Aleucki teatr działań wojennych na Pacyfiku mógłby równie dobrze być nazywanym teatrem militarnych frustracji. Ani jeden oficer flagowy, ani generał żadnej ze stron, z wyjątkiem komandora McMorrisa, nie zyskał tam sławy ani fortuny. Żadna z operacji nie dokonała niczego poważnego, ani nie miała wpływu na przebieg wojny. Marynarze, żołnierze i piloci nienawidzili
przydziału w ten wiecznie mglisty śnieżny region, nieco tylko lepszy od przydziału do jednostki karnej. Obie strony dałyby wiele, aby Aleuty pozostawić w rękach tubylców do końca wojny...
„Podporucznik George B.Brown uznał, że Hiyo jest wystarczająco dobrym celem. Poprowadził 4 swoje samoloty do ataku. Gdy samoloty torpedowe przedarły się przez chmury ostro nurkując, zaczęły wyrównywać lot przed celem. Po chwili rozpierzchły się, by zaatakować lotniskowiec z różnych kierunków.
Samolot Browna został kilkakrotnie trafiony przez artylerię przeciwlotniczą, gdy zniżył lot do w wysokości niezbędnej do zrzucenia torpedy. Część lewego skrzydła została odstrzelona, w środkowej części samolotu
wybuchł pożar, który zmusił radiotelegrafistę do wyskoczenia z samolotu. Wcześniej zrobił to strzelec pokładowy. Brown pozostał sam w Avengerze. Udało mu się zrzucić torpedę, która wbiła się w lotniskowiec. Jego samolot wbił się w wodę tuż przed lotniskowcem. Brown nie zdążył wyskoczyć.”
– relacja z ataku na lotniskowiec Hiyo, S.E. Morison.
Bitwa o Leyte to historia największej bitwy morskiej drugiej wojny światowej. Nigdzie indziej w jednej bitwie nie wzięło jednocześnie udziału tyle okrętów z obu stron. Nigdzie indziej pancerniki nie zbliżyły się do lotniskowców na odległość strzału artyleryjskiego. Nigdy wcześniej ani później Amerykanie, według autora, nie wykazali w wojnie na Pacyfiku tylu przykładów odwagi i poświęcenia. To właśnie tam, pod Leyte, po raz pierwszy zaatakowały też jednostki
kamikadze. Amerykańskie kutry torpedowe i niszczyciele nigdzie indziej nie osiągnęły takich dni chwały jak tutaj. Tych „nigdzie” i „nigdy” można by jeszcze mnożyć. Sama bitwa obfitowała w zaskakujące zwroty akcji, a nastroje Amerykanów i Japończyków zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Trzeba przyznać autorowi, że obiektywnie przyznaje, iż mimo olbrzymiej przewagi materialnej to właśnie Japończycy dyktowali przebieg wydarzeń, a ich skłonność do poświęceń kompletnie zaskoczyła admirała Halsey’a, który dał się oszukać i rzucił się w pogoń za lotniskowcami, pozostawiając zatokę Leyte z siłami inwazyjnymi na rzeź japońskich pancerników i krążowników. Z wielu dowódców poszczególnych grup okrętów moralnym zwycięzcą na pewno powinien się czuć admirał Ozawa, który swoje samobójcze zadanie wykonał wręcz perfekcyjnie. Powinni nimi się też czuć bez wątpienia po stronie amerykańskiej obrońcy zatoki Leyte w kulminacyjnym momencie bitwy, a więc załogi niszczycieli, ścigaczy i piloci samolotów z lotniskowców eskortowych, którzy rzucili się na ciężkie okręty japońskie, zagradzając im wejście do zatoki.
Praca autora to na pewno dzieło podstawowe dla wszystkich badaczy tej największej bitwy na morzu ostatniej wojny światowej. Żaden z nich nie może pisać o niej bez odniesienia się do książki Morrisona. Jest ona unikalna, dlatego że autor miał możliwość spotkania się z wieloma uczestnikami walk. Z niektórymi z nich na bieżąco zaraz po walce, z innymi później, kilka lat po wojnie. Wykorzystał też w książce przesłuchania japońskich wyższych oficerów – uczestników
walk. Nikt nie napisał nic pełniejszego o tej bitwie. A niektóre, nawet drobne epizody, opowiedziane przez uczestników zdarzeń i włączone do tekstu niezwykle ubarwiają suchy opis bitwy. Mamy tu więc fantastyczne przykłady odwagi, gdy samoloty bez bomb i amunicji przeprowadzają naloty na pancerniki japońskie, aby odwrócić ich uwagę od bezbronnych lotniskowców eskortowych. Mamy też niezwykły opis akcji ratowniczej, gdy wiele okrętów i samolotów zaangażowanych jest w akcję ratowania jednego rozbitka! Żadna armia na świecie nie dbała tak o własnych ludzi jak amerykańska.
Leyte to początek końca Japonii. Tu zostaje pochowana cesarska flota. Od tej pory jej znaczenie będzie marginalne. Większość japońskich dowódców wiedziała już po Leyte, że wojna jest przegrana. Dlaczego więc wbrew logice walczyli dalej? Ale to już temat na inną opowieść…
Bitwa o Guadalcanal to bodaj najdziwniejsza i najbardziej
dramatyczna bitwa na Pacyfiku. Oto bowiem jak w filmie
Polańskiego „Nosferatu wampir” dzień należał do ludzi
(Amerykanów) a noc do wampirów (Japończyków, nie
ubliżając im oczywiście). Wampiry nocą wysysały krew
z Amerykanów, bombardując lotnisko Hendersona i niepodzielnie
panując na morzu. Gdy jednak nie udało im się
zniknąć przed świtem, same stawały się łatwym łupem
lotnictwa amerykańskiego.
Zdjęcie amerykańskiej flagi na szczycie Mount Suribachi na Iwo Jimie obiegło świat i zapewniło nieśmiertelną sławę Korpusowi Marines. Cena zdobycia wyspy była jednak bardzo wysoka. Ale Iwo Jima była zaledwie przedsionkiem piekła, jakie zgotowali Amerykanom Japończycy na Okinawie. To właśnie tutaj miały miejsce najbardziej masowe ataki kamikaze w historii, a japońscy żołnierze na lądzie walczyli z niebywałą determinacją, wiedząc, że następnym celem amerykańskiego ataku będą już ich rodzime wyspy japońskie.
To właśnie te dwie kampanie są przede wszystkim treścią ostatniego tomu Samuela E. Morisona.
Morison prowadzi swoją narrację do końca wojny na Pacyfiku – opisując także ataki lotnicze na Japonię – w tym dwa atomowe, na Hiroszimę i Nagasaki – oraz działania floty do podpisania aktu kapitulacji Japonii na pancerniku „Missouri”.
Bój o Archipelag Bismarcka (07. 1942 – 05. 1944) to jeden z mniej znanych epizodów wojny na Pacyfiku. Ale ani zaciętością walk, ani dramatyzmem zdarzeń nie ustępuje tym bardziej znanym kampaniom. Starcia okrętów, walka o panowanie w powietrzu, boje na lądzie – wszystko to składa się na niezwykle intensywne działania, które trwały bez mała dwa lata. A do tego mistrzowskie pióro Samuela E. Morisona, który wspaniale w opisy walk wplata relacje jej uczestników, przez co odnosimy wrażenie, że oglądamy walkę na żywo. W tym przypadku
rolę kamer pełnią oczy uczestników zdarzeń i to na różnych szczeblach – od dowódców do prostych żołnierzy. Ten sposób pisarstwa sprawił, że oto oficjalną historię US Navy czytamy tak, jakbyśmy czytali najlepsze powieści wojenne. Jeden z recenzentów nazwał autora „artystą wśród pisarzy historycznych”. I nie ma w tym ani trochę przesady.
Filipiny. To tutaj po raz pierwszy pojawiły się japońskie samoloty kamikaze. Nadlatywały nad amerykańskie okręty i spadały w dół z podwieszonymi bombami. Amerykanie przeżyli szok. Liczba marynarzy nerwowo załamanych gwałtownie wzrosła. Postanowiono nie mówić o tym społeczeństwu amerykańskiemu. Wszystkie listy zostały ocenzurowane, a marynarze, którzy wracali do Stanów mieli zakaz opowiadania o lotnikach kamikaze. Jak walczyć z przeciwnikiem dla którego śmierć jawi się jako nagroda? Jak bardzo bliski jest to problem naszych czasów...
Morison pokazuje walkę o Filipiny z różnych stron, zarówno od strony lądujących na wyspach marines, jak i marynarzy na okrętach czy członków sztabu. Dzięki temu mamy pełny obraz walk o każdą wyspę, walk okrutnych, w których praktycznie nie brano jeńców.
Operacja „Torch” – to najbardziej niedoceniana operacja w drugiej wojnie światowej.
Jednak to nigdy przedtem nie użyto jednostek desantowych na tak wielką skalę.
Doświadczenie zdobyte w tej operacji stało się też krokiem milowym do otworzenia drugiego frontu.
I w końcu powodzenie operacji „Torch” stało się początkiem końca Rommla w Afryce.
Zaskakujące zwroty akcji na wszystkich polach walki – na morzu, lądzie i w powietrzu w oparciu o relacje z pierwszej ręki zebrane przez autora na miejscu walk.
„Podporucznik George B.Brown uznał, że "Hiyo" jest wystarczająco dobrym celem. Poprowadził 4 swoje samoloty do ataku. Gdy samoloty torpedowe przedarły się przez chmury ostro nurkując, zaczęły wyrównywać lot przed celem. Po chwili rozpierzchły się, by zaatakować lotniskowiec z różnych kierunków. Samolot Browna został kilkakrotnie trafiony przez artylerię przeciwlotniczą, gdy zniżył lot do w wysokości niezbędnej do zrzucenia torpedy. Część lewego skrzydła została odstrzelona, w środkowej części samolotu wybuchł pożar, który zmusił radiotelegrafistę do wyskoczenia z samolotu. Wcześniej zrobił to strzelec pokładowy. Brown pozostał sam w Avengerze. Udało mu się zrzucić torpedę, która wbiła się w lotniskowiec. Jego samolot wbił się w wodę tuż przed lotniskowcem. Brown nie zdążył wyskoczyć.” – relacja z ataku na lotniskowiec Hiyo, S.E. Morison.
SAMUEL E. MORISON /1887-1976/ - Amerykański admirał oraz profesor historii na Uniwersytecie w Harvardzie.
Dziełem jego życia jest 14-tomowa historia udziału US Navy w drugiej wojnie światowej, której częścią jest ta książka. Morison otrzymał jedenaście honorowych stopni doktorskich, jest laureatem dwóch nagród Pulitzera.
Aleucki teatr działań wojennych na Pacyfiku mógłby równie dobrze być nazywanym teatrem militarnych frustracji. Ani jeden oficer flagowy, ani generał żadnej ze stron, z wyjątkiem komandora McMorrisa, nie zyskał tam sławy ani fortuny. Żadna z operacji nie dokonała niczego poważnego, ani nie miała wpływu na przebieg wojny. Marynarze, żołnierze i piloci nienawidzili
przydziału w ten wiecznie mglisty śnieżny region, nieco tylko lepszy od przydziału do jednostki karnej. Obie strony dałyby wiele, aby Aleuty pozostawić w rękach tubylców do końca wojny...
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?