Zjadanie zwierząt
-
Autor: Jonathan Safran Foer
- ISBN: 978-83-63855-31-4
- EAN: 9788363855314
- Oprawa: miękka
- Wydawca: Wydawnictwo Krytyki Politycznej
- Format: 13.0x21.0cm
- Język: polski
- Liczba stron: 320
- Rok wydania: 2013
- Wysyłamy w ciągu: niedostępny
-
Brak ocen
-
21,14złCena detaliczna: 34,90 złNajniższa cena z ostatnich 30 dni: 21,14 zł
Jeśli znajdą się osoby, których nie przekona sugestywny sposób, w jaki Foer opisuje okropieństwa przemysłowej hodowli zwierząt i oskarża odpowiedzialnych za nią ludzi, to znaczy, że są nieczułe albo głuche na głos rozsądku. Albo i jedno, i drugie.
J.M. Coetzee
Dzięki tej książce zostałam wegańską aktywistką.
Natalie Portman
Najlepsi dziennikarze (Michael Pollan, Eric Schlosser) i aktywiści praw zwierząt (Peter Singer, Temple Grandin) – a także Jezus, Gandhi, Pitagoras, Arystoteles, John Locke i Immanuel Kant – zmagali się z pytaniem o to, czy zabijanie zwierząt na mięso jest etyczne. Dzięki tej niezwykle dociekliwej książce Foer dołącza do nich. […] Zjadanie zwierząt jednak nie nawołuje do przejścia na wegetarianizm. Ta książka to apel o świadomość i odpowiedzialność.
Susan Salter Reynolds, „Los Angeles Times”
Zjadanie zwierząt jest wyjątkowe, ponieważ wegetarianin Foer pozwala farmerom i aktywistom mówić we własnym imieniu. Do zjadaczy mięsa odnosi się z dużą empatią, a jego poczucie humoru słodzi gorzką rzeczywistość.
O, „The Ophra Magazine”
Zjadanie zwierząt to porządna dziennikarska robota z literackim nerwem.
Jessica Roy, „Salon”
Foer przekonuje, że ludzi określają ich wyrzeczenia. Wegetarianizm wymaga rezygnacji z przyjemności prawdziwych i niezastępowalnych niczym innym. Autor ma na tyle dużo odwagi, że nie wstydzi się wymagać tego poświęcenia od swoich czytelników.
Elizabeth Kolbert, „The New Yorker”
To, że za każdym razem, gdy jem befsztyk, zastanawiam się nad tym, czy nie jestem hipokrytą, to wielki sukces autora. W książce pisze: „Musimy odnaleźć miejsce na mięso w debacie publicznej, tak samo jak znaleźliśmy je na naszych talerzach”. Po lekturze tej książki, trudno się z nim nie zgodzić.
Geoff Nicholson, „San Francisco Chronicle”
Wybrany fragment książki
Przyjaciele i wrogowie
Psy i ryby nie mają ze sobą nic wspólnego. Psy mają coś wspólnego z kotami, z dziećmi, z policją. Śpią, jedzą i jeżdżą na wakacje razem z nami, wozimy je do lekarza, cieszymy się, kiedy są wesołe, i płaczemy po ich śmierci. Ryby kojarzą się bardziej z akwarium, z sosem tatarskim, z pałeczkami i w ogóle tak naprawdę nikogo nie obchodzą. Dzieli je od nas woda i cisza.
Psy i ryby nie mogą się bardziej różnić. „Ryba" to tak naprawdę 31 tysięcy gatunków, których nazwy nie funkcjonują w potocznym języku. „Pies" natomiast jest bardzo konkretny. Jeden gatunek, imiona własne. Należę do tych 95 procent właścicieli psów, którzy rozmawiają ze swoimi psami, właściwie może nawet do tych 87 procent, którzy wierzą, że psy rozmawiają z nimi22. Ciężko jednak wyobrazić sobie, jak ryby postrzegają świat, nie wspominając już o próbach wejścia w interakcję z nimi. Ryby reagują na zmiany ciśnienia wody i potrafią odnaleźć się w środowisku dzięki wydzielinom innych organizmów, rejestrują dźwięki dochodzące z odległości 25 kilometrów23. Psy są tu i teraz - wchodzą ubłoconymi łapami na dywan i chrapią pod stołem. Ryby żyją jakby w innym wymiarze
- milczące, obojętne, o martwych, nieruchomych oczach. Bóg stworzył je innego dnia niż resztę zwierząt i myśli się o nich jak o jednym z pierwszych przystanków na drodze ewolucji człowieka.
Kiedyś tuńczyk - którego wybrałem na przedstawiciela rybiego świata, jako że Amerykanie jedzą go najczęściej
- był poławiany głównie przez wędkarzy i rybaków prowadzących małe, rodzinne firmy. Złapany na haczyk wykrwawiał się na śmierć albo tonął (ryby toną, kiedy ich ruchy są krępowane), a następnie wciągano go na łódź. Duże ryby (np. miecznik, marlin] często nie umierają od razu, ale męczą się nawet przez kilka dni z haczykiem wbitym w podniebienie. Czasem potrzeba było kilku mężczyzn, by wydostać z wody największe okazy24. Używano (i wciąż się używa) do tego też specjalnych, przypominających bosak narzędzi nazywanych osękami wędkarskimi. Wbicie osęki w bok, ogon lub nawet oko ryby to krwawa, ale skuteczna metoda na wciągnięcie jej na pokład. Podobno grzbiet to optymalne miejsce do wbicia osęki. Chociaż według poradnika opublikowanego przez Komitet ds. Rybołówstwa ONZ najlepiej celować w głowę25.
Dawniej rybacy po zlokalizowaniu ławicy tuńczyków łapali za wędki, żyłki i osęki26. Dziś tuńczyków nie łowi się już w ten sposób. Stosuje się nowoczesne metody: połów za pomocą sznurów haczykowych i okrężnic. Kiedy zacząłem dociekać, co się dzieje z rybami, zanim trafią na nasze talerze, moją uwagę zwróciły szczególnie te dwie techniki połowu tuńczyków. Opiszę je dokładniej w dalszej części książki. Najpierw napiszę o czymś innym.
W internecie jest pełno krótkich filmików z połowów. Jacyś kolesie wyciągają z wody nieszczęsnego marlina albo makrelę i są z siebie zadowoleni, zupełnie jakby właśnie uratowali czyjeś życie czy coś podobnego. W tle leci kiepski rockowy kawałek. Zamiast kolesiów zdarzają się też odziane w skąpe bikini dziewczyny albo dzieci podbierające ryby osękami. Pomijałem cały ten dziwaczny rytu-alizm i przewijałem każdy z filmików, próbując uchwycić moment, w którym narzędzie zostało już rzucone, ale nie wbiło się jeszcze w stworzenie...
To oczywiste, że żaden z czytelników tej książki nie zniósłby widoku psa z hakiem wbitym w pysk. Czy ryby nie zasługują na nasze moralne względy, czy może też uprzywilejowana pozycja psów wynika z naszej bezmyślności? Czy długą i bolesną agonię stworzenia uznaje się za okrucieństwo zależnie od gatunku, do jakiego to stworzenie należy?
Czy zażyłość łącząca nas ze zwierzętami domowymi powinna kierować naszym myśleniem o jedzeniu zwierząt w ogóle? Jak bardzo odległe od naszej codzienności są ryby (lub krowy, świnie, kurczaki)? Czy ten dystans jest przepaścią, szczeliną i czy w ogóle ma on tutaj jakieś znaczenie? A gdyby któregoś dnia silniejsze i bardziej od nas inteligentne formy życia nadały nam taki status, jaki my nadajemy rybom, jak byśmy im wytłumaczyli, że zjadanie nas jest niewłaściwe?
Życie miliardów zwierząt i dobrostan skomplikowanych ekosystemów zależy od odpowiedzi na te pytania. Takie ogólne rozważania mogą wydawać się odległe. Najbardziej martwi nas przecież to, co nas bezpośrednio dotyczy, o całej reszcie z łatwością zapominamy. Mamy też skłonność do sugerowania się tym, co robią inni, szczególnie jeśli chodzi o jedzenie. Etyczny aspekt jedzenia jest tak złożony, bo nasze wybory zależą nie tylko od kubków smakowych, ale też od gustu, od indywidualnych przekonań i uwarunkowań społecznych. Zorientowana na definiowanie siebie poprzez wybory kultura zachodnia stwarza stosunkowo dobre warunki dla jednostek, które wybrały niestandardową dietę. Paradoksalnie jednak to ci wyluzowani wszystkożercy, którzy twierdzą: „wszystko mi jedno, jem wszystko", mogą zostać uznani za bardziej wrażliwych społecznie niż ci starający się jeść tak, by społeczeństwu nie szkodzić. Wśród wielu czynników warunkujących nasze wybory żywieniowe rozum (ani świadomość) nie gra wielkiej roli.
Z jakiegoś powodu doszło do polaryzacji poglądów na temat jedzenia zwierząt. Albo nie jesz ich wcale, albo się nad tym nie zastanawiasz. Albo jesteś aktywistą, albo gardzisz aktywistami. Przyjmowanie takich skrajnych postaw (lub silna niechęć do zajmowania stanowiska] wskazuje na to, że sprawa jest jednak poważna. To, czy i jak jemy zwierzęta, porusza w nas jakieś delikatne struny. Sprawa mięsa należy do naszej przeszłości i teraźniejszości, pojawia się w Księdze Rodzaju i w ustawach związanych z prawem rolnym. Ma swoje miejsce w rozważaniach filozoficznych i w przynoszącym ponad 140 miliardów dolarów przemyśle, którego działalność zajmuje jedną trzecią powierzchni Ziemi28, kształtuje ekosystemy oceaniczne29 i przyczynia się do zmiany klimatu. Wciąż jednak skupiamy się na skrajnościach zamiast skoncentrować się na realiach. Moja babcia powiedziała, że nie zjadłaby wieprzowiny nawet w obliczu głodowej śmierci. Kontekst jej opowieści faktycznie był ekstremalny. Dziś jednak większość ludzi stosuje model „wszystko albo nic" w odniesieniu do codziennych wyborów żywieniowych. Ale tego sposobu myślenia nie zaakceptowalibyśmy w rozważaniach etycznych o innych sferach życia. (Wyobraźcie sobie wybór pomiędzy mówieniem zawsze całej prawdy a ciągłym kłamaniem). Prawie za każdym razem, gdy wspominałem, że jestem wegetarianinem, w odpowiedzi słyszałem, że jestem niekonsekwentny. (Właściwie mój wegetarianizm emocjonował innych bardziej niż mnie samego).
Potrzebujemy lepszego języka do mówienia o jedzeniu zwierząt. Musimy odnaleźć miejsce na mięso w debacie publicznej, tak samo jak znaleźliśmy je na naszych talerzach. Nie chodzi tu o jakieś zbiorowe porozumienie. Niezależnie od siły naszych przeczuć odnośnie do tego, co jest dobre dla nas samych, lub nawet tego, co jest dobre dla wszystkich, zakładamy, że nasze stanowisko koliduje z innymi. Jak sobie z tym poradzić? Unikać konfrontacji czy sformułować jej zasady na nowo?