Często mówi się o bezinteresowności tego, co teoretyczne, i interesowności czy braku bezinteresowności po stronie tego, co praktyczne. Pogląd taki reprezentują nie tylko współcześni interpretatorzy myśli starożytnej, ale i sami starożytni. Można go znaleźć np. u Arystotelesa. Podstawą takiego wartościowania jest swego rodzaju pewnik, że cel jest wartością wyższą od tego, co do celu prowadzi. Celem wiedzy teoretycznej jest prawda, praktycznej działanie, mówi Arystoteles w drugiej księdze Metafizyki. Ale cóż to znaczy, że prawda jest celem teorii? Teoria jest autoteliczna: prawda mieści się wewnątrz niej. Tymczasem celem wiedzy praktycznej jest coś innego niż ona: dzieło nie pozostaje w obrębie umysłu, w którym jest wiedza praktyczna, lecz znajduje się na zewnątrz umysłu. Ta autoteliczność wiedzy teoretycznej decyduje o jej wyższości. Ten system wartości nie zdezaktualizował się do dziś. Nawiązując do kategorii zawartych w słynnym aforyzmie Marksa o tym, że filozofowie dotychczas poznawali świat, chodzi jednak o to, by go zmienić, wypadałoby powiedzieć, że filozofowie starożytni chcieli wprawdzie świat poznać i w rzeczy samej nie dominowała w nich chęć zmienienia świata, ale może najbardziej charakterystyczne było dla nich to, że chcieli za pomocą filozofii zmienić nie tyle świat, ile człowieka, zmienić go mianowicie w takim sensie, iżby mu ułatwić wytrzymanie, zniesienie czy wręcz zaakceptowanie świata i tą drogą zapewnić mu szczęśliwość, którą uważali za cel człowieka i cel samej filozofii.
Ostatnia strona książki zawiera zagadkę, nad którą powinniśmy się zastanowić. Pajacyk nie przemienił się w gruncie rzeczy w chłopca, lecz stoi – wcale nie ukryty, przeciwnie, dobrze widoczny – oparty o krzesło, a nowy chłopiec może mu się przyglądać do woli, twierdząc, że jest „śmieszny”. Obie natury – marionetkowa i ludzka, które tyle razy krzyżowały się w książce – pozostają rozdzielone, obie obecne w bliżej nieokreślonym „pokoju obok”, który, jeśli się dobrze przyjrzeć, jest warsztatem Geppetta, idealnie odpowiadającym „pokoikowi na parterze”, gdzie nastąpiło stworzenie Pinokia. Być może również chłopca – skoro ciało pajacyka pozostało nadal nietknięte – stworzył demiurg Geppetto. Emanuele Dattilo zauważył w związku z tym, że „tam, gdzie spodziewalibyśmy się metamorfozy, kolejnej przemiany pajacyka w dziecko […] mamy do czynienia z rozdziałem, separacją natur, i kawałek drewna śpi naprzeciwko dziecka, które obserwuje go z upodobaniem”. Cała niepojęta historia Pinokia ginie w egzegetycznym świetle owego niestrudzonego rozdzielania obu natur. Manganelli, który uważa wprawdzie, że Pinokio naprawdę umarł, odnotowuje je na swój sposób: „Pozostaje owa martwa i cudowna relikwia, nowe i żywe będzie musiało współistnieć ze starym i martwym. Ten metr drewna nadal będzie rzucać mu wyzwanie”.
Ktoś musi wskazać drogę. Ktoś musi stanąć na czele pielgrzymki. Ktoś musi ruszyć pierwszy. To musi być wielki człowiek. Naprawdę wielki człowiek. Kto to? Przedostatni artykuł w „Pielgrzymie Polskim”, wydrukowany na tydzień przed Wyjątkami z listu, nazywa się O przyszłym wielkim człowieku, a w nim słychać echo spotkania Konrada z Księdzem Piotrem w zakończeniu ósmej sceny trzeciej części Dziadów: „Będziemy wiecznie powtarzać rodakom, którzy sposobią się na dyktatorów, a przynajmniej na wodzów naczelnych, ażeby się nie uwodzili naśladownictwem, ażeby w Machiawelu ani w pamiętnikach Cezara, rewolucji francuskiej lub Napoleona nie brali jedynych prawideł postępowania. Tyle można z pewnością przepowiedzieć, że nasz przyszły wielki człowiek, Wojownik, do żadnego z dawnych nie będzie podobny” (Adam Mickiewicz).
Z rozdziału Adam Mickiewicz Krzysztofa Rutkowskiego
Dziś, kiedy Rosja podpaliła swego najbliższego sąsiada, widzimy lepiej, niż widać to było dawniej, jałowość paktów z Rosjanami. Oni są jak ogień, a ogień nigdy nie zrozumie pojęcia granicy, tego więc, że coś może stać na zewnątrz niego. W definicji ognia zawiera się dążenie do ekstensji. Ogień rozszerza się, dopóki go ktoś nie powstrzyma i nie zgasi. Aż do następnego pożaru. Heraklit i Rosja, Rosja i Heraklit, tak w nieskończoność, niestety. Zgoda z nimi to nieodpowiedzialne fantazjowanie, iluzja, usypianie. Co pozostaje? To samo, co dawniej. Jeśli ma się charakter, staje się do walki nawet w sytuacji beznadziejnej – również żołnierze liczniejszej armii przeciwnika boją się, gdy ktoś do nich mierzy z naprzeciwka. Dla innych, mniej zdecydowanych i bardziej bojaźliwych, przewidziano
odmienne zajęcia
(Z rozdziału 1863 Piotra Nowaka
Co do mnie, to gdy pierwszy raz świadomie oglądałem rzeczy Etrusków – to było w muzeum w Perugii – instynktownie mnie pociągnęły. I tak to chyba działa – albo natychmiastowa sympatia, albo wzgarda i obojętność. Ludzi na ogół nie interesują starożytności niegreckie. Większość uważa, że jeśli coś nie jest greckie, w imię wyższych racji powinno jednak greckie być. Tak oto rzeczy Etrusków uważa się za ubogie naśladownictwo świata grecko-rzymskiego, a wielki uczony historyk miary Mommsena ledwo zauważa, że Etruskowie w ogóle istnieli. Ich istnienie było dla niego czymś wstrętnym (D.H. Lawrence).
Etruscheria przybierała na przestrzeni epok rozmaite oblicza, pojawiając się w kontekstach protestanckiego antypapizmu, oświeceniowej historiografii czy romantycznego dandyzmu. Miejsca Etrusków są niewątpliwie szczytowym osiągnięciem literackim – a także zwieńczeniem – tej ekstrawaganckiej brytyjskiej tradycji, z której dworował sobie Huxley, przyjaciel Lawrence’a. Powstały już kilka dekad po zmierzchu fenomenu Grand Tours, złożonego do grobu przez rozwój kolei, spadek kosztów podróży i pojawienie się coraz bardziej masowej turystyki. W Italii byli już wszyscy, często nawet nie wiedząc o sobie. Kiedy 6 kwietnia 1927 roku Lawrence i Brewster wysiadali z pociągu w Cività Vecchia – małej mieścinie w jednym z bardziej odludnych rejonów Włoch – przez okno spostrzegła ich przypadkiem Virginia Woolf, jadąca w przeciwnym kierunku (Jakub Wolak, Uścisk Lawrence’a).
Spis treści
Cerveteri
Tarkwinia
Malowane grobowce Tarkwinii (I)
Malowane grobowce Tarkwinii (II)
Vulci
Volterra
Jakub Wolak, Uścisk Lawrence’a
Autorzy lub źródła ilustracji
Przyjęcie tego straszliwego ograniczenia – mieć Świętego jakby na wyciągnięcie ręki, lecz jednocześnie musieć zachować dystans – wymaga wiary-zaufania, na którą Ewa się nie zdobyła. Lecz czy brzemię winy ona sama ma dźwigać? Pomyślmy bowiem… jeśli stworzenie mocą własnej natury skierowane jest ku Bogu, to czy nie możemy powiedzieć, że Bóg jest „współwinny” upadku Ewy? Że Jego powinnością było przewidzieć, że będzie ono biegło ku Niemu jakby na oślep i w szale? Czy to możliwe, by „nie widział”, jaką miłość wzbudza i jaką dążność ku Sobie? Jako Bóg zakryty (por. Iz 45, 15) chroni stworzenie przed swą mocą, lecz jako Deus revelatus nie chroni stworzenia przed swym pięknem. Cóż ostatecznie jest niepojętego w geście Ewy pragnącej stopić się z Bogiem? Przecież przypomina ona Oblubienicę z Pieśni nad Pieśniami, niczym w gorączce biegającą po mieście (jak Ewa, po terenie ogrodzonym), w poszukiwaniu swego Ukochanego. Co więcej, Ewa istotnie jest Oblubienicą: ukochaną Boga („była dobra”), ostatnim stopniem gradualnego procesu kreacji, a więc zwieńczeniem dzieła stworzenia, nieupadłą, płodną, całą piękną.
Nie dawajmy wiary niebezpiecznym złudzeniom, ale spójrzmy trzeźwo i spokojnie w przyszłość nowoczesnego społeczeństwa. Nie upajajmy się wizją jego wielkości, nie zniechęcajmy się na widok jego nędzy. W miarę jak obecny rozwój cywilizacji będzie się utrzymywał, wzrastać będzie liczba życiowych udogodnień, społeczeństwo stanie się doskonalsze i lepiej wykształcone; życie będzie coraz łatwiejsze, przyjemniejsze, bogatsze i dłuższe. Jednocześnie należy jednak przewidzieć, że stale wzrastać będzie liczba ludzi zmuszonych zwracać się o wsparcie do swoich współobywateli, aby otrzymać w ten sposób choć nieznaczną część owych dóbr, których ogólna liczba będzie nieustannie rosnąć. Możemy spowolnić ten podwójny ruch; szczególne okoliczności, w jakich znajdują się rozmaite społeczeństwa, albo przyspieszają, albo też spowalniają jego bieg; nikt nie jest już jednak w stanie go zatrzymać.
Spis treści
Raport o ubóstwie
Drugi raport o ubóstwie
List o ubóstwie w Normandii
Fragmenty dotyczące polityki społecznej
Notatki o ekonomii politycznej Jean-Baptiste’a Saya
Aksjomaty ekonomii politycznej
Dodatek: O ubóstwie w Ameryce
Jan Tokarski, Posłowie
Gdy na polską filozofię czynu lat czterdziestych XIX wieku, przede wszystkim zaś na jej religijny wariant, spojrzy się z perspektywy zestawienia z analogicznymi zjawiskami występującymi w rosyjskim renesansie religijno-filozoficznym, dostrzeże się w niej nie fenomen ograniczony do wąsko rozumianego kontekstu jego powstania, jakim jest filozofia niemiecka po śmierci Hegla, lecz pewien nurt mający swoją genezę w krytycznej reakcji na idealizm niemiecki prowadzonej z pozycji dążącej do samodzielności filozofii polskiej. W dążenie do takiego przedstawienia polskiej filozofii czynu wpisuje się prezentowana czytelnikowi książka porównująca światopoglądy filozoficzne Mickiewicza i Erna. Własne, narodowe stanowisko w filozofii jest dla obu bohaterów tej pracy nie czymś, co przychodzi po filozofii niemieckiej, lecz czymś występującym przeciwko niej. Mickiewicz i Ern nie przyznawali rozwijającej się od Kantowskiej krytyki poznania filozofii niemieckiej żadnego doniosłego znaczenia w dziejowym pochodzie refleksji filozoficznej poza tym jednym, że punkt kulminacyjny miało osiągać w niej historyczne odstępstwo od prawdy.
***
Tomasz Herbich (1988) – doktor filozofii, ukończył także teologię i politologię. Wykłada na Uniwersytecie Warszawskim. Redaktor naczelny „Rocznika Historii Filozofii Polskiej”, członek redakcji „Teologii Politycznej”. Specjalizuje się w historii filozofii polskiej i rosyjskiej, filozofii polityki i filozofii religii oraz w teologii biblijnej. Autor książek Pragnienie Królestwa. August Cieszkowski, Mikołaj Bierdiajew i dwa oblicza mesjanizmu (2018) oraz Teologia krzyża w Ewangelii według świętego Jana. Krzyż miejscem wywyższenia Syna Człowieczego (2019). W 2017 roku uzyskał Stypendium Cieszkowskiego na realizację projektu badawczego „Filozofia polskiego romantyzmu i rosyjski renesans religijno-filozoficzny w perspektywie porównawczej”.
Próba opisu procesu widzenia za pomocą geometrii jest narzucaniem na ów proces określonej, intelektualnie zracjonalizowanej matrycy. Pewnym śladem, który świadczyć by mógł o tym, że starożytni myśliciele byli świadomi tego faktu, jest ich pozorne wahanie odnośnie do tego, czy promienie widzenia biegną od czy do oka. Wiedzieli wszak, że widzenie jest niemożliwe bez światła, ale same promienie widzenia jako konstrukt intelektualny stanowiły też swoisty rodzaj emisji. Z kolei paradoks euklidesowego punktu, który nie składa się z części, lecz stanowi wierzchołek geometrycznego stożka widzenia, jest kwintesencją ograniczenia tak zracjonalizowanego poznania. Na zachodzie Europy wiedza ta przepadła na bez mała tysiąc lat. Gdy powraca ona za pośrednictwem średniowiecznych perspektywistów, trafia do pracowni artystów malarzy. Ci zaś, dystansując się od paradoksów kryjących się w teorii widzenia, wzięli z niej to tylko, co potrzebne im było w ich praktyce: punkt pojęty wyłącznie jako znak naniesiony na płaszczyźnie, ale gdy tak sformatowane pojęcie punktu podjął rzemieślnik o aspiracjach filozoficznych, to jest Leonardo, ontologiczną strukturę pustego znaku przeniósł on na rzeczywistość empiryczną, z nicości czyniąc jej teoretyczną zasadę.
****
Rafał Kuczyński (1982) – ukończył socjologię na Wydziale Historyczno-Socjologicznym Uniwersytetu w Białymstoku, był również na dwuletnim stypendium (Academic Year oraz Project Year) w Bard College Berlin, A Liberal Arts University. Doktorat obronił na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Członek redakcji kwartalnika „Kronos”. Tłumaczył m.in. Hannah Arendt, Jacoba Taubesa, D.H. Lawrence’a. Pracuje w Instytucie Studiów Kulturowych UwB.
Dla Platona i Arystotelesa każdy byt posiada własne dzieło. Dziełem noża jest cięcie, a konia bieganie. Kiedy byt wykonuje dobrze to dzieło, które go definiuje, jest w pełni sobą, staje się dzielny i osiąga szczęście. Czym jest zatem właściwe dzieło człowieka?
Razem z Hobbesowską krytyką antropomorfizmu człowiek został pozbawiony nie tylko dzielności, ale również dzieła. W horyzoncie mechanicyzmu żaden byt nie ma własnego dzieła – koń jest tresowany do biegania, nóż wyprodukowany do cięcia. Dzieło jest zawsze narzucone, transcendentne, stanowi produkt intelektualny, który usprawiedliwia panowanie człowieka nad innymi oraz nad naturą. Dzieło jest matrycą władzy i nierówności – nieszczęścia.
Następstwo tej myśli zaznacza swoją obecność w Agambenowskiej koncepcji niedzielności, dzięki której filozof chciałby wyzwolić bycie z logiki dzieła, co pozwoliłoby każdej istocie prowadzić proste życie – ani szczęśliwe, ani nieszczęśliwe.
W pytaniu o dzieło chodzi nie tylko o nasze szczęście, ale o całą ontologię i politykę Zachodu. Czy właściwa rewolucja polega na zniesieniu dążenia do szczęścia? A może życie zgodnie z dzielnością – z najlepszym sobą – stanowi właściwe dzieło człowieka oraz utożsamia się ze spełnioną wolnością?
Ivan Dimitrijević (1984) – włoski filozof jugosłowiańskiego pochodzenia, mieszka przeważnie w Warszawie z żoną i dwiema córkami. Pracuje na Wydziale „Artes Liberales” UW. Jest autorem trzech monografii w języku włoskim poświęconych nowożytnej filozofii politycznej. Dysputa o dziele jest jego pierwszym dziełem napisanym po polsku.
Miliony milionów ludzi modlitwę tę od osiemnastu wieków odmawiały, miliony ją do dziś dnia codziennie odmawiają, i nieomal na miliony liczyć się dadzą komentarze, parafrazy, kazania, rozpamiętywania, uwagi i rozwagi, tak wiązaną, jak i niewiązaną mową, których się ona stała i dotąd staje przedmiotem; a przecież wyznać musimy, iż jej do tej chwili, w jej teologicznym, historycznym i filozoficznym znaczeniu, jeszcze nie pojęto, że się jej stosunku do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości nie domyślano, że najważniejszego, bo ostatecznego objawienia i nadzwyczajnego proroctwa w niej dotąd nie spostrzeżono ? słowem, że jej wiecznego znaczenia a wiekowego przeznaczenia dotąd nie odkryto. Wolą więc Bożą jest, abyśmy dostąpili sami przez się naszej prawdziwej, harmonijnej wolności, bo wolność ? jakeśmy wyżej widzieli ? jest istotnie znaczeniem i przeznaczeniem Ducha, jego najszlachetniejszym owocem. Żywioły tej wolności, pierwiastki tego spełnego wyrobu Ducha położył Bóg w całej jego przyrodzonej organizacji, w jego sercu i w jego umyśle. Znajdujemy w Duchu naszym skarby ogromne, ukryte, które są zadatkami Ducha, pierwiastkami, gdybyśmy tego nie mieli, nie mielibyśmy co wyrabiać ? nie znalibyśmy naszego przeznaczenia. liczba stron: wolumin I - 652, wolumin II - 592
Książka ta zarysowuje pewien program. Nie udaje, że jest wyczerpującą polityczną historią religii, o którą się upomina; jej cel stanowi wyłącznie stworzenie podstaw dla podobnej historii, zdefiniowanie ogólnych ram i zarysowanie perspektyw. Napisano ją, biorąc za punkt wyjścia podwójną tezę, przesądzającą o jej kształcie i dynamice narracji. Głosi ona, że mimo upartego trwania kościołów i utrzymywania się wiary życiowa trajektoria religijnego żywiołu w naszym świecie zasadniczo dobiegła końca, a niezwykła oryginalność Zachodu polega na tym, iż dokonało się tam ponowne włączenie w obręb ludzkich działań i więzi żywiołu sakralnego, który od zawsze modelował je od zewnątrz. Jeśli mamy tu do czynienia z kresem religii, jest to kres, który można stwierdzić, obserwując nie zanik wiary, lecz przemianę ludzko społecznego uniwersum, dokonującą się nie tyle poza religią, co na jej fundamencie, poprzez całkowite odwrócenie pierwotnej religijnej logiki. Analizę tego procesu rozpadu i odwrócenia istniejącej od niepamiętnych czasów formacyjnej mocy religijnego żywiołu wysuwamy tu na pierwszy plan.
Ambiwalentny charakter filozofii oraz skomplikowane życie sprzyjały wielu nieporozumieniom i sprzecznym odczytaniom koncepcji Voltaire’a.
Wydanie „Wybór dzieł filozoficznych” stanowi kolejny krok w przybliżeniu polskiemu czytelnikowi dorobku tego klasyka francuskiego oświecenia. Rozpoczęliśmy od publikacji „Słownika filozoficznego” (2015). Następnie zaprezentowaliśmy „Pisma przeciw Polakom” (2017), skierowane przeciwko konfederacji barskiej, oraz „Filozofię historii” (2018).
Wybór pism zebranych w tym tomie nie został dokonany na zasadzie przypadku. Intencją tłumacza było wypełnienie dotkliwych luk, jakie istnieją w przyswajaniu sobie w języku polskim myśli Voltaire’a. Tak się złożyło, że jego przekłady w Polsce miały miejsce w dwóch głównych rzutach przedzielonych dwustuletnią przerwą. Pierwsza fala tłumaczeń zbiegła się z okresem rozbiorowym, druga zaś wystąpiła dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym i dziesięcioleciu powojennym.
Biograficzna opowieść, której bohaterem jest Jarosław Marek Rymkiewicz, to podróż w czasie i przestrzeni, sięgająca niekiedy wiele wieków wstecz, w poszukiwaniu korzeni poety - a te okazują się niezwykłe. To również opis polskich losów, które stały się udziałem tak wielu rodzin zamieszkujących Rzeczpospolitą. Polskość, jak sam poeta wielokrotnie przyznawał, odkrywa swoje nieoczywiste źródła, staje się przedmiotem wyboru i wiary. Fragment książki Jesienią, był to już najpewniej początek października 1939 roku, rodzina poety dotarła do majątku babki Baranowskiej pod Pułtuskiem. Po kilku tygodniach wędrówki różnymi podwózkami i najmowanymi wozami, po owej rajzie wrześniowej, która była wtedy udziałem setek tysięcy Polaków, zatrzymali się w Świerczynie. Mieszkanie na Nowogrodzkiej nie nadawało się do użytku, Śródmieście Warszawy zniszczone było od niemieckich bombardowań nie było tam czego szukać. Zostało kilka migawek kawałek ulicy Nowogrodzkiej, który było widać z dziecinnego pokoju, rękę, która w salonie na Nowogrodzkiej nakręca patefon (patefony były wtedy na korbkę), żeby puścić mi płytę z moją ulubioną pieśnią pod tytułem ""Flisacy' - niewiele więcej"".
Nie ma lepszej roli przy boku możnych niż rola błazna. Przez wiele wieków był tytularny błazen królewski, nie było zaś tytułu królewskiego mędrca. Mądry nie potrzebowałby błazna. Kto więc ma błazna, nie jest mądry; jeśli nie jest mądry, to jest błaznem swego błazna. Zresztą proszę pamiętać, że w przedmiocie tak zmiennym jak obyczaje nie ma niczego absolutnie, istotnie i powszechnie prawdziwego i fałszywego, bo trzeba być takim, jakim interes być każe: dobrym lub złym, mądrym lub błaznem, poważnym lub śmiesznym, uczciwym lub występnym; gdyby cnota prowadziła do majątku, to byłbym cnotliwy albo udawałbym cnotę jak inni. Chciano, żebym był śmieszny, i stałem się nim; jeśli jestem występny, to sama natura na to łożyła. Jeśli mówię występny, to jedynie używam pańskiego języka; gdyby bowiem doszło do wyjaśnienia sobie tych spraw, to mogłoby się zdarzyć, że pan nazywasz występkiem to, co u mnie jest cnotą, a cnota u pana to u mnie występek.
Nazwę i pojęcie humanizmu konstytuują dwa dość luźno i zarazem w sposób nieprosty zestrojone ze sobą składniki. Jeden jest filozoficzny i można go opisać jako wyróżnienie z całej reszty bytów i zarazem wysokie wartościowanie człowieka. Drugi odsyła do pewnego szczególnego typu kultury umysłowej i artystycznej, w którym najważniejsze miejsce zajmuje rozumne i kunsztowne, artystycznie wypielęgnowane słowo.
Idzie właśnie o słowo nie tylko rozumne, ale też kunsztowne, tzn. skłonne zarówno bawić, jak i poruszać, budzić reakcje estetyczne i emocjonalne. Jeżeli najsprawniejszym narzędziem słowa rozumnego jest logika, to rozumnego i zarazem kunsztownego – retoryka i poezja. Jednoczy oba te składniki, obie te strony tego samego rozumnego słowa, przekonanie, że zdolne są umacniać i rozwijać w człowieku cechy, dla których on na owo wyróżnienie i wartościowanie szczególnie zasługuje, że je wspierają i zarazem wartość człowieka samego podnoszą. W tak ogólnej płaszczyźnie oba te składniki pozostają ze sobą w idealnej harmonii.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Niech Czytelnika nie zmyli duża (może nawet zbyt duża) liczba przypisów i odniesień do „literatury przedmiotu”, towarzyszących tekstowi zasadniczemu. Biorą się one z irytujących doświadczeń autora, któremu zdarzyło się parę razy znajdować w rozmaitych publikacjach nader intrygujące i inspirujące cytaty, nieopatrzone jednak stosownymi adresami bibliograficznymi. Źródeł kilku tych cytatów poszukuje zresztą daremnie do dziś i dlatego chciałby podobnej irytacji (i straty czasu) zaoszczędzić Czytelnikowi, który być może takie wyimki i przytoczenia uzna za najbardziej użyteczny owoc swojej lektury. Mimo obecności owego „aparatu naukowego” teksty składające się na niniejszy tom nie chcą być tak naprawdę niczym więcej niż esejami, i to w najbardziej podstawowym i pierwotnym znaczeniu tego słowa, to znaczy „próbami”, a mianowicie próbami odczytania kilku utworów literackich, powstałych głównie w XVIII i XIX wieku, oraz myśli w nich zawartych, które – jak się wydaje – wciąż są godne uwagi i zastanowienia. Bo też, jak zauważył Schiller, „w życiu wszystko jedynie się powtarza”. Jeśli więc, co chyba nieuchronne, Czytelnik tu i ówdzie zaduma się nad dość przygnębiającym kołowrotem głupstw popełnianych w dziejach wciąż na nowo, autor nie weźmie mu tego za złe.
Tadeusz Zatorski (1960) – tłumacz, eseista. Tłumaczył m.in. Lichtenberga, Winckelmanna, Heinego, Overbecka, Cassirera i Blumenberga. W 2011 r. wydał zbiór esejów o Goethem, zatytułowany Goethe mniej znany. Mieszka w Krakowie.
Jeden z najważniejszych dogmatów nowoczesności sprowadza się do wiary, że naturalnym stanem ludzkich wspólnot politycznych jest pokój. To złudzenie. Starożytni Grecy patrzyli na rzeczywistość bardziej trzeźwo. Wiedzieli, że normę stanowi wojna. Nigdy nie jest ona tak odległa, by nie mogła się wydarzyć. Niemal zawsze nawiedza życie zbiorowe w tej lub innej formie – jeżeli nie otwartego konfliktu, to w postaci gorących sporów, które już za chwilę mogą przeobrazić się w otwartą przemoc. W garnku, w którym ludzie pichcą własną historię, niemal zawsze bulgoce. Momenty oddechu należą do rzadkości. Co gorsze, wiele wskazuje na to, że to sama natura człowieka – naraz wspaniała, groźna i niezmienna – sprawia, że ludziom prędko przejada się dobrobyt, a pokój zaczyna im pachnieć nudą. To od nas – i od nikogo innego – zależy bieg dziejów. Ale to również my, nieprzymuszani do tego przez żadne spiżowe prawa historii, sprawiamy, że świat wypada z zawiasów.
Jan Tokarski (1981) – eseista, filozof. Redaktor kwartalnika „Kronos” i „Przeglądu Politycznego”. Wcześniej opublikował książki: Zderzenia (2018), Obecność zła. O filozofii Leszka Kołakowskiego (2016), Czas zwyrodniały (2014), Historie przyszłości. Wizje bolszewizmu w Rosji 1917–1921 (2012) oraz Neokonserwatyści a polityka USA w nowym wieku (2006). Mieszka w Warszawie.
Moc Tradycji tkwi w nas znacznie głębiej, niż przypuszczamy – nawet nie wiemy, jak głęboko, jakie węzły między substancją duszy a Tradycją zawiązały się przez tysiąclecia. Bóg nas tu postawił – i tu powinniśmy stać. Skąd przekonanie, że możemy znaleźć lepsze dla siebie miejsce? Czy to nie aby tylko zgubna, indywidualistyczna pycha oraz bezrefleksyjny pęd do nowości (będący, jak sądzę, instynktowną niejako reakcją na zagubienie wobec wszechobecnego nadmiaru) podpuszczają nas do niepotrzebnej duchowej ruchliwości? Nie przekroczymy tego, co nas ukształtowało w każdym słowie – a więc też w każdej myśli. Jesteśmy stąd, spod tych Niebios – i nigdy nie będziemy skądinąd. Mnich nie powinien opuszczać swej celi, a człowiek każdy – Tradycji.
Bartosz Jastrzębski (1976) – doktor habilitowany kulturoznawstwa, pisarz, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się pograniczem filozofii, antropologii i literatury, a także historią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2014 roku ukazała się jego książka poświęcona współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude. W 2015 roku opublikował tom esejów Ostatnie Królestwo. Szkice teologiczno-polityczne, za który uhonorowano go nagrodą Feniks. Obecnie zajmuje się przede wszystkim konserwatywną myślą społeczno-polityczną i jej związkami z teologią oraz filozofią religii
Część 1: Faza reakcjiMesjanizm polski uzyskał w /Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego/ religijne niejako utwierdzenie. Emigracja natchnieniem wielkiego geniuszu została naznaczona stygmatem Chrystusowego z woli Bożej męczeństwa wybranego narodu i powierzone sobie miała, niejako wprost od Boga, przez usta jego proroka, apostolstwo królestwa Bożego na ziemi. Oddaliły się wnet od Mickiewicza poszczególne grupy emigracyjne (raczej on oddalił się od nich), niektóre atakowały go nawet potem ostro (z gniewu, że do nich nie należy), ale myśli główne /Ksiąg/ i cytaty z nich żyją we wszystkich niemal doktrynach mesjanistycznych emigracji, których jest z każdym rokiem więcej i które coraz liczniejszych mają wyznawców. Jedynie stronnictwo monarchiczno-konstytucyjne ks. A. Czartoryskiego i od jakiegoś roku 1835 Towarzystwo Demokratyczne nie usiłują, przynajmniej oficjalnie, uzasadniać swej polityki mesjanicznymi teoriami, opierając się rzekomo na trzeźwej tylko rachubie. Ale i w tych stronnictwach nie brak nigdy wyznawców nowej ery (Józef Ujejski, /Ogólny rzut oka na prądy religijno-społeczne wśród emigracji po r. 1831/, 1915).Część 2: Faza rewizjiMesjanizm nasz był we współczesnej mu Europie nie jakimś anachronicznym dziwolągiem, pogrobowcem sarmackiej megalomanii narodowej, ale zjawiskiem współczesnym swej epoce i mocno osadzonym w jej kontekście intelektualnym; zjawiskiem symptomatycznym i interesującym nie tylko z polskiego, lecz również z ogólnoeuropejskiego punktu widzenia, jako szczególnie jaskrawy przykład oczekiwania uniwersalnej regeneracji, tak charakterystycznego dla myśli europejskiej pierwszej połowy XIX wieku. Fakt, że wyrażał on jednocześnie tragedię narodową Polski, nie zmniejszał jego znaczenia, ale je zwiększał, sprawa polska bowiem zwłaszcza w świadomości ludzi postępu była wówczas sprawą ogólnoeuropejską. Dlatego właśnie prelekcje paryskie Mickiewicza określone zostały przez Wiktora Hugo jako prawdziwa pobudka narodów, rozlegająca się na wszystkie cztery strony świata (Andrzej Walicki, Filozofia a mesjanizm. Studia z dziejów filozofii i myśli społeczno-religijnej romantyzmu polskiego, 1970).
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?