KATEGORIE [rozwiń]

Wydawnictwo Eperons-Ostrogi

Okładka książki Historia Julietty. Elita mentorów: Saint-Fond i Clairwil Tom 2

45,00 zł 29,63 zł


Zgodnie ze światopoglądem libertyńskim między upadkiem kamienia na bruk Bastylii a upadkiem głowy ściętej ostrzem gilotyny nie ma żadnej istotnej różnicy, gdyż natura jest moralnie neutralna ani dobra, ani zła. Najważniejszą cechą ludzi jest siła, będąca także zasadą wszystkich łączących ich relacji. Celem działania każdej jednostki, będącego realizacją jej siły, jest osiągnięcie rozkoszy. W naturze panuje biologiczne, fizyczne i psychiczne zróżnicowanie potencjałów siły stąd rozmaitość relacji społecznych. Ważną rolę odgrywa także przypadek, decydujący o tym, czy ktoś ma pecha i spotka silniejszego, czy też ma fart i spotka słabszego. Gdzie w tej fizyce moralności sprawiedliwość? Sprawiedliwość jest złudzeniem, a raczej: wymysłem słabych mającym ich obronić przed silnymi. Moralność stawiająca sprawiedliwość ponad naturalnym prawem silniejszego do rozkoszy i do dowolnego dysponowania życiem słabszego jest fikcją wymyśloną przez słabych w celu obrony przed silnymi. Tę rozczarowującą i smutną prawdę o człowieku i życiu społecznym Markiz de Sade wynagrodził sobie (nam?) bezprecedensową swobodą pornograficznych opisów oraz osobliwym poczuciem humoru, a jego obrazoburcze i wywrotowe dzieło to niewątpliwie jeden z dotkliwszych ciosów, jakie pod egidą literatury zadano optymistycznej wierze w harmonię porządku społecznego. Marcin Polak
Okładka książki Historia Julietty. U progu wstępnej kariery

45,00 zł 26,76 zł


Etyka Julietty wyrasta z witalizmu (rozjątrzonego pragnienia i namiętności zabsolutyzowanych aż po uprawomocnioną zbrodnię), wyobraźni (nie konfundowanej zboczeniami ani okrucieństwem), światopoglądu (dynamiczna i eksterminacyjna natura ustanawia wzorzec dla ludzkich zachowań; każda predylekcja idealistyczna, a nawet ekonomiczny interes skrywają motywację libidynalną; religia żywi się ludzką ignorancją, strachem i płonnymi nadziejami; Bóg jest fantomem wysysającym ludzką energię; partykularne zawsze przeważa nad ogólnym; bliźni jest mierzwą dla libertyńskiego użycia), samowiedzy (człowiek nie jest istotą wyróżnioną w świecie, lecz należącą do żywiołu animalnego, temporalną, samotną, totalnie wolną jednostką zorientowaną na przyjemność pozyskiwaną per fas et nefas), determinacji (nie ma barier dla samorealizacyjnych poczynań stymulowanych przez popędowy impet, który jest brandem człowieka; występek jest właściwą sferą spełnienia, cnota zaś powściąga źródłowe porywy, osłabia, otępia i unieszczęśliwia jednostkę, która potrzebuje podboju i wzrostu). Prężna i stanowcza, owszem również nienasycona, nigdy jednak malkontentna, unoszona własną charyzmą i afirmatywna, Julietta, personifikacja wolności określanej przez eksces, ciągle podąża naprzód, by po wyeksperymentowaniu mnogich ekstaz odejść po stoicku z tego świata, odcisnąwszy na nim ślad piękna (tożsamego ze splendorem intensywności). Co oferuje nam Sade relacjonujący dzieje Julietty? Prosto i trafnie odpowiedziała Annie Le Brun, uznając Historię Julietty za rewolucją mentalną bez precedensu.
Okładka książki Atlas Wynaturzeń

49,00 zł 29,14 zł


Często mówi się o zależności pomiędzy zwierzętami i ludźmi, zapominając o naszym związku ze światem flory. A przecież wszyscy jesteśmy drzewami, kwiatami, trawami i ziołami. Atlas wynaturzeń to literacki dziki ogród. Obok prozy poetyckiej pojawiają się tu historie ukwiecone elementami groteski, a także opowiadania z pogranicza fantastyki i dystopii. Zdarzają się i prawdziwe, tekstowe c h w a s t y l i t e r a c k i e, bo jak są ludzie-psy, ludzie-konie czy ludzie-myszy, tak są i ludzie-huby i ludzie kłącza. Czy człowiek-perz nie może być kuzynem Kafkowskiego człowieka-chrząszcza? Wszystko tu się z czymś wiąże, wszystko się z wszystkim wzajemnie przenika, wszystko niczym bluszcz próbuje wspiąć się wyżej, dalej, głębiej, by przyciągnąć do siebie kolejne zacisze łopuchów. Albowiem każdy tekst literacki jest w ostateczności blokiem, zwojem, kłębem, t e k s t u r ą, a więc splotem warkoczy, plecionym w ruchu Penelopy z kobiecych włosów łonowych, w końcu węzłem gordyjskim i kłączem… Tytuły tych literackich miniatur bezpośrednio odnoszą się do barwnego świata roślin, ale tematem „Atlasu” nie jest flora, tylko – jakże przewrotnie – ludzie. A może raczej: stawanie-się-fauną i florą bytu. Bywa, że rozszyfrowanie zależności pomiędzy tytułem a surrealistyczną treścią opowiadania wydaje się niemożliwe. Zawsze jednak istnieje, a sam proces czytania jest jak zapuszczanie korzeni w ziemi własnej wyobraźni. Atlas wynaturzeń nie jest więc linearny, nie trzeba czytać go od początku do końca, chociaż – jak każdy dziki ogród – również i on rządzi się swoimi prawami. Czytać „Atlas” na wyrywki albo na wspak, skakać pomiędzy opowiadaniami, zakładać tekst zakładką z chabrów albo źdźbeł traw – oto lektura!
Okładka książki Lekcje (nie)obecności

47,20 zł 26,68 zł


Wśród kilkuset osób poznanych w ciągu całego mojego życia, są takie, które wymykają się opisowi. Z daleka widzę je dość wyraźnie, ale ilekroć się do nich zbliżam i próbuję wydobyć z pamięci jakieś szczegóły, są nieuchwytni jak cienie. Jedni przemknęli na podobieństwo meteorytów, innych znałem dłużej, czasem kilka ładnych lat, mimo to nie potrafię o nich napisać wiele więcej niż kronikarz pewnego wschodniego królestwa z opowiadania Jorge Luisa Borgesa: rodzili się, żyli, umierali. fragment książki Verba volant, scripta manent… Tą łacińską sentencją można śmiało oddać sens tego niezwykłego i wciągającego przez wagę opowieści dziennika egzystencjalnego. I choć daleko autorowi do stworzenia formy na wzór antycznych kronik, przypowieści, moralitetów czy listów moralnych, niniejsze historie mają w sobie coś z owych antycznych dzieł, gdzie mieszanina prywatnych rozmów i historii przeplata się z fikcją literacką. Fikcją, która jednak w przypadku Lekcji (nie)obecności nigdy nie pojawia się w wyniku chęci wpisania dzieła w określone z góry ramy konkretnego gatunku. Wynika raczej z mimowolnego ruchu pamięci, która w pragnieniu poszukiwania sensu egzystencji, zanurzając się w przeszłość wymyka się jasnym nakazom gramatyki, regułom gatunkowym i języka. Owe wspomnienia o ludziach, których się spotkało, z którymi się żyło, niekiedy szło ramię w ramię w jednym szeregu, są czymś na kształt znanych nam wszystkim starożytnych żywotów świętych, żywotów sławnych ludzi czy żywotów równoległych, z tym, że autor pozbawia swe historie jakiegokolwiek patosu i wzniosłości, wchodząc w rolę opowiadacza, kronikarza a czasem apologety ludzi „niesławnych” i „nieświętych”, nigdy moralisty czy krytyka, zawsze obserwatora, który z ironią i komizmem oddaje sens tych współczesnych żywotów.
Okładka książki Dybuki

51,45 zł 29,05 zł


Dybuki to egzorcyzmy, polegające nie na przegnaniu duchów przeszłości, lecz na ich utuleniu. Ale co z moim własnym dybukiem? Jak mam się go pozbyć? Ciii, nie masz się go pozbywać. Musisz go uwolnić, pomóc mu znaleźć spokój. Jest kobieta, Irene, którą nawiedził dybuk, żydowski duch małej dziewczynki zamordowanej w obozie zagłady - jak się dowiadujemy siostry bohaterki opowieści, która umiera jeszcze przed narodzinami głównej bohaterki. I ten duch nieznanej siostry, Mariette wchodzi w młodszą siostrę, Irene. A że jest to historia prawdziwa, młodsza siostra, nie znając starszej, postanawia uporać się z duchem siostry i przy okazji opowiada tę historię nam, świadkom historii i żyjącym - częściowo zdając relację z własnego życia, częściowo ku przestrodze, po części ku nauce Dybuki to próba przepracowania traumy dziecka ocalałych przez stworzenie w literaturze miejsca dla siostry, która nie ocalała, stworzenie jej biografii, zarysu losu, który nie mógł się ziścić. Irene urodziła się parę lat po wojnie, parę lat po śmierci siostry, więc przerażające fakty z życia rodziny zna tylko ze strzępków opowieści i postanawia dać tej opowieści swój głos. Nie mam ani dzieci, którym mogłabym opowiedzieć tę historię, ani Boga, żeby jej wysłuchał. Postanowiłam więc napisać książkę czytamy w Preludium. Jest to głos nowoczesnej osoby, którą dziwi jej własna nostalgia, głos racjonalnej, lewicowej ironicznej feministki (wystarczy spojrzeć na galerię kobiecych postaci psychorabinkę łączącą Talmud z Freudem, przenikliwą detektywkę z pokoju z tajemniczą skrzynią, czy wreszcie Mariette ożywioną w tej powieści siostrę przyrodnią, biolożkę z Kanady). To różni tę książkę od wielu opowieści Żydów z drugiego pokolenia. Niesamowitość tej historii w niezwykły sposób poraża, a gdy się już jest w tym dziwnym stanie odrętwienia, wynikającego z wiedzy, coś nakazuje wysłuchać tej historii do samego końca. Bo historie o duchach, widmach i dybukach to zawsze ukryte historie o nas samych, o jakich nie mieliśmy nawet pojęcia Niesamowitość Dybuków polega nie tyle na kolejnej trudnej opowieści o Shoah, ale na perspektywie, z jaką do tej pory nigdy nie mieliśmy do czynienia, a która jest aktualna właśnie dziś, bo to dziś rozgrywa się ta hamletyczna, żydowska i freudowska droga ducha. A gdy czytamy słowa jak te: "Izrael jest tak naprawdę tylko jednym z dybuków, a porozumienia z Oslo to ledwie nieudane egzorcyzmy kręci się w głowie, a perspektywa zapiera dech. I tak oto, dzięki opowieściom, zmieniamy swoje życia, nadając egzystencji ciężar literatury.
Okładka książki 180 dni

55,00 zł 32,69 zł


Sto osiemdziesiąt dni. Sześć miesięcy. To czas, którego potrzeba na wyhodowanie świni. To czas między jej narodzinami a śmiercią w rzeźni. To też czas, którego potrzeba, aby życie głównego bohatera diametralnie się odmieniło. Kiedy Martin Enders zgadza się wyjechać na farmę przemysłową na potrzeby swojej pracy uniwersyteckiej, nie wyobraża sobie, że bieg jego życia zostanie wywrócony do góry nogami. Piętnaście tysięcy zwierząt i ich opiekunowie, piętnaście tysięcy skazanych i ich kaci. Pośród nich Camélia, pracownik, który zdradza mu tajemnice hodowli, z którym Martin nawiązuje przyjacielską więź. To także opowieść o przyjaźni dwóch mężczyzn, których wszystko wydaje się dzielić, ale także o ich relacji ze zwierzętami. To poprzez losy tej dwójki bohaterów prowadzi nas Isabelle Sorente i zmusza do dostrzeżenia tego, czego świat z zewnątrz zdaje się nie zauważać: bestialstwa społeczeństwa skazanego na zapomnienie o swoim człowieczeństwie z jednego powodu – by się wyżywić. W jej opowieści, w potępieniu systemu hodowli, który odkrywa najciemniejszą, najbrutalniejszą i najbardziej haniebną stronę człowieka nie ma patosu. Autorka stawia wiele pytań na temat kondycji współczesnego człowieka i przenosi nas w mroczne rejony, gdzie podnoszą się głosy tych istot, które pozbawione są mowy. Po lekturze jej opowieści nie będziemy mogli już powiedzieć, że nie zdawaliśmy sobie z tego wszystkiego sprawy…
Okładka książki Synowskie uczucia matkobójcy

49,00 zł 29,14 zł


"Kiedy się obudziłem, byłem gotów odpowiedzieć Henriemu van Blarenberghe. Ale zanim to zrobiłem, chciałem zerknąć na „Le Figaro”, aby wykonać tę odrażającą i rozkoszną czynność zwaną czytaniem gazety, dzięki której wszystkie nieszczęścia i kataklizmy wszechświata z ostatnich dwudziestu czterech godzin, bitwy, które kosztowały życie pięćdziesiąt tysięcy ludzi, zbrodnie, strajki, bankructwa, pożary, otrucia, samobójstwa, rozwody, okrucieństwo męża stanu i aktora, są oddane na nasz własny użytek, w porannej uczcie, idealnie połączone z wielką ekscytacją i kilkoma łykami kawy z mlekiem. Tylko delikatna nić „Figara”, którą zaraz zerwie leniwy gest, oddziela nas od nędzy całego świata. Od pierwszych sensacyjnych wiadomości o żalu tylu istot ludzkich, wiadomości, które z przyjemnością przekażemy tym, którzy jeszcze ich nie przeczytali, odczuwamy nagłe, żywe przywiązanie do istnienia, które w pierwszej chwili po przebudzeniu zdawało się trudne do odzyskania. A jeśli czasami coś w rodzaju łzy zwilża nasze zadowolone oczy, to tylko lektura zdań takich jak to: „Imponująca cisza ogarnęła wszystkie serca, bębny biją w polu, żołnierze prezentują broń, słychać okrzyk: «nie żyje Fallieres!»”. Oto, co doprowadza nas do płaczu, nie chcemy bowiem rozpaczać z powodu nieszczęść bliższych naszemu sercu. Jesteśmy niczym podli komedianci opłakujący tylko udrękę Hekabe lub jeszcze mniej, podróż prezydenta Republiki! Tak czy inaczej tego ranka nie cieszyła mnie lektura „Figara”. Z przyjemnością zerknąłem tylko na wzmiankę o erupcjach wulkanów, kryzysach ministerialnych i walkach Apaczy, po czym spokojnie zacząłem czytać kolumnę pod tytułem „Dramat szaleństwa”, która zdawała się być doskonała dla mojego porannego pobudzenia, kiedy nagle zobaczyłem, że ofiarą była Pani van Blarenberghe, zaś mordercą, który następnie popełnił samobójstwo, był nie kto inny a jej syn, Henri van Blarenberghe, autor leżącego tu obok mnie listu, na który nie zdążyłem mu jeszcze odpowiedzieć."
Okładka książki Próby

69,00 zł 41,03 zł


Próba o grzybiarzu Petera Handkego to nie tylko opowieść o grzybobraniu, ale przede wszystkim o głupcu, za którym autor chowa się, stosując najrozmaitsze chwyty autobiograficzne, i którego stworzył jako idealnego literackiego sparingpartnera. Z wiekiem Handke wydaje się coraz zabawniejszy, lubi sobie pożartować, na przykład gdy jego alter ego wyrzuca mu, że nigdy nie przestał czarować i szeptać lub gdy tworzy psalmodie o listku figowym. Helmut Boettiger Eseje Handkego są wyraziste, oryginalne i niebagatelne. Trzeba się poddać nurtowi pisma autora, by zaakceptować ich charakter czy odmienność od klasycznych przykładów tego gatunku. Obdarzony niezwykłą wyobraźnią pisarz prowadzi czytelnika krętymi drogami, zawsze biorąc sobie za cel odkrycie indywidualnego dla każdej sytuacji i miejsca znaczenia. Ukazuje dynamiczne interakcje człowieka ze skomplikowanym światem zewnętrznym, który zarazem odciska swój hieroglif na rozbudowanym świecie wewnętrznym bohaterów. Odkrywamy tu całą paletę motywów, zdarzeń i kontekstów, choć jeden motyw wyróżnia się spośród innych najbardziej wszechobecna samotność. Z posłowia
Okładka książki Kroki komandora

45,00 zł 26,55 zł


Aleksander Błok należał do najwybitniejszych i najpoczytniejszych poetów swojej epoki, nazywanej srebrnym wiekiem literatury rosyjskiej. Choć urodzony w Petersburgu, rodzinnie był związany z Warszawą, gdzie przed rozstaniem mieszkali jego rodzice, a ojciec dożył swoich dni i został pochowany na Powązkach. Poeta był w Warszawie tylko 18 dni, ale ten pobyt zostawił trwały ślad w jego twórczości, przede wszystkim w niedokończonym poemacie Odwet. Mimo że żył niespełna czterdzieści jeden lat, na długo przed śmiercią uznawano go za klasyka. Jego dorobek jest bardzo różnorodny. Składają się nań liczne tomy wierszy, poematy, dramaty, artykuły, szkice literackie, przekłady, dziennik oraz proza dokumentalna Ostatnie dni caratu. Największą popularność zdobył kontrowersyjny poemat Dwunastu. W Polsce jego poezję tłumaczyły m.in. takie znakomitości jak Czechowicz, Gałczyński, Jastrun, Lechoń, Tuwim. Niniejszy wybór zawiera wyłącznie wiersze liryczne. Znajdziemy tu zarówno utwory wielokrotnie wcześniej tłumaczone, jak i zupełnie nieznane polskiemu czytelnikowi. Nie mogło zabraknąć takich pereł liryki jak Nieznajoma, Ja – Hamlet czy Kroki Komandora. Książka wychodzi w szczególnym momencie historycznym, kiedy kultura rosyjska spotyka się ostracyzmem odbiorców. Skoro jednak Bacha czy Goethego nie obarczamy winą za hitleryzm, tak samo nie powinniśmy winić Błoka czy Musorgskiego za putinizm.
Okładka książki Michel Foucault tak jak go widzę

49,00 zł 28,91 zł


Kilka słów od siebie. Właściwie nie utrzymywałem z Michelem Foucaultem osobistych kontaktów. Nie spotkałem go nigdy poza jednym razem, na dziedzińcu Sorbony w trakcie wydarzeń majowych 68 roku, bodaj w czerwcu czy lipcu (choć mówią mi, że go tam nie było) – zamieniłem z nim parę słów, a on nie wiedział, z kim rozmawia (cokolwiek mówią potwarcy maja była to piękna chwila, gdy każdy mógł rozmawiać z każdym anonimowo, bezosobowo, jako jeden z wielu, bez innych uzasadnień prócz tego, że jest człowiekiem jak inni). Istotnie, podczas tych nadzwyczajnych wydarzeń mawiałem często: „Ale dlaczego nie ma tutaj Foucaulta?”, uznając tym samym jego siłę przyciągania i widząc puste miejsce, które winien był zająć. Odpowiadano mi wówczas słowami, które mnie nie zadowalały: „Trzyma się na uboczu”, bądź: „Jest za granicą”. Ale przecież przybyszy zza granicy było tam całkiem sporo, nawet z dalekiej Japonii. I tak się właśnie podówczas rozminęliśmy… *** Eseje na temat ludzi, ich dziedzictwa i myśli, ale przede wszystkim próby wyjawienia własnej prawdy o kimś, kto był, żył, tworzył, miał oczywisty wpływ, kto stał ramię w ramię na tej samej manifestacji, albo kto stał na przeciwnej barykadzie jako wróg, ba, kto wciąż żyje i jest obecny w naszym życiu, są świadectwem zaistnienia czy doświadczenia takiej czy innej  b l i s k o ś c i, stanowią żywą inskrypcję politique de l’amitié, polityki przyjaźni. Właśnie w książce Politiques de l’Amitié Jacques Derrida rozpracowuje etymologię słowa „polityka” w kontekście przyjaźni, zadając pytanie, czy polityka nie została aby w całości zawłaszczona dla „kanonicznego rozumienia” pojęć „przyjaciel/wróg”, i czy ta nowa forma polityki, jaką jest właśnie polityka przyjaźni, może stać się czymś w rodzaju „kontr-genealogii”, przeciwstawiającej się historycznemu, politycznemu i mitologicznemu doświadczeniu „braterstwa” na rzecz „siostrzeństwa” (oto nić Ariadny, nić-aporia, nić „w jedną stronę”, trzymana w dłoni kobiety, matki, córki, siostry…), oraz nowym rodzajem „filozofii, która ma dopiero nadejść”. Czy może ona w przyszłości ustanowić jakąś nową formę, odmianę, gatunek  f i l o l o g i i  m i ł o ś c i, czy dzięki jakimś innym formom przyjaźni, polityki,  c n o t y  może odnowić przyszłe formy demokracji? Derrida przywołuje na końcu swej niezwykłej książki właśnie Blanchota i jego esej Michel Foucault tak jak go widzę, wieńcząc ją słynnym mottem z Arystotelesa, powielanym – w luźnym rzecz jasna rozumieniu – najpierw przez Diogenesa Leartiosa, następnie przez Montaigne’a, potem Kanta, Nietzschego, Foucaulta, Bataille’a… Przyszłość tego słowa, „słowa, które Arystoteles znał bardzo dobrze”, wciąż nadchodzi a cała rozgrywka toczy się między polityką a praktyką przyjaźni, polega na przechodzeniu z barykad teorii na barykady doświadczenia, życiowej praxis i ulicy. Już tu jest, choć wciąż jej nie ma, trzymana jakby w rezerwie, w jednej ze swych  f a ł d, obietnica demokracji wciąż jeszcze nie domyślana do końca, nadal niemożliwa, obecna wciąż tylko jako  o b i e t n i c a. Z posłowia Kajetana Marii Jaksendera
Okładka książki NOWA JUSTYNA. Brawura i męczeństwo Tom 6

45,00 zł 29,63 zł


Z pozoru chodzi o przeskoczenie Kartezjusza. O uprawomocnienie ludzkiej egzystencji poprzez zastąpienie cogito… bezkompromisowym i empirycznie dobrze zakotwiczonym mam orgazm, więc jestem. Po drodze następuje rozprawa z religią, cywilizacją, nauką. Atrapami kulturowymi, które odgrywają role zasłon epistemologicznych. Mamy dotrzeć do istoty, absolutu, którym nie może być przecież ataraksja. Jej miejsce należy się pasji, nieokiełznaniu, zgorszeniu, przestępstwu. To coś więcej niż pornoteologia. Każda teologia jest już passée. Co nie znaczy, że brak żarliwych wyznawców tych nawet najgłupszych. Satis pro stulti! Najgłębszy sens twórczości Sade’a ma wymiar ściśle filozoficzny. Ale lektura jego pisania – rytmicznego sexametru – uświadamia, że czytamy także swoistą powieść przygodową, która wabi transgresją, zgorszeniem, podnieca, bulwersuje, oburza i czyni nas wspólnikami zbrodni. Jest to jednak opowieść bez happy endu.  Transgresja kolejnych warstw kultury okazuje się ostatecznie transgresją człowieczeństwa. Pod szatą nie ma nic. Zamiast radości wyzwolenia i wolności, otrzymujemy atrapę apatycznej pustki, z której nie ma już powrotu do sponiewieranych kształtów i kostiumów. Miejsce absolutu zajmuje brak zgody na akceptację sponiewieranej lichej przygodności.        Jerzy Kochan *** W trosce o przyszłość wielkiego dzieła literatury, odrzucając ideę Boga jako źródło ciemnoty, niesprawiedliwości i rzeczywistej przemocy oraz negując dyktowane przez tę posępną chimerę nakazy i reguły życia cnotliwego, które otamowują pasje i kreślą granice dla ludzkiej suwerenności, My – członkowie Towarzystwa imienia Markiza de Sade – równi w prawach i w powinnościach wobec wspólnego dobra, jakim jest kultura humanistyczna, wdzięczni Markizowi za niestrudzoną walkę o niepodległość ducha ludzkiego i postęp Filozofii jako umiłowania wolności zakorzenionej nie w chrześcijańskim dziedzictwie Europy i w konfesyjnych wartościach, lecz w idei bezwzględnego podważania obłędnych metafizycznych przesądów stojących na drodze do swobodnego posługiwania się Rozumem, czujemy się zobowiązani do przekazania przyszłym pokoleniom niniejszego Dzieła D. A. F. de Sade i zainicjowania wśród wybranych, wolnych duchów, lektury namiętnej, mobilizującej – pośród nadzwyczajnych uniesień – do wychodzenia w myśleniu poza przyjęte granice i skończenia wreszcie z sądem Bożym.          Towarzystwo im. Markiza de Sade w związku z polską publikacją Nowej Justyny
Okładka książki Margaret 2.0

39,00 zł 23,00 zł


Polifoniczna opowieść z pogranicza sagi i powieści historycznej. Pisarka, posługując się wielogłosem bohaterów, ukazuje różnorodną panoramę dziewiętnastowiecznej i dwudziestowiecznej Europy. To obraz bogaty w fakty, wątki historyczne i szczegóły z życia rodzin przesiedleńczych, a także obyczaje, zakorzenione w przekazach ustnych bądź w opowieściach o znikających z mapy świata miejscach. To pełna przygód powieść szkatułkowa, próba gry wyobraźni oraz nieskrępowanego bogactwa języka gawędy, która stanowi nie tylko mistrzowską realizację gatunku, ale przede wszystkim oddaje ducha Europy i świata.To także niezwykła opowieść o miłości, miłość to jest matka i ojczyzna. To dzięki niej nadmiar i bujność życia zawsze się gdzieś rozleją, przecisną przez sztucznie stworzone granice. Wyleją, niczym wzbierająca woda, poza tamy, rozlewając się w historie zakorzenione w pamięci, pojawiające się pod postacią fantazmatów czy niepokojących symboli. Albo spokojnie zastygają w ikonę, w której czytelnik widzi spojrzenie skierowane w przeszłość studnię znaczeń, którą można kontemplować i nasiąkać głębią.
Okładka książki Noc jest moim pasterzem

39,00 zł 23,00 zł


Zanurza się w tekście coraz bardziej – to już nie sama opowieść go wciąga, a naga obecność następujących po sobie słów. Im dłużej czyta, tym te ciągi, strumienie, stają się coraz bardziej pochyłe, a on ześlizguje się w jakąś noc, tajemnicę, w której nie ma nic do odkrycia. Jest nagi, otwarty na każdy przepływ, krążenie. Porywa go fala, a potem następna, aż w końcu sam zaczyna falować. Nie przypomina już siebie, migocze i znika w bliskości oddalenia. Poddaję się – mówi cicho pochylony nad książką, unosi go jakiś dryf i zarazem, z każdą kolejną linijką, mocniej zagnieżdża się w istnieniu. Fragment opowiadania „Nokturn” Noc jest moim pasterzem to bardziej sprawozdanie z laboratorium niż zbiór opowieści. Chodzi o eksperyment, o intensywność, pisać to poszukiwać nowych efektów, nowych form życia. Ale też – pisać to wymykać się samemu sobie; „ja piszące” jako fałdująca ze światem, wielka mieszanina. Wreszcie chodzi o radość wynikającą z takiego rozprężenia, ożywienie się w deterytorializującym przepływie. Ignacy Kotkowski Pisarz, malarz, pracownik biurowy. Publikował w „Twórczości”, „Orgii Myśli”, „Nowej Orgii Myśli”, „Małym Formacie”, „Praktykach czytania”. W 2019 roku nakładem Wydawnictwa Ostrogi ukazała się jego debiutancka książka Niehistorie.
Okładka książki Nowa Justyna T.5 Orgie u Gernande'a

45,00 zł 26,55 zł


W dziele Markiza de Sade najstraszniejsza perwersja przeplata się z rygorem filozoficznego rozumowania. W swych pierwszych wersjach Justyna koncypowana była jako powiastka filozoficzna uzupełniona o libertyńskie confession de foi. W Nowej Justynie miejsce wcześniejszych przygód tytułowej bohaterki standardowo utrzymanych w granicach przyzwoitości, a pikanterię przesłaniających eufemizmami zajmują całkiem rozszalałe i zbrodnicze orgie. Tutaj czytelnik skonfrontowany zostaje z potwornością, z Niewyobrażalnym. Lektura kolejnych epizodów sprawia, że nie dowierza, skóra mu cierpnie, ogarnia go przerażenie i wstręt. Najgorszy horror przedstawiany jest z precyzją kompromitującą pretensje filmów typu snuff oraz małe transgresje naszej zblazowanej kultury. Uspokajający głos rozumu przypomina: to, co czytamy, nie jest realne; to tylko ćwiczenie wyobraźni. Ale jest to wyobraźnia dziko rozpętana, która nie zatrzyma się przed żadną granicą, aż faktycznie nie zostanie pokazane, że do wejścia na drogę oświecenia nie potrzeba niczego prócz wolności: wolności czynienia wszechstronnego, publicznego użytku ze swego rozumu (Kant). Eksperyment Markiza objawił mroczne konsekwencje, jakie niesie owo wszechstronne posługiwanie się rozumem. Jedną z nich jest uznanie całego gmachu zachodniego humanizmu za przesąd, z którym rozum musi się rozprawić na drodze do rzetelnej wiedzy o świecie. Obcując z tekstem Sadea, czytelnik podejmuje ryzyko. W tym doświadczeniu rozum łatwo cichnie zagłuszony przez głos pożądania. A może staje się z nim jednią? Można dać się temu doświadczeniu porwać, można nawet zatonąć, słowem zacząć myśleć tak jak Sade. Spod zasłony utkanej z naszych ideałów wyziera okropna prawda: cielesny popęd i pasja myślenia wzajemnie się rozjątrzają, a takiego pożaru nie jest w stanie ujarzmić żadna destrukcja.
Okładka książki Nowa Justyna T.4 W oberży d'Estervallów

45,00 zł 29,63 zł


Przedsięwzięciu Sadea-myśliciela przyświeca motto: Filozofia powinna powiedzieć wszystko. O ile na miejsce opuszczone przez Boga filozofia skwapliwie wprowadzała inne wielkie Idee, to szał negacji każe Markizowi podważać i niszczyć wszystko to, co dla przeciętnej jednostki reprezentuje głębszy sens i wartość. Surowo rozprawiwszy się z brednią religii, Sade obsesyjnie szuka kolejnych czynników ograniczających ludzką suwerenność. Natrafia tak na problem Natury, która wyposażając libertyna w perwersyjne skłonności, czyni go ich zakładnikiem. Libertyn tłumi więc swoje pożądanie, nie rezygnuje jednak z transgresji i zbrodni. Dokonuje ich już jednak w strasznym stanie apatii, czyli czysto rozumowego, beznamiętnego zarządzania własną pasją. Nieubłagany ruch kontestacji każe mu wreszcie rzucić na szalę wartość własnego życia. Kosmicznie samotny, wyzbyty wszelkich naturalnych odruchów, libertyn dopiero wówczas osiąga synonimiczny z samozatratą stan suwerenności. Sade dowiódł, że rozum nie tylko jest kurwą (Luter), ale też że, konsekwentny w krytyce, kieruje się on przeciwko myślącemu Ja, prowadząc je poza granice człowieczeństwa, ku potworności, ku autodestrukcji.Wszystko to dzieje się w sferze filozoficznego eksperymentu. Ale jest też Sade-pisarz, Sade, który igra z francuską frazą, błyska konceptem, śmieje się i puszcza do czytelnika oko. Jest Sade, który niestrudzenie wymyśla kolejne seksualne perwersje i aranżacje, osiągając nieraz kapitalny efekt humorystyczny. Jest Sade, który lawiruje między grandilokwencją a rubasznością w próżnym wysiłku zmistyfikowania frajdy, jaką czerpie z pisania. Literatura, jak mawiał Derrida, daje możliwość powiedzenia wszystkiego w dowolny sposób. Bez otwarcia kultury na ewentualność największego możliwego skandalu i niestosowności nie może być mowy o demokracji. A to ona właśnie umożliwia nam czytanie rozkosznych przygód Nowej Justyny...
Okładka książki NOWA JUSTYNA Klasztor lepiej poznany (tom III)

45,00 zł 29,63 zł


Żeby zniszczyć moralność, trzeba ją zrozumieć – w tym samym czasie, w którym Kant publikuje Uzasadnienie metafizyki moralności ukazuje się, jakby przewrotnym zbiegiem okoliczności, Julietta, poszukująca wytrwale anty-imperatywu, absolutnej anomalii, kategorycznego odstępstwa od prawa. Dla Kanta wolność była warunkiem możliwości moralności, dla Sade’a horyzontem, nieosiągalnym celem. Transgresję konstytuuje zakaz, prawo jest warunkiem możliwości zła, jego punktem odniesienia. Istnienie Boga pozostało postulatem praktycznego rozumu dla Kanta – dla markiza były nim praktyki bluźnierstwa i świętokradztwa. W świecie bez Boga i ograniczeń można przekroczyć już tylko granice rozumu lub własnych afektów. Zabijany nieustannie Bóg nie zmartwychwstaje, jest reanimowany dla podtrzymania zarówno prawa, jak i transgresji – oto tajemnica nieśmiertelności bogów. Justyna i Julietta to awers i rewers wolności, nie można widzieć obu jednocześnie. Obie są w sytuacji niemożliwej – Justyna chciałaby wybrać posłuszeństwo dla Prawa, ale nie ma wolnego wyboru, Julietta chce Prawo przekraczać, ale nie pozostał jej już żaden zakaz, ponieważ w pustce brakuje nawet horyzontu. Olga Kłosiewicz W trosce o przyszłość wielkiego dzieła literatury, odrzucając ideę Boga jako źródło ciemnoty, niesprawiedliwości i rzeczywistej przemocy oraz negując dyktowane przez tę posępną chimerę nakazy i reguły życia cnotliwego, które otamowują pasje i kreślą granice dla ludzkiej suwerenności, My – członkowie Towarzystwa imienia Markiza de Sade – równi w prawach i w powinnościach wobec wspólnego dobra, jakim jest kultura humanistyczna, wdzięczni Markizowi za niestrudzoną walkę o niepodległość ducha ludzkiego i postęp Filozofii jako umiłowania wolności zakorzenionej nie w chrześcijańskim dziedzictwie Europy i w konfesyjnych wartościach, lecz w idei bezwzględnego podważania obłędnych metafizycznych przesądów stojących na drodze do swobodnego posługiwania się Rozumem, czujemy się zobowiązani do przekazania przyszłym pokoleniom niniejszego Dzieła D. A. F. de Sade i zainicjowania wśród wybranych, wolnych duchów, lektury namiętnej, mobilizującej – pośród nadzwyczajnych uniesień – do wychodzenia w myśleniu poza przyjęte granice i skończenia wreszcie z sądem Bożym. Towarzystwo im. Markiza de Sade w związku z polską publikacją Nowej Justyny
Okładka książki Poza zasięgiem wzroku

45,00 zł 26,55 zł


Dokąd zmierza wiersz? Przechodzi obok mnie, odwrócony. Czasem całymi dniami, tygodniami, miesiącami nie mogę złapać takiego, który by mną zawładnął. Możliwe, że wiersz nosi głowę za wysoko albo ja za bardzo opuszczam swoją, kto wie… Jednak niespodziewanie spotykamy się na wysokości oczu, a ten stan pojawia się cicho, jakby podstępnie. Klaus Merz (fragment Wstępu) Wiersz, jak każdy „porządny” tekst, składa się w pierwszej kolejności z języka, nie z losu. Wiersz odbywa drogę: od malarstwa do piekarstwa. Od liryki do epiki. Przekracza granice, prześlizguje się, w podwójnym sensie, i towarzyszy nam w drodze stąd tam. Nakłada farbę i równocześnie sam otrzymuje od niej misję do wypełnienia. Zaspokaja głód, a chciałby także karmić ducha i duszę – „słowem”. Bo wiersz odsyła, mimochodem jak zawsze, do czegoś poza sobą. Odsyła do tajemnicy – na ile to możliwe, bez udawanej tajemniczości, wyłącznie mocą swego alfabetu. I anagramuje, nie, wyławia z mgły istotę życia, czasem również bujając. I pozwala widzieć. Dokąd zmierza wiersz? Zawsze i przede wszystkim do samego siebie. I w zasadzie nie lubi, żeby o nim mówić, bo przecież sam mówi za siebie: trzeba go tylko przeczytać. Pismo Gdyby rzeczywistość sama tworzyła zdania, nam nie pozostawałoby nic do opowiedzenia. A co byłoby do przeżycia, byłoby już przeżyte. Jacek Kowalski (fragment Posłowia) Klaus Merz (ur. 1945) Od dłuższego czasu czołowa postać współczesnej literatury szwajcarskiej. Poeta i prozaik, w Polsce znany dotąd z powieści Jakub śpi, tomu krótszej i dłuższej prozy W stroju Adama oraz przekładów wierszy w antologii współczesnej poezji szwajcarskiej Poszerzenie źrenic i czasopismach, m.in. na łamach „Tygla Kultury”, „Afrontu”, „Wizji”. Krytyka literacka w jego rodzinnym kraju częstokroć operuje w stosunku do jego poezji określeniem „mistrz lakoniczności”. Ale powiedzieć o jego wierszach, że są lakoniczne, to nic nie powiedzieć. Merz jest niezwykle uważnym obserwatorem życia, niekiedy sarkastycznym, niekiedy pełnym humoru, niekiedy brutalnym w swoich wnioskach i spostrzeżeniach. Jego liryka zdaje się istnieć na jednym tonie, bez aktów strzelistych czy upadków. Jak porcelanowe figurki uderzające o siebie bez widocznego powodu w środku nocy, wiersze te wydają długi, wibrujący dźwięk, który wrażliwy czytelnik będzie odtąd nosić w sobie bez końca. Są one również głęboko kontemplacyjne, wręcz medytacyjne. Piękno tworzy się samo, trzeba je tylko umieć dostrzegać w najdrobniejszych szczegółach, tych smutnych i tych radosnych. Wiersze Klausa Merza nieustannie skłaniają nas do zadawania sobie pytania: „kim jestem?” Wtedy nagle pojawia się spokój. To warunek niezbędny widzenia, widzenia siebie i wszystkich zjawisk ze wszystkich możliwych stron jednocześnie. A zarazem i przywilej wzruszenia tym, co się nam przydarza w związku z ludźmi, których spotykamy na swej drodze. Widzenie nie wymaga wielu słów. Ich nadmiar jest w istocie dewastacją zjawisk, a pogardzane tautologie wydają się jedynym wyjściem i ratunkiem. Oko, którym widzę, jest tym samym okiem, które mnie ogląda. Ta maksyma zen oddaje istotę tej liryki. Jest ona jak hamulec bezpieczeństwa w naszych dystopijnych czasach. Jacek Kowalski
Okładka książki Sokół. Opowieść o miłości do ginącej przyrody

60,00 zł 35,67 zł


Ta książka jest niewątpliwie jednym z arcydzieł dwudziestowiecznej prozy. Ma styl tak intensywny i czarodziejski, że obserwacja ptaków staje się uświeconym rytuałem. [] Kiedy ją przeczytasz, już nigdy nie wypuści cię ze swego uścisku.Robert Macfarlane Przesycona namiętną gwałtownością, a przy tym cudownie czuła.Andrew Motion Przepiękne kompendium lirycznego pisarstwa przyrodniczego w najlepszym wydaniu.Guardian Inspiracja dla przyszłych pisarzy i dar dla miłośników natury.Times Literary Supplement Arcydzieło literackie!Independent Rzadka, nadzwyczajna książka jego frazy mają intensywność rozbłysku magnezji.Observer Jedna z najlepszych książek przyrodniczych, jakie kiedykolwiek powstały.BBC Wildlife Sokół jest niemal transsubstancjacją, w religijnym znaczeniu, gdzie obserwator niemalże staje się obserwowanym obiektem: sokołem. Ta książka jest na liście lektur obowiązkowych w mojej szkole filmowej.Werner Herzog John Alec Baker urodził się w 1926 roku i spędził życie w Chelmsford w hrabstwie Essex. Jego książki zrodziły się z obserwacji ptaków zamieszkujących wiejskie tereny Essex, zwłaszcza okolice Chelmsfordu i wybrzeża. Najsłynniejszą z nich, pozycją, która odmieniła sposób pisania i myslenia o ptakach i przyrodzie jest Sokół. Baker zmarł w 1986 roku.
Okładka książki Sztafeta

45,00 zł 26,55 zł


Przeciętny polski gangster, który poza codziennymi obowiązkami członka gangu marzy o stworzeniu nieprzeciętnego kina. Nikt nie znał kryminalnego półświatka lepiej niż bohater, Gnatowski. Wychował się w nim, wyrastał i ten półświatek był jedynym miejscem, w którym był sobą. Cytując klasykę kina, mógłby powiedzieć za jednym z gangsterów-bohaterów, Noodlesem, że „smrodek ulicy jest jedynym miejscem, w którym przynajmniej czuje, że żyje”. Jednak jego ambicje sięgają dalej: gangster pragnie pewnego dnia nakręcić film na podstawie napisanego przez siebie scenariusza. Czy jednak chłopak z polskiego podwórka może wyjść poza ramy swojego osiedlowego przeznaczenia? Powieść zarysowuje walkę jednostki z wszechogarniającym bezsensem, a jej bohaterowie albo biorą sprawy w swoje ręce i starają się być kowalami własnego losu, albo przegrywają tę walkę z kretesem. W świecie Sztafety odrażająca przemoc, zbrodnie, narkotyki czy korupcja to chleb powszedni, zaś moralność, miłość, sprawiedliwość to czyste frazesy i bajeczki dla dzieci. Jednak dla tych, którzy odważą się marzyć, wyobraźnia staje się przerażającą bronią. To właśnie odróżnia Gnatowskiego od jego tak wrogów, jak i przyjaciół. W pozbawionym wyobraźni półświatku, osobista mitologia mężczyzny, zainspirowana takimi klasykami kina jak Zagubiona autostrada Davida Lyncha, Ojciec chrzestny Coppoli czy Mechaniczna pomarańcza Kubricka, owocuje niespotykanym, iście „filmowym” modus operandi, które pomaga gangsterowi przeistoczyć zemstę czy przemoc w sztukę. Ta sublimacyjna przemiana to prawdziwie metafizyczny moment tej, zanurzonej w polskich realiach, opowieści. Łukasz Ignaczak nie bawi się w Sztafecie w upiększanie czytelnikowi brutalnej rzeczywistości kryminalnego półświatka, który sięga dalej niż wielu chciałoby przyznać. Jego głównym celem jest jedynie dotarcie do prawdy, nawet jeśli ta prawda jest trudna do zaakceptowania i przeraża. Pod tym względem Sztafeta to świeży powiew rozbrajającej szczerości. To powieść, która w trakcie lektury gwarantuje zaskoczenie, a niekiedy śmiech z płytkości życia, działań i myśli bohaterów.To zatrważający portret zagubionych, poszukujących sensu osób, a może to lustro nas samych?
Okładka książki Proust. Biografia

60,00 zł 35,67 zł


Książka w trzech wersjach kolorystycznych - wysyłka losowa. Wszystkie największe umysły każdego kraju ćwiczyły się, prędzej czy później, na Prouście. Irlandzki pisarz Samuel Beckett napisał zwięzłe studium o Prouście. W Niemczech pisał o nim Walter Benjamin. W Hiszpanii Jos Ortega y Gasset w swym eseju Time, Distance and Form in the Art of Proust zapewniał, że Proust wynalazł nową bliskość między nami a rzeczami, więc niemalże cała literacka twórczość przed nim przyjmowała dla literatury perspektywę z lotu ptaka, niedojrzale panoramiczną w porównaniu z tym rozkosznie krótkowzrocznym geniuszem. We Włoszech pisał o Prouście Pietro Citati. We Francji właściwie każdy, od Grarda Genettea do Michela Leirisa, od Julii Kristevej do Rolanda Barthesa. W krótkim eseju, który został opublikowany w specjalnym wydaniu Magazine Littraire, poświęconym Proustowi, Barthes pisze o tym, że Proust przeszedł od bycia niekompetentnym pisarzem fragmentów do bycia wielkim powieściopisarzem w 1909 roku, kiedy to dokonał czterech ważnych odkryć: szczególnego sposobu opowiadania w pierwszej osobie tak, aby Ja przemieszczało się spójnie od autora do narratora i do bohatera; poetyckiego wyboru sugestywnych nazwisk dla swych postaci po latach pełnych wahań; decyzji o tym, by myśleć wieloformatowo, i by nadać swej książce dużo większą skalę; i w końcu powieściopisarskiego poczucia wzrastania i powtarzania, opartego na tym, co Proust określał jako zachwycając wynalazek Balzaka, zachowującego jedne i te same postacie we wszystkich swych powieściach.

Promocje

Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Oczekiwanie na odpowiedź
Dodano produkt do koszyka
Kontynuuj zakupy
Przejdź do koszyka
Oczekiwanie na odpowiedź
Wybierz wariant produktu
Dodaj do koszyka
Anuluj