KATEGORIE

Kategorie

Okładka książki 12 rozmów o pamięci. Oswajanie nieobecności

12 rozmów o pamięci. Oswajanie nieobecności

Oswajanie nieobecności

  • ISBN: 978-83-63014-16-2
  • EAN: 9788363014162
  • Oprawa: Twarda
  • Wydawca: Zwierciadło
  • Format: 17.5x23.5cm
  • Język: polski
  • Liczba stron: 272
  • Rok wydania: 2012
  • Wysyłamy w ciągu: niedostępny
  • Średnia ocena: 3,25 (4)
  • 26,24
     zł
    Cena detaliczna:  44,90 zł
    Najniższa cena z ostatnich 30 dni: 26,24
Artykuł chwilowo niedostępny
Wpisz e-mail, jeśli chcesz otrzymać powiadomienie o dostępności produktu
x
W pierwszą rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem ukazała się książka "12 rozmów o miłości. Rok po katastrofie" - rozmowy Joanny Racewicz z kobietami, które 10 kwietnia 2010 r. straciły bliskich. Wśród pasażerów tragicznego lotu był również Mąż autorki, kpt. Paweł Janeczek – funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, szef ochrony Prezydenta RP. Książka "12 rozmów o pamięci. Oswajanie nieobecności", to 2 część dyptyku autorstwa Joanny Racewicz - tym razem o stracie opowiedzą mężczyźni - wśród nich Wojciech Wasserman, Maciej Komorowski, funkcjonariusze BOR.

Joanna Racewicz – karierę dziennikarską rozpoczęła, współpracując z lokalnymi mediami w Zamościu.
W latach 1999–2006 pracowała na stanowisku reportera i prezentera w „Panoramie” (TVP2). W październiku 2006 odeszła z TVP. Od 17 marca 2007 prowadziła cykl „Dom otwarty” w programie „Dzień Dobry TVN”. Od stycznia 2011 ponownie w TVP jako prezenterka „Panoramy”.


12 rozmów o pamięci Oswajanie nieobecności fragment ksiażki


Dariusz Bielas Janosik

Kiedy się poznaliście?
To był początek 1998 roku. Zacząłem pracę w Biurze Ochrony Rządu dosłownie rok wcześniej, tuż przed Pawłem. Wtedy sztuką było się nie znać. Było nas mało. Garstka ledwie. BÓR liczył nie więcej niż siedemset osób. Zadaniem większości była ochrona tak zwanych obiektów. Kancelarii prezydenta, premiera, budynków ministerstw, rządowych agencji... Około setka pracowała w ochronie osobistej. Jak przychodził jakiś „nowy", wystarczyło nie więcej niż trzy miesiące i wszyscy go znali. Jeśli nie z imienia i nazwiska, to na pewno z „ksywy". Spotykaliśmy się też prywatnie, w wolne dni, weekendy. Rodzinne klimaty. Dzisiaj jest już inaczej. Biuro to moloch. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Bałagan? Marne zarządzanie?
Wybacz, nie chcę o tym mówić.
Bo...?
Bo taka jest zasada w służbach. Byłego borowika też to obowiązuje. Mam swoje zdanie na ten temat, dobrze je znasz. I niech tak zostanie. Nie mogę i nie chcę ogłaszać go wszem i wobec. Śmiało natomiast mogę powiedzieć, że wtedy, pod koniec lat dziewięćdziesiątych, Biuro było jednostką elitarną. Nie, nie przez cały ten sztafaż i rekwizyty — słuchawkę w uchu, garnitur i ciemne okulary. Właśnie przez fakt, że funkcjonariuszy było tak niewielu... Dostać się do grupy ochronnej było jak wdrapać się na K2. Znaczyło to, że jesteś dobry, bracie.
Mogło się „przewracać w głowach"?
Niektórym pewnie tak, ale Paweł na sto procent do takich ludzi nie należał. Przecież wiesz. Raczej pierwszy tępił wszelkie przejawy wody sodowej uderzającej kolegom do głowy. Wypalał to gorącym żelazem, choć — spokojnie, Joasiu - bez przemocy.
Domyślam się. Pamiętasz, w jaki sposób zwrócił twoją uwagę?
Był facetem, którego natychmiast się zauważało. Wyróżniał się w tłumie. I fizycznie, i osobowością. Wysoki, postawny, wyprostowany jak struna. Bez odrobiny zadęcia, za to z wielkim dystansem do świata i siebie. Wzbudzał sympatię. Nie dało się Go po prostu nie lubić. Uśmiechnięty. Żartowniś. Ludzie do Niego lgnęli, chcieli przy Nim być. Miał taki niesamowity rodzaj charyzmy. Takiej niewymuszonej, naturalnej, jakby nosił ją w genach. Wchodził do pokoju — i nie było człowieka, który by tego nie zauważył. Mało tego. Najczęściej przewodził dyskusjom i sprawiał, że ludzie zaczynali słuchać, co ma do powiedzenia. To był lider, Joasiu. Kto wymyślił „Janosika"?
Trudno powiedzieć. Wiesz jak to jest z pseudonimem — broń Boże nie można samemu go sobie wybrać. Bo jak się bardzo chce, to jest dokładnie odwrotnie. Ktoś chce być „Orłem", a zostaje „Wróblem", marzy o tym, żeby kumple mówili do niego „Piorun" albo „Burza", to zostaje „Zefirkiem". Albo jakoś tak. Prawdziwe pseudonimy, które przyrastają do człowieka jak druga skóra, na ogół tworzy cała grupa. Zbiorowość, tak zwane osoby trzecie. Często od nazwiska, w nawiązaniu do jakiejś sytuacji, zdarzenia. Mechanizm jest zresztą taki sam jak w dziesiątkach innych środowisk. Z urzędnikami włącznie. Paweł, odkąd pamiętam, był „Janosikiem". Paweł też nie mógł sobie przypomnieć, kto Go tak „ochrzcił". Podejrzewałam kolegów z jednostki antyterrorystycznej w Radomiu, w której służył, zanim pojawił się w BÓR...
Nie, myślę, że „Janosikiem" został u nas. Wyglądał inaczej niż wszyscy. Dłuższe włosy, mocne spojrzenie, wielka klata... Wyglądem przypominał właśnie tego filmowego Janosika.
Dzisiaj w korespondencji radiowej posługujemy się kryptonimami urzędowymi, numerycznymi. Takimi z gatunku „J-23, zgłoś się". Kiedyś częściej używano tych naszych, wymyślonych ksywek. Było tak, że od pierwszego dnia, kiedy tylko ktoś nowy przychodził, dostawał pseudonim. Później się okazało, że w przypadku Pawła trafiony był w dziesiątkę. On rzeczywiście okazał się prawdziwym Janosikiem. Walczył ze złem, odbierał bogatym, dawał biednym. OK, to w przenośni, ale na pewno wiesz, co chcę przez to powiedzieć. Był do bólu sprawiedliwy. Kiedy był jakiś konflikt — jak to między facetami — potrafił ze spokojem wysłuchać obu stron i rozsądzić, kto ma rację. Zawsze Go za to podziwiałem. Uczciwość miał „wdrukowaną" do samych trzewi. Pamiętał o kumplach, zabiegał o nich. Dbał o ich szkolenia, ciągłe podnoszenie kwalifikacji. Potem — o awanse, o to, żeby pracowali tam, gdzie chcieli. Czasem robił to wszystko pod prąd i samemu się narażając. O siebie nie dbał. Awanse, gwiazdki, ordery - to Go niespecjalnie obchodziło. Mógł wiele, a zupełnie tego nie wykorzystał w swojej sprawie. Pamiętam jak zobaczyłam Pawła pierwszy raz. W rządowym jaku, który wyglądał tak, jakby nie był w stanie oderwać się od ziemi... Pawła i całą Jego grupę ochraniającą premiera Leszka Millera. Jesień 2002 roku. Zobaczyłam herszta bandy niesamowitych ludzi, którzy pójdą za Nim w ogień. To było urzekające. Jak bajka o rycerzach króla Artura. Zawsze będę myślał o Pawle, że był jak skała, jak fundament, na którym można zbudować wszystko. Wielu z nas Go podziwiało. Wielu starało się Go naśladować. Każdy szef komórki organizacyjnej czy szef ochrony któregoś z VIP-ów chciał mieć Go u siebie. Mało tego, osoby ochraniane, nasze VIP-y, też natychmiast Go zauważały i pytały, gdzie jest Janosik. Ludzie chcieli z Nim pracować. Chcieli, żeby ich ochraniał. Ale nie dlatego, że był przymilny czy był lizusem. Do tego typu historii było mu bardzo daleko. Był zawodowcem, jak nikt znał się na fachu. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak sentymentalna laurka... Ale On naprawdę miał w sobie coś takiego, taki rodzaj spokoju, takie nieuchwytne COS, co sprawiało, że i na grupę ochronną, i na osobę ochranianą zwykle spływał spokój. Paweł dawał poczucie bezpieczeństwa... Dokładnie wiedział, co robi. Wiedział, co powinien zrobić. Błyskawicznie reagował na każdą sytuację i nie wahał się podejmować ryzyka brania decyzji na siebie. To nie jest częsta cecha.


Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Oczekiwanie na odpowiedź
Wybierz wariant produktu
Dodaj do koszyka
Anuluj