitajmy więc z uznaniem, na jakie zasługuje, inicjatywę Filipa Taterki wraz z długo oczekiwaną publikacją jego polskiego przekładu słynnego Listu, słusznie poprzedzonego rzetelnym wstępem rozjaśniającym dzieje odczytania pisma hieroglificznego.
Jestem przekonany, że inicjatywa ta napełniłaby radością nieodżałowanego Jeana Leclanta, odległego następcę Pana Daciera na stanowisku sekretarza stałego Akademii Napisów i Literatury. W rzeczy samej profesor Leclant bardziej niż ktokolwiek inny niestrudzenie działał na rzecz pamięci Champolliona. Najpierw w 1990 roku, doprowadzając do wydania przez Akademię tak cennej i uczonej bibliografii Champolliona zebranej przez naszego kolegę Jeannota Kettela, która stała się klasyczną pozycją w studiach egipskich, a której uzupełnienia oczekują wszyscy zainteresowani.
Z taką samą życzliwością profesor Leclant patronował i wspierał wszystkie nasze inicjatywy: w szczególności w 1986 roku, podczas urządzania w Figeac Muzeum Champolliona, które od tamtej pory nie przestaje się rozwijać i przyciągać nowych zwiedzających. Z tym samym zaangażowaniem profesor Leclant włączył się dwa lata później w organizację międzynarodowej konferencji L’égyptologie et les Champollion (Egiptologia i Champollionowie) w Grenoble z okazji dwusetnej rocznicy urodzin uczonego, który odczytał pismo egipskie.
W artykule opublikowanym w „Bulletin de la Société Française d’Égyptologie” w 2018 roku zaalarmowałem społeczność naukową o „niedawnym rozproszeniu archiwów Pani Alice de la Briere, z domu Champollion-Figeac”, w którym znajdzie się to, co należy odtąd wiedzieć o rozmieszczeniu słynnych „papierów rodzinnych”, przechowywanych niegdyś w Vif i znanych głównie dzięki dziełom Aimégo Champolliona-Figeaca (1887) i Charles’a-Oliviera Carbonella (1984). Artykuł z „Revue de la Bibliotheque Nationale” (Importance et histoire du fonds Champollion de la Bibliotheque nationale, nr 37, jesień 1990) przypomina również, w jaki sposób cenne papiery założyciela naszej dzisiejszej dyscypliny trafiły w dwóch turach do Bibliotheque Nationale de France.
Witając z uznaniem i wielką sympatią pracę Filipa Taterki, chciałbym podzielić się pewnym przyjacielskim wspomnieniem, trochę już odległym, lecz wciąż żywym, naszej koleżanki Jadwigi Lipińskiej (1932–2009), której badania nad słynnym Monumentem genealogicznym z Neapolu (1609/5059) bardzo zajmowały nas oboje, a także całego tak pełnego zapału zespołu z Deir el-Bahari w początkach lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to ja sam pracowałem w Tebach Zachodnich wraz z egipskimi zespołami z Centre de Documentation et d’Études sur l’Ancienne Égypte (CEDAE) / Michel Dewachter, fragment przedmowy
W 1836 roku w Glarus (kanton i miasto w Szwajcarii, w miejscowym niemieckim – Glaris) ukazał się pierwszy tom dzieła o znamiennym tytule: Eros. Die Männerliebe der Griechen, ihre Beziehung zur Geschichte, Erziehung, Literatur und Gesetzgebung aller Zeiten. Autorem był szwajcarski pisarz-samouk, Heinrich Hössli (1784–1864). Tom drugi wyszedł dwa lata później w St. Gallen (stolica sąsiedniego kantonu o tej samej nazwie). Autor nie uniknął licznych kłopotów, po ukazaniu się tomu pierwszego zabroniono jego rozpowszechniania na terenie kantonu Glarus, a drukarzowi zakazano druku tomu drugiego (i dlatego ukazał się w sąsiednim kantonie). Książka ta była przez długi czas zapomniana, większość egzemplarzy znajdujących się w posiadaniu autora przepadła w czasie wielkiego pożaru Glarus w maju 1861 r., zmienione i okrojone wydanie ukazało się w postaci dwóch oddzielnych tomików w 1892 r., to drugie wydanie zostało wznowione w niezmienionej postaci w roku 1924. Jednak znana i wspominana, jak i jej autor, mogła być w kręgu autorów zainteresowanych nie tak kulturą i historią obyczajów starożytnych Greków, jak raczej problematyką Männerliebe (nie było jeszcze wówczas terminu „homoseksualizm”, który – podobnie jak i nieco późniejszy „heteroseksualizm” – pojawił się dopiero w drugiej połowie XIX wieku, wprowadzony w roku 1869 przez Karla-Marię Kertbeny’ego). Dzieło Hösslego w całości i bez żadnych zmian w stosunku do pierwszego wydania za życia autora zostało wznowione dopiero w końcu XX wieku w postaci reprintu przez wydawnictwo „rosa Winkel”, chociaż autor budził zainteresowanie już wcześniej i doczekał się w roku 1903 pierwszej, przywoływanej tu już wyżej, biografii pióra Ferdinanda Karscha, przyrodnika i filozofującego pisarza, skądinąd autora pionierskiego dzieła Das gleichgeschlechtliche Leben der Naturvölker (München 1911).
Ostatnio stał się Hössli (i jego dzieło) znowu przedmiotem badań. Trudno powiedzieć, czy pomijano go przez długie lata w pracach podejmujących problematykę greckiego Erosa dlatego, że uważano jego książkę za przestarzałą lub nie dość naukową, czy też z tego powodu, że była zbyt zaangażowana i wyraźnie apologetyczna. Autor nie był badaczem, nie miał odpowiedniego przygotowania filologicznego, teksty greckie znał i cytował wyłącznie w przekładach niemieckich, był amatorem i samoukiem, modystą (kapelusznikiem) z zawodu odziedziczonego po ojcu. O jego upodobaniach erotycznych nic nie wiadomo, w każdym razie zawarł małżeństwo, choć zawsze mieszkał oddzielnie od żony, z którą miał dwóch synów, a dzisiaj słusznie chyba podkreśla się, że jego gorąca obrona „miłości męskiej” wynikała z jego liberalizmu i głębokiego przekonania o najwyższej wartości jaką jest wolność ludzka i prawa jednostki do własnego szczęścia. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że musieli znać tę książkę w drugiej połowie XIX wieku przynajmniej niektórzy uczeni filolodzy zajmujący się obyczajowością grecką, a w każdym razie od czasów Hösslego można datować przekonanie, że szczególną i najważniejszą cechą Erosa Greków jest właśnie „męska miłość”, co widać chociażby w najnowszej monografii zagadnienia, pióra Jamesa Davidsona, gdzie pojęcie „miłości Greków” niejako automatycznie wyłącza z obszaru badań miłość do kobiety / Włodzimierz Lengauer, fragment Wprowadzenia
Za sprawą książki Antona Marczyńskiego - młodego, utalentowanego filozofa i badacza kultury duchowej - otwiera się oto przed nami możliwość trudnej, lecz istotnej wędrówki. Wędrówki intelektualnej w stronę ciała jako obszaru penetracji - z całą przypisaną temu pojęciu bolesnością i brzemiennością - chrześcijańskich mistyków. Obszaru naznaczonego przy tym pewną drastyczną antynomią, nie dającą się rozwikłać sprzecznością między wyróżnieniem i wyniesieniem a swoistym unieważnieniem, niewysłowieniem czy przemilczeniem. Takim jednak niewysłowieniem czy przemilczeniem, które czyni dość skwapliwy - i paradoksalny zarazem - użytek ze słowa, użytek z języka, jako swego nieodrodnego medium.
Ciało w takiej niepokojącej, najeżonej brutalnymi opozycjami przestrzeni doznaje niesłychanej „wirówki” sensów, przekraczającej prosty dialektyczny mechanizm: odsłania się na przemian oczom i mowie, a zarazem im się wymyka, otwiera się i zasklepia, rodzi się i osuwa w nicość, obnaża się wciąż przed patrzącym i ucieka przed każdym doświadczeniem. Rodzi się i umiera. Wystawia się na anatomiczną „lekcję” i za wszelką cenę chroni się przed skalpelem języka, zasobnego wprawdzie w pojęcia, w całą ich chmarę, lecz zawsze też bezradnego i skłonnego do glosolalii, do wzniecania rozgwaru, w którym gubi się sens. W którym słowa - nawet te fundamentalne, podstawowe dla europejskiej tradycji umysłowej, jak przywoływane przez Marczyńskiego i wszechstronnie przezeń badane greckie terminy sarks i soma - zamieniają się w powidoki słów. I wyzuwają się ciągle, na krótko tylko i w przebłyskach je wpierw odsłoniwszy, ze znaczeń - niczym wąż nieustannie zrzucający swą skórę, naznaczony swym pierwotnym mitycznym przekleństwem, ale przecież bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe (Rdz 3,1).
Współczesny, postmodernistyczny świat jest naznaczony pewnego rodzaju paradoksem. Z jednej strony, postmodernizm kontestuje wybrane tradycyjne wartości, kwestionując na przykład istnienie obiektywnej i absolutnej prawdy, co jest związane z rozczarowaniem ludzkim rozumem i jego poznawczymi zdolnościami. Z drugiej absolutyzowane są inne wartości, jak na przykład wolność. Wydaje się ona być nadrzędnym paradygmatem, a wszelkie postawione jej granice wydają się być barierami, które należy przełamywać. Paradygmatyczność wolności rodzi przeświadczenie, że nawet ludzka natura nie może być determinantą tożsamości, gdyż człowiek posiada zdolność do decydowania nawet o kwestiach, które wydają się być odgórnie określone przez naturę jak, na przykład, płeć.
Niniejsza praca analizuje jeden z wątków estetyki teologicznej Hansa Ursa von Balthasara przedstawionej w dziele tegoż autora zatytułowanym Herrlichkeit. Jest to próba autorskiego spojrzenia, inspirowanego jednak tyleż rosnącym zainteresowaniem spuścizną szwajcarskiego teologa, co narastającą potrzebą integracji współczesnego dyskursu estetycznego z teologią. Wciąż bowiem można mieć wrażenie, że te dwa obszary się rozchodzą a temat ekspresji ? tak istotny i w celebracji, i w duszpasterstwie, nie mówiąc już o moralności, nierzadko pozostaje podejrzany ? jako sposobność do promocji własnego „ego”, co wydaje się sprzeczne z pokorą i absolutnym prymatem Boga. Takie podejście bardzo utrudnia zarówno dialog, jak i integrację sztuki z wiarą czy praktykami i doświadczeniem religijnym. A tymczasem właśnie w obszarze ekspresji sztuka, i to ta nieraz mocno ekspresyjna, zdaje się zajmować miejsce duchowości i religii. Propozycja balthasarowskiej „estetyki teologicznej” umożliwia pojednanie tych obszarów i twórczą ich interakcję. Ukazanie tego jest celem niniejszych rozważań.Rozdział I ukaże celowość podjęcia zasugerowanej w tytule refleksji oraz wybór takiego właśnie, a nie innego wątku: określamy go jako ekspresja, która ? szeroko rozumiana ? jest tematem II rozdziału naszych rozważań, kontynuowanych i poniekąd egzemplifikowanych w rozdziale następnym.
Kameduli eremici Góry Koronnej są tajemniczy, niemal nierzeczywiści w swym oderwaniu i ucieczce od świata, od jego codzienności, pogoni za nowoczesnością, zgiełku i pośpiechu. Mnisi tajemniczy, fascynujący i ? a może przede wszystkim ? bardzo mało znani szerszemu ogółowi. Jako eremici z zasady zamieszkiwali, przynajmniej w pierwszych wiekach istnienia swego zgromadzenia, miejsca odludne, z dala od uczęszczanych traktów, wśród lasów. Zdarzało się, że do ich eremu nie prowadził żaden bity trakt i niełatwo było tam dotrzeć pieszo czy konno (nie mówiąc już o tym, by przekroczyć mur klauzury). Nawet w chwili obecnej, w XXI wieku, można zbliżyć się do życia w kamedulskiej pustelni, udając się na kilkudniowe rekolekcje ? bądź dla przemyśleń i wewnętrznej refleksji ? do Bieniszewa w Wielkopolsce, niedaleko Konina.Jakkolwiek takie kamedulskie rekolekcje można odbyć również na krakowskich Bielanach, to jednak w Krakowie cywilizacja zbliżyła się do eremu na wyciągnięcie ręki. I chociaż mogłoby się wydawać, że wtargnęła już do wszystkich odludnych zakątków, to jednak pod Koninem wciąż można spróbować odnaleźć samego siebie w ciszy pustelni. Do wielkopolskiego eremu jedzie się przez las, wąską, nieutwardzoną drogą, która w czasie jesiennych czy wiosennych roztopów bez wątpienia staje się trudno przejezdna, a zasypana śniegiem ? znacznie zwęża swój prześwit. Po przejechaniu mniej więcej dwóch kilometrów oczom podróżników ukazuje się polana, gdzie na Sowiej Górze stoi otoczony murem erem, a zza niego podróżnikom przypatrują się dwie wieże kościoła. W nocy erem zatapia się w przenikliwej ciszy, którą z rzadka tylko przeszywają głosy ptaków (chociaż, pomimo nazwy wzniesienia, nie są to raczej sowie pohukiwania), a definitywnie przerywa ją, jeszcze przed brzaskiem, klasztorny dzwon, który o godzinie 3.45, wzywa eremitów na modlitwę. Goście nie mają wstępu za klauzurę ? mieszkają w budynku nowicjatu, dzielą za to z kamedułami modlitewny rytm dnia i, jeśli wyrażą taką ochotę, mogą również oddawać się pracy fizycznej. W obu istniejących do dzisiaj eremach, bielańskim i bieniszewskim, dominuje cisza, spokój, poczucie niemal nierzeczywistego oderwania od spraw tego świata, które czasem, ku zadziwieniu nieczęstych gości, zakłóca silnik kosiarki włączany przez eremitę pielęgnującego trawę na dziedzińcu.
Celowo użyłem w tytule określenia „ponad podziałami”; chciałoby się może rzec: „ponad współczesnymi kastami”. Sądzę, że nie możemy z czystym sumieniem powiedzieć, iż kastowość nie istnieje. Jest to sprzeczne z tym, co widzimy na co dzień: jest klasa rządząca, jest klasa pracująca, ale są również tacy, którzy swoją postawą chcą wołać i napominać. Chodzi o to, co Václav Havel nazwał siłą bezsilnych. Jednostki, które, jak mogłoby się zdawać, pozbawione są jakiejkolwiek mocy, zmieniają świat dookoła siebie, buntując się przeciw niemu. Taki był Bede Griffiths, który podjął się odnalezienia odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób mówić o Bogu ludności hinduskiej? I wynikające z tego dalsze kwestie: co należy zrobić, aby obraz misjonarza, skażony kolonialnymi zaszłościami, został oczyszczony? Jak stać się „swoim” w obcym społeczeństwie? I wreszcie, jak w tym całym zamieszaniu świadczyć o Bogu? W dużym stopniu działał po omacku i mimo przetartych szlaków, dużą część swojej koncepcji musiał budować na nowo.
Zmienianie rzeczywistości i postrzegania pewnych zastanych form to, z jednej strony, fascynująca przygoda, a z drugiej – ciężkie brzemię niezrozumienia czy wręcz odrzucenia, które trzeba nieść. I tak jest do tej pory: spuścizna Bede Griffithsa niepokoi wielu, pojawia się odwieczne pytanie o granice dialogu i, jak to już we wstępie napisałem, co jeszcze wolno, a co jest już niebezpiecznym synkretyzmem.
Książka ta jest zbiorem ośmiu studiów. Dwa z nich – pierwsze i ostatnie – publikowane są po raz pierwszy. Pozostałe są mniej lub bardziej przeredagowanymi wersjami artykułów ogłoszonych w ciągu ostatnich kilku lat. Cztery teksty dotyczą autorów działających w pierwszej fazie ruchu humanistycznego w kręgu Akademii Krakowskiej i skupione są wokół takich postaci, jak Konrad Celtis, występujący przeciwko scholastycznemu systemowi nauczania i Janowi z Głogowa jako jego reprezentantowi, wykładający przez jakiś czas w Krakowie śląski uczony Wawrzyniec Korwin (który był uczniem Celtisa) i Paweł z Krosna, pierwszy zwolennik nowego nurtu, który uzyskał oficjalne stanowisko uniwersyteckie. Krąg uczniów Krośnianina reprezentuje Jan z Wiślicy. Kolejne cztery teksty skupiają się wokół związanych z Akademią Krakowską twórców działających w drugiej połowie XVI w.: Grzegorza z Sambora, Benedykta Herbesta (wraz z kręgiem uczniów i przyjaciół) oraz Stanisława Sokołowskiego, również w relacji z uczniami, pośród których wyróżniają się Szymon Szymonowic i Andrzej Schoen.
Wszystkie analizowane w poszczególnych studiach teksty są świadectwem łacińskiej kultury humanistycznej i zamieszczone tu zostały wraz z nimi przeważnie w całości, wraz z moimi przekładami, aby ten zbiór rozważań mógł się stać również zaproszeniem do lektury dzieł dawnych mistrzów.
Badacze świata antycznego od dawna zainteresowani są dziejami swojej dyscypliny, przede wszystkim koncepcjami Georga Wissowy i Franza Cumonta, które zdominowały myślenie o religii rzymskiej w XX wieku. Postacią równie wielkiego formatu, był wybitny znawca świata starożytnego, Tadeusz Zieliński, twórca oryginalnej wizji religijności Rzymian. Książka Andrzeja Gillmeistra, znakomitego historyka religii rzymskiej, jest pierwszym monograficznym studium poświęconym tej części dorobku ważnego uczonego. Największą jej zaletą jest wskazanie źródeł oryginalności religioznawczych koncepcji Zielińskiego –
intelektualisty i rekonstrukcja warsztatu badawczego Zielińskiego – historyka religii rzymskiej. Andrzej Gillmeister z erudycyjną swadą wyjaśnia, że prace o religii rzymskiej powstawały w dialogu z najwybitniejszymi badaczami epoki i były polemicznym głosem wobec ich poglądów, zwłaszcza Wissowy.
Prof. dr hab. Danuta Musiał
Zawsze chciałem dojść do Miasta. Wygnaniec dąży wszak do bezpiecznego portu, a pielgrzym tam, gdzie były jego oczy, lecz jeszcze nie dotarło ciało. Stanąć pod murami Miasta, położyć na nich rękę – pozwolić, by przemówiły kamienie. Szczęście, bojaźń, niedowierzanie. Teraz trzeba jeszcze tylko uderzyć w bramy, a one się otworzą, wkroczyć. (fragment tekstu)
Marcin Cielecki – ur. 1979 r. Poeta, eseista. Autor zbioru wierszy Czas przycinania winnic (2002), Ostatnie Królestwo (2010). Publikował na łamach „Toposu”, „Twórczości”, „Znaku”, „Więzi”, „W drodze”, „Przeglądu Powszechnego”. Stypendysta Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego (2009, literatura). Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2011, literatura). Mieszka w Olsztynie z żoną i synami.
Teatr w Biblii omawia biblijne „instrukcje sceniczne” dotyczące czasu, przestrzeni, przemieszczeń bohaterów, kostiumów, rekwizytów, oświetlenia i innych elementów teatralnych, które zawarte są w tekście ksiąg i współtworzą ich treść. Książka zajmuje się także zagadnieniem „pozascenicznej” obecności Boga. Prezentując postaci Debory, Tamar, Rut, Estery, Elizeusza, Jonasza, Ezechiela, Mojżesza, Jehu oraz Dawida i Batszeby analizuje między innymi problematykę ciała kobiety, jako rekwizytu scenicznego (Nałożnica w Gabaa), „edukacyjnego” teatru Księgi Przysłów, i wiele innych.
Problematykę esejów zebranych w przedstawionym tomie łączy kluczowe wydarzenie tak zwanej „śmierci Boga”. Obecne w tytule nawiązanie do Nietzscheańskiej frazy Gott ist tot nie wynika bynajmniej z zamiaru posłużenia się zapożyczoną figurą stylistyczną. Idea Boga oraz odniesienie do Absolutu organizowały od podstaw tożsamość i świadomość Europy, wyznaczając tok i sens dziejów Zachodu. Znajdowało to bezpośredni wyraz w refleksji filozoficznej i teologicznej, począwszy od pierwszych apologetów chrześcijańskich, przez filozofów i teologów średniowiecza, myślicieli nowożytnych, reprezentantów współczesnej teologii „śmierci Boga”, po przedstawicieli postmodernistycznej, nomadycznej a-teologii. W tym kontekście wydarzenie „zniknięcia” Boga z horyzontu ideowego Europy pozostaje wyzwaniem domagającym się zrozumienia, a zarazem - o czym przekonują bohaterowie prowadzonych rozważań — zobowiązuje do podejmowanej ciągle i na nowo wielorakiej jego interpretacji.
Jaką rolę więzi braterskie odgrywały w zachowaniu spójności grupy rodzinnej i pozycji społecznej jej członków, także w sytuacjach zagrożenia? Jakie relacje łączyły brata, bratową i bratanków? Jakie wzorce i wartości kształtowały wyobrażenie autora o tych stosunkach? Co oznaczało bycie bratem u schyłku VIII w.?
Ku mojemu zdziwieniu, wstępna kwerenda bibliograficzna pokazała, że problem relacji między braćmi jest słabo rozpoznany w literaturze. W zasadzie jedynym zagadnieniem, które doczekało się obszernych analiz, były stosunki między synami Ludwika Pobożnego i ich rywalizacja o władzę. Z drugiej strony, przedmiotem intensywnych studiów były te formy średniowiecznych wspólnot, które odwoływały się do metaforycznie rozumianego braterstwa.
Ten brak badań nad problemem więzi biologicznego braterstwa wydał mi się tym bardziej zaskakujący, że przy okazji moich badań nad różnymi zagadnieniami dotyczącymi historii kobiet i rodziny, rola braci okazywała się być niejednokrotnie kluczowa. W języku źródeł wczesnośredniowiecznych terminy „brat” i „braterstwo”, używane zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym, są wszechobecne. Niniejsza praca stanowi próbę odpowiedzi na postawione na początku pytania. (od Autorki)
Jedna z najważniejszych książek w nowożytnych badaniach nad kulturą i religią starożytnej Grecji, włączająca do badań osiągnięcia współczesnej psychologii.
Każda przestrzeń pograniczna jest terenem skłaniających do twórczych poszukiwań — filozoficznych, antropologicznych, artystycznych. Niniejsza książka pióra wybitnego oksfordzkiego uczonego to syntetyczne opracowanie jednego z takich tematów, mianowicie kwestii postaw religijnych i społecznych w „epoce niepokoju”, czyli w okresie schyłku starożytności, od panowania Marka Aureliusza do czasów Konstantyna Wielkiego. Autor opisuje i analizuje swoistą walkę o ludzkie umysły, która zachodziła między coraz bardziej podatnym na przemiany systemem wierzeń pogańskich a zdobywającą sobie coraz więcej wyznawców religią chrześcijańską. Szuka wytłumaczenia dla rewolucyjnej przemiany, którą przeszła cywilizacja śródziemnomorska. Porównuje doświadczenia religijne i systemy wiedzy o świecie zachowane w pismach pogańskich i chrześcijańskich, zestawiając np. Ojców Kościoła z pitagorejczykami, by w rezultacie ukazać bogatą perspektywę religijnych odczuć i poszukiwań, będących udziałem ludzi tamtego przełomowego okresu.
Kult Dionizosa, Izydy, Mitry, Wielkiej Macierzy, misteria eleuzyjskie — o tajemnych rytuałach starożytności słyszał niemal każdy. Informacje na ich temat były jednak zawsze skąpe i mniej lub bardziej zagadkowe, a czas zatarł
wiele tropów...
Burkert sytuuje zachowane antyczne świadectwa o kultach misteryjnych w perspektywie antropologicznej, ukazując ich zakorzenienie w najgłębszych ludzkich potrzebach — zarówno związanych z grozą śmierci,
jak i płynących z doświadczeń zwykłej codzienności. Omawia, na szerokim tle społecznym, najważniejsze organizacje kultowe w ich zdumiewającej różnorodności. Przede wszystkim jednak skupia uwagę na teologicznej treści misteriów, na zagadnieniu świętych przekazów i na istocie niezwykłego doświadczenia, jakie może przynieść udział w obrzędach misteryjnych.
Współczesna filozofia zmarginalizowała etykę. Tymczasem nie da się postawić radykalnie kwestii etycznej, abstrahując od takich problemów metafizycznych i ontologicznych, jak problem wolności, problem skończoności i nieskończoności, problem czasu czy problem sposobów istnienia. Dotyczy to również problemu prawdy.
Etykę traktuje się incydentalnie. Służy temu ekscytowanie publiczności szokującymi problemami "etycznymi", z którymi zdecydowana większość nie zmaga się bezpośrednio w swym życiu.
Wszelki dialog duchowości z kulturą jest tyleż problematyczny, co konieczny. Coraz trudniejsze problemy, z którymi borykamy się w życiu domagają się nieustannego odświeżania duchowych formuł, którymi próbujemy ogarnąć i zrozumieć otaczający nas świat. Nic dziwnego, że często odczuwając bezradność w tym zakresie, usilnie szukamy sojuszników – i to nawet tam, gdzie może najmniej byśmy się tego spodziewali. W takim kluczu chcemy spojrzeć na opowiadania Sławomir Mrożka. Kuszą rozmaitością struktur i związanych z tym możliwości. Zarazem nie brakuje im też dosadności, chropowatości – a nawet i brutalności. Każdy ma prawo je interpretować. Takie podejście jest zarazem szansą i …pułapką. Konieczna jest tu ostrożność – ale i odwaga.
najbardziej wszechstronnych nauk. Pomaga odpowiedzieć na wielkie pytania, z którymi od dawna mierzyły się filozofia, teologia, psychologia i nauki społeczne, a także na małe pytania, które zadajemy sobie co dzień. Co jest kryterium człowieczeństwa? Gdzie mieszka dusza? Skąd się bierze moralność? Gdzie rodzi się przyjemność? Dlaczego jesteśmy agresywni? Jak działa pamięć? Od czego i dlaczego się uzależniamy? Dlaczego lubimy seks? Czy zakochani myślą rozsądnie? Dlaczego dziewczynki wolą bawić się lalkami, a chłopcy samochodzikami? Czy w świecie nowych technologii zdołamy zachować prywatność myśli? Nieskończonym źródłem odpowiedzi lub podpowiedzi — i nowych fascynujących pytań — jest mózg, odsłaniający dzięki coraz bardziej zaawansowanym metodom badawczym kolejne swe tajniki, a w studiach nad nim można widzieć wręcz antropologię XXI wieku. Jerzy Vetulani oprowadza nas po naszym „centrum dowodzenia”, ukazując z erudycją i wdziękiem, że „szare komórki” to pole zainteresowań zarówno „twardej” biologii, jak i subtelnej humanistyki.
fundamentalne pytania, jakie stawia sobie człowiek, ale dostarcza mnóstwa pouczających przykładów pozwalających choć odrobinę lepiej zrozumieć świat i zachwycić się bardziej świadomie tym, jak wspaniale jest on skonstruowany. I na tym polega jej piękno.
Drugi tom dzieł wybranych Jerzego Vetulaniego przynosi kontynuację i rozwinięcie zagadnień wyłożonych w tomie pierwszym Mózg: fascynacje, problemy, tajemnice (2010). Dokąd zmierza medycyna, a zwłaszcza psychiatria? Jak radzić sobie ze starością i jak się na nią przygotowywać? Jak wiedzę na temat ludzkiego mózgu wprzęgać w pracę nad sobą i w ulepszanie ludzkich społeczności? Tezy, wnioski i rady naukowca zyskują jednak w tym tomie dodatkowe walory właściwe dla rozmowy i komentarza ad hoc: bezpośredniość i osobiste zaangażowanie.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?