Wyjdź za mąż i poddaj się!
Ekstremalne przeżycia dla nieustraszonych kobiet
-
Autor: Miriano Costanza
- ISBN: 978-83-6362-142-1
- EAN: 9788363621421
- Oprawa: Miękka
- Wydawca: Esprit
- Format: 14x20 cm
- Język: polski
- Liczba stron: 220
- Rok wydania: 2013
- Wysyłamy w ciągu: niedostępny
-
Brak ocen
-
22,72złCena detaliczna: 29,90 złNajniższa cena z ostatnich 30 dni: 22,72 zł
Poślubienie mężczyzny, który bez wątpienia należy do innego „gatunku” i życie z nim, to poważne przedsięwzięcie. A jednocześnie… cudowna przygoda. To wyzwanie zmuszające do prawdziwego zaangażowania, rzucenia wszystkiego na jedną szalę, przyjęcia nowego życia. Takiemu wyzwaniu można sprostać tylko wtedy, gdy każdy spełnia się w swojej roli. Mężczyzna jest w rodzinie wcieleniem przewodnika, zasad, autorytetu. Kobieta powinna z radością przyjąć rolę tej, która pomaga i która przyjmuje, otacza opieką. To do kobiet należy – jest to wpisane w ich naturę – przyjęcie życia i pomaganie najbliższym, każdego dnia. Także wtedy, kiedy pokój dzieci po popołudniowych zabawach wygląda tak, że ma się ochotę walić głową w ich biurko… W tym zbiorze oryginalnych, błyskotliwych, ironicznych i rozśmieszających do łez listów Costanza Miriano pisze o miłości, małżeństwie i rodzinie. Żartobliwy styl, którym się posługuje, może przekonać i skłonić do przemyśleń nawet najbardziej opornych. „Kiedy kobieta poddaje się nie po to, by zostać zdeptaną, ale by przyjmować innych, wskazuje drogę mężczyźnie i całej rodzinie. Kobieta wyprzedza mężczyznę, ponieważ on potrzebuje, by go przyjęła. Z taką kobietą – kobietą, która jest wierna, która nie jest rywalką, nie chce przejmować nad wszystkim kontroli i dominować, ale która nie pozuje na słabą kobietkę – mężczyzna może być płodny w szerokim tego słowa znaczeniu. Wspomnę tylko, że wówczas nawet myśl o dzieciach może nie wydawać mu się tak bardzo przerażająca. Kochać jako pierwsza, ale i jako ostatnia. To na nas, kobietach, spoczywa również zadanie dbania o miłość, podtrzymywania domowego ognia. Wierność taka może okazać się konieczna w chwilach, gdy miłość – która jest nie tylko uczuciem, ale przede wszystkim przykazaniem – wymaga także siły i zdecydowania”.
Wybrany fragment książki
Szewc bez butów chodzi...
„Costanza, powiedz mi jeszcze raz, dlaczego powinnam wyjść za mąż. To już za piętnaście dni". Trzeba sięgnąć po słuchawkę. Ktoś ma nagłą potrzebę rozmowy. Trzeba umieścić puszkę z napojem w uchwycie (błogosławiony wynalazek z amerykańskich samochodów!). Trzeba sprzątnąć pestki mandarynki (mężu, obiecuję, że któregoś dnia przyniosę worek na śmieci i wszystko posprzątam, nawet papierki po czekoladkach Pocket Coffee). Trzeba w kilka sekund przemienić ten chlewik, mój samochód - schronienie tej niepoprawnej Oprah Winfrey dla ubogich, która ma zwyczaj jadać obiady na skrzyżowaniach bulwaru nad Tybrem - w dobrze się prezentujący salonik.
Piękno przyjaźni nie polega na tym, by mieć przy sobie kogoś, kto będzie miał odwagę powiedzieć ci wprost, że pasemka w kolorze zgniłej nieszpułki nie dodają ci uroku; kogoś, kto będzie się starał, całkiem szczerze zresztą, znaleźć rozsądne uzasadnienie, dlaczego musisz, naprawdę musisz kupić sobie kolejny, dziewiąty już naszyjnik z gagatu, (ponieważ idealnie uzupełni on twoją garderobę); kogoś, kto powie ci, jak doskonałego wyboru dokonałaś i jak świetnie sobie poradziłaś, no przecież nie można było przewidzieć, że grupa czternaściorga małych przyjaciół twoich dzieci, którą gościłaś u siebie, wymknie ci się nieco spod kontroli i dobierze się akurat do tych dwóch spośród wszystkich krzewów różanych, które zdołały zakwitnąć...
Nie o to chodzi. Ja osobiście koniecznie muszę mieć przyjaciół głównie dlatego, że dzięki temu mogę rozdawać rady, a to z kolei jest niezwykle przyjemne i satysfakcjonujące.
Rzecz w tym, że przyjaciołom, a dokładniej przyjaciółkom, mogę zawracać głowę tylko przez pewien ograniczony czas, dzięki czemu są one w stanie znieść większe natężenie mojego marudzenia.
Dzieci natomiast, do których jestem przyklejona niemal jak małża, na moje kazania reagują przełączeniem się na tryb off, patrzą na mnie, przypatrując się tak naprawdę mojemu kolczykowi w uchu i myślą o porywających przygodach X-Men, do których będą mogły powrócić, gdy tylko zakończę wreszcie dowodzenie im, jak wiele korzyści przynosi skrupulatna i systematyczna nauka.
Jeśli chodzi o mojego męża, jest on człowiekiem inteligentnym i szybko nauczył się odpowiadać mi: „Aha" albo „Naprawdę?", lub nawet: „Tak, ja też tak myślę" i „Oczywiście", niemal zawsze odpowiednim tonem, co pozwala mu przy minimalnym wysiłku symulować prowadzenie ze mną rozmowy. Gdy mam podejrzenia, że mnie nie słucha, mówię na próbę: „Kochanie, jestem znowu w ciąży". Jeśli reaguje na to swoim typowym, wyrażającym zaniepokojenie westchnieniem, oznacza to, że docierają do niego - nie wiem wprawdzie, jakim sposobem, ale jakoś docierają - zasadnicze treści mojego przekazu.
Moje przyjaciółki zaś, jak się wydaje, słuchają uważnie moich opinii, a nawet biorą je pod uwagę. Pewnie bardziej ze względu na sympatię do mnie niż ze względu na to, bym miała powiedzieć coś mądrego, z moim zacięciem psychologicznym godnym środkowego napastnika przebijającego się w pole karne. Owszem, nawet mnie zdarza się czasami powiedzieć coś mądrego, lecz bądźmy szczerzy: zwykle przez przypadek.
Zazwyczaj jednak moja odpowiedź na jakikolwiek dylemat jest jedną z następujących: to on ma rację; wyjdź za nie-go; zdecydujcie się na dziecko; ustąp mu; zdecydujcie się na drugie dziecko; przeprowadź się do jego miejscowości; wybacz mu; spróbuj go zrozumieć; zdecydujcie się w końcu na dziecko.
Dlatego też te koleżanki, które nie chcą słuchać podobnych rzeczy- a ja, jeśli się zaangażuję, powtarzam je zwykle z subtelnością godną betoniarki - znikają z pola moich radarów. Nie zniechęcam się łatwo, ale zwykle po trzynastu pozostawionych bez odpowiedzi mailach i po otrzymaniu czterech ziejących chłodem SMS-ÓW - zrozumiem.
Te zaś koleżanki, które mają podobne do moich poglądy w danej sprawie, lub też które, niezależnie od wszystkiego wciąż mnie lubią, nadal dzwonią. One... o tak, dają mi dużo satysfakcji.
Przyczyna tego, że tak często muszę mówić ci, mój mężu: „Wybacz na sekundkę, pożegnam się tylko z koleżanką i zaraz przyjdę", jest taka, że udzielanie rad jest, jak już powiedziałam, cudowne. Poza tym tylko w ten sposób można udawać, że ma się coś do załatwienia akurat w chwili, gdy dwaj synowie biją się rowerowymi bidonami o półcentymetrową głowę chłopka lego, który akurat ma wąsy, bez których żaden z braci nie może się obejść, a dwie córki właśnie przewróciły na ziemię pudełko z dwustoma pięćdziesięcioma gramami 5-milimetrowego makaronu.
Jednak przede wszystkim przyjaciółki są dziś niezwykle cenne dlatego, że my, współczesne kobiety, w odróżnieniu od tak wielu wcześniejszych pokoleń, nie mamy przed sobą z góry wyznaczonej drogi.