Urbanista
-
Autor: Paczesniak Jan
- ISBN: 9788320557152
- EAN: 9788320557152
- Oprawa: Miękka
- Wydawca: LSW
- Format: 15.0x21.0cm
- Język: polski
- Liczba stron: 88
- Rok wydania: 2019
- Wysyłamy w ciągu: niedostępny
-
Brak ocen
-
23,17złCena detaliczna: 33,60 złNajniższa cena z ostatnich 30 dni: 23,17 zł
Artykuł chwilowo niedostępny
x
Kolejna powieść współczesna tego autora. Dwaj świeżo upieczeni absolwenci Architektury trafiają do prowincjonalnego miasta; jest druga połowa lat 90-tych, pełnia transformacji ustrojowych. Młodych bohaterów pochłania walka z deweloperami i życie uczuciowe. Fabuła mocno osadzona w realiach.
Prezydent Wojciech Rałowski, krzepki czterdziestolatek (dostrzegalne pasemka siwizny w bujnej czarnej czuprynie zdają się poświadczać niezbędną dla funkcji dojrzałość, z chodu i z postawy promieniuje rześkość, energia, uprzejmość i jakiś nieuchwytny rodzaj ogólnej życzliwości) właśnie opuszcza gabinet; sekretarce poleca: – Pani Aniu, lecę do Madziara, chyba nikt już nie zadzwoni, za chwilę czwarta, fajrant, pani powie Wandzie, jak posprząta, niech mnie nie szuka, klucze zostawi Franciszkowi, jeszcze tu wrócę… Nie zdążył zejść na parter, a już do sekretariatu wparowała owa Wanda, przymilnie rezolutna i gadatliwa: – Pani Aniu, kochana, to o której on wyjdzie, bo wie pani, chciałabym, żeby on mnie widział do późna przy robocie, ja go tak lubię… – Wszyscy go lubimy, niech pani nie nudzi… – Pani wie przecież, że to on mnie przyjął tu do pracy pod dachem, zapamiętał mnie, z tamtego sprzątania przy straganach koło targowicy – taki kochany! – zawsze zagada, popyta o dzieci, a jak już kiosk miał i był tych wszystkich kiosków prezesem, to mi zostawiał co niesprzedane. Pierwsza biegłam na niego głosować… – Pani Wandziu, będzie tak samo dobry, jak panią dziś nie zobaczy, niech pani wyjdzie, jak tylko pani skończy… (fragment)
… Intensywność życia towarzyskiego pracowników w tak zwanych uspołecznionych zakładach (a wliczają się tu wszelkiego rodzaju urzędy) zależy od zagęszczenia niektórych imion świętych w kalendarzu, i nie podlega to żadnym ostro lub miękko zdefiniowanym w socjologii regułom życia społecznego. Tak sądził trzeźwy od zawsze racjonalista Roman Jankowski, póki nie podliczył ilości imprez i imprezek: oto, spadkowo z ostatniej dekady wiosny specjalnie dla naszej Pracowni ważny św. Lucjan (tylko czekoladki i kawa, pono dawniej bywał tort!..) wraz z św. Antonim; dalej Michał, Eliza i Jola, te u nas nie obchodzone, ale w innych departamentach magistratu i owszem! Ciąg pierwszej dekady lata to dni: Alicji i Marty, Jana, Wandy , Danuty, Władysława, Piotra i Pawła, Lucyny, kończą Marian i Halina, czeka dni 15 Henryk! Tak wygląda lista patronów z nieba wzywanych na ceremoniach chrztu, przyzywanych płaczem niemowlęcym do pieczy nad owocem miłości, na całe owocu tego ziemskie życie. Prawidło życiowe owego zagęszczenia dni patronackich odkrył Roman budząc się późnym, niedzielnym rankiem po imieninach Piotra Parzydły, kierownika sekcji nadzorów terenowych… (fragment)